Historia w maju będzie miała dwa lata, ale wciąż tak samo piekielna.
W marcu 2012 mój ówczesny chłopak, M. zaczął zachowywać się 'inaczej'. Ot, awantury o nic, robienie scen, fochy. Niby dopiero trzy lata razem, ale przestałam go poznawać. W kwietniu przyszedł ogromny ból głowy i z każdym dniem się pogarszał. M. dostawał różne leki przeciwbólowe - od zwykłego Apapu, przez Nimesil, aż doszło do Padoltenu. W międzyczasie pojawił się światłowstręt (nie wychodził z domu dopóki słońce nie zaszło) i częste wymioty. W końcu lekarze zdecydowali, że na początku maja przyjmą go do szpitala.
Pani doktór dnia bodajże drugiego maja postukała w kolanko, poświeciła latareczką w oczy i stwierdziła to, co pięciu poprzednich lekarzy - migrena. M. błaga o zlecenie innych badań, jest naprawdę w kiepskim stanie. Pani doktór rzecze że nie, bo to migrena, ona się zna, koniec kropka. M. do szpitala nie zostaje przyjęty.
Idzie do rodzinnego, prosi o skierowania do innych lekarzy i na badania - okulista, neurolog, rezonans mózgu i tomografia.
Najbliższy termin do okulisty na fundusz - trzy tygodnie później. M. w domu się nie przelewało, więc w końcu moja matka odkłada trochę pieniędzy i bierze go do najlepszego okulisty w mieście na kompleksowe badania. I co? Nic. Badanie nie wykazuje nic. Ale doktor jest przerażony i nakazuje zrobić tomografię i rezonans jak najszybciej. Termin prywatnie na 26 maja.
25 maja w nocy budzi mnie matka wrzeszcząca nad moim łóżkiem.
- Z M. jest coś nie tak!
Chłopak każdy weekend spędzał u mnie, ja zasnęłam w swoim pokoju, a on siedział jeszcze na dole i rozmawiał z rodzicami i bratem.
Biegiem na dół - chłopak siedzi pod ścianą, rzyga, gada głupoty, w dodatku po angielsku i 'gra' na gitarze - macha rękoma w ten charakterystyczny sposób. Samochodu nie ma, dzwonimy po karetkę. SIEDEM RAZY. Siedem piep*zonych razy, zanim dyspozytorka raczyła ją wysłać. Mimo tego, że mówiliśmy, że chłopak od miesiąca jest obrazem rozpaczy, że coś z głową, że prawdopodobnie coś cholernie poważnego.
- Eee, pani, pewnie pijany. Piątek jest, no nie?
W końcu przyjechała karetka. Nie do transportu. Karetka z apteczką. Panowie ratownicy podrapali się po głowie, po czym... Położyli M. na ziemi. Tak, położyli wymiotującego chłopaka na ziemi, na plecach. W międzyczasie na spodniach wykwitają mu plamy po odchodach - jednym słowem, puściły zwieracze. Czyli jest bardzo niedobrze.
Panowie ratownicy stwierdzili, że nie mogą mu pobrać krwi, bo macha rękoma. W końcu łaskawie wzywają karetkę transportową. Ratownicy z transportowej równie bystrzy jak koledzy z pierwszej - JA, dziewczyna dwukrotnie mniejsza od M. układam go na brzuchu z głową na bok na noszach, bo 'oni nie wiedzą'. Karetka ruszyła, ja zdążyłam powiedzieć ratownikom, że chłopak ma uczulenie na kwas acetylosalicylowy (aspirynę), zadzwoniłam po taksówkę, dokumenty M. w dłoń i wio do szpitala.
Wbiegam na SOR, a tam ta sama pani doktór, co nie chciała przyjąć do na początku maja do szpitala 'bo to migrena'. Z łaską bierze dowód M., przepisuje dane. Ja w tym czasie spoglądam na chłopaka, którego podłączyli do kroplówki. Zaczyna mieć drgawki. Przyglądam się i nie wierzę - podłączyli mu aspirynę! Drę się na jeszcze obecnych ratowników, drę się na cały świat, taka jestem wkurzona. Natychmiast odłączają kroplówkę, a pani doktór skacze do mnie, że mam się przyznać, co ćpaliśmy, bo ona zaraz się dowie i ja też pójdę siedzieć. Patrzę na nią wielkimi oczami, a ona dalej swoje - że badania mu zrobią i krwi i na obecność narkotyków - i jak wyjdzie, to ona mnie też usadzi, bo ja nie będę jej tu porządku zakłócać.
Po czterdziestu minutach są wyniki - żadnych narkotyków. Żadnego alkoholu. Och, więc jednak coś nie tak. No to wzywają technika od tomografii. Trwa to kolejne czterdzieści minut. M. w końcu jest zabrany na tomografię. Ja dzwonię do jego matki i mówię, gdzie jesteśmy i co się dzieje.
O godzinie drugiej dwadzieścia w nocy przychodzi do nas pani doktór i każe usiąść na krzesłach. Zaczynam się trząść.
M. miał tętniaka mózgu, który mu pękł. W wyniku tego pęknięcia wytworzył się dodatkowo krwiak. Wylew podpajęczynówkowy. Za dwadzieścia minut będzie doktor, bo obecny nie chciał się podjąć operacji. Zbyt duże ryzyko. Chłopak ma dwa procent szans przeżycia.
O trzeciej M. ląduje na sali operacyjnej. Jego i moja matka siedzą przed blokiem operacyjnym i wyją. Ja tylko jestem w stanie kiwać się i powtarzać, że wszystko będzie dobrze. Każdy krok i każdy dźwięk mnie przeraża, bo być może 'po wszystkim'.
O ósmej M. ląduje na OIOMie. Żyje, ale nie wiadomo, czy uda mu się przeżyć kolejną dobę.
Kolejne kilka tygodni było walką o jego życie, a następne półtora roku - o jego sprawność. W tej chwili M. ma się całkiem dobrze, czeka go jeszcze operacja na zwapnienia, które utworzyły mu się w udach i biodrach.
Dlaczego dopiero teraz o tym piszę? Bo M. dzisiaj był na rutynowej kontroli - robią mu tomografię co 3 miesiące. Kiedy czekał, na SOR przywieźli pana menela. Zrobili mu rezonans z miejsca, bo przecież mógł się uderzyć w głowę.
Chłopakowi, który błagał o skierowanie na badanie, wystawić go nie chcieli, mimo wyraźnych objawów świadczących o tym, że coś jednak jest nie tak.
Powiedzieć, że polska służba zdrowia to gówno, to zdecydowanie za mało.
słuzba_zdrowia
Jedno dobre w tym wszystkim, że chłopak przeżył. Mój dziadek nie miał szczęści kiedy wozili go w te i nazad, bo pogotowie nie widziało, który szpital ma ostry dyżur...
Odpowiedz@Caryca: Jak M. leżał na OIOMie, to przywieźli też dziewczynę, ale nie przeżyła doby. To samo, tętniak, spadła z konia - wieźli ją najpierw 40 km do jednego szpitala, czekała tam 2 godziny, jak się okazało, że nie ma tomografu, to 60 km do drugiego szpitala, tam nie było lekarza, a jak przywieźli ją do nas, to było już za późno... Miał bardzo dużo szczęścia i śmiem twierdzić, że bardzo wiele wsparcia w rodzinie i znajomych, ale gdyby nie ociąganie się pani doktór, to prawdopodobnie w tej chwili byłby całkowicie sprawny, a tak ma ogromne problemy z poruszaniem się. Na szczęście tylko tyle.
Odpowiedz@koalaa: Przykro się takie rzeczy czyta. Ale nic to, trzeba się cieszyć z tego co mamy, bo nie wiadomo co przyniesie jutro :) Życzę zdrowia chłopakowi.
Odpowiedz@koalaa: a podłączyli jej aspirynę?
OdpowiedzPozzwałabym Pania Doktór do prokuratiury za zaniedbanie obowiazków. Ja sama ledwo zywa na SORze mimo wielkiego bólu i nie mozności ustania na nogach miałam WSZYSTKIE możliwe badania zrobione (ze wzgledu ze bylam akurat chora na przeziebienie dostalam za mocne leki i wyszedl kwiatek). Spedzilam caly dzien, ale nie chcieli mnie z szpitala w Łodzi wypuscic dopoki nie byly badania dopiete na ostatni guzik.
Odpowiedz@Arcialeth: Pani doktor pozwana teraz, po czasie - wtedy jakoś nikt nie miał siły o tym myśleć, wszyscy walczyliśmy o życie i sprawność chłopaka. Mam nadzieję, że dopierdzielą jej odpowiednią karę, bo to, przez co musiał przejść chłopak przez jej niekompetencję nie mieści się w głowie.
OdpowiedzZłudne nadzieje, bez waszej sądowej interwencji. Macie czas, puki szpital ma ustawowy obowiązek trzymać dokumentacje określony czas... wasza bezczynność sprawi, że franca załatwi tak kogoś innego...
OdpowiedzW duńskich i angielskich szpitalach od kiedy wprowadzili rejestry błędów w sztuce lekarskiej w raz z opisem lekarzy i innego personelu zamieszanego w fuszerkę, to statystycznie ich ilość zmniejszyła się o 30%, ale u nas jest jakaś dziwna ustawa o ochronie danych osobowych, która, chroni bandytów, złodziei i partaczy przede wszystkim.
Odpowiedz@koalaa: Osobiście dziwię ci się. Podałaś szczegóły, które wystarczyły mi do zidentyfikowania w ciągu 5 minut szpitala, oddziału, dokładnej daty tego wydarzenia. Od tego już tylko krok do ustalenia nazwisk dyspozytora, lekarzy, ratowników. Oskarżyłaś te osoby o bardzo poważne zaniedbania. W dodatku w większości fałszywie (niżej wypunktował cię już fak_dak). Naprawdę aż taka beztroska i naiwność, czy głupota? PS. Bzdury aż krzyczą z tego opowiadania (bo trudno to nazwać historią, nawet jeśli pisaną na kanwie prawdziwych zdarzeń), w dodatku zestawione z komentarzami wyraźnie pokazują, że coś rzeczywiście zaszło, ale "nie samochody a rowery i nie rozdają, a kradną"...
OdpowiedzPrzypomniałaś mi nieporównywalne z niczym innym uczucie czekania na wieści w sprawie umierającej, kochanej osoby. I bezsilną wściekłość wymieszaną z przerażeniem na idiotyczne ordynowanie leczenia przez lekarzy (niestety nie jeden raz). Udało mi się nie rozpłakać.
Odpowiedz@biala_czekolada: Ta bezsilność to najstraszniejsze uczucie, jakiego doświadczyłam w życiu i nikomu nie życzę podobnych wrażeń. Ja mam łzy w oczach za każdym razem, jak sobie to przypominam i mam nadzieję, że nigdy już coś takiego mnie nie spotka.
OdpowiedzW razie odmowy wykonania tomografii prosisz o podpisane oświadczenie o powodzie odmowy. Zrobią ci od razu.
Odpowiedz@dnr: Nie było odmowy wykonania tomografii - lekarze nie chcieli wydać w ogóle skierowania na to badanie. Zresztą, nie znam się na tyle na prawie, żeby wiedzieć o takich rzeczach.
Odpowiedz@dnr: Ja ci chętnie podpiszę, jeżeli będę uważać wykonanie za bezzasadne. Odmawiam masowo, bo ludzie chcą CT "na wszelki wypadek".
OdpowiedzNo to o odmowie wydania skierowania... Jakby doktor miał jakiekolwiek podejrzenie że coś może być nie tak to by nie podpisał żeby kryć swój tyłek. Jak podpisze to chyba daje pewność że nie ma potrzeby na to badanie :)
Odpowiedz@dnr: jeżeli nie doszło do urazu głowy lub odcinka szyjnego kręgosłupa, nie ma ciśnienia na wykonanie TK... biorąc pod uwagę, że takie badanie sporo kosztuje, a NFZ kręci nosem na zwrot kosztów...
Odpowiedz" Ja w tym czasie spoglądam na chłopaka, którego podłączyli do kroplówki. Zaczyna mieć drgawki. Przyglądam się i nie wierzę - podłączyli mu aspirynę!" [sic!] Aspiryna w kroplówce (uśmiałem się) i w dodatku ty na pierwszy rzut oka poznałaś co jest rozpuszczone w kroplówce. I te drgawki jako reakcja uczuleniowa na Aspirynę. I do tego porażająca głupota szeregu lekarzy przy objawach sugerujących już studentowi medycyny, że pacjent może mieć guza mózgu. Zmiany osobowości i reszta objawów są częste w guzach płatów czołowych, a nie tętniaku. I te siedem bezskutecznych wezwań karetki do wymiotującego pacjenta z zaburzeniami świadomości i objawami neurologicznymi. I ci ratownicy pobierający w domu krew do badań laboratoryjnych. I to rozróżnienie na karetkę "z apteczką" i inną "transportową". I to, że karetka "z apteczką" musi wezwać kogoś innego do transportu chorego. Nie mam wątpliwości, że historia jest bajką jak stąd do Honolulu. Masz talent pisarski, ale wyłożyłaś się na szczegółach oraz nieznajomości zasad podawania leków i organizacji służby zdrowia. Celowałaś dobrze, bo ludzie nie znając się na medycynie łykną każdą bajkę o głupich lekarzach.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 kwietnia 2014 o 22:36
@fak_dak: Mi po pierwszych linijkach przyszły na myśl guzy mózgu a nie mam nic wspólnego z medycyną :) Faktycznie, nawet dla laika brzmi nieprawdopodobnie.
Odpowiedz@dnr: Szukajmy dalej dowodów na bajkę: - lekarka SOR spisująca dane pacjenta z dowodu osobistego. Musiała się strasznie nudzić i na SOR musiało zupełnie nie być pacjentów, skoro robił pracę rejestratorki. - krwawienie podpajęczynówkowe tworzące krwiaka (ciekawy jestem w jaki sposób) - wzywanie na SOR technika od tomografii. Po co? Nie ma przenośnego CT. - rezonans głowy menela po urazie? Co miałby wykazać? Jak już to sens ma tomografia, bo MRI nie uwidoczni równocześnie krwiaka i urazów struktur kostnych.
Odpowiedz@fak_dak: co racja to racja! :D Kto wie, być może faktycznie chłopakowi przydarzyła się podobna historia jednak jak widać trzeba było ją podkoloryzować i dodać trochę dramaturgii :)
Odpowiedz@fak_dak: Co do aspektów medycznych to się nie wypowiadam, bo się nie znam. Ale jak moja mama miała wylew podpajęczynówkowy (pęknięty tętniak właśnie) to też dyspozytor, a później ratownicy, kiedy prowadziłam ich do domu (wybiegłam na główną drogę w mojej wsi, żeby wskazać gdzie było wezwanie) próbowali mi wmówić że jest pijana i z 10 razy pytali się co wypiła. Jak zobaczyli w jakim mama jest stanie usłyszałam komentarz, że tu to już pozamiatane (!) i zostałam opierdzielona, bo mamie puściły zwieracze (a ja tak jakby nie zdążyłam jej umyć i przebrać, nastąpiło to chwilę przed ich przyjazdem) i oni takiej obsranej śmierdzącej wieść nie będą(!), kazali ją rozebrać i zabrali zawiniętą w prześcieradło. Więc w chamskie zachowania personelu medycznego jestem w stanie uwierzyć. Tak, tak wiem, że trafiłam na debili, którzy zdarzają się wszędzie. Rzecz działa się w Wigilię, więc pewnie niezbyt byli zadowoleni, że muszą pracować, no ale bez przesady.
Odpowiedz@koalaa: Aspiryna tak jak inne kwasy acetylosalicylowe są w Polsce i reszcie świata dostępne tylko w postaci doustnej. Jak oni umieścili to w kroplówce? Pokruszyli tabletkę i wsypali górą? Musiało pięknie musować. Może nawet dali taki o smaku pomarańczowym? No i co z aseptyką? Dałaś ciała bo wymyślając historię nie sprawdziłaś co można podać w kroplówce, a czego nie można. Zdjęcia i deklarowane bilingi są trudne do weryfikacji. Skąd mam wiedzieć, że to ty i twój chłopak? Może to być ktoś zupełnie inny. I po co mu rzekomo wycinali na stałe kość czołową w tętniaku mózgu? Jaki ma to sens? "5. Jesteś chyba ostatnim, skończonym idiotą, twierdząc, że osoba, która tego wszystkiego nie przeżyła, jest w stanie coś takiego wymyślić. " Ile morderstw przeżyła Agata Christie, że tyle ich opisała? Wszystko można wymyślić. Dobry pisarz jednak najpierw robi rozeznanie tematu, a potem pisze. Historia jest niezła, ale kuleją szczegóły.
Odpowiedz@Poecilotheria: Ja nie kwestionuję głupoty pojedynczej osoby. Ale totalna głupota kilku lekarzy pod rząd? W zestawieniu z puentą: "Powiedzieć, że polska służba zdrowia to gówno, to zdecydowanie za mało." daje do myślenia. Do myślenia o wyssaniu z palca tej historii. O ile głupotę czy chamstwo niektórych ludzi trudno uznać za fantazję, to przytoczone "fakty" medyczne wskazują na to, że autorka wszystko zmyśliła, bo zwyczajnie nie mogły mieć miejsca.
Odpowiedz@fak_dak: Uff, po pierwszych komentarzach myślałam że jestem jedyną osobą która nie wierzy w tę historię ; ) @koalaa: Oprócz tego co napisał fak_dak nie chce mi się wierzyć że ratownicy medyczni nie wiedzieli jak ułożyć pacjenta na noszach, za to ty, kompletny laik, wiedziałaś. I ta lekarka, która cię usadzi za narkotyki... A co do twojego ostatniego komentarza: "I tętniak nie był pod pajęczynówką, a w lewym płacie czołowym." Yyyy tak dla twojej informacji pajęczynówka to jedna z opon mózgu, która oplata cały mózg, RÓWNIEŻ lewy płat czołowy. Poczytaj sobie o anatomii, dziecino, zanim zaczniesz zmyślać medyczne historyjki.
Odpowiedz@fak_dak: ja tam medycyny nie skończyłam, ale ASA podaje się dożylnie w Polsce i na świecie i wcale nie trzeba tabletek kruszyć.
Odpowiedz@fak_dak: Ja też nie wierzę. Fejk na 100%. Ale będzie główna, bo historie o złych lekarzach dobrze się sprzedają.
Odpowiedz@fak_dak: A co do aspiryny - może podali mu ją wcześniej doustnie, albo na butelce zapisali, że mają mu ją podać w takiej dawce, bo ja wiem? Nie jestem lekarzem, nie pamiętam wszystkiego bardzo dokładnie, sytuacja była okropnie stresowa. Wiem, że podali mu aspirynę i wiem, że na mój krzyk o tym, że ma uczulenie odłączono kroplówkę, cokolwiek by to nie było. Powtórzę się - gdyby nie nawał tych piekielnych sytuacji, to bym tego tu nie opisywała. A Ty dalej żyj w swoim świecie, w którym najwyraźniej patrzysz na innych przez swój pryzmat. Ale tak jest zawsze - złodziej w każdym widzi złodzieja, a kłamca w każdym kłamce.
Odpowiedz@koalaa: Lekarze zapisujący na kroplówkach dotychczas podane doustnie leki. :DD Twoja wyobraźnia przerasta moją tak z 10x. Szacun. Będzie z ciebie świetny pisarz. Nie pogrążaj się dalej. Lepiej się uczciwie przyznaj ,czy zmyśliłaś historię, czy tylko podkolorowałaś dla lepszej dramaturgii.
Odpowiedza wy tacy wielcy dorośli tak? :)
Odpowiedz@fak_dak: Jesteś naprawdę chyba ciężko chory. Może sam zechcesz napisać do chłopaka na facebooku? Zgodził się, żebym podała jego imię i nazwisko. : )
Odpowiedz@Venefica: "ja tam medycyny nie skończyłam, ale ASA podaje się dożylnie w Polsce i na świecie i wcale nie trzeba tabletek kruszyć. " Naprawdę? A ja tam skończyłem. W dodatku mam przed nosem farmindex z wszystkimi zarejestrowanymi w Polsce lekami oraz ich postaciami i za nic nie ma tam nic o innych postaciach kw. acetylosalicylowego niż doustne. Może jest jakiś czarny rynek Aspiryny w ampułkach, produkowanej pokątnie w garażu?
OdpowiedzHistoria podkoloryzowana jak stąd do Radomia, ale autorka tak się bulwersuje, że jestem skłonny uwierzyć, że coś tam z nim było nie tak.
Odpowiedz@koalaa: Jak chcesz to podaj. Nie zmieni to faktu, że podane przez ciebie zdarzenia są zmyślone lub podkolorowane.
Odpowiedz@Wunsz: Nie wiem, który raz powtórzę: gdyby nie tyle zakichanych piekielnych ludzi na tej drodze, to nigdy bym jej tu nie opisywała. Myślałam, że do tego właśnie służy ta strona - do opisywania piekielnych sytuacji, które na co dzień nie powinny mieć miejsca. Nie dziw się, że jestem zbulwersowana - trudno mi zachować zimną krew, kiedy ktoś zarzuca mi kłamstwo w sprawie, która zmieniła zupełnie moje życie, bo być może faktycznie popełniłam kilka błędów. Nie znam dobrze terminologii medycznej, a i jeżeli wypowiadają się tu ludzie 'po medycynie', to powinni też wiedzieć, że mózg w sytuacjach kryzysowych pracuje inaczej - być może zapamiętałam coś innym, niż było w rzeczywistości, tak jak z tą aspiryną. Może dlatego lekarka się na mnie wkurzyła - bo zaczęłam jej się drzeć o aspirynie, której nie było (co nie zmienia faktu, że kroplówkę z jakiegoś powodu odłączyli). Podkreślam: nie jestem lekarzem, nie znam dobrze anatomii, ale nikt mi nie wmówi, że wymyślam coś tak przykrego i podłego, bo uważa, że lekarze są nieomylni.
Odpowiedz@koalaa: Jeśli chłopak nie ogarniał, był nieprzytomny, wymiotował, to nie ma opcji, żeby podali mu coś doustnie. Właśnie m.in. takie teksty świadczą o twojej kompletnej nieznajomości tematu. @BezConversow: Tak.
Odpowiedz@fak_dak: Przeglądam na telefonie, dzięki za wysmianie tego za mnie. :-) A co do historii: Maliny, wszędzie maliny!
Odpowiedz@koalaa: O proszę, już się wycofujesz z niektórych "piekielności"? Za chwilę się każe, że karetka przyjechała po jednym telefonie, ratownicy znali się na swojej pracy i nie było korowodu niekompetentnych lekarzy, tylko co najwyżej jeden. I przebieg zdarzenia też nie był tak dramatyczny.
Odpowiedz@koalaa: A jaki ma sens, że mnóstwo ludzi każdego miesiąca z większym, bądź mniejszym talentem zmyśla historie by się dostać na główną? Jakiś pewnie ma.
Odpowiedz@Wunsz: Mam podobne zdanie. Też bym mogła opisać tragiczną medyczną historię mamy, ale piekielni byli tylko ratownicy, dalej służba zdrowia działała bez zarzutu (no, widziałam jeszcze pielęgniarkę, która na OIOMie przeszła sobie obojętnie obok mojej mamy, kiedy na monitoringu pracy serca była linia ciągła, ale to się tylko kabelek odczepił, chociaż ja o tym nie wiedziałam i w tamtym momencie dla mnie było trochę piekielnie - zamurowało mnie i nie wiedziałam, czy gonić za tą pigułą, czy co zrobić...) i powiedzmy, że wszystko się "dobrze" skończyło. A jakby tak dorzucić jeszcze parę piekielności to by historia lepsza wyszła, prawda? ;)
Odpowiedz@koalaa: Ooo, czyli jednak układałyście go na tych noszach razem z mamą? W historii pisałaś, że układałaś go sama, mimo że jesteś dwa razy mniejsza. Czyżby kolejna nieścisłość?
Odpowiedz@koalaa: cyt.: "No cóż, nie jestem jednym z tych ludzi. Nie wycofuję się z piekielności - mówię, że jestem człowiekiem i mogłam popełnić błąd, tym bardziej w takiej sytuacji. Ilu ludzi źle zapamiętuje nazwy leków? Powstają różne 'ketole' czy 'nemosile'... Nie rozumiem, dlaczego to, że nie znam doskonale medycyny jest dla Ciebie powodem do kwestionowania tej sytuacji." Dlaczego się czepiam Aspiryny? Bo jedną z kluczowych piekielności w twojej historii jest podanie mu Aspiryny, o której powiedziane było, że go uczula. Pisałaś, że widziałaś wyraźnie napis Aspiryna, naniesiony markerem na kroplówce. A teraz się okazuje, że to nie Aspiryna została podana tylko "różne 'ketole' czy 'nemosile'... ". Trochę to traci na piekielności gdy podawany jest dobry lek a nie ten uczulający. W Polsce nie ma w Pogotowiu podziału na "karetki z apteczką" i "karetki do transportu". Po prostu przyjmij to do wiadomości. Każda karetka Pogotowia jest ratunkowa i transportowa zarazem.
Odpowiedz@mowgli: Błagam Cię, to już się robi komiczne... Dwóch gości przyniosło nosze, zaczęło go kłaść na tych noszach na plecach, nie reagując na to, że chłopak zaraz zadławi się swoimi wymiotami, więc to ja rzuciłam się, żeby go przełożyć, bo panowie najwyraźniej nie widzieli w tym nic złego, a kiedy ja nie dawałam sobie rady, zaczęła pomagać mi mama, bo tak jak już wspomniałam - M. jest ode mnie dwa razy większy, jestem raczej drobinką. Wybacz, że nie opisuję wszystkich detali, krok po kroku, najlepiej łącznie z wszystkim odczuciami typu zapach wymiocin, zajęłoby to tyle miejsca, że nie byłoby historią, a powieścią...
Odpowiedz@mowgli: Nie, po prostu Koalaa w stresie zapomniała wszystkiego, mimo tego opisała na piekielnych, a teraz w krzyżowym ogniu pytań odnośnie realiów i logiki wraca jej pamięć. :D Dlatego każda dobra pisarka ma redaktorów by nie publikować baboli.
Odpowiedz@fak_dak: 'Dodatkowo niezależnie od reform funkcjonują tzw. karetki POZ (podstawowa opieka zdrowotna) lub NPL (nocna pomoc lekarska). Zabezpieczają one całodobową pomoc lekarza rodzinnego, wykonując wizyty domowe w razie zachorowań u osób nie mogących się samodzielnie dostać do poradni lekarza rodzinnego, a nie znajdujących się w stanie zagrożenia życia. Operatorem tych zespołów mogą być stacje pogotowia ratunkowego, praktyki lekarzy rodzinnych lub firmy prywatne. Pełnią one dyżur w godzinach nocnych w dni powszednie oraz całodobowo w dni wolne od pracy.' W dodatku w takim razie w wyniku mojej niewiedzy chłopak był dłużej zalewany krwią, ponieważ nie wpadłabym na to, że ratownicy medyczni mogą w żywe oczy kłamać, że nie mogą transportować pacjenta. I po co przyjechała druga karetka?
Odpowiedz@koalaa: Karetki lekarzy całodobówki nie są częścią systemu Pogotowia Ratunkowego. Zdecyduj czy przyjechał jeden lekarz z całodobówki (ten nie transportuje pacjentów do szpitala tylko w stanach nagłych wzywa karetkę systemową) czy przyjechali dwaj ratownicy. Ja myślę, że to nie ratownicy kłamali tylko ty kłamiesz.
Odpowiedz@fak_dak: Fakt, ciekawe czy autorka nie przypomni sobie zaraz że np. dziadek też brał czynny udział w układaniu chłopaka, bo "ci gupi ratownicy nie wiedzieli jak". @koalaa, mówiąc że krew zalewała chłopaka miałaś na myśli tego tętniaka, czy po tym jak stres minął przypomniałaś sobie kolejny szczegół? Bo jeśli to pierwsze, to odrobinkę ci się przesadziło moja droga ; )
Odpowiedz@fak_dak: Ale przecież powiedziała, że da Ci fejsa tego chłopaka, adres bloga czy cokolwiek, uważasz, że ktos kilka lat temu założył bloga, aby teraz mieć historię na piekielnych i założył także fejkowe konto tego chłopaka, aby w razie czego mieć cos na poparcie sciemy (przygotowywanej kilka lat wczesniej)? Może pokręciła kilka rzeczy, ale to nie znaczy, że zmysliła wszystko. No i też ten powód dostania się na główną- to się za to prezenty dostaje czy egzotyczną wycieczkę do Burkina Faso, bo nie rozumiem po co miałaby się tak wysilać? Już nie przesadzajmy :)
Odpowiedz@BlackMoon: Powiedziała, ale jak na razie nie dała. Skończyło się na deklaracjach. Ja myślę, że historia jest mocno podkolorowana. Rzeczywiste piekielności giną pewnie w morzu bajkopisarstwa.
Odpowiedz@fak_dak: Szczerze mówiąc to po przeczytaniu poprzedniej historii autorki też zaczynam mieć wątpliwosci. To znaczy może rzeczywiscie cos podobnego miało miejsce, ale chyba jednak ma skłonnosci to podkoloryzowania, aby było bardziej dramatycznie. Mogła już napisać samą prawdę, myslę, że byłoby to wystarczająco piekielne.
Odpowiedz@fak_dak: @fak_dak: Wysłałam link do bloga, kawałek czasu temu...
Odpowiedz@koalaa: Baju, baju, Mikołaju. @BlackMoon: Szkoda, że wybrała podrasowywanie opowieści. Naraziła się na zarzut kłamstwa i nawet jak sprostuje, to niesmak pozostanie. A mogła być z tego dobra historia...
Odpowiedz@koalaa: Wyślij jeszcze raz. Nic nie dotarło. Możesz też wysłać obiecany kontakt na fejsie z bohaterem historii. Specjalnie założę konto na FB, bo na razie nie mam.
Odpowiedz@fak_dak: Rzeczywiscie wysłała link do tego bloga. I w co tu wierzyć, ludzie...
Odpowiedz@BlackMoon: Przejrzałem photobloga. Jest raptem kilka wpisów na temat choroby chłopaka. Miał tętniaka, który pokrwawił i po operacji i hospitalizacji, skończyło się rehabilitacją. Nie ma ani słowa o jakichkolwiek nieprawidłowościach z czyjejkolwiek strony, w tym lekarzy. Autorka ma pretensje tylko do losu, że chłopak miał w głowie tykającą bombę. Za to jest mnóstwo wpisów o imprezowaniu w tym czasie, w którym rzekomo ofiarnie opiekowała się chłopakiem czuwając przy jego łóżku po 16 godzin na dobę. Poza kilkoma smutnymi wpisami w chwili w chwili krwawienia mamy obraz rozbawionej nastolatki. Z tekstu można też wyczytać między wierszami inne rzeczy, ale ze względów etycznych nie mogę o tym pisać. Generalnie po lekturze photobloga autorka jest dla mnie mało wiarygodna i podtrzymuję tezę o podkolorowaniu historii na potrzeby poklasku.
Odpowiedz@fak_dak: A zwróciłeś uwagę na częstotliwość wpisów? Między połową lipca i sierpnia, między innymi, nie ma ich w ogóle. Dlatego, że naginałam właśnie te 16 godzin na dobę. Oczywiście, powinnam też usiąść na tyłku i nie robić nic, poza smuceniem się i płakaniem nad losem chłopaka. Pewnie jako lekarz wiesz, że jak ktoś przychodzi i pacjentowi mówi o tym, że bardzo cierpi z powodu choroby ów bliskiej osoby, to stan chorego znacznie się polepsza! Cóż za poświęcenie! Twierdziłeś, że historia jest stuprocentowo zmyślona, właśnie udowodniłam, że nie jest. 'Nie mam wątpliwości, że historia jest bajką jak stąd do Honolulu.' 'Ile morderstw przeżyła Agata Christie, że tyle ich opisała? Wszystko można wymyślić. Dobry pisarz jednak najpierw robi rozeznanie tematu, a potem pisze. Historia jest niezła, ale kuleją szczegóły.' Kiedy myślę, że jesteś osobą związaną z medycyną modlę się tylko, żeby do Ciebie nie trafić, bo lekarz, który nie uwierzy Ci, bo nie znasz terminów medycznych albo stwierdzi, że zbyt niedokładnie opisujesz chorobę i pewnie zerżnąłeś opis z encyklopedii, bo chcesz przed znajomymi pochwalić się nową chorobą, to raczej kiepski lekarz. Mam nadzieję, że po prostu to jakaś Twoja próba dowartościowania się, a poza Internetem jesteś przyzwoitym człowiekiem, któremu nie trzeba się tłumaczyć z jakichkolwiek potyczek bądź niewiedzy....
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 kwietnia 2014 o 2:12
@koalaa: Nie chce wstawiać cytatów, bo wysłałaś mi link na priv, więc pewnie nie chcesz jego upublicznienia. Jednak tamte twoje wpisy mówią coś innego niż tu deklarujesz.
Odpowiedz@fak_dak: Rzeczywiscie, trochę to dziwne, że nie opisała tych wszystkich nieprawidłowosci w tamtym czasie. Fak dak przekonałes mnie, że historia mocno podkoloryzowana. Trochę to przykre, że taką tragedię starałas się stuningować, na prawdę nie trzeba robić takich rzeczy...
Odpowiedz@fak_dak: Próbowałam cieszyć się tym co mam, żeby mieć siłę na walkę z niepełnosprawnością chłopaka (nawet kilka razy pisałam, że wszystko jest dobrze, takie tam przekonywanie samej siebie) - źle, bo bawiłam się, jak on leżał chory. Płakałabym i rozpaczała, obarczała winą wszystkich po kolei - źle, bo powinnam stawiać czoła problemom... Złej baletnicy... : ) Uwierz mi, że fotoblog, do którego większość znajomych ma dostęp to nie jest miejsce, w którym piszesz, jak bardzo Ci źle i masz ochotę skończyć swój żywot. Chociażby dlatego, że chciałam pokazać te 'wspomnienia' chłopakowi po przebudzeniu - i tak właśnie zrobiłam. Nie miał pretensji o to, że pisałam głównie o zabawie, bo wiedział, ile dla niego robiłam. Do sierpnia 2013 (do wtedy się nim opiekowałam) doliczyłam się trzech imprez + kilku dni, które spędzałam w domu (pranie rzeczy i te sprawy, zjazd na tydzień), chyba, że liczysz też fantazje o Woodstocku, Jarocinie i tych innych, które się nie ziściły, czy zdjęcia z wcześniejszych imprez. : )
Odpowiedz@BlackMoon: Serio? Jakbym miała skrupulatnie opisywać każdą przykrą rzecz w moim życiu, to bym nie spała. Najpierw historia całkowicie zmyślona, a po udowodnieniu, że prawdziwa, stuningowana, bo nie opisuję wszystkiego na blogu... Chyba czas strzelić sobie w łeb.
Odpowiedz@fak_dak: Mam kumpla neurologa, którego ściągają na SOR w takich wypadkach, sam mówił, że woli menelowi z rozbitym łbem zrobić tomograf, bo się boi, odkąd nfz zrobił bonanzę, po tym jak menelik wykitował 300 metrów od szpitala, bo dziabnął znowu jakiegoś bełta i się dobił o ławkę i chodnik, a miał świeże wyniki badań za pazuchą... i lekarzy gonili, za potem jak się okazało wielokrotnego recydywistę rabusia
Odpowiedz@SecuritySoldier: To nie jest styl malinowej. Ale rosnie jej konkurencja;)
Odpowiedz@fak_dak: może dziewczynie się pomyliło. wiesz, aspiryna, morfina, lizyna - eee makarena!
Odpowiedz@koalaa: Dwa razy większy chłop od Ciebie? Na zdjęciach nie widać, wręcz przeciwnie. Jak dla mnie historia może się zdarzyła. Ale nie było w niej piekielności aż w takim stopniu. Nie cierpię ludzi koloryzujących swoje pseudopiekielne historie. Aż się nie chce czytać wszystkich Twoich komentarzy. Coś za bardzo się bronisz aby to było prawdziwe.
OdpowiedzCiecz w kroplówce była tak naprawdę destylowanymi łzami hipogryfa. Jak wiadomo działają one w silnie uczulający sposób na mężczyzn, których partnerki mają konta na piekielnych. Aby to się więcej nie powtórzyło, Koalaa powinna usunąć konto. Zrób to dla zdrowia i życia swojego chłopaka!
Odpowiedz@spielmitmir: w innej historii autorka pisala ze ma 175 cm, wiec nie taka kruszyna.
Odpowiedz@koalaa: kwas acetylosalicylowy - w Polsce preparat do podawania i.v. nie jest dostępny. @koalaa:
Odpowiedz@spielmitmir: autorkę i jej chłopaka znam osobiście, nie jest jakoś specjalnie od niej większy
Odpowiedz@spielmitmir: pomijając całą treść i te wasze wątpliwości co do prawdziwości historii, akurat tutaj wcale nie musiała kłamać o ile w ogóle skłamała. Jeśli przeczytałeś uważnie, to dziewczyna pisze o ciężkim stanie chłopaka, bardzo poważnym zabiegu i paraliżu połowy ciała. Następnie o długiej i dalej jeszcze trwającej rehabilitacji. Jak myślisz? Czy facet wcześniej ważący np. 80 kg po takiej "przygodzie" utrzyma swoją wagę czy też zgubi "kilka kilogramów"? Na zdjęciach widać już chłopaka po wyjściu ze szpitala. Jakoś mi się nie chce wierzyć, że nie schudł drastycznie i ten wygląd poszpitalny to jego wygląd sprzed choroby. Z tą swoją uwagą to trafiłeś jak kulą w płot i myślę, że nawet aktywny "fak_dak" w tym przypadku mnie poprze.
Odpowiedz@luska: TrafiłAś, jeśli łaska. Przyznaję Ci rację, co nie zmienia mojego poglądu na tą historyjkę.
Odpowiedz@villemo: Zabawne, bo jakoś nie kojarzę, żebym ja Ciebie znała. : ) Różnica między dziewczyną 50 kg, 175 cm, a facetem 190 cm i 90 kg jednak jest znaczna, a to, jak wyglądał po przejściach to już inna sprawa.
Odpowiedz@koalaa: dziwne jakbyś mnie kojarzyła po nicku i kilku komentarzach ;) widziałam M te dwa lata temu, jakoś pod koniec kwietnia i nie sprawiał wizualnie wrażenia,że miał takie wymiary jakie podałaś
Odpowiedz@koalaa: Ja piernicze! Mnie moj facet nazywa kwiatuszkiem czy to znaczy ze mam liscie, platki i lodyge?
Odpowiedz@Vampi: Strach byłoby powiedzieć do żony "moja żabko", bo to by oznaczało, że zimna, zielona, oślizgła i skrzeczy.
Odpowiedz@MrSpook: recydywista rabuś nie ma więc twoim zdaniem prawa do opieki medycznej w przeciwieństwie do "porządnych" ludzi?
Odpowiedz@fak_dak: "Musiało pięknie musować. Może nawet dali taki o smaku pomarańczowym?" you made my day <3 A co do historii powiem krótko: baju baj, baju baj. Warto pisać takie rzeczy dla plusów i dostania się na główną? Wstyd. Fantazja poniosła autorkę na wyżyny, ale niestety głupoty. Czy choroba bliskiej osoby to coś, co trzeba przeżywać publicznie i jeszcze koloryzować, podciągając pod skandal? Nie wątpię, że chłopak autorki ciężko chorował, ale po co takie bajki pisać? Służba zdrowia jaka jest, każdy widzi. Nie trzeba więc robić jeszcze jednego, niepotrzebnego młynu, wokół tak nieudolnie zmyślonej opowiastki.
Odpowiedz@koalaa: Dziecko drogie, diagnozuj ty się psychiatrycznie, takie publiczne poszukiwanie poklasku i uwagi to już zjawisko patologiczne.
OdpowiedzKoala, powiem tyle- pies cię je@ał. Nie chciałbym mieć dziewczyny, która imprezuje, gdy ja jestem konający, a potem wstawia moje umęczone zdjęcia, by zdobyć poklask w internecie, jak to się wycierpiała. Splunąć na ciebie to nobilitacja @fak_dak:
Odpowiedz@fak_dak: historia wydaje się nieprawdopodobna i oceniać tego nie będę.jak rozumiem "siedzisz" w tym świecie i Twoje argumenty do mnie mówią...poza jednym...mimo, że masa osób krzyczy tu o pobieraniu krwi przez ratowników jako o niemożliwym...no kurcze...sama byłam świadkiem jak ratownicy pobierali krew mojej córce przed zabraniem jej na SOR...może chcieli potrenować, nie wiem :)). Ale krew pobrali. Zapamiętałam bo mieli problem z wkłuciem (głęboko schowane żyły).
Odpowiedz@luska: Żeby drastycznie schudnąć trzeba naprawdę mocno wysilać się w tym czasie gdy nie przyjmujemy odpowiedniej ilości kalorii. Co innego że jakby go nie głodzili i wycieńczali to kości mu się nie skurczą.
Odpowiedz@koalaa: przestań chrzanić głupoty dziecko - aspiryna istnieje w Polsce tylko w postaci tabletek musujących. Podaż IV jest stosowana podczas specjalistycznych operacji w leczeniu tętniaków tętnic mózgowych - obecnie nie na terenie RP. A jeśli było tam coś napisane i to markerem, to jestem pewien,że była to morfina - leki rozpuszczone w kroplówce opisuje się na opakowaniu
Odpowiedz@Venefica: nie wiem jak na świecie, ale w Polsce ASA podaje się wyłącznie doustnie. W postaci aspiryny, polopiryny, polocardu itd. Wersji dożylnej w Polsce nie ma -"Leczenie farmakologiczne migreny. Podsumowanie aktualnych wytycznych European Federation of Neurological Societies, pkt 2: kwas acetylosalicylowy (ASA) 1000 mg doustnie lub dożylnie (w Polsce preparat do podawania i.v. nie jest dostępny). Nie przeczę całej historii,natomiast niektóre jej elementy są na pewno podkoloryzowane czy wręcz zmyślone, co można wyłapać bo błędach medycznych z opisu - i to takich gdzie nie można się tłumaczyć "bo się nie znam" czy "nie zwróciłam uwagi". Może wystarczyło poprzestać na "zwykłej" historii bez upiększeń ?
Odpowiedz@fak_dak: tu nalezy chyba zwrocic honor bo mnie rowniez pobierano krew przed wpakowaniem do karetki, tak samo ojcu jak zasłabł i facetowi jak przegiał z alkoholem w weekend ;)jakos mnie to zbytnio nie dziwiło a równiez pracuje w sluzbie zdrowia ;] moze to zalezy od wew. procedur? nie wiem ja siedze w ambulatorium i nie pracuje w szpitalu ale skoro taka praktyka jest czesta to chyba nie ma co pluc dziewczynie-pisarce w brodę o pobieranie krwi w domu..
OdpowiedzWiesz co, ja akurat wierzę w tę historię, bo nie wiem jak trzeba by być popier****nym, aby takie rzeczy wymyslać. Powiem tylko, że jestes zajebistą dziewczyną, wspierałas chłopaka do końca, nie odeszłas jak zaczęło być ciężko, a wiadomo jak wyglądają teraz związki- jakis zgrzyt i wymiana na lepszy model. Mam tylko nadzieję, że on nie ma nic przeciwko, że wrzuciłas tę historię i zdjęcia do neta.
Odpowiedz@BlackMoon: Raczej nie ma, mimo tego, że mnie zostawił (tak, on, ale to już inna historia), to wciąż jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nie wiem, jak bardzo bezdusznym gadem trzeba być, żeby powiedzieć, że ktoś może sobie coś takiego wymyślić. Zapier*alasz za przeproszeniem przy chłopaku 16 godzin dziennie, zmieniasz mu pieluchy, wyjeżdżasz pięćset kilometrów od domu na rehabilitację, przechodzisz przez piekło, patrzysz, jak uczy się oddychać i jeść, czyścisz mu rurkę od tracheotomii, karmisz przez PEGa (rurka do żołądka) po to, żeby jakiś idiota w Internecie powiedział Ci, że sobie to wymyśliłeś. Rzuciłam szkołę, jestem rok w plecy, nabawiłam się mnóstwo wrogów, bo było pełno ludzi, którzy nie rozumieli mojego poświęcenia, a to wszystko po to, żeby pomóc człowiekowi odzyskać jako taką sprawność. Ale Internet i tak wie lepiej, co w Twoim życiu jest prawdą, a co kłamstwem.
Odpowiedz@koalaa: Nie złość się. Nie jesteś pierwszą przyłapaną tutaj na pisaniu zmyślonych historii. Następne będą lepiej dopracowane.
Odpowiedz@fak_dak: Zrób światu przysługę - przestań korzystać z Internetu.
Odpowiedz@fak_dak: A Ty poczytaj sobie o choćby takim Flectadolu. Kto jak kto, ale Ty powinieneś chyba znać takie podstawowe rzeczy. To, że ktoś nie zna perfekcyjnie terminologii medycznej, bo na lekarza nie studiował, nie znaczy, że nie może wiedzieć lepiej od lekarza, co się bliskiej osobie dzieje. @koalaa Wielki szacun.
Odpowiedz@kinkaid: Szczerze mówiąc nie potrzebuję niczyjej wiary czy szacunku - tylko po tym, ile się nacierpiałam i narobiłam i ile wycierpiał ten chłopak, przychodzi debil, który twierdzi, że wymyśliłam sobie tętniaka mózgu i to, co opisuję. Pal lich, że może faktycznie są tam jakieś błędy, mogłam nie zapamiętać wszystkiego - cholera, stres w takiej sytuacji jest tak bardzo wielki, że ciężko to opisać... Ale jakim trzeba być potworem, żeby coś takiego zmyślić..?
Odpowiedz@kinkaid: Zwracam honor. Rzeczywiście we Włoszech kw. acetylosalicylowy jest zarejestrowany w postaci ampułek, ale DOMIĘŚNIOWYCH, czyli w kroplówkach go nie podają. Nie zmienia to też faktu, że w Polsce JEST on NIELEGALNY, bo nie ma rejestracji i nie może być na wyposażeniu SOR.
Odpowiedz@koalaa: "@fak_dak: Zrób światu przysługę - przestań korzystać z Internetu. " Przepraszam, że zepsułem ci fajną historię, wykazując, że jest zmyślona. Po prostu jak czytam takie bzdury to nie mogę się powstrzymać przed sprostowaniem.
Odpowiedz@fak_dak: Nie doczytałeś. Rozcieńczalny w fizjologicznej, glukozacie i paru innych roztworach używanych do kroplówek. A Włochy nie mają raczej patentu na aspirynę. W jakiejkolwiek by ona nie była postaci. Z drugiej strony: czy po raz pierwszy spotkałbyś się z praktykami szpitalnymi, które "ułatwiają" dozowanie leków czy medykamentów? Jeśli w tym szpitalu nie rozpoznano tak ewidentnych zmian neurologicznych (wierzę, jak najbardziej, znajomą z tętniakiem, wymiotami i afazją chcieli odesłać do domu z "grypą do podleczenia"), to jak najbardziej mogli sobie nieprzepisowo kroplówki przygotowywać z markerem. Zbyt wiele się po szpitalach targałam, żeby nie uwierzyć.
Odpowiedz@kinkaid: Podaj źródło, z którego wynika, że można podawać go w kroplówkach. Może być link. Włochy nie mają patentu, ale bez rejestracji Głównego Inspektora Farmaceutycznego nie można w Polsce stosować żadnych leków. O ile jeszcze pacjent, biorąc niezarejestrowany specyfik robi to na własne ryzyko, to już lekarz nie odważy się tego zaordynować. Zwłaszcza w SOR.
Odpowiedz@fak_dak: Nie można wykazać, że coś prawdziwego jest nieprawdziwe. Proponowałam napisanie do chłopaka, skoro jest to dla Ciebie tak bardzo niewiarygodne - nie zainteresowało to Cię. Czyżbyś bał się, że teoria o Twojej nieomylności pójdzie z dymem? Po jaki kij dwudziestolatka zmyśla historię o tętniaku? Skoro twierdzisz, że jest zmyślona, to zapewne znasz też odpowiedź na to pytanie.
Odpowiedz@fak_dak: http://www.torrinomedica.it/farmaci/schedetecniche/Flectadol_Iniett.asp#axzz2yzdhIgkh Fragment: "Il prodotto può essere diluito in soluzione fisiologica, glucosata, isoelettrica, destrano, soluzioni di Ringer e Darrow e somministrato per fleboclisi."
Odpowiedz@kinkaid: Nie wiem, jak w innych szpitalach, ale u nas na każdej jednej kroplówce (oprócz tych odżywczych, białych, podawanych do PEGa, ale tego chyba nie można nazwać kroplówką) jest napisane markerem, co to za roztwór. Spotkałam się też z tym, jak pielęgniarki ściskają i puszczają wężyk, kiedy kroplówka nie chce lecieć, a to chyba nie powinno mieć miejsca, chociaż tego nie wiem.
Odpowiedz@fak_dak: Z w ł a s z c z a na SORze cyrki się dzieją. Wybacz, ale to jest wstrętna, twarda, gorzka do przełknięcia prawda. I wcale nie ironizuję. Niestety.
Odpowiedz@kinkaid: Co się dzieje? Podawanie w SOR leków niezarejestrowanych w Polsce? Bez jaj! Niektórzy lekarze SOR bywają chamscy, niezainteresowani, niedouczeni i to jest wystarczająco piekielne. Nie trzeba dodatkowo zmyślać, że po kryjomu przynoszą do SOR nielegalne w Polsce leki.
Odpowiedz@koalaa: Normalne rzeczy. Fak_dak kwestionuje możliwość podania aspiryny w kroplówce, nie to, czy była ona podpisana markerem. Ja poddałam do dyskusji możliwość, że taki roztwór został sporządzony dla ułatwienia podania leku osobie mało przytomnej. Bo tabletkę byłoby trudno, a skoro lekarz kazał, to trzeba się było zorganizować bez kwestionowania jego (jej) kompetencji. Tak bywa w szpitalach.
Odpowiedz@kinkaid: Podawanie dożylnie rozpuszczonej tabletki w ramach SOR? To jest już zupełnie fikszyn bez sajensu. Czy następny będzie atak kosmitów na SOR?
Odpowiedz@fak_dak: Nie wiem, jak wyglądała sytuacja. Wiem, że nie mając nic wspólnego ze studiami lekarskimi uświadomiłam Ci, że aspirynę można podać w kroplówce. Czego do godziny temu nie wiedziałeś, będąc po Twoic wieloletnich studiach. Może powinieneś rozszerzyć choćby troszeczkę Twoje perspektywy, zamiast atakować na prawo i lewo? Autorka nie musi pamiętać wszystkiego. Nie jest videokamerą. Nie musi znać termonologii medycznej. Nie jest lekarzem. Nie musi podawać źródeł swojej prawdomówności, choć to akurat zrobiła, i może warto poświęcić niewiele czasu, żeby sprawdzić fakty, które podała? Masz całkowite prawo, by nie wierzyć w tę historię. Byłoby miło, gdybyś, będąc osobą jaką jesteś, zagłębił się nieco w podane fakty, pokopał nie autorkę, a wiadomości w internecie, i dopiero wtedy wyciągnął wnioski. Możesz mieć stuprocentową rację, jak i nie.
Odpowiedz@kinkaid: Wiecie, pewnie zaraz spotkam się z falą krytyki, jaką jestem gówniarowatą, nieodpowiedzialną, bezmyślną smarkulą, ale pozwolę sobie wysłać w prywatnych linkach adres mojego fotobloga. Nie ma siły i sposobu, żebym w tej chwili dodała na niego posty z datą 27.05.2012, opisujące wydarzenie z powyższej historii, a to, że jestem właścicielką fotobloga mogę z łatwością udowodnić, umieszczając na nim za chwilę post...
Odpowiedz@kinkaid: Ale wnioski są jasne. W Polsce nie ma możliwości podania kw. acetylosalicylowego w kroplówce. Mało mnie obchodzi co robią we Włoszech czy Chinach, skoro historia dzieje się w Polsce. Zresztą autorka powoli się z tego wycofuje, twierdząc, że tak naprawdę nie wie co mu podali, mimo, że awanturę zrobiła o Aspirynę. Koalaa: "Nie znam dobrze terminologii medycznej, a i jeżeli wypowiadają się tu ludzie 'po medycynie', to powinni też wiedzieć, że mózg w sytuacjach kryzysowych pracuje inaczej - być może zapamiętałam coś innym, niż było w rzeczywistości, tak jak z tą aspiryną. Może dlatego lekarka się na mnie wkurzyła - bo zaczęłam jej się drzeć o aspirynie, której nie było (co nie zmienia faktu, że kroplówkę z jakiegoś powodu odłączyli)." Właśnie terminy medyczne i szczegóły są kluczowe, bo na nich opiera się piekielność. Jeżeli autorka nie zna nazw, nie jest pewna, nie pamięta, nie zna się, to po co pisze, że ktoś popełnił błąd podając np. dożylnie Aspirynę, na którą pacjent był uczulony? Ja ci powiem po co. Dla większej dramaturgii.
Odpowiedz@fak_dak: Ja tam się nie znam, ale czytałam co następuje: Podanie dożylna kwasu acetylosalicylowego podczas zabiegu embolizacji endowaskularnej w leczeniu tętniaków tętnic mózgowych zmniejsza ryzyko epizodów zatorowych. Takie dane prezentują naukowcy na łamach Stroke. Przewodniczący badaniom dr Jens Fiehler stwierdza, że wykrzepianie podczas zabiegu wewnątrznaczyniowego jest obserwowane w około 10% przypadków, podczas używania koili platynowych. Takie zjawisko może skutkować późniejszym epizodem udarowym. Dane zebrane przez zespół badaczy dowodzą, że podanie dożylne aspiryny podczas wykonywania zabiegu zmniejsza odsetek incydentów zakrzepowych bez zwiększenia incydentów krwotocznych takich jak krwotoki.
Odpowiedz@koalaa: Spokojnie, dziewczyno, ja Ci wierzę :) Rozumiem Twoje oburzenie. Walcz o swoje, ale nie kosztem zdrowia. Nie denerwuj się, tylko spokojnie broń swojej wersji. I, jeszcze raz powtórzę: wielki szacun. Bo nie "każdy by tak postąpił" :)
Odpowiedz@fak_dak: Uuu, to teraz moja historia nie jest już zmyślona, ale dodałam do niej dramatyzmy? No tak, bo przecież pęknięcie tętniaka jest nieco mniej dramatyczne niż (nie)podanie leku, na który jest uczulony. Ależ ja głupia. Następnym razem poproszę lekarzy, żeby byli trochę mniej piekielni, bo facet na portalu nie wierzy, że kilka osób może być piekielnych w tak krótkim odstępie czasu.
Odpowiedz@kasiunda: Nie takie cuda się bada za granicą. Co nie zmienia faktu, że w Polsce jest to NIELEGALNE, czyli ściganie z urzędu przez prokuraturę.
Odpowiedz@fak_dak: Ja nie twierdzę że jest legalne i że zostało zastosowane w Polsce. Chciałam jedynie znaleźć, czy w końcu ten dożylny ASA jest czy nie ma. Przesyłam Ci informacyjnie.
Odpowiedz@fak_dak: Bardzo źle, że Cię nie obchodzi. Kiedy obchodzi, możesz uratować pacjenta w sposób nawet mało konwencjonalny, lub ryzykowny. Kiedy nie obchodzi... to nie obchodzi i tyle. Przykro, że lekarz się w ten sposób wypowiada. Może i jest dramatyzacja, Ty też jej użyłeś, o ile się nie mylę, wykorzystując w Twojej historii postacie niepełnosprawnych umysłowo dzieci? Nie mam zamiaru prowadzić z Tobą wojny. Najprawdopodobniej jesteś dobrym człowiekiem i lekarzem. Ja mam stuprocentową pewność co do moich historii, innym wierzę lub nie. Tej dziewczynie wierzę. Ty nie musisz.
Odpowiedz@kasiunda: Jest, jest :)
Odpowiedz@kinkaid: "Bardzo źle, że Cię nie obchodzi. Kiedy obchodzi, możesz uratować pacjenta w sposób nawet mało konwencjonalny, lub ryzykowny. Kiedy nie obchodzi... to nie obchodzi i tyle. Przykro, że lekarz się w ten sposób wypowiada. " Ty chyba żyjesz na innej planecie. Znasz lekarz w Polsce czy USA, który podaje niezarejestrowane leki? Ja nie prowadzę z nikim wojny. Po prostu nie lubię jak ktoś wypowiada się w temacie nie mając o czymś pojęcia.
Odpowiedz@kasiunda: Już ustaliliśmy wcześniej z kindkad, że jest. Dla historii nie ma to jednak znaczenia, bo w tej postaci nie wolno go stosować w Polsce.
Odpowiedz@fak_dak: Żyję na planecie, na której lekarze mają ostatnie słowo na temat, kto wygrał na loterii los życia, a komu nie bardzo szczęście się uśmiechnęło. Chyba na tym samym padole żyjemy. Mam prawo nie mieć pojęcia o tym, o czym Ty lata się uczyłeś. Mam natomiast prawo wymagać od Ciebie wyjaśnień, dopóki nie będę usatysfakcjonowana. Dlaczego to ja muszę Ci tłumaczyć, że aspiryna rozrzedza krew i może być podana dożylnie?
Odpowiedz@kinkaid: Nie w Polsce. A ja leczę w Polsce, lekami tu zalegalizowanymi. Jak zalecam Aspirynę, to tylko doustnie. Myślisz, że lekarz we Włoszech czy w USA zna inne preparaty niż zarejestrowane w jego kraju? Zmartwię cię, nie możesz wymagać ode mnie żadnych wyjaśnień. Może co najwyżej mnie o wyjaśnienie grzecznie poprosić. Nie jestem twoim nauczycielem.
Odpowiedz@kinkaid: Ja akurat nie wiem, kto ma rację, ale wydaj mi się, że fak_dak przedstawił swoje zdanie już dość jasno: Może, ale na pewno nie w Polsce, bo to nielegalne. Koniec, kropka. Matko. Jakich jeszcze wyjaśnień od niego oczekujesz? Przecież ta dyskusja się śmieszna zaczyna robić. (Nie twierdzę, że fak_dak ma rację, bo ja się nie znam, ale twierdzę, że jak 15 razy powtórzył swoje zdanie, to wystarczy.) Ja wiem, że w internecie można być kim się chce i każdy może powiedzieć, że jest lekarzem/biologiem/prawnikiem itp. itd., ale po prostu niektóre dyskusje mnie śmieszą. Pojawiają się ludzie, którzy absolutnie się nie znają, głoszą swe światłe poglądy (np. że nie wierzą w ewolucję i że to na pewno spisek) i nie pozwalają sobie przemówić do rozsądku. Pół biedy, jak z nimi trzeba się użerać tylko na piekielnych, demotach czy gdzieś. Gorzej jak w wyborach startują. Nie zrozumcie mnie źle, nie twierdzę, że kinkaid nie ma racji. Po prostu ostatnio sama się z takimi piekielnymi osobnikami użerałam, a ta dyskusja mi o tym przypomniała i mnie ostatecznie dobiła. Musiałam się wyżalić. ;)
Odpowiedz@fak_dak: Zmartwię Cię, mogę wymagać. I, jeśli wyjaśnień mi nie dasz, mogę wymagać wyjaśnień co do "niewyjaśnień". I zmartwię Cię jeszcze bardziej. To Ty pracujesz dla mnie, a nie ja dla Ciebie. I wyobraź sobie, że doszłam do tych niesamowitych rezultatów w przeciągu tylko 14-tu lat. Łał.
Odpowiedz@Zmora: Mylisz się. Jako lekarz, fak_dak wykluczył, i podkreślę, w y k l u c z y ł możliwość podania aspiryny dożylnie gdziekolwiek. Na świecie. A priori. Żeby tylko dołożyć autorce. Ja udowodniłam w przeciągu pięciu minut, że tak nie jest. Dostałam satysfakcję, że we Włoszech może być inaczej. Następne linki uświadamiające zostały pozostawione prawie bez odzewu. "Biję się w pierś" nigdzie nie zauważyłam. A byłoby adekwatne, po wcześniejszych wypowiedziach. Ja się nie znam na medycynie. Nie studiowałam, nie kułam, nie byłam przepytywana.Bez tego zrozumiałam, że moja pierworodna potrzebowała pomocy. Teraz to gówno warte, bo nikt nie posłuchał, wszyscy oleli, a dziecko ma tetraparezę. No ale pierworódka, więc kto by słuchał. I tak, właśnie tak, jak to opisuję, właśnie tak brzmiało to na porodówce. I znajdźcie mi teraz światopogląd na temat. Bo szukam od dłuższego czasu.
Odpowiedz@kinkaid: Przecież fak_dak napisał "zwracam honor". Co do ratowania pacjenta w sposób mało konwencjonalny. To że prowadzone są badania nad wykorzystaniem jakiegoś leku w pewnej sytuacji nie znaczy jeszcze, że można ten lek stosować w regularńym leczeniu. To, że ktoś opisał badanie na np. 20 pacjentach z pozytywnym wynikiem, nie oznacza jeszcze, że ta metoda jest zaakceptowana do stosowania. Pewnie się naoglądałaś House'a i sobie wyobrażasz, że burze mózgów i szuknanie niekonwencjonalnych sposobów to leczenie idealne. Zejdź na ziemię.
Odpowiedz@kinkaid: Ja dla ciebie pracuję? No, paczpani, nawet nie wiedziałem, że mam nad sobą szefa. Kto z polityków nagadał ci takich populistycznych bzdur? Ja, bez względu na to czy leczę ludzi na kontrakcie z NFZ, czy prywatnie, to robię to co mam w umowie z NFZ lub prywatnym pacjentem. Dotyczy to zbadania, postawienia diagnozy, leczenia i udzielenia informacji o leczeniu oraz jego zdrowiu. Ty nie jesteś moim pacjentem, więc nie mam cię o czym informować. A już na pewno nie muszę cię edukować na forum. Mogę to zrobić jak będę miał taką zachciankę, a ty wcześniej bardzo grzecznie mnie o to poprosisz.
Odpowiedz@fak_dak: Lekarz pracuje dla pacjenta, a nie pacjent dla lekarza. Choć wielu myśli inaczej. Od lekarza nauczyłam się żądać wyjaśnień, bo on od tego jest. Nie muszę grzecznie prosić, wystarczy mi się zapytać, to lekarz musi grzecznie wytłumaczyć. I to dopóki nie powiem "dość, wystarczy, już wiem". Jeśli tak się nie robi, to jest to bezpośrednią konsekwencją strachu lub zaufania pacjenta i jego rodziny wobec boga w białym kitlu, który jest odpowiedzialny za zdrowie bliskiej osoby. Ja już się nie boję, a i na moje zaufanie trzeba sobie zasłużyć. Przynajmniej jeśli chodzi o białe kitle. @Pauldora Owszem, napisał "zwracam honor". Mi tego honoru nie zwrócił, to nie ja go nie straciłam. Nie bronię historii autorki, ona sama się broni, dopóki będzie miała na to ochotę. Być może, a wręcz z pewnością, pomyliła kilka faktów i opisała je tak, jak pamiętała, a nie tak, jak jest to zapisane w karcie pacjenta. Co nie zmienia faktu, że podejście niektórych lekarzy do pacjenta, szczególnie na pogotowiu, często bywa skandaliczne i nie tylko takie kwiatki udałoby się uzbierać, jeśli by dobrze poszukać.
Odpowiedz@kinkaid: Ale ty napisałaś, że ja dla ciebie pracuję. Oświeć mnie gdzie dokładnie. I jak się to ma do mojego rzekomego obowiązku edukowania ciebie w sprawach medycznych, nie związanych z twoim zdrowiem?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 kwietnia 2014 o 11:40
@fak_dak: Przykład. Podałam przykład "lekarz-pacjent". Czyli Ty, lekarz, masz obowiązek oświecenia mnie, Twojej pacjentki, we wszystkim, co dotyczy mojego stanu zdrowia, leczenia, skutków ubocznych i wszystkiego, o co się zapytam. W tym celu użyłam pierwszej i drugiej osoby. Co już chyba wyjaśniłam poprzednim komentarzem.
Odpowiedz@kinkaid: Pod warunkiem, że się z pytaniami wyrobisz w 15 minut, jaki to czas na twoją wizytę wykupił u mnie NFZ. Od tego należy doliczyć czas na twoje badanie, pisanie dokumentacji i recept. Realnie zostaje ci 1-2 minuty lub najczęściej nic. Jak uważasz, że 15 minut to za mało by sobie pogadać, to proś NFZ by wydłużył kontraktowane czasy wizyt. Mnie to będzie na rękę, bo jestem gadułą. Prywatnie możesz zarezerwować sobie nawet 2 godziny na pogaduchy, jeżeli cię na to stać.
Odpowiedz@Massai: No dobrze, dobrze, ja ani przez chwilę nie twierdziłam, że zastosowanie ASA dożylnie w Polsce na sor miało miejsce. Zainteresowało mnie jedynie czy istnieje, czy nie. Podałam fak_dakowi linka informacyjnie, bez intencji udowadnaniania mu, że to miało miejsce. Nie zauważyłam, że wcześniej ktoś wkleił podobne informacje, bo dyskusja tu jest mocno rozbudowana.
Odpowiedz@kasiunda: I jak link podałaś, to fak_dak przyznał ci rację praktycznie od razu, że we Włoszech się da. Co nie zmienia faktu, ze w Polsce nie można. Tak więc, po co kolejne 20 komentarzy z prośbami o jakieś wyjaśnienia?
Odpowiedz@fak_dak: Wszystko wyjaśniłeś. Dziękuję.
Odpowiedzhttp://img0.joyreactor.cc/pics/comment/Комиксы-длиннопост-ленин-майдан-836341.jpeg
Odpowiedz@Zmora: Chyba mnie z kimś innym pomyliłaś, jakie 20 komentarzy z prośbami o wyjaśnienia?
Odpowiedz@HRG: Normalnie czytasz mi w myślach! :) A tak na serio- ile Wy ludzie macie lat? Ta kłótnia przypomina w wielu momentach debatę "gimbusów" na temat polityki bądź religii. Czy nie można dowodzić swoich racji zachowując przy tym pewien poziom?
Odpowiedz@kinkaid: "Bardzo źle, że Cię nie obchodzi. Kiedy obchodzi, możesz uratować pacjenta w sposób nawet mało konwencjonalny, lub ryzykowny. Kiedy nie obchodzi... to nie obchodzi i tyle. Przykro, że lekarz się w ten sposób wypowiada." Życie to nie dr House któremu Cuddy pogrozi palcem :) U nas za to grozi prokurator, zakaz wykonywania zawodu czy więzienie.
OdpowiedzÀ propos komentarza blaszki: A mnie to zastanawia, jak to jest, że niektórych komentarzy nie da się ocenić. Ani plusa, ani minusa kliknąć nie można. I co więcej, zwykle te komentarze mają sporo sensu. Zaczynam więc podejrzewać, ze to admin wyłącza tę możliwość, żeby jakieś dzieci neo nie spowodowały ukrycia sensownego komentarza. Ale to tylko teoria taka moja. Więc jak ktoś wie, o co chodzi, że się nie da komentarzy oceniać czasem i zechciałby mi tę tajemnicę zdradzić, to byłabym dozgonnie wdzięczna. ;)
Odpowiedz@Zmora: O, komentarz blaszki zniknął. Jakieś cuda na kiju się tu dzieją.
Odpowiedz@fak_dak: A ampułki do zastrzyków domięśniowych pewnie podają przytomnym pacjentom do wypicia z gwinta. No co, szybciej będzie, do dna!
Odpowiedz@koalaa: Historia którą opisałaś nie może być prawdziwa w formie przez Ciebie opisanej. Ja mam wrażenie że po prostu chłopak na siebie nie uważał, zdarzyło się to co się zdarzyło a potem wpadłaś na pomysł wspięcia się na główną z mocno zmienioną historią. Potem zaczęłaś brnąć dalej żeby nie musieć przyznać się do błędu. Już kiedyś o tym pisałem - mimo że wiele dobrego zrobiłaś dla tego chłopaka to nie uprawnia Cię do kłamstwa dla sławy. No tak, wycierpiałaś się to Ci się teraz należy - tak myślisz czy tylko mi się wydaje?
OdpowiedzMiałam w podstawówce taką dobrą koleżankę, która miała młodszego braciszka. Chłopiec lat bodajże 4 czy 5 poszedł na wydawałoby się w miarę bezpieczny zabieg wycięcia migdałków. Ale coś umyślili, że będzie pod narkozą. Pani anestezjolog w trakcie wyszła z sali, nie dopilnowała chłopca, przez kilka minut nie oddychał-efekt: niedotlenienie i praktycznie nie ma z nim obecnie kontaktu. Dla mnie takie sytuacje pokazują, kto jest lekarzem z powołania, a komu się zwyczajnie chce tylko odbębnić te ileś godzin pracy bez specjalnego zwracania uwagi na pacjenta. A to może kosztować go sprawność, a co gorsza życie...
OdpowiedzTja, a operator i osoby na sali nie zauwazyly, ze saturacja spadła. Cool story.
Odpowiedz@krolJulian: Ja miałem 8 lat i robili mi to pod narkozą, chwała im za to.
Odpowiedz@12345: nie wiem, nie było mnie tam-wiem tylko jak chłopak teraz wygląda i że nigdy nie będzie sprawny, nie będzie z nim kontaktu. jeśli zarzucasz mi ściemę, to sorry, ale bajkopisarstwo to nie jest moja mocna strona, piszę tylko to, co faktycznie miało miejsce.
OdpowiedzLekarkę pozwać do sądu i zażądać kolosalnego odszkodowania. A poza tym- mieliście mnóstwo szczęścia. Życzę wszystkiego dobrego i miejcie siłę walczyć o sprawiedliwość.
OdpowiedzMąż kuzynki nie miał tyle szczęścia, zmiany w mózgu były na tyle poważne, że aktualnie umysłowo jest na etapie 2-3 latka. Prawie nie mówi, tylko jakieś podstawowe funkcje życiowe. Zdrowy, młody chłopak. Piłkarz. Cieszę się, że Twojemu chłopakowi się udało. Niech się trzyma i oby więcej się to nie powtórzyło.
OdpowiedzAutorko, nie pogrążaj się już. Udowodniono Ci kłamstwo, czy koloryzowanie, jedno i to samo. Blog? Mały dowod. Jakoś też niewiele wierzę w zawalenie roku, szykanowanie przez innych - może skoro miałaś czas na imprezy, na naukę winnaś tym bardziej mieć? Za bardzo się też emocjonujesz.Fa_dak podaje jasne, logiczne argumenty. Jest bardziej wiarygodny.
Odpowiedz@Goszka: Tak, wymyśliłam sobie prowadzenie przez kilka lat bloga. Nie widziałaś go, to zamknij twarz, bo zupełnie nic nie wnosisz do dyskusji. Ja udowodniłam fak_dak, że historia miała miejsce, co on od początku podważał, a to już, co o niej sobie myśli to jego sprawa. Skończyłam z nim dyskusję.
Odpowiedz@Goszka: ta historia jest pewnie tak samo prawdziwa, jak egzorcysta nasłany na autorkę przez jej ojca, o czym pisała w poprzedniej historii.
OdpowiedzBzapelacyjnie za.bal bym tej lekarce w pysk.
OdpowiedzDołączę do chóru! Link do bloga, link do bloga! I niech mi panienka nie pitoli że to prywatne, bo jakby było prywatne, to by panienka tego do sieci nie wrzucała. Kolega Fak_dak - czapki z głów, głos logiki i rozsądku.
Odpowiedz@truskawka: Pięć minut zajmuje znalezienie tego bloga w google, trochę pomyślunku.
OdpowiedzNiestety, mój ojciec nie miał tyle szczęścia - dwa lata "migren" i leczenia nadciśnienia, cztery wizyty w szpitalach gdzie "dalsze badania nie są potrzebne, ciśnienie się ustabilizowało". Taa, na poziomie 150/90-wspaniale.. Skarga do rzecznika złożona zbyt późno - na budowie pęknięcie krwiaka, operacja i kilka dni później zaproszenie do kostnicy. Od tamtego czasu ilekroć ktoś z moich bliskich ląduje w szpitalu, gdy tylko słyszę choćby najmniejsze zawahanie w głosie lekarza gdy żądam wykonania badań, natychmiast spisuję jego nazwisko i grożę sądem lekarskim w razie NAJMNIEJSZEJ pomyłki którą popełni. I od razu przestają mieć znaczenie limity, a zaczyna się liczyć - o dziwo! - pacjent. Co ciekawe, nauczyłem się, ze pomaga też pyskowanie, wulgaryzmy i niemal karczemne awantury - kulturą widocznie do buractwa się nie dotrze. Podkreślam tylko, że nie wszyscy lekarze są tacy - perełek też nie brakuje.
Odpowiedz@Evodish: I naprawdę za awantury i wyzwiska ani razu cię ze szpitala nie wyprowadziła policja? Widać nie trafiłeś na mnie. Ja kilku członów rodzin pacjentów w ten sposób się pozbyłem i pozostali tylko ci, którzy umieją rozmawiać kulturalnie. Na chamstwo chamstwem nie odpowiadam, wzywam policję za zakłócanie spokoju oddziału.
Odpowiedz@fak_dak: Nie używam wyzwisk, a jedynie wulgaryzmów kiedy trafiam na mur obojętności i "tumiwisizmu"- najwyraźniej do niektórych szybciej dociera jak się prostacko zażąda, niż jak się ładnie poprosi i potulnie usunie w cień. Ostatnio przy podejrzeniu wstrząśnienia mózgu u partnerki pani rejestratorka na grzeczne prośby i namolne namowy też reagowała "przyjdzie doktór jak skończy obchód". O dziwo przytoczenie odpowiedniego par. ustawy o świadczeniach zdrowotnych, wsparte soczystą ku.wą czy dwiema i spisaniem danych pani rejestratorki sprawiło, że "pan doktór" skończył obchód w 3 minuty zamiast sugerowanych 60. I udało mu się nawet przyjąć babeczkę, która zakrwawiła pół korytarza czekając prawie 40 minut z przeciętą dłonią (szpital bez SORu, więc czekało się na dyżurnego). I nie, nikt mnie nigdy nie wywalił - te sytuacje nie są znowu codziennością, raczej wyjątkiem - dzięki Bogu. Na ogół trafiam na fajnych lekarzy, i jeszcze fajniejszych ratowników.
Odpowiedz@fak_dak: Pomijając historię tak bardzo kolorową, że tęcza przy niej nabawiłaby się kpmpleksów, ale... fak_dak - sam wiesz jacy są lekarze (skoro jesteś dodatkowo jednym z nich). Nie byłeś na żadnej konferencji medycznej, gdzie liczy się darmowa wyżerka, impreza wieczorna i -giffty?
Odpowiedz@mailme3: Stać mnie na jedzenie, nie muszę chodzić na darmowe. Prezenty też sam sobie kupuję, bo mnie stać. A jak jeżdżę na konferencje, to liczą się wykłady, czasami spotkania towarzyskie. Trochę płyniesz w nurcie stereotypów na temat konferencji lekarskich, na których wykłady są pretekstem dla urządzenia niekończących się imprez, na których kawior grubymi warstwami zalega na stołach, a drogie alkohole leją się strumieniami. Nie rób z lekarzy biedaków, którzy muszą jechać na konferencję, by się porządnie najeść i dostać fajny gadżet.
Odpowiedz@fak_dak: Napisałem Ci priva - mam nadzieję, że dojdzie.
OdpowiedzZapamiętałam Cię dobrze, bo mój mąż przejął się Twoimi głodnymi gadkami o egzorcystach. Nie pogrążaj się...
Odpowiedz@DasUberVixen: ma dziewczyna wyobraźnię :D
Odpowiedzkoalaa Ty jesteś niemożliwa, jak tak Cię czytam, to już nie wiem czy śmiać się, czy płakać.
Odpowiedz@koalaa: w Gorzowie są dwa szpitale, a nie jeden. Poza tym M. musiał mieć dużego pecha,że trafił na takich, a nie innych lekarzy, bo zwykle większego problemu z nimi nie ma.. Wiem, bo moja rodzina miała sporo przygód z nimi i byli całkiem w porządku. Przekaż M. życzenia powrotu do zdrowia od dawnych znajomych.
Odpowiedz@villemo: Jak się uprzesz, to nawet trzy, ale nie oszukujmy się - tylko jeden, rozpadający się pełni (jeszcze) rolę szpitala. Nie wszyscy medycy byli imbecylami, opisałam tylko tych piekielnych. Bo chyba o to chodzi na piekielnych. Nadal nie mam pojęcia, kim jesteś. A dawni znajomi są 'dawnymi' znajomymi w większości dlatego, że po prostu się na niego wypięli...
Odpowiedz@koalaa: a może dlatego,że ograniczyłaś im możliwość kontaktu..
Odpowiedz@villemo: Tak, stałam z bronią palną w ręku i strzelałam do każdego, kto próbował się przedrzeć do jego domu. : ) Proszę Cię, bo sam M. zaniósł się właśnie śmiechem. Jestem potworem, bo nie chciałam, żeby spotykały się z nim osoby, które donosiły o nim jego ojcu, którego nienawidzi jak psa, czy może dlatego, że starałam się, żeby podczas zapalenia płuc nikt nie wchodził na jego salę? : ) Minęły prawie dwa lata i kto chciał utrzymać z nim kontakt, ma kontakt. Ma konto na facebooku, można do niego napisać, ma telefon, można zadzwonić - a może stosuję cenzurę?
Odpowiedz@koalaa: telefon..zwłaszcza jak na smsy do niego odpisywałaś,że mamy się odpieprzyć i nie powinien nas interesować jego stan zdrowia, bo on jest tylko Twój. tak, mam tego smsa zapisanego.
Odpowiedz@villemo: no no no , robi sie ciekawie :D
Odpowiedz@villemo: Wybacz, ale wypisywanie koleżanek dziewczyny, która się do niego dostawiała było w tamtej chwili nieco nie na miejscu. I na pewno nie napisałam, że jest 'tylko mój', tylko, że jest moim facetem. : ) Poza tym, po tym wydarzeniu dobre kilka tygodni zajęło mi otrząśnięcie się i akurat odpisanie na jego smsa było najmniejszą z głupot, które robiłam w szoku. No i trudno, żeby chłopak leżący w śpiączce Ci odpisał.
Odpowiedz@koalaa: nie mam pojęcia o jakiej mojej koleżance mówisz, raczej wspólnych nie mamy. cóż, ja widzę, że napisane jest 'tylko mój' ;)
Odpowiedz@villemo: Więc najwyraźniej nie wymieniałaś smsów ze mną.
Odpowiedz@koalaa: tylko z nieprzytomnym M ;)zwłaszcza,że na początku wymiany tych kilku smsów napisałaś kto mi odpisuje, a imię którym się podpisujesz jest rzadko spotykane
Odpowiedz@koalaa: Brniesz dalej w bagno. Dokładnie w jego środek. Stamtąd nie ma powrotu.
OdpowiedzBrakuje mi tutaj jeszcze tylko jednej rzeczy: komentarza totalnie z czapy Drill_Sergeanta ;)
Odpowiedz@Farmer: W sumie nie masz racji, bo brakuje jego, jak zwykle pasującego do sytuacji komentarza.
Odpowiedz@Farmer: To samo pomyślałam :D
OdpowiedzPo wstępie myślałam, że chłopak został wampirem
OdpowiedzNo dobra, rozumiem. Fajnie jest lekko podkoloryzować (podkreślam - lekko) historyjkę, żeby zdobyć wiecej komentarzy/plusów/dostać się na główna. Ale co za dużo to i świnia nie zeżre - szkoda tylko, że autorka zapomniała, ze mamy na sali sposób z medycznego kręgu zainteresowań. I jakoś szybciej człowiek uwierzy takiemu fak_dakowi czy zaszczurzonemu, niż dziewczynie która usiłuje nam wcisnąć bajer jak ratownicy aspirynę w kroplówkę :P
Odpowiedz@kiniaas007: powinno być "że mamy na sali sporo osób" - kocham autokorektę -_-
Odpowiedz@kiniaas007: Zaszczurzony się tak tylko po cichutku wypowiedział na fb ;) Więc stosunkowo niegroźny był w tej bitwie ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 kwietnia 2014 o 23:58
A smok i czarownica w tej bajce też byli?
Odpowiedz@marchewkowe_pole: Był smokk, i jakiś kangur kicał xD
Odpowiedz@Kangaroo: jakieś wiedźmy też się pewnie znajdą ;)
Odpowiedz@marchewkowe_pole: a jednorożce? :3
Odpowiedz@kiniaas007: a smokk spi :P
Odpowiedzno nie wierze.. jednak się dostało na główną O.o
Odpowiedz@fantasmagoria89: Ma księżniczka swoją główną, może się napinać przestanie :D
Odpowiedz@Soraiya_Farooq: nie wierze w to że przzestanie sie napinać, ona święcie wierzy w swoja bajkę ^^
OdpowiedzAdmin, wstydź się!
OdpowiedzDobrze, że chłopak przeżył, jednak czemu nie nagłaśniać sprawy w mediach, tylko tutaj i narażać się na hejty?
OdpowiedzTa bajka znalazła się na głównej?! Dupa nie admini.
OdpowiedzBzdura, bzdura i jeszcze raz bzdura. Historyjka podkolorowana (w najlepszym przypadku) jak stąd do Madrytu.
OdpowiedzPrzypadek chłopaka jest piekielny sam w sobie, nie trzeba było go podkoloryzować. Gdybyś opisała jak było naprawdę u wielu wzbudziłabyś autentyczne współczucie, a tak pozostał duży niesmak.
Odpowiedz1. to, że Aspiryna w postaci dożylnej nie istnieje to po pierwsze, jeżeli ktoś jest uczulony na aspirinę nie powinien również dostawać Nimesilu, gdyż jest to lek należący do grupy NLPZ i istnieje ryzyko że też go uczuli. 2. Mój tato jest ratownikiem medycznym.W pogotowiu ratunkowym pod nr 999, kiedy dzwoni się w nagłych przypadkach karetki dzielą się na dwa rodzaje: P - podstawowa składa się z dwóch ratowników medycznych, S - specjalistyczna składa się z dwóch ratowników i lekarza. O tym która wyjeżdża decyduje dyspozytor lub ich dostępność. Czasem jest tak że ratownicy z zespołu P muszą wezwać zespół S, jeżeli np jest konieczność podania pewnych leków. Oba zespoły transportują chorego na SOR jeżeli jest taka potrzeba. Jeżeli chodzi o POZ i NPL to oni jeżdżą na wizyty lekarskie bądź na zastrzyki, do osób chorych, jeżeli nie mogą się ruszyć z domu, nie do nagłych przypadków, musiałabyś poprosić o wizytę domową, dzwoniąc na pogotowie wysyłają karetkę S lub P. 3. Ratownicy nie pobierają krwi, to już wogóle jakaś abstrakcja, robi się to już w szpitalu lub laboratorium, po wydaniu skierowania a napewno nie w sytuacji takiej jak opisałaś. Ratownik ma ratować, stabilizuje pacjenta podając leki i wiezie go do szpitala proste. Albo Ci się w ciągu tych dwóch lat wszystko pomieszało albo zmyślasz jak z nut.
Odpowiedz@kama_7: 1)Aspiryna dożylna istnieje tylko NIE JEST DOSTĘPNA W POLSCE. 2)Są 3 rodzaje karetek. 3)Zgadzam się, w sumie zajmujemy podobne stanowisko tylko nie zgadzam się z dwoma argumentami:)
Odpowiedz@ZepsujBabciPralke: 1. Żyjemy w Polsce a tu chodzi o to, że historia mija się z prawdą i trafia mnie jak czytam coś takiego, bo jeżeli ktoś nie zna tematu to jest w stanie w to uwierzyć, a potem niesie taką historyjkę dalej... 2. podaj mi trzeci rodzaj karetki bo ja wie, o dwóch które opisałam, jaki jest trzeci chyba że chodzi o helikopter ale tego wogóle nie brałam pod uwagę
Odpowiedz@kama_7: Są jeszcze karetki T, służące tylko do transportu- np. chorych do i ze stacji dializ.
Odpowiedz@archeoziele: mi chodziło o 3 rodzaj karetek, które wchodzą w zespół ratownictwa medycznego. A karetki T należą do zespołu POZ: o tym pisałam wyżej, po nie nie dzwoni się pod 999 a raczej do przychodni rodzinnej tam gdzie jest się zdeklarowanym itd. Autorka historii jak mniemam dzwoniła pod 999 i wezwała ratowników, czyli ludzi którzy niosą pierwszą pomoc i zabierają delikwenta do szpitala, bo był to przypadek nagły...
Odpowiedz@kama_7: No w nagłych przypadkach to faktycznie tylko te dwie. Nie wiem czy jeszcze istnieją specjalne karetki dla bardzo małych dzieci, kiedyś były
Odpowiedzsłużba zdrowia w polsce to kpina... dobrze ze u chłopaka wszystko dobrze się skończyło... ja mam niestety problemy ze skokami ciśnienia i pulsu, od chyba 5 lat żaden lekarz nie chciał dac mi skierowania do jakiegokolwiek specjalisty, bo każdy zgodnie, bez badania mnie twierdził, że nerwica... lekarze twierdzą, że cisnienie 150/100 u 29 latki jest normalne (nikt nie patrzy ze 20latkowie umierają na zawały)... nikt nie chciał mi dac skierowania do endokrynologa, neurologa, kardiologa (a po co? przeciez w tym wieku nie możesz byc chora na serce- mój rodzinny... tsh w normie? więc jesteś zdrowa...), po ostatnim skoku cisnienia do 170/110 (nagłym, bo siedziałam sobie i rozmwiałam z męzem o jakis glupotach az nagle zrobilo mi sie goraco i poczulam ucisk w skroniach) pojechałam z mężem prosto na sor, a tam? "niech się pani uspokoi, to nerwica" gdyby nie awantura, którą zrobił tam mój mąż, bo mnie olali, podczas gdy myslalam, ze zaraz zejdę, nikt by się mną nie zajął... po interwencji męża bez gadania wypisali mi skierowanie do poradni leczenia nadcisnienia, skierowano mnie na konkretne badanie i wiecie co? to nie nerwica... tylko problemy z niedoczynnoscią tarczycy...
OdpowiedzPomijając kwestię tej historii - bo może być prawdziwa lub nie, nie mi o tym debatować (i wam też nie, jeśli was tam nie było). Nie zmienia to faktu, że dyspozytorzy pogotowia zachowują się dokładnie w ten sposób. Życie pokazało, że te historie z internetów jednak są prawdziwe.
Odpowiedz@misthunt3r: Nie muszę być na Placu Czerwonym, by wiedzieć, że nie wylądowało tam UFO, by uściskać się z Putinem. Pewne rzeczy po prostu nie mogą mieć miejsca, bo żyjemy w określonych realiach. Jeżeli ktoś ma odrobinę wiedzy na temat organizacji ochrony zdrowia w Polsce, to zaraz wychwyci co w historii zostało zmyślone. Zauważ, że wszyscy lekarze i ratownicy komentujący tę historię wyśmiali ją.
Odpowiedzmoja ciotka ponad rok chodziła po lekarzach z bólem pleców, oczywiście wszyscy "w tym wieku każdego plecy bolą" miała coś około 35 lat, oczywiście za późno okazało się, że ten ból pleców to rak...
Odpowiedz@banan94: I żaden nie zrobił jej nawet RTG kręgosłupa, nie mówiąc o MRI?
Odpowiedz@banan94: "W tym wieku każdego plecy bolą" - ten tekst to jakiś żart? Nie znam lekarza, który by tak powiedział o 35-latce. A u Ciebie nagle WSZYSCY lekarze tak gadali. Łatwiej spotkać rodzinnego konowała, który za samo wejście do gabinetu daje L4 na dwa tygodnie niż takich co to odsyłają i mówią "uroiła sobie pani". Ale to MOJE doświadczenia.
Odpowiedz@mailme3: no ja z drugiej ręki to wiem, ale z moim zdaniem sprawdzonego źródła - od mojej matki, która z tą ciotką od zawsze się przyjaźniła, a miasto w którym to się działo jest Miastem Królów Polski, lekarzy Ci nei wymienie bo po prostu ich nei znam
Odpowiedz"od razu wpadłem/am na to, że to guz!". Wszystko fajnie, że po pierwszym takim komentarzu wszyscy nagle wpadli na to samo... Mi jako pierwsze przyszło na myśl zapalenie opon mózgowych. Dochodzi jeszcze to "Ale bajka". Fajnie, że byliście wszędzie i wszystko widzieliście. Tak się składa, że każdy szpital to co innego. Jak kiedyś przewlekle bolał mnie brzuch (nie, nie wiem gdzie są wszystkie organy. Płuca, serce i jelita pokaże ale resztę nie)to w szpitalu w moim mieście chcieli ciąć bo tak, a że nie jestem fanem bycia zabawką dla maniaka ze skalpelem szukałem rozwiązania gdzie indziej. W szpitalu w sąsiedniej miejscowości po prześwietleniu okazało się, że nie potrzeba żadnej operacji, a jedynie 1 (słownie: jednego) leku. Już nawet nie pamiętam co mi było dokładnie. Nigdy nie przywiązywałem uwagi do takich szczegółów. Zwłaszcza, że rodzice, którzy jako jedyni usłyszeli diagnozę postanowili nie uraczyć mnie jej nazwą, a jedynie wytłumaczeniem, które było tak bezsensowne, że je olałem swojego czasu.
OdpowiedzA zawiadomienie złożone? Usiłowanie morderstwa to już chyba nielegalne jest?
OdpowiedzA tak z zupełnie innej beczki: kto da pacjentowi z jakimkolwiek podejrzeniem krwawienia skądkolwiek ASA? Heparynę od razu ładujmy, w końcu to cudowny lek! ;) Historyjka tak wyssana z palca, że aż robi mi się niedobrze, aczkolwiek opisana w sposób całkiem zgrabny. Dziewczynie talentu na pewno nie poskąpiło. Ale, jak ktoś to kiedyś napisał: każdy pisarz ma redaktora, który wyłapuje jego babole. Tutaj tego zabrakło, aczkolwiek umówmy się - umowy z wydawnictwem nie podpisała, choć pewnie jest blisko. Pozdrawiam z OIOMu - po ostatnim ostrym dyżurze leży u mnie takich, jak opisany w historii chłopak - z sześciu rosłych facetów.
Odpowiedzkłamać trzeba umieć
OdpowiedzA propos twojego motta: tak, życiowym marzeniem wszystkich użytkowników jest napisanie bardzo piekielnej historii, a nic nie boli bardziej, niż czyjaś na głównej. xD Co za typiara.
OdpowiedzTo teraz czas na mnie, chociaż nie zdarzyło mi się wcześniej komentować, tylko czytać i oceniać. Wchodzę na piekielnych po miesiącu przerwy i widzę swoją historię, okraszoną aspiryną w kroplówce. Z tego miejsca pragnę serdecznie podziękować komuś, kto musi mnie dobrze znać, żeby wiedzieć o takich szczegółach i posługiwać się moimi danymi. Szczeniara używa mojego pseudonimu, zdjęć i z tego, co widzę - bloga, ba, nawet pisze podobnie do mnie. Nie sądziłam, że ludzie, tym bardziej bliscy (wnioskuję po ilości szczegółów) są w stanie wywalić na światło dzienne tę historię bez mojej zgody. Szkoda, droga koleżanko (a może kolego?), że pomyliło Ci się kilka faktów. Aspiryna nie była zapisana w karcie, chcieli ją podać rozdrobnioną z płynem przez sondę, zaś telefon na pogotowie był wykonywany siedem razy - w tym pięć bez uzyskania połączenia, a panią dyspozytorkę udało się namówić za drugim razem. Gdzie mogę wnioskować o zablokowanie użytkownika? PS Wiem, że groźby są karalne, ale jak się dowiem, kim jesteś, to Ci nogi z du*y powyrywam.
Odpowiedz@Koala: Takiego zakonczenia tej historii sie nie spodziewalem, wspolczucia...
Odpowiedz@Koala: Prowokacja?
Odpowiedz@aniucha0711:Jeżeli uważasz, że da się założyć konto na piekielnych dwa lata wstecz... Dziwnym zbiegiem okoliczności "autorka" przestała się udzielać.
Odpowiedz@Koala: tylko że Ty nie masz napisanej żadnej historii, więc albo jakaś schizofrenia, albo dość słaba prowokacja, bo znalazłaś podobny nick. no chyba,że ktoś naprawdę super Cię zna i ma dostęp do Twoich zdjęć. ale stawiam na jedną z dwóch pierwszych możliwości. a może koaląą jest sam M.?albo wiem, ojciec od egzorcyzmów, tak to pewnie on.
Odpowiedz@villemo: Myślę, że pisząc "widzę swoją historię" Koala miała na myśli historię, która jej się przydarzyła, a nie historię, którą opisał na portalu. Cała sytuacja może być prowokacją, ale może być też tak, że w ramach szczeniackiej... zemsty? chęci dogryzienia? ktoś założył konto o podobnym nicku, żeby się podszyć, nie wiem, na złość? Sądzę, że w mocy administratora byłoby sprawdzenie adresów IP obydwóch kont, to mogłoby rozjaśnić sprawę. Bo w opcję, że cała sprawa jest przypadkiem, że akurat ktoś opisał wydarzenia z życia Koali (z jednym a) i przypadkiem użył prawie identycznego pseudonimu, to nie uwierzę.
Odpowiedz@Koala: Mało tego, że pomylona, to jeszcze z rozdwojeniem jaźni. Słodko.
Odpowiedz@Soraiya_Farooq: Pomylona jest tylko i wyłącznie autorka wypocin. Myślę, że nikt nie uwierzy w snucie przez dwa lata misternego planu dostania się na główną na piekielnych. Nie jeden z użytkowników zorientował się, że historia jest PRZYNAJMNIEJ podkoloryzowana - to chyba jasne, biorąc pod uwagę te wszystkie nieścisłości. Przykro mi czytać komentarze, w których ktoś ocenia mnie, bo jakaś szurnięta osoba opisała moją historię w swoim wykonaniu. Myślę, że sprawdzenie IP to jedno, ale jak wiadomo można je zmienić, więc najlepszym rozwiązaniem byłby tu numer urządzenia. Nie sądzę jednak, by komuś chciało się to robić, bo nie ukrywajmy, że nie leży w nikogo interesie udowodnianie tej historii. Nie wiem, czy to szczęście, że mam konto na piekielnych - jest mi głupio tłumaczyć się wśród znajomych, że to nie ja pisałam te głupoty, tylko jakaś flądra, która nie ma swojego życia. Nie jest dla mnie też przyjemnością przypominanie sobie tych kilku miesięcy. Bądź co bądź - podejrzana już jest, ale nie mam zamiaru jej publicznie linczować, chociaż to co zrobiła ewidentnie na to zasługuje.
Odpowiedz@Koala: PODEJRZANA? No wiesz, w swoich historiach użytkowniczka "koalaa" podaje tyle szczegółów ze swojego życiorysu, że już dawno powinnaś mieć pewność co do jej tożsamości, nie tylko podejrzenie. Tym bardziej, że NA PEWNO znacie się bardzo dobrze prywatnie. Na tyle dobrze, że znała takie detale z historii, jakby sama przy tym była. Na przykład to, jakie twój chłopak otrzymywał środki przeciwbólowe, jak długo, jak się dokładnie zachowywał, że mu "puściły" zwieracze, jak długo był rehabilitowany, gdzie ma niedowłady (dzisiaj!). Takich szczegółów chyba byś nie opowiadała byle komu? Nie dementujesz również większości informacji, oprócz paru drobiazgów, więc chyba całość, jako taka, jest prawdziwa? Ktoś z rodziny??? Siostra-bliźniaczka, czy może alter ego?
Odpowiedz@Armagedon: Albo sama autorka. W sensie, obie koale są jedną osobą, która przyparta do muru przypomniała sobie, że miała też inne konto (np założone próbnie, potem porzucone) i teraz sama siebie krytykuje. Może szalone, ale równie prawdopodobne jak wszystko co tu napisano, licząc i historię i komentarze.
Odpowiedz@SecuritySoldier: Toż przecie piszę "alter ego", znaczy się "drugie ja". To całkiem sprytny sposób, by uwiarygodnić historię. Dla mnie akurat niepotrzebny, bo ja w historię wierzę, ale uważam, że przez ten manewr autorka całkiem straciła wiarygodność u innych. Słaba psychika i niska odporność na krytykę. Szkoda. Teraz pewnie znikną dwie koale, a pojawi się jakiś inny nick. Ciekawe, czy rozpoznamy?
Odpowiedz@Armagedon: Bez żartów proszę. Gdybym miała opisywać tutaj wszystko, co jest kłamstwem, trochę by to zabrało. Dziewczyna po prostu ubrała w słowa szczegóły, które znała, ale oprócz medycznych nieścisłości jest tu naprawdę wiele innych, jak chociażby to, że nie było żadnego pana menela na SORze, chłopak ma badania w Warszawie. Daty też są podane błędnie. Nie mniej jednak tłumaczenie każdej pomyłki byłoby kolejną historią, a nie komentarzem. Było kilka osób, którym mówiłam o całym zdarzeniu, ale żadna z nich nigdy nie zrobiła mi ani takiego, ani mniejszego świństwa, więc ciężko osądzać. Do kolegi/koleżanki niżej: łatwo możesz zweryfikować, chociażby przeez to nieszczęsne IP, że nie jestem "koalą przez aa". I jeszcze chciałam nawiązać właśnie do nicku. Tutaj nie chodzi o pseudonim na piekielnych czy w Internecie - znajomi mówią do mnie tak w realu. I chyba o to chodzi - nie wstawiałam historii, więc autorka mogła pomyśleć, że nie jestem TĄ koalą. Wszak mało koal w Internecie?
Odpowiedz@Koala: Pogódź się z tym, że nikt w historię nie wierzy i wyjdź, bo bredzisz.
Odpowiedz@Soraiya_Farooq: Jasne, że w historię nikt nie wierzy, chociażby dlatego, że autorka większość jej dopisała/zmieniła. Nie obchodzi mnie, czy Ty wierzysz czy nie wierzysz, jedyne czego w tej chwili chcę to upewnić się, kim jest koalaa i wyciągnąć konsekwencje z rozpowszechniania moich danych. Jeśli nie masz do powiedzenia w tej sprawie nic, co mogłoby mnie upewnić to proszę, po prostu już nie pisz. Nie potrzebuję dodatkowej tyrady, zostałam upokorzona wystarczająco przez autorkę, której wydaje się, że jest mną.
Odpowiedz@Koala: yyyyyyyyyy
OdpowiedzNo cyrk na kółkach i historia stulecia :D
OdpowiedzJak dla mnie to tu jest napisane o tym,że pobieranie krwi należt do czynności wykonywanych przez ratownika medycznego http://www.ratownicy.koszalin.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=10:w&catid=7:w&Itemid=7 . Za to aspiryna jest podawana dożylnie w przypadku np silnej migrency chociaż nie wiem jak to na obecną chwilę jest w Polsce.
Odpowiedz@justyna_majere: Jasne, że ratownikom wolno pobierać krew. Tylko po co mieliby to robić w karetce? Nie wożą ze sobą przenośnego laboratorium by z tej krwi skorzystać. Jedyną opcją "pobrania" dostępną w ambulansie jest nakłucie palca i pomiar cukru z użyciem glukometru. Osobiście obstawiam, że ratownicy mieli problem z założeniem wkłucia dożylnego a panience skojarzyło się z pobieraniem krwi w laboratorium. Nie sprawdziła, napisała, wyszła chała.
OdpowiedzPamiętam jak przeczytałam te wypociny za pierwszym razem, pośmiałam się, zminusowałam za stek bzdur i zapomniałam. Dzisiaj inna historia z poczekalni nawiązała do tej, to przeczytałam jeszcze raz, doszłam do tych samych wniosków, chętnie dałabym minusa jeszcze raz :) ALE ta wojna w komentarzach - coś pięknego! I autorka, która po wielu próbach nieudolnego wybronienia się doszła do wniosku, że to nie ona pisała tą bujdę, tylko jej UZURPATORKA! Która znała jej oryginalny nick oczywiście, trochę go przeinaczyła i popłynęła ze swoją historyjką nietrzymającą się kupy. Teraz prawdziwa bohaterka chce się wybielić, bo czuje się oszukana. Ech. Dziewczyno :) Mnie się wydaje, że po prostu wcześniej zapomniałaś hasła czy tam adresu e-mail do wcześniejszego konta (tego ponoć oryginalnego), stworzyłaś sobie nowe, z podobną nazwą, a pod gradobiciem pytań wymiękłaś i teraz próbujesz się tej przysłowiowej brzytwy chwytać. Nie ładnie, bardzo nie ładnie.
Odpowiedz@elda24: taa dokładnie tak. Przecież przez DWA lata napisałaby jakikolwiek komentarz a nie, że jej aktywność zaczęła się dopiero od publikacji tej nieszczęsnej historii.. PS sprawdzanie IP czy MACów to strata czasu, zawsze mogła skorzystać z WiFii chłopaka/ restauracji/czy darmowego na rynku lub pisać z laptopa brata/siostry/pracy..
OdpowiedzMyślę że dobre historie opisuje się raczej bogato, natomiast po przeczytaniu powyższej i komentarzy jedynym słowem jakie ciśnie się na usta jest, cóż, beton. Ale uśmiałem się. PS koalaa i Koala to jedna i ta sama osoba.
OdpowiedzCzekam, aż pojawi się trzecia Koala (koalaaa? kooala?), która zarzuci dwóm poprzednim fałszerstwo. :D
Odpowiedz@kittykat: jestem!!! Obie sfałszowały historie!!! :)
Odpowiedzjakbym Super Express czy inny Fakt czytala... Uzytkowniczka Villemo sugerowala ciekawy watek poboczny- zabor chlopaka dokonany przez autorke. Prosze o wiecej.
Odpowiedz@Johanna: no ja właśnie też najbardziej na rozwinięcie tego wątku liczyłem, a tu taki niespodziewany zwrot. Jakby mnie kto w pysk strzelił :(
Odpowiedz@nhyde: muszę sobie znaleźć nową rozrywkę :/
Odpowiedz@Johanna: no niestety, z powodu niechęci koalii do utrzymywania kontaktu ze znajomymi, wątek się zakończył na kilku wymienionych smsach o treści wyżej przytoczonej ;)
OdpowiedzHmmm... niedawno mój znajomy zmarł po pęknięciu tętniaka, jednak było to nagle, bez wcześniejszych objawów. Ból zaczął się, kiedy tętniak już pękł.
OdpowiedzMam wrażenie, że ludzie naoglądali sie dr.House'a i myśla ze tak wlasnie wyglada diagnostyka pacjenta,leczenie itp. Ze mozna wyleczyc zaawansowana postac kiły szczepionka z bakteriami malarii ze to na pewno Toczeń albo rak albo witamina C leczy polio. Pomimo tego ze serial byl swietny malo on ma wspolnego z rzeczywistościa a takich lekarzy jak "dr.house" zaraz nasi pacjenci pozywaja i wsadzaja na dlugie lata z zakazem wykonywania zawodu bo zaryzykował...i wlasnie dlatego lekarze nie ryzykuja nie lecza niekonwencjonalnie ;] zastanowcie sie troche...zycie to nie film ;]
OdpowiedzCholerne olewanie "drobnych" spraw
Odpowiedz