Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Nie wiem po co niektórzy ludzie sobie robią dzieci, skoro się nimi…

Nie wiem po co niektórzy ludzie sobie robią dzieci, skoro się nimi nie zajmują. Albo po co mają więcej niż jedno, jeśli jest to ponad ich siły.

Kiedyś zostałam poproszona o pomoc w przeciągnięciu pewnego młodziana przez tryby powtórkowe, bo dzieciak miał lachę z angielskiego i jakby jej nie poprawił pod koniec sierpnia to zostałby na niższym poziomie wtajemniczenia (dodam, że był to adept podstawówki).
Ja oczywiście bardzo chętnie, bo i lubię pracę pod presją, i wynagrodzenie za ekspres było śliczne. Ostrzegłam jedynie matkę, że nie jestem cudotwórcą (a szkoda, bo wtedy z kranu płynęłoby wino, zaprawdę powiadam Wam!) i skoro odezwała się do mnie dopiero pod koniec lipca to do końca sierpnia jest mała szansa, żeby przerobić cały materiał (z dwóch książek plus bonus do poziomu trudności: młody umiał powiedzieć po angielsku tylko jak ma na imię, nic więcej). Ale, dodałam tonem kojącym, jeśli młody zostanie przypilnowany i będzie odrabiał zadania domowe, i się przygotowywał do lekcji to poprawa powinna być doceniona w jego szkole.

I tak się zaczęło.

O młodym nie mogę powiedzieć nic złego tak poza tym, że było widać, że nie potrafi się skoncentrować i się niecierpliwi, ale generalnie był grzeczny. Zresztą powymyślałam zabawy ze słownictwem, zagadki gramatyczne i inne podstępy mnemotechniczne to nawet potrafił się wciągnąć na jakiś czas, ale nie oszukujmy się - dziecko postrzega naukę w wakacje jako karę, tyle że nie było czasu, żeby się rozczulać nad jego przegrzanymi trybikami.

Dlatego będzie o grzechach rodziców:

1. Najpierw szybko o ojcu, bo tu jest krótka piłka. Młody nie odrabiał lekcji i się nie uczył. Raz w domu był ojciec, więc postanowiłam z nim o tym porozmawiać. Po skończonej lekcji proszę młodego, żeby zawołał rodzica. Tatuś wyszedł do mnie (tj. do pokoju stołowego, w którym się odbywały lekcje) ubrany jedynie w slipy, odpalił telewizorek, poskrobał się po gęstej szczecinie twarzowej i oświadczył, że on jest rzadko w domu, on nie wie, mam rozmawiać z żoną. Nic dodać, nic ująć w temacie.

2. Przez to że miałam niecały miesiąc na akcję pt. 'kaganiec oświaty dla małoletnich'(swoją drogą to szybko się kobieta obudziła, że jest problem) to lekcji musiało być bardzo dużo. Po każdej lekcji nadgorliwie i złośliwie składałam matce mojego ucznia raport telefoniczny i powtarzałam w kółko, że ktoś musi z młodym siedzieć nad lekcjami, bo znowu jest nieprzygotowany. Dodam że kobieta miała zwykłą 8-godzinną pracę biurową, więc mogła się poświęcić przez miesiąc i pół godziny dziennie powtarzać z małym, ale nie, po co, przecież nauczyciel ma moc transferowania danych prosto do mózgu gagatka.

3. Wspominałam, że młody miał urok osobisty i talent do manipulowania? Matka mu nieustannie pobłażała, bo: odrabianie lekcji to dla małego udręka; on nie lubi angielskiego i nauczycielka się na niego uwzięła; odwołała niektóre lekcje jak młody kwękał, że chce do babci na wieś albo nie wiem gdzie, ale pewnie wyścig ślimaków też by go urządził. Mówiłam matce, że powinna mu tłumaczyć, że to tylko trzy tygodnie wysiłku i da radę, i że mama będzie z niego dumna i takie tam (tu improwizowałam, bo w sumie nie wiem jak się motywuje dzieci jak jest się matką), ale gdzie tam, jak grochem o ścianę.

4. Wtedy również pracowałam na zmiany i akurat na początku tych całych korepetycji miałam tydzień zmiany porannej. Mamusia się uparła, żeby zobaczyć jak prowadzę zajęcia. Była dokładnie na dwóch lekcjach, bo potem jej powiedziałam, że za nauczanie dwóch osób biorę dodatkowe pieniądze. Nie było to miłe, ale normalnie prawie rozwaliła mi kobieta te lekcje. Młody się przy matce krępował i stresował; matka patrzyła na niego pseudogroźnym wzrokiem albo mu podpowiadała, albo karciła, albo krytykowała mnie, że za dużo wymagam - nie wiem co to miało być, ale wyglądało to jak jakaś dysfunkcja osobowości. Dodam tylko dla tych, którzy się nie orientują, że coś takiego miesza dziecku w głowie, nie mówiąc o podważaniu autorytetu nauczyciela i dyskusje z matką dziecka podczas zajęć to kompletna strata czasu.

5. Wymogi-srogi-pierogi. Kiedy na pierwszej lekcji pytałam matkę czy szkoła dostarczyła jakieś wymagania co do tej poprawki to stwierdziła, że owszem, była jakaś kartka, ale się gdzieś zawieruszyła, ale to to samo co w książkach ze szkoły. Powiedziałam jej wtedy, że w takim razie sama dokonam selekcji materiału, ale najlepiej jak zadzwoni do szkoły i się dowie. I co? Rokoko. A nawet lepiej, bo się kartka z zakresem materiału znalazła trzy dni przed poprawką. Wtedy wzięłam kolorowe zakreślacze i na zielono zaznaczyłam mamusi te tematy, w które trafiłam, na czerwono te, w które nie trafiłam, i dopisałam na fioletowo te, które z młodym przerobiłam, ale których nie było na kartce wymagań, więc pech. Mamusia stwierdziła lekko, że jakoś to będzie. Skoro własna matka się nie przejęła to ja tym bardziej nie miałam zamiaru.

6. I w końcu wielki finał. Dzień przed terminem poprawki przychodzę rano (zmiana popołudniowa)na ostateczną, wielką powtórkę wszystkiego. Po 15 minutach dzwoni mój telefon (na szczęście go nie wyłączyłam tylko wyciszyłam). Odbieram, bo zobaczyłam, że to mamusia. I wiecie co? Okazało się, że jej się pomyliły daty i ta poprawka JUŻ TRWA i prosi mnie, żebym zaprowadziła młodego do szkoły... Nie powinno się namawiać dzieci do ucieczki z domu, ale kusiło mnie.

Jeszcze deser i wsio. Wpadam z młodym do klasy, w której siedzi szanowna komisja i przepraszam za spóźnienie, na co jedna z pań nauczycielek karci nas, że to przegięcie (i ma rację), aż w końcu rzecze: 'to teraz mama poczeka na zewnątrz'. Witki mi opadły już zupełnie.

Jeśli kogoś interesuje jak się to wszystko skończyło, to było tak, że jedna z nauczycielek wyszła do mnie na korytarz, podczas gdy młody pisał. Postanowiłam powiedzieć wszystko co myślę na temat matki, która nawet nie pojawiła się w szkole, żeby porozmawiać o problemach syna (bo wtedy nauczyciele by wiedzieli, że nie jestem matką młodego, prawda?).

Zdał, ale nie łudzę się - to nie moje umiejętności zaklinania rzeczywistości ani geniusz młodego, a raczej dobra wola komisji. I i tak nie wiadomo czy postąpili słusznie...

Młody ma trójkę młodszego rodzeństwa. Trzymam za całą czwórkę kciuki.

Któryś krąg piekielny - ten dla rodziców-olewaczy

by tabajkasiekonczy
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
19 33

Bardziej od historii podobał mi się styl pisania - fajny :)

Odpowiedz
avatar kudlata111
2 12

@Blaise: Faktycznie, styl i narracja OK.

Odpowiedz
avatar tabajkasiekonczy
15 17

@Blaise: Dziękuję. Jest mi miło, że dobrze się czyta.

Odpowiedz
avatar TomX
-4 30

@motomysza: Są rzeczy ważne i ważniejsze, a dzieciaki w zdrowej, normalnej rodzinie powinny być absolutnie najważniejsze, więc wybacz, ale twój argument jest inwalidą...

Odpowiedz
avatar pasia251
20 28

@TomX: i pewnie były najważniejsze - jeść dostały, wyprane, wyprasowane miały, dom posprzątany... a to wszystko samo się nie robi... jeżeli dzieci małe, to tak naprawdę matka zanim skończyła ubierać i karmić ostatnie mogła zaczynam od początku przy pierwszym...

Odpowiedz
avatar chiacchierona
14 20

@pasia251: Obie z Motomyszą macie racje, zwłaszcza, że tatuś średnio dziećmi zainteresowany. Tylko że dla mnie, nie jest to żadnym usprawiedliwieniem tego, że dziecka nie ma kto przypilnować żeby odrobił lekcje. Z resztę, widać jakie są tego efekty. Podstawówka na poprawkę to dość wcześnie. Mam nadzieję, że dzieciaka w końcu jednak jakiś mądry nauczyciel udupi bo może wtedy rodzice się otrząsną...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 kwietnia 2014 o 19:02

avatar pasia251
14 16

@chiacchierona: ja wcale nie twierdzę, że tak jest dobrze - tyle tylko, że wcale mnie coś takiego nie dziwi... wychowywać właściwie samej 4 dzieci i do tego pracować zawodowo to jest naprawdę duże wyzwanie i zapewne kobieta stara się jak może...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 11

@chiacchierona: Otrząsną? Wątpię. Prędzej matka przyleci opieprzyć nauczyciela, czemu to on zły niedobry udupił jej kochaniutkiego syneczka.

Odpowiedz
avatar tabajkasiekonczy
21 29

@motomysza i pasia: Nie chcę Wam dziewczyny psuć obrazu matki Polki, która heroicznie stara się wychować czwórkę dzieci, ale jak dla mnie to ta kobieta miała po prostu zlew na własne dzieci.To było raczej coś takiego jak opisuje anndab7 poniżej - ta kobieta zawsze miała pełny luz i nie była przejęta sytuacją. A poza tym bez urazy, bo to nic osobistego, ale jak dla mnie wychowywanie dziecka to coś więcej niż karmienie go i ubieranie - jak ktoś się zatrzymuje na takim etapie, bo uważa że to wszystko w temacie albo sobie nie radzi to odsyłam do pierwszych dwóch zdań mojej historii.

Odpowiedz
avatar pasia251
9 15

@tabajkasiekonczy: ja bym się raczej skłaniała ku teorii, że tej matce po prostu na wszystko inne brakuje czasu... i wierz mi, ale mój obraz matki Polki daleki jest od tego co masz na myśli ;) ja mam tylko jedno dziecko, a wiem ile mi ono pochłania czasu... nie mam ich więcej, bo wtedy pewnie sytuacja wyglądałaby u mnie tak samo jak u tej pani z historii...

Odpowiedz
avatar Taczer
5 31

@tabajkasiekonczy: Że spytam bezczelnie i wprost: ile dzieci urodziłaś i wychowałaś? Czwórka, najstarsze jakieś 12 lat, czyli najmłodsze jest najpewniej na pograniczu żłobek/przedszkole, pozostałe pośrednio. Masz choć najbledsze wyobrażenie, ile czasu pochłaniają podstawowe czynności przy tylu dzieciakach? Ile ważą siaty z codziennymi zakupami? Jak ciężko jest po porannym ogarnięciu dzieciaków (ubierz, umyj, śniadanie, kanapki do szkoły dla starszych), odstawieniu ich w najmarniej dwa różne miejsca, 8h w robocie, zakupy, odebranie dzieciaków, obiad, jakieś pranie... Taaa, cudza robota zawsze lekka. I lekką ręką się potępia kobietę, która podejrzewam, jak się doczołga do wyra, łapie może 5h snu na dobę. W porywach.

Odpowiedz
avatar tabajkasiekonczy
14 22

@Taczer: Na czary i uroki, widzę że trafiłam w jakiś czuły punkt! Jak tak piszesz to to jest śmieszne, bo zabrzmiało to jakby dzieci były nieszczęściem, które spada na ludzi znienacka, zarazy jedne, a biedni rodzice byli tacy nieświadomi, że to tyle z tym kłopotu i utrapienia, szok normalnie :D Przeczytaj jeszcze raz to się dowiesz, że nie mam dzieci, ale nie wiem co to zmienia - nikomu nie każę mieć dzieci ani wychowywać swoich przyszłych. To po pierwsze. Po drugie, nigdzie nie napisałam, że wychowywanie dzieci to coś łatwego. Wręcz przeciwnie, jest to tak trudne, że nie każdy powinien mieć dzieci. Powtórzę się znowu: nie radzisz sobie = nie miej dzieci. Po trzecie, 'potępienie' to za ostre słowo, ale tak, mam do niej poważny zarzut zaniedbania dziecka i wszystkowdupizmu. Wyobraź sobie, że nie wszystkie rodziny wielodzietne nie mają jak związać końca z końcem, bo nie mieliby na opłacenie mnie i to bez problemu, a wzięłam sporo, więc spokojnie można opłacić kogoś do pomocy za taką kasę jak się nie daje rady. Ale to moje zdanie. I w końcu - pokaż mi gdzie napisałam, że lekceważę kobiety wychowujące dzieci czy bagatalizuję, a jak znajdziesz to pójdę na kolanach do Ziemi Świętej. Odpowiadam tylko za swoje słowa, a nie za Twoje interpretacje. Howk! @pasia: I właśnie do nazywam odpowiedzialnością, brawo! :) Szkoda że nie wszyscy mierzą siły na zamiary...

Odpowiedz
avatar Taczer
2 22

@tabajkasiekonczy: Masz zdecydowanie lekceważące podejście do "wolnego" czasu tej kobiety. 'Dodam że kobieta miała zwykłą 8-godzinną pracę biurową, więc mogła się poświęcić przez miesiąc i pół godziny dziennie powtarzać z małym, ale nie, po co,' Widzisz 8h w biurze, ale totalnie zlewasz prowadzenie domu dla czwórki dzieci. Małych, dodam, bo to nie bez znaczenia. W ciągu pierwszego roku życia dziecka rodzice tracą średnio 1/3 snu. Bo widzisz, skubane drą się w nocy z różnych tajemniczych powodów. Do ukończenia 2 lat potrzebują wydatnej pomocy przy karmieniu. Itd. Doba ma tylko 24h. Nie jest z gumy. Najpierw zaspokajasz najważniejsze potrzeby i niekoniecznie wystarczy czasu na zaspokojenie każdej z nich. Jesteś na ten fakt totalnie ślepa i bagatelizujesz wszystko, poza absolutnie_niezbędną_pracą_nad_angielskim. Nauczyciel dostosowuje się do możliwości ucznia i rodziny. Skoro matka nie może z nim posiedzieć - uczysz z założeniem, że wiedzę przyswaja tylko na tych zajęciach. Po to właśnie zostałaś zatrudniona.

Odpowiedz
avatar tabajkasiekonczy
7 13

@Taczer: Już pomijam, że nie widziałaś tej kobiety na oczy, więc Twoje dywagacje są z kosmosu ani mnie nie znasz, więc te oceny są co najmniej pochopne, ale dobra, masz prawo myśleć co chcesz, więc przejdę do innej kwestii. Naprawdę uważasz że w sytuacji podbramkowej (dzieciak nie zda do następnej klasy, więc to zaniedbanie całoroczne, prawda?) zorganizowanie PÓŁ godziny dziennie powtórek przez MIESIĄC, żeby POŚWIĘCIĆ UWAGĘ własnemu dziecku to aż taki problem? Po pierwsze, ostrzegłam ją, że to jest niezbędne i niby przyjęła ten warunek (po czym olała), po drugie, nie wmówisz mi, że byle dać jeść i ubrania, i to już jest odpowiedzialne rodzicielstwo, a po trzecie rodzic, któremu zależy i który ma kasę zawsze jakoś da radę, bo uważam, że mój wymóg był naprawdę minimalny. Ona ponosi odpowiedzialność za dziecko, zaniedbała je i jeszcze poprosiła o pomoc na krótko przed poprawką - jak to jest dla Ciebie okej to nie mam pytań. Poza tym widzę, że masz znikome pojęcie o nauczaniu, bo to nie jest wszystko takie proste i jak się nie utrwala treści to klops - kasa wywalona w błoto, to jaki jest tego sens? Bez wsparcia matki młody przeżywał to wszystko pięć razy gorzej, wstydził się że nie umie, ale nie był nauczony, że się lekcje odrabia - więc takie to wychowanie. A dopóki jest obowiązek nauki to niestety takie rzecze są też zobowiązaniem rodziców i już, koniec i bomba. Nie wiem czy ta dyskusja ma w ogóle sens, bo nie ma wspólnej płaszczyzny porozumienia, ale co tam - pisanie w próżnię rozwija kreatywność i mięśnie paluchów.

Odpowiedz
avatar chiacchierona
11 11

Słuchajcie, chyba nikt nie jest na tyle głupi żeby twierdzić, że wychowanie czwórki dzieci to bułka z masłem. Tyle tylko, że dzieci nie biorą się z powietrza! Kto ma jedno, już na pewno ma jakieś wyobrażenie, jak to może być ciężko mieć czwórkę. Jeżeli ktoś się decyduje na coś takiego, to musi się liczyć z tym, że wolnego czasu o którym ktoś wcześniej wspomniał, nie będzie miał wcale przez kilka ładnych lat. Poza tym, ile by nie było do zrobienia przy dzieciach, przypilnowanie żeby dzieciak się uczył nie jest akurat tym co można sobie odpuścić. Są przecież różne rozwiązania. Można poszukać np jakiejś sąsiadki licealistki która za parę groszy kilka razy w tygodniu z dzieciakiem nad lekcjami posiedzi. Są osiedlowe świetlice gdzie wolontariusze pomagają dzieciakom. Są chyba jeszcze zajęcia wyrównawcze w szkole. Pewnie jeszcze kilka rzeczy można by wymyślić tylko trzeba chcieć...

Odpowiedz
avatar Autre
6 10

@Taczer: nie rozumiem skąd Twoje oburzenie, matka najwyraźniej kompletnie zlała temat edukacji swojego dziecka. Mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć, że edukacja jest ważna i dlaczego? Skoro mamuśka jak twierdzisz nie miała czasu się tym zająć osobiście, to korepetytora mogła zatrudnić wcześniej - sporo wcześniej, nawet w trakcie roku szkolnego, wtedy być może nie byłoby poprawki w wakacje i całej tej szopki. Pytasz o wychowywanie dzieci? Śmiem twierdzić, że matka opisana w historii nie wychowała żadnego, bo wychowanie to nie tylko karmienie i ubieranie. O rozwój dzieci i przekazywanie im pewnych wartości również trzeba dbać i jest to obowiązek rodzica. Jeśli nie ma się dość energii i warunków do tego, żeby porządnie wychować 4 dzieci to może wystarczy mieć dwójkę? Bo ja jestem głeboko przekonana, że nasze społeczeństwo nie potrzebuje 4 efektów takiego bezstresowego chowu jak z historii, podkreślę, bo to jest chów, nie wychowanie.

Odpowiedz
avatar MrSpook
6 8

@motomysza: Wymówki, wymówki, moja matka miała 8emkę rodzeństwa, wszyscy skończyli szkoły bez obsuwy, choć nie wszyscy poszli na studia, dziadek miał w du gospodarkę, wszystko było na głowie babci... ale trzeba obejrzeć kolejnego tasiemca w TV...

Odpowiedz
avatar Taczer
-5 11

@tabajkasiekonczy: Czytasz, ale najwyraźniej nie dociera. Matka zadbała o pomoc. Zatrudniła CIEBIE. Korki trzy razy w tygodniu to naprawdę spora porcja nauki. O ile to jest nauka a nie wskazywanie palcem listy słów, zwrotów i zadań do utrwalania. Najwyraźniej czasu na siedzenie z dzieckiem nie miała i moim skromnym zdaniem matki zaledwie dwójki dzieci - ma solidne powody, by czasu nie mieć. Niestety, dla teoretyków rodzicielstwa, czas znaleźć się oczywiście musi a jeśli go nie ma, to nie powinna się kobieta rozmnażać. Nie wiem, może ma te dzieci zniknąć automagicznie. Spróbuj kiedyś poprowadzić korki mając dodatkowo grasujące w okolicy trzy sztuki potomstwa w wieku wczesnoszkolno-przedszkolnym, to może zrozumiesz w czym jest problem. O nauczaniu języka angielskiego mam pojęcie rzędu 15-20 (nie chce mi się teraz liczyć) lat pracy w szkole. I wiem, kiedy trzeba odpuścić naciskanie na rodzica, żeby siedział z dzieckiem nad listą słówek, właśnie taki przypadek opisałaś.

Odpowiedz
avatar tabajkasiekonczy
7 11

@Taczer: Rozumiem - czyli jak uczysz jedynaków to wobec nich masz największe wymagania, bo rodzice mają dla nich na pewno czas, przy dwójce zaczynasz przymykać oko, bo poziom trudności gry zwanej życie rośnie, a jak jest więcej rodzeństwa to albo zupełnie odpuszczasz, bo przecież nic się nie da zrobić albo jak dziecko nie zdaje to je bierzesz na rozmowę i karcisz: 'Ty niewdzięczne nasienie - to matka nie ma dla ciebie czasu, bo zaharowuje się, żeby tobie i twojemu rodzeństwu było dobrze, a ty co, nie umiesz się sobą zająć?! Hańba ci!' Przekonałaś mnie :D Więc pozostaje mi błagać, żebyś mnie naprostowała, o Mistrzyni Szablonio Wycieczko-Osobista, bo zgrzeszyłam młodością, bezdzietnością i opinią, że wezwanie nauczyciela, kiedy prawie jest za późno i poza tą doraźną pomocą dalsze zlewanie dziecka jest skrajną nieodpowiedzialnością :D Jako pokutę zbuduję tej matce pomnik za heroiczność z jaką nie skontaktowała się z nauczycielem i ozłocę za niefrasobliwość, zlanie wymogów, terminów, w końcu samego dziecka, tak mi dopomóż Patronie Matek w Kieracie! Dzięki, ubawiłam się, a teraz znudziła mnie ta rozmowa, więc powodzenia w życiu i do nigdy, bo i tak nikt nikogo nie przekona ;)

Odpowiedz
avatar Autre
5 7

@Taczer: zadbała? Dzieciak cały rok miał problemy z angielskim, a ona obudziła się na miesiąc przed poprawką. Korki ledwie wystarczyły, żeby wyciągnąć dzieciaka na dwóję na ostatnią chwilę. Tak, rzeczywiście problem rozwiązany. Zaległości z podstaw nauki? Jakie zaległości, jako nauczycielka wiesz przecież najlepiej.

Odpowiedz
avatar Autre
6 6

@Taczer: ciężko nazwać dbaniem szukanie pomocy na ostanią chwilę. Można by mówić o dbaniu, gdyby tej pomocy poszukała w trakcie roku szkolnego, chociaż na początku wakacji i gdyby zadała sobie trud przekazania kartki z wymaganiami. Tego - idzie do gimnazjum, to nawet szkoda komentować, bo dla mnie konieczność, wałkowania tego samego materiału kilka razy, to straszne marnotrawstwo, czasu, środków. Przez takie podjeście m.in. nauczycieli (w podstawówce: "a nauczy się w gimnazjum", a gimnazjum: "a gimbusy niech idą do liceum na poziom podstawowy", a w lieceum: "niech idą na korki, bo ja tu nie mam czasu klepać podstaw") nauka języków obcych w szkole to fikcja i jak ktoś chce coś umieć, to musi płacić za szkoły prywatne. Po to się ich uczy, żeby umieli i ewentualnie na następnym poziomie nauczania mogli powtórzyć materiał, a nie musieli się go uczyć od podstaw. Jeżeli naprawdę jesteś nauczycielem z takim podejściem, to radziłabym zmianę zawodu, bo nie chciałabym, żeby moje dzieci trafiły na takiego nauczyciela, ale ja nie czekałabym z szukaniem pomocy do ostatniej możliwej chwili. Kiedy Twoim zdaniem zaczyna się poważna nauka, a chodzenie do szkoły przestaje być zabijaniem czasu?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

@Taczer: O tak, a fakt, że mamuśka łaskawie nawet nie pamiętała kiedy dziecko ma poprawę, zgubiła gdzieś listę wymagań, nawet się jej przedzwonić do szkoły nie chciało by ją zdobyć świadczy o tym jaką to wspaniałą matką jest. A może jeszcze tabajkasiekonczy miała sama się do szkoły pofatygować i dowiedzieć się wszystkiego? W szkole też specjalnie jakoś nie wiedzieli jak mamusia wygląda. Już pominę ojca, o którym nikt nic nie wspomina, a który zalicza się do typów "Wrociłem z roboty kobieto, przynieś mi piwo".

Odpowiedz
avatar CzekoladowyChochlik
2 4

Może ja jako uczniak się wtrącę... Kiedy mi groziło zagrożenie z matmy, był to dzwonek dla rodziców i dla mnie, że coś nie tak i trzeba się za mnie wziąć. Korepetycje, zadania dodatkowe od babki w domu, pilnowanie przez mamę, która wtedy w najlepszym stanie nie była - zdałam matmę. @Taczer jeśli jako nauczycielka i matka uważasz, że ogarnięcie, że jest problem na miesiąc przed egzaminem kwalifikacyjnym jest zadbaniem o edukację dziecka, to coś mi tu nie pasuje. Jak dla mnie rodzic, nawet z tą czwórką dzieci, pracując 8 godzin, powinien już w momencie zawiadomienia o tym, że nad dzieckiem wisi zagrożenie zadbać o te korepetycje.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
21 33

Jak można mieć lachę z angielskiego? Przecież bez tego ani rusz w grach sieciowych, w WoWie, w Lineage, w Counterstrike'u a nawet w Minecrafcie. A bez wbicia odpowiedniego levelu współczesny nastolatek skazany jest na ostracyzm społeczny i wykluczenie spośród kolegów. Współczesne nastolatki według prac Marka Prensky'ego to tzw. "cyfrowi tubylcy" i dla nich gejming to odpowiednik grania w pikuty, wyścig pokoju czy gałę za naszych czasów. Masz level - rządzisz, a nie to jesteś ciotą i frajerem. I która dziewczyna z jego pokolenia będzie go chciała bez elementarnej orientacji w cyfrowym świecie w którym angielski jest tym czym woda dla ryby?

Odpowiedz
avatar obserwator
2 4

@Drill_Sergeant: Pierwszy raz coś względnie mądrego. Ale poczekam, co na to drugi widz z loży.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 kwietnia 2014 o 18:27

avatar tabajkasiekonczy
24 28

@Drill_Sergeant: A to oznacza że... ja wcale nie daję po prostu korków z angielskiego - ja chronię ludzi przed wykluczeniem społecznym! Hell yeah - dzięki, Sierżancie!

Odpowiedz
avatar vatis
4 4

@Drill_Sergeant: Ożeń się ze mną. :D

Odpowiedz
avatar Fergi
11 13

Poczekaj to jeszcze nie najgorzej można trafić na taką mamę co bedzie chciałam żeby za jej dziecko,lekcje odrobić ,prace napisać ,egzamin zdać .Bo tak prościej i łatwiej. 'kaganiec oświaty dla małoletnich' - a nie kaganek przypadkiem?

Odpowiedz
avatar Poison_Ivy
9 9

@Fergi: Utarło się, że kaganek. Ale kaganiec to nie tylko kubeł na psią mordę ;) "Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei I przed narodem niosą oświaty kaganiec; A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei, Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!... "

Odpowiedz
avatar malutkamrowcia
1 7

@Fergi: W sumie racja. Z tym kagańcem, to chyba celowo- młody miał mało i czasu, a do tego wakacje, także to był bardziej kaganiec ;)

Odpowiedz
avatar tabajkasiekonczy
7 9

@Fergi: Już trafiłam kilka razy, ale z tego nie ma historii (piekielnych ani żadnych), bo wtedy zwykle po prostu wstaję i wychodzę. Ewentualnie w przypływie złośliwości dochodzę do wniosku, że ludzie w firmach też pracują na kogoś/odwalają robotę za szefa, więc mam prawo zażądać przynajmniej minimalnej krajowej za takie wymagania, a wtedy zostaję wystawiona za drzwi ekspresowo ;) I 'kaganiec' miał być, to nie jest pomyłka, a dlaczego to wyjaśnili zarówno Poison_Ivy jak i malutkamrowcia.

Odpowiedz
avatar Fergi
3 3

@malutkamrowcia: Jak tak sprawe stawiasz to rzeczywiście bardziej na kaganiec wygląda ;-)

Odpowiedz
avatar obserwator
1 7

Załóżmy, że młody oprzytomnieje i weźmie się za siebie, szkołę skończy i wyjedzie za chlebem. Jak on się za granicą porozumie?

Odpowiedz
avatar sla
11 15

@obserwator: To wyjazd w dzisiejszych czasach jest obowiązkowy? No i - najłatwiej nauczyć się języka żyjąc w obcym kraju.

Odpowiedz
avatar archeoziele
4 4

@obserwator: Tak jak jakieś 70% Polaków za granicą. Do zmywaka albo segregowania porów język nie jest potrzebny. A zakupy można robić w supermarkecie.

Odpowiedz
avatar tabajkasiekonczy
3 3

@obserwator: Tak myślę i myślę, i nie rozumiem czemu jedno z drugim Ci się wyklucza. Skoro zakładamy, że się młody ogarnie to w tym ogarnięciu widzę też naukę języka. Zresztą, może będzie chciał emigrować gdzieś gdzie się bardziej przydają inne języki niż angielski, a są takie miejsca i to całkiem blisko... A zresztą znałam faceta, który pracował 20 lat w Stanach i wiedział tylko jak jest 'podaj cegłę'. Pomijając to wszystko to całkiem możliwe, że młodego rodzice ustawią w Polsce, bo bogaci, a językami będzie mówić jego sekretarka na ten przykład. Opcji jest sporo.

Odpowiedz
avatar obserwator
2 2

Odpowiem wszystkim po kolei: @sla - mam nadzieję, że się będzie tam chciał integrować z tubylcami i uczyć języka, łącznie z lokalnym dialektem. Oby! @archeoziele - zmywak itp. to dobry wstępniak, jednak nie powinien to być szczyt marzeń. Aspirować zgodnie z wykształceniem, a pracodawca ulokuje w hotelu, gdzie przy odrobinie szczęścia porozmawia z kimś bardziej znanym. O szczęściu może już mówić, jeśli osoby nie spłoszy. @tabajkasiekonczy - może oprzytomnieć, ale odpuścić sobie naukę języka i ograniczyć "byle na dopa zdać". Też znam podobną osobę, choć tak ją zachęcałem do szwargotania, że teraz w miarę dobrze mówi i to nawet rozumie dialekt Kentucky. Opcja z sekretarką przypomniała mi naszego prezydenta Wałęsę. Na przemówieniu mówił wiadomo jak, a tłumacz zrobił z tego profesjonalną mowę. Do tego stopnia, że przetłumaczyłem dosłownie jego powiedzonka, które wywołały wiele śmiechu.

Odpowiedz
avatar tabajkasiekonczy
2 2

@obserwator: Wiesz, dla mnie to by było wspaniałe, gdyby każdy rodzic gonił swoje dziecko na korki, bo to dla mnie zarobek i to bardzo przyjemny i satysfakcjonujący, bo lubię to co robię. Ale, jak sam zaznaczyłeś, znasz dorosłego, który się przełamał i dał radę, więc właśnie o to mi chodziło - z wiekiem trudniej jest się nauczyć, ale da się i na szczęście nie jest to droga zamknięta. I jak tak wspomniałeś prezydenta to mi się przypomina jak czytałam co nieco o profesjonalnych tłumaczach, którzy pół wieku temu (jak jeszcze nie stosowano tłumaczeń symultanicznych - może przez mniejsze zaawansowanie techniczne, ale tu głowy nie dam) na forum ONZu kunsztownie tłumaczyli praktycznie z pamięci nawet dwugodzinne przemówienia, łącznie z cytatami z poezji i literatury i jeśli to prawda, bo aż się to w głowie nie mieści to to byli prawdziwi mistrzowie :)

Odpowiedz
avatar anndab7
12 12

Też takich przerabiałam, jak udzielałam korepetycji podczas studiów. Jednego "przyniosła" mi mama. A wiesz spotkałam panią X i o na tak prosiła itp itd a to 6 klasa podstawówki, kapa za kapą w dzienniku, w domu trójka dzieci, podobno biednie aż piszczy. Taa jasne, w domu może i 3 dzieci, ale plazma na ścianie, mieszkanie odpicowane, a dziecku się po prostu nie chciało, matka też wolała latać po sąsiadkach i plotkować niż przysiąść nad dzieckiem. Nieodrabianie zadań domowych standardem, odwoływanie co drugich zajęć normą, bo Krzysiu dziś nie może / jest chory / zmęczony / pojechał do babci/ musi się uczyć na biologię itp, a po 10 minutach Krzysiu zasuwa po boisku za piłką..

Odpowiedz
avatar klara
6 6

Dobra historia. Ja bym powiedziała, że rodzice byli przede wszystkim nieodpowiedzialni, a w drugiej kolejności egoistyczni i leniwi - zostawili dziecko z problemem samo sobie. Dziecko, nie zbuntowanego nastolatka czy kogoś wkraczającego w dorosłe życie (np. maturzystę). Zresztą, można się było tego spodziewać, biorąc pod uwagę fakt, że dopiero miesiąc przed poprawką zatrudnili korepetytorkę.

Odpowiedz
avatar natalia
2 4

Jakoś mnie to nie dziwi, bo jakby nie patrzeć to w większości przypadków najwięcej dzieci mają ci, którzy nie powinni mieć żadnego...

Odpowiedz
Udostępnij