Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Znany i podobno najlepszy szpital ginekologiczno-położniczy w Krakowie. W związku z problemami…

Znany i podobno najlepszy szpital ginekologiczno-położniczy w Krakowie.
W związku z problemami ginekologicznymi byłam tam dwa razy.
Pierwszy pobyt nadaje się na wspaniałych, dokładna informacja, przyjęcie w ciągu 20 minut, dobrze przeprowadzony zabieg, badanie czy wszystko ok 2 razy dziennie, miła i fachowa opieka.
Bez obaw zapisałam się na drugi zabieg również do tego szpitala, wierząc, że będzie tak samo. Jednak miałam wrażenie, że jestem w zupełnie innym szpitalu. Panował w nim totalny chaos.

Gdy przybyłam w wyznaczony dzień i godzinę, okazało się że główna izba przyjęć jest już zamknięta, trzeba podejść do drugiej.
Przy drugiej siedziało kilka osób czekających od 1,5h, nikogo w środku. Gdy podeszłam do pielęgniarki zapytać się o co chodzi, stwierdziła, że wszyscy lekarze odbierają poród/robią cesarskie cięcie, jak ktoś będzie miał czas to podejdzie. Po ok 2,5h wpadła lekarka spytała mnie czy na zabieg i kazała iść do dyżurki pielęgniarek niech mnie przyjmą, nim zdążyłam coś odpowiedzieć podeszła do kolejnych pacjentek "załatwiając problem" w podobny sposób lub kazała czekać dalej i uciekła z powrotem na porodówkę.

Pech chciał że dostałam gorączki i kataru dobę przed terminem przyjęcia, nie wiedziałam co mi jest i miałam nadzieję zgłosić to przy badaniu przy izbie przyjęć, bo nie wiedziałam czy w związku z tym nadaję się na zabieg, ale nie dano mi szansy o tym powiedzieć.

Wchodzę więc na oddział, niezbyt chętnie, bo nie wiem czy zarażam, mówię pielęgniarkom w czym rzecz, te patrzą na skierowanie i na mnie i mówią, że one nic nie wiedzą, one nie mają mnie w rozpisce do przyjęć, w rozpisce na zabieg też mnie nie ma. Mam poczekać.

Czekam jakiś czas na kanapie w korytarzu oddziału, w końcu zapraszają mnie do dyżurki do przyjęcia, mówię o gorączce itd. no to mówią, że muszę poczekać na lekarza by mnie zbadał bo nie wiadomo czy nadaję się na zabieg. Pytam czy wyjść z oddziału, bo może zarażam. Nie, nie trzeba.

Po siedzeniu 1,5h na tej kanapie, z gorączką w końcu mnie wołają, że mnie położą bo lekarzy jak nie było tak nie ma. Po długiej walce pielęgniarki z komputerem dostałam przydzieloną salę. Na pytanie kiedy ktoś mnie zbada i czy wiadomo czy na pewno będę mieć zabieg, pielęgniarka mówi że będzie wizyta wieczorna to mnie zbadają, a jak nie będzie zabiegu to mnie jutro wypiszą.
Spoko, będę dobę blokować bez sensu łóżko, ale już mi było wszystko jedno po ok 5-6h oczekiwania.

Wizyta wieczorna nie nastąpiła, a wizyta poranna jeszcze się nie odbyła nim wezwano mnie do zabiegu. Nikt przed nim mnie nie zbadał. Anestezjolog rzucił we mnie kartką do podpisania nie rozmawiając.
A ja już chciałam mieć to wszystko za sobą, byłam zmulona przez gorączkę i stres, z resztą nikt nie dał mi dojść do głosu, że nie byłam badana.

Tak więc niebadana trafiłam na zabieg, już po podaniu mi znieczulenia dożylnego gdy zaczynałam odpływać, lekarz zaczął mnie pytać o to czy rodziłam itd itp, podstawowe informacje, które były w milionach ankiet, które dostałam do wypełnienia i przyniosłam do przyjęcia, a których zapewne nikt nie przeczytał.

Wybudziłam się przewieziona na salę pooperacyjną na 2h. Bolało mnie bardzo, więc dostawałam co chwila kroplówki przeciwbólowe. Potem przyszedł lekarz, który przeprowadził zabieg, zbadać mnie czy wszystko ok i wysłał mnie z powrotem na oddział. Zdążyłam jedynie jeszcze otumaniona spytać jak zabieg to usłyszałam jedynie 'wszystko w porządku".

Na sali dostawałam regularnie antybiotyk i kroplówkę z paracetamolu i tyle. Nikt mnie nie zbadał przez kolejne 5 dni. Bo nie da się nazwać badaniem popatrzenia między moje nogi z 3 metrów odległości i zawyrokowania, że jest ok. Nie udało się ani mi ani nikomu innemu zdobyć informacji na temat zabiegu itd, bo zawsze mówiono, że 'ja nie wiem, proszę spytać lekarza prowadzącego'. Tylko że ja nie wiem kto tam był lekarzem prowadzącym, bo codziennie lekarz na badaniu był inny.
Nikt mi nie odpowiedział dlaczego zamiast wyjść na następny dzień jak mi mówiono że będzie, trzymano mnie tydzień. Drugi raz zbadał mnie ordynator tuż przed decyzją o wypisie, pytając mnie "Czy wie pani może co tu jeszcze robi?" - nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Przy wypisie zero informacji, co mam dalej robić, jak udał się zabieg nic. Informacji na karcie, którą odbierało się w rejestracji też niewiele.
Próbuję znaleźć lekarza w dyżurce, oczywiście "wszyscy zajęci na porodówce. ma pani kartę informacyjną".

Cóż miałam zrobić, żeby się dowiedzieć czy wszystko ok, czy się dobrze goi, jakie mam w ogóle szwy założone i czy nie trzeba ich może usuwać(okazało się że tak) musiałam udać się prywatnie do mojej ginekolog, bo inaczej nic bym nie wiedziała.
Krew mnie zalewa że płacę składki, niemałe a jak przyjdzie co do czego to i tak muszę iść na wizytę prywatną, by dostać rzetelną informacje o moim stanie zdrowia.

Ja byłam tylko na rutynowym zabiegu, nie była to sprawa życia i śmierci, ale były tam kobiety z poważnymi powikłaniami w trakcie ciąży, po porodzie naturalnym lub cc i wszystkie były traktowane podobnie.

Zastanawiam się tylko czy różnica między tymi dwoma pobytami polega na tym, że zmienił się może zarząd szpitala, być może jest za mało personelu... Czy może na tym, że za pierwszym razem pracowała tam i operowała mnie moja ginekolog, do której chodzę prywatnie, więc bardziej się do wszystkiego przykładano, a teraz mojej ginekolog nie było i byłam tam tylko przeciętną nikomu nieznaną obywatelką?

słuzba_zdrowia

by justanothernumber
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Pierzasta
0 0

który szpital? bo ja teraz będę potrzebowała takiego w Krakowie

Odpowiedz
avatar Werdota
1 1

@justanothernumber: Ja tam leżałam 1,5 miesiąca na patologii dużo rzeczy widziałam,ale wszystko na plus. Rodziłam też tam lepszej położnej nie mogłam sobie wymarzyć, po porodzie nie mogłam wstawać,bo dostałam krwotoku i każda jedna pomagała mi jak mogła. Racją jest też, że mają okropne obłożenie, a za mało personelu na co żaliły się pielęgniarki. W sierpniu 2011 roku wtedy kiedy ja tam leżałam mieli chyba coś koło 300 porodów więc nie trudno się domyślić jaki może panować tam młyn. Trzy lata temu ja tam rodziłam, dwa lata temu siostra i było ok.

Odpowiedz
avatar Myszliwy
-1 1

@justanothernumber: O, Ujastek :D Wyszłam stamtąd po cesarce z zakażeniem gronkowcem, z dzieckiem z konfliktem z rosnącą żółtaczką i z zaleceniem karmienia dziecka butelką. Chaos, burdel i niedouczenie. Przysłana fizjoterapeutka okazała się być... doradcą laktacyjnym. I nie, nie pomogła. Zaszkodziła. Krojenie bez znieczulenia, bo taki pośpiech, że nikt nie posłuchał pacjenta, że znieczulenie nie działa. Ranę pooperacyjną obejrzano raz - przy wyciąganiu drenu.

Odpowiedz
avatar Pierzasta
1 1

@justanothernumber: Aaa, to na szczęście ja na Rydygiera (do obu szpitali mam blisko) stawiam, bo przyjaciółka tam rodziła i sobie chwali :-). O Ujastku sporo średnich opinii słyszałam.

Odpowiedz
avatar Werdota
1 1

@Pierzasta: A widzisz mnie na Rydygierze nie potrafili dobrze diagnozy postawić trafiłam tam dwa razy z objawami porodu przedwczesnego i po 3 dniach wypisywali tylko z magnezem. Natomiast za trzecim razem straszy pan doktor wprost powiedział,że mam jechać na klinikę do Kopernika,albo na Ujastek,bo zaraz mogę urodzić (rozwarcie na 3cm w 7 miesiącu ciąży), a oni mi i dziecku nie będą mogli pomóc.

Odpowiedz
avatar wonka0
1 5

Ja też ostatnio leżałam na ginekologii. Czytając Twoją historię czułam się, jakbyś była ze mną na sali. Trafiłam do szpitala, prosto od mojej ginekolog więc zupełnie nie byłam przygotowana na wizytę w szpitalu. Trafiłam tam z pewnym podejrzeniem, zapłakana i załamana. Czekałam godzinę na izbie, nie wiedząc co się ze mną dzieje - na skierowaniu miałam CITO, mąż dostawał białej gorączki. Pielęgniarka na izbie była wręcz oburzona, że nie mam swojej piżamy i rzeczy. Tłumacze jej że trafiłam tu prosto z wizyty u lekarza,więc nic nie mam ze sobą. Rzuciła mi szpitalną piżamę, zadając pytania typy "kiedy fryzjer, dentysta?" Pierwszy raz w życiu byłam w szpitalu, byłam skołowana i nie wiedziałąm o co jej chodzi. Irytacja pielęgniarki sięgnęła zenitu. Oczywiście rozmowa przy szeroko otwartych drzwiach, kiedy mąż je zamknął żeby cały korytarz nie słyszał dlaczego trafiłam do szpitala,pielęgniarka wydarła się że drzwi mają być otwarte BO TAK! Po zbadaniu mnie przez lekarza już na oddziale, sucho powiedziano mi jakie jest podejrzenie, i kazano czekać na jutrzejsze usg. Pytałam co się dzieje dokładnie, bo mniej więcej widziałam, ale chciałam znać konkrety itp Usłyszałam że dowiem się po jutrzejszym usg. Na każdej wizycie lekarskiej słyszałam "Ja nie wiem, nie znam historii choroby, proszę pytać lekarza prowadzącego" Tylko szkoda że nie miałam pojęcia KTO jest moim lekarzem prowadzącym. Usg robiono mi cztery razy. Za każdym razem wychodziło co innego, co oznaczało że tydzień czekałam na zabieg, i codziennie nie mogli mi powiedzieć czy zabieg będzie jutro, czy pojutrze bo nie mogli się zdecydować. Nerwy miałam w strzępach, a razem ze mną rodzina. Leczyli mnie nospą max, nic innego nie dostałam. W końcu wieczorem usłyszałam że jutro zabieg. Po zabiegu byłam nieprzytomna, i tylko co nieco zapamiętałam co mówił lekarz o zabiegu. Znów na każdej wizycie dopytywałam co się działo podczas zabiegu, bo słyszałam że coś jeszcze mi zrobili. I znów "nie wiem, nie znam, pytać prowadzącego, na wypisie będzie" Puścili mnie w końcu do domu, wiedziałam tylko tyle że mam zastrzyki przeciwzakrzepowe sobie robić,i za tydzień ściągnac szwy. Nikt mi nie powiedział jak dbać o blizny, itp Wszystkiego dowiedziałam się od mojej ginekolog,i z wypisu który udało mi się dostać dopiero tydzień po wyjściu ze szpitala. Wiem jedno - wolę rodzić w domu niz w tym szpitalu. Pobieranie krwi przez pielęgniarki skończyło się na siniakach. Jeden miałam na pół przedramienia, i trzymał się przez 15 dni!

Odpowiedz
avatar Duss
3 3

Możesz mieć rację z teorią o swojej lekarce prywatnej - moja Mama rodziła(też w Krakowie, ale w innym szpitalu) i okazało się, że miała super eleganckie warunki tylko dlatego, że prywatnie ją prowadził ordynator czy viceordynator ;) Nawet koleżanki Jej mówiły "idź, nie żałuj 150 zł prywatnie za wizytę jedną, drugą, trzecią, bo potem Ci się w szpitalu opłaci".

Odpowiedz
avatar venasque
1 1

Ujastek jest znany, to fakt. Ale głównie dlatego, że bardzo się reklamuje, sponsoruje różne targi dla kobiet w ciąży. Opowiadają jacy to oni nie są cudowni, a jak się jest ich pacjentem to zlewają po całości. Byłam tam na usg kilka razy i miałam wrażenie, że osoby (lekarze) wykonujący badanie pierwszy raz widzą sprzęt do usg. Nie wiem jak to jest jeżeli chodzi o ginekologię, ale położnictwo i porody to zdecydowanie polecam Kopernika, duzo dobrego słyszałam o szpitalu Żeromskiego. Większość moich znajomych rodziło na Ujastku i dniem otwartym były zachwycone, a po porodzie twierdziły, że robią masówkę w tym szpitalu. Jedna nawet na korytarzu większość czasu leżała. Ja osobiście słyszałam wiele złego o szpitalu na Kopernika (o obsłudze), ale właśnie tam zdecydowałam się rodzić, ponieważ mają najlepszą w okolicy opiekę nad noworodkiem w razie, gdyby coś było nie tak (neonatologia). Ale przyznaję, że położna obecna przy moim porodzie była cudowną, złotą kobietą (był ciężki, z zagrożeniem życia) a późniejsza opieka też wspaniała. spędziąłm tam ponad tydzień ze względu na komlplikacje, ale w razie następnego porodu też planuję tam się zgłosić. Takie moje zdanie co do szpitali położniczych, bo typowo ginekologicznych (wszelkie inne sprawy niż porody to mam raczej słabe doświadczenie. Nie polecam jedynie Siemiradzkiego)

Odpowiedz
avatar labanda
-1 1

Pewnie dlatego,że nie operowała Cię Twoja lekarka,do której chodzisz prywatnie. Niestety. Też miałam robioną operację,ale w szpitalu w Poznaniu, gin-poł. Operację robił mój ginekolog i ogólnie on był na oddziale codziennie (obchody).Opiekę miałam super, przed operacją wziął mnie do gabinetu, wszystko powiedział,co i jak. Potem przyszedł do sali,żeby powiedzieć o której. Po operacji przyszedł, powiedział co i jak. Laski,które były normalnie-zero info. Co prawda mój gin był miły dla wszystkich, ale nie badał wszystkich (zazwyczaj tylko mnie,inne pacjentki taka lekarka). i nie miały tyle info (on je nie operował). Tak więc....

Odpowiedz
avatar kasiunda
0 2

Byłam operowana na Kopernika, rodziłam na Ujastku. Obu szpitali nie polecam (a szczególnie Kopernika!!!!), tu i tu olewactwo, chamstwo lekarzy i pielęgniarek, znieczulica, brak zainteresowania pacjentem, nastawienie "tylko nie podchodź i o nic mnie nie pytaj". Oczywiście zdarzają się wyjątkowi, ludzcy lekarze i pielęgniarki/położne, ale myślę że jest to mniej niż 1 na 10 przypadków. Z Kopernika wychodziłam z płaczem, bo przez kilka godzin stojąc na korytarzu (dzień po operacji!) nie mogłam doprosić się o wypis i L4 do pracy. O godzinie 15 okazało się, że wypis był gotowy od kilku godzin, ale oddziałowej, zajętej piciem kawy i flirtowaniem z lekarzem, nie chciało się tego sprawdzić. Tragedia, czułam się tam jak śmieć.

Odpowiedz
avatar paulinka4433
-1 1

Rodziłam tam prawie 10 miesięcy temu. Patologię wspominam cudownie, pielęgniarki kochane, opieka cudowna. Nawet na sali pooperacyjnej (miałam cesarkę) byłam miło zaskoczona, bo położna przychodziła co parę minut spytać czy wszystko ok. Kiedy przewieziono mnie na położnictwo- masakra. Zostałam zostawiona sama sobie z jak się potem okazało sepsą i dzieciątkiem do którego nie mogłam nawet wstać. Nikt nie pomagał, pielęgniarki szeptały tylko do siebie na wzajem jakie badania będzie miało dziecko robione, bo ma szmery- wszystkiego musiałam się dopytywać. Po 6 dniach mojej gorączki i drgawek kiedy miałam dość i chciałam iść jak najszybciej do domu lekarz mnie zbeształ, że mam sepsę w mogę w każdej chwili umrzeć...

Odpowiedz
Udostępnij