Mam młodszego brata Karola. Mieszkamy na wsi, więc brat uczęszcza do okolicznej podstawówki, do której i ja chodziłam wieki temu. Warto dodać, że od tamtego czasu (a minęło jakieś 6,7 lat) grono pedagogicznie zachowało się w niezmienionym składzie, co potwierdza moja mama - aktywna działaczka komitetu klasowego.
Jakiś czas temu szanowne grono pedagogiczne wpadło na pomysł, aby wziąć udział w "unijnym projekcie zdrowego żywienia w szkołach". Nie wiem, jak to się dokładnie nazywa, w każdym razie chodzi o to, by wśród dzieci propagować zdrowy styl życia, zdrowe odżywianie, itd. Dzieci miały otrzymywać co dwa dni mleko w kartonach (wielkości małego soczku) i jakiś owoc/warzywo, jako zdrową przekąskę w ciągu dnia.
Pomysł wszystkim się spodobał, nawet Karol był w miarę zadowolony (co u niego jest rzadkością).
Od tamtego tygodnia zastanawiamy się wszyscy, co się stało z "unijnymi" porcjami zdrowej żywności, gdyż zamiast jabłka, banana, czy marchewki, Karol przynosi do domu... połówki cebuli i 2 ząbki czosnku. Ja rozumiem, że może jakiś 1% dzieci lubi te warzywa, ale z tego co on opowiada dowiedziałam się, że sporo dzieci dostaje takie właśnie zestawy do jedzenia.
No cóż, smacznego.
szkoła
Pytanie tylko jest jedno: gdzie się podziało obiecane mleko i owoce? W podobnych przypadkach zazwyczaj ktoś sobie przywłaszczał co lepsze, a dzieciom zostawały ochłapy. Może warto zainterweniować, zainteresować się, kto za to odpowiada, sprawdzić rozliczenia itd?
OdpowiedzNie słyszałem o "unijnym" programie tego typu. Jest program - a właściwie dwa - odpowiednio: Owoce w szkole i Mleko w szkole realizowane przez Agencje Rynku Rolnego. Istnieje zatwierdzona lista dostawców - może trzeba sprawdzić we właściwym dla was terenowym oddziale ARR, kto nim jest i zgłosić ewentualne zastrzeżenia. Nie sądzę, żeby tu był jakiś przewał finansowy, bo cebula nie jest chyba tańsza od marchwi, a czosnek w ogóle jest dosyć drogi. Dostawcy mogą chcieć upłynnić, to co im zbywa, albo ktoś po prostu pomyślał, żeby mobilizować również rodziny do włączania zdrowych produktów do diety. Skoro wam to nie odpowiada - zgłoście swoje uwagi do realizatorów programu.
Odpowiedz@gorzkimem: To są programy unijne realizowane w trybie współdzielonym finansowania. Polega on na tym, że UE daje pieniądze (zwykle mniej niż 100%) i wytyczne, na co i jak można je wydawać oraz te wydatki kontroluje. Samym prowadzeniem programu zajmują się wyznaczone instytucje w krajach członkowskich. W ten sposób jest wydawane ok. 80% budżetu UE.
Odpowiedz@Jorn: Nie będę się spierał, bo na 100% nie wiem. Program jest realizowany jako wypełnienie zaleceń Komisji Europejskiej, ale nigdzie nie wydziałem informacji o współfinansowaniu przez UE, a ta w takich przypadkach dba, żeby wszyscy wiedzieli o jej partycypacji. EDIT: Ok - masz rację: UE daje 75% http://www.arr.gov.pl/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=374&Itemid=75
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 lutego 2014 o 9:32
@gorzkimem: http://www.arr.gov.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=93&Itemid=100 http://www.arr.gov.pl/index.php?option=com_content&view=category&layout=blog&id=171&Itemid=615
OdpowiedzMoje dziecko też bierze udział w tym programie, ale w jego szkole problemów nie ma. Mleko dostaje regularnie (za opłatą smakowe, jeśli ktoś nie chce płacić, to zwykłe), co drugi dzień przynosi do domu marchewkę w plasterkach, jabłko, gruszkę, raz w tygodniu soczek marchwiowo-jabłkowy. Skoro Twoja mama jest taką aktywną działaczką klasową, to czemu tego nie wyjaśnia, a tylko się zastanawia nad tym?
Odpowiedz@spostrzegawcza: Myśleliśmy że cebula i czosnek zdarzyły się wyjątkowo i po prostu przemilczeliśmy to. Ale jeśli do końca tygodnia tak to będzie wyglądać, to jestem pewna, że mama poruszy ten problem na zebraniu.
Odpowiedz@KejtiM: To miały być przekąski do jedzenia w środku dnia, więc trochę dziwi mnie brak konkretnej reakcji po pierwszym przyniesieniu przez dziecko cebuli i czosnku. A nawet, jeśli do końca tygodnia to już się nie powtórzy uważacie, że wszystko w porządku?
Odpowiedz@spostrzegawcza: Dlaczego dzieci biorą to do domu zamiast zjadać w szkole?
Odpowiedz@misiafaraona: Bo dzieci już takie są, że nie zawsze mają ochotę i czas zjeść w szkole owoc, zwłaszcza że przerwa jest czasem za krótka, a zabawa ważniejsza ;) Mój synek woli zjeść obrane ze skórki jabłko, pokrojone w ćwiartki, niż takie w całości. A w szkole takiej możliwości nie ma. Ot, takie małe, całkiem normalne grymaszenie.
OdpowiedzWieki temu - 6,7 lat - urocze.
Odpowiedzdokładnie, co to ma być ? wychodzi na to, że masz jakieś 18 lat a zrobiłeś z siebie starca rodu.
OdpowiedzBiorąc pod uwagę w jakim tempie zmieniło się nasze szkolnictwo przez ten czas, można uznać to stwierdzenie za uzasadnione. Ja po zakończeniu szkoły, mając w podstawówce siostrzenicę też byłam zdumiona ile tam się zmieniło. No chyba, że ten "wiek" wzięliście dosłownie, ale mi się to jakby już w głowie nie mieści.
OdpowiedzJa opowiem o tym programie z trzeciej (tak jakby)strony. Znajomy taty pracuje w szkole, która brała udział w obu programach. Znajomy odpowiadał za wydawanie mleka. Uczniowie raz brali raz nie, Mało tego mleka przychodziło tyle, że mogli rozdawać to codziennie. Mleko więc zostawało. Dyrekcja postanowiła, że mleko zostawać nie może w szkole - bo terminy ważności, bo kontrole, bo jakieś kary z UE (nie wiem czy kary to prawda), itd. Na mleko w kartoniku ze słomeczką jakoś mało kto chciał się porywać... Trochę nauczyciele i pracownicy brali dla siebie, tak żeby w ciągu dnia wypić. Ale to ciągle było mało. Mleko rozdawane musiało być już zgrzewkami... Znajomy zapytał m.in. moich rodziców czy by nie wzięli trochę. No czemu nie? Dzięki decyzji rodziców przez rok szkolny ani ja (wraz ze współlokatorami szt 3) ani moi rodzice nie kupowaliśmy mleka :)
Odpowiedz@zetana: po drodze z pracy mam podstawówkę - kartony, często nawet pełne (!) znajdowałam na ulicy - tyle tego widocznie było, że dzieciaki nawet nie mogły nie brać, więc wyrzucały (co samo w sobie jest piekielne).
Odpowiedz@zetana: Znam identyczny przypadek. Nauczycielka przynosiła do domu wszystko, co jej zostało (bo uczniowie byli nieobecni, a przydział dzienny na klasę był), stąd w domowej lodówce zawsze miała mleko, a plasterkami marchwi podkarmiała świnkę morską.
OdpowiedzPamiętam, że jak ja byłam w gimbazie, jakieś 7-8 lat temu, też istniała prężna akcja dotycząca rozdawania dzieciom szkolnym mleka w kartonikach. Nie wiem co oni w te kartoniki lali, ale smakowało tak obrzydliwie, że nawet najwięksi fani mleka podchodzili do picia tego cudu dosyć sceptycznie. Jeżeli teraz oferują dzieciom podobną ambrozję, to wcale się nie dziwie, że nie chcą tego pić i wolą wyrzucić.
Odpowiedz@grupaorkow: oj pamiętam tę akcję z gimbazy. Ale u nas w kartonikach było normalne mleko lub mleko smakowe ( za dopłatą). Każdemu wciskali po małym kartoniku. Szlag mnie trafiał, gdy widziałam, co gimbusy potrafią robić z mlekiem: w najlepszym razie było wylewane do toalet, w najgorszym całe korytarze spływały białą cieczą.
Odpowiedz@mijanou: u nas dyrekcja bardzo szybko poszła po rozum do głowy i po pierwsze zaczęła sprowadzać mleko smakowe zamiast zwykłego, a po drugie przestali je wciskać na siłę każdemu uczniowi. Kto chciał ten brał, kto nie chciał mógł żyć bez mleka. I nagle nie dość, że zniknęła epidemia nietolerancji laktozy i alergii pokarmowych, to jeszcze ani jeden kartonik nie został bezmyślnie zniszczony czy zmarnowany.
OdpowiedzNigdy w życiu nie uwierzę, że w szkole zamiast owoców rozdawali cebulę i czosnek.
Odpowiedz@thalia: szczerze mówiąc- to ja też, Thalio.
OdpowiedzWidać na jakiej podstawie są oceniane posty na piekielnych. Thalia napisała komentarz: 19/25, mijanou się z nią zgodziła: -7/7 komentarz poniżej poziomu. Co za gimbaza umysłowa, ciekawe czy kiedys zrozumieją, że ocenia się komentarz, a nie całokształt.
OdpowiedzMleko w kartonikach nie jest żadnych zdrowym odżywianiem, a po prostu Agencja Rynku Rolnego się pozbywa w ten sposób nadmiaru mleka z rynku. Biedne dzieci.
Odpowiedz@xpert17: Tu się zgodzę to co jest w kartonie powinno być nazwane "produktem obróbki mleka w wysokiej temperaturze", wartości odżywcze znikome,lub żadne, placebo dla statystyków w ministerstwie rolnictwa. Nie wiem jak można spokojnie patrzeć i uznać, że łyk pozbawionego smaku białego płynu i kęs jabłka, które nie jeden oprysk widziało, w jakiś sposób wpływa na zdrowie, chyba nie macie złudzeń??
Odpowiedz@WscieklyPL01: Wydaje się to zdrowsze od orenżad i batoników.
Odpowiedz@WscieklyPL01: No niby tak, ale w dzisiejszych czasach nie znajdziesz w sklepach w 100% naturalnych, niemodyfikowanych rzeczy. A już na pewno nie w takiej cenie, na jaką byłoby stać szkołę.
Odpowiedz@WscieklyPL01: Sama taka porcyjka plasterków marchwi czy jabłka to faktycznie niewiele. Ale z tego co wiem, to nie tyle ma wpłynąć na poprawę zdrowia dzieci, co zmienić ich nawyki żywieniowe. Nie jest to wcale takie głupie, bo jak popracujesz trochę z dziećmi, z zaskoczeniem odkryjesz, że wiele z nich nigdy nie miało w ustach rzodkiewki czy surowej marchwi. Bo rodzice nie dawali - w końcu łatwiej wcisnąć dziecku batona, o którego tak się dopomina.
Odpowiedz@WscieklyPL01: Mi się wydaje, że to nie chodzi nawet o ten konkretny kawałek marchewki czy łyk rozwodnionego mleka (które jest niezłe z kawą) zwłaszcza, że te projekty też są jakoś ograniczone czasowo, tylko o budowanie nawyków. Jeśli dziecku się mówi od małego, ze powinno pić mleko czy jeść warzywa, owoce i spróbuje się je jakoś przystępnie podać, to potem dzieciakom się to koduje na przyszłość.
Odpowiedz@kostuszka88: Rozumiem zamysł jako taki i absolutnie nie jestem przeciwnikiem zdrowia wśród naszych anemicznych , pozbawionych przez komputery słońca i ruchu latorośli, które na staracie mają więcej alergii i chorób , niż ja przebyłem do tej pory , słuszny zamysł bo czym skorupka z młodu .. itd , ale nie w ten sposób, bo ktoś g.. no wciska dzieciom, które i tak jedzą głownie albo alkohol albo wyrobi spod znaku Pepsico, jeśli to chemia i to chemia to gdzie tu sens??
OdpowiedzOjtam, zawinąć trochę soli w papierek, przekonać chłopaków żeby czosnek wcinali, taki świeży na surowo (ostrrrry! Powinno przejść jako szczeniacka macho-zabawa, kto pogryzie i dłużej utrzyma w ustach), i niech potem ostro chuchają nauczycielom. Jak szkoła zacznie solidnie tym czosnkiem śmierdzieć to powinno się poprawić.
OdpowiedzTo przynajmniej cebuli i czosnku Wam nie zabraknie ;). a tak na poważnie to bym pomaszerowała do szkoły aby by zatrzeszczało.U nas dają mleko 3 dni w tygodniu i to tylko po uważaniu.kilka razy uwaga była zwracana ale ciągle słyszeliśmy że starsi silniejsi sobie wzięli maluchom(mleko należy się grupie 5 i 6 latków oraz klasom 1-3 reszta jak starczy).A z takimi z gimnazjum to już strach się kłócić bo dyrekcja bezsilna.
OdpowiedzMoże wampiry się w szkole zalęgły.
OdpowiedzU mnie w podstawówce (a to było jeszcze zanim weszliśmy do UE) było po prostu tak, że kto z uczniów chciał to płacił 5zł na początku miesiąca, dostawał kartkę podzieloną na kwadraciki z dniami, wycinał odpowiedni każdego dnia i wręczał pani w okienku a ta wydawała mu szklankę ciepłego mleka (za 50gr miesięcznie więcej było kakao). Dla mnie o wiele lepsze rozwiązanie, bo kto chciał to szedł, wypijał i oddawał szklankę (przerwy były wystarczająco długie) niż mleko w kartonikach, które niektórzy biorą, bo im się należy i potem wyrzucają albo wylewają.
OdpowiedzW szkole w której pracuje moja mama ten program działa. Dzieci dostają mleko a raz na jakiś czas także obrane, pokrojone w plasterki marchewki, jabłka, mandarynki, etc. Fajna inicjatywa. Ktoś musiał sobie przywłaszczyć to i owo w szkole z historii...
OdpowiedzProgram w całej Polsce jest. Dzieci dostają trzy razy w tygodniu mleko i trzy razy porcję owoców i warzyw (marchew, banany, jabłka, soczek przecierowy). U nas panie kucharki myją owoce przed podaniem dzieciom. Ta cebula i czosnek to znak kradzieży w szkole i mówię tu o pracownikach.
Odpowiedz