Bardzo mała, codzienna piekielność.
Spóźniona pędzę do domu. Przed wejściem do klatki elegancka pani w średnim wieku, słusznej postury. Futerko, kapelusz, ąę. Skutecznie zastawia drzwi, z telefonem przyciśniętym wciąż do ucha:
- Taaak, Kasieńko, już jestem, ale upewnię się jeszcze, blok nr X, bo wiesz, tu u was wszystko takie skomplikowane, miły pan ochroniarz mnie pokierował, ale wiesz, dziwne to takie, stoi teraz i mnie obserwuje (i wszystko słyszy; kolejne 2 minuty w tym samym tonie).
Pani tak zaaferowana, że mojego przepraszam nawet nie słyszy.
Wchodzi. Ufff. Staje przy domofonie.
- Kasieńko, tak stoję i nie wiem, jak to obsłużyć, mówisz, że jest instrukcja, ale to jak ja mam zadzwonić, bo zupełnie nie wiem, bo wiesz, w tych nowych blokach takie skomplikowane, nie nie wychodź po mnie, może za chwilę, bo pewnie i tak się zgubię (pani w międzyczasie przechodzi na podwójną komunikację, marudząc i do domofonu i przez telefon, Kasieńka otwiera, pani - wciąż trajkocząc - nie słyszy brzęczenia).
Udaje mi się zwrócić na siebie uwagę, przepraszam Panią, otwieram kartą drzwi, które zdążyły się z powrotem zablokować, przytrzymuję je, z uśmiechem puszczam panią przodem i... słyszę ciąg dalszy tyrady, niosącej się po korytarzu:
- Kasieńko, wiem, coś nam przerwało, jakaś pani, STRASZNIE NERWOWA, no wzięła coś nacisnęła, rozłączyło, no zupełnie nie wiem, wiesz, jak tak można, no tak, weszłam, ale wiesz...
Współczuję Kasieńce ;)
Ja cię doskonale rozumiem. Jełop, który na dodatek uważa za jełopa ciebie jest strasznie denerwujący.
Odpowiedz@Armagedon: Zgadzam się w całej rozciągłości :) Ja już przestałam się irytować, bo by się to skończyło jakąś nerwicą... Pewnie zostanę potępiona, ale do takich typów jeszcze bym dorzuciła osoby nie potrafiące korzystać z windy (jak mawia mój nobliwy znajomy - "Te guziki to nie klawisze od pianina"), osoby które chodząc piszą smsy i wpadają na ludzi, niezdecydowane jednostki blokujące swoją osobą i wózkiem całą alejkę w supermarkecie, geniuszy jeżdżących komunikacją miejską zawsze przy wejściu, niezależnie od tego czy jadą dwa przystanki czy siedemnaście (choć dzięki nim w środku panują prawie komfortowe warunki i luz) i wiele innych... Wiem, marudzenie, ale codziennie spotykanie takich typów denerwuje.
Odpowiedz@252426: a co jest niby złego w niekorzystaniu z windy? Nie dość że zdrowej, to jeśli mieszkasz na niższych piętrach, nawet szybciej. A geniuszy blokujących drzwi w komunikacji miejskiej nie byłoby, gdyby kierowcy czekali na przystanku, aż każdy wysiądzie. Co do alejek w markecie, to już kwestia organizacji - klient ma prawo kupić to, co mu się spodoba. Jeśli sklep oszczędza na małych koszykach albo robi ciasne alejki, to już nie klienta wina.
Odpowiedz@soraja: irytujące są osoby, które np. chcą dojechać na 10 piętro, a wciskają po kolei kilka/wszystkie przyciski z numerami, i winda niepotrzebnie zatrzymuje się na każdym piętrze...
Odpowiedz@soraja: Koleżance wyżej zapewne chodziło o ludzi, którzy czekając na windę wciskają guziki i w górę, i w dół, niezależnie dokąd chcą jechać. Sama stoczyłam pewnego mojego gorszego dnia dyskusję z pewną panią w moim miejscu pracy. Na poziomie -1 są szatnie dla personelu, na 0 główne wejście, portiernia, na wyższych piętrach gabinety lekarskie. Przyszłam do pracy, przebrałam się, nie czekałam w piwnicy na windę tylko przeszłam się na parter. Wcisnęłam guzik do góry i czekam. Przychodzi baba (do lekarza;)), widzę, że to nikt z pracowników i wciska guzik w dół. Nad guzikami napisane czerwonymi literami "Jeśli chcesz jechać w górę, naciśnij to, jeśli w dół naciśnij to". Pytam się jej grzecznie "Przepraszam, a pani to do piwnicy chce jechać?". Po czym stoczyłam kilkuminutową dyskusję, w której pani dosyć dosadnie informowała mnie, że jak winda jest na górze, to trzeba wcisnąć guzik w dół, żeby zjechała w dół i w takim razie jeśli ja mam rację, to jest ona słuszna TYLKO w naszej placówce, bo WSZĘDZIE indziej windy działają inaczej. Poddałam się.
Odpowiedz@maslankowa: Przyznaję, ta tępota umysłowa jest powszechna. I też mnie denerwuje, bo winda jeździ w górę i w dół stając na każdym piętrze, a ja tracę czas. I też kilkakrotnie próbowałam tłumaczeń. NIE DA RADY!
OdpowiedzCzyżby ta pani wyrwała się z głębokiej wsi na Podolu? Bo tam nie ma domofonów, a chałupę zostawia się otwartą. Zastanawiam się gdzie tacy ludzie się uchowali.
Odpowiedz@Toyota_Hilux: Pani urodziła się raczej w czasach, gdy Podole nie należało już do Polski ;) Nie wyglądała na pogubioną technologicznie, a raczej wiecznie rozmarudzoną. To ten sam typ, który narzeka, że zwolnione w tramwaju miejsce jest zbyt wygrzane, obawiam się, że występuje we wszystkich klasach społecznych.
OdpowiedzTrzeba było nie wpuszczać.
OdpowiedzZauważam niezwykłą korelację pomiędzy noszeniem futer a byciem "Pewną Kwoką" z wierszyka Brzechwy.
OdpowiedzNajgorszy jest fakt że przez 15 minut po przeczytaniu zastanawiałam się czy nie opisałaś mojej babci ;-) Potrafi być równie piekielna, a czasem nawet bardziej :)
OdpowiedzKochajmy takich "ogarniętych inaczej"... ;) Mnie zawsze zastanawia, co chcą osiągnąć ludzie, którzy, gdy tramwaj (taki starego typu - wąskie drzwi, spore schodki) zatrzymuje się na przystanku, podchodzą do samych drzwi i stoją, blokując drogę wysiadającym. Niektórzy jeszcze marudzą, że ileż można wysiadać, albo "patrzcie, jak się przepycha, cham niemyty!". ;)
Odpowiedz