Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Niedawno kolega dostał pracę w pewnej firmie, w której kiedyś pracowałem i…

Niedawno kolega dostał pracę w pewnej firmie, w której kiedyś pracowałem i poinformował mnie o pewnym fakcie, co przywołało mi wspomnienia.

W wakacje podłapałem w tej firmie pracę zgodną z moim kierunkiem studiów, z elastycznym czasem pracy (i to do tego głównie w domu), a do tego bardzo przyzwoicie płatną, więc generalnie byłem wniebowzięty, bo wiadomo - dzisiaj z pracą dla młodych (i nie tylko) lekko nie jest.

I wszystko byłoby super, gdyby nie współpracownik.

Generalnie rzecz biorąc, moja praca tam polegała na pisaniu raportów z tym, że każdy taki raport dzielił się na dwie części i jedną część pisałem ja, a drugą - współpracownik. Później te dwie części trzeba było połączyć, dopisać wstęp i podsumowanie, ładnie wyedytować i wydrukować. Brzmi to może niezbyt skomplikowanie, ale uwierzcie mi - to jest najgorsza i najbardziej czasochłonna część. Mieliśmy też na każdy raport określony nieprzekraczalny deadline.

Pierwszy problem - punktualność. Wyszedłem z założenia, że jeśli mam deadline na jakiś raport na powiedzmy 1 września, a przed oddaniem go szefostwu trzeba jeszcze zrobić te wszystkie rzeczy wypisane w akapicie powyżej, to przydałoby się ukończyć swoją część przynajmniej na kilka dni wcześniej, żeby potem mieć czas na ewentualne poprawki. Niestety, mój współpracownik nie podzielał tego poglądu i był w stanie oddać mi swoją część raportu owego 1 września rano i powiedzieć "no, to szybko to zedytuj teraz, a ja lecę, bo wykańczam mieszkanie". Trochę też w tym mojej winy, że się tak dawałem wykorzystać no ale błagam - bezczelność ma chyba swoje granice?

Drugi problem - drobnostki edycyjne. Niby nic, ale jednak potrafił mi ciągle tymi samymi błędami i niedociągnięciami zepsuć cały dzień (poprawianie takich rzeczy trwa wieczność). W Wordzie czy OpenOffice jest przykładowo możliwość stworzenia automatycznej listy, co jest oczywiście niezmiernie wygodne. Niestety, mój współpracownik nie uznawał takiego czegoś i każdą listę tworzył ręcznie ("1." i enter, "2." i enter itd.), co było tym idiotyczniejsze, że edytory tekstu przecież same z automatu tworzą listy jeśli napisze się na początku linijki "1." i zakończy enterem.

Inna rzecz - kropki w tytułach. Jak wiadomo, tytułami rozdziałów nie powinny być zdania (np. "Wpływ prądu zatokowego na klimat Europy", a nie "W jaki sposób prąd zatokowy wpływa na klimat Europy") i raczej powinny być to pojedyncze równoważniki zdań i nie stosuje się kropki. Oczywiście mój współpracownik kończył kropkami nawet tytuły jednowyrazowe. Kiedy zwróciłem mu na to uwagę, powiedział, że ok, od teraz nie będzie robił kropek, po czym dwa tygodnie później dostaję jego część raportu, a tam wszędzie kropki...

Jeszcze co innego - style. Mieliśmy dokładnie określone, jaki styl powinny mieć nasze raporty: odstępy między akapitami, wielkość czcionki podstawowej, wielkość i kolor czcionki w tytułach itd. Jak nietrudno się domyślić, nie zrobiło to wrażenia na współpracowniku, który wysyłał mi wszystko w takim stylu, jaki mu się podobał i oczekiwał, że ja to dostosuję do wymagań szefostwa (co niestety robiłem - mało jestem asertywny).

Trzeci problem - pisanie nie na temat. Każdy z nas miał swoją część raportu i jak wiadomo, lepiej napisać trochę więcej stron niż trochę mniej. Nie szliśmy może na kompletne lanie wody (bo tego szefostwo by nie zaaprobowało), ale jednak lepiej w ich oczach wygląda 20 stron tekstu niż 10 stron pełnych wykresów. Z tego powodu nagminną praktyką mojego współpracownika było "zahaczanie" w swojej części pracy o moje tematy. Przykładowo, jeśli ja miałem opisać rynek samochodów osobowych w Polsce, a on rynek samochodów dostawczych, to nie byłby sobą, gdyby nie pisał o samochodach osobowych na bazie których powstają samochody dostawcze. Oczywiście pożądane było, by wspomniał o tym, że np. Ford Fiesta Van powstaje na bazie Forda Fiesta (i tylko ma zdemontowane tylne siedzenie i kratkę za fotelami przednimi), ale opisywanie wolumenu sprzedaży osobowego Forda Fiesta to jednak już moja działka, nie? Przy edycji wycinałem więc takie fragmenty z jego pracy, a on obrażał się i twierdził, że chcę umniejszyć jego pracę w oczach szefa...

Ostatni problem - podkładanie świni. Te raporty składaliśmy szefostwu jako całość, bez wyszczególnienia, kto pisał którą część. Dzięki tym niezliczonym poprawkom wprowadzanym przeze mnie, po wygaśnięciu umowy obojgu nam (ale osobno) zaproponowano przedłużenie kontraktu na następne półtora roku. Ja odmówiłem, bo to jednak dla mnie zbyt długa perspektywa, ale jak się okazuje, on przyjął propozycję. Dzięki temu, że teraz w tej samej firmie pracuje mój kolega, mogłem się dowiedzieć, co on o mnie naopowiadał. W skrócie: "londoncalling był kompletnie nieprofesjonalny, miał nieciekawe raporty, wszystko ja robiłem sam".

Szkoda tylko, że teraz, jak jest już zdany na siebie, nie wychodzi mu tak dobrze. Do tego stopnia, że były szef mnie zaczepia na facebooku, czy naprawdę nie chciałbym wrócić.

box biurowy

by londoncalling
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kns0natalia
14 22

Facet piekielny faktycznie, ale Ty za bardzo dawałeś się wykorzystywać. Już przy pierwszym razie kiedy oddał Ci swoją połowę raportu na ostatnią chwilę i to jeszcze w takim stanie jak opisałeś, to powinieneś iść do szefa, oddać swoją połowę i powiedzieć, że po prostu drugiej Ci współpracownik nawet nie dał i żeby to załatwili między sobą. Na następny raz by się pewnie nauczył robić coś poprawnie i na czas, a jeśli nie to robiłbyś tak do skutku.

Odpowiedz
avatar ampH
16 20

@kns0natalia: MrSandal ma rację. Nie byłoby "szefie, ustalcie to między sobą". Byłoby ze strony szefa "ustalcie to między sobą, byle szybko bo ten raport musi być na moim biurku za godzinę, jak nie to potrącę wam OBU z pensji".

Odpowiedz
avatar Pennywise
6 6

@MrSandal: Ale to mozna zalatwic inaczej. Autor nanosil poprawki i wtedy oddawal raport. Wiec powinien to rozgrac w ten sposob, ze po pierwszym poprawionym raporcie udaje sie do szefa i pokazuje trzy czesci: swoja, pracownika-lenia i koncowa. Jesli owy pracownik nie ma zadnych powiazan to szef szybko by zrozumial istote problemu i to nie autor bylby ukarany.

Odpowiedz
avatar Jasiek5
8 10

Będę złośliwy ... odpisał bym byłemu szefowi że jeśli miałbym wrócić to nie do tego, aby mieć do czynienia z piekielnym "współpracownikiem".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2014 o 18:46

avatar SomewhereOverTheRainbow
5 9

Wróć – ale ustal warunki. Masz dobrą pozycję wyjściową. Szef swoją droga idiota. Uczyć pracy zespołowej to w podstawówce, nie w dorosłym życiu we firmie. W firmie kierownik powinien zespołem dyrygować, a nie taka samowolka.

Odpowiedz
avatar Pennywise
1 3

@SomewhereOverTheRainbow: Nie we wszystkich pracach da sie 'dyrygowac'. Nie wszedzie jest to rowniez takie dobre. Sa sytuacje gdzie kierownik uzyska lepsze wyniki jesli usunie sie w cien i pozwoli zespolowi pracowac.

Odpowiedz
avatar the
-4 8

od zawsze wiadomo, że frajerów trzeba doić, a w tym wypadku "praca grupowa" to osłona dla lenia.

Odpowiedz
avatar Grav
2 2

Sprawa dość prosta - w pewnym momencie zasugerowałbym szefowi, że do danego dnia macie mu wysyłać swoje wersje, a na 2 tygodnie później ma być wyedytowana całość. Wtedy szef by się dowiedział kto jakiej jakości robi raport, a co do edycji, to postawiłbym współpracownikowi sprawę jasno - raz ja, raz on. Oficjalnie, mailem wewnętrznym, z kopią do szefa. Problem rozwiązany.

Odpowiedz
avatar toro49
1 3

A czemu to ty zawsze składałeś raport do kupy? Trzeba się było umówić, że robicie to na przemian i sprawa byłaby załatwiona. Masz o sobie wysokie mniemanie jak wynika z twojej opowieści, ale myślę, że by wyrobić sobie obiektywne zdanie o tym jak w rzeczywistości wyglądała wasza współpraca musielibyśmy poznać również punkt widzenia twojego wspólnika. Zapewne on widział sprawę zupełnie inaczej, jak zresztą sam sugerujesz.

Odpowiedz
Udostępnij