Gdy jechałem dziś do pracy i autobus przez dłuższy czas nie mógł ruszyć z przystanku z powodu niedomykających się drzwi, przypomniała mi się historyjka sprzed lat 4-5...
Wracałem sobie z uczelni tramwajem, gorąco było, irytacja narastała, potrzeba jak najszybszego dotarcia do domu z każdym przystankiem coraz większa.
Mniej-więcej w połowie trasy pojawił się problem - tramwaj nie może ruszyć z przystanku, gdyż co chwila drzwi się otwierają. Dosłownie ilekroć zabrzmiał dzwonek i drzwi zaczynały się zamykać - po chwili zatrzymywały się i ponownie otwierały.
Pięknie, pomyślałem. Pewnie coś się przegrzało i dalej nie pojedziemy.
Jednak nie, po którejś z kolei próbie zamknięcia wrót z głośnika dobiega chrapliwy głos "Proszę *trzask* nie bawić się przyciskiem! *trzask*"
Oho, czyli jednak nie usterka, a pewnie jakaś gimbaza się nudzi. Ale nie widać nikogo podejrzanego w pobliżu...
Po chwili pan motorniczy nie wytrzymał kolejnych kilku(nastu?) prób zamknięcia drzwi, wyszedł z kabiny i zaczął opieprzać młodą kobietę z dzieckiem na rękach, by przestała wciskać guzik otwierania drzwi.
Zabiła mnie jej reakcja:
"No ja wiem, MÓWIŁAM mu przecież, żeby przestał. PIOTRUŚ PRZESTAŃ!"
Muszę dodawać, że w tym momencie dziecko po raz kolejny (po raz pierwszy widoczny, gdyż mamusia się obróciła) wdusiło przycisk?
Motorniczy nie klaskał, poszedł do swojej kabiny i z 10 minutowym opóźnieniem ruszył w dalszą trasę.
I teraz kilka przemyśleń:
Wnioskując po braku jakiejkolwiek reakcji przed przybyciem motorniczego - żaden ze współpasażerów, podobnie jak ja, nie słyszał by kobieta w jakikolwiek sposób swoje dziecko pouczała. Nie wiem, czy to ja jestem jakiś dziwny, ale wychowywany byłem w taki sposób, że gdy polecenie słowne nie podziałało, rodzice przechodzili do bardziej stanowczych metod. Ciekawi mnie, co z tak hodowanego obywatela wyrośnie...
Nie wspominając już o tym, co trzeba mieć w głowie, by poniekąd świadomie utrudniać kilkudziesięciu osobom dotarcie do celu na czas. Ja wówczas donikąd się nie spieszyłem, opóźnienie było tylko dyskomfortem, ale co gdybym jechał na przykład na rozmowę kwalifikacyjną, albo chociaż egzamin i przez to opóźnienie spóźnił się na przesiadkę?
komunikacja_miejska
Mój syn też nie raz miał chętkę na wciskanie przycisków wszędzie gdzie się dało, dlatego gdy było to możliwe siadałam czy stawałam z nim poza zasięgiem tych nieszczęsnych przycisków, a nawet jeśli nie było takiej możliwości to pilnowałam by nie przyciskał i tłumaczyłam dlaczego nie wolno. Nie rozumiem jak można tak olewać sytuację, tym bardziej że jest ona dyskomfortowa dla innych..
OdpowiedzNo wiesz, na rozmowę kwalifikacyjną, lub egzamin nie jedzie się "na styk". Tramwaj przecież może się zepsuć "normalnie" i co wtedy? A mamuśka chyba nieogarnięta jakaś. Wygląda na to, że celowo bawiła się z dzieckiem, skoro trzymała je na rekach. Dzieciak pewnie już sporawy musiał być i dość ciężki. A może to rzeczywiście ona sama wciskała ten guzik?
OdpowiedzMłody na oko 2-3 lata, więc jeszcze na rękach utrzymac idzie, ale już kumaty. Co do pierwszej części - zgadzam się, że trzeba być przezornym, ale zdarza się tak, że jeden tramwaj się zepsuje, a w drugim spotkasz taką osobistość... Zawsze staram się tak wyruszyć z domu, by tym finalnym środkiem transportu, już po wszelkich przesiadkach mieć przynajmniej te 15-20 min marginesu. Nie zmienia to faktu, że wszystkich okoliczności przyrody przewidzieć nie sposób i taka sytuacja może zaważyć na czyimś nieszczęściu.
OdpowiedzArmagedon, przecież w tej historii nie chodziło o to czy ktoś jedzie "na styk" czy nie tylko o piekielną matkę, która nie potrafi się dzieckiem zająć. Nie rozumiem po co pisać komentarz nie na temat.
Odpowiedzsprzataczka, Armagedon napisał tylko, jaką lawinę może wywołać zachowanie jednej nieodpowiedzialnej idiotki i ma rację. Jeżeli taka sytuacja miałaby miejsce w centrum, to bardzo prawdopodobne, że stworzyłby się korek - jakieś 2-3 tramwaje. Więc również i one załapałyby opóźnienie. Jeżeli przystanek jest podwójny to autobusy też itp...
Odpowiedz@b_b - Armagedon napisałA ;) bo kobitą jest ;) Przystanek oczywiście był w centrum, jeśli komukolwiek cokolwiek to mówi, to Poznań ul. Fredry (przed col. Maius). Wtedy tramwajów jeździło tam mniej, niż dzisiaj bo Kaponiera jeszcze czynna była, ale i tak te 4 czy 5 linii tamtędy kursowało i na pewno kilka składów się zakorkowało.
OdpowiedzDziesięciominutowe opóźnienie? Naprawdę? Ile prób zamknięcia drzwi można zrobić przez 10 minut? Sto? Piszesz o kilkunastu... Naprawdę motorniczy nie ruszył się przez 10 minut tylko droczył się z jakąś paniusią i jej dzieciakiem, zamykając drzwi? Nikt nie zareagował, chociaż znał powód- otwierające się drzwi? Po tych 10 minutach ładna kolejka tramwajów musiała być... No tak, dzieciak sparaliżował całe miasto. Nie mówię, że taka sytuacja nie miała miejsca, ale 10 minut? Wiem, musi być dramatycznie. Włącz sobie stoper i zobacz jaki kawał czasu to 10 minut
OdpowiedzDoskonale wiem, ile to 10 minut. Podany czas został zmierzony niemalże z zegarkiem w ręku. Tak jak wspominałem na samym początku, z powodu temperatury byłem dość zniecierpliwiony i patrzyłem na zegar w pojeździe. Po całej akcji irytacja moja była taka, że też spojrzałem na zegar i zauważyłem, że licznik minut podniósł się o 10. Nie zaręczę, czy było to 9 minut czy 11, bo dokładność takiego czasomierza jest minutowa, a nie sekundowa, ale wyglądało to tak, że z 12:47 zrobiła się 12:57. Tak jak też napisałem - sądząc po braku jakiejkolwiek reakcji ze strony współpasażerów - zakładam, że podobnie jak ja, nie podejrzewali oni dość niepozornie wyglądającej, ale jednak dorosłej kobiety o takie zachowanie. Miałem ją cały czas w polu widzenia, ale jednak nie widziałem, by to ona lub jej dziecko ten przycisk wciskała. Zakładam, że motorniczy dostrzegł to na obrazie z kamery monitoringu.
OdpowiedzAle przecież otwierały się drzwi przy niej a nie inne, więc nie domyślił się nikt? Zasłaniała jakoś to dziecko, gdy wciskało ten guzik? Co za brednie
Odpowiedz@komentator555: mogę mówić tylko za siebie - stała do mnie plecami, przodem do słupka, na którym znajdował się przycisk. Ja tego przycisku nie widziałem, gdyż go przysłaniała. Tak samo nie widziałem przycisku przy słupku po drugiej stronie drzwi, słupka trzymał się jakiś człowiek. Myślę, że podobnie jak u mnie, u innych pasażerów zwyciężył zmysł zdrowego rozumowania - przecież DOROSŁY człowiek, kiedy słyszy, że powoduje jakiś problem, raczej zaprzestaje powodującej go czynności. Odruchowo rozglądałem się, czy w okolicy nie ma jakiegoś nastolatka, który mógłby uznać to za niezłą zabawę. Wydaje mi się, że trochę szukasz dziury w całym.
OdpowiedzNie szukam dziury w całym tylko opowiedziałaś debilną, kłamliwą historyjkę. Brakło tylko, żebyś napisała, że przez dzieciaka na czas nie dojechały dwie karetki i jeden szambowóz a matka powiedziała, że wychowuje go bezstresowo. A teraz cię zaskoczę- jestem z Poznania, znam przystanek Fredry, skoro jechała matka z dzieckiem to rozumiem, że to była wczesna pora- to ważna, zatłoczona arteria tramwajowa i naprawdę nie chce mi się wierzyć w te 10 minut i w to, że matka też tylko czasu nie reagowała, tylko zasłaniała dziecko, by nikt nie widział. Aha, po słowach motorniczego o bawieniu się przyciskiem też się nie domyślałaś, że to ona? I nagle znienacka to dziecko się pojawiło, skrzętnie ukrywane przez matkę. Brednie, brednie, kłamstwa, rzygać się chce
Odpowiedz@komentator555: w całej historii nie ma słowa kłamstwa. Nie wierzysz, to Twoja sprawa, nie zmuszę Cię. Matka nie reagowała przez cały czas i to właśnie jej zachowanie i brak poszanowania dla pozostałych pasażerów mnie w całej tej sytuacji wkurzył. Identycznych sytuacji, które kończą się po kilku chwilach spotkałem bez liku. Właśnie dlatego że matka zareagowała prawidłowo. Tu tego zabrakło i dlatego popełniłem ten wywód na takim a nie innym portalu. Zastanawia mnie jedynie dlaczego zwracasz się do mnie w osobie żeńskiej, skoro cały czas wypowiadam się męskoosobowo? Też mnie zastanawia, dlaczego dopowiadasz niestworzone rzeczy, które spod moich palców nie wyszły?
OdpowiedzPrzepraszam, mam słaby wzrok. Trudno mi rozróżnić "e" od "a".
OdpowiedzZachowanie na poziomie tych matek co jak im dzieciak leci na ulicę to stoją w miejscu i się drą żeby wracał. Rozumiem, że każdy ma swoje metody wychowawcze i że może fajnie jest dziecku wytłumaczyć, że czegoś nie wolno zamiast mu to po prostu uniemożliwić, ale już bez przesady, niech przynajmniej nie wciągają w takie zabawy postronnych ludzi.
OdpowiedzJakby zapłaciła kilkaset złotych za zatrzymanie tramwaju, nie byłoby jej już do śmiechu...
Odpowiedz"Motorniczy nie klaskał" Nie dziwię się. Od tego jest przecież kierowca autobusu... z tego, co mi wiadomo, prawie każde MPK oferuje mandaty za opóźnianie/zmianę trasy kursu. Jakby taka siksa dostała mandat, to by może bardziej zainteresowała się dzieciakiem.
Odpowiedz@Helmut: Może też zażądać opuszczenia pojazdu. Niech sobie czekają na następny.
OdpowiedzZ tego, co wiem to ten guzik to tylko wskazówka dla kierowcy. Mała wpinka: wychodzę z mieszkania, słyszę, a tu ktoś brute-forcuje mój kod do domofonu. Więc wyłażę pod klatkę i widzę Matkę Roku z dzieckiem na rękach. Dziecko pikało sobie na domofonie. Zwróciłęm jej uwagę: "Przepraszam, pani dziecko dzwoni do mnie domofonem". A ona na to "Nie dzwoni" i wróciła do tego, co robiła.
Odpowiedzlama z tego motorniczego. trzeba bylo mamusie potraktowac mandatem za opoznienie kursowania pojazdu ( a Gda to 500zl), moze jakby zahaczylo o portfel, to by ja czegos nauczylo
Odpowiedz