Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O tym, że ludzie chętnie wykorzystują znajomości wiemy wszyscy. O tym, że…

O tym, że ludzie chętnie wykorzystują znajomości wiemy wszyscy. O tym, że nie zawsze znają umiar także. Nie myślałem jednak, że w ciągu kilkunastu miesięcy stracę wielu swoich znajomych, bo "mam obowiązek pomóc!", ale po kolei:

Jestem studentem prawa, dopiero drugi rok, więc nie mam zbyt imponującej wiedzy na ten temat. Pewne fakty kojarzę, pewne mechanizmy rozumiem, ale wbrew temu, jak nazywają mnie znajomi, mianem prawnika się nie określam :)

Wiele osób korzysta z tego, że jakieś tam pojęcie o tym mam. W porządku, pomóc raz, czy dwa - nie widzę problemu. Jednakże niektórzy przechodzili samych siebie. Kilka przykładów:

1) Kolega, który dzwonił do mnie tylko wtedy, kiedy coś chciał. Pozwolenia na budowę domu, czynniki świadczące o rozpadzie małżeństwa, podział majątku, okres wypowiedzenia w pracy, analiza umowy z operatorem sieci komórkowej... Gdy pewnego dnia znów zadzwonił, trafił na mój zły nastrój:
Ja - Co tam znowu chcesz...?
On - Cześć, może się najpierw przywitać?
Ja - Cześć. Nie ma sensu, przejdź do meritum, przecież Ty nigdy nie dzwonisz bezinteresownie.
On - Chciałem tylko pogadać, ale jak wolisz, cześć.
Dosłownie pięć minut później zadzwoniła jego siostra mówiąc "Hej, słuchaj, mam takie pytanie prawne...". Gdy usłyszała, że porada kosztuje 50 zł rozłączyła się twierdząc, że jestem chamem i prostakiem. Od tamtej pory nie zadzwonili.

2) Koleżanka, która pytała o każdą pierdołę. Naprawdę - szczegół, który zrozumie każdy inteligentny człowiek i naprawdę nie trzeba do tego profesora prawa. Przykład:
Ona - Hej! Słuchaj, bo rejestruję się na forum i tu mi wyskakuje, że muszę SMS wysłać. On jest płatny?
Ja - Regulamin jest?
Ona - No tak.
Ja - To przeczytaj sobie, musi być napisane.
Ona - No tak, ale mi się niezbyt chce teraz... To jest płatne?
Ja - A skąd ja mam wiedzieć? Pewnie tak.
Ona - No, a ile?
Ja - Skąd mogę wiedzieć? Każdy regulamin jest inny. W jednym opłata może wynosić złotówkę + VAT, a w drugim 10 zł + VAT.
Ona - Jasne, Tobie po prostu woda sodowa uderzyła do głowy.

3) Kolega, który poprosił, żebym spotkał się z bliską dla niego osobą, bo ma problem prawny. W porządku, zgodziłem się. Spotkaliśmy się w restauracji. Nie liczyłem na żadną kolację, czy coś, bo przecież spotkaliśmy się omówić problem, a nie zjeść. Po spędzeniu prawie 4 (słownie: CZTERECH) godzin szykowaliśmy się do wyjścia. W zależności od prawnika, zawodowiec bierze 70-350 zł za godzinę pracy. Liczyłem więc, że za 4 godziny rzetelnie udzielanej pomocy dostanę choćby stówkę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy mój czas został wynagrodzony w walucie watykańskiej (czytaj: Bóg zapłać dobry człowieku).

4) Kolega, który poprosił mnie, żebym napisał mu grant (dla niewtajemniczonych: grant, to taki wniosek oficjalny o wsparcie, głównie finansowe). Spędziłem nad sporządzaniem tego pisma jakieś 3 godziny. Co usłyszałem, gdy mu to dałem?
On - Wiesz, w sumie, to nie będzie mi to jednak potrzebne, bo się wycofałem z tego, ale możesz mi zostawić pismo jako wzór.
(Tak, bo ja jestem w ciemię bity i wczoraj urodzony)
Ja - Skoro ci nie jest potrzebne, to po prostu wyrzucę.
Kolega wielce oburzony zerwał kontakt.

5) Koleżanka, która zerwała kontakt po tym, gdy szczerze odpowiedziałem jej, że nie umiem jej pomóc (chodziło o zagadnienia z prawa podatkowego, a ja się na tym kompletnie nie znam).

6) Dostałem od kolegi propozycję napisania statutu dla jego stowarzyszenia. Rzetelnie napisany statut ma od kilku do (nawet) kilkunastu stron. Powiedziałem więc, że za każdą stronę będę zmuszony wziąć przynajmniej 50 zł (każdy przepis w statucie musi być zgodny z polskim prawem - dużo sprawdzania i dużo weryfikacji). Wielce oburzony rzucił tylko, że "nie spodziewałem się, że od kolegi byś brał pieniądze...".

7) Kolega poprosił mnie, żebym poradził mu, jak walczyć o alimenty z jego ojcem. Odpowiedziałem, że mogę mu pomóc, ale dopiero za kilka dni, bo mam totalne urwanie głowy. Wykrzyczał, że "to jest twój zaje*ny obowiązek mi pomóc! Po to studiujesz, żeby pomagać innym!"
Dochodziłem do siebie dobrych kilka chwil, bo nie spodziewałem się takiej reakcji po koledze :) Kontakt oczywiście się urwał.

Na koniec HIT:

8) Koleżanka, która poprosiła mnie o... anulowanie jej mandatu za złe parkowanie... Tak, nie fantazjuję - poprosiła mnie o ANULOWANIE MANDATU. Grzecznie jej wytłumaczyłem, że mandatu karnego się nie anuluje, tylko uchyla i zrobić to może tylko Sąd. Warunkiem koniecznym jest też udowodnienie, że mandat ten został wystawiony niesłusznie.
Ona - No, ale nie da się nic zrobić?
Ja - A zaparkowałaś prawidłowo?
Ona - No nie, ale przecież co to jest za problem, żebyś coś tam załatwił?
Ja - Tak nie można... Nie da się tego załatwić.
Ona - Robisz mi to specjalnie! To z zazdrości, bo ja zdałam prawko za pierwszym razem, a ty za czwartym!
Ja - No, może i zdałem za czwartym, ale jeżdżę ponad rok i w przeciwieństwie do ciebie nie dostałem żadnego mandatu i nie wpadłem na słupek na prostym odcinku drogi...
Tu padło z jej ust parę niecenzuralnych słów i w sumie nasza znajomość zakończyła się równie nagle, jak się zaczęła :)

Studia

by kominek
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar jurki2121
41 41

Olać ich wszystkich. Nie po to zarywasz nocki i poświęcasz swój czas na naukę, żeby potem byle kto wykorzystywał Cię, bo "to twój obowiązek". Nie masz coś przebierać w słowach. Jak widzisz, że ktoś pochłania Twój czas to wołaj kasę! Nie ma nic za darmo. Powodzenia!

Odpowiedz
avatar Przemek77
42 42

Dziwisz się? Tak to już jest na świecie. Ja miałem podobnie. Tak się składa, że mam talent plastyczny (obecnie totalnie zaprzepaszczony, ale nie w tym rzecz). No i przez lata różni znajomi, znajomi znajomych, znajomi rodziców i znajomi znajomych rodziców, rodzina itp. dosłownie mnie męczyli - a to rysunek dla synka na plastykę, a to szkic dla kuzyneczki na zajęcia, a to portret, a to rysunek techniczny (bo też umiem) - wszystko oczywiście wyceniane w walucie watykańskiej. Gdy w końcu powiedziałem "dość" - również dowiedziałem się nagle jakim to jestem chamem nieużytym. Ludzie są straszni - zeżarliby Cię z butami i jeszcze narzekali, że za mało słone było...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 stycznia 2014 o 13:46

avatar tvh
34 34

Przyzwyczajaj się i ćwicz dalej asertywność :-) Prawnik jak lekarz - mnóstwo chętnych na darmowe porady.

Odpowiedz
avatar demonix
8 8

Nie zapominajmy o informatykach :]

Odpowiedz
avatar AyatiSajani
4 4

Ja pracuję jako prawnik w Skandynawii i tak się składa, że sporo naszych rodaków w związku z brakiem znajomości języka zwraca się do mnie o pomoc. Pierwszy problem to zawsze zapłata, bo często nie chcą zrozumieć, że ja też muszę rachunki płacić i na powietrze mój samochód nie chodzi. Drugi problem to fakt, że tutaj wszyscy sobie mówią na "ty". Mocno skraca to dystans i ludziom się wydaje, ze mogą traktować mnie jak koleżankę i dzwonić z każdą pierdołą o każdej porze dnia i nocy. Także sprawdzian z asertywności mam każdego dnia. Niestety... bo nie chcę zamienić się we wredną sucz. A przewiduję, że po paru latach w zawodzie tak się niestety może stać..

Odpowiedz
avatar Rukasu
22 22

Mam kolegę który jest architektem, i dentysta się na niego obraził, że nie chce mu zrobić projektu za pół ceny:). Taka już chyba natura (niektórych ludzi), chyba trzeba się z tym pogodzić. Przynajmniej masz dobry system, żeby zrywać znajomość z durnymi ludźmi bez dużego wysiłku z własnej strony. Dobra praktyka od razu z góry ustalić co i jak jak ktoś prosi o przysługę która może kilka godzin zająć.

Odpowiedz
avatar digi51
28 34

A dentysta nie chciał robić ząbków za pół ceny? :P

Odpowiedz
avatar LilaRose
33 33

Chyba masz mało już znajomych xD Ale to dobrze, w sumie zrobiłeś odsiew buraków od tych normalnych ;) Ja jak przychodziłam do kuzynki z trudnymi zadaniami z matmy, to kupowałam wypasioną czekoladę, więc nie wyobrażam sobie nie dać kompletnie NIC za profesjonalną poradę prawną/napisanie jakiegoś dokumentu o.O

Odpowiedz
avatar Draco
24 28

To jest wynik tego, że ludzie nie znają podstaw prawa. A przyczyna tego, że nie znają to najczęściej lenistwo i totalna ignorancja. Ten przykład z regulaminem jest najlepszy, ukazuje dość popularne zachowanie nieczytania żadnych pism, umów, czy regulaminów. A potem jest płacz i obarczanie winą wszystkich, tylko nie siebie. Zero myślenia, zero wiedzy, zero zainteresowania i chęci zdobycia wiedzy. Tylko, że to się nie zmieni do chwili, gdy nie zacznie zależeć elitom na tym, by obywatele byli świadomi. Bo to podejście ma potem odbicie na wyborach. Ile procent wyborców czytało programy wyborcze partii, ile procent zapoznało się z ich planami i prezentowanym światopoglądem? A ile procent wyborców czyta tylko hasła na plakatach i słucha durnych sloganów w mediach? Powiem więcej. Ile procent wyborców pamięta co partia na którą głosowali zrealizowała ze swoich obietnic? A co do statutu stowarzyszenia, to jest raczej prosta sprawa. Gdy ze znajomymi zakładaliśmy stowarzyszenie, to posługując się wzorem z internetu zrobiliśmy go w kilka godzin.

Odpowiedz
avatar Jango_Fett
19 21

I tak 90% osób naciska akceptuj bez czytania treści regulaminu

Odpowiedz
avatar konto usunięte
13 13

Napisanie statutu dla stowarzyszenia aż tak proste nie jest:) Zakładając organizację poznałam dziesiątki różnych statutów, nasz został "złożony" z kilkunastu innych, a i tak w ciągu następnych lat miał poprawki i uzupełnienia. Nadal nie uważam, żeby był doskonały, ale wystarcza.

Odpowiedz
avatar krolJulian
20 20

Olej ich! Ja przez właśnie takie wykorzystywanie mnie do wszystkiego mocno odsunęłam się od harcerstwa-pewnie nadal bym się podkładała, gdyby nie chłopak, który widząc moje załamanie nawałem oczekiwań wkurzył się i nauczył asertywności. A było to potrzebne, bo chcieli ode mnie zajmowania się kuchnią polową, o czym wspominałam duużo wcześniej że się nie podejmę, bo nie umiem gotować (a gotowanie to tylko część, trzeba jeszcze pilnować dzieciaków, które pomagają), plus jeżdżenie samochodem (własnym) po zaopatrzenie i na boku udzielanie pierwszej pomocy. Chłopak pojechał na doczepkę, również jako ratownik ZHP i zaopatrzeniowiec, a ja po jego namowach obwieściłam, że w kuchni sterczeć nie będę-znaleźli zastępstwo. Zatem można wyjść na swoje, nawet za cenę utraty znajomych (o ile można ich tak nazwać)...

Odpowiedz
avatar butelka
0 4

ja sie kiedys po obozie dowiedzialam ze bylam na nim pielegniarkom, gdzie nie mialam zadnych uprawnien, nawet nie ukonczylam zadnego kursu pierwszej pomocy, no ale jako jedyna z druzyny bylam pelnoletnia. a co do autorea to naprawde nie wiem jakim cudem mozna miec az tylu burakow za znajomych.

Odpowiedz
avatar butelka
11 11

*pilegniarką, czlowiek czyta rozne wypociny i sam zaczyna takie byki walic, bardzo wszystkich przepraszam.

Odpowiedz
avatar krolJulian
6 6

Ja umawiałam się, że skoro nie prowadzę już drużyny, to razem z chłopakiem jedziemy jako ratownicy ZHP (po kursie na tzw. "brąza") i zaopatrzenie, bo wzięliśmy mój samochód. Potem okazało się że nie ma kogo do kuchni wepchnąć i wylosowało mnie (bez badań sanepidowskich)... Porządna awantura uwolniła mnie od tego zadania, ale z przykrością i w niezgodzie z częścią osób dałam sobie spokój z działaniem w szczepie i przeniosłam się wyżej.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 stycznia 2014 o 0:31

avatar glan
38 38

Ech... chciałbym mieć kumpla prawnika, który za symboliczne np. 50 zł za godzinę czasem pomógłby w trudnych sprawach. Wiedziałbym przynajmniej że dostanę rzetelną poradę.

Odpowiedz
avatar Malibu
-3 11

Ale on jeszcze nie jest prawnikiem. Nie wiadomo czy poraża byłaby rzetelna.

Odpowiedz
avatar glan
8 8

Nawet studiujący prawo kumpel to skarb, który trzeba regularnie podlewać piwem ;)

Odpowiedz
avatar MagdaMagda
18 18

To jest zwykłe lenistwo i przerzucanie odpowiedzialności na Ciebie, np za założenie konta na jakimś serwisie. Myślę, że nawet jak ty byś się zachowywał w dokładnie taki sam sposób i ciągle wykorzystywał czyjeś wykształcenie/wiedzę , to i tak te osoby by nie zrozumiały.

Odpowiedz
avatar cynthiane
19 21

I bardzo dobrze, że się odwrócili. Bo lepiej mieć kilku znajomych, niż kilkadziesiąt takich pasożytów. Rozumiem jednorazową, drobną pomoc, ale nie harówę na free. Niech idą do kancelarii (tak to się nazywa?) i wtedy zrozumieją, że Twoje 50 zł to ułamek tego, co zapłacą w w/w przybytku. A co to sytuacji trzeciej- szkoda, że nie umówiłeś się na jakąś zapłatę wcześniej. Skoro Ty się nie upomniałeś, to i ktoś się z pieniędzmi nie wyrywał...

Odpowiedz
avatar hamsterod
12 12

Każdy specjalistyczny zawód tak ma - a życie ma to do siebie, że pozwala zweryfikować kto jest kolegą, kto przyjacielem, a kto zwykłą pijawką.

Odpowiedz
avatar ihoujin
17 19

co do statutu - chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie napisał dla kogoś za darmo. Mój ojciec pisał parę razy statuty szkoły. Podpisywał z dyrektorem umowę o dzieło (bodajże), dostawał za to wynagrodzenie, a i jeszcze podatek musiał odciągnąć. Ale ludzie zawsze myślą, że czas i umysł nic nie kosztuje. Tak jest we wszystkich dziedzinach. Ja np. szyję i za taki breloczek naprawdę niewiele biorę (ręcznie szyty, z filcu), bo 10 zł. No ale znajdą się tacy, co chcą za wiele taniej (materiały, czas chyba z nieba wzięłam). Jak chcą to niech pójdą do chińczyka, albo wygóglają w internetach.

Odpowiedz
avatar sapphire101
19 19

@ihoujin, o ile breloczek to jeszcze coś fizycznego i namacalnego,to w przypadku "porady prawnej" mówimy o usułudze, dla większości ludzi jest to nieosiągalny poziom abstrakcji, aby płacić za poradę, a już zwłaszcza koledze. Osobiście też robię ręcznie różne rzeczy, spotkałam się z dziesiatkami postaw odbiorców, ale (na szczęście!) wśród znajomych, każdy jest fair i wie, że mój czas również kosztuje. @kominek - jak dla mnie tacy znajomi to parodia, dobrze zrobiłeś, gratuluję asertywności. Co jak co, ale ignorancji połączonej z lenistwemn nie znoszę.

Odpowiedz
avatar kabo
5 7

Hobbystycznie zajmuję się rękodziełem (masa solna, malowanie etc) i chyba każdy mój znajomy został już czymś obdarowany - jeśli to nie urodziny, przeważnie chcą płacic i trzeba im wmuczac te prezenty ;) Biorę pieniądze, gdy wykonanie zamówienia zajmuje dużo czasu lub ktoś zamawia na prezent, nie dla siebie. Z reguły jest to kwota kilku złotych od sztuki, dośc symbolicznie. Ale i tak zawsze znajomi wychodzą z inicjatywą zapłaty lub odwdzięczają się w inny sposób. Także w porównaniu z opisywanymi doświadczeniami jakaś idylla :)

Odpowiedz
avatar digi51
13 13

High five, ja też zdałam za 4 razem i przez trzy lata jeżdżenia nie miałam nawet stłuczki. Za to znajomi chwalący się zdaniem egzaminu za pierwszym razem albo bali się wsiąść potem za kółko albo mieli się od razu za panów szos zaliczali w niedługim czasie jakichś wypadek :P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 6

Zwykle na pytanie za którym razem zdałam prawko odpowiadam, że podchodziłam dwukrotnie, i za każdym razem zdałam za pierwszym podejściem:)

Odpowiedz
avatar mllena
-1 3

Najlepsi zdają za czwartym razem! ;P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

@Mllena - mój instruktor zawsze powtarzał "za pierwszym razem zdają farciarze, a za drugim najlepsi kierowcy". Sama prawka wciąż nie mam, ale mam nadzieję, że to się w końcu zmieni :P

Odpowiedz
avatar Wafeko
-5 7

Jesli ktos umie jezdzic to zdaje za pierwszym razem i nie przez farta, sam zdalem za pierwszym i jeszcze zadnej stluczki nie mialem.

Odpowiedz
avatar digi51
6 6

@Wafeko, uważam, że ci, którzy zdają za pierwszym razem i są tuż po egzaminie w pełni gotowi do wyjechania samodzielnie na ulicę to może jakieś 10% wszystkich zdających za pierwszym razem. Mój instruktor opowiadał, że w całej karierze zdarzyły mu się jedynie pojedyncze przypadki kierowców, którzy faktycznie przed podejściem do pierwszego egzaminu potrafili naprawdę dobrze jeździć, reszta jego kursantów zdająca za pierwszym razem miała na to nikłe szanse, a na egzaminie po prostu farta. Ja sama musiałam wyjeździć naprawdę duuuuużo godzin, żeby naprawdę być gotowa do wyjechania samodzielnie na ulicę, ale wolę tak, niż niektórzy znajomi, którzy po 30 godzinach kursu i zdanym egzaminie jadą max.30 km/h, bo więcej się boją.

Odpowiedz
avatar Gm3rcio
7 9

No właśnie, skoro jesteś kolegą, to wszystko musi być za darmo, bo przecież pieniądze to nie wszystko. Taki sam problem mają artyści plastycy, dobrze że jestem kelnerem, odemnie nic nie chcą xD

Odpowiedz
avatar saracen123
-2 8

Wiesz , miałeś dziwnych znajomych - Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar uranus888
2 2

Z twoich stawek wynika, że jak ktoś jest na 2 roku i bierze 50 zł za poradę, to na 5 roku chyba biorą z 200 nie? A tak na poważnie, to jak ktoś chcę abyś mu napisał statut stowarzyszenia, to przy umiejętnościach studenta 2 roku nie będzie się on wiele różnił to statutu pisanego przez laika.

Odpowiedz
avatar krolJulian
7 11

ale to, że jest studentem to nie oznacza, że z przyjemnością spędza sporą część wolnego czasu na "wolontariat" i pomoc znajomym, którzy tej pracy nawet nie doceniają... jestem w stanie zrozumieć telefon z prośbą o pomoc (słuchaj stary, mam taki problem, weź powiedz, co mam robić), ale ileś godzin przesiedziane nad specjalistycznym problemem wymagającym wiedzy spoza posiadanego zakresu, to nie jest takie aj waj i warto w jakiś sposób ten czas wynagrodzić (a czy walutą będą pieniądze, czy sześciopak, to już zależy)

Odpowiedz
avatar Trollita
-4 8

Ale nie chodzi o to czy masz pomagać bezinteresownie czy za wynagrodzeniem. Dziwi mnie fakt, podejmujesz się tych specjalistycznych zadań, mimo, że tak nisko oceniasz swoją wiedzę. I w dodatku oczekiwane wynagrodzenie porównujesz z realnymi stawkami prawniczymi :)

Odpowiedz
avatar Malibu
2 4

Zgadzam się z tobą. Studia studiami ale jest jeszcze coś takiego jąk doświadczenie. Drugi rok toż to dopiero początek. Sama jestem teraz na 4 roku i nie wyobrażam sobie, żebym zaprojektowała jakiemuś znajomemu np. instalacji C.O. Wiem że wiedza może jest ale doświadczenia brak i nie chcialabym brać za to stuprocentowej odpowiedzialności.

Odpowiedz
avatar kominek
5 9

Trollita - to, że jestem studentem nie znaczy, że świadczę darmowe usługi prawne. Oferuję swoją wiedzę - ale nie za darmo. Podejmuję się tylko tych działań, o których mam jakieś pojęcie. Jeśli czegoś nie rozumiem, w czymś się nie czuję silny, odmawiam. Moja "niska samoocena" wynika raczej z prostego porównania, bowiem biorąc pod uwagę studenta choćby 5 roku, ma on niewyobrażalnie większą wiedzę, niż ja - co jednakże nie znaczy, że ja nie umiem, ani nie rozumiem niczego. Ponadto zawsze informuję rozmówcę, że jestem studentem i mimo, że mówię tylko to, czego jestem pewny, to proszę, żeby w razie podejmowania dalszych działań skonsultowali to z zawodowym prawnikiem, bo często teoria prawna swoje, ale praktyka i stosowanie tego prawa swoje :)

Odpowiedz
avatar pozytywnyrealista
4 4

A dlaczego Ty masz cos robic za darmo albo za pol ceny? Przeciez oni w ramach waszej przyjazni mogli Tobie zaplacic nawet extra za Twoja przysluge. Skoro oni chca taniej albo za darmo to Ty tak samo mozesz oczekiwac drozej...

Odpowiedz
avatar valhalla
5 5

wpółczuję. Sama mam koleżankę, która skończyła prawo i nigdy w życiu nie prosiłam ją o pomoc. Czasem sobie dyskusje prowadziłyśmy na różne tematy około prawne. Ale gdybym potrzebowała z czymś pomocy, to raczej zadałabym pytanie na zasadzie gdzie szukać informacji, a nie "zrób to za mnie, najlepiej za darmo".

Odpowiedz
avatar doktorek
3 3

Zawsze należy zaproponować gratyfikację za usługę, niezależnie, czy to kolega, rodzina, czy ktoś zupełnie obcy. To ten kto wyświadcza przysługę może zrezygnować z wynagrodzenia, gdy wie, że sytuacja jest drobnostką, lub jednorazowa, ewentualnie, gdy wie, że i w drugą stronę, w razie czego, może liczyć na bezinteresowną pomoc.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Moja babcia zawsze mawiała - "nie rób drugiemu dobrze, nie będzie ci źle". Też na początku pomagałam różnym znajomym, ale po którymś razie, kiedy nie dość, że nawet mi nie podziękowano, to jeszcze fochy były, dałam sobie spokój. Odkąd nie pomagam już "za Bóg zapłać", jakoś magicznie przestali do mnie dzwonić ludzie, którzy mnie TAAAAK KOCHAJĄ... ;)

Odpowiedz
avatar Morena
5 5

Gdybyś był absolwentem prawa to jeszcze mogłabym zrozumieć, że wszyscy wymagają od Ciebie takiej wiedzy (już pomijając, że i tak opisane przez Ciebie zachowanie znajomych pozostawiałoby wiele do życzenia), ale skoro studiujesz jeszcze to masz prawo wielu rzeczy nie wiedzieć.

Odpowiedz
avatar kominek
2 4

Uwierz mi. Dla wielu ludzi fakt studiowania medycyny czyni ze studenta lekarza. Fakt studiowania prawa czyni ze studenta prawnika... Nie przetłumaczysz, że pierwszy rok prawa, to właściwie sama historia, bez żadnej ciekawszej teorii...

Odpowiedz
avatar uranus888
3 9

Wyczuwam przerost ambicji i pychę studenta prawa. Wystrzegaj się tego, bo na 2 roku to wygląda jedynie zabawnie. Jak słyszę teksty o tym że ktoś udziela porad prawnych (4 godziny! BITE!) po zaliczeniu Prawa Rzymskiego i Historii Prawa to sorry. Z twojego opisu wynika jakbyś był co najmniej na aplikacji. Jeżeli będą Ci przeszkadzać natrętni kumple co są czelni pytać o każdą <jakże oczywistą!> pierdołę to ich odeślij np. do bezpłatnych poradni prawnych, tam też w większości pomagają studenci, ale przynajmniej standardem jest że później ktoś to zatwierdza. A tak na marginesie, u nas na studiach, największe "kozaki" najszybciej sobie przestawały radzić.

Odpowiedz
avatar kominek
0 6

Sądzę, że to z Twojej strony czysta złośliwość. Mam ich odsyłać mówiąc "nie, wiesz, nie pomogę Ci mimo, że coś tam wiem i rozumiem, bo jakiś tam Uranus888 kiedyś powie, że mam przerost ambicji i jestem pyszny". Pracowałem calutkie wakacje w kancelarii i szef bardzo sobie mnie chwalił. Nie znasz mnie, nie znasz mojej ewentualnej wiedzy, Kolego, więc umówmy się - nie oceniaj zbyt pochopnie.

Odpowiedz
avatar uranus888
5 7

@kominek: Moja złośliwość wynika z faktu że sam studiuje prawo na 4 roku i wiem co się umie po pierwszym roku- mianowicie nic. Od razu trzeba dodać że to nic złego, wszak studia trwają 5 lat, plus aplikacja więc jest czas na nabycie wiedzy. Żądanie pieniędzy za porady prawne będąc na roku 2 w moim odczuciu jest słabe, bo merytorycznie nie masz zaplecza. Jak mnie znajomi pytają o to, czy o tamto to po prostu staram się pomóc zastrzegając że mogę się mylić. Nie biorę za to kasy, nie odczuwam utraconych zarobków, ani nie wykreślam nikogo z listy znajomych bo to bufonada i tyle. A to że Cię nie znam, to prawda, bazuję jedynie na tym co napisałeś w historii i na własnych doświadczeniach. To jak tego co odpisałeś na mojego posta, niestety tylko mnie utwierdza w moich przypuszczeniach. Próbujesz mi bowiem wmówić, że bez znajomości KC, KK, KPA, KPC, KPK, SDG, KRS, KRO, KSH i wielu, wielu innych aktów prawnych, byłeś chwalony przez "szefa". Po co zatem te 5 letnie prawo, na cholerę te aplikację, skoro można udzielać porad prawnych po prawie rzymskim. Tyle. Ps. Z niektórymi skrótami zapoznasz się za 3 lata ale nie przejmuj się. Wszystko jest do ogarnięcia.

Odpowiedz
avatar crazy
3 5

@uranus888: Nareszcie jakiś sensowny komentarz pod tym wpisem ! Już myślałam, że tylko ja odbieram autora jako nadętą i zadufaną osobę. Nie chcę mi się wierzyć, że osoba na drugim roku prawa ma aż taką wiedzę, by udzielać porad prawnych cztery (CZTERY) godziny. Bez względu na to, gdzie studiujesz i jaką uczelnie kończysz, to dopiero na drugim roku zaczynają się ważne przedmioty, jak chociażby prawo cywilne czy karne, które w najgorszym wypadku trwają minimum rok, więc kończą się egzaminem w sesji letniej. Teraz mamy zimową. Ale skoro student drugiego roku prawa czuje się na tyle pewnie ze swoją wiedzą i zgadza się udzielać tak wyczerpujących porad prawnych - to gratulacje. Pozazdrościć tylko, że ja w Twoim wieku taka nie byłam. Tylko zamiast wylewać tutaj swoje gorzkie żale, może następnym razem uprzedź, że za poradę prawną oczekujesz zapłaty, i przedstaw cenę. Proste. Aczkolwiek, kolega prosił o spotkanie, w sensie o przysługę (darmową), w ramach koleżeńskiej pomocy, na zasadzie: raz Ty mi pomagasz, innym razem ja Tobie. A co do samych porad i ich odpłatności u adwokatów, to nie do końca tak jest jak mówisz. Kilka razy byłam świadkiem, jak adwokat nie wziął za poradę (godzinną czy dłuższą) ani złotówki, mimo, iż nawet nie miał pewności czy potencjalni klienci do niego wrócą. I nie, nie była to jakaś mała kancelaria na dorobku i mało znany adwokat, tylko jeden z najlepszych w mieście. A i nie wiem, jak u Ciebie, ale u mnie płaci się za poradę, a nie za jej czas. Czasami porada trwa dwie godziny, a czasami 15 min - stawka jest ta sama. Co do kwestii sporządzenia statutu - to z całym szacunkiem do autora historii - ale nie mi się wierzyć, że jakakolwiek osoba prowadząca spółkę/firmę/stowarzyszenie jest na tyle odważna, by prosić o tak ważną (fundamentalną wręcz) rzecz studenta drugiego roku prawa. Takie statuty powstają w "bólach" nawet u dobrych i doświadczonych prawników, a co dopiero u studentów prawa, którzy będąc nawet po prawie handlowym i gospodarczym, często nawet nie widzieli statutu na oczy. Kwestia liczenia sobie x zł od jednej strony... W taki sposób stawki ustalają sobie np. tłumacze, nie prawnicy. Branie x zł za każdą ze stron, gdzie na kilku z nich w każdym statucie są wymienianie same PKD... Pozostawię to bez komentarza. A tak abstrahując od samego prawa, to masz naprawdę dziwnych znajomych i jeśli rzeczywiście wydzwaniają do Ciebie z takimi pierdołami jak opisałeś, to powinieneś się cieszyć, że kontakt się urwał i martwić się tylko tym, że straciłeś z nimi czas.

Odpowiedz
avatar Dudensky
2 2

To uczucie - kiedy studiujesz prawo, a wszyscy przestają cię lubić.

Odpowiedz
avatar Master_of_Disaster
4 4

Mam to samo od kiedy poszedłem na informatykę. Z tym, że tu ludzie nie potrafią zrozumieć nawet istoty przedmiotu który studiuje i zgłaszają sie z pierdołami na których się nie znam bo mnie tego nie uczą. Ludzie, zapamiętajcie raz i na zawsze, informatyka to nauka o przetwarzaniu informacji, sprzęt komputerowy to tylko jej część. Nie musze wiedzieć, dlaczego wasz komputer, tablet, telefon, cokolwiek nie dziala. A teksty typu:"Nie wiesz? co z ciebie za informatyk?!" mnie nie ruszają, szczególnie od ludzi którzy przez fejsa mówią że komputer im nie działa i mam coś z tym zrobić. jasnowidzem nie jestem:)

Odpowiedz
avatar bazienka
1 5

opracuj sobie cennik i koniec i na b albo w publiczne miejsce nie masz obowiazku byc darmowym prawnikiem dla wszystkich u mnie jest inna opcja- ludzie mysla, ze musze byc darmowym psychologiem dla calego swiata, 24/7, 365 dni w roku i nie mam prawa do wlasnych emocji ani np. do przeklinania- bo psycholog powinien zrozumiec, a nie przeklinac... pffff.

Odpowiedz
avatar chozjor
3 3

Jeżeli na drugim roku prawa piszesz już statuty, znasz się na czynnikach świadczących o rozpadzie małżeństwa, analizujesz umowy i pozwolenia, to bardzo mało bierzesz za godzinę.

Odpowiedz
avatar Andrzej1990
2 2

Ode mnie autor zgarnął minusa. Też jestem na II roku prawa i to na jednym z lepszych uniwersytetów w Polsce. I w żadnym stopniu nie czuję, bym mógł udzielać porad prawnych, ponieważ na I roku nie poznaje się NIC. A jeśli już jakichś udzielam, to robię to za darmo. Dlaczego? Bo nie jestem prawnikiem i kasowanie ludzi za przyjacielską pomoc byłoby raczej mało chwalebne.

Odpowiedz
avatar natalia
2 2

Udzielasz porad prawnych będąc na II roku studiów? Nie no, szacun. Większość znajomych mi prawników takich porad zaczęła udzielać po studiach, na aplikacji. Nie boisz się, że ktoś ucierpi przez złą poradę, którą od ciebie otrzyma? Czy po prostu nie szkoda ci ludzi, którzy uważają, że człowiek na II roku jakiegokolwiek kierunku jest na tyle obeznany w temacie, że może komuś radzić albo przynajmniej rzetelnie wypowiadać się na konkretny temat? Mnie się wydaje, że tacy ludzie albo nie studiowali i nie wiedzą, jaki jest stan wiedzy po I roku, albo są na tyle głupi, że jak słyszą "prawo" albo "medycyna" to myślą, że ktoś studiujący któryś z tych kierunków jest "nadludziem". Ja bym się bała pytać kogoś z II roku studiów o cokolwiek. Tak samo bałabym się komuś radzić. Według mnie najłatwiej jest po prostu powiedzieć, że jest się na II roku studiów, a nie prawnikiem, lekarzem, architektem czy anglistą i żeby zgłosili się do kogoś bardziej doświadczonego. Niech sobie potem robią i myślą co chcą, niech zrywają kontakt. Na pewno lepiej stracić znajomego, ale nie mieć na sumieniu żadnej, nawet najgłupszej, duszyczki niż użerać się z takimi ludźmi i silić się na porady.

Odpowiedz
Udostępnij