Historia Werbeny o naukach przedmałżeńskich przypomniała mi moje uczestnictwo w takich zajęciach.
Nauki prowadziła pani, która "uczyła" mnie też w szkole podstawowej Wychowania do Życia w Rodzinie (dokładnie taka obowiązywała pisownia!), szerzej znanego jako wychowanie seksualne. Pani wstydziła się wtedy powiedzieć "miesiączka", a gdy rozdawała nam darmowe próbki podpasek, spąsowiała aż miło.
Co do nauk przedmałżeńskich - największą uwagę skupiała na metodach antykoncepcji, a w zasadzie na jednej jedynej właściwej - kalendarzyku małżeńskim. Przepytywała z niego szczegółowo, zadaniem domowym było prowadzenie go. Pamiętam, że swój odpisałam z jakiejś książki, a ona chwaliła mnie za wzorcowe temperatury i takie tam ;) Kazała nam do siebie przychodzić tak długo, dopóki mój mąż (byliśmy już po ślubie cywilnym i mieliśmy dziecko) nie nauczył się dokładnie go odczytywać ;)
Sama pani prowadząca chyba go stosowała, bo ma czworo dzieci, każde urodzone rok po roku: córka jest zakonnicą, synowie księżmi, ostatni syn się wyłamał i wyjechał z rodzinnego domu.
Z tym zbuntowanym synem kumplowałam się w czasach szkoły, często do mnie przychodził poopowiadać, co tam w domu słychać. Pewnego dnia przyszedł podłamany i zapytał, czy nie mam czasem "Harry'ego Pottera i Czary Ognia", bo już kończył czytać, ale mama mu książkę skonfiskowała. Dlaczego? Ponieważ książka ta jest dziełem szatana, a doszła do tego, bo na 666 stronie rzekomo opisana jest czarna msza, więc nie jest to lektura dla wierzącego szesnastolatka. Tak, właśnie na tej stronie opisane jest odrodzenie Voldemorta ;)
Minęło już kilka lat, a pani nadal prowadzi nauki. A ksiądz nawet nie zauważył, że ludzie wolą brać śluby w innych parafiach, gdzie macki i pouczający ton pani o ważności badania śluzu z miejsc intymnych przyszłej żony, już nie sięgają.
Po co mu książka, którą już przeczytał?
Odpowiedz"Kończył" czytać. Nie "skończył". Duh.
OdpowiedzOch, faktycznie :) Ależ ze mnie gapa :)
OdpowiedzZawsze mnie zastanawia, skąd ci wszyscy ludzie tak doskonale wiedzą, jak wygląda czarna msza. Uczestniczyli w jakiejś, czy co?
OdpowiedzMowa o ludziach, którzy wypowiadają się dość żywo o tym, co jest po śmierci, więc...
OdpowiedzNauki przedmałżeńskie są naukami kościelnymi, a więc nie dziwne, że jedyną promowaną nań metodą antykoncepcji jest ta akceptowana przez kościół.
OdpowiedzTylko czemu skoro wszystkie metody antykoncepcji są złe, bo zabijają człowieka to akurat ta jest dobra? W końcu nie dopuszczenie do zapłodnienia jajeczka to zmuszenie organizmu do wydalenia go, czyli zabicie człowieka! A facet mając polucje nocne, które musi mieć, aby zbyt wielka ilość plemników nie zgromadziła się w jądrach ani przypadkiem nie obumarła w środku tworząc zbiór martwych komórek białkowych (a tak go Bóg stworzył właśnie, zmuszając go do regularnego opróżniania organizmu z plemników) też masowo zabija ludzi. Przynajmniej według nauki KK.
Odpowiedz@amph poczytaj nauki KK. NIGDZIE nie jest tam napisane, że polucje nocne są grzechem. Najpierw się dokształć, później wygłaszaj opinie
OdpowiedzNo właśnie o tym mówię! Nie są. A być powinny. Skoro masturbacja jest grzechem, bo to zabójstwo dzieci to polucje też być powinny. Skoro antykoncepcja w postaci prezerwatywy to grzech bo zabija się plemniki to polucja też być nim powinna. Skoro prezerwatywa to grzech bo nie dopuszcza do aktu poczęcia to uciekanie od niego kalendarzykiem nawet jeśli zadziała to również powinien być grzech. To jest wybieranie co z danej grupy identycznych zachowań jest grzechem a co nie.
Odpowiedz@amph masturbację, czy antykoncepcję wybierasz świadomie i dobrowolnie, wtedy jest to grzech. Polucje są kwestią czysto biologiczną, nie ma tu sytuacji wyboru człowieka
OdpowiedzA jakoś wybranie świadomie antykoncepcji w formie kalendarzyka - co dalej jest antykoncepcją, nazywane jest tak przez KK - nie jest grzechem. Fuck logic!
Odpowiedz@amph metoda termiczno-objawowa ma służyć do świadomego planowania rodziny, nie do antykoncepcji. Działanie tej metody jest całkowicie odwrotne do innych: zamiast wprowadzać sztuczne bariery broniące przed zapłodnieniem, małżonkowie mają powstrzymać się od seksu. Nie chcesz dzieci- Twoja sprawa, poznaj swoje ciało tak, żeby w dni płodne móc nie współżyć, a nie idź na łatwiznę kupując prezerwatywy. Proste. Jeśli nie widzisz tu logiki, to bardzo mi przykro z tego powodu...
Odpowiedz@ampH - gdzie, w którym miejscu Kościół nazywa metodę objawowo-termiczną 'antykoncepcją'? Czy Ty w ogóle wiesz o czym piszesz? W każdym miejscu na temat antykoncepcji jest wyraźnie napisane, że jest grzechem. Dopuszczone jest NPR (naturalne planowanie rodziny), a metoda objawowo - termiczna jest metodą pozwalającą na ocenę kiedy konieczne jest powstrzymanie się od współżycia, aby odłożyć poczęcie dziecka na bardziej dogodny czas. Już nawet śmiać mi się nie chce z ludzi, którzy wymyślają jakąś bzdurę, potem ją przypisują komuś kogo chcą wyśmiać, a na koniec wyśmiewają tę bzdurę, kompletnie się nie przejmując tym że nie ma z poglądami wyśmiewanego żadnych punktów styczności...
OdpowiedzTo pogadajcie z księżmi z mojej parafii i parafii sąsiedniej o tym czy jest to według nich - Kościoła - antykoncepcja czy nie. :) Skoro ksiądz, przedstawiciel KK mówi, że "według Kościoła" tylko kalendarzyk jest jedyną słuszną METODĄ ANTYKONCEPCJI to chyba coś jest nie tak, prawda? Żeby to jedynie w "moich" parafiach tak mówili - idę o zakład, mogę postawić cały swój majątek, choć duży on nie jest, że co najmniej 60% księży mówi, że to jest "antykoncepcja" bo nie raz i nie dwa to już słyszałem. To, że nie jest to zapisane w KKK, w żadnych encyklikach i innych oficjalnych "wielkich" dokumentach nie znaczy, że przedstawiciele KK tego nie mówią.
Odpowiedz@ampH - mogę pogadać, spoko. Podaj mi która to parafia, a ja nawet się wysilę i jeśli rzeczywiście tak mówią, to ich skieruję do odpowiednich dokumentów Kościoła, które im wskażą że jest to złe rzeczy imię. Co nie zmienia faktu, że wskazujesz na Kościół, że mówi coś, czego w rzeczywistości wcale nie mówi.
OdpowiedzParafie Gostynin - z pewnością znajdziesz. :) Są jedynie dwie. Dopóki wszyscy księża nie będą jednogłośnie mówili tego samego dopóty każdy z tych pojedynczych głosów będzie zupełnie innym głosem Kościoła, na który się powołują. No, chyba że zaznaczają, iż dana rzecz jest ich prywatną opinią.
Odpowiedz@ampH - bredzisz, człowieku. Tylko nauczanie ex cathedra, rzadko stosowane zresztą przez zwykłych księży, jest głosem Kościoła. No chyba że uważasz też, że głos każdego posła z osobna zawsze wyraża stanowisko całego narodu, chyba że poseł zaznaczy wcześniej że wypowiada się we własnym imieniu? Każdy pojedyńczy ksiądz może się mylić, to się zdarza, i nie znaczy to, że Kościół jest tego zdania... Naprawdę to do Ciebie nie dociera?
OdpowiedzOwszem, dociera, zdaję sobie z tego sprawę, jednak zauważ, że niestety wielu księży siebie uważa za głos całego KK i sprzeciwianie się im oznacza w ich mniemaniu sprzeciwianie się całęmu KK. A co robią kurie w tej sprawie? Nic. Co robi w tej sprawie episkopat? Nic. Dają im na to przyzwolenie. Kiedy poseł się rzuca to władze partii go zazwyczaj ustawiają do pionu i tu jest główna różnica. Jeśliby nie reagowały oznaczałoby to, że popierają jego słowa i ma rację. A skoro biskupi, arcybiskupi i kardynałowie nie reagują na głosy, że to co mówią księża to jest prawda, to znaczy, że oni sami tak uważają.
OdpowiedzZaraz, zaraz. To każdy ksiądz jest głosem całego Kościoła? Czy tylko uważa się za głos całego Kościoła? Bo to jest bardzo duża różnica, ja mogę np. uważać się za Napoleona V i zgłaszać pretensje do tronu Francji, i czy to będzie znaczyło że Francuzi mają mi go oddać? (Jeśli czyta to jakiś Francuz: w razie czego owszem, mogę objąć tron Francji, ale w unii personalnej z Polską.) Czy też w ogóle dotyczy to tylko części księży? Jakoś nie sądzę też, żeby kurie czy biskupi nie reagowali na informacje o megalomanii księży. No, chyba że nikt ich nie informuje, ale wtedy pozwolę sobie zauważyć, że to nie wina kurii. Zresztą nawet jeśli jakiś ksiądz gada bzdury, i nawet jeśli kuria nie reaguje, to nie znaczy że wyraża stanowisko Kościoła. Stanowisko Kościoła jest wyrażone w encyklikach, listach pasterskich, Katechiźmie Kościoła Katolickiego itp., i w najgorszym razie ksiądz może okazać się heretykiem (wiem, wiem, niemodne słowo), ale z całą pewnością nie wyraża stanowiska Kościoła, kiedy mówi coś sprzecznego z tymi dokumentami. A Ty wciąż udajesz że tego nie rozumiesz, bo ze strawmanem łatwiej się walczy...
OdpowiedzJa nie uważam, że "heretyk" to słowo niemodne, z chęcią go używam, jednak rzadko. Cieszę się, że Ty go użyłeś, bo mnie zawsze jedzą żywcem za nie. Jak już wspomniałem ja to wszystko rozumiem. I zdaję sobie sprawę, że tak nie powinno być. Niestety tak jest. Formalnie jest tak jak mówisz, a w praktyce to i Konstytucja RP nie zawsze obowiązuje i jest trochę ustaw z nią sprzecznych. Problem się pojawia wówczas, gdy osoby stojące na straży zarówno zgodności poczynań księży z obowiązującą nauką KK jak i na straży obowiązywania Konstytucji mają to gdzieś. Wiesz co jest najbardziej przykre? Albo ja mam pecha i masa osób, które opisują podobne zachowania księży tylko przez wielkich obrońców są wyzywane od kłamców i tych, którzy zmyślają powielane schematy, albo rzeczywiście Kościół ma poważny problem ze swoimi duchownymi. Jak już gdzieś tu wspominałem - sam poznałem taką ilość księży, którzy byli rzeczywiście księżmi a nie heretykami, jak to ładnie ująłeś, że liczbę tę można zliczyć na palcach jednej dłoni. A łącznie miałem w swoim życiu do czynienia z wieloma duchownymi - począwszy od wikarych, na infułatach, biskupach czy doktorach teologii skończywszy (miałem te szczęście móc rozmawiać z ks. prof. Henrykiem Seweryniakiem, on mi udowodnił, że są jeszcze na świecie księża będący prawdziwymi obrońcami wiary i ewangelizatorami, jednocześnie potrafiący się sprzeciwić głosowi Kościoła i nie bojącymi się odpowiadać na trudne pytania). Niestety jakieś 95% księży, z którymi miałem do czynienia to heretycy. Łącznie z jednym z dwóch biskupów (niestety "sławnego" biskupa Wielgusa nie miałem okazji "poznać") z jakimi miałem okazję obcować.
Odpowiedz@szczecinianka. 27 stycznia 2014 o 20:25 "@amph poczytaj nauki KK. NIGDZIE nie jest tam napisane, że polucje nocne są grzechem. Najpierw się dokształć, później wygłaszaj opinie " Stary Testament Księga Kapłańska roz. 15 "16 Jeżeli z mężczyzny wypłynie nasienie, to wykąpie całe ciało w wodzie i będzie nieczysty aż do wieczora. 17 Każde ubranie, każda skóra, na którą wyleje się nasienie, będzie wymyta wodą i nieczysta aż do wieczora."
Odpowiedz@Psajdak, gdybyśmy (katolicy) trzymali się ściśle ST bylibyśmy Żydami, a nie katolikami. ST ma za zadanie oprócz pokazania Boga takim, jakim widzieli go Izraelici również pokazanie obyczajów, jakie wtedy panowały.
OdpowiedzDobrze, że tłumacz i edytor wiedzieli żeby opis czarnej mszy wrzucić na odpowiednią stronę :)
OdpowiedzWygląda na to, że jesteś mało "spostrzegawcza". Nie zauważyłaś, że takie historyjki już nie zapewniają głównej. To nie to, co kiedyś...
OdpowiedzSzczerze mówiąc, nawet już nie zaglądam na główną. Czytam "poczekalniane" historie na bieżąco, bo inaczej dużo fajnych opowiadań by mi uciekło. Nie główna jest mym celem! ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzZgadzam się ze spostrzegawczą. Nie wiem co kieruje administratorami, ale masa fajnych i wysoko ocenianych przez społeczność piekielnych historii jest wywalana do archiwum. Oczekiwanie na główną oznacza stratę co najmniej 30% wartościowych i świetnych historii. Często lepszych niż te, które stoją na głównej.
OdpowiedzJedna z drugą... Siebie warte. To tak jakbyście poszły na nauki o weganizmie i szukali steku. Nie lubisz kościelnych oszołomów? To nie chodź! Czy my żyjemy w państwie kościelnym, czy co? Wszyscy płaczą jak to nieładnie na naukach, jakby ich siłą pod groźbą bata zmuszali do ślubu kościelnego. Jeżeli ci przez mózg nie chcą przejść takie wydumane nauki, to uświadom sobie że przystępując do sakramentu, uroczyście poświadczysz że w to wszystko wierzysz i się z tym zgadzasz.
OdpowiedzAle czy sakrament małżeństwa opera się wyłącznie na prowadzeniu kalendarzyka? Może warto byłoby się bardziej skupić na stronie duchowej i tym jak wspólnie rozwiązywać problemy, a nie koncentrować się na rozmnażaniu?
OdpowiedzCzęsto zdarza się tak, że jedna osoba w związku jest wierząca i potrzebuje ślubu kościelnego, a druga nie. Druga wtedy zgadza się na ten ślub, bo dla pierwszej jest to ważne i nie chce, żeby musiała z tego rezygnować I właśnie dlatego pojawiają się historie takie jak wyżej. Dla autora te nauki są piekielne, więc o nich pisze :)
OdpowiedzBardzo dziwne, że na naukach organizowanych przez KK nie mówi się o metodach, które ten kościół uważa za grzech... Oczekiwałaś wykładu o metodach hormonalnych czy prezerwatywach? To nie ten adres. A nauki przedmałżeńskie możesz odbyć w dowolnej parafii katolickiej i po ich ukończeniu przynieść papierek swojemu proboszczowi, więc uwaga o przeniesieniu ślubu do innej uwagi jest bez sensu
OdpowiedzAle Kościół powinien ewoluować wraz z postępem. Jeżeli księża będą trzymać się cały czas sztywnych reguł i procedur z lat 70 to niedługo do kościoła przestaną chodzić ludzie bo starsze pokolenie z racji wieku odejdzie a młodsze będzie pamiętało o naukach kapłanów. Przykład. Małżeństwo cywilne i Chrzest. Jak wiele takich małżeństw było napiętnowanych od samego początku w swoich parafiach. Po takiej wizycie odchodzi ochota do uczestniczenia w życiu parafii a tym bardziej przyjmowania księdza i wysłuchiwania dalszych uwag. Tak KK traci i będzie tracił tych o których próbuje walczyć.
Odpowiedz@arturex Zasady wedle których działa Kościół są niezmienne od początku. Z czasem dochodzą pewne modyfikacje w naszym odbiorze Pisma Świętego, wynikające z nowych odkryć naukowych. Np. uznanie teorii ewolucji, kulistości Ziemi itp. Powstają też nowe problemy moralne, ale Kościół ma te same Ewangelie i zasady. Kościół walczy o swoich wiernych bo za cel ma ich zbawienie. Ale jeżeli wierni nie chcą chodzić do kościoła i nie wierzą w Boga to niech odejdą. Nikt ich do ławek w kościele nie przykuwa. Dziecko należy ochrzcić, ale w przypadku który wspominasz jest pewien problem. Dokładnie chodzi o sens tego sakramentu i jego dalszy rozwój. Skoro rodzice nie są praktykującymi i wierzącymi katolikami, bo nie przeszkadza im życie bez ślubu kościelnego, to po co chcą by ich dziecko było ochrzczone? Ksiądz często też chce ich uchronić przed świętokradztwem i krzywoprzysięstwem w trakcie chrztu. Bo rodzice (i chrzestni) przysięgają, że wychowają dziecko na chrześcijanina. Tak wiec po co chrzcić dziecko w rodzinie która "nie bardzo wierzy" i na 90% wychowa dziecko na kolejnego wierzącego-niepraktykującego albo ateistę. Można to porównać do członkostwa w klubie golfowym. Rodzice byli kiedyś zapisani, ale im się odechciało grać w golfa i już nie grają. Niby oficjalnie są jeszcze członkami klubu, ale pojawiają się tam bardziej by pospacerować 2 razy w roku. Pojawia się dziecko, a rodzice szybko zapisują je do klubu golfowego. Tylko po co?
Odpowiedz@Draco Zauważ że część rodziców chrzci dzieci dlatego, że żyją w wierze a część chrzci dlatego żeby dziecko mogło przystąpić do Komunii Świętej i nie było wyśmiane przez rówieśników. Bo teraz przygotowanie do Komunii Świętej w szkołach to tylko cyrk i pokazówka. Dzieci wcale nie czekają na przyjęcie Boga tylko na przyjęcie laptopa a duchowość u 8 latka jest na poziomie gruntu. Kościół i księża nie zdobędą i nie zatrzymają niektórych wiernych poprzez zakazy i nakazy a poprzez współpracę i pokazanie innej drogi. Zamiast "tego nie wolno", "to jest zakazane" lepiej powiedzieć "spróbuj w inny sposób". To do ludzi bardziej trafi. Ksiądz który przyjmuje w swojej kancelarii małżeństwo świeckie nie powinien ich mieszać z błotem a powinien im 1 wytłumaczyć 2 zrozumieć a 3 interesować się nimi. Dopóki tak się nie będzie działo dopóty w KK będzie jak jest a podobne historie będą zawsze.
Odpowiedz@arturex chrzest dziecka i doprowadzenie do jego Pierwszej Komunii tylko po to żeby go inne dzieci nie wyśmiały? Przecież to jest głupie i bezsensowne. Dodatkowo naraża dziecko na niepotrzebny stres i nerwy. Takie patrzenie na innych i "co sąsiedzi powiedzą" to jest dopiero bezsens. A nakazy i zakazy to forma nauczania stosowana w stosunku do dzieci ;) Niestety większość osób potem nie interesuje się tematyka swojej wiary i utrwala tylko to co mieli powiedziane jako dzieci. Chrześcijaństwo to religia wyborów. Większość świadomych chrześcijan wie, że Dekalog to są dobre rady Ojca do dzieci. Bóg nie walnie piorunem w złodzieja, ani w kogoś komu się do kościoła w niedziele iść nie chciało. To co robią to ich wybory i z tego będą rozliczeni. Postaw się też na miejscu takiego księdza. Przychodzą do Ciebie ludzie którzy mówią w prost, że oni ślubu nie mają kościelnego, zbytnio to nawet nie wierzą, ale dziecko by chcieli ochrzcić. To może wnerwić gdy to jest np. 10 taka sytuacja w miesiącu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 stycznia 2014 o 16:53
@Draco Szkoła od lat 80 się zmieniła i dzisiejszym dzieciom wystarczy błahostka, żeby napiętnować jedną osobę. Komunia a raczej jej brak to wystarczający powód dla ośmiolatków. Co do stresu to dzieci nie mają stresu przed Komunią jako wydarzeniem duchowym bo ośmiolatki nie rozumieją znaczenia tego słowa. Natomiast nakazami i zakazami kościół operuje od lat. Nie masz ślubu kościelnego Chrztu dla dziecka nie otrzymasz. Ja się pytam dlaczego taki ksiądz karze dziecko bo to dla niego jest chrzest a nie dla rodziców. Weź też pod uwagę że ksiądz nie ma prawa odmówić nikomu sakramentu. Zwłaszcza dziecku. A jeżeli przychodzi 10 para w miesiącu do księdza, która nie ma ślubu i ksiądz nie potrafi żadnej z tych par przekonać do instytucji małżeństwa to powinien zmienić zawód.
Odpowiedz"Ale jeżeli wierni nie chcą chodzić do kościoła i nie wierzą w Boga to niech odejdą." niestety tam nie można wstawić "i". Można wierzyć i nie chodzić do kościoła, co coraz więcej ludzi udowadnia. Nawet moja matula, odkąd pamiętam zagorzała chrześcijanka, choć nie fanatyczka, udzielająca się gdzie tylko może, czasem ma ochotę wyjść w środku Mszy kiedy ksiądz zamiast uczyć swe owieczki i je zbawiać to nachrzania o polityce i o tym jak to ludzie grzeszą nie głosując na PiS. "Dziecko należy ochrzcić" - bo? W Biblii jest tak napisane? Nie, bo tak mówią księża. A Chrystus mówił co innego. A w moim ulubionym wersie, na którym co mniej inteligentni księża się zacinają a ci bardziej inteligentni rzucają frazesami, że Biblii nie wolno pod żadnym pozorem i w żadnym wypadku brać tak, jak jest w niej zapisane, jest zapisany warunek zbawienia. Mk 16:16. Nawet jeśli zostałem ochrzczony to i tak jestem potępiony, bo nie wierzę. To samo twierdzą Dzieje Apostolskie 16:31-34. Istnieje jeszcze więcej wersetów, które potwierdzają, że chrzest ma sens jedynie wówczas, gdy istnieje wiara (np. 1 List do Koryntian 1:14-18; List do Rzymian 10:13-17). Jaką wiarę ma niemowlę? Nawet teologowie odbijają werset z Dziejów Apostolskich 16:31 - wspomniany wyżej, w którym jest napisane, że cały dom strażnika więziennego został ochrzczony. Odbijają dlatego, że "zwykli" księża wyrywają go z kontekstu omijając następujące po nim trzy wersy. Zresztą ponownie Dzieje Apostolskie 2:38 mówią, że chrzest jest znakiem posłuszeństwa. Posłuszne Chrystusowi i wierze niemowlę? Dobre sobie. Chrzest jest czymś ważnym dla chrześcijan, powinien zostać wykonany, ale zgodnie z Biblią. Chrzczenie niemowląt jest zwykłym wymysłem KK służącym do podbijania statystyk. Więcej ludzi w książkach to więcej kasy z datków i tak dalej. Chociaż zawsze można oczywiście rzucić wersetem z MArka rozdział 16, 18-19 - wówczas nawet wysłanie małych dzieci na pewną śmierć, bardzo straszną i brutalną, gdzie na polecenie dostojników kościelnych były rozdzierane mieczami, ich wnętrzności walały się wszędzie a krew pokryła całe pole bitwy okazało się wolą boską. Jednak ja wolę myśleć, że tego wersetu nie wolno wykorzystywać do wszystkich poczynań KK. Jeśli by można było go tak wykorzystywać i usprawiedliwić każdą "niebiblijną" decyzję hierarchów, jakoby to płynęło prosto od Jahwe, to nie byłby on wart wiary. Bogów zniszczenia, chaosu i śmierci nikt nigdy nie lubił, jedynie szumowiny, mordercy, złodzieje, spiskowcy i inne mroczne elementy. A jakoś moralność wypływająca z religii chrześcijańskiej, będąca podwalinami - zwłaszcza Dziesięć Przykazań - kłóci się z takim obrazem Boga chrześcijańskiego.
Odpowiedz@ampH - i znów, chociaż zaczynasz (przypadkiem chyba) sensownie, to potem zaczynasz bredzić. Owszem, chrzest dzieci jest w ogólności chrztem w rycie nadzwyczajnym (zwyczajnie ma miejsce u dorosłych). Tradycja jest od dawna taka, że dzieci się chrzci, ale nie jest to żaden nakaz. Ale zaraz potem zaczynasz gadać takie bzdury, że żal serce ściska. Im więcej ludzi w księgach, tym większe _podatki__płaci_ parafia, a nie tym większe datki dostaje. Czyli zgodnie z Twoją logiką, nie tylko nie powinno się chrzcić dzieci, ale dopiero dorosłych, za sowitą opłatą, i jeszcze pobierać abonament za uczestnictwo w Mszach...
OdpowiedzWiesz, to, że obecnie coraz więcej ludzi odchodzi od KK czy to z niewiary, lenistwa, zakłamania czy czegokolwiek innego to nie znaczy, że jeszcze do niedawna to nie był intratny biznes. Taca, sakramenty (ponad 1000zł za pogrzeb, ślub, chrzest w wielu miejscach). Wszystko oczywiście zależy od miejsca i księdza, aczkolwiek "utarg" z jednej Mszy w parafii liczącej 8000 osób, gdzie połowa jest niewierząca lub niepraktykująca to jakieś 1500-2000zł średnio, zależy od tego na którą godzinę (o niedzieli mówimy oczywiście). Wiem, bo sam te pieniądze czasem liczyłem - grube ręcznie, drobne segregować i w papierek. Tyle tylko, że tych drobnych za wiele nie było a pięciozłotówki łatwo się liczy, Wiem, że część z tego szło do kurii, część do puli opłat, część na utrzymanie kościoła i pensje organisty czy kościelnego. Ale z niedzieli - tu już jest moje orientacyjne myślenie po odjęciu tych części do odłożenia - wychodziło około 1500zł na księdza. Razy cztery? Do tego śluby, pogrzeby i chrzty? Choć tych ostatnich trzech sakramentów było mało, bo chrzest jeden na dwa tygodnie, pogrzeby ze trzy i ze dwa śluby w tygodniu góra to biorąc pod uwagę, że każdy z nich kosztował od 900zł do 1500zł to się ładne sumy wykręcają. A przypominam, że to niezbyt wielka parafia, w której od większej ilości osób się podatki wpłaca niż którzy dają na tacę, sakramenty czy po prostu datki na kościół. Ostatnio się modny bardzo robi argument podatkowy. Tylko jakoś nikt nie zwraca uwagi na to, że jest to podatek zryczałtowany i statystycznie średnia wynosi 344zł na KWARTAŁ od proboszcza i niecała stówa mniej od wikarego. Podkreślam - na KWARTAŁ. W takiej parafii jak moja stawka to jakieś 250zł na kwartał od proboszcza. 84zł miesięcznie. 21zł na niedziele. To nawet nie 10% tacy z jednej Mszy. Także śmieszy mnie argument o podatku od wiernych a raczej mieszkańców na terenie danej parafii. Aby ten podatek mógł w jakikolwiek sposób wpłynąć na finanse danej parafii to by musiała nie wykonać ani jednego sakramentu przez kwartał, podczas Mszy musiałby nikt nie wrzucić nic na tacę. Poza tym właśnie dlatego, że podatek ten jest liczony nie od wiernych tylko od wszystkich mieszkańców na terenie danej parafii to jest jedynie argument za tym - pomijając oczywiście wykazaną przeze mnie bezzasadność brania pod uwagę tego podatku przy wyliczeniach - aby wiernych było jak najwięcej, aby "zwrócili" się oni za ten podatek. I dopiero teraz jeszcze zauwazyłem jaką bzdurę napisałeś. Nie im więcej wiernych tym większe podatki, tylko im więcej mieszkańców - choćby to byli muzułmanie, żydzi, buddyści czy ateiści. Poczytaj sobie: Dz. U. z 1998 r., nr 144, poz. 930 - zwłaszcza załączniki nr 5 oraz 6. Im większa liczba aktów urodzenia w pobliskim Urzędzie tym większe podatki. Nie im większa liczba w księgach kościelnych.
OdpowiedzTak się składa, że WDŻ to nie jest wychowanie seksualne. To raczej takie warsztaty z podstaw psychologii na temat relacji między członkami rodziny. Informacje o tym skąd pojawiają się dzieci to sprawa mniej ważna. Od informowania co i jak w sprawach seksu jest "Wychowanie seksualne" czasem obecne w liceach. To są dwa totalnie różne przedmioty. Taaa... bardzo dziwne. Na przygotowaniach do ślubu w KOŚCIELE KATOLICKIM są głoszone prawdy wyznawane przez KOŚCIÓŁ KATOLICKI. Niebywałe. Jak ktoś chce brać ślub kościelny to musi wierzyć, w innym wypadku to wywalanie kasy w błoto. Bo tak serio, skoro ktoś nie wierzy w Boga, albo wątpi w to co głosi Kościół rzymskokatolicki, to cała uroczystość to "czary mary" w wykonaniu księdza i wysiedzenie całej mszy w garniturze i białej sukni. A ten nieszczęsny Harry Potter. Zwykła książka dla dzieci która jest moim zdaniem HEREZJĄ dla każdego fana fantasy. Gobliny prowadzące bank? No bez jaj. Szkoła czarodziejów gdzie uczą ich tylko słabych zaklęć bo te silne i skuteczne są be? ;) Tak samo pojawia się też jedno zasadnicze pytanie. Młodzi czarodzieje trafiają do szkoły jako dzieci i wracają do "świata mugoli" tylko na ferie/wakacje. W szkole mają nauczane same "magiczne" przedmioty. Po ukończeniu szkoły większość wraca do "świata mugoli". To kiedy nauczyli się przedmiotów potrzebnych do przeżycia w realnym świecie? Choćby podstaw matematyki, czy gramatyki angielskiej.
OdpowiedzAh tak, bo gatunek fantasy ma sztywne, wyznaczone ramy, których koniecznie każdy autor musi się trzymać. Jasne. Czytałam HP już nie jako dziecko, bardzo sobie cenię te książki. Ciekawa historia, mnóstwo przygód, poleciłabym każdemu :)
Odpowiedz"Ach tak". Warto by się było douczyć nieco ortografii. A Harry Potter to średnia literatura. Znam dużo, dużo ciekawsze, i z powodu samej fabuły, i z powodu przemyśleń, do których skłania lektura. Również wśród książek dla nastolatków.
Odpowiedz@Pelococta fantasy nie ma sztywnych ram, ale to co zrobiła autorka Harrego to masakra. Moim zdaniem pobieżnie przejrzała jakiś bestiariusz do gry RPG i pisała co chciał wykorzystując nazwy. W książkach fantasy istnieją pewne zasady i reguły których autorzy się w miarę trzymają. Każdy ma swój styl i swój świat, ale Krasnolud to Krasnolud, a Elf to Elf. Tak samo w większości książek magia to poważna i niebezpieczna sprawa. Nadużywanie której może mieć bardzo niemiłe konsekwencje. Ale zaklęcia są dość potężne. A tu mamy magię nauczaną jak czytanie i pisanie, zaklęcia które nie powstrzymałyby żadnego łowcy wiedźm, a tym bardziej zabójcy wampirów. ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 stycznia 2014 o 14:21
Draco, ale to książka dla dzieci :D Sześciolatek (ja tyle miałam jak zaczęłam czytać hp) nie zna jeszcze z reguły żadnych kanonów fantastyki. Poza tym, fabuła osadzona jest w realiach współczesnych, a nie świata fantasy. Więc nie muszą występować typowe Krasnoludy, ani zabójcy wampirów. Dla mnie w tym właśnie urok tej książki, jak chcę fantastyki to sięgam po fantastykę. A HP fantastyką nie jest, więc żadnych kanonów spełniać nie musi. Poza tym - z mugolskim zabijaczem wiedźm gdyby taki istniał) poradziliby sobie bez problemu, a "normalną" wiedzę zdobywają do 11 roku życia albo na mugoloznawstwie.;p
Odpowiedz@Draco, kanony? Ramy to są w podstawie programowej albo w egzaminie na prawo jazdy. Książka tym się różni od życia, że autor ma dowolność. Nie widziałam nigdy kodeksu książek fantasy.
Odpowiedz"kiedy nauczyli się przedmiotów potrzebnych do przeżycia w realnym świecie? Choćby podstaw matematyki, czy gramatyki angielskiej"- do szkoły czarodzieje idą w wieku 11 lat :) A żeby ogarnąć, że HP to nie są książki wyłącznie dla dzieci, trzeba przeczytać wszystkie części i dostrzec, jak mało istotne epizody z części drugiej czy trzeciej nabierają znaczenia po ogarnięciu całości.
Odpowiedz@Trollita, fenirgreyback racja, źle to sformułowałem. ;) Chodziło mi oto, że oni nie mają dalszej wiedzy. Mają totalne podstawy wiedzy, które jednak nie pozwalają na normalne funkcjonowanie w naszym świecie. Bo logicznie to analizując to ich edukacja kończy się na 11 roku życia. Potem sobie czarują i koniec. To jak oni potem odnajdują się w społeczeństwie? Gdzie pracują, że mają tyle kasy na wszystko? Z opisów nie są pracownikami fizycznymi ani nie pracują za grosze. Chociaż nie, wiem już co daje duże pieniądze i jak mogą pracować. Są wróżkami i wróżami :D
OdpowiedzDraco, polecam przeczytać wszystkie części Pottera od pierwszej do siódmej jedna po drugiej i może stwierdzisz, że to nie jest "pobieżnie przejrzany jakiś bestiariusz do gry RPG i napisane co chciała wykorzystując nazwy", tylko nieźle przemyślana historia, która daje radę, zwłaszcza jak ktoś dopiero wkracza w świat magii, duchów i smoków.
Odpowiedz"Z opisów nie są pracownikami fizycznymi ani nie pracują za grosze"- no właśnie momentami wynika :) Powtarzam raz jeszcze, nie da się zrozumieć całej serii bez przeczytania wszystkich tomów. "nie pozwalają na normalne funkcjonowanie w naszym świecie"- no właśnie nie funkcjonują w NASZYM świecie, tylko w swoim.
OdpowiedzDraco, nie wiem w jakich kręgach się obracasz i nie wiem, kto ci wmówił, że Harry Potter jest herezją dla każdego fana fantasy. Naprawdę nie obchodzi mnie czym jest ona dla ciebie, ale nie wypowiadaj się za innych, bo z tego co wiem, to chodź HP nie jest lekturą wysokich lotów i wszyscy się zastanawiają, gdzie podziały się lekcje matematyki, to jednak gruba większość fanów fantasy bardzo ceni sobie te książki, a część darzy je również głębokim sentymentem, ze względu na to, że to jest seria książek, która wprowadza czytelnika w świat fantasy. Jeszcze nie spotkałam nikogo, kto by głosił, że to herezja. Poza tym ja naprawdę nie wiem, jakie ty książki czytasz, że uważasz, że pisarze fantasy trzymają się jakichkolwiek konwencji. Jasne, jest utarte wyobrażenie, jak taka książka powinna wyglądać, bazowane na Tolkienie i Sapkowskim, ale było to tyle razy przechodzone, że fantaści starają się unikać tego schematu, bo ile razy można pisać o elfach w lesie i krasnoludach siedzących pod ziemią. Nawet high fantasy nie zawsze się trzyma tego schematu. A jak wiadomo nie jest to jedyny rodzaj fantasy, a przecież istnieją książki, których się w ogóle nie da przyporządkować do żadnego z nich. No, ale skoro twierdzisz, że HP to herezja, to tylko, broń Boże, nie bierz się za jakiekolwiek urban fanstasy, bo tam to dopiero herezje znajdziesz...
OdpowiedzHarry Potter (pomimo reklam, że jest też dla dorosłych) celuje głównie w młodzież i dzieci jako grono odbiorców. I czego je uczy? Miłości, przyjaźni, poświęcenia, a to wszystko oplecione ciekawą fabułą. Nie jest to może literatura dla dorosłego konesera, ale dla młodego człowieka na pewno jest świetna. Mam wszystkie tomy i na pewno zachęcę moje dziecko, żeby je kiedyś przeczytało :)
Odpowiedz"[...]Hermiona. - Czy któryś z was widział moją Numerologię i gramatykę? - Och, tak, pożyczyłem ją sobie, żeby poczytać w łóżku - odpowiedział Ron" Harry Potter i Więzień Azkabanu, strona 330 Czarodzieje uczyli się bardziej zaawansowanej matematyki na numerologii, którą można było wybrać jako dodatkowy przedmiot na trzecim roku. Tytuł podręcznika Hermiony pozwala wywnioskować, że gramatyki również, więc ten zarzut jest zupełnie bez sensu. :)
Odpowiedz@Bellatrisia Nie, no nie przesadzajmy, numerologia z matematyką ma tyle wspólnego, że trzeba wiedzieć, która w kolejności jest dana litera w alfabecie. Noo, chyba że uznamy, że książkowa numerologia to coś innego niż ta "zwykła". Ale w takim razie równie dobrze można uznać, że autorka pominęła "zwykłe" przedmioty, bo były mniej interesujące.
OdpowiedzJeśli chodzi o mało znaczące epizody z wcześniejszych części Harrego Pottera, to nadal nie mogę znaleźć nikogo kto by mi przekonywująco wytłumaczył, dlaczego żaden posiadasz Mapy Huncwotów ani razu nie zauważył, że Ron co noc śpi w łóżku z drugim facetem. :) Te książki są... Takie sobie. Nie wybitne, ale też ciężko uznać je za jakąś herezję. Dość prosta fabuła, mnóstwo luk które nadwyrężają moje 'zawieszenie niewiary' (a ang. suspension of disbelief - nie wiem czy można to jakoś ładniej wyrazić po polsku?). Ale czyta się je szybko i sprawnie, są dość wciągające, zwłaszcza pierwszych kilka części... Taka tam literatura popularna ze średniej - wyżej średniej półki.
OdpowiedzPowiem szczerze, że nigdy nie uczęszczałam na zajęcia typu Przygotowanie do życia w rodzinie prowadzone przez katechetę, czy też kogoś "w tym stylu". W podstawówce i gimnazjum przedmiot ten prowadzili pedagodzy po specjalnych kursach.
OdpowiedzU mnie to była nauczycielka WOSu, ale do 2 klasy mielismy chyba tylko 2 takie lekcje. Później wyjechałam więc nie wiem, ale na pewno nie mieliśmy tej lekcji wpisanej w plan lekcji, tylko właśnie w ranach WOSu... Dużo sie nie dowiedziałam :)
OdpowiedzBryanka katecheci często biorą się za prowadzenie tych zajęć z bardzo prostej przyczyny. Dyrektor dostaje pismo z kuratorium, że trzeba te WDŻety zrobić. No jak trzeba to trzeba. Zwołuje nauczycieli i pyta kto chce to poprowadzić? Czyli kto chce mówić tej rozwrzeszczanej hołocie o rodzinie i seksie. Na 200% będą robić cyrki i przeszkadzać w zajęciach. Pewnie przyniosą też pisemka erotyczne, albo inne "gadżety". Wśród nauczycieli nagle robi się cicho i nikt się nie rwie do prowadzenia tych zajęć. Najczęściej dyrektor zwala to na nauczyciela biologii, lub szkolnego pedagoga/psychologa. Często też największe "jaja" mają katecheci i zgłaszają się do prowadzenia takich zajęć. Ale wtedy nie ma co się dziwić, że głoszą to w co wierzą.
Odpowiedz"Często też największe "jaja" mają katecheci i zgłaszają się do prowadzenia takich zajęć. Ale wtedy nie ma co się dziwić, że głoszą to w co wierzą." A mnie właśnie to dziwi, Draco. Te zajęcia powinny przecież mieć jakiś program według którego mają być prowadzone. Skoro tak, to są dwie opcje. Albo zgłaszający się katecheci po prostu go olewają i wtedy nie tyle mają jaja co są nieodpowiedzialni zgłaszając się do czegoś czego nie są w stanie zrobić tak jak powinni. Albo program jest do kitu i pozostawia za dużo miejsca na interpretację. Rozumiem, że na naukach przedmałżeńskich głoszone jest to co uważa za słuszne Kościół, ale już Przygotowanie do życia w rodzinie prowadzone w taki sposób jest nie na miejscu.
OdpowiedzTeoretycznie te zajęcia mają określony program łącznie z podziałem na grupy damskie i męskie. Przynajmniej u mnie w szkole tak było, że na zajęciach były omawiane konkretne tematy.
OdpowiedzPowiem Wam jako taki katolik trochę z dystansu, że wkurzają mnie obie strony w tym dyskursie. Po pierwsze tak - jeśli chcesz zawrzeć ślub kościelny, a KK wymaga uczestniczenia w naukach, to możesz albo z braku czasu zgodzić się na nauki prowadzone przez różnych oszołomów, zamknąć dziób, wziąć pieczątkę i tyle, albo jednak spróbować coś z tego wyciągnąć dla siebie i znaleźć miejsce, gdzie nauki są sensowne, polecane itp. - zapewniam, że internety są pełne nie tylko opowieści o piekielnych naukach, ale też poleceń, gdzie warto się wybrać. Nauki takie są prowadzone też w formie skróconej i treściwej - weekendowy wyjazd w góry, podczas którego zaliczasz za jednym zamachem wszystkie możliwe nauki, poradnie itp. Sporo nauk prowadzonych jest tak, żeby były rozwojowe nie tylko dla mega-ultra-katoli, ale też dla ludzi z dystansem, są nauki nastawione nie tylko na śluzy i kalendarzyki, ale też na komunikację w związku, umiejętność podziału obowiązków i takie tam - żeby się mało kłócić, ale za to dużo i wesoło godzić (if you know what i mean). Inna sprawa, że kalendarzyk swego czasu stosowałam i uważam, że jest metodą bardzo dobrą i powinien być uczony w ramach biologii w szkole - nie dlatego, że jestem jakimś oszołomem i tak każe mi wierzyć KK, ale dlatego, że sprawdziłam metodę, wiem, jak dużą wiedzę o własnym organizmie daje on kobiecie i że dla niektórych ginekologów i endokrynologów, którzy umieją coś więcej niż przepisywanie antykoncepcji, stanowi bardzo cenną wskazówkę w leczeniu np. zaburzeń hormonalnych (tu wstawka dla tych, co uważają, że nieregularne cykle wykluczają kalendarzyk - od lat mam zaburzenia hormonalne, jak nauczyłam się kalendarzyka, to nawet nie stosując go skrupulatnie, wiem co i jak z moim organizmem). No i każda dziewczyna powinna wiedzieć, nawet bez mierzenia temperatur itp., kiedy mniej więcej jest płodna, jak jej organizm reaguje na poszczególne fazy cyklu itd. Druga strona medalu jest taka, że KK zaczyna się dzielić na 2 frakcje - jedna to ta Franciszkowa, otwarta i pozwalająca człowiekowi mieć inne zdanie (co oczywiście nie wiąże się z tym, że teraz każdy jest bezgrzesznym katolikiem, bez względu na to, jak żyje i jakie decyzje w życiu podejmuje - Kościół pozostaje Kościołem), a druga to jakiś niezrozumiały dla mnie beton, który obwarowuje się zakazami i nakazami, nie potrafi zrozumieć, jak ktoś może nie wierzyć w to czy tamto, nie odczuwać potrzeby takiej czy owakiej, rozumieć pewne przekazy i nauki w taki albo inny sposób. Miałam średnią przyjemność uczestniczyć w grupie betonowej, z której się ewakuowałam po tym, jak doszliśmy do punktu pt. "jak odpierać ataki ateistów". Jednym słowem są to ludzie, którzy boją się jakiejkolwiek konfrontacji ze światem zewnętrznym, tworzą swój jedyny prawdziwy kościół (mała litera celowo), zamykają się w swoim kręgu i "tylko oni będą zbawieni", bo przecież są co niedziela na mszy, zawsze klękają na oba kolana i czynią znak krzyża przed każdą mijaną kapliczką. Amen, tyle moich bulwersów :>
Odpowiedz" KK zaczyna się dzielić na 2 frakcje - jedna to ta Franciszkowa, otwarta i pozwalająca człowiekowi mieć inne zdanie"- po 1) mity o "frakcji Franciszka" to dzieło dziennikarzyn, próbujących nakręcić tanią sensację. 2) "inne zdanie" na jaki temat? Na temat tego, czy homoseksualizm jest grzechem? Czy kobiety powinny otrzymywać święcenia? No chyba nie. "są to ludzie, którzy boją się jakiejkolwiek konfrontacji ze światem zewnętrznym"- mam wrażenie, że z tym "betonem" jako drugą stroną dyskusji pijesz m. in. do mnie. Faktycznie, wdawanie się w setki dyskusji nt Kościoła to oznaka mojego strachu przed konfrontacją. LOL
Odpowiedz@fenrir Ankieta Franciszka nie jest mitem nakręcanym przez media, podobnie jego odejście od tradycyjnego stroju czy uznanie tytułów prałatów i infułatów za niemające racji bytu we współczesnym świecie. Inne zdanie nie musi wiązać się ze skrajnościami, może dotyczyć też wiary w objawienia, relacji z innymi wyznaniami, mszy trydenckich. Ale widzę, że najlepiej pojechać od razu tym, czym śmiga zwykle mój proboszcz na kazaniach - aborcja, eutanazja, gender i geje. Tematy, które przeciętnego katolika ani ziębią, ani grzeją, bo ma inne problemy tu i teraz - z żoną się nie może dogadać, syn nie chce słuchać rodziców, a kasy nie wystarczy na następną ratę albo na życie. Nie wiem, czy betonem piję do Ciebie, zależy, czy się za katobeton uważasz. Dla mnie fakt, że wdajesz się w dyskusje, oznaczałby względną otwartość - nie na zmiany, ale na ludzi, którzy - choć irytują - mogą mieć inne zdanie. Natomiast podejście typu "LOL" do osób, które piszą coś na temat KK - już nieco pysznym betonem trąci, bo dajesz tym sygnał, że uważasz, że wiesz lepiej. Ok, niech Ci będzie, byle Twoja wiara i przekonanie doprowadziły Cię tam, gdzie chcesz ostatecznie dotrzeć. Ja wielu rzeczy nie wiem, więc nie zamierzam Ci nic wpajać, mogę natomiast wyrazić swoją opinię.
Odpowiedz@cher zgadzam się z Tobą w tym co piszesz w "po pierwsze", natomiast w drugim wypadku i Ty i Fenir macie sporo racji. Papieżowi Franciszkowi media i ludzie przypisują dużo rzeczy których nie zrobił i słów których nie powiedział. W Kościele nie ma podziału, zawsze były osoby bardziej trzymające się tradycji i osoby bardziej otwarte. Nie wiedzieć czemu media przedstawiają Franciszka jako rewolucjonistę w Kościele, tyle, że sporo takich samych rzeczy robili jego poprzednicy - tylko nikt tego na pierwsze strony gazet nie dawał. Papież Franciszek mówi o trochę innym sposobie ewangelizacji. Większym wyjściu do wiernych. I właściwie to to wszystko. Tak samo jak poprzednicy zwalcza patologię w Kościele, ale nie zmienia i nie ma zamiaru nic zmieniać w zasadach wiary. Nie potępia ludzi, a ich grzechy. Może wprowadzi jakieś drobne zmiany. Ciekawostką jest fakt, że jakoś media milczały na temat tego jak Papież wywalił jednego biskupa z Ameryki Południowej, bo za bardzo był pro homoseksualny i lewicowy. Nie chciał zaprzestać swoich odchyłek to wyleciał. A już widzę jaki by był szum jakby to zrobił Benedykt XVI. Akurat szkolenie "jak odpierać ataki ateistów" to jest przygotowanie do dyskusji. Nie wiem czy miałaś kiedyś "przyjemność" rozmawiać z wojującymi ateistami. Są to ciężkie rozmowy bo oni przechodzą od razu do ataku, na szczęście używają wyuczonych argumentów i haseł. Wystarczy je znać by łatwo je zbijać. A jeżeli takie grupy jak to piszesz zaczynają takie działania, to trzeba to zgłosić księdzu się nimi opiekującemu. Bo samo to, że "tworzą swój jedyny prawdziwy kościół (mała litera celowo), zamykają się w swoim kręgu i "tylko oni będą zbawieni"" zaczyna zalatywać gnostycyzmem albo innym sekciarstwem, a to jest szkodliwe i niebezpieczne.
Odpowiedz"dajesz tym sygnał, że uważasz, że wiesz lepiej"- ja nie "uważam, że wiem", tylko wiem. Co udowodniłem tutaj setki razy.
Odpowiedz@Draco, o tę właśnie otwartość Franciszka mi chodzi, o ograniczanie blichtru, o potępianie zła, nie człowieka - bynajmniej nie przypisuję mu jakiejś szalonej rewolucyjności, po prostu - jak każdy człowiek - ma swój charakter, który widoczny jest w tym, jak pełni swoją funkcję. Akurat charakter Franciszka jest dość medialny, więc jest go więcej w mediach niż Benedykta i łatwiej pewne wartości i postawy trafiają do ludzi zupełnie niezainteresowanych działaniami i nauką KK - choć media momentami przeginają z tym ogłaszaniem "rewolucji". Szkolenie na temat ateistów uderzyło mnie z tego względu, że było spotęgowane całościowym nastawieniem grupy. Zdaję sobie sprawę z charakteru większości takich argumentów przeciw wierze i KK, jednak w dyskusji potrzebna jest też postawa otwartości, inaczej będziemy się przerzucać argumentami "ze swoich bajek", zupełnie niewspółmiernymi. Dyskusja od kłótni różni się tym, że w dyskusji jest miejsce na "tak, ale może też tak", natomiast w kłótni jest tylko "a nie, bo tak" - i właśnie taki charakter miało owo "szkolenie". Jaka jest szansa na przekonanie ateisty do KK za pomocą słów "łaska", "grzech", "odkupienie"? ;) Wg mnie zresztą nie chodzi o "zbijanie argumentów", miałam przyjemność nie raz rozmawiać z osobami niewierzącymi i naprawdę bardzo często od początkowej kłótni dało się przejść do rozmowy - z szacunkiem obustronnym, wymianą poglądów. Nie chodzi o to, by kogoś na siłę nawracać, ale by widzieć w nim człowieka, a nie wroga.
OdpowiedzJa chcialabym jedna tylko rzecz sprostowac - nie ma czegos takiego jak kalendarzyk. Jest to nazwa metody kiedys stosowanej i faktycznie nieskutecznej, obecnie zalecana jest metoda objaowo-termiczna. Ale zgodze sie, ze przy odpowiednim prowadzeniu obserwacji objawow, pomiarom temperatury mozna wiele dowiedziec sie o wlasnym organizmie. Problem jest taki, ze zastosowanie tej metody wymaga wysilku i to sie niektorym nie podoba. Po co codziennie mierzyc temperature? Po co zapisywac kiedy co sie dzieje? Szkoda, ze wiele kobiet nie docenia tej metody - nawet nie jako metody sterowania plodnoscia, ale jako drogi do poznania wlasnego organizmu, bo odpowiednio stosowana jest naprawde swietnym narzedziem diagnostycznym w razie jakichkolwiek nieprawidlowosci w cyklu...
Odpowiedz@fenir, czy mi się wydaje, czy masz literówkę w nicku? chyba że to jakaś własna/niejasna modyfikacja? @nisza - dzięki za dopowiedzenie, faktycznie sloganowo przyjął mi się ten "kalendarzyk" ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 stycznia 2014 o 17:35
Literówkę tłumaczyłem na tym portalu wielokrotnie. Coś koło 12 lat temu zakładałem maila i zrobiłem literówkę w nicku. Tak już zostało, a przynajmniej nikt przypadkiem nie zajmuje mojego nicka w internetach.
OdpowiedzTakie małe "ale"- metoda termiczno-objawowa to NIE jest to samo, co kalendarzyk małżeński. Nie można używać tych terminów zamiennie, ich skuteczność znacznie się różni. Kalendarzyk jest wyjątkowo nieskuteczną metodą (chociaż skuteczności termiczno-objawowej też nie zamierzam sprawdzać :P), w której w sumie na chybił-trafił obliczamy sobie dni płodne i niepłodne, bez badania śluzu czy temperatury i tworzenia wykresów. Na zakończenie nic nie wnosząca informacja: moja nauczycielka od WDŻ miała ośmioro czy dziewięcioro dzieci i lubiła opowiadać bardzo dokładnie o trudach porodu i laktacji.
OdpowiedzTak w ogóle, drogie panie, abstrahując od powyższej historii i jej podobnych, prowadzicie ten kalendarzyk czy nie to po pierwsze co was tak boli aby poznac, jak wasze ciało działa i kiedy jest płodne? Wezmiecie sobie tabletki czy gumki, waszas sprawa, ale czy to takie źle, ze wasze chłopaki będą wiedzieć kiedy możecie mieć owulację? Bo x tego wynika ze taka wiedza to straszny obciach. A po drugie co was obchodzi kto ma ile dzieci i w jakim czasie? Znam zupełnie niekatolickie pary ktore tez maja kilkoro dxievci rok po roku nie dlatego ze SA ciemnogrodem i średniowieczem ale zwyczajnie ze świadomego wyboru. Ale krytykując tych ludzi tak radykalnie stajecie się do nich podobni. Wygląda na to ze to właśnie WY znacie jedyny sluszny model życia i postępowania. Po trzecie po co ta hipokryzją,jak Się wam koscielna nauka nie podobna,nie ma musu brac ślubu w kościele. No chyba, ze te spotkania to dla tej białej sukienki i przejścia z tatusiem do oltarza takie wielkie poświęcenie.
OdpowiedzZamiast 'skomentuj' kliknęłam w 'mocne' - przypadek, bo historia wcale mocna nie jest. Utyskiwanie na "kalendarzyk" również.
OdpowiedzGwoli wyjaśnienia: -nie jestem zwolenniczką "kalendarzyka" - instruktorzy na naukach przedmałżeńskich mówią dosadnie, że to nie ma mocy sprawczej. -Od lat '60 zeszłego wieku rozwijane są tzw. metody objawowo-termiczne które żadną antykoncepcją nie są. Charakteryzują się za to wysoką skutecznością, ale przecież są promowane przez kościół, więc na pewno są dupne, no nie?
OdpowiedzU mnie w podstawówce, nauczycielka od biologii nazywała lekcje do przygotowania do życia w rodzinie seksem. I na przykład, gdy mieliśmy z nią tego samego dnia biologię i seks mówiła: Pamiętajcie chłopcy, że spotykamy się jeszcze dziś na seksie :D
OdpowiedzJak Ci w Kościele katolickim nie pasuje, to się wypisz.
Odpowiedz