Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W pewnym mieście w centralnej Polsce była sobie firma, żadne wielkie korpo,…

W pewnym mieście w centralnej Polsce była sobie firma, żadne wielkie korpo, też nie mały rodziny biznesik, średniej wielkości firma zatrudniająca coś koło 200 osób, z tego jakieś 40% w centrali w mieście, w którym dzieje się ta historia.

W rzeczonej centrali pracuje na stanowisku recepcjonistki/sekretarki pewna młoda Pani, nazwijmy ją Jola.
Jola to "rzetelna firma" - słowna, obowiązkowa, chętna do pracy i pomocy, na jej nieszczęście jej poziom asertywności jest równy w praktyce zero, co jest przez ogół bardziej przebojowych współpracowników i przełożonych bezlitośnie wykorzystywane.

Tak oto w krótkim okresie Jola staje się żywym przykładem na istnienie II prawa Murphy'ego - jeżeli zrobisz coś dobrze raz, od tego momentu staje się to twoim obowiązkiem.
Tak więc nasza bohaterka oprócz obowiązków związanych z pełnionym stanowiskiem pełni funkcję zaopatrzeniowca, administratora biura, koordynatora, asystentki, hostessy, handlowca, a i od czasu do czasu telefony w call center poodbiera.

W pewnym momencie nawet Jola zauważyła, że coś nie jest do końca w porządku, bo takiej ilości zadań to nawet Chuck Norris by nie podołał i zwróciła się do Pani Prezes o interwencję w powyższej sprawie. Pani Prezes zauważyła problem, że Jola jest zatrudniona na takim, a nie innym stanowisku i ma taki, a nie inny zakres obowiązków w związku z czym... zmieniła jej stanowisko na "asystent biura" i zakres obowiązków, który od tej chwili w punktach osiągał rozmiar 4 stron A4.
Jola przełknęła bez słowa gorzką pigułę, tym bardziej, że pracę miła po znajomości i przy każdej próbie skarżenia się na ilość pracy słyszała:
"Jak będziesz marudziła, to od razu będzie, że przyszła po znajomości i narzeka, że jej ciężko..."

Tak oto Jola "uszczęśliwiona" awansem pracowała sobie w pewnej firmie w mieście w centralnej Polsce pracowała sobie po 10-12 godzin dziennie, aż do momentu zmian... na gorsze.

Pani prezes stwierdziła, że ster rządów należy przekazać i w firmie nastał czas "młodego wilka" - rodzonego syna Pani Prezes.
Nowy Prezes był zwolennikiem i praktykował kilka bardzo ciekawych zasad prowadzenia interesu:

1) Etat w firmie to najwyższy forma nagrody za zasługi i oddania firmie i należy się nielicznym - reszta umowy cywilno-prawne, a najlepiej samozatrudnienie.
2) Praktykował Prawo Wylera - Nie ma rzeczy niemożliwych dla kogoś, kto nie musi ich zrobić sam.
3) Ze wszystkimi pracownikami był na "per Ty" gdyż uważał, że "kumplowi się nie odmawia", a objawiało się to w taki sposób:
"Stary no nie wygłupiaj się, że nie możesz zostać tych dodatkowych 3 godzin...", "Stary no ja rozumiem, że (tu wstaw odpowiednio, masz lekarza/jesteś umówiony w sobotę/masz urlop), ale możesz wpaść na te pół dnia", "Stary no wiesz, że by nie było problemu z podwyżką, ale wiesz jak jest...", "No weź się nie wygłupiaj wsiądziesz po robocie w samochód (swój), podjedziesz i sprawę załatwisz. No w 2-3 godzinki obrócisz (150 km w jedną stronę), "Nie wygłupiaj się - tutaj załatwiamy sprawę między kumplami, a ty mi z papierkami na nadgodziny wyskakujesz..."

Koniec-końców zasady nowego prezesa (żeby być ścisłym punkt 1) dosięgły w końcu naszą bohaterkę i z pewnych względów nie za bardzo mogła sobie pozwolić na taką pracę (znowu żeby być ścisłym za pracę za takie wynagrodzenie), i pożegnała się z firmą, odbierając jeszcze kasę za prawie 2 miesiące urlopu, ku wielkiemu niezadowoleniu Pana Prezesa.
Jola znalazła sobie nową pracę w innym mieście, gdzie dostała i lepsze wynagrodzenie i umowę na czas nieokreślony i normalne warunki i zasady funkcjonowania w pracy.

Na jej miejsce przychodziły różne kandydatki, jedna postanowiła zostać bardzo osobistą asystentką Prezesa, a jak jej to nie wyszło to oskarżyła go o molestowanie (z mizernym skutkiem). Kolejna była w typie "nic nie umiem, nic nie wiem, nic nie będę robić, ale mam licencjat, to za mniej niż 2 średnie pracować nie będę...", a trzecia no cóż, mając pełnomocnictwo do składania zamówień w hurtowni, złożyła zamówienia na towar za przeszło 150 tys. netto i odjechała w siną dal po uprzednim odebraniu tego towaru.

Hell Office

by Vege
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar sharpy
22 22

No to sobie zaoszczędził. "Chytry dwa razy traci"? 150,000 ładna sumka.

Odpowiedz
avatar matias_lok
23 23

I bardzo dobrze, że tak się stało. Nie umiesz szanować pracownika, to użeraj się z niedorajdami i oszustami.

Odpowiedz
avatar dorota64
-1 7

No, w Polsce nie ma bezrobocia, dlatego zatrudniał za dwie średnie krajowe panienkę po licencjacie? Nie było chętnych?

Odpowiedz
avatar Nastia
9 9

podoba mi się ta historyjka. bardzo mi się podoba, zwłaszcza zakończenie jest... podnoszące na duchu ;)

Odpowiedz
avatar emigrant
6 6

i bardzo dobrze, takie c.uje powinni trafiac na cwanszych od siebie

Odpowiedz
avatar kuli
4 4

Szef ma wszystkie dane, wszystkie numery dokumentow, adres itp. ostatniej pracownicy. Jak dobrze pojdzie, to policja wczesniej, czy pozniej ja dopadnie i odsiedzi swoje:) A po wyroku na zadna normalna prace nie ma co liczyc.

Odpowiedz
avatar Vege
3 3

Zatrzymanie przez Policję i wyrok nie jest równoznaczne z odzyskaniem kasy. Znam przypadek gdzie dziewczynka "pożyczyła" bez pytania kogokolwiek o zgodę parę tysięcy z firmowej kasy i już 2 lata jej szukają, bo w papierach adres gdzie już od dłuższego czasu nie mieszkała ...

Odpowiedz
avatar Leszczynowa
2 2

Byłam kiedyś taką pania Jolą... "Nagrodą za dobrą pracę jest jeszcze więcej pracy. Jak ktoć kopie szybko rowy, to dają mu większą łopatę" Terry Pratchett (cytuję z pamięci)

Odpowiedz
Udostępnij