Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Tekst Estrie (http://piekielni.pl/57610) zmotywował mnie do napisania poniższego tekstu, z góry uprzedzam,…

Tekst Estrie (http://piekielni.pl/57610) zmotywował mnie do napisania poniższego tekstu, z góry uprzedzam, że będzie przydługo i z opisami, ale bez tego może być trudno uchwycić "piekielność" całej sytuacji, a i straci nieco pikanterii.

Historia zaczęła się klika lat temu, gdy jako świeżo obroniony inżynier (ale już z doświadczeniem zawodowym), trafiłem do pewnej korporacji z bardzo rozpoznawalną międzynarodowa nazwą w pierwszej części, ale z dodatkiem "Polska" w drugiej. Do pracy nie będę ukrywał dostałem się z polecenia - osobą polecającą był kolega, który złożył wypowiedzenie i zaproponował mnie na swoje miejsce, ale uprzedzając mnie, że panuje tam niezły kociokwik.

Pominąwszy więc pierwsze 2 z 3 etapowej rekrutacji, stanąłem przed obliczem lidera zespołu (jakby nazwa kierownik była uwłaczająca, ale z angielska team leader może dla niektórych brzmi bardziej profi), facet patrzy w moje CV i zaczyna się rozpływać (tego tekstu w życiu nie zapomnę):

- Panie Vege z takim CV to Pańskie możliwości u nas są nieograniczone, wie Pan sky's the limit, ukończone studia na zachodniej uczelni, praca w centrali dużej korporacji na zachodzie, niedawno Pan skończył drugie studia w Polsce, szkolenia, certyfikaty ..., w naszym zespole to Pan długo miejsca nie zagrzeje, my potrafimy wyławiać perełki, wystarczy się wykazać, a po tym co tu widzę ambicji Panu nie brakuje...

W tym miejscu gość zaczyna się jeszcze bardziej rozpływać, jak mówi o obowiązujących u nich najwyższych światowych standardach w każdym aspekcie pracy, a systemach motywacyjnych, przejrzystości, o tym, że dzięki dopracowanemu systemowi rekrutacji oni wyłuskują najlepszych z najlepszych do współpracy (jakoś dziwnym trafem ja ominąłem to sito), generalnie cytował mi korporacyjną ulotkę przez dobre 15 minut.

Ustaliliśmy mój zakres obowiązków i wynagrodzenie (to drugie notabene jakoś nie leżało nawet koło najwyższych krajowych standardów, nie wspominając o światowych, w przeciwieństwie do tego pierwszego), dostałem umowę na 3 miesiące z informacją, że druga będzie na 5 lat.
Przez te 3 miesiące napatrzyłem się wystarczająco dużo, na te "najwyższe światowe standardy w każdym aspekcie ...:

1) Najwyższe światowe standardy dotyczyły tylko wymagań
2) System motywacyjny opierał się na "na zaszczycie pracownia dla korporacji o globalnym zasięgu", albo na kiju w postaci "jak Ci praca u nas nie odpowiada..."
3) Kumoterstwo i nepotyzm rozwinięte do granic absurdu, na umowę na czas nieokreślony mogli liczyć tylko znajomi królika, dziwnym trafem różnej maści stanowiska menadżerskie (w tym takie od nic nie robienia), zajmowali ziomkowie (w sensie pochodzenia z tej samej okolicy) Pani Dyrektor, albo osoby po tej samej Alma Mater co wyżej wspomniana.
4) Premie - Yeti - nikt ich (poza wymienioną w punkcie 3 kastą) nie widział, ale każdy o nich słyszał w ramach motywacji.

Co do motywacji - raz na miesiąc każdy departament odbywał teoretycznie nieobowiązkowe spędy (po godzinach pracy), w różnych (nie tanich) salach konferencyjnych, gdzie poddawano nas próbom prania mózgu, przepraszam motywacji - na takich spotkaniach słyszeliśmy teksty o byciu "samurajami informatyki", o tym, że firma to nasz drugi dom, druga rodzina i musimy być gotowi do poświęceń, "cały departament jest jak jeden organizm i działa w jednym celu" - normalnie Ein Volk, ein Reich, ein Führer.
Jedyne co było na tych spotkaniach dobre to catering.

Jakiś miesiąc po podpisaniu drugiej umowy, zostałem wezwany do miłościwie panującej Pani dyrektor, wraz z moim kierownikiem (przepraszam team leaderem) i tam zostałem poinformowany, że team leader zgłosił mnie do arcyważnego projektu, a ona po zapoznaniu się z moim CV, w pełni się z tym wyborem zgadza. W pierwszym momencie byłem zadowolony, oczyma wyobraźni widząc szansę wyrwania się ze swojego grajdołka.

Ale złudne były moje nadzieje, zajmując się wyżej wspomnianym projektem siłą rzeczy zaniedbałem swoje podstawowe obowiązki. Na zgłoszenia typu "emergency" reagowałem normalnie, ale tzw. "maintenance" leżał, gdyż liczyłem, że może team leader wyznaczy kogoś do tej nie arcytrudnej roboty - w końcu sam mnie zgłosił do projektu, to chyba powinien zapewnić mi możliwość pracy.

Team leader "zaprosił" mnie na rozmowę do salki konferencyjnej zwanej pokojem zwierzeń gdzie odbyliśmy mniej więcej taką rozmowę...
(TL) - team leader
(J) - ja

TL - Vege, w co Ty sobie pogrywasz!?! Ja dostałem przed chwilą bardzo niesympatycznego maila w sprawie tych raportów, których nie wykręciłeś, to są zlecenia poza departamentowe, to wali w nasz budżet.
J - Wiem, że tego nie wykręciłem, ale pracuję nad zleceniem od Pani dyrektor, jest to mocno absorbujące, myślałem że ktoś część tych prostszych rzeczy ze mnie zdejmie.
TL - To źle myślałeś, to, że dostałeś szanse, nie oznacza, że twoje podstawowe obowiązki mogą leżeć.
J - Ciężko tak dwie sójki za ogony..., to może chociaż nadgodziny...
TL - Jakie nadgodziny? Oszalałeś? Wiesz jaka jest polityka spółki w kwestii nadgodzin.
(polityka była taka, że jak się nie wyrabiasz to znaczy, że jesteś za słaby, a słabe ogniwa się wymienia).
J - Wiem jaka jest polityka firmy, ale tu się ona chyba nie stosuje, bo to jest zlecenia wykraczające poza mój zakres obowiązków.
TL - Masz w umowie podpunkt o wykonywaniu innych zadań zleconych przez przełożonego? Masz. To ja ci to zlecam i już nie wykracza. Możesz to robić w domu, ważne żeby całość gotowa była oddana w terminie.
I tu zostałem potraktowany motywacyjnym kijem "jak ci praca u nas nie odpowiada ...."

Na stratę pracy pozwolić sobie nie mogłem, w dodatku w dalszym ciągu liczyłem na możliwość przejścia do innego zespołu za lepsze pieniądze, zacisnąłem zęby i w domu w weekendy i po pracy temat skończyłem i oddałem nawet przed terminem.

Moje rozczarowanie osiągnęło poziom Mount Everest, jak po wszystkim okazało się, że o jakimkolwiek przejściu do innego zespołu mogę zapomnieć. Pani dyrektor, wraz z managerem z innego departamentu dostali premie, co nieco z pańskiego stołu spadło i mojemu team leaderowi, a ja nawet nie dostałem maila z podziękowaniem (cała korespondencja w temacie była prowadzona na płaszczyźnie team leader - ja, gdzie on później mnie usuwał śląc to "wyżej").
Na rozmowie z team leaderem usłyszałem, że w korporacji pracuje się na cały zespół, a nie indywidualnie, a zespół przed przełożonymi to on reprezentuje, i chyba nie myślałem, że po jednym takim zrywie z mojej strony to mnie będą na rękach nosić ...

W tym momencie zacząłem już ostro rozsyłać swoje CV gdzie i jak się dało (portale ogłoszeniowe, znajomi, rodzina).
Jakoś 2 tygodnie po powyższej akcji, dostaję od TL'a przesłany mail od Pani dyrektor, że ruszamy pełną parą z projektem wg. opracowanych przez NIEGO założeń, i związku z tym, że tak się świetnie spisał, będzie kluczową osobą w realizacji, z dopiskiem od team leadera "Vege otwiera się przed tobą potężny front wyzwań, traktuj to jak polecenie służbowe".
Odpisałem na to, że jestem zaszczycony, ale bez wyznaczenia osoby, która zastąpi mnie w podstawowym zakresie obowiązków, nie mogę się podjąć tego zadania, gdyż nie będę miał możliwości zaangażować... i takie tam, dając TL'wi kulturalnie do zrozumienia żeby pocałował mnie tam gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwą.
W odpowiedzi usłyszałem znad jego biurka "nie przyjmuję twojej odpowiedzi do wiadomości".
Team leader poinformował mnie, że wszelkie sprawy związane z tym wdrożeniem mają być kierowane bezpośrednio i tylko do niego.

Tak więc, słałem dalej CV, jednocześnie ciągnąc projekt w domu. W międzyczasie dowiedziałem się, że projekt jest tak ultra-mega ważny, że został do niego zatrudniony project manager. Panienka, która nigdzie wcześniej nie pracowała, a której największym atutem było nazwisko identyczne jak pierwszy człon nazwiska Pani dyrektor, za to z pensją doświadczonego PM.
TL czuł się zagrożony, bo przy trójce przy pańskim stole mniej dla niego skapnie.
Team leader od początku odbierał ode mnie "raporty" dotyczące postępu prac w pokoju zwierzeń, już nawet nie na maila, tylko wszystko na gębę, ewentualnie jak czegoś nie rozumiał to mu to rozrysowywałem na kartce.

To że bez problemu Pani dyrektor podpisała mi urlop, tylko potwierdziło moje przypuszczenia, że nie ma pojęcia, że jestem w to jakoś zaangażowany. Oczywiście po urlopie nie omieszkał mnie zmieszać z błotem, bo przecież urlop to nie jest żadne usprawiedliwienie dla braku postępu, a wręcz miałem więcej czasu żeby się tym zająć.

Na niecałe 5 tygodni przed deadline'm projektu moje poszukiwanie nowej pracy wieńczy sukces, jestem po rozmowie, warunki dogadane, umowa podpisana - w połowie następnego miesiąca już mnie w korporacji o najwyższych światowych standardach nie będzie (umowa na czas określony to 2 tygodnie wypowiedzenia). Informuje o tym TL'a jak również o tym, że chciałbym urlop odebrać w okresie wypowiedzenia.
I o to co słyszę:

- No cóż Vege to jest twój wybór, rozumiem, że w związku z tym projekt jest gotowy, działający i możesz mi go przekazać?
Odpowiadam:
- Jaki projekt?
Widzę tylko jego głowę wychylającą się znad monitora i potrzebę mordu w oczach i słyszę syk:
- Do salki konferencyjnej, natychmiast.

Przebieg rozmowy w salce konferencyjnej:

TL (wrzeszcząc) - Vege nie rób z siebie głupszego niż jesteś, nie zgodzę się na żaden urlop, jak projekt będzie nie gotowy.
J - Ale jaki projekt?
TL - Nie wyprowadzaj mnie z równowagi, ja mam długie ręce, potrafię i poza firmą zaszkodzić, ten projekt w sprawie którego się w tej salce prawie od 9 miesięcy we dwóch spotykamy.
J - A ten.., ale ja Pana informowałem mailowo, że ja się nie podejmuję, nie dostałem żadnej odpowiedzi, to znaczy, że Pan zaakceptował tego maila.
TL - A spotykaliśmy się tutaj, żeby o pogodzie pogadać, co? Zabawiłeś się moim kosztem, to już skończ i mów na jakim etapie jest projekt.
J - Na żadnym, spotykaliśmy się tutaj, bo prosił Pan o konsultację przy projekcie, do którego wstępniak ja robiłem, po tym jak zgłosił mnie Pan jako odpowiedniego kandydata do tej pracy do Pani dyrektor.
TL - Taki numer ze mną nie przejdzie, spotykaliśmy się tutaj, mówiłeś mi, że robota idzie naprzód, ja na podstawie tego informowałem Panią dyrektor i menadżera projektu.
J - Czy ja Ci cokolwiek mówiłem? Przekazywałem jakieś informacje o postępie jakichś prac? Możesz mi to w jakikolwiek sposób udowodnić? Pokaż mi mail ode mnie czy pismo w tej kwestii.
TL - Spółka Ci tak łatwo nie popuści ..., jeszcze jesteś pracownikiem, to jest działanie na szkodę pracodawcy, to jest karalne.
J - Co jest karalne? To wezwij bezpieczników, niech sprowadzą mój komputer, zabezpieczą maile na serwerze pocztowym, albo wiesz co ja to zrobię, ciekaw jestem co powie Pani dyrektor jak się okaże, że podpisywałeś się pod moją pracą, a oni muszą dyrektora departamentu o incydencie związanym z bezpieczeństwem poinformować.
TL - Dawaj ten papier i módl się, żebyśmy się na ulicy nie spotkali ...

Spojrzałem tylko z politowaniem na TL, który podpisał mi zgodę na wcześniejsze odejście. Później pocztą pantoflową dowiedziałem się, że poleciał z wilczym biletem ze stanowiska, szerokie plecy nie pomogły również Pani project manager, a Pani dyrektor świeciła oczami przed resztą dyrektorów, bo naobiecywała, że zgodnie z harmonogramem będzie dostępna nowa usługa dla klientów.

Jakoś rok później firma się zwinęła - to znaczy duży koncern z nazwy otworzył oficjalne przedstawicielstwo w Polsce, a firma straciła status przedstawiciela i dystrybutora na terenie Polski.

by Vege
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar estrie
12 18

Muszę Ci, Vege, jeszcze coś powiedzieć, jako koledze starszemu i milion razy bardziej ogarniętemu życiowo. Na pewno masz rację, że w pracy będzie gorzej, ale ja, gdy zaczynałam studia i tak byłam w ciężkim szoku. Może to kwestia tego, że pochodzę z raczej niewielkiego miasta, ale my wszyscy stawaliśmy za sobą murem, często, a najczęściej właśnie w szkole muzycznej, uczyliśmy się razem, podpowiadaliśmy sobie różne rozwiązania, przy jakichś problemach, itd. Dalej sobie podpowiadamy i wspieramy się w różnych kwestiach. Przychodzę na studia, a tu wszyscy patrzą, jak to zrobić, żeby się nie narobić, albo lepiej, jak zrobić, żeby się nie narobić i jeszcze żeby ktoś inny przy tym stracił. Wykładowcy, którzy cokolwiek wymagają są najgorsi na świecie i trzeba ich koniecznie zwolnić, lub przenieść (uwierz mi, raz się nawet udało). Rywalizacja rzecz dobra, ale tutaj sięga to granic absurdu. Trzymanie informacji w tajemnicy, żeby ktoś nie porwał się na ten sam projekt, bo jeszcze, nie daj Boże, zrobi to lepiej. Układy, układziki, itd. Ale wiesz studia autystyczne. O przepraszam, artystyczne.

Odpowiedz
avatar Vege
15 15

"... a tu wszyscy patrzą, jak to zrobić, żeby się nie narobić, albo lepiej, jak zrobić, żeby się nie narobić i jeszcze żeby ktoś inny przy tym stracił." Idealni kandydaci do prania mózgu w korporacjach, na stanowiskach typu sales manager, albo innej maści CRM, CRO i HGW jak jeszcze zwana banda nierobów pasożytująca na pracy innych. Nie wiem czy mam milion razy większe doświadczenie, ale w tej kwestii mogę Ci powiedzieć jedno, jeżeli wykonujesz jakąkolwiek pracę twórczą unikaj tych ludzi jak zarazy, lepiej chyba trypla złapać niż mieć jakikolwiek szerszą styczność z takimi ludźmi niż to absolutnie konieczne. Jakikolwiek twój sukces to głównie ich zasługa i ich sukces, jakakolwiek porażka (nawet z ich winy) jest TYLKO TWOJA. Pozdrawiam

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 stycznia 2014 o 0:40

avatar br13
12 12

Historia bardzo fajna, a przeprawa z pracodawcą ciekawa :) Dobrze, że udało ci się jakoś z tego wybrnąć. Obawiam się tylko, że twój TL mógł nie zrozumieć, dlaczego coś takiego mu zrobiłeś i że miałeś do tego prawo po tym jak ciebie traktował. Za mało ogarnięty chyba na subtelności. Jedynie do początku samego się przyczepię. Nepotyzm jest zły w firmach państwowych, w prywatnych nie jest zjawiskiem, które należy tępić. Prywatna firma się z tego powodu sama wykończy, nie za nasze pieniądze - jak zresztą się stało wnioskując po zakończeniu historii. Natomiast inny drobiazg - zatrudnianie z polecenia - to codzienne zjawisko, szczególnie w branży IT. Ma miejsce, bo się sprawdza - ludzie z wiarygodnego "polecenia" są przeważnie trafnym wyborem na pracownika :)

Odpowiedz
avatar Vege
5 5

"Jedynie do początku samego się przyczepię. Nepotyzm jest zły w firmach państwowych, w prywatnych nie jest zjawiskiem, które należy tępić. Prywatna firma się z tego powodu sama wykończy, nie za nasze pieniądze" do pewnego momentu, bo od pewnego momentu zaczynają się dziać rzeczy dziwne, w najlepszym przypadku ludzie zostają bez pracy, w gorszym bez pracy, kasy, często z długami - znam przypadek tzw. firmy rodzinnej, gdzie zatrudnili młodą dziewczynkę (w sensie niedoświadczoną) tylko po to żeby ją na minę wsadzić , jaką postawiła żona prezesa piastująca stanowisko księgowej.

Odpowiedz
avatar mru
8 10

Heh.... jakbym czytała kawałek swojego życiorysu :) Też walnęłam drzwiami dwa tygodnie przed końcem projektu.

Odpowiedz
avatar Pelococta
23 25

Że też Ci się chce wgłębiać w szczegóły techniczne każdej historii po kolei, cynthiane... Zapomniałaś o "spojrzałem się", tak swoją drogą.

Odpowiedz
avatar cebulka33
14 18

Ty tak serio?

Odpowiedz
avatar smeg
10 14

Czepiasz się głupot, a pominęłaś zwykłe błędy ortograficzne: nicnierobienia, nieobowiązkowe, nietanich, niegotowy - u autora wszystko jest napisane oddzielnie.

Odpowiedz
avatar Flecik
12 14

Cynthiane, team leader to nie manager, w hierarchi to zazwyczaj idzie, zaczynajac od najnizszej pozycji, tak: team leader, supervisor, assistant manager, manager. W zaleznosci od firmy, team leader moze byc uzywany naprzemiennie z supervisorem. A to "przepraszam, costam" odbieram jako sarkazm.

Odpowiedz
avatar br13
17 21

Taka już przypadłość Internetu, że zawsze znajdzie się ktoś, kto wytknie jakiś błąd. Oczywiście, warto byłoby ich nie robić, z tym nie sposób się nie zgodzić. Natomiast gdybym miał wybierać jak ten problem rozwiązać - byłbym za wysyłaniem takich uwag w formie prywatnej wiadomości oraz kasowaniem komentarzy, które poza poprawianiem błędów nie wnoszą nic do dyskusji. Jak racja stoi po czyjejś stronie (w tym wypadku grammar nazi) nie oznacza jeszcze, że przyjemnie się to czyta pod każdą historią. Czytanie zaś samej historii, nawet z kilkoma błędami, nie razi w oczy i nie boli - a jeśli tak, to może z nami coś nie tak i się nam w życiu priorytety pomieszały.

Odpowiedz
avatar krecius
4 6

Jeju, czy to jest portal, w którym opisuje się piekielne historie, czy jakieś forum literackie? Zaczynam się gubić, gdy bez przerwy czytam takie komentarze.

Odpowiedz
avatar sopotek
7 7

Podobny numer kiedyś odstawiłam w jednej z firm, tylko że branża inna (ubezpieczenia). Vege, co to firma? Pracuję w IT i nie chciałabym się natknąć na jej byłych pracowników z Twojej historii.

Odpowiedz
avatar Vege
4 4

Sorry Sopotek, ale raz miałem nie przyjemności, w związku z tym, że powiedziałem, że raczej nie polecałbym pracę w pewnej firmie i to dosyć chamskie (ktoś, domyślam się kto, rozpowiadał, że nie ja się z firmy zwolniłem, tylko mnie zwolnili za to, że zamiast robić usługi dla klientów, po pracy jeżdżę do nich na własny rachunek - trochę ciężko się przed czymś takim bronić).

Odpowiedz
avatar ggggg14
0 0

@Vege: Oj brachu nie raz Cie jeszcze wrobią szubrawcy różnego pokroju w cuda niewidy .Z tą różnicą,że albo się dowiesz albo się nie dowiesz nigdy a coś dziwnego będzie się działo niejako nad Tobą .Oczywiście zakładaj proszę ze pojedyncze przypadki nie są przypadkami z zestawieniu z ... Ja swego czasu wszedłem do bardzo znanej firmy i 5 osób w jednym pokoju się na mnie kłamliwie zmówiło a inne cuda dziejące się potem to książka i film mogła by wspaniale opowiedzieć /Książka Mytnika mi bardzo pomogła w zdobywaniu wiedzy / Pozdrawiam serdecznie . A w kwestii pisania nieprawidłowymi zwrotami używanymi w mowie potocznej to beletrystyka się posługuje albo można w cudzysłowiu umieszczać dziwne przeinaczone acz wypowiedziane podczas wydarzeń . Nie przejmuj się uszczypliwcami bo dzięki twemu stylowi pisania wiem żeś prawdę opisał .

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-4 6

CUDNA HISTORIA. KWINTESENCJA TEGO JAK GNOI SIE W POLSCE DOBRYCH PRACOWNIKÓW, WYKORZYSTUJE ICH NA MAKSA, ZAPOMINAJĄC ŻE ZA PRACE NALEŻY SIE PŁACA, A NIE LAURKA Z PODZIĘKOWANIEM. PRACUJE W AGD RTV ALE SCHEMAT DZIAŁANIA FIRMY JEST TEN SAM, W CENTRALI LUDZIE O PODOBNYCH NAZWISKACH Z UMOWAMI NA STAŁE I PENSJAMI POZWALAJĄCYMI RAŹNIE PATRZEĆ W PRZYSZŁOŚĆ, W DOBRYCH DOMACH I AUTACH, I MY NA DOLE ZASUWAJĄCY NA CAŁĄ TĄ HAŁASTRĘ ZA 1900 PLN NON SOP STRASZENI ZWOLNIENIAMI I KARANI ZA NIEWYKONANIE TARGETÓW UWALANIEM I TAK MARNYCH PENSJI. ECHH... POZDR

Odpowiedz
avatar Byczek1995
5 5

Człowieku, mało nie ogłuchłem! Nie krzycz tak!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 3

miałem włączonego caps locka jak pisałem. napisałem pół zanim sie kapnąłem bo nie paczyłem na ekran, potem juz skończyłem z capslockiem tak wyszło.

Odpowiedz
avatar Alakam
1 1

Heh, głupszego tłumaczenia to chyba w całym swoim życiu nie słyszałem :P

Odpowiedz
avatar zendra
4 4

Świetnie się czytało - taki korporacyjny thriller, filmy można by kręcić :)

Odpowiedz
avatar Rukasu
1 1

Ja tylko dodam, że warto będąc na wylocie z firmy już (albo nawet nie będąć, ale to już trzeba być wielkim kozakiem, ja bym się pewnie nie odważył) zgłaszać takie rzeczy kierownictwu wyższemu. Oczywiście bywa różnie i układy się różne zdarzają, ale taki kmiot team leader szkodzi firmie i szkodzi pracownikom, i jest bardzo duża szansa, że jak dwa trzy razy taki sygnał do kierownictwa pójdzie, to takiego lumpa poślą na drzewo. Jeszcze tylko wspomnę, że z tym "Team Leaderem" to jest naprawdę problem, jak to powiedzieć po polsku czasem. Jak mam w swoim zespole dwie osoby, to chyba nikt normalny nie powie o mnie "Kierownik". Tylko właśnie ew. lider zespołu, szef zespołu, troche koślawo to brzmi. Supervisora też trudno zgrabnie przetłumaczyć.

Odpowiedz
avatar bukimi
2 2

Nie rozumiem co jest nie tak w "kierowniku" w odniesieniu do 3-osobowego zespołu. U mnie w dziale są 3 osoby, a jedna z nich jest przy tym "kierownikiem" i wszystko jest OK.

Odpowiedz
avatar ggggg14
0 0

@Rukasu: zawsze nie wiesz kto za kim stoi i jakie ma plecy w okolicy .A jak ma silne plecy w Sądzie i Prokuraturze .Nie pdoskoczysz za to naooglądasz się takich cudów przy których pan Jezus to malutki pikuś by był w kwestii np znikania i pojawiania się a nawet jak pani Sędzina napisała by żeś trup to miał byś spore problemy ze zmartwychwstaniem i wg prawa oszustem to ty byś byłze śmiesz żyć .I choć napisałem to żartem ale uwierz mi na byciu skorumpowanym też domy wille i samochody się kupuje a potem gdzieś te dzieci trzeba poupychać do roboty .Sorki do pracy a robota to głupota dla roboli jest. I nie obrażam nikogo tylko tak napisałem w celach oświatowych i oświeceniowych. 3mcie się .

Odpowiedz
avatar bazienka
0 2

i serio nic nie zrobiles, tylko zaczekales na poczte pantoflowa? ja bym jako pozegnalny mail zebrala historie korespondencji z TL i wyslala do wszystkich pracownikow ( a co niech wiedza co sie dzieje) oraz na pewno do calej dyrekcji, nie tylko do pani dyrektor, oczywiscie dw TL :)

Odpowiedz
avatar Vege
0 0

A po co? znasz powiedzenie nie tykaj gó...a bo śmierdzi, zresztą i tak było wiadomo, że TL zanurzył się już w szambie powyżej poziomu ust i sam zdawał sobie sprawę, że długo już nie popracuje. Robienie z siebie ofiary jest trochę bez sensu, bo przez niektórych może być odebrane na zasadzie "dzieciak się obraził, zabiera swoje zabawki i idzie do domu ..." Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar j3sion
2 2

Nie pytali Cię w nowej pracy dlaczego odchodzisz ze starej? Jeżeli tak, to powiedziałeś prawdę czy obszedłeś pytanie jakąś wymijającą odpowiedzią?

Odpowiedz
avatar Vege
0 0

Nie pytali, zresztą dlaczego się szuka nowej pracy - bo w starej coś Ci nie odpowiada - zarobki, środowisko, brak wyzwań, dojazd, godziny pracy, ..., cokolwiek innego.

Odpowiedz
avatar Jaco__86
0 0

U mnie jest dokładnie to samo. Mój kierownik przypisuje sobie wszystkie zasługi, które ja wykonuję, ale nasz dyrektor o tym oczywiście nie wie i myśli że to kierownik tak dobrze się spisuje a ja tylko chyba jestem od parzenia kawy. Jak ja nienawidzę tekstów w stylu: panie dyrektorze to ZROBIŁEM tak i tak. Nawet nie krępuje się tak mówić podczas gdy ja siedzę obok. Ech, uciekać z tej korpo do normalnej pracy gdzie nie ma wyścigu szczurów.

Odpowiedz
avatar ggggg14
0 0

@Jaco__86: To są ludzie pokroju Kubusia Puchatka .I są tacy na każdych ćwierćbrygadzistowskich stanowiskach . To tak jak by kulawy wybiegł przed tłum i wykrzykiwał ,,że ja ich prowadziłem i mnie daj królu największe przywileje no i kasę a oni mi tylko pomagali " i tu sobie wpisz ilu to mu rzekomo pomagało .I tupet tego pokroju ludzi brnie dalej ,daj jemu 80& kasy a Oni,że mi tylko pomagali to 20 % ich opędzę . I nie żartuję znam takiego Józka który robił wszystko a tak na prawdę to bardzo niewiele i innym dawał robić wszytko po trochu żeby całokształt na niego spływał. Niestety są wśród ludzi mendy . ------------------------- Zauważ jak osoba śpiewająca co najwięcej fałszuje i jeszcze resztę chce prowadzić to ci dopiero jest kociokwik i bycie hamulcowym aż w głowie się potrafi mocno zakręcić. Spytana osoba fałszująca odpowie,że to ona najlepiej śpiewa i prowadzi resztę śpiewających. Kochana samo życie !!!

Odpowiedz
Udostępnij