Długo zastanawiałam się, czy opisać tę historię. Ale stwierdziłam, że chcę mówić, a nie udawać, że jest dobrze. Nie wiem, kto jest najbardziej piekielny, ocenicie sami.
Przed świętami szkoła zorganizowała zabranie, tylko i wyłącznie w celu podania rodzicom kart z ocenami na koniec semestru. Niestety - wiadomo, w okresie przedświątecznym ciężko sobie wolne zorganizować, dlatego ode mnie nikt nie przyszedł, więc oceny wysłano pocztą, ponoć listem poleconym. "Ponoć", ponieważ list do nas nie dotarł. Nie tak, jak powinien.
Wychowawczynię mam złotą kobietę, wyjaśniłam sprawę, że listu nie ma, nikt z domowników nie potwierdził odbioru, skrzynka sprawdzona, ale tam również pusto. Obiecała mi kobitka, że sprawdzi w sekretariacie, czy list aby nie wrócił, czy został poprawnie zaadresowany itp. Nie, wszystko jest w porządku, co więcej!, jest potwierdzony odbiór. Mam się stawić u dyrektora.
Słowem wyjaśnienia, Dyrektor również jest złotym człowiekiem; miły, sympatyczny, z uczniami pogada. Niestety, pełni jedynie funkcję "reprezentacyjną", szkołą bardzo rygorystycznie rządzi wicedyrektorka, przez uczniów ochrzczona jako "Eseswoman". Tyle wyjaśniania.
Wizyta pierwsza.
Pani oświadcza mi, że ona WIE!, że przechwyciłam ten list, bo bałam się reakcji rodziców na moje fatalne oceny. Że nie będę robić z niej idiotki, to godzi w jej dobre imię, ona pracuje już tyle lat i nie pozwoli, żeby jakaś gówniara niszczyła jej reputacje. Że mam natychmiast oddać list matce. Że ona tego tak nie zostawi, zgłosi na policję, bo jestem młodocianą przestępczynią i od poczty się zaczyna, a w następnej kolejności będę fałszować paszporty.
Wizyta druga, z rodzicami, którzy zostali wezwani.
Pani nadal w swoim tonie, a na protesty mojej matki, że rzeczonego listu nigdy u nas w domu nie było, stwierdziła, że każda matka broni swoich dzieci, nawet jeżeli te są kryminalistami. Że moje miejsce jest w zakładzie poprawczym, a nie normalnej szkole.
Po wyjściu stało się coś, co... sama nie wiem, chyba na zawsze zmieni moje życie. Przyznam, że długo zastanawiałam się, czy to opisać, ale zdecydowałam się mówić o problemie, nie chcę udawać, że nic się nie dzieje. Mianowicie, ojciec uwierzył Pani Eseswoman i chociaż wie, że problemów w szkole nie mam i ukrywanie ocen nie daje mi żadnej korzyści, zażądał oddania tego listu. A skąd ja mam go wziąć, skoro go nie mam? Uderzył mnie "za kłamstwo". Otwartą ręką w twarz, ale z taką siłą, że podbił mi oko. Sekundy, matka nie zdążyła zareagować...
I po co to wszystko?
Ano, wrócili sąsiedzi, którzy mieszkają w tym samym bloku co my, ale w pierwszej klatce. Na święta wyjechali do rodziny w Londynie, potem Sylwester, Nowy Rok... Jakoś zeszło. Tak, w ich skrzynce pocztowej leżał nasz, rzekomo polecony, list.
Reakcja Wice?
Zapytałam, może złośliwie, kto, wobec takiego rozwoju sprawy, podpisał odbiór? Spojrzała na mnie wzrokiem ciskającym gromy i z wielkim fochem stwierdziła, że "skąd ma wiedzieć?".
Ojciec?
Nie czuje się winny. Rany, mam sobie przyłożyć kurczaka z zamrażalnika i nie histeryzować, bo nic wielkiego się nie stało, opuchlizna zejdzie, a jak mi nie pasuje, to mam się pomalować. Jeszcze jest wielce obrażony, bo ani ja, ani matka się do niego nie odzywamy. Ciekawi mnie jego reakcja na papiery rozwodowe, które niedługo dostanie?
list_polecony
Twoja mama postanowiła wziąć rozwód po tym jednym incydencie? Czy to nie jest może zbyt pochopna decyzja? Nie lepiej porozmawiać o tym z Twoim tatą? Chyba, że działo się coś jeszcze, a to zdarzenie tylko przeważyło. W każdym razie życzę Ci, autorko, wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzO czym rozmawiać, jeśli pan ojciec nie widzi nic złego w tym, co zrobił? Mam szczerą nadzieję, że odpowiednio "nagrodzisz" tego pana swoją obojętnością na resztę życia.
OdpowiedzAlbo małolata koloryzuje... dla efektywności i pogłosu... Hamerykanie mają na takie osobniki ciekawe określenie : "attention seeking whore"
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 stycznia 2014 o 17:57
Uderzenie córki w twarz to jest skandaliczne zachowanie, ale jeżeli taki jednorazowy, odosobniony incydent miałby być wyłączną przyczyną rozwodu to ktoś tu się powinien puknąć w czoło. I to nie tylko ojciec w tym wypadku.
Odpowiedz"Małolata"? Wypraszam sobie. Nie znasz mnie, ja nie znam Ciebie. Oboje korzystamy z Forum publicznego, więc może odnośmy się do siebie z - byle jakim, ale jednak - szacunkiem? Mam wrażenie, że Ciebie i kilka innych osób najbardziej boli mój wiek... I pytam po raz n-ty, jakie są korzyści z wymyślania historyjek na tej stronie? Płacą? Rozdają talony na zakupy? Wysyłają na Karaiby? Och, no jasne, powinniśmy udawać szczęśliwą rodzinkę? Ojciec powinien jeszcze całować moją matkę po stopach, bo ja chciałam wzywać policję. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek mnie uderzył.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 stycznia 2014 o 17:28
Nie boli mnie nic... ciebie boli jak to mawiała moja babcia... duma na kancie du... - czyli brak dystansu do mało istotnych spraw.
Odpowiedz@TomX Tylko zwykłe uderzenie w twarz nie powoduje podbitego oka. Jakby mój mąż mnie tak załatwił i w dodatku nie widziałby w tym nic złego to jeszcze tego samego dnia miałby walizki wystawione za drzwi.
OdpowiedzTeż rozstałabym się z facetem, który skrzywdziłby moje dziecko. To po pierwsze. Po drugie, ten "incydent" pokazuje skłonność faceta do takich zachowań - więc po co czekać aż stanie się coś gorszego?
Odpowiedz"odosobniony incydent miałby być wyłączną przyczyną rozwodu to ktoś tu się powinien puknąć w czoło" "Incydent" to by był, jakby ojciec w złości ją uderzył, a później przeprosił, wiedząc że źle się zachował i na dodatek nie miał racji. Tutaj tatuś autorki nie czuje się niczemu winny i nawet bycia w błędzie nie zmienia tego w jego oczach. Innymi słowy, uważa uderzenie w twarz za metodę wymierzenia "kary" i przymuszenia do posłuszeństwa nawet w sytuacji, gdy nie ma on racji.
OdpowiedzMyślę, że znacznie gorszy od tego uderzenia dziecka jest fakt, że ojciec ufa bardziej obcym sobie ludziom niż własnemu dziecku. W normalnej rodzinie rodzice rozmawiają ze swoimi dziećmi i wiedzą doskonale jak radzą sobie one w szkole. W tym przypadku gość uwierzył obcej osobie, że córka sprawia problemy, że źle się uczy. Nie najlepiej świadczy to o nim jako o ojcu. Dla jednego uderzenie w twarz, pobicie czy skopanie jest niczym, dla innego jest to ważny sygnał, że z człowiekiem dzieje się coś niedobrego. Nie każdy reaguje tak samo w identycznej sytuacji.
OdpowiedzHej, MrSpook - mam propozycję. Spotkamy się w realu, dam Ci w pysk i podbiję Ci oko. Oczywiście nie zawiadomisz po tym policji, bo byłby to "brak dystansu do mało istotnych spraw". Co Ty na to?
Odpowiedzmuszę się zgodzić z MrSpook'iem. Kiedyś było normalne oberwać od rodziców w twarz i nikt nie robił z tego afery... Co mnie najbardziej zastanawia to śliwa pod okiem od uderzenia OTWARTĄ ręką w twarz... Siła takiego uderzenia się rozchodzi i trudno by powstał od tego siniak. Musiałby ojczulek mieć niezłą parę w łapie a gdyby taką miał to by prędzej się dziewczyna przewróciła niż z siniakiem chodziła. Nie będę mówić skąd ta wiedza praktyczna ale sprawdzona.
OdpowiedzNiektórzy, to mi tutaj po prostu skarpetki rozśmieszają... swoimi filozofiami, rozczulaniem się... nad historią, w której widzimy wydarzenia z jednej perspektywy, a nie wiemy, co zostało przemilczane ;)... @Fithvael ... rurki Cię nie za bardzo cisną, a się jeszcze spinasz? .. oj bał bym się mocno... czymś zarazić przy okazji ;). U nas w gimnazjum, pierwszy rok upadku systemu edukacji w tym kraju... panny z dobrych domów spiły się metą, przyniesioną przez badboy'a w stylu zacnego JP na 100%... Jak się pokłóciły... to aż ławki latały... rodzice, dyrektor zamietli to pod dywan. Może... dlatego, że dostały o jeden raz nawet i niesłusznie wciry od starych, za samo pyskowanie, to teraz nie chleją jak ojcowie, a gotują jaki ich matki i szczytem "klasy" nie jest założenie białych kozaków na alkoimprezy z robieniem z koleżankami słitaśnych samojebek w zafajdalonych klubowych wucetach. Na miejscu bohaterki nie przyznawałbym się do tak niedociekliwych i opornych na fakty rodzicieli. @Armagedon poniżej w komencie opisał całe sedno, tego co napisałem na początku, dla ociężałych.
OdpowiedzZmodyfikowano 7 razy. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2014 o 1:43
tak mr spook bo przemoc jest normalna jasne i swoje dziecko mozna bic cofnij ty sie 50 lat z tymi pogladami vixen- ja bym obstawala przy policji i obdukcji, nawet na wlasny koszt i bez wiedzy mamy
OdpowiedzPrzynajmniej, nie zależnie czy w stolicy kapitalizmu czy komunizmu, dzięki temu był porządek ;). Gówniarz w podstawówce bał się pyskować "starszakom" bo by dostał wciry, i nauczyciele interweniowali tylko wtedy, gdy starszak przeginał..., jedni drugich uczyli szacunku. Teraz człowiek idąc ulicą, trenuje cierpliwość, by gnoja nie zatłuc..., widać jak rodzice, nie spełniają swojej roli..., a jeszcze pociotkowie z tytułem dr pedagogi/psychologi głoszą swoje durne tezy. A wystarczyło jedno; " Jest zły uczynek, są wciry" Jestem ojcem chrzestnym, młode pierdoły podskakują starym, ale mnie się boją, i trzymają przy mnie odpowiedni poziom.
OdpowiedzMrSpook, naprawdę czujesz się aż tak pozbawiony jakichkolwiek sensownych argumentów na obronę swoich tez, że schodzisz do żałosnych ataków personalnych? Abstrahując od owego "yntelygentnego" poczucia humoru, które z siebie wyrzygałeś, podsumujmy Twoją logikę... "Historia na pewno jest zmyślona/podkoloryzowana, skoro dziewczyna dostała w twarz, to na pewno jej się należało, a nawet jeśli jej się nie należało, to na pewno jej to nie zaszkodzi". Dyskusja z Tobą mija się z jakimkolwiek celem. Tworzysz sobie opartą na spekulacjach alternatywę dla opisanej historii, następnie swoimi komentarzami odnosisz się do tejże alternatywnej wersji - i usiłujesz przedstawić wszystkim innym komentującym prawdę objawioną, że jeśli autorka zrobiła coś, co zasługuje na srogą karę, to powinna tę srogą karę otrzymać. Hurra! Nie wiem, czy powyższa historia jest prawdziwa czy nie - i szczerze mówiąc, nie mam zamiaru w to wnikać, bo - podobnie, jak w przypadku większości historii na tym portalu - i tak nie mam możliwości skonfrontować opisywanej przez autora/autorkę wersji wydarzeń z rzeczywistością. Ale naprawdę, MrSpook, nie odkrywasz Ameryki stwierdzając, że jeśli autorka faktycznie "przechwyciłaby" ten list, to kara by jej się należała (choć czy akurat fizyczna, to już bym polemizował - dzieci są różne, nie można wszystkich mierzyć tą samą miarą). Także oczywiście, w owej alternatywnej wersji historii, którą opisujesz, miałbyś zapewne sporo racji. Tyle, że co to za sztuka, skoro sam ją wymyśliłeś?
OdpowiedzMęska duma, skąd my to znamy?
OdpowiedzSzczerze gratuluję matki, która potrafiła odpowiednio się zachować w całej tej sytuacji.
OdpowiedzDokładnie! Kiedyś od mamy usłyszałam, że jak by mój tato kiedykolwiek uderzył mnie, moją siostrę lub ją, to byłaby ostatnia rzecz, jaką by zrobił przed podpisaniem papierów rozwodowych. Kwestia tego, że ojciec mojej mamy, tłukł swoją żonę, jak zawodowy bokser, a ta nie potrafiła nic z tym zrobić...
OdpowiedzChoćbym nie wiem jak zdenerwowała moich rodziców, nigdy w życiu nie dostałabym w twarz. Nigdy. Nie chcę obrażać twojego ojca, ale według mnie wiele mu brakuje do bycia mężczyzną.
OdpowiedzRodzice przyszli do szkoły i nie poprosili o wgląd do dziennika??? Ojciec może cham, ale oboje ociężali umysłowo... [dla pewności - to sarkazm, bo historyjka - jak to mówią - "fejkiem wieje"].
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 stycznia 2014 o 16:38
Zacytuję sama siebie odnośnie "fejkiem wieje": Oczywiście, bo nie mam absolutnie nic ciekawszego do zrobienia, jak rozwijanie "kariery" na Piekielnych wymyślając historyjki. Tyle mam do powiedzenia w tym temacie. Jeżeli ktoś uważa, że "fejk" to jego sprawa, nie będę siłą przekonywać. Może ja też jestem ociężała umysłowo (hm, pewnie genetycznie), ale co ma do historii wgląd do dziennika? Afera nie szła o oceny, bo te moi rodzice, a raczej tylko mama, bo ojciec się nie interesuje, znali. Chodziło o to, że rzekomo przechwyciłam list adresowany do rodziców i zapieram się, że go nie ma. Co do tego wszystkiego ma dziennik?
Odpowiedz> Oczywiście, bo nie mam absolutnie nic ciekawszego do zrobienia, jak rozwijanie "kariery" na Piekielnych wymyślając historyjki. A wiesz, to wcale prawdopodobne. Ja wprawdzie takich ludzi nie rozumiem, ale wiem że są.
OdpowiedzVixen_, i nazywają się "znudzeni do granic możliwości".
OdpowiedzŚwięta racja, gorzki. Fejkiem wieje i to już nie pierwszy raz. Polecam poprzednią historyjkę, tę o znalezionej w sklepie teczce wypchanej mamoną. Autorka ma bujną wyobraźnię i skłonność do konfabulacji, tylko w swoich historiach nie dba o realia i drobne szczegóły, w których - podobno - tkwi diabeł. A powyższe opowiadanko kupy się nie trzyma w całości. Wystarczy spojrzeć w kalendarz. Większość szkół ma w tym roku szkolnym wolne od dwudziestego pierwszego grudnia, aż do szóstego stycznia. Tylko niektóre z nich (rzadkie przypadki) kazały przyjść uczniom na zajęcia drugiego i trzeciego stycznia (powiedzmy szkoła Autorki). List musiał zostać wysłany TUŻ przed świętami, skoro samo zebranie odbyło się "w okresie przedświątecznym". Skąd zatem dyrektorka już w czwartek rano, pierwszego dnia po feriach wie, że do rodziców Autorki polecony nie dotarł? I że już nie dotrze, bo Autorka ten list "przechwyciła"? Taką wiedzę mogła mieć TYLKO sama Autorka. Dyrektorka wiedzieć tego nie mogła, tym bardziej, że dostała na biurko zwrotkę z podpisem potwierdzającym odbiór przesyłki. Z JAKIEGO POWODU miałaby podejrzewać, że podpis na zwrotce jest sfałszowany i życzyć sobie natychmiastowej wizyty rodziców w szkole? Tym bardziej, że Autorka uczy się dobrze, a problemów wychowawczych z nią nie ma. Szkoła Autorki jest rzeczywiście dziwna, skoro semestr kończy się w niej mniej-więcej w połowie grudnia. Inne szkoły w całym kraju kończą go pod koniec stycznia, lub w lutym. Dziwny jest również listonosz. Nie zostawia awizo (czemu?), sam podpisuje zwrotkę (chce wylecieć z roboty?) i jeszcze list polecony wrzuca do przypadkowej skrzynki na innej klatce schodowej (przygłupi? powinien list zniszczyć i twierdzić, że oddał!). Przypomnę, że przy doręczeniu przesyłki odbiorca podpisuje się na zwrotce (dla nadawcy), ale RÓWNIEŻ na wewnętrznym dokumencie placówki pocztowej (potwierdzenie odbioru). Jednak jestem niemal pewna, że jakaś afera z listem ze szkoły była, że Autorka faktycznie go ukryła, a gdy sprawa się rypła - podrzuciła do skrzynki sąsiadów udając świętą niewinność i tym samym rzucając podejrzenie na listonosza, czym prawdopodobnie doprowadziła tatusia do białej gorączki, więc dał jej po buzi. A rozwód jest pewnie tylko pobożnym życzeniem.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 5 stycznia 2014 o 13:05
@Armagedon: nic dodać, nic ując. Autorka (patrząc na całokształt "tfurczości") ma wyobraźnię rozwiniętą w sposób o tyle bujny co niewłaściwie ukierunkowany.
OdpowiedzA ja sobie tak od niechcenia przeglądnęłam historie Vixen i wnioskuję, że to strasznie pokrzywdzona przez los osoba. Kierowca autobusu na nią krzyczy, pani, której chce oddać pieniądze na nią krzyczy, ojciec bije po twarzy, w kinie ją prześladują. A szkoła? Szkoła to istny horror. Sekretarka życzy upadku ze schodów, historyczka okrada dzieci, wuefista na nią krzyczy, higienistka na nią krzyczy, dyrekcja zamyka łazienki, wicedyrektorka podejrzewa ją o przekręty. No po prostu człowiek-nieszczęście.
OdpowiedzArmagedon, może tylko trochę ująć :) Semestr nie kończy się mniej więcej w połowie grudnia. W połowie grudnia są zebrania. Nie wiemy z jakiego województwa, więc jeśli ferie Autorka zaczyna 17 stycznia to możliwe, że oceny były przekazywane rodzicom w tym terminie (ze względu chociażby na zagrożenie oceną niedostateczną). Całą resztę argumentacji przyjmuję, tam faktycznie nic dodać nic ująć. Autorka faktycznie szalenie pokrzywdzona, dobre oceny a list polecany. Osobiście znam zasadę: masz zagrożenie? Nie. Bierz kartkę. Ale ludzie mają baaardzo bujną wyobraźnię. I zbyt dużo wolnego czasu.
OdpowiedzDziwnie rok się zaczyna, bo muszę przyznać że zgadzam się z wypowiedzią gorzkiego... Tyle że ja nie określiłbym rodziców jako ociężałych umysłowo tylko jako bezwolną kretynkę i furiata bezmózga. A historia nie wieje fejkiem, to całkiem spory halny fejkowy.
Odpowiedz@blaszka: Widocznie zbyt dosłownie zrozumiałam zdanie "...w celu podania rodzicom kart z ocenami na koniec semestru." Nie wiedziałam, że obecnie takie oceny wystawia się z miesięcznym wyprzedzeniem.
OdpowiedzArmagedon - list polecony, a list polecony ze zwrotnym potwierdzeniem odbioru to dwie różne usługi - nie każdy polecony jest ze zwrotką. To tylko tak na marginesie, bo świetnie rozgryzłaś głupoty autorki. Chciałam tylko dodać, że panienka chyba się naoglądała amerykańskich seriali - w Polsce nie ma czegoś takiego jak "papiery rozwodowe", że się podpisuje i już. A jeśli rozwód ma być orzeczony z winy ojca, to gdzie opowieść o obdukcji lekarskiej, wezwanej policji by potwierdzić przemoc w rodzinie? Intryguje mnie też, gdzie obecnie ten ojciec mieszka - z wami czy go wyrzuciłyście z mieszkania? Tak łatwo dał się wystawić za drzwi? Autorko - masz mnóstwo materiału na kolejne fascynujące opowiastki.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 stycznia 2014 o 14:35
Cóż, możliwe że po prostu byli informowani o ocenach na bieżąco i wykaz ocen był dla nich tylko formalnością..
OdpowiedzA ja powiem tak: czy to fejk czy nie, to mnie osobiscie w ogole nie interesuje. Dobrze napisana historia, przyjemnie sie czyta, nawet nutka dramaturgii sie znalazla. A wiec wszystko co trzeba aby zainteresowac czytelnika.
Odpowiedz@Armagedon, u mnie w szkole I semestr dla klas maturalnych kończy się w grudniu. (np. konferencja klasyfikacyjna była dokładnie 16.12). Poza tym, oceny proponowane na I semestr zawsze wystawia się jakoś w okolicach świąt, po to, by zaraz po świętach, a przed feriami, tudzież przed rozpoczęciem II semestru móc cokolwiek poprawić, podciągnąć itp. :) Co do wolnego przed świętami. (Mówię na przykładzie swojej szkoły i szkół, które znajdują się dookoła mojej miejscowości i o którym wiem, co się dzieje, jak itp. Poprzez znajomych ;)) - wolne zaczynało się 23.12, natomiast 2 i 3 stycznia był normalnym dniem, w którym się idzie do szkoły. Tak samo jest np. z 2 maja, w którym to 3/4 ma wolne, a ta 1/4 idzie do szkoły :) Wszystko zależy od tego jak sobie dyrekcja wykorzysta te 'dni wolne', które może wykorzystać. (Jeśli ktoś nie wie o co chodzi - każda szkoła tj. technikum, liceum, zawodówka, podstawówka, gimnazjum ma nadane z góry ileś tam dni wolnego, które może wykorzystać. Np. 2 maja, 2/3 stycznia itp. ;)) Co do kwestii 'gratuluję matce, która po jednym incydencie rozwodzi się z ojcem' .. hm, moja mama została raz uderzona. Ojciec alkoholik, jak to stwierdził - nie wytrzymał. Do tej pory nie panuje nad nerwami, a trwa to ponad rok (na szczęście się już wszystko lada moment skończy). Więc jeśli mężczyzna uderzy raz, zrobi to znowu. Niestety, ale raczej się to sprawdza... Nie mnie oceniać czy to fejk czy nie, ale pozdrowienia i uściski dla autorki!
OdpowiedzA mnie zastanawia fakt, że mówisz że gimnazjum ukończyłaś, czyli musisz mieć min. te 17 lat. Mając 17 lat w szkole i w domu robią takie 'halo' z powodu ocen lub rzekomej próby ich ukrycia? Albo niezłe z Ciebie ziółko, że rodzice nie dają sobie rady nawet w tym wieku (patrze na ten policzek jako akt desperacji) albo gratuluje wyobraźni :) W pychol od rodziców zdarzało mi się dostać ale mimo to wiem że poszliby w takiej sytuacji za mną bez cienia wątpliwości.
OdpowiedzA poza tym nie wiedziałam, że teraz robi się takie cyrki z kartami ocen. W gimnazjum sama dostawałam do łapki dziennik i dyktowałam kumpeli oceny wszystkich po kolei, z każdego przedmiotu. Wypisywało się to na takich mini-kartkach, który rodzic nie odebrał na zebraniu zgłaszał się osobiście później, albo przekazywało się przez ucznia.
OdpowiedzNo cóż, moje technikum to Technikum Cudów. Karta ma iść do bezpośrednio do rodzica, bo przez uczniów podobno nie docierają i później rodzice przychodzą z mordami, że nie wiedzieli o ośmiu zagrożeniach. Może takie idiotyczne wymagania ma tylko moja szkoła, ale ja niestety nic na to nie poradzę.
OdpowiedzWzięłam pod uwagę, że spis ocen może się "zgubić" w drodze do rodzica, ale u mnie było tak, że ten z dobrymi ocenami nie miał problemu z przekazaniem kartki a rodzice osoby z gorszymi stopniami nie rezydowali w ciągu roku szkolnego na Marsie, więc orientowali się w "karierze"szkolnej swojego dziecka. Byli w kontakcie z wychowawczynią i nauczycielami problematycznych przedmiotów, więc nie było sensu "gubić" kartek z ocenami. No i jeśli ktoś nie ma czasu przez kilka miesięcy z rzędu zawinąć na zebranie, by dowiedzieć się, jak uczy się jego dziecko, powinien mordę otworzyć w pierwszej kolejności przed lustrem. A w ogóle w okresie pogimnazjalnym ludzi traktuje się bardziej jako dorosłych, którzy sami zdają sobie sprawę z pewnych konsekwencji. Tak ja to pamiętam.
Odpowiedz@Rammsteinowa: sam mam nawet matke, ktora uwaza, ze rodzic ma prawo zabic wlasne dziecko.
Odpowiedzgratuluję postawy wicedyrektor i zachowania ojca twoja mama dobrze robi rozwodząc się z nim
Odpowiedz"Długo zastanawiałam się, czy opisać tę historię. Ale stwierdziłam, że chcę mówić, a nie udawać, że jest dobrze. Nie wiem, kto jest najbardziej piekielny, ocenicie sami." Piekielni przejęli funkcję psychologa teraz? Chyba nie zostawiło to tak wielkiej traumy, że możesz wypisywać to w Internecie, nieznanym w ogóle ludziom, których na oczy nie widziałaś. Ewentualnie opcja druga, bujna wyobraźnia gimnazjalistki.
OdpowiedzWbrew pozorom takie 'wyrzucenie z siebie' wszystkiego przed anonimową publicznością pomaga.
OdpowiedzJeny, jeżeli Ci w jakikolwiek sposób moja historia przeszkadza, to w prawym, górnym rogu jest symbol X na czerwonym tle - kliknij. Co więcej? Zgadzam się ze stwierdzeniem, że wyrzucenie z siebie problemów przed anonimową publicznością pomaga. Druga sprawa, proszę, zachowaj dla siebie "bujną wyobraźnię gimnazjalistki". Gimnazjalistką od jakiegoś czasu nie jestem, to raz, dwa - oczywiście, bo nie mam absolutnie nic ciekawszego do zrobienia, jak rozwijanie "kariery" na Piekielnych wymyślając historyjki. I tak w kółko będę to powtarzać. Naprawdę nie wiem, jakie są korzyści z wymyślania bajek na Piekielnych? Płacą za to, czy coś, a ja nic na ten temat nie wiem?
Odpowiedz" jeżeli Ci w jakikolwiek sposób moja historia przeszkadza, to w prawym, górnym rogu jest symbol X na czerwonym tle"- koleżanko, piszesz coś na portalu, gdzie istnieje funkcja oceniania i komentowania, a potem masz pretensje, że ktoś ocenia i komentuje? Załóż bloga, jak ci komentarze przeszkadzają.
OdpowiedzVixen_, jeżeli masz problem z dyskusją i przyjęciem krytyki gdzieś, gdzie sama coś udostępniasz, ten X proponuję Tobie. Myślałaś, że każdy będzie się nad tobą rozczulał, czy co?
OdpowiedzUżywam Linuxa i u mnie znaczek X jest w lewym górnym rogu, więc nie mogę skorzystać z twojej rady. Czuję się dyskryminowany, buuuuu... :.(
OdpowiedzMasz mądra mame, zazdroszczę Ci. Ją niestety byłam za głupia żeby gdziekolwiek zgłosić to, co działo i dzieje się u mnie w domu a teraz jest już trochę za późno.
OdpowiedzTo ja tylko rzeczowo w takim razie. Nie mówię, że tak było, czy że nie było. Ale teoretycznie, taki list, który byś odebrała, mogłaś sama podrzucić do skrzynki sąsiadom, o których wiedziałaś, że wracają za kilka dni…
OdpowiedzCo by jej to dało, poza opóźnieniem dostarczenia?
OdpowiedzCzekolado, przecież to proste- potwierdzenie niewinności, kiedy wszyscy dookoła podejrzewają ją o przywłaszczenie listu. :)
OdpowiedzTylko po co trzymać list i podrzucać innym, skoro można go po prostu zniszczyć, żeby bardziej jeszcze "zaginął"?
OdpowiedzMasz Ojca debila. Nie toleruję jakiegokolwiek uderzenia dziecka, zwłaszcza jeśli to dziewczyna. Do tego ta sprawa była po prostu błaha. Jeśli tak bardzo chciał zobaczyć oceny, to co za problem poprosić wychowawcę by pokazał dziennik? Idiotyzm niektórych ludzi nie zna granic. W każdym bądź razie dobrze się dzieje że otrzyma papiery rozwodowe. Jeśli bije dziecko i potem czuje się urażony, to należy uciekać od takiego osobnika.
OdpowiedzTo on ma uciekać i trzymać się z daleka od rodziny.
OdpowiedzKiedy byłem mały to zdarzyło się coś mniej lub bardziej przeskrobać. Czasem dostałem słusznie od rodziców, czasem nie. W szkole klęczało się w kącie na grochu, dostało się linijką po łapach. Nie uważam, żeby mi to zaszkodziło. Wręcz przeciwnie, wyrosłem na ludzi. Patrząc z perspektywy czasu zaznaczam, że nie było żadnego znęcania się nade mną. Kiedy jeden rodzic wymierzał karę, drugi nie uważał tego za przyczynę do rozwodu. A teraz wyrasta - część wyrosła - pokolenie bezstresowo wychowane i przez jedną przykrą sytuację już rozwód. Nikt nie jest doskonały i w życiu zdarzają się i będą zdarzać się nam błędy, nieprzewidziane problemy.
OdpowiedzGdyby uderzył obcą kobietę też byłaby to "jedna przykra sytuacja" czy napaść, naruszenie nietykalności cielesnej? Tak "wyrosłeś na ludzi", że nic złego nie widzisz w uderzeniu drugiego człowieka.
OdpowiedzPanie kolego, pan mylisz "wychowawczego" po tyłku z uderzeniem prosto w twarz z taką siłą, że oko jest podbite. Od klapsa bardziej boli urażona duma niż pupa, a uderzenie w twarz jest poniżej wszelkiej krytyki.
Odpowiedz@Voima Poza tym, nawet klaps nie jest rozwiązaniem. Sprytny dzieciak uczy się unikać kary, nie samego czynu za które zostało ukarane.
OdpowiedzOddasz "tatusiowi" jak będzie coś od Ciebie chciał, a takich okazji będzie dużo kiedy starość go przyciśnie. Ewentualnie wersja dla niecierpliwych: dać mu po ryjku jak coś zgubi w domu (np. telefon albo klucze). Tak czy inaczej, nie przejmuj się, też nie przepadam za swoim ojcem, shit happens.
OdpowiedzNikomu źle nie życzę, ale taki "człowiek" zasługuje w pełni na to aby poszedł sobie w siną dal. Z pewnością na nazwanie go ojcem nie zasługuje. Szkoda że autorka nie nagrała rozmowy z panią vice-dyrektor. Za takie traktowanie ucznia powinno się babsko tłumaczyć w Kuratorium.
OdpowiedzGdyby mój ojciec uderzył mnie w twarz, to chyba bym mu oddała. Nie myślałam o tym?
OdpowiedzPrzejrzałem wcześniejsze komentarze. Zastanawia mnie taka kwestia. Na czym polega istota tej sytuacji z listem poleconym? Szkoła postanowiła przekazać informację o ocenach do rodziców uczniów. Rodzicom, którzy się stawili osobiście, przekazała osobiście. Rodzicom, którzy się nie stawili osobiście, przesłała listem poleconym. Przecież szkoła posiadała potwierdzenie dostarczenia listu poleconego a jeżeli nawet nie samo potwierdzenie otrzymania to na pewno posiadała potwierdzenie nadania, a potwierdzenie nadania plus brak zwrotu przez pocztę oznacza doręczenie. Czyli dla szkoły w takim przypadku oznaczało to skuteczne doręczenie tej informacji. To w takim razie na czym polega ta historia z rozmową z dyrektorem i dlaczego w ogóle taka rozmowa się odbyła i co było jej powodem? Ja to widzę jedną możliwą odpowiedź na powyższe pytanie, otóż historia jest zmyślona przez tego ucznia (dziecko), które po prostu nie rozumie do czego służy list polecony. Stąd została wokół tego narzędzia (listu poleconego) zbudowana taka dziwaczna historia.
OdpowiedzZgadzam się z przedmówcą. Będąc na zebraniu u syna (1 klasa gimnazjum) wychowawczyni prosiła po kolei rodziców i dawała im informację na piśmie o zagrożeniu ucznia, jednocześnie prosząc o pisemne potwierdzenie. Nieobecnym rodzicom prześle informację listem poleconym za potwierdzeniem odbioru bo tego wymagają przepisy.
OdpowiedzPotwierdzenie odbioru było ;). Ktoś inny podpisał niż powinien.
OdpowiedzTylko, że szkoła nie dostaje z poczty informacji o doręczeniu. Jak wysyłasz list polecony, to dostajesz potwierdzenie nadania. Wtedy, jak masz ochotę, możesz sprawdzić status przesyłki. Całkiem możliwe, że pani wicedyrektor po prostu nie chciało się sprawdzić, gdzie i kiedy przesyłka została doręczona.
Odpowiedz@pasjonatpl: List polecony z potwierdzeniem odbioru oznacza, że szkoła ma informację o dostarczeniu listu. Taka żółta zwrotka z podpisem osoby, która odebrała przesyłkę wraca do adresata.
OdpowiedzJa rozumiem, że większość komentujących miała trudne dzieciństwo. Och, tata bije po gębie i po parunastu razach można się przyzwyczaić. Jednak autorka nie miała za bardzo chęci, aby się z wami droczyć, udowadniając że jednak taka patologia to nie jest fajna sprawa. Ale cóż, na idiotów i debili nie ma rady.
OdpowiedzFajna historia, tylko kupy się nie trzyma: 1. List nie jest kierowany do autorki, a ta idzie do nauczycielki, żeby ta sprawdziła czy został wysłany, po co? 2. Wicedyrektorka jedzie jak chce po rodzicach, a ci nie są w stanie gęby otworzyć i zrównać ją z ziemią, ba biorą na wiarę każde słowo? Brakuje tylko dopiski, że ojciec to lubi sobie wypić i że jak autorka dostała liścia, to cała szkoła klaskała. Normalnie bajka z mchu i paproci.
OdpowiedzCzy semestr w szkołach nie kończy sie przypadkiem z końcem stycznia? Taka filmowa ta historyjka. Znowu Malinowa czy jak je tam było?
OdpowiedzJeśli autorka jest w maturalnej klasie technikum to faktycznie miała wystawienie ocen semestralnych do połowy grudnia. Co do reszty historii się nie wypowiem, bo co bym powiedziała już zostało napisane.
OdpowiedzJeśli ma ferie od 17 stycznia, to propozycje ocen wystawiane są również w połowie grudnia i przekazywane rodzicom. Tym bardziej, gdy komuś grozi jedynka.
OdpowiedzW żaden sposób nie popieram bicia Ciebie przez ojca a zwłaszcza w twarz. Jednak: te zebrania w okresie przedświątecznym po to, by wręczyć kartkę z przewidywanymi ocenami semestralnymi określają odpowiednie przepisy odgórne. Nauczyciele też skaczą z radości, że w okresie przedświątecznym musza je organizować, bo tez jakby są rodzicami (w większości) lub mają swoje rodziny. Po prostu przepisy ustanawiają obowiązek poinformowania rodziców o przewidywanej na semestr ocenie i każdy rodzic musi potwierdzić odbiór tej kartki podpisem ( w przypadku osoby pełnoletniej: taka osoba sama może odebrać kartkę i podpisać zobowiązanie, że rodzicom przekaże, o ile nie zastrzegła w sekretariacie inaczej). Dlaczego jest to takie wazne by dać tę nieszczęsną kartkę? Ano dlatego, że potem rodzice udają się do kuratorium, by podwazyć ocenę, gdyż nie zostali powiadomieni o ocenie przewidywanej dla ich dziecka na koniec semestru/toku szkolnego. Stąd też szkoła się zabezpiecza na wszelkie mozliwe sposoby, w tym wysyłając 'kartki' listem poleconym. Niemniej jednak, ani Twój ojciec ani dyrektorka nie zareagowali prawidłowo a ojciec wręcz nagannie.
OdpowiedzKiedyż to wszystko zdążyło się wydarzyć? i na dodatek "długo się zastanawiałaś"? Przez te 2 dni co to byliście teraz w szkole? Bo przed świętami było zebranie, a po świętach to tylko 2 dni w szkole były.
Odpowiedz@Vixen Napisałaś historię w sposób, który pozwala przypuszczać, że ojciec raczej nie był agresywny do tej pory. Jeśli faktycznie uderzył Ciebie po raz pierwszy to reakcja Twojej mamy jest co najmniej dziwna. Dojrzała kobieta po kilkunastu latach małżeństwa w momencie kryzysowej sytuacji przestaje się odzywać do swojego meża i postanwia rozwieść? Nie interesuje ją dlaczego do tego doszło czy przypadkiem coś jeszcze za tym się nie kryje? I wysyła mu pozew rozwodowy bez uprzedzenia go o tym? Listem poleconym?
OdpowiedzCiekawe, co zrobi jak ojciec tego listu nie odbierze, a przesyłka znów znajdzie się w skrzynce sąsiadów. :)
Odpowiedzbo oczywiscie powinna mu pozwolic na takie zachowanie skoro on nie widzi w tym nic dziwnego? bez skruchy i przyznania sie do winy, bez przeprosin osoby poszkodowanej. moze jeszcze vixen powinna przeprosic jego za to, ze ja uderzyl? wybacz ale ja tez bym sie rozwiodla z facetem, ktory uderzylby moje dziecko. bylam bita w dziecinstwie i pamietam swoj koszmar
OdpowiedzSpier.. jak najdalej od ojca... dobrze Wam radzę...
OdpowiedzWyolbrzymienie problemu na poziomie szkoły podstawowej. Świat się skończył, panienka dostała z liścia. Dodatkowo ma PODBITE oko. Klękajcie narody! Skąd u Ciebie taka wybujała wyobraźnia. Nawet jeżeli Twój tata uderzył Cię w twarz, to daję sobie rękę uciąć, że miałaś jedynie zaczerwienienie. Decyzji matki też można winszować - wszak wynika, że przez ileś lat pożycia podobna sytuacja się nie zdarzyła. A tu hops! puściły nerwy, stało się i rodzinka rozbita (dosłownie). Równowaga emocjonalna jak widzę, na najwyższym poziomie.
OdpowiedzGdyby moi rodzice rozwodzili się z sobą za każdym razem, gdy któreś z nich mnie uderzyło, musieliby zorganizować sobie na sądowym korytarzu coś w rodzaju mieszkania. Gdyby za każdym razem, kiedy dostałam niesprawiedliwie, zmieniało się moje życie, to byłabym niczym bączek kręcący się wciąż w kółko.
Odpowiedzto tylko wspolczuc rodzicow co nie jest zadnym argumentem dla autorki
OdpowiedzCo się ostatnio dzieje z tym portalem? Autorzy większości historii są praktycznie z miejsca posądzani o fake. Mam wrażenie, że te forum zaczyna mijać się z celem, bo dla niektórych najważniejszą rzeczą jest wytknąć innym, że rzekomo konfabulują. Osobiście nie widzę w tej historii niczego "podejrzanego", a jeśli nawet są jakieś drobne nieścisłości, to w końcu autorka sporo ostatnio przeżyła i jeśli będziemy się pastwić nad każdym napisanym słowem, to może lepiej nie piszmy nic.
OdpowiedzTen portal nie nazywa się "Moje wprawki literackie", a większość użytkowników nie lubi, jak im się kit wciska. Bo to bardzo nieładnie grać na cudzych emocjach robiąc z siebie ofiarę losu i oczekując współczucia, oraz wsparcia w sytuacji, gdy nie jest ono wcale potrzebne. TO (a nie "te") forum nie minie się z celem, póki historie w nim zamieszczane będą ciekawe i prawdziwe, a nie naciągnięte jak twarz po liftingu, z wyssaną z palca piekielnością. Co się ostatnio dzieje z tym portalem? Ano właśnie, co? Już się czasem tych - coraz częściej - zmyślonych opowiastek nawet komentować nie chce. A jeśli naprawdę nie widzisz niczego "podejrzanego" w tej historii, to - jedno z dwóch. Albo masz zaćmę, albo nie więcej niż czternaście lat.
OdpowiedzPrzyłożyć kurczakiem z zamrażalnika? Dobry pomysł.
OdpowiedzHeh. Ciekawa sprawa, ze po plaskaczu miałaś podbite oko. Chciałbym mieć taki cios! Dobrze, że zęby Ci jeszcze nie poleciały. O ile ogólnie zachowanie ojca jest naganne to ja jednak uważam, że to wcale nie miało miejsca. Dlaczego rodzice poprostu nie zerknęli do dziennika? Jak się nie dało do tradycyjnego to przecież teraz już właściwie każda szkoła ma taki dziennik w wersji elektronicznej. A autorka widzę, że internet ma. Dziwne jest też, że list polecony znaleziono w skrzynce i to jeszcze pod złym adresem. Wiem, że poczta potrafi ale coś wątpię. Czy córeczka jednak nie przechwyciła tego listu a jak sie koło dupy zaczęło palić nie podrzuciła sąsiadowi do skrzynki? Do tego nie jestem psychologiem ale wydaje mi się, że jeśli ojciec tak zareagował to albo nie panuje nad sobą co ciężko byłoby przez kilkanaście lat małżeństwa ukrywać, albo autorka wcale nie jest taka święta i ojciec poprostu już stracił cierpliwość. Tak czy owak mocno to wszystko naciągane.
OdpowiedzDokładnie, zgadzam się z Tobą, zamieściłam podobny komentarz :)
OdpowiedzNa pewno, do rozwodu przyczyniły się inne czynniki, a to zdarzenie przelało czarę goryczy.
OdpowiedzNa pewno, na pewno...
Odpowiedzjesli uwazacie, ze bicie dzieci to nic takiego, to wam gratuluje, a wszym dzieciom ( ewentualnym, obecnym i przyszlym) wspolczuje
OdpowiedzOgólnie zastanawia mnie też jedna kwestia, w sumie to trzy: -skoro była dobrą uczennicą (choć po przeczytaniu historii i komentarzy, wątpię), to czemu wokół tego listu powstało takie zamieszanie? -skoro rodzice tak strasznie chcieli poznać oceny córeczki,to w czym problem? Dyrektor powinien pokazać dziennik. A na dodatek teraz w większości szkół, nawet w moim małym miasteczku, są dzienniki elektroniczne, rodzic dostaje hasło i wszystko widzi: oceny, uwagi, nieobecności... -i jak już tak rozkręcili aferę z listem, to pytam: był jakiś problem, aby wysłać drugi dla świętego spokoju?? Przecież przesyłki/pocztówki/listy czasami giną... Dałam MOCNE, ale teraz żałuję, bo historia bez ładu i składu ;/
Odpowiedz