Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mamy domek letniskowy, wybudowany przez mojego dziadka w l. 70-80 w niewielkiej…

Mamy domek letniskowy, wybudowany przez mojego dziadka w l. 70-80 w niewielkiej wsi na pd. Polski. Co istotne, nie jest to typowa miejscowość letniskowa, a zwykła wieś, w której gmina postanowiła odrolnić kilka działek, nie nadających się pod uprawy, więc oprócz nas i raptem 4 sąsiadów, reszta mieszkańców to lokalsi - i to o nich będzie historia, a właściwie seria historii, które miały miejsce od końca l. 80 do dziś.

- babcię budzi hałas na zewnątrz. W ogrodzie kręci się daleki sąsiad. Na widok babci oświadcza: "dzień dobry, ja po grzybki przyszedłem". I dalej zbiera nasze maślaki

- z ogrodu znikały porzeczki. Powoli, ale znikały. Zagadka wyjaśniła się po kilku dniach, gdy zobaczyłam może 5-letnią dziewczynkę, która z metalowym kubeczkiem i miną zawodowego szpiega czatowała pod naszą bramą, czekając aż wyjdziemy na spacer. Mama ją wysłała, żeby sobie pozbierała pod naszą nieobecność.

- w ogrodzie rośnie krzew winogron. Dzięki polskim genom owoce składają się w 90% z pestek i skórki a dzięki (ponoć) burgundzkim mają wysoką zawartość garbników. Znaczy się są kwaśne jak skurczybyk i w zasadzie niejadalne. Mimo to kilka lat temu postanowiłam produkować z nich własne wino. Udało się... dwa razy. Później już nigdy nie dotrwały do winobrania. Ani jedno. Na pewno nie przez ptaki, bo one raczej nie ucinają całych kiści i nie zadeptują trawnika ;)

- po dłuższej nieobecności zastaliśmy rozerwaną siatkę pomiędzy naszą działką a błotnistym nieużytkiem obok. Załataliśmy. Sąsiad przychodzi z pretensjami, bo będzie musiał prowadzić krowy z pastwiska naokoło

- innego dnia, inny sąsiad przychodzi z prośbą - żebyśmy zamykali bramę zewnętrzną tylko na zamek a nie na łańcuch z kłódką, bo przez niego nie może się dostać na działkę. A jak robił to do tej pory? Zdejmował metalową furtkę z zawiasów, a potem (jak to wytłumaczyć?...) delikatnie wysuwał ją wraz z ryglem z drugiej części zamka, osadzonej na słupku.

- do ok. 2000 r. po każdej roślince wkopanej do ogrodu po max. miesiącu zostawała dziura w ziemi

- pewnego dnia grupa sąsiadów-lokalsów weszła do ogrodu sąsiada-letnika z wiadrami i zydelkami, żeby zebrać porzeczki. Robili to bez skrępowania na naszych oczach, więc nikomu nie przyszło do głowy, że nie mają zgody właściciela. Właściciel bardzo się zdziwił, gdy przyjechał kilka dni później zebrać swoje porzeczki. Co ciekawe, zbieracze mieli klucze do ogrodu, bo sąsiad płacił im co miesiąc całkiem sporą kwotę za "dbanie o ogród".

- jednym z letników był emerytowany ksiądz, świetny człowiek, który m.in. odprawiał msze przed swoim domem w czasach głębokiej komuny. Kupił kiedyś deski od miejscowych i złożył je obok domu. Tej samej nocy nakrył wynoszących je złodziei. "Bo proszę księdza, myśmy chcieli je tylko wymienić na lepsze". Tak, to ci sami, którzy mu je wcześniej sprzedali.

- inna sąsiadka wróciła z Zachodu u samego schyłku komuny. Nie miała czasu, żeby doglądać prac, więc postanowiła wybudować dom tak, jak robi się to zagranicą - dając miejscowym robotnikom projekt i pełnomocnictwo do swojego rachunku. Dzięki kreatywnej księgowości był to najdroższy dom jaki powstał w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. A ma ok. 100 m2 ;)

- bez naszej wiedzy ścięto zdrowy, stary dąb, rosnący na naszej działce, ale już za ogrodzeniem, przy drodze. "Bo nam za dużo liści leciało na działkę"

- zlecaliśmy miejscowym "złotym rączkom" drobne roboty, płacąc uczciwe stawki. Ale farba na dachu przetrwała rok, płytki były położone krzywo a na zrobienie balkonu (niestety zapłacone z góry, bo "panie, materiały muszę kupić") czekamy już cztery lata. Materiałów też nie kupili. Więc już nigdy nikomu z nich nie zlecimy nawet przykręcenia śrubki.

- co kilka lat powraca pomysł założenia kanalizacji. Letnicy są za, miejscowi protestują. Dopóki można spuścić zawartość szamba do strumyczka płynącego pod lasem, po co przepłacać?

Nie chodzi mi o te porzeczki, winogrona i garść grzybów, ale ich mentalność. Przez te wszystkie lata żyliśmy z nimi zgodzie. Z wyjątkiem wspomnianej sąsiadki wszyscy przyjezdni byli zwykłymi szaraczkami, budującymi domki własnymi rękami, nie związanymi w żaden sposób z władzami i/lub partią, biedniejszymi nawet od lokalsów, którzy nielegalnie handlowali mięsem ;) My nadal pracujemy w budżetówce, za to prawie wszyscy miejscowi w ciągu ostatnich 20 lat zarobili "na saksach" na wielkie domy z ogródkami wymuskanymi jak na Wisteria Lane, pod którymi stoją po dwa auta i kilkanaście gipsowych krasnali. Mimo to nikomu z nich nie przyszło do głowy, żeby kupić sobie krzaczek porzeczek za 10 zł zamiast zbierać cudze, zasadzić jakieś słodkie winogrona tokajskie zamiast kraść nasze, wykręcające mordę i uczciwie wykonać zleconą pracę, by dostać kolejne fuchy.

by inga
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
2 30

fenir, nie warto. To jest idiota - nie zrozumie.

Odpowiedz
avatar dnr
20 28

Obydwaj są siebie warci :) A co do historii- aż przykro się czyta, że ludzie mogą być tak beznadziejni.

Odpowiedz
avatar MrSpook
23 25

Tym chata bogata, co nakradnie tata...

Odpowiedz
avatar blondasek
24 28

A wystarczyło zrobić jak znajomy. Płot podpinał pod pastucha. Drzewka do czasu zbiory były obsadzone zwykłymi, przykrytymi liśćmi wnykami. Po paru dniach trzech sąsiadów i babka kuśtykało dziwnie na jedną nogę. W końcu posadził wysokie krzewy dokoła i ma tylko jedno "wyjście". Odpowiednio zabezpieczone dla nieznajomych. Ostatnio ktoś dwie opony stracił, jak go nie było :)

Odpowiedz
avatar MrSpook
18 20

Mój chrzestny musi na jesień iglaki jakimś obornikiem/gnojówką spryskać... bo lokalne skur.ysyny potrafiły całą szkółkę leśną jednej nocy wyciąć...

Odpowiedz
avatar shadowy_name
29 33

Macie świadomość, że nic nie robiąc dajecie ludziom sygnał, że to co robią jest "w porządku"? Rozumiem, że z sąsiadami niby trzeba w zgodzie, ale są jakieś granice!

Odpowiedz
avatar inga
8 14

Co mamy zrobić? Sąsiedzi od grzybów, zdejmowania bramki i prowadzania krowy dostali ochrzan, sąsiedzi od porzeczek - ochrzan od właściciela. Kto kradnie winogrona - nie wiemy, nikogo za rękę nie złapaliśmy, a żaden sąsiad się przecież nie przyzna. Opisane historie rozgrywały się na przestrzeni ponad 20 lat, przy tym we wsi nigdy nie zdarzyła się poważna kradzież, więc nie chcemy wytaczać przysłowiowych armat przeciw wróblom. Mam tylko nadzieję, że wino wychodzi im jeszcze gorsz niż moje ;)

Odpowiedz
avatar shadowy_name
2 4

Ochrzan jest lepszy niż nie robienie niczego. Mam nadzieję, że chociaż podziałał?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 10

Ah skąd to znam... no tak też mieliśmy domek na wsi. Szybkofruwająca sól zdziałała cuda.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
33 35

A może by tak w ramach "zwyczajów" panujących w okolicy, na bezczelnego pójść do ogródka winowajców i samemu okazać że nasiąkliście już miejscową kulturą i poszanowaniem własności prywatnej ? :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 10

Eh, miastowi, realiów głębokiej wsi nie znajo:) Inga ma rację, ptoki z pniokami niech nie zaczynajo, bo dla ptoków dobrze się to nie skończy.

Odpowiedz
avatar Zmora
2 6

Ach, winogrona. Jeszcze do tego te cudowne, fioletowe wykręcacze twarzy (są podobne zielone, ale nie umywają się do fioletowych jeśli chodzi o kwaśny smak). Za jednym takim krzaczkiem ze 3 lata jeździliśmy, bo bardzo chcieliśmy je zdobyć. Teraz te pół-dzikie paskudztwo zdominowało 4 inne krzaki właśnie zielonych winogron i mamy tego tyle, że nie mamy co z tym robić. Znaczy wino robimy (Podobno bardzo dobre, wszyscy sobie chwalą. Ja nie próbowałam, bo ja w ogóle alkoholu nie tykam.), dżemy robimy, soki robimy (bardzo smaczne również), ale najlepsze to one są do jedzenia. Ty mówisz, że one są niejadalne, a moja rodzina (z wyjątkiem mamy, która czasem ponarzeka, ale i tak zje) za nimi przepada. Niestety po ojcu język geograficzny odziedziczyłam (tyle, że w paskudniejszej formie niż on ma) i od nadmiaru kwasu często boli mnie jak diabli, a i tak wsuwam te winogrona, bo smaczne są niesamowicie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 11

Aż chciałoby się zakrzyknąć za Kochanowskim "Wsi spokojna, wsi wesoła!"... Chciałoby się, do czasu. A może tak lokalnym zwyczajem iść do jednego sąsiada podpieprzyć mu jakieś jabłka, innemu winogrona, jeszcze innemu zostawić na pamiątkę po krzaczku samą dziurę. Pokazać im, że jednak przysłowie "kto z kim przystaje takim się staje" nie wzięło się z niczego. W tym wszystkim szkoda tylko, że w niektórych miejscach zatrzymał się nie tylko czas, ale i dziwna ludzka mentalność, że "mi się należy bo tak"...

Odpowiedz
avatar Palring
7 7

Z mojej działki jakaś świnia ukradła cztery sadzonki winogron :( Do tej pory ktoś po niej jeździ, bo zrobił sobie skrót.. pomimo tego, że tak samo mógłby dojechać inną drogą. Nie rozumiem, po co wjeżdża na jedną drogę polną (dalej od wsi), przejeżdża przez moją działkę tylko po to, aby dojechać do drugiej drogi polnej, która (żeby było śmieszniej) ma kolejne połączenie nieco dalej. Głupota? Przyzwyczajenie?

Odpowiedz
avatar Dysfolid
10 10

Powyrastały piękne domy, stoją po dwa samochody i krasnale straszą w ogrodach, ale kanalizacji nie zrobią, wolą wąchać aromaty szamba swojego i sąsiadów. To jest prawdziwa wsiowa mentalność. Trochę jak u pewnego gospodarza, gdzie bywałam po sąsiedzku na wakacjach. Był salon, dywany, wielki telewizor i kryształy w "segmentach", ale wszystko zamknięte na klucz. Pokazali i zaprosili do tzw. letniej kuchni, czyli baraku na podwórku, gdzie się żyło, siedziało, gotowało dla ludzi i dla świń. Łazienka, taka miastowa, też była a jakże, ale domownicy srali do wygódki. Łazienka wysprzątana stała tylko na pokaz. Nawet papieru tam nie było, bo nikt nie chodził i nie używał.

Odpowiedz
avatar Muerte
5 5

Zjawisko białej i czarnej izby egzystuje jeszcze w wielu góralskich chatach w Chochołowie, a także w domach niejednego polskiego emigranta. Byłem raz w polskim domu w nowojorskim Queens. Wszystkie sofy i skórzane fotele w salonie miały futerały z grubej folii plastikowej, niezdejmowane do siedzenia. Dywanik w pokoju gościnnym (w innych też) był odwrócony włosem do podłogi. Może byłem niegodnym gościem? Właściciele - bezdzietne małżeństwo pod pięćdziesiątkę...

Odpowiedz
avatar Mirame
0 6

To jednak jest ta stereotypowa mentalność. Mieszkam w USA, nikt tutaj płotów nie posiada - ot, drzewa, krzaczki, czy jakaś grzadka oddzielają od siebie teren danego domu. Mimo tego do głowy by nikomu nie przyszło, żeby komuś choć kamyczek ukraść z jego ogrodu.

Odpowiedz
avatar emigrant
6 6

wsiok jest wsiokiem. mieszkam teraz z takim chu.em co to o sprawiedliwosci i uczciwosci mowi non stop, i jacy wszyscy ludzie sa zli, a sam ze szwagrem ma na wsi na podkarpaciu najlepsza chate,ale trzeba oszczedzac i scieki do lasku wylewa. dziad je.any

Odpowiedz
avatar niki1990
0 0

Typowa mentalność wsiura. Złodziej, cham i menda nie szanującą cudzej własności. Zamiast siatki betonowy płot, zamiast lichej bramy i furtki te porządniejsze. Oprócz tego alarm oraz trzy owczarki kauaskie. A jak to nie pomoże, to ustawić się z wiatrówką i walić im nad głowami. Gwarantuję, pomaga, sprawdzone na własnej skórze.

Odpowiedz
Udostępnij