Artykuł w internecie o zachowaniu ludzi w teatrach, przypomniał mi jedno bardzo irytujące zdarzenie. Do teatru zdarza mi się chodzić kilka razy w roku i niemal zawsze okazuje się, że ktoś zapomniał wyłączyć telefon, o czym cała widownia dowiaduje się w środku sztuki.
Raz byłam ze znajomą na sztuce w bardzo kameralnym teatrze - mała sala, mogąca pomieścić ok. 40 osób, scena była dosyć blisko widowni. Niemal wszystkie miejsca zajęte. Nagle, po jakiś 20 minutach od rozpoczęcia wchodzi spóźnialska i zaczyna przepychać się w stronę swojego miejsca - a że siedziała w tylnym rzędzie, to łatwo sobie wyobrazić, jaką wzbudziła irytację. Minęło jakieś 10 minut, gdy jej telefon zaczął dzwonić. Minęła dobra minuta, zanim znalazła telefon w torbie, a potem... odebrała go i zaczęła mówić, że teraz nie może rozmawiać, bo jest w teatrze.
Jakiś czas później, nastąpiła kulminacja - telefon spóźnialskiej znowu zaczął dzwonić, a ona znowu zaczęła szukać go w swojej przepastnej torbie. W tym momencie, jej sąsiad stracił nad sobą panowanie i rzucił na tyle głośno, że usłyszały go co najmniej dwa rzędy:
- Czy Pani jest k***** niedorozwinięta?
Widać odniosło to jakiś efekt, gdyż reszta przedstawienia upłynęła w ciszy.
Teatr
pozwolono jej wejść do teatru po rozpoczęciu przedstawienia? Też zdarza mi się chodzić do teatrów różnych, za każdym razem zewnętrzne drzwi są zamykane, spóźnialscy całują tylko klamki
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 października 2013 o 8:51
Niestety, nie w każdym teatrze praktykują ten zwyczaj.
OdpowiedzOprócz tego, co pisze @Marr (po co są słynne teatralne dzwonki?), wspomnę tylko, że środowisko teatromanów najwidoczniej schodzi na psy, skoro facet publicznie rzucający ku****i jest w nim bohaterem pozytywnym...
OdpowiedzSmutne, rzeczywiście, ale z niektórymi trzeba rozmawiać w języku, jaki są zdolni zrozumieć. Ty co byś zrobił w takiej sytuacji?
OdpowiedzZapewne powiedział kobiecie, żeby wyłączyła telefon, bo przeszkadza. I najprawdopodobniej nie usłyszałby go nikt poza najbliższym otoczeniem. Ale my truskawki cukrem...
OdpowiedzTaczer, ale tu nie chodziło o to, żeby stwierdzić oczywistość, tylko żeby skłonić ją zmiany postępowania. Podejrzewam, że bez tej "k...y" w zdaniu można by do niej długo przemawiać, bo niewątpliwie zdawała sobie sprawę, że przeszkadza. Zwyczajnie nie obeszło jej to na tyle, żeby jednak wyłączyła komórkę od razu, jak powinna. Widać należy do osób, które zdań bez takiego "wzmocnienia" nie biorą sobie do serca. Ja też nie mam ochoty słuchać, jak ktoś bluzga w teatrze, ale z dwojga złego lepszy jeden bluzg, niż popisy paniusi, która co parę minut będzie szeptać, że teraz nie rozmawia.
OdpowiedzPodejrzewasz, nie wiesz na pewno, Naa. Nie widzę w opisie żadnej innej próby wpływu na tę mało kulturalną osobę. Czego się nauczyła? 1. Że w teatrze należy wyłączyć komórkę (najpóźniej po drugim telefonie ;); 2. Że w teatrze darcie dzioba na cały regulator jest zachowaniem akceptowanym i wspieranym przez otoczenie. Ja chyba jednak z innej bajki jestem. Cel nie uświęca środków a ryk w tylnych rzędach dekoncentruje aktorów chyba nawet bardziej niż komórka. Dla mnie zachowanie gościa niczym się od jednokomórkowej baby nie różni.
OdpowiedzRóżnice są dwie: 1. Paniusia paplała przez telefon przez nikogo nie sprowokowana, z własnej woli wybrała lekceważenie powszechnie uznawanych zasad, a mężczyzna, który ją uciszał, zareagował na bardzo niestosowne zachowanie kogoś innego. 2. Gdy ona gadała, na pewno nikt na sali nie był zadowolony, a gdy odezwał się ten mężczyzna, z pewnością część obecnych bardzo się z tego ucieszyła. Nie z formy, rzecz jasna, ale z tego, że babę wreszcie ktoś przymknie, i to w sposób, raczej wykluczający dyskusję, czyli dalsze hałasy z jej strony. A co zwracania uwagi po cichutku: jeśli było to wcześniej robione tak, żeby nikt nie słyszał, to w opisie sytuacji słowa na ten temat być nie może, z definicji, więc i wykluczyć tego nie można... Poza tym ta kobieta i bez uwag doskonale wiedziała, że przeszkadza, i w tym problem.
OdpowiedzWidać, że teatr zaczyna zaglądać pod strzechy. Jak w ruskim cyrku - i śmieszno, i straszno.
OdpowiedzOstatnio w Sali Kongresowej siedziały przede mną cztery na oko 15-tki jak nie chichotały to szeptały, jak nie szeptały to siedziały na fb na swoich smartfonach, gdy któryś zadzwonił odbierały bez więszego skrępowania i "teatralnym szeptem" informowały, że zadzwonią później bo teraz "jakaś orkiestra gra", później same zaczęły dzwonić i machać telefonami w powietrzu żeby sobie znajomi muzyki posłuchali. Zwracanie uwagi działało na 2 minuty...
OdpowiedzMasakra...
OdpowiedzA wielka torba jest "przepastna", nie "nieprzepastna".
OdpowiedzChciałam się do tego przyczepić, ale... lepiej, że zrobiłaś to pierwsza. ; )
OdpowiedzZnajomy pracujący w teatrze ma taką praktykę: gdy w trakcie przedstawienia zadzwoni komórka zatrzymuje przedstawienie i wyprasza właściciela z widowni. Niestety to nie kino, aktorzy pracują, koncentrują się na granej roli i nie mogą być rozpraszani.
OdpowiedzBłąd polega na tym, że z teatru który zasadniczo był rozrywką odpustowo-jarmarczną uczyniono jakieś wielkie "misterium" i ośrodek kultury wysokiej. A przecież nie zawsze tak było. Aktorzy szekspirowscy grali pośrodku londyńskiego brudu, smrodu i ubóstwa, pomiędzy tańczącym niedźwiedziem a kuglarzem połykającym miecze. Dopiero wraz z Oświeceniem zaczął się pewnego rodzaju snobizm na teatr, gdzie wyfiokowane panienki w perukach siadały sobie w lożach i uczyniono z tego wręcz świątynię taką "ą ę". Ja bym postulował strącenie sztuki teatralnej z piedestału, jej odbrązowienie i powrót do tradycji teatru elżbietańskiego czy też ulicznego, gdzie jest interakcja z widzem, nie ma klasycznej widowni z fotelami, ale pod sceną tłoczy się ciżba ludzka i ten dzwoniący telefon może być jakoś twórczo wykorzystany np. na skutek improwizacji.
OdpowiedzAle przecież masz też i teatry uliczne. Co w tym złego, aby wymagać pewnych postaw w teatrze 'z górnej półki'? To tak jak byś zrównywał filharmonię i ulicznych grajków. Naprawdę musimy równać w dół w każdej dziedzinie życia aby folgować prostakom, debilom, chamom itp?
OdpowiedzNiestety tak, gdyż człowiek jest zwierzęciem, a wszelkie przejawy kultury wysokiej są jakimś rodzajem tłumienia instynktów pierwotnych. My to nazywamy cywilizacją i bawimy się we wzniosłe uczucia, ale wystarczy tylko gdy przyjdzie głód i wojna, to człowiek momentalnie odrzuca maskę bycia kulturalnym i chce tylko nażreć się, wyspać i uprawiać seks bo nie wiadomo co będzie jutro. Na co dzień człowiek udaje że jest szlachetny, grzeczny i uprzejmy, uwielbia teatr i sztukę, lecz biologii i tych instynktów które siedzą w nim po przodkach nie oszuka i w głębi duszy każdy jest egoistycznym chamem, będącym grzecznym "bo tak wypada". Prostakiem jestem ja, Ty, Stephen Hawking, Dalajlama i Bogusław Kaczyński. Wszystko weryfikują sytuacje ekstremalne, w Auschwitz kradli jedzenie i donosili ss-manom w równym stopniu profesorowie, malarze jak i prości robotnicy.
OdpowiedzZnowu się z Tobą zgadzam prawie w całości, oprócz jednego elementu: a niech sobie kultura wysoka istnieje. Bawmy się w cywilizację i jej normy dopóki mamy co jeść i jest spokój, w końcu jak nie teraz to kiedy? Miejmy na boku plan na wojnę klasyczną, zombie i co tam jeszcze. Ale zostawmy ludziom ich złudzenia. To takie złe?
OdpowiedzNo pewnie, że jak przyjdzie głód to się o teatrze nie myśli. To jest piramida potrzeb, dopiero po zaspokojeniu podstawowych przychodzi czas i miejsce na inne. Co nie znaczy, że chęć obcowania z kulturą wysoką nie jest potrzebą. Jest, tylko że nie pierwszorzędną.
Odpowiedz