Kolega przegiął. Ale czy nie miał racji?
Mam kolegę, który jeśli nie jest pewien swojej wiedzy w danym temacie to się nie odzywa. Ale jeśli jest pewny swoich racji to potrafi wygrać dyskusję z każdym. Jest jeden warunek. Musi być wystarczająco trzeźwy, żeby składać zdania, a zdarzało mi się go już widzieć po takiej ilości alkoholu, iż mimo, że rozumiałem o co mu chodzi i o dziwo nadal argumenty były sensowne to nie był w stanie się wysłowić i 5 minut składał jedno zdanie. Natomiast jeśli jest tylko podpity, to w dyskusji nie przebiera w słowach.
Nieraz zdarzało mu się pojawić na uczelni pod wpływem alkoholu. I tak było też dziś. Nie był jakoś bardzo pijany, raczej wstawiony. Był to wykład, więc nic nie zapowiadało katastrofy: posiedzi, pogra na telefonie, podpisze listę obecności i pójdzie do domu.
Jednak wykładowca postanowiła zacząć wykład od polityki, konkretnie wczorajszego referendum. Po co, skoro rzecz nie dzieje się w Warszawie, a kierunek z polityką, ani prawem niezwiązany? Nie wiem.
W: Już wczoraj napływały informacje o oczywistych fałszerstwach władzy. Nie wiem czy państwo słyszeli. Na listach uprawnionych do głosowania znajdowały się martwe osoby. To oczywisty skandal, gdyż w ten sposób obniżono frekwencję, dodatkowe osoby na listach do głosowania obniżyły procentowy współczynnik frekwencji i wpłynęły na nieważność referendum, ponieważ nie osiągnięto 29%.
Kilka osób na sali zaczęło szeptać. Kolega jednak nie szeptał, powiedział tak, że było go dokładnie słychać w całej 500 osobowej auli.
K: Pan kłamię. Albo jest pan idiotą. Nie wiem co gorsze.
W: Słucham?! Jak pan się nazywa?!
K: Żeby referendum było ważne musiało wziąć w nim udział 60% osób liczonych z ważnych głosów w wyborach z 2010 roku. Inaczej 3/5. 3/5 razy liczba głosów daje wynik liczbowy, a nie procentowy. Tym wynikiem dla referendum było 389 tysięcy z groszami. To, że telewizja na kółeczku pokazała 29% nie ma znaczenia. Nawet jakby Tusk rano w dzień wyborów obleciał komisje wyborcze i długopisem dopisał do list 5 miliardów osób, to nadal do ważności referendum potrzeba 389 tysięcy, mimo, że będzie to jedna setna procenta na kółeczku w telewizji. Jeśli pan to wie i opowiada takie rzeczy, to jest pan kłamcą. Jeśli pan tego nie wie, a mimo to opowiada takie rzeczy to jest pan idiotą. I zaciera pan problem, bo problemem jest to, że martwe osoby na listach wyborczych się znalazły. To jest skandal. Ale nie miały wpływu na wynik. A pan swoim pieprzeniem o fałszerstwie wyników zaciera ten problem.
Oburzony wykładowca zaczął pytać jak kolega się nazywa, jednak ten miał na tyle instynktu samozachowawczego, że od razu po swojej wypowiedzi wstał i ruszył do drzwi. Nikt z pozostałych na sali nie odpowiedział na pytanie o jego nazwisko.
Student pod wpływem alkoholu w czasie zajęć odnoszący się w ten sposób do wykładowcy jest zjawiskiem nagannym. Ale co powiedzieć o człowieku ze stopniem doktora mówiącym nie na temat i wprowadzającym studentów w błąd?
A komentarz kolegi gdy się z nim później spotkałem: "egzamin dopiero latem, zapuszczę brodę, przefarbuję włosy i jakoś to będzie".
Idiotą tutaj jest raczej ten kolega.
OdpowiedzChamem jak najbardziej. Ale idiotą? Merytorycznie miał rację. Sposób wyrażenia tej racji był naganny o czym napisałem już w pierwszej linijce i powtórzyłem w zakończeniu. Ale merytorycznie to nadal on miał rację.
OdpowiedzTo, że ktoś ma rację, nie upoważnia go do takiego sposobu wyrażania swoich myśli i to jeszcze w miejscu, które powinno szczególnie obligować do zachowania kultury osobistej.
Odpowiedz@monikamaria No i właśnie dlatego stwierdziłem, że jest chamem?
OdpowiedzW pierwszych słowach historii piszesz: "Kolega przegiął. Ale czy nie miał racji?" Więc odpowiadam Ci, że racja jest w tym przypadku sprawą mniej istotną niż sposób i okoliczności jej wyrażenia. Nie wyobrażam sobie uczelni, na której poziom dyskusji upadł tak nisko, że dopuszcza się wyzywanie wykładowcy od idiotów przez pijanego studenta. Nawet tu, w internecie, na piekielnych nawołuje sie do przestrzegania pewnych zasad dyskusji, nie odwoływanie się do argumentów ad personam, nie obrażanie innych uczestników polemiki, choćby byli w błedzie. Tak, Twój kolega jest chamem, a Ty bronisz go, mówiąc, że merytorycznie to on miał rację. No miał, no i co w związku z tym? Czy ten fakt upoważnia go do wystąpienia tego rodzaju?
OdpowiedzOboje są idiotami tylko, że tak jakby w innych aspektach. Student to po prostu cham i prostak ale nie głupi, dla niego jest jeszcze szansa jak przemyśli swoje zachowanie i nauczy nieco dyplomacji, i ogarnie kiedy należy trzymać język za zębami. Zaś doktor popisał się totalnym niezrozumieniem tematu i brakiem krytycznego podejścia do zasłyszanych informacji co nie jest cechą ludzi inteligentnych. Jeśli gościu po prostu miał zły dzień to chamstwo studenta dodatkowo wzrasta ale jeśli zachowanie doktora jest dla niego typowe to w końcu ktoś mu zwrócił uwagę na jego ignorancję. Co dalej nie zmienia faktu, że student powinien podjąć i prowadzić dyskusję kulturalnie.
Odpowiedz@monikamaria wow naprawde uwazasz ze bycie milym jest wazniejsze od posiadania racji? no to jest juz smieszne dla mnie. ok student byl chamem, ale ostatecznie uzyl slowa idiota, ktore moim zdaniem nie jest az tak obrazliwe, zwlaszcze ze poparl to argumentem, czyli co student nie ma prawa stwierdzic ze wykladowca nie ma racji? no a jak sie nazywa kogos kto nie ma racji, nie zna sie , a wyraza swoja opinie? bo ja nazwalabym takiego czlowieka idiota. no ale oczywiscie w takiej sytuacji jest to strzal w stope, bo idiotow w tym kraju jest duzo, ale od niektorych zaleza nasze studia, kariera, nawet zycie, wiec czasem lepiej zachowac ta opinie dla siebie.
OdpowiedzUważam, że wszelkiego rodzaju dyskusje nalezy prowadzić w sposób kulturalny. Jeżeli zwracamy uwagę komuś, kto w nawet oczywisty sposób tkwi w błędnym przekonaniu, to na pewno nazwanie go idiotą nie sprawi, ze chętniej nas wysłucha, uzna nasze argumenty i uderzy się w piersi z okrzykiem mea culpa. Zwłaszcza, jeśli ten ktoś jest wykładowcą i zostaje w ten sposób obrażony przy świadkach. Student ma pełne prawo wytknąć bład prowadzącemu, ale nie w sposób, który urąga czyjejs godności i powadze uczelni.
OdpowiedzUdowodniono, że dyskusje bardzo rzadko prowadzą do konsensu - obie strony zbyt chętnie okopują się na swoich pozycjach, by uznać racje przeciwnika. Nie sądzę, by pan doktor z historii był wyjątkiem. Według mnie w takiej sytuacji uzasadnione jest zmieszanie z błotem rozmówcy; przynajmniej będzie się miało satysfakcję, a widownia może zapamięta, kto jest idiotą.
Odpowiedz>nie upoważnia go do takiego sposobu wyrażania swoich myśli O co ci chodzi? Przecież nie przeklinał. A nie raz zdarza się, że ktoś nazwie kogoś idiotą lub głupim. Tylko nauczyciel może? Jemu to dopiero nie wypada!!
OdpowiedzJak czytam takie rzeczy to mi ręce i witki i wszystko inne opada... Przyjść na wykład pijanym..? I to ma być przyszłość narodu..?
OdpowiedzPrzyszłość narodu uczca się od idiotów. Tak czy siak jest źle.
OdpowiedzHebi, spokojnie, u nas na egzaminy przychodzili podpici, a po egzaminie od razu do baru :)
Odpowiedzihoujin, o ile pamiętam, to jesteś po medycynie, a to wiele tłumaczy... ;-P
OdpowiedzPo egzaminie to sobie może chlać ile wlezie (byleby na ewentualne zajęcia dnia kolejnego był trzeźwy) :P Naprawdę nie mieści mi się w głowie jak można przyjść na zajęcia (a tym bardziej na egzamin!) pijanym... Na miejscu wykładowcy, który przyłapie na czymś takim studenta nie popuściłabym.
OdpowiedzNo to chyba zależy od tego czego dotyczy egzamin - jeśli jest to egzamin na prawo jazdy albo ogólnie "egzamin z bycia trzeźwym" to masz rację ale co ma piernik do wiatraka? Jeśli student przyjdzie na egzamin napruty do prawie nie przytomności ale napisze - wszystko dobrze - na 5 to co ma jej nie dostać "bo był pijany" (a egzamin np. ze statystyki)? Wykładowca sprawdza wiedzę studentów i tylko to powinno być brane pod uwagę.
OdpowiedzPrzeglądam piekielnych od ponad 5ciu lat, w sumie regularnie w pracy... i dopiero ten komentarz doprowadził do tego, że założyłem konto. Ludzie - gdzie jest logika ?! Po co pisać takie bzdury bez myślenia. Egzamin ma sprawdzić wiedzę studenta, tak? tak. Na wykładzie student ma zdobyć nową wiedzę, tak? tak. To skoro komuś nie przeszkadza robienie tego po alkoholu to co Wam to przeszkadza ? To jest własnie piekielność tego narodu - brak logicznego myślenia. Egzamin pisemny ma sprawdzić wiedzę studenta - nie jego stan upojenia. Tylko to powinno byc brane pod uwagę a nie jakies uprzedzenia jak Pani powyżej - "pił to be". Trochę myślenia bo ten kraj zginie całkiem. (oczywiście egzaminy praktyczne czy na prawo jazdy to zupełnie inna bajka ale nie o tym mówimy!).
Odpowiedzdopiero zauważyłam - broń mnie Boże, medycyny nie robiłam, co więcej - nawet bym się na nią nie dostała :D Niestety, nie mam możliwości powiedzieć, czy zdał z tego egzaminu czy nie (raczej to drugie). Dla mnie to też nie do przejścia, ale ja bardziej się sobą przejmowałam. Uh, i proszę się powstrzymać od komentowania czegoś, o cyzm nie macie pojęcia, dziękuję, dobranoc.
OdpowiedzNiedouczenie kadry "naukowej" na poziomie WOSu z podstawówki to skandal. Pijany student na wykładzie - również. Historia jest piekielna, ale referendum nie ma tu nic do rzeczy.
OdpowiedzZachowanie kolegi skandaliczne. Nie dość, że przychodzi na wykład pod wpływem alkoholu, co już nie mieści mi się w głowie, to jeszcze zwracając uwagę wykładowcy wyzywa go od idiotów.O tempora, o mores. Bledną przy tym wyczynie farmazony szanownego pana doktora, bo choć popisał się ignorancją, to popis "studenta" jest o wiele bardziej piekielny. Co to w ogóle za uczelnia??? Omijać z daleka.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 października 2013 o 10:29
Jak dla mnie obaj są piekielni. A portal jest o piekielnych właśnie. Uniwersytet w jednym z większych miast.
OdpowiedzFaktycznie chce się wykrzyknąć "o tempora, o mores", gdy czyta się, że bycie kłamcą lub idiotą na stanowisku wykładowcy jest mniejszym grzechem od chamstwa i pijaństwa w wykonaniu studenta.
OdpowiedzEj podaj może nazwę uczelni, może komuś to pomoże w przyszłości... Pijany (zresztą jak wynika z historii nie pierwszy raz) student, niedouczony lub co gorsze świadomie przeinaczający fakty doktor (pewnie myśli, że walczy z dyktaturą i pachołkami Moskwy), wyzwiska na sali wykładowej, chodzenie na wykłady po to, by pograć w gry na telefonie czy komputerze i podpisać listę obecności... To jakaś szkoła specjalna?
Odpowiedz"To jakaś szkoła specjalna?" - Nie to obraz polskiego szkolnictwa wyższego.
OdpowiedzNie, to dzisiejsza norma ,,naukowa''
OdpowiedzSmokku- to, że masz rację, przeraża mnie najbardziej. A potem młodzi, dynamiczni, znawcy zarządzania polem namiotowym nie mają pracy i narzekają na kraj.
OdpowiedzCiekawi mnie jak na wykładzie można ukryć komputer by w niego grać
Odpowiedz@ Vivian Laptop przed studentem to już norma ;) Jedni piszą notatki na kompie, inni grają- nikt im nie zagląda w monitor. 99% prowadzących ma laptopy na zajęciach. Ja jednak wolę zeszyt- nieekonomiczne i nieekologiczne ;<
Odpowiedz@Vivian: U mnie na uczelni można grać, a nawet przeglądać Internet, bo zarówno na aulach jak i w salach ćwiczeniowych jest darmowe WiFi. Nie ukrywajmy - na większości uczelni wykładowcy mają w głębokim poważaniu, co studenci robią podczas wykładu. Można spać, rozwiązywać krzyżówki, całować się (znam taką jedną nienasyconą parkę), a nawet pić piwo. Wykładowca robi swoje, a pracę studenta zweryfikuje egzamin lub po prostu życie. Ważne, że hajs się zgadza.
Odpowiedz@Megera to gdzie studiujesz? U mnie za 'olewanie' wywalają z wykładów. To nie jest liceum i wykładowa nie bierze odpowiedzialności jak coś się stanie studentowi w czasie gdy powinien być na zajęciach. Za listę obecności tylko z niektórych przedmiotów są dodatkowe punkty a niektórzy w ogóle nie sprawdzają. A co do laptopów, na polibudzie raczej się nie przydaje, nie da się w szybki sposób pisać równań, rysować wykresów, schematów itp.
Odpowiedz@Yumka: Aula mieści jakieś 350 osób, czyli duża. Wykładowca siedzi przy katedrze przez cały wykład. W jaki sposób ma zauważyć, że student zamiast na laptopie notować to siedzi w necie? Albo rozwiązuje krzyżówkę? Nie wiem, mam wytłumaczyć, jak wyglądają krzesła na takiej auli? Dziwi mnie zdziwienie niektórych osób i to święte oburzenie.
OdpowiedzMam wrażenie, że ludzie wypowiadający się na temat pijanych i nieuważających na wykładach studentów, studiowali już jakiś czas temu... Wiecie, jak to wygląda teraz? Na wykłady mało kto chodzi, ponieważ większa część profesorów [nie każdy, podkreślam] nie tylko nie potrafi w jakikolwiek sposób zainteresować wykładanym tematem, ale też często nie ma pojęcia o czym mówi/przekazuje przestarzałe informacje. Chcesz nauczyć się czegoś konkretnego? Idź na kółko zainteresowań związane z tym tematem. Wykłady są tylko i wyłącznie po to, żeby podpisać listę obecności właśnie i niejednemu zdarzyło się przyjść po pewnej ilości alkoholu, ponieważ to absolutnie nic nie zmienia w dzisiejszych warunkach. I tak jest na KAŻDEJ uczelni wyższej
OdpowiedzO i to jest prawda. Z tego co pamiętam chętnie chodziłam na wykłady z dwóch tylko przedmiotów, bo wykładowcy byli wręcz ujmujący oraz byli to pasjonaci swojego przedmiotu. Do tej pory ich wspominam. Za to np. na biochemii się spało, dlaczego? Wykładowczyni puszczała slajdy i czytała wykład...z książki. Książkę to ja mogę sobie poczytać w domu na wygodnej kanapie. Z drugiej strony poniekąd współczuję nauczycielom akademickim, że muszą się użerać z masą niedouczonej gawiedzi, która nie przyszła studiować, ale przyszła "po dyplom", bo mama kazała. Dokładnie pamiętam żale jednego dziekana, że musieli wprowadzić dla "pierwszaków" przedmiot wyrównawczy, bo po pierwszej pracy domowej wykładowcy załamali ręce.
Odpowiedz@rudas W takim razie mam pytanie. Poszłaś na studia po wiedzę czy literki przed nazwiskiem?
OdpowiedzNiejednemu zdarzyło się przyjść pijanym na wykład? Do siebie nie równaj. Byle jakie "wykształcenie", kilka lat picia i "pan da 3", jak widzę to ścierwo w autobusach czy tramwajach to mnie krew zalewa- "hehe tu pijany wyrzuciłem prezerwatywę, hehe rzygałem z balkonu, TAK SIĘ ŚWIETNIE BAWIŁEM". Też spotykam się ze znajomymi, zdarza mi się wypić i to dużo, ale nigdy bym pijany nie poszedł na wykład, nawet tylko po to, by podpisać listę obecności. Pić można w domu, a nie robić z siebie wielkiego studenta kulturoznawstwa i socjologii.
OdpowiedzPrzyjście po pijaku na uczelnię nic nie zmienia? Zadziwiające, jakie przyzwolenie panuje na tego typu zachowania! Myślę, że takie lekceważenie wykładowcy, swoich kolegów i koleżanek, samej powagi uczelni jednak wiele zmienia, bo co innego nudzić się na niezbyt ciekawym wykładzie, a co innego z premedytacją przyjśc po alkoholu po to, żeby złożyć podpis na liście.
OdpowiedzWłaśnie takie postawy sprawiły, że na słowo "student" nie myśli się o mądrym, interesującym człowieku, pełnym pasji i zainteresowań, przyszłej elicie narodu tylko myśli się o pijanym, zarzyganym, zeszmaconym menelu, ogłupiałym od alkoholu i innych używek. Rudas, Mongol- to też wasza wina, również przez przyzwolenie na to.
OdpowiedzPoszłam na studia w celu dowiedzenia się więcej na temat interesujących mnie rzeczy i to właśnie robię - uczę się tego, co mnie interesuje, niestety, niektóre przedmioty nie są mi do niczego potrzebne, więc nie przykładam do niej zbyt wielkiej wagi. I nie, nie mówię o sobie, ale o ogóle studenckiej braci. Nie mówię tu o kompletnie pijanych ludziach, ale po dwóch piwach mało kto bełkocze i się zatacza. A co do przychodzenia tylko po to, by podpisać listę? Widzisz, jeżeli ma mi to dać dodatkowe pkty/jest wymagane przez wykładowcę, to dlaczegóż nie miałabym tego robić? Szczególnie, jeżeli wykładowca nie szanuje mojego czasu chociażby przez odbieganie od tematu lub prezentowanie go w kompletnie nieczytelny/nieciekawy sposób. Szczerze mówiąc mam poważne wątpliwości czy wszyscy oburzeni byli studenci naprawdę chodzili na wszystkie wykłady, udzielali się i zgarniali same piątki. Zapomniał wół, jak cielęciem był?
OdpowiedzI bardzo proszę o rozróżnienie między kompletnie pijanym 'studentem', opowiadającym o swoich wątpliwych przygodach i przeskakującym ledwo z roku na rok, a studentem, który czasem pójdzie na imprezę i zrobi coś głupiego, czasem spotka się ze znajomymi w trakcie dnia, również na piwo, jednak ma zainteresowanie i pasje, które niekoniecznie zawsze muszą w stu procentach pokrywać się z kierunkiem jego studiów.
OdpowiedzRudas, na KAŻDEJ uczelni tak nie jest, bo są jeszcze takie kierunki, gdzie obecność na wykładach jest obowiązkowa. Co do picia przed zajęciami, nie wiem co to za moda. Kiedy ja studiowałam, już wypicie kieliszka wina czy piwa do obiadu "na okienku" powodowało silne oburzenie większości roku i trzęsienie portkami czy wykładowca nie wyczuje. Przeraża mnie jak bardzo, na przestrzeni kilku lat, rzeczy zmieniają się na gorsze...
OdpowiedzNa każdej odnosiło się do nieprzydatności wielu wykładów, nie do obowiązkowej obecności na nich. I uważam, że to tylko problem danego studenta czy chodzi na wykłady i czy jest trzeźwy bądź nie. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, każdy odpowiada sam za siebie tak długo, dopóki nie będzie przeszkadzał reszcie. Nie zda przez to/wykładowca go złapie? Ależ to absolutnie nie jest mój problem. A że być może po takim studiowaniu będzie miał jakieś literki przed nazwiskiem? Uwierzcie mi, dzięki takiemu podejściu wszelkie literki się znacząco zdewaluowały i pracodawca wymaga praktycznej wiedzy a nie tylko tytułu. A tego nie da się zdobyć tylko bywając na wykładach i 'pandatrzy'.
Odpowiedz@rudas Z Twoim podejściem obawiam się o Twoją przyszłą karierę zawodową skoro nie widzisz nic złego w przyjściu "po piwie" na wykład.
OdpowiedzFaktycznie... moje lata studenckie były jakiś czas temu... Bo dokładnie rzecz biorąc w tym roku się broniłam - a więc to już daleka przeszłość? Niech będzie. Jasne, to jest sprawa każdego człowieka czy się nachleje czy nie. Czy może wychyli sobie jedno/ dwa piwka. Ale jak dla mnie bycie studentem zobowiązuje do pewnych norm zachowania i podobnie jak niedopuszczalne jest aby przed pracą sobie wypić, tak niedopuszczalne powinno być to na uczelni.
Odpowiedz"I nie, nie mówię o sobie, ale o ogóle studenckiej braci." Nikt nigdy nie mówi o sobie, ja zawsze jestem tym, który zdobywa wiedzę... Tak...
Odpowiedz@anah: Jak widać po oburzonych komentarzach, prawda? I @smokk, nie martw się proszę o moją karierę, ponieważ rozwija się bardzo ładnie.
OdpowiedzPamiętam kajecik jednego doktora, który miał tak pożółkłe strony, że dziwię się, iż nie przerzucał ich w białych rękawiczkach z obawy, że się rozypią ;] i oczywiście dyktował nam z niego notatki. Brr.
OdpowiedzOdnośnie do wykładów, na mojej uczelni uczestnictwo w większości z nich to po prostu strata czasu. Na jednym przez trzy godziny zapisałem dwie strony B5, bo wykładowca wdawał się w jakieś idiotyczne pseudofilozoficzne dygresje o sensie życia i studiowania oraz wyrażał swoje przekonanie o nieprawdziwości ewolucji (SIC!!!). Na innym prowadząca czytała tekst ze slajdów... Żenada. Aby było zabawniej, te drugie wykłady były teoretycznie obowiązkowe. Na szczęście pan profesor miał to kompletnie w dupie i zdałem przedmiot śpiewająco, mimo obecności na dwóch wykładach w trakcie semestru :P
Odpowiedz@chiacchierona: W jaki sposób wykładowca miałby cokolwiek wyczuć, kiedy na auli jest ok.200 osób? Dopóki siedzisz spokojnie i nie zwracasz na siebie uwagi to dla wykładowcy jesteś anonimowa. Co do kolegów - każdy dba tylko o siebie i nie interesuje go, co robią inni.
OdpowiedzMoże więc czas zlikwidować większość miejsc na studiach typu psychologia, stosunki międzynarodowe, europeistyka, zarządzanie? Mniej nieciekawych wykładów, pijanych studentów itd. Skoro to takie nudne studia to po co jesteście studentami? Teraz każdy by chciał studiować a 3/4 osób się do tego nie nadaje. Wybaczcie, ale na studiach technicznych, medycznych i innych wymagających dużego wkładu pracy nie ma mowy o przyjściu pijanym na wykład. Jak się coś nie podoba to się wylatuje i koniec, nie trzymają na siłę tych co się tylko bawią.
OdpowiedzTen twój kolega to jednak debil. Podawanie punktów procentowych ma jak najbardziej sens. Stawiło się 25% uprawnionych do głosowania a żeby wybory były ważne musiało się stawić 29%. Tak głosów musiało być 389 tysięcy z wszystkich uprawnionych do głosowania czyli 29% uprawnionych do głosowania. Czyli jak mówiłem wcześniej, twój kolega to debil. Jak on tak "wygrywa" wszystkie dyskusje to ja bym nie utrzymywał z nim kontaktów. PS. Co z tego że wyszedł z wykładu skoro jeśli wykładowca zapamięta jego twarz to będzie miał problem tak czy inaczej. Zemsta przecież najlepiej smakuje na zimno.
OdpowiedzChyba czegoś nie rozumiesz. Postaram się wyjaśnić to, co jest opisane w historii. Wykładowca burzył się o to, że do list dopisano nazwiska zmarłych, czyli - siłą rzeczy - zawyżono liczbę wyborców. 29% od list wyborców bez zmarłych to inne 29% niż w przypadku list ze zmarłymi i na tej podstawie ów "inteligentny" wykładowca wysnuł wniosek o rzekomym fałszerstwie. Niezmienna jest tylko jedna rzecz 389.000 ważnych głosów do uznania ważności referendum. Ta liczba z kolei to nie "29% wszystkich wyborców" (czy też, jak piszesz w innym miejscu, "uprawnionych do głosowania"), jak to błędnie (delikatnie mówiąc) przyjmujesz, a 60% od WAŻNYCH głosów oddanych w poprzednich wyborach na prezydenta Warszawy. Wybacz, ale to jest jednak dość istotna różnica. Po prostu to nie procenty grają rolę, ale liczby - można sobie dowolnie zmieniać listy wyłożone w lokalach referendalnych, wpisując tam nazwiska wszystkich Polaków i to jeszcze zmultiplikowane, co w oczywisty sposób spowoduje, że 389.000 to nie będzie 29%, a jakiś ułamek procenta, ale pozostaje to bez wpływu na fakt, że ważność wyborów zapewniłby udział w nich właśnie 389.000 osób. Niezależnie od tego, jaki procent z list wyborczych by stanowili. Ergo - wynika z tego, że to nie wzmiankowany kolega jest debilem. Impertynentem - tak, ale nie debilem.
OdpowiedzPoprawka - nie 389.000 ważnych głosów, a 389.000 wyborców biorących udział w referendum. Mogli oddać głosy nieważne, ale to nie zmienia faktu udziału w referendum.
OdpowiedzNo i właśnie prezentujesz ten sam pogląd co pan doktor, a jest on błędny. Zrozum, że liczba potrzebnych głosów nie jest wyliczana z liczby uprawnionych do głosowania. Liczba ta jest wyliczona z liczby osób, które wzięły udział w wyborach na prezydenta Warszawy w 2010 roku. I też nie chodzi o to ile ich wtedy było uprawnionych do głosowania, a ile wzięło udział. Jeśli w tamtych wyborach zagłosowałoby przykładowo 100 tysięcy osób to teraz do ważności referendum byłoby potrzeba 60% ze 100 tys. czyli 60 tys. I jest to wartość stała, liczba uprawnionych do głosowania niczego nie zmienia. PS. Nie nazywaj kogoś debilem, gdy sam jesteś ignorantem.
OdpowiedzGdyby ktoś z mojej grupy przeszedł pijany z miejsca jest wywalany z wykładu i może pomarzyć, że zda sesję. Nawet jeśli wykładowca nie miał racji to nie usprawiedliwia kolegi, który odpyskował mu pod wpływem.
Odpowiedzsmokk, nie martw się, rozwija się całkiem nieźle. Hebi, różnica między pracą a studiami wynika z ilości odpowiedzialności, którą człowiek na siebie bierze - w pracy jest ona o wiele większa. Na studiach każdy odpowiada sam za siebie, więc ciągle nie mogę zrozumieć tego powszechnego oburzenia - ktoś chce się napić, to przecież mi nic do tego, nie godzi to we mnie w żaden możliwy sposób.
OdpowiedzA we mnie właśnie godzi. Po pierwsze, jeśli mówimy o studiach dziennych, to są one finansowane równiez z moich podatków i jakoś średnio podoba mi się myśl, że płacę za to, aby jakiś ochlajmorda mógł posiedzieć sobie na wykładzie i pograć w telefon. Abstrahując już od tego, jaki poziom nauczania mają uczelnie i jak ciekawe sa wykłady, zasada jest prosta - idziesz na studia i decydujesz się na ten krok jako dorosły człowiek, z wszystkimi tego faktu konsekwencjami. A może to oznaczac równiez konieczność wysłuchania nudnego prowadzącego, korona z głowy nikomu przez to nie spadnie. A jak komuś nie pasuje niech idzie do fabryki rajstopy pakować, moze tam mu się nie będzie nudzić. Po drugie - osoba taka zajmuje miejsce komuś, kto na te studia się nie dostał, a być moze lepiej by swoją szansę wykorzystał. Ja będąc studentką zawsze doceniałam fakt, że to właśnie mnie sie udało dostać na wybrany kierunek, mnie, a nie komuś innemu. I nie wyobrażam sobie, że mogłabym kiedykolwiek przestąpić progi mojej uczelni będąc pod wpływem alkoholu. Więc jak ktoś się chce napić, to idzie do baru, nie na uniwersytet. proste?
Odpowiedz"ktoś chce się napić, to przecież mi nic do tego, nie godzi to we mnie w żaden możliwy sposób" W Ciebie może i nie, ale jak napisała monikamaria godzi we wszystkich, którzy sfinansowali chlejusowi studia. Do tego jak się ma poczuć prowadzący gdy widzi pijaną osobę na wykładzie? Osobiście poczułbym się jakby mi ktoś splunął w twarz.
OdpowiedzStudia dzienną są jak praca. Masz przychodzić, bo - teoretycznie - chcesz zdobyć wiedzę. To zawsze podwaliny praktyki. Jak się do pracy przychodzi nawalonym to też wszystko jest ok? Przy założeniu, że byłaby to praca biurowa, przy biurku, to przecież na fejsie cały dzień dałoby radę przesiedzieć... A co tam! W końcu, czy się siedzi, czy się leży...
Odpowiedz"Hebi, różnica między pracą a studiami wynika z ilości odpowiedzialności, którą człowiek na siebie bierze - w pracy jest ona o wiele większa." - Wszystko zależy od punktu widzenia. Jeżeli student jest poważny, to przygotowuje się do zajęć. To nie tylko zajmuje czas, ale również stanowi o odpowiedzialności. I jasne, możemy przyjąć, że jak się nie przygotuje raz, to nic się nie stanie. Jak kolejnym razem nie przeczyta zadanego tekstu, to teoretycznie też się nic nie stanie. I tak trzeci, czwarty, piąty. I... nagle jest sesja! O cholera, jak się wyrobić z materiałem w tydzień?! I właśnie na tym polega odpowiedzialność na studiach, na nauczeniu się organizowania czasu i regularnym uczeniu się, przygotowywaniu się do zajęć. Sztuką nie jest przyjść na wykład czy zajęcia, żeby się podpisać. To potrafi każda osoba jeszcze przed skończeniem podstawówki.
OdpowiedzMongol, no gdzie znikł twój kolejny elaborat pochwalający pijaństwo i menelstwo niektórych studentów (do których z dumą się zaliczyłeś)? Usunąłeś jak tchórz? Już każdy się na tobie poznał. Chlej i rzygaj pod siebie, ale w domu, nie na uczelni i wykładzie, które są według ciebie niepotrzebne i nudne. No tak, lepiej robić pod siebie albo z balkonu i "korzystać z życia".
OdpowiedzBo mongol pisze komentarze tak by dostać jak najwięcej plusów, widocznie ten zaczął zbierać za dużo minusów.
OdpowiedzKolega do inteligentnych nie należy. Może i ma wiedzę, ale przychodzić pod większym wpływem alkoholu na wykłady? Niedopuszczalne. Nie raz i nie dwa, zdarzało mi się wypić jakiś grzaniec w zimowy dzień w pobliskim barze/restauracji, albo kubeczek miodu pitnego przy rozmowie z kolegami i koleżankami w leśnym zaciszu, ale nikt z nas nie był pijany ani "wstawiony". W przypadku łaciny, lub neografii (odczytywanie tekstów nowożytnych) taki kubeczek miodu, lub wina wpływał korzystnie na akcentowanie i czytanie tych tekstów (w końcu ich autorzy pisali je i czytali też po kubeczku wina). Tak samo niedopuszczalne jest zwyzywanie wykładowcy. Może kolega poczuł się cwany, ale to jest niedopuszczalne. Mógł wykazać błąd, bez określania doktora kłamcą, albo idiotą. A co do samego referendum. Byłem i oddałem głos. Muszę przyznać, ze cała otoczka i sytuację jakie były z nim związane mnie przeraziły. Premier wybrany w demokratycznych wyborach i którego obowiązkiem jest ochrona demokratycznego ustroju państwa Polskiego mówi ludziom, żeby olali głosowanie i poszli na grzyby? W każdym normalnym demokratycznym kraju za takie słowa polityk podał by się następnego dnia do dymisji. W Polsce jest ciężko zachęcić ludzi by poszli na wybory i uczestniczyli w demokracji. Rozliczne fundacje, stowarzyszenia i osoby prywatne, robią różne akcje i zachęcają ludzi do brania udziału w demokracji, a tu premier zachęca do olania głosowania. Tak samo drugi specu z Sejmu i wbicie się z tym "W" na setkach plakatów i tysiącach ulotek w całym mieście. To moim zdaniem było trochę niesmaczne. Nie powinno się porównywać usunięcia złego zarządcy miasta do powstania wobec okupanta. A tak pisane "W" w Warszawie ma jednak jednoznaczne skojarzenie z "godziną W". A nieprawidłowości było sporo, były to takie drobne rzeczy z którymi spotkałem się po raz pierwszy w czasie głosowań (a raz byłem przewodniczącym Komisji Wyborczej), a które mogły utrudnić i zniechęcić do głosowania. Np. zniknięcie osoby zameldowanej od ponad 20 lat w Warszawie z listy wyborczej. Mąż był, a żony nie ma. Przewodniczący komisji musiał dzwonić do centrali i wyjaśniać sprawę. Albo wpisanie kogoś na listę w szpitalu po drugiej stronie Warszawy bo tam przebywał przez 1-3 dni klika miesięcy temu. Do tego, doszły opóźnienia w wieszaniu zawiadomień o umiejscowieniu lokali wyborczych. Najpoważniejszy jednak problem powstał po referendum i zwrócili na niego uwagę politycy PiSu. Olbrzymia większość głosów była oddana za usunięciem Pani Prezydent Warszawy. Można więc przyjąć, że każdy wpisany na listę tak zagłosował. Do list wyborczych ma dostęp urząd miasta. Tak więc może odbić się to konsekwencjami dla pracowników "firm miejskich" którzy na referendum poszli. A mogło to być święto demokracji lokalnej, w której ludzie o poglądach "za" i "przeciw" wyraziliby swoja opinie w urnach wyborczych. A Pani Prezydent poddała by się woli wyborców.
OdpowiedzMam wrażenie, że niektórzy czytając "przyszedł pod wpływem alkoholu" mają przed oczami obraz zataczającego się, ziejącego alkoholem menela. Pewnie nawet nie było po nim widać, że spożył coś z procentami. (Absolutnie nie usprawiedliwiam zachowania tego studenta)
OdpowiedzPowinni koledze polać jeszcze jedną kolejkę jako podziękowanie. Dobrze, że mu dopieprzył. A wszystkim, którzy oburzyli się na chamstwo pragnę zwrócić uwagę na oczywista hierarchię - wykładowca nad studentem, który ma robić za wzór i nie może sobie pozwalać na bycie niedouczonym imbecylem. Ach... i przestańcie idealizować studia, bo one może coś znaczyły 40 lat temu, ale teraz są jedynie szambem, gdzie 90% osób jest tylko dlatego, że nie mają wystarczających jaj by postawić się presji społecznej. A jak chcecie coś zmieniać, to zawsze się to robi od góry, a nie od dołu, bo uczelnia ma większy wpływ na studenta niż student na uczelnie - więc to nie student powinien się męczyć na nudnym wykładzie, tylko ciul z dyplomem wypieprzony na zbity pysk, żeby zamiast dziadka, który ma wszystko w dupie i odlicza latka do emerytury (który to w pierwszej kolejności jest biorcą waszych podatków) przyszedł ktoś z energią i zachęcał ludzi do zgłębiania tematów. PS. Jakby ktoś chciał pieprzyć o podejmowaniu decyzji i odpowiedzialności za nie, to wy na pewno wiedzieliście w szkole średniej jak wyglądają studia, jakich będziecie mieli wykładowców i jak konkretnie wygląda temat po zagłębieniu...
Odpowiedzciagle natykanie sie na klamstwa i manipulacje w naszej rzeczywistosci doprowadza nas do nie przebierania w slowach, jest to reakcja obronna a odpowiedzialnosc ciazy na osobach ktore do tego doprowadzaja gloszac brednie i inne chore ku..estwa - chce normalnie zyc bez tego szamba wokol ktore wciska sie drzwiami i oknami
OdpowiedzPodoba mi się to! xD Mój facet też jest mistrzem inteligentnej dyskusji, nawet gdy jest lekko wstawiony :) Przekabaci wszystkich.
OdpowiedzNie rozumiem co tu minusować? Że mój facet jest mistrzem dyskusji, czy to, że podoba mi się ta piekielna historia...?? Wtf? Debile. Albo zazdrośni debile xD
OdpowiedzW moim przekonaniu: bez względu na to jaka to Uczelnia, kto wykładowcy z dr przed nazwiskiem pozwolił wypowiadać się na wykładzie wobec (sądząc po liczebności) całego roku studentów na tematy polityczne ?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 października 2013 o 22:11
chamstwo kolegi objawia się w tym że przychodzi pijany na uczelnie, natomiast psorowi się nalezało ;0
OdpowiedzSam wykładowca sprowadził rozmowę do rynsztoka na jej wstępie, niech się więc nie dziwi że w nagrodę został oblany ściekiem. Użycie łagodniejszych słów zdziałałoby mniej a wykładowca urażony i tak żądałby nazwiska by się mścić. Jak dla mnie kolega z lekką nutką naukowego samobójcy sprowadził gościa do właściwej rzeczywistości.
OdpowiedzMnie uczono, że swoje racje należy wykładać w sposób kulturalny. W przeciwnym przypadku nie są one racjami ale chamską ripostą. No, ale świat się zmienia i honorujemy chamstwo.
OdpowiedzNie rozumiem o co czepiacie się autora, który wyraźnie zaznaczył, że nie pochwala postawy kolegi.
OdpowiedzAbsolutnie karygodne zachowanie. Żadna wiedza merytoryczna nie usprawiedliwia chamstwa. Wykładowca po takim popisie powinien zamknąć drzwi od auli, wezwać ochronę, policję i nie odpuścić. Na mojej uczelni takie coś by nie przeszło, sam bym wydał to bydle, psujące dobre imię studenta.
Odpowiedz- Policja, słucham. - Student mnie obraża! - Przyjąłem już wysyłam antyterrorystów.
OdpowiedzHistoria iście piekielna. Natomiast nie widzę sensu umieszczać tu informacji o tym jak bardzo kolega jest lub nie jest zdolny do dyskusji pod wpływem alkoholu. Moim zdaniem to niepotrzebny dodatek.
OdpowiedzAż się zalogowałem. To, że przyszedł po alkoholu to jego sprawa. Znam kilka osób, które na brednie wykładowcy zareagowały by w podobny sposób - i to na trzeźwo - z tego przynajmniej 2 by nie uciekły a wdały się w dyskusję. Wg mnie reakcja była jak najbardziej adekwatna do bredni jakie "naukowiec" wygadywał. Podpisuję się obiema rękoma na stwierdzeniu, że jest kłamcą albo idiotą. Ciekawe ile osób by to przyjęło gdyby nie "chamskie i prostackie" zachowanie studenta? A tak na marginesie dodam, że dyskusja o alkoholu jest w tym miejscu zbędna. Sam nieraz wpadałem na egzaminy mocno wczorajszy, a właściwie jeszcze pijany i zdawałem znacznie lepiej jak na trzeźwo.. To nie egzamin na prawo jazdy, patent żeglarski, licencję pilota żeby to roztrząsać.
OdpowiedzEgzaminy czysto obliczeniowe najłatwiej zdawało mi się na lekkim kacu (lekkim, podkreślam), człowiek się skupiał i pisał jak najszybciej żeby tylko wyjść z sali. Z drugiej strony - skoro po alkoholu ktoś potrafi zrobić coś poprawnie to i na trzeźwo da rade ;)
OdpowiedzWykładowca przekazywał błędną wiedzę - to piekielne. Kolega zareagował - brawa za odwagę... byłyby, gdyby zrobił to na trzeźwo, bo przychodząc wypity na wykład również dał przykład piekielności. Bo błąd można wytknąć komuś kulturalnie, a można po chamsku (mimo merytorycznych argumentów) jak zrobił kolega.
Odpowiedz