Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Tyle tu teraz historii o piekielnych facetach porzucających swoje narzeczone praktycznie przed…

Tyle tu teraz historii o piekielnych facetach porzucających swoje narzeczone praktycznie przed ołtarzem, więc może podzielę się wydarzeniem, które wstrząsnęło moją rodziną kilka lat temu...

Ada i Adaś byli para idealną z dziesięcioletnim stażem. Zaręczeni już od 8 lat, planowali niedługo swój ślub.

Zawsze uważałam, że nie znam bardziej dobranej pary. Oboje młodzi, ładni, pracujący i w miarę wykształceni. Mieli wspólne pasje, hobby. Lubili te same potrawy, zwierzęta, oboje byli z rodzaju ludzi spokojniejszych, cichszych i bardziej niepozornych. Świata poza sobą nie widzieli.

Termin ślubu ustalony, sala zaklepana, zaliczki wpłacone, suknia już się szyła. Nagle Ada (która jest moją siostrą cioteczną) oznajmia wszem i wobec, że ona ma pewne wątpliwości, czy Adaś to ten jedyny. I postanowiła wyjechać do koleżanki do innego miasta, w celu pozbierania myśli.

Wybuchła wrzawa, rodzice z obu stron podnieśli lament, nastąpił istny armagedon. No bo jak to tak? Będąc z kimś 10 lat, nawet pomieszkując razem, można nie być kogoś pewnym?! Gdzie tu miejsce na wątpliwości? Wszyscy kręcili głowami, a niedoszły Pan Młody wprost szalał z rozpaczy.
Za to moja Babcia jako jedyna zachowywała stoicki spokój i ciągle powtarzała, że ona wiedziała, że tak będzie. Wtedy nikt jej za bardzo nie słuchał, każdy machał ręką na jej słowa.

Ada po miesiącu wróciła i oznajmiła, że ślubu nie będzie. Nie i już. Młodzi rozeszli się, a obie rodziny przez długi okres czasu były na siebie śmiertelnie obrażone.

Po miesiącu doszła nas wieść, że Ada poznała kogoś. Po trzech miesiącach dziewczyna zastrzeliła nas informacją, że bierze ślub z nowym wybrankiem. Jej matka rwała włosy z głowy i ciągle powtarzała, że jak to? Po dziesięciu latach Ada nie miała pewności, czy jej mężczyzna jest tym, z którym warto się wiązać na całe życie, ale po trzech miesiącach znajomości, to już pewność ma stuprocentowa i murowaną? Większego cyrku nigdy wcześniej na oczy nie widzieliśmy. Poważnie.

Ślub się odbył, Ada do dziś dnia jest szczęśliwą małżonką. O dziwo. Tak, my też po szybkim ślubie spodziewaliśmy się szybkiego rozwodu :)
Adaś jakoś się pozbierał po tym ciosie. A babcia ciągle chodziła i powtarzała, że im dłużej się ktoś namyśla, tym większa szansa, że się para rozstanie, niż weźmie ślub.
Może i miała rację?

by Casandra
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar raion86
10 70

Tak pojechała "pozbierać myśli do koleżanki". Pewnie już od dawna waliła go po rogach.

Odpowiedz
avatar Casandra
21 47

To wie tylko ona, a jeśli jednak nie było tak? Jeśli ja,jej rodzina, tego nie wiem, to skąd Ty, obcy człowieku masz tą pewność?

Odpowiedz
avatar Ciastko_z_kremem
13 25

Osobiście mam koleżankę która wyszła za mąż po 3 miesiącach także bywają takie osoby...

Odpowiedz
avatar Bryanka
8 16

W rodzinie mam kilka takich par co po 3-4 miesiącach znajomości wzięły ślub. Jeśli jest im dobrze ze sobą to czemu nie.

Odpowiedz
avatar halboot
24 28

@Ciastko-z_kremem Przebijam ;) Dalsza kuzynka mojej Mamy - decyzję o ślubie podjęła po 3 dniach znajomości z przypadkowo poznanym chłopakiem... Są małżeństwem całkiem dobranym już prawie pół wieku.

Odpowiedz
avatar halboot
18 28

Może znała "niezobowiązująco"? Nie sprowadzaj wszystkiego tylko łóżka - to nie jest najważniejsze i jedyne co łączy ludzi... Dorośniesz to zrozumiesz.

Odpowiedz
avatar anulla89
7 7

Ja sama, może nie aż tak drastycznie, bo z poprzednim facetem byłam nieco ponad 1,5 roku, poznałam swojego męża pod koniec sierpnia, na początku września byliśmy już parą, a w grudniu podjęliśmy decyzję o ślubie, który odbył się pierwszego marca następnego roku. W tym roku obchodziliśmy piątą rocznicę ślubu, i jak dotąd :) cały czas twierdzę, że to była najlepsza decyzja w moim życiu.

Odpowiedz
avatar GorzkaCzekolada
39 41

Jeśli miała wątpliwości to swoją decyzją oszczędziła nieudanego małżeństwa sobie i Adamowi. Trochę to przypomina historię mojego przyrodniego brata, poprzedni związek z podobnym stażem zakończył dla innej. Po 3 miesiącach ślub. Mieli nie dawno 5 rocznicę, mają 2 urwisów i najważniejsze są szczęśliwi.

Odpowiedz
avatar zendra
22 38

Babcia miała rację, ale to zwyczajna prawidłowość, po 10 latach tworzenia pary (i pomieszkiwania), po prostu zjadła ich proza życia, znudzenie, rutyna. Nowy partner jest jak powiew świeżości, wszystko znowu jest takie jak na początku z byłym partnerem, żar uczuć, zaloty, posmak nowości... Po 10 latach małżeństwa będzie to samo, co z poprzednim partnerem, może tylko związek się nie rozpadnie, bo węzeł małżeński, bo dzieci, bo wspólny majątek, itp. Jedyną radą dla ludzi, którzy ciągle nie są pewni, ciągle czegoś szukają, jest rzucić się w nowym związek, dopóki jeszcze miłość jest ognista, bo po 10 latach...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 21

Dokładnie. Tylko że spotykając się a już tym bardziej wiążąc z ludźmi pokroju bohaterki tej historii (i piszę tu o osobnikach płci obojga) należy po pierwsze zadbać o tak niepopularną w naszej kulturze intercyzę, a po drugie raczej nie decydować się na kredyt hipoteczny itp. długoterminowe obciążenia. Bo wbrew temu, co napisała moja interlokutorka ślub często nie stanowi dla takich osób większej przeszkody, żeby, gdy życie przestanie co dzień przynosić nowe ekscytujące momenty i zacznie szarzeć, któregoś dnia wyjść po fajki albo "wyprowadzić się, żeby pozbierać myśli" i potem już tylko przysłać transport po swoje rzeczy. Takie osobniki są w przyrodzie i wcale nie jest ich mało. Choć może polemizowałbym, czy to aby na pewno jest prawidłowość. Raczej po prostu zbyt często się na nich trafia, a to nie to samo.

Odpowiedz
avatar nisza
18 22

No, a potem w kolejny, kolejny i tyle tych milosci bedzie, ze sie czlek wypali i na starosc sam i zgorzknialy zostanie. Albo "osiadzie" z ostatnia z milosci i bedzie zalowac, ze moze jednak nie zdecydowal sie na kogos poprzedniego. Dla mnie rada jest ciagle dbanie o zwiazek i te druga osobe. Bo wiadomo, ze po 10 latach bedzie inaczej. Ale jesli oboje beda pracoac, to kto wie, moze bedzie lepiej nawet niz na poczatku? :)

Odpowiedz
avatar soraja
30 42

Piekielność byłaby, gdyby zostawiła go pod ołtarzem albo zerwała przez smsa. Skoro rozmyśliła się jeszcze przed ślubem, dała wszystkim znać, uczciwie przyznała że się namyśla itd - to gdzie tu piekielność? Chyba dobrze, że ludzie się w cywilizowany sposób rozstają zamiast tkwić w nieszczęśliwych związkach.

Odpowiedz
avatar Casandra
15 29

Jak dla mnie, to mimo wszystko było to piekielne, chociażby dla Adama, który nie spodziewał się, że ktoś, kogo się zna i kocha od 10 lat może parę miesięcy przed najważniejszym dniem (czyli ślubem) wywinąć taki numer. Całe jego życie legło w gruzach na długi czas. I czy zrobiłaby to uczciwie, czy nie, to jednak boli tak samo mocno.

Odpowiedz
avatar soraja
4 18

Jak przy wszystkich rozstaniach, weź pod uwagę że młodzież wcześnie zaczyna, więc osoba po studiach może być już po 2-3 paruletnich związkach. Ludzie sie zmieniają, bycie ze sobą na siłę nie jest normalne. Powiedzmy że poznali się na rekolekcjach w wieku 17 lat, na studiach jedno z nich zostało ateistą i antyklerykałem - to mają się bez przerwy kłócić i nawzajem oszukiwać? Bo taki byłby wynik starań, aby "nie wywinąć numeru".

Odpowiedz
avatar Azheal
9 9

Piekielne to by było jakby od niego odeszła parę dni po ślubie w tym wypadku było to rozsądne

Odpowiedz
avatar WalkingDead
1 3

Dałam Ci plusa, ale z drugiej strony nie masz do końca racji... Bo skoro jednak on/ona nie jest pewny/a miłości, to po jaka cholerę zamawiać sale, kreacje, orkiestrę itp skoro sie kogoś nie kocha... To się chyba wie, a nie później odwoływać w ostatnim momencie. Szczerze powiedziawszy, nie wiem czy ja bym się związała z kimkolwiek, kto np. będąc wcześniej w związku po 10 latach odwala komuś takie numery (typu zdrada, porzucenie), przecież to samo może przydarzyć się później mi... Jak już raz osoba zdradzi, to co to dla niej za problem zdradzić następnego partnera? A mówiąc o zdradzie, nie chodzi mi tylko o seks, bo zdrada nie jedno ma oblicze.

Odpowiedz
avatar WalkingDead
4 4

Znam taki przypadek: Ona piękna młoda, poznaje faceta, On zostawia swoją żonę dziecko i związuje się z nią... Żyją sobie pięknie paręnaście lat i po tych kilkunastu latach, przyszła się żalić koleżance, a co się stało? Tak dobrze się domyślacie: On ją zostawił bo znalazł sobie inną... No cóż zrobił to raz, to dlaczego by i nie drugi?? Ona wiedziała czego się spodziewać, więc nie powinna się dziwić. Dlatego jak już ktoś odwali komuś szopkę na rzecz "tej drugiej" osoby, istnieje duże prawdopodobieństwo, że "tej drugiej" osobie prędzej czy później zrobi to samo, nawet po 20 latach....

Odpowiedz
avatar MalaMalinka
19 23

Bardzo często zdarza się, że pary z długim stażem rozchodzą się przed ślubem, albo krótko po. Ja byłam ze swoim narzeczonym ponad sześć lat i rozstaliśmy się cztery miesiące przed ślubem.

Odpowiedz
avatar meg
21 23

Może coś w tym jest, ale to nie reguła. Znam blisko trzy pary, którym się coś takiego przytrafiło: 1 - znajoma, którą rzucił wieloletni partner - razem chyba od matury, a zerwali po jakiś 9 latach - on w ciągu roku miał już nową kobietę i dziecko. Poznał ją w delegacji dwa miesiące przed zerwaniem. Inny przypadek - moja kuzynka miała świetnego faceta, dogadywali się niesamowicie, też kilka lat - wspierał ją nawet kiedy miała ciężki wypadek samochodowy i została oszpecona (co nie wiedzieć czemu wydawało sie wielu osobom dziwne- w końcu powinien zwiać). Zerwali bo mieli inne oczekiwania - ona sama nie wiem czego chciała, on chciał rodziny. Po zerwaniu związał się ze swoją koleżanką z kursu sztuk walki. Są małżeństwem, mają dwie śliczne córeczki, są szczęśliwi, wiem bo po długiej znajomości trzymam z nimi nadal kontakt. Trzeci przypadek - moja koleżanka z pracy. Zerwała z facetem, bo pomimo 8 lat związku facet nie był w stanie dojrzeć, uwolnić się wpływu matki. Nie umiał jej zapewnić bezpieczeństwa, bo potrafił rzucić wszystko i jechać pomóc siostrze, albo zostawić ją samą, chorą, bo trzeba odebrać rodziców z sanatorium w drugim końcu kraju, pomagał finansowo matce, mimo że mieli oszczędzać na własne mieszkanie, a ona potrzebowała na takie niezbędne rzeczy jak nowe kanapy do salonu. Moim zdaniem każdy przypadek jest inny - pierwszy mi wygląda na taki kiedy jedna ze stron boi się samotności i "czeka" aż pojawi się ktoś...nie wiem - lepszy, bardziej dopasowany i wtedy postanawia odejść, a może po prostu ulega urokowi nowości. Drugi i trzeci - jedna ze stron czeka aż ta druga się zmieni, a kiedy to się przez długi czas nie następuje - odchodzi. Czasem już ma do kogo, czasem nie. To się zdarza i to jest normalne. Inna sprawa to jak się zrywa - bo wyłączenie telefonu i odejście bez słowa, jest po prostu sk*rw**syństwem. Po tylu latach razem długa strona zasługuje chyba na uczciwość.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
0 10

Statystycznie najwięcej rozwodów jest w siódmym roku po ślubie. Wliczając w to często rok, dwa znajomości otrzymujemy mniej więcej 9-10 lat "bycia razem". Niezgodność charakterów prowadzi do rozstań zwykle po kilku miesiącach, w przypadkach podobnych do powyższego rzeczywiście ogień miłości gasi banalność i rutyna codziennego życia.

Odpowiedz
avatar meg
9 11

@Fomalhaut Nie zgodzę się. Po pierwsze, jeśli opierasz się na statystyce, to chciałabym zobaczyć źródło. Zresztą zastanawiam się kto prowadzi takie statystyki i na ile są wiarygodne, bo nawet pomijając wady samych statystyk, nawet mając wiedzę o czasie w jakim powiedzmy "średnio" kończy się małżeństwo, nie wiemy ile trwał sam zwiazek. To o czym mówisz, to nie tyle "średnio czas bycia razem", a Twoje wyobrażenie o nim. Zresztą to co piszesz miałoby rację bytu, gdyby wszyscy ludzie byli tacy sami, albo przynajmniej tak samo reagowali - a tak nie jest. To, że statystycznie po któryś tam roku związku/małżeństwa przychodzi kryzys nie musi oznaczać, że każdego to spotka. No chyba, że na zasadach samospełniajacej się przepowiedni. To, czego się nauczyłam do tej pory to właśnie fakt, że nie wszystko da się obliczyć, przewidzieć, zapobiec, zwłaszcza w takich kwestiach jak emocje i uczucia.

Odpowiedz
avatar nisza
18 20

Dla mnie takie sytuacje wiaza sie chocby z tym, ze no nie da sie ukryc - jezeli ludzie mlodzi sa ze soba 10 lat, czy 8, oznacza to, ze zwiazali sie ze soba bedac zapewne w szkole sredniej. A wiec pod wzgledem "zyciowym" niejako bedac dziecmi. Potemo studia, praca, codzienne zycie - czlowiek sie zmienia, dorosleje. Moze nawet zmieniaja mu sie pewne upodobania co do plci przeciwnej. A kobieta zauwaza, ze ten fajny chlopak wcale nie stal sie takim mezczyzna, jakiego chcialaby jednak za meza. A mezczyzna zauwaza, ze ta mloda dziewyczna jednak nie bedzie taka zona, jaka mu sie wymarzyla. do tego dochodzi to, o czym pisala Zendra - po tylu latach w ziwazku trudno o takie szmery-bajerey, romantyczne porywy i ochachy jak na samym poczatku. Zwlaszcza, jesli nie ma sie czasu na prace nad zwiazkiem. Wiec nic dziwnego, ze dorosly czlowiek zauwaza czasem, ze ktos, z kim zwiazal sie bedac dzieckiem nie jest tym, z kim chce byc w dojrzalym zyciu. Kwestia jest obgadanie tych watpliwosci z druga osoba. I podjecie decyzji przed slubem. Choc znam przypadek, gdzie facet po 7 bodajze latach sie odkochal, ale slub wzial. Niestety. Bo jak sie okazalo - spotykal sie juz z jakas inna kobieta. Rozwod wzial po 3 chyba miesiacach. Zeby bylo zabawniej, ta "nowa pani" rzucila go po kolejnych 3.... Swoja droga - mam nadzieje,ze nikt sie nie obrazi - dla mnie strasznie glupie jest 8lat narzeczenstwa. Jak sie decydujesz, ze to ten czy ta to na cholere czekac? Rozumiem, ze ktos moze nie chciec sie od razu decydowac, bo jednak nie zawsze od razu milosc gromem strzela :P, ale jakos tak dla mnie - jest pierscionek, to pasowaloby ten slub wziac. nie mowie od razu organizowac wszystko w ciagu kilku miesiecy, ale zareczyny bez slubu sa dla mnie takie.. dziwne...

Odpowiedz
avatar meg
13 13

Dokładnie. A prawdą jest też to, że my - osoby trzecie, możemy sobie tylko teoretyzować, patrząc z boku, co do tego co tam się między dwojgiem ludzi wydarzyło, czy popsuło. Tak naprawdę nie poznamy tego co się dzieje w głowach innych osób, czasem podają fałszywe motywy, a czasem oszukują same siebie. Moja siostra cioteczna przyjechała kiedyś z Danii, gdzie mieszka z narzeczonym, bo tu chcieli wziąć ślub. Pokłócili się - z tym, że niewiele osób wie o co naprawdę. K. brała winę na siebie przed rodziną, choć naprawę to on mega schrzanił. Ale tego nikt nigdy się nie dowie, bo doszli do porozumienia. Więc osoby parząc z boku mogą mieć zupełnie inny obraz sytuacji, więc nie ma co mówić że długie narzeczeństwo to zło - czasem nie o to chodzi. Tylko im termin przepadł, będę się bawić na ich weselu dopiero za dwa lata.

Odpowiedz
avatar nisza
16 16

Meg - ja nie mowie,ze dlugie narzeczenstwo to zlo. Dla mnie dziwnym jest tylko zareczanie sie, zeby byc zareczonym, bez konkretnej mysli o slubie.

Odpowiedz
avatar meg
7 7

@nisza Z tym się w zupełności zgadzam:) Co innego jak ktoś chce być z drugą osobą i po prostu w trakcie wychodzi, że to nie do końca dobry pomysł, a co innego jak ktoś chce być z kimś "byle nie być sam", "może trafi się ktoś lepszy"...itd.

Odpowiedz
avatar gordonr2esp
10 14

Niestety żadne rozwiązanie nie daje gwarancji, że będzie się ze sobą. Jeśli dwoje ludzi do siebie nie pasuje, to nie ma znaczenia czy jest ślub, czy go nie ma. Ślub nie jest cudownym panaceum na gwarancję pożycia wzajemnego. Już bardziej wiążący jest kredyt hipoteczny i niskie zarobki, niestety. I dużo dzieci: "39,2 proc. rozwodników w Polsce ma jedno małoletnie dziecko, 37,9 proc. nie ma dzieci w ogóle. Tylko 3,1 proc. spośród rozwiedzionych osób ma troje dzieci, a 1,2 proc. - czworo." I najważniejsze - małżeństwo, które się rozwiodło trwało średnio 12 lat (w Polsce). Tyle czasu potrzeba średnio, aby przekonać się, że już na pewno nie chce się być ze sobą. Konkluzja? Taka sama jak naszych babć. Jak po roku nie ma ślubu, to z tego nic nie będzie. A potem gromadka dzieci :)

Odpowiedz
avatar halboot
19 19

Mądrość życiowa Babci... Też znałem kilka takich "długodystansowych" narzeczeństw - żadne nie przetrwało :( Mogę powiedzieć po sobie :) - spotkałem Swoją w grudniu, razem niezobowiązująco wyjechaliśmy na narty w lutym, zamieszkaliśmy razem w lipcu, a już w październiku byliśmy małżeństwem... blisko 20 lat temu :) I dalej jesteśmy mimo wielu ciężkich przeżyć.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 października 2013 o 21:11

avatar Notorious_Cat
2 4

Bardzo mnie przygnębiają takie historie. Jestem bardzo długo ze swoim partnerem, planujemy slub, a tu jedna z drugim wyskakują nam z historiami rozstań "długodystansowców".

Odpowiedz
avatar halboot
3 5

Dużo zależy czy Wasze życie to wieloletni związek, który chcecie e końcu zalegalizować, czy przeciągane narzeczeństwo - każde z Was żyje sobie osobno - owszem spotykacie się, wspólnie wyjeżdżacie itd, ale cały czas nie jesteście naprawdę razem... Te pary "długodystansowców" o których pisałem, to były właśnie tego drugiego rodzaju.

Odpowiedz
avatar wumisiak
3 3

Oj, przygnębiają... Oczywiście, że takie rzeczy się zdarzają, i pewnie nawet częściej, niż się nam wydaje - ale czy częściej, niż szczęśliwa miłość? Nigdy nie ma gwarancji, że coś się uda, ale dlaczego od razu wątpić? Jesteśmy na Piekielnych! Trudno się tu spodziewać innego rodzaju historii, niż takich przygnębiających, ale trzeba zachować świadomość, że na Piekielnych świat się nie kończy. Głowa do góry! ;-)

Odpowiedz
avatar Notorious_Cat
1 1

halboot, wumisiak: dzięki:) Tylko naprawdę nieprzyjemnie jest widzieć współczujące miny i straszne historie o rozstaniach po tym jak mówimy ile ze sobą jesteśmy. Po prostu po słuchaniu i czytaniu takich historii pojawia się taka myśl, że skoro takie związki szybko rozpadają się krótko po lub przed ślubem, a ja nie mam ochoty na takie zmiany, to "inicjatywa" wyjdzie od mojego narzeczonego.

Odpowiedz
avatar wumisiak
0 2

"współczujące miny i straszne historie o rozstaniach" mogą produkować w takich wypadkach tylko ludzie głupi, zazdrośni i nieszczęśliwi. Zupełnie nie rozumiem, jak - i po co - można coś takiego powiedzieć parze pełnej nadziei na przyszłość... Ty się kobieto ciesz, że mają Ci czego zazdrościć! ;-) Ja z moim chłopakiem widocznie trafiamy na wyjątkowo empatycznych, optymistycznych i dobrze mi życzących ludzi, bo każdy, kto wie lub dowiaduje się o naszym stażu, głośno wyraża swój podziw i snuje piękne wizje przyszłości naszego związku. Ale wiesz, najważniejsze, żebyście to Wy w siebie wierzyli. Chciałabyś, żeby Twój narzeczony po naczytaniu się historii o niewiernych i wrednych kobietach zastanawiał się, jakie krzywdy go czekają z twojej strony...?

Odpowiedz
avatar Jotka
9 9

A to jest akurat historia jakich wiele. W tym sensie, że często naprawdę bywa, że długoletnie związki się rozpadają bez finalizacji, a krótko po tym wychodzi się za mąż za kogoś zupełnie innego:)

Odpowiedz
avatar pasjonatpl
3 3

Takich historii z kobietami w roli głównej słyszałem kilka, więc nie tylko faceci potrafią wywinąć taki numer. Najciekawsze jest to, co kiedyś słyszałem od kumpla, którego znajomy gra w zespole na weselach. Często się zdarzało, że przyszło im grać na weselu, gdzie zmieniał się Pan Młody, a Panna Młoda pozostawała ta sama. Wiadomo, terminy napięte i wszystko trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Para się pokłóciła, rozstali się, to cóż robić, skoro termin już jest, goście zaproszeni i suknia gotowa? Wielu z was pewnie się ze mną nie zgodzi, ale dla mnie to skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie. Rozstanie? Owszem, zdarza się. Ale szybki ślub z nowym partnerem, żeby terminu nie przegapić?

Odpowiedz
avatar KrzychoZord
1 1

Zdawać by się mogło że po takim czasie znajomości, związku itp. dla tak zgranej pary ślub to jedynie formalność... Współczuje...

Odpowiedz
avatar bazienka
1 5

po moim cudnym 6letnim zwiazku przychulam sie do zdania Babci jesli w dlugoletnim zwiazku po 3, 5, wiecej latach nie posuwa sie to o kolejny krok, to znaczy, ze nie jestesmy pewni partnera na te 99,(9)%. a jesli po tylu latach nie ejstesmy, to juz nie bedziemy wiec dajmy szanse i jemu/jej i sobie na znalezienie osoby, z ktora bedzie ta pewnosc, zamiast czekazc w nieskonczonosc

Odpowiedz
avatar Skorpion
-2 4

Typowe,takie wieloletnie pary często się rozchodzą,często też jest tak że jedna z osób poznaje kogoś nowego i po krótkim czasie pobierają się,i o dziwo są szczęśliwi ;) sama znam takie przypadki ;)

Odpowiedz
avatar Wafeko
-3 3

"Bo to zla kobieta byla" ^^

Odpowiedz
avatar luska
0 0

No cóż, jest w tym co mówi babcia, sporo racji. Pamiętam moje nauki przedmałżeńskie, kiedy księżulo zaskoczył nas hasłem, że ślub powinno się brać, a przynajmniej już zaręczać nawet pół roku po poznaniu, a maksymalnie to już po półotra roku być małżeństwem. Powód? Znużenie starym związkiem, zero nowości i szybkie oklepanie w relacjach. Coś jak stare małżeństwo z kilkunastoletnim przebiegiem. To już nie zauroczenie, ale przyzwyczajenie, które nic nowego nie wnosi i niczym nie zaskoczy. I żeby było ciekawiej, na tych naukach była moja koleżanka, któa wychodziłą za mąż po 8 latach znajomości z narzeczonym. Byłam świadkiem na jej ślubie. Po ceremonii cywilnej (w tamtych latach jeszcze trzeba było brać dwa śluby, bo nie było podpisanego konkordatu) spotkałyśmy się na wieczorze panieńskim. Zaskoczyła nas wtedy kompletnie wyznaniem, że gdyby drużba, którego poznała kilka godzin wcześniej właśnie teraz do niej podszedł i powiedział, Beato zostaw męża przed ślubem kościelnym i zostań moją dziewczyną, to natychmiast by to zrobiła. Na nasze zszokowane pytania, co jej odbiło i czy nie za dużo wypiła powiedziała, że narzeczonego zna już tak długo, że nic jej w nim nie zaskoczy, są jak stare znudzone małżeństwo. Jest taki zwyczajny, przewidywalny, bardziej jak brat czy kuzyn niż narzeczony i mąż. Oczywiście wyszła za mąż za swojego narzeczonego. Nie wiem co teraz się z nimi dzieje, bo kontakt się urwał po prawie trzydziestu latach, ale dopóki trwał to wiem, że owszem chwaliła go jako dobrego tatę, który wyręcza ją w opiece nad dziećmi i jej pomaga, ale to nie mąż, tylko bardziej kumpel, brat. Jej małżeństwo wieje nudą i sztampą. Miłości w nim nie ma, jest tylko przyzwyczajenie. Wyszła za mąż, bo wszyscy wokoło jej mówili, że nie wypada rzucić chłopaka po 8 latach znajomości. Czyli zgodnie z kanonem kościoła katolickiego, to małżeństwo już w momencie zawarcia było nieważne. Była w nim zakochana, albo raczej można powiedzieć, zauroczona jako nastolataka, ale czas i rutyna wyleczyły ją z tego zauroczenia. Znając ją i jej odpowiedzialność, jako mężatka została w tym związku, bo w końcu przysięgała, bo dobro dzieci. Czy była szczęśliwa? Bardzo wątpię. W naszych rozmowach tematem była praca zawodowa, dzieci, ale nie mąż i ich wspólne chwile. Czy on był szczęśliwy? Wydaje mi się ,że tak samo jak ona, raczej odpowiedzialnie wegetował. Zwłaszcza, że sam przyznał, iż zaręczyny były bardziej wymuszone przez babcię, która go opier...czyła, że kupuje dziewczynie jakieś prezenty- duper..ki, a powinien kupić pierścionek i się oświadczyć, bo przecież już prawie 10 lat ze sobą chodzą. Z tego powodu rozumiem dziewczynę z tej historii i zrozumiałam też słowa księdza na naukach. Albo ślub max po półtora roku, albo lepiej się rozstać, bo do małżeństwa wkradnie się nuda, rutyna, przyzwyczajenie a w efekcie nawet zdrada. Ludzkie emocje i mózg to jeszcze niezbadana dziedzina i czasem lepiej, że ta kuzynka zostawiła narzeczonego przed ślubem, niż miałaby rozbić małżeństwo po ślubie. A czy narzeczony był rzeczywiście taki zrozpaczony? Podejrzewam, że bardziej zaskoczony i zdenerwowany tym, co powiedzą kumple i rodzina, i pewnie wkurzony tym wyrzuceniem z wygodnych kapci. Bo po co się starać, jak wszystko już mam?

Odpowiedz
Udostępnij