Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Czasem dochodzę do wniosku, że los wie lepiej co dla nas dobre,…

Czasem dochodzę do wniosku, że los wie lepiej co dla nas dobre, mimo, że wybiera dla nas ścieżki, których sami dobrowolnie nigdy byśmy nie wybrali...

W czasie bliżej nieokreślonym, zarządzałam działem zajmującym się obsługą klienta.

Los tak chciał, że musiałam wymienić część swojej załogi, co skutkowało tym, iż większość moich pracowników była przez jakiś czas zupełnie zielona, jak szczypiorki na wiosnę. Dodatkowo kochane szefostwo wpadło na iście genialny pomysł i postanowiło ukrócić mi część etatów na dziale. No przecież kto jak kto, ale Casandra da sobie świetnie radę, prawda?

Możecie sobie wyobrazić, jak funkcjonuje dział, na którym pracują prawie same "świeżynki", do tego w mocno okrojonym składzie. Na początku postanowiłam zacisnąć zęby i pokazać, że jednak poradzimy sobie, co było moim największym błędem.
O ja głupia i naiwna! Nie wiem co ja sobie myślałam, nie wiem na co liczyłam. Na złotą aureolkę w niebie za wypruwanie sobie żył?

Grafik napięty do granic, dosłownie pękał z trzaskiem, a mimo to zawsze była jakaś luka w obsadzie - kierownictwo nie widziało w tym problemu. Damy sobie radę, oni w to wierzą. Niestety, ani człowiek, ani czas się nie rozciągnie. Żadne modły nie pomogą. Jeden człowiek, to nie dwóch, choćby nawet za dwóch starał się pracować. A osiem godzin to tylko osiem godzin, nie da się w tym czasie wykonać pracy, na którą przeznacza się normalnie 16 godzin.

W tym czasie zdążyłam wydeptać szeroką ścieżkę do kierownictwa,z prośbą o dodatkowe etaty, jednak jedyne co słyszałam to "nic się nie da zrobić, mamy kryzys", "nie przesadzaj" i najlepsze: "dobry kierownik poradziłby sobie z takimi problemami" (czytaj: jak ty sobie nie poradzisz, to znajdzie się ktoś inny na to miejsce). No więc sobie radziłam. Kwitłam w pracy do tego stopnia, że lada moment zaczęłabym listki wypuszczać, dwoiłam się, troiłam, zaczęłam przeglądać internet w poszukiwaniu przepisu na stworzenie klona... albo dwóch...

No i się stało. Zachorowałam. Nigdy nie chodziłam na L-4, zawsze stawiałam pracę na pierwszym miejscu. Na samą myśl, że mogłabym iść na zwolnienie lekarskie wpadałam w panikę.
Wtedy czułam też, że mój dział nie da sobie jeszcze rady bez nadzoru osoby doświadczonej. Kilka tygodni to zbyt mało, by ogarnąć wszystkie prawne zawiłości, regulaminy i procedury. Mimo fatalnego samopoczucia prawie czołgałam się do pracy i dzięki ilościom leków, którymi się faszerowałam jakoś funkcjonowałam. Wyglądem przypominałam bardziej zombie, mój głos bardziej przypominał echo ze studni, niż mowę człowieka, a ruchy miałam iście żółwiowe, ale dział nie upadł i to było najważniejsze. Dla mnie.
Co lepsze - zwykli pracownicy (nawet z innych działów) współczuli mi na każdym kroku i pomagali jak mogli, za to kierownictwo udawało, że nic się nie dzieje. Oni nie dopuszczali nawet do siebie myśli, że poddam się chorobie i zostaną z ręką w nocniku, wypełnionym po brzegi nie fiołkami, a... hm... g*nem. Nawet człowiek z minimalną dozą wyobraźni mógł się domyśleć, że ukracanie etatów do niezbędnego minimum (szczególnie na dziale, który cechuje specyficzny rodzaj obowiązków i wiedzy, niedostępny dla innych działów) grozi w każdej chwili katastrofą. Do tego nie trzeba wróżki.

Jak teraz o tym myślę, to kręcę głową z politowaniem nad swoim uporem i pukam się w czoło, ale wtedy...

Któregoś dnia obudziłam się z tak wysoką gorączką, że zamiast dwóch palców widziałam cztery. Moja Druga Połówka nie mogła już dłużej na to patrzeć i urządziła mi w domu jazdę stulecia, w której co pięć sekund padało słowo 'pracoholizm' oraz została mi szeroko przedstawiona wizja związania, i przykucia łańcuchem mojej osoby do kaloryfera, w razie wykazania chęci udania się do pracy w takim stanie. Nabuzowany wściekłością na moją firmę, którą określił "wykańczalnią", zapakował mnie do samochodu, zawiózł do lekarza, poczekał na wypisanie L-4, a następnie dostarczył ten zielony świstek do mojej pracy.
Przez ten czas tylko raz próbowałam zaprotestować, ale wsiedli na mnie we dwoje do spółki z lekarzem i zakomunikowali, że albo będę cicho, albo dostanę serię tak bolesnych zastrzyków w tyłek, że się miesiąc nie pozbieram.

Pamiętajcie, moje drogie Piekielne, nie zawsze warto mówić facetowi, że się czegoś boicie (np. zastrzyków, pająków), bo to się może obrócić przeciwko Wam:)

Dostałam dwa tygodnie zwolnienia, które spędziłam w szpitalu. Z zapaleniem płuc (między innymi). Na leczenie w domu było już za późno.
Mimo uważnego nasłuchiwania ani razu nie doszły do mnie informacje, że beze mnie firma zbankrutowała, zawaliła się, naszło ją trzęsienie ziemi, powódź, czy inny kataklizm.
Owszem, nie obeszło się bez problemów. Pracownicy wpadli na genialny pomysł (brawo!) odsyłania klientów z problemami, z którymi sami nie dali sobie rady, do wszystkowiedzącegolepiej kierownictwa. Co skutkowało tym, iż byłam bombardowana taką ilością telefonów, że bateria w komórce codziennie wywieszała białą flagę i błagała o litość. Posypały się skargi klientów i została ujawniona znikoma ilość wiedzy niektórych bossów, na temat funkcjonowania mojego działu. Nie mogłam prawie spać po nocach, tak bardzo przejmowałam się losem swoich pracowników i zaniedbanymi raportami. W głowie układałam czarne scenariusze, w których dostawałam natychmiastowe wypowiedzenie po powrocie ze zwolnienia, z powodu narażenia sklepu na straty swoją chorobą. Po każdym telefonie z firmy z prośbą o pomoc walczyłam z pokusą wypisania się ze szpitala na własne żądanie. Głupota ludzka naprawdę nie zna granic:)

Po jakimś tygodniu dostałam telefon, podczas którego zbolały, zrezygnowany głos zapytał:
- To mówiłaś, że ilu ci jeszcze potrzeba pracowników?

Dostałam jeszcze dwie osoby. Mimo WIELKIEGO kryzysu. A słowo "pracoholizm" raz na zawsze wykreśliłam ze swojego słownika. W dużych korporacjach pracownik jest tylko nic nieznacząca cyfrą w statystyce. Jeśli sami o siebie nie zadbamy, to nikt się nad nami litował nie będzie. Szkoda tylko, że droga do tej prawdy musiała prowadzić przez szpitalne sale. Tym sposobem zasiliłam szeregi statystycznych Polaków mądrych po szkodzie.

A co do kierownictwa... część osób opuściło nasze szeregi (awanse i inne takie). Ci, którzy ich zastąpili należą do ludzi, którzy mają choć tyle przyzwoitości, że nie dziwią się, gdy boli ich tyłek po upadku z gałęzi, którą sami systematycznie sobie piłowali. Bo podobno największa mądrość polega na uczeniu się na cudzych błędach, nie na swoich.

by Casandra
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar magnetia
25 25

Świetna historia, pokazuje na czym opiera się wyzysk w korporacjach. Sama nigdy w korpo nie pracowałam i modlę się, żeby nigdy nie przyszło mi pracować ;) Ale byłam z facetem, który pracował. Obserwowałam ten sam mechanizm, kiedy opowiadał o pracy. Pracownikowi należy wmówić, że jest niezbędny, że "liczymy na ciebie", "dasz radę". Potem, jeżeli jest podatny psychicznie na takie manipulacje, będzie pracował za czterech, a kiedy wykona robotę, kierownictwo nad nim zbierze nagrody i premie, a wyciśnięty jak cytryna pracuś zadowoli się uściskiem ręki prezesa. Trzeba uważać, żeby nie dać się złapać na ten lep, co nie jest trudne, zwłaszcza kiedy dodatkowo boimy się zwolnienia.

Odpowiedz
avatar Casandra
18 18

Dokładnie. Nawet słuchając opinii znajomych z innych podobnych firm, utrwalam się w przekonaniu, że im wyżej w hierarchii firmy, tym częściej można tam trafić na maszynę a nie człowieka. Pamiętam, jak kiedyś moja kierowniczka powtarzała, że żałuję, iż zgodziła się objąć kierownicze stanowisko, bo pieniądze wcale nie większe, a nacisk i obowiązki takie, że powoli zapominała jak wygląda dzień wolny, rodzina, dziecko i znajomi. Nie wspomnę o tym, że schudła kilkanaście kilo a włosy zaczęły jej wyłazić garściami. Dopiero wtedy powiedziała sobie dość. Szkoda tylko, że wtedy nie widziałam tego i dopiero na swoich błędach musiałam się przekonać jak to jest.

Odpowiedz
avatar pawel78
2 10

ciekawie opisane

Odpowiedz
avatar konto usunięte
25 25

Ludzie niezastąpieni leżą na cmentarzu.

Odpowiedz
avatar bukimi
13 17

Mama zawsze mi powtarza, że gdy pracujesz ponad siły, uważasz że zaskarbiasz sobie niewyobrażalną wręcz wdzięczność i wszyscy o Tobie pamiętają. Jednak gdy odejdziesz (w taki, czy inny sposób, choćby na emeryturę), nikt za Tobą nie tęskni, a życie toczy się dalej. Pamiętajcie, że praca to nic więcej, jak "stresujące zajęcie zarobkowe" i dawanie jej więcej niż wymaga tego konieczność i przyzwoitość (nie mówię o obijaniu się!) to faktycznie naiwność, która prędzej czy później zderzy się z twardą rzeczywistością...

Odpowiedz
avatar Notorious_Cat
13 13

Ciekawe jest to, że dla zarządu bardziej ekonomiczne jest zwolnienie szeregowych pracowników, a nie ograniczenie np liczby wiceprezesów.

Odpowiedz
avatar Paganini
15 15

No to w Twoim przypadku i tak skończyło się to łagodnie (nie umniejszając oczywiście Twoich przejść). W jednej z firm, dla której miałem nieszczęście pracować, była sobie dziewczyna bardzo pracowita, odpowiedzialna, sumienna, dokładna, która podobnie jak Ty dość mocno się swoją pracą przejmowała. A przejmowała się do tego stopnia, że dorobiła się wrzodów żołądka, które nieleczone przekształciły się w złośliwy nowotwór. Jako że leczenie nie dawało efektów, musieli jej wyciąć żołądek i kawałek dwunastnicy. A kiedy wydawało się już, że operacja przyniosła pożądany efekt, pojawiły się przerzuty do wątroby i jelit, a jej organizm był już tak wykończony, że się w końcu poddał. I tak moja koleżanka, która przejmowała się pracą, leży od dwóch lat pod ziemią. Dlatego nigdy, przenigdy nie wolno poświęcać zdrowia dla pracy, czy dobra firmy.

Odpowiedz
avatar Jotka
8 8

Fajnego masz faceta;) Ostoja rozsądku:) Ostatnim razem, jak mnie się uroiło iść do pracy z gorączką, bo też zupełnie nową laskę muszę nauczyć od zera, a ona sobie nie poradzi, więc nie mogę chorować, mój własny użył słowa "ZAKAZUJĘ", i jak normalnie mam zawsze odruch buntownika, tak ległam w łóżku. Już na pół ubrana :D

Odpowiedz
avatar angelach
8 8

Fajnie opisane. Masz świetnego faceta.

Odpowiedz
avatar gretelka
6 6

I dlatego ja nie chcę żadnego awansu w tesco :) wolę być zwykłym szarym pracownikiem cen, pracować od do i nie myśleć po nocach o pracy.

Odpowiedz
avatar fajnyfacet
3 3

Najgorzej jeszcze jest wtedy jak ktoś nad Tobą dowie się o Twoich zobowiązaniach w postaci kredytów,rodziny itp.Widmo utraty płynności finansowej jest bardzo często wykorzystywane przez kadrę zarządzającą.Tak jak zbytni ambicja (bo ja potrafię) czy perfekcjonizm.Zwłaszcza przy młodszej kadrze menadżerskiej średniego szczebla (pomiędzy młotem a kowadłem) Psychologiczny szantaż i stres przed utratą pracy to dwa główne czynniki wykorzystywane przez korpo.Dobra rada to być sobą i nie bać się zwolnienia (no chyba,że jest to okres próbny lub umowa na czas określony)

Odpowiedz
avatar Wathgurth
5 5

Bardzo podoba mi się styl, w jakim została napisana ta historia. I za to plus. A historia sama w sobie piekielna, ale drugi raz mocne kliknąć się nie da :D

Odpowiedz
Udostępnij