Postanowiłem się zarejestrować, żeby przedstawić Państwu pewną historię, którą usłyszałem przy okazji zajęć praktycznych w prosektorium.
Studiuję prawo i "oddelegowano" kilka osób z naszego roku na zajęcia w "trupiarni". Pierwszy raz byliśmy wtedy w takim miejscu, więc dość gęsta atmosfera była bardzo wyczuwalna. Gdy zeszliśmy po schodach do właściwego miejsca, przebraliśmy się i założyliśmy rękawiczki, uderzył w nas niemiły zapach zwłok, a widok denatów na stołach sekcyjnych powodował dość mieszane uczucia. Jeden z techników widząc nasze zakłopotanie, postanowił nam opowiedzieć historię jednego z najdziwniejszych zgonów, z jakimi spotkał się podczas swojej kariery, jak to powiedział "dla rozluźnienia".
Otóż historia zaczęła się od dramatycznego telefonu pod numer 999, gdzie zgłaszający krzyczał, że "jego kolega leży na ziemi i miota nim, jak opętanym przez Szatana". Dyspozytor uznał, że to atak padaczki, więc natychmiast wysłał pomoc. Ratownicy przybyli na miejsce zauważyli trzy osoby. Dwie siedziały wesoło przy stoliku pijąc alkohol niewiadomego pochodzenia, a jedna (martwa) leżała na ziemi w okolicznościach co najmniej podejrzanych (dlaczego podejrzanych, wyjaśni się poniżej, żeby nie psuć pointy).
Ratownicy wezwali Policję, a ta prokuratora. Dwóch kamratów denata zatrzymano do dyspozycji prokuratury. Zmarły przewieziony został do prosektorium, w którym mieliśmy zajęcia i wykonano sekcję. [P]rokurator, po otrzymaniu opisu autopsji, przybył na miejsce i z lekka zakłopotany zaczął dialog z [T]echnikiem... (dialog niecytowany dosłownie, bo nie pamiętam dokładnie, ale sens zachowany):
[P] - Ja przepraszam, ale co ma znaczyć, że "w płucach znaleziono zapalniczkę, a w gardle fragment łyżki"? (chodziło o wklęsłą część łyżki, którą nabieramy posiłek)
[T] - Nie mam pojęcia, jakim cudem to się tam znalazło, ale możemy się tylko domyślać, że w wyniku głupiego zakładu, bądź przypadku, denat zaczął się krztusić zapalniczką, którą chciał połknąć...
[P] - No, w porządku, ale łyżka?!
Tutaj oboje zaczęli głośno myśleć. Technik zwrócił uwagę na ranę szarpaną kącika ust, a prokurator na materiał, z którego wykonana była łyżka - aluminium.
Podczas składania zeznań kolegów, którzy wytrzeźwieli, okazało się, że denat zaczął się krztusić połkniętą zapalniczką. Jeden z jego kolegów chciał mu pomóc w ten sposób, że włożył mu łyżkę do gardła i próbował "wydłubać" zaklinowany przedmiot. Niestety sztuciec (w końcu aluminiowy) złamał się raniąc kącik ust denata i powodując fakt, że zapalniczkę zmarły połknął, ale fragment łyżki ugrzązł w gardle wciąż uniemożliwiając oddychanie. Na to wkroczył drugi kolega, który postanowił wykonać tracheotomię. Nie wiedział chyba jednak, że zabieg ten wykonuje się poprzez niewielkie pionowe nacięcie skóry poniżej chrząstki pierścieniowatej krtani. Kolega, mimo szczerych chęci, zabieg przeprowadził nie do końca udolnie, bowiem cięcie wykonał poziomo, a użył tak wielkiej siły, że nóż zatrzymał się na kręgach szyjnych. W rzeczywistości więc poderżnął koledze gardło powodując przy okazji zabrudzenie wszystkiego krwią...
Cóż... Jak mawiają - dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane.
alkoholicy
Czyżby Łódź? Usłyszałam w zeszłym roku tę samą historię od przyjaciółki studiującej prawo.
OdpowiedzLegenda miejska zapewne.
OdpowiedzDokładnie, WPiA Uni. Łódź! :)
OdpowiedzChciał dobrze, a wyszło jak zwykle...
Odpowiedz"w płucach znaleziono zapalniczkę"??? coś ci się chyba pomyliło... może w żołądku? nie da się mieć czegoś takiego w płucach bo to masa rozgałęziających się i zarazem coraz węższych rurek(-tak w przybliżeniu) a zapalniczka w żołądku ijanego to nic nadzwyczajnego.
OdpowiedzMoże i się da zapalniczkę w płucach mieć, tyle że to by chyba z miejsca oznaczało śmierć poprzez uduszenie krwią (bo jedno płuco by się zalało krwią). Dobrze myślę, panowie lekarze (bo są tutaj tacy)?
OdpowiedzDalej jest napisane, że delikwent zapalniczkę połknął, więc też myślę, że to raczej o żołądek chodziło...
OdpowiedzNie, nie, nie pomyliło. Przełyk jest jeden dla płuc i żołądka. Widocznie, kiedy z bólu brał wdech, wpadła mu tam zapalniczka. Nie umiem tego niestety wyjaśnić.
OdpowiedzDoprawdy wesoła kompania. Koledzy trzymali fason do końca :)
OdpowiedzHistoria tak rozluźniająca, że aż ciarki u mnie wystapiły! :-p[mocne]
OdpowiedzTwój nick wskazuje, że jesteś już dostatecznie rozluźniony ;)
OdpowiedzPozostaje mi mieć nadzieję, że moi koledzy, z którymi czasem piję wódkę, nie okażą się tak pomysłowi… o_O
Odpowiedz'Nie wiedział chyba jednak, że zabieg ten wykonuje się poprzez niewielkie pionowe nacięcie skóry poniżej chrząstki pierścieniowatej krtani' - za to wielki znawca tematu w osobie autora, który skrytykował działanie pana żula sam jak widać nie wie, że w stanie nagłym wykonuje się konikotomię a nie tracheotomię, zachęcam poszukać w google.
OdpowiedzJa nie neguję samego zabiegu, tylko sposób jego wykonania. Jestem studentem prawa, a nie medycyny i w moim zakresie obowiązków nie leży znajomość pełnej obsługi pacjenta :) Pozdrawiam! :)
OdpowiedzPrzepraszam, ale dlaczego mieliście zajęcia z trupami? Z góry dziękuję za odpowiedź.
Odpowiedz