Słowo "kryzys" jest w Polsce odmieniane przez wszystkie przypadki. Fachowcy skarżą się, że nie ma pracy i zmuszeni są wyjechać za granicę. Prawda? No niby prawda. To teraz udowodnię Wam na dwóch przykładach, że to fałsz. A słowami, które powinny być w Polsce odmieniane przez wszystkie przypadki są "lenistwo" i "brak profesjonalizmu".
Sytuacja 1.
Mieszkamy w centrum. Niedawno obok naszej kamienicy powstał nowy budynek, w którym jest możliwość kupienia podziemnych miejsc parkingowych. Świetnie, akurat mamy odłożone trochę kasy, dzwonimy do Pani odpowiedzialnej za sprzedaż. Pani bardzo miła, pojawia się następnego dnia, oglądamy - pasuje, wszystko extra, mamy pieniądze, chcemy kupować. Pani obiecuje przygotować papiery. Po czym kontakt się urywa. Nieodbierane połączenia, wyłączony telefon.
Mijają dwa miesiące. My nadal zainteresowani. Mąż dowiedział się, że półprofesjonalna Pani to "żona szefa". Znajdujemy kontakt do kogoś bardziej odpowiedniego. Kilka spotkań, papiery prawie przygotowane, Pan coś tam musi załatwić jeszcze z bankiem. Odezwie się za tydzień.
Minął miesiąc. Nieodbierane połączenia, wyłączony telefon. I tak dobrze, że dostaliśmy pilota, więc parkujemy samochody w podziemiu. Nie do końca legalnie. Czynszu nie płacimy. Mąż dzwonił dzisiaj - niestety nie dodzwonił się.
Sytuacja 2.
Zamarzyło nam się zrobić nową kuchnię na wymiar. Idziemy do "salonu kuchni", jak to się ładnie nazywa. Miła Pani umawia się na pomiar, przychodzi, robi projekt. W projekcie trzeba wprowadzić jeszcze kilka zmian, ale wszystko jest robione sprawnie. Dogadujemy się, za projekt płacimy. Prosimy jeszcze, o wysłanie szczegółowego projektu i kosztorysu na maila. I tu kontakt się urywa. Mija tydzień. Pani odpisuje, że niestety już nie pracuje w wyżej wymienionym salonie. Telefon wyłączony, brak odpowiedzi na maile.
No dobra, ale mamy wstępny projekt, szukamy kogoś innego, może stolarza? Znajomi polecają świetnego fachowca, sami u niego robili dwie szafy. Przyjechaliśmy, popatrzyliśmy, faktycznie fajne. Dzwonimy do Pana Stolarza. Okazuje się nawet, że Pan Stolarz zna mojego męża przelotnie ze studiów (ten sam rocznik, inny kierunek). No i super. Pan Stolarz bierze ten nasz półprojekt, coś tam jeszcze mierzy i podaje cenę - zbliżoną do tej, jaką zaoferowało nam studio.
Jak na razie bomba. A, jeszcze chcemy wymienić podłogę w przedpokoju, czy da się również? Owszem, ale to Pan Stolarz musi sobie skalkulować. Więc on się odezwie w piątek i poda cenę. A w następny piątek przyjdzie i wszystko do końca ustali. Wcześniej się nie da, gdyż jest na urlopie.
OK, w sumie jest lato, ludzie mają prawo do urlopu, człowiek wydaje się konkretny. Mija pierwszy piątek - i nic. Mija drugi - i nic. Mąż, lekko wkurzony dzwoni, za którymś razem Pan Stolarz w końcu odbiera telefon - ach, bo Panu Stolarzowi się urlop przedłużył, ale w trzeci piątek, to już on na pewno zadzwoni!
No dobra, czekamy. (Minął już prawie miesiąc). Nadszedł wreszcie trzeci piątek i ... zgadnijcie kto nie zadzwonił? Zgadnijcie, kto nie odbierał naszych telefonów?
Pan Stolarz zadzwonił w poniedziałek. Mój mąż poinformował go, że niestety nie jesteśmy już zainteresowani. Umowa była na konkretny dzień, bądźmy poważnymi ludźmi.
Ale, że zafiksowałam się kompletnie na tą kuchnię (w starej nie mam nawet piekarnika), podjęliśmy w zeszły wtorek decyzję - idziemy do innego salonu kuchni. Takiego na wypasie. Poszliśmy, miły Pan umówił się na pomiar na środę, przyszedł, pomierzył, pokazał mi rozwiązania, które mi bardzo pasowały. No, dogadaliśmy się, jednym słowem. Projekt? Pan będzie dzwonić w ten poniedziałek (na najpóźniej wtorek), wcześniej nie da rady, bo wiadomo, długi weekend.
Dziś jest wtorek. Zgadnijcie, kto DO CHOLERY JASNEJ NIE ZADZWONIŁ? Kto nie odbierał przez cały dzień telefonów?
Siedzę sobie zatem przy komputerze i myślę. Co ze mną i moim mężem jest nie tak? Czy jesteśmy jacyś zadżumieni? Nienormalni jacyś? Przychodzę do kogoś i pytam "Hej, chcesz może dużo mojej ciężko zarobionej kasy?" a ten ktoś odpowiada "No w sumie, to wezmę, ale musisz mnie o to bardzo błagać."
Ja, kiedy się z kimś umawiam, zawsze punktualnie przychodzę na spotkania. Traktuję ludzi z szacunkiem i chyba w jakimś pijackim widzie przyśniło mi się, że powinnam być traktowana tak samo. Gdy nie mogę przyjść, dzwonię i przepraszam. Ale powinnam chyba przestać przychodzić i oddzwaniać za tydzień z tekstem "No, w sumie wiem, że umawiałam się z Panią na wczoraj, ale dzwonię po tygodniu, żeby umówić się na za dwa tygodnie i wtedy może przyjdę."
Także podsumowując - w Polsce nie ma kryzysu. Jest za to totalne olewactwo i brak profesjonalizmu w podejściu do klienta.
usługi salon mebli kuchennych nieruchomości
Jakieś fatum nad wami wisi ;)
OdpowiedzW sumie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Firma robiła nam elewację domu. Rozpoczęła w maju. Dopiero w zeszłym tygodniu założyli nam parapety zewnętrzne. Po prostu nabrali kupę robót i wszystkie robią po troszku. I jak tu ich polecić znajomym, skoro wiemy, że terminów nie dotrzymują? Jeszcze miałam sytuację ze stolarzem. Przyszedł nam robić szafę. Prosiliśmy, ostrzegaliśmy, świeżo wycyklinowany i polakierowany parapet, miękki jeszcze. Po co uważać, przecież co za problem go porysować, mimo że daliśmy upę kartonów. Masakra jakaś z tymi fachowcami.
OdpowiedzDlatego wszystko, co mogę, staram się robić sam :)
OdpowiedzWszyscy najlepsi wyjechali za granicę. Została w większości banda pseudofachowców. Niech się modlą by ich zdolni koledzy po fachu nie wrócili bo będą żreć szczaw i mirabelki.
OdpowiedzOj nie dramatyzuj. Część wyjechała, część nie, rzecz w tym, że tym tutaj to jakoś się nie chce. Nie chodzi o zdolności, ale o zwykły szacunek do pracy i czasu drugiego człowieka.
OdpowiedzNiestety, tak to u nas jest. Swego czasu (też za jakiegoś kryzysu) wymyśliłam sobie remont łazienki. 5 tygodni umawiałam się z "fachowcami" i żaden nawet nie raczył oddzwonić, że nie przyjdzie. Zrobiliśmy więc ten remont sami - ja zrobiłam projekt i wszystko wyliczyłam (bo ekonimistkam)a mąż zrealizował, elektronik on, ale co tam. Wyszło świetnie, pewnie lepiej niż zrobiliby "profesjonaliści". Właściwie żauję, że nie założyliśmy potem firmy remontowej - ja, jako projektant i pomocnica, a on wykonawca. Mieliśmy jednak prace, które nas bardziej interesowały. Inne remonty robiliśmy już sami, z wyjątkiem wymiany okien, ale tu, na szczęście, trafiła nam się solidna firma.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 sierpnia 2013 o 22:39
Zauważam wzrost zupełnego olewactwa wśród ludzi w Polsce. To jest po prostu brak kultury. Ludzie kręcą jak mogą, a można przecież odebrać ten głupi telefon do cholery i powiedzieć, że na przykład nie mają możliwości czegoś zrobić. Buractwo ;/
OdpowiedzNie bardzo widzę czemu oceniasz na takiej podstawie wszystkich. To, że pełno jest ludzi, którzy wszystko zlewają zarówno wśród pracodawców jak i pracowników nie oznacza, że znalezienie pracy jest łatwe, co mówię z doświadczenia swojego i paru znajomych. Wręcz przeciwnie, jest tym trudniej bo wielu pracodawców daje ogłoszenie po czym ludzi zlewa.
OdpowiedzFaktycznie, być może zbyt uogólniłam. Może nie powinnam była pisać tego zdania, bardziej chodziło mi o to narzekanie na temat kryzysu. Chodziło mi o to, że ja chcę komuś tę pracę, w formie zamówionej usługi, zaoferować, ale nikt nie chce jej przyjąć. I ja po prostu nie potrafię tego zrozumieć. W głowie mi się nie mieści, że stolarz, który ma szanse zarobić na mnie grubą kasę, może mnie tak bezczelnie zlewać. I nie potrafię też pojąć, że deweloper buduje budynek, po czym ma trudność (miesiąc!) z dostarczeniem dokumentów. Przecież to jemu powinno zależeć, żeby nie stało puste, a wychodzi na to, że błagam kogoś o łaskę, żeby nabyć miejsce parkingowe. Które od ponad roku jest niesprzedane! PS. A może znalezienie pracy jest GŁÓWNIE trudne nie dlatego, że jej nie ma, ale dlatego, że buracy pracodawcy zlewają ludzi, chcących ją podjąć.
OdpowiedzZnalezienie sensownej pracy jest trudne, bo wykonują już ją tłuki nie nadające się w ogóle do żadnego poważnego zajęcia. W Polsce w większości firm nie ma żadnego nacisku na jakość, liczy się tylko przerób. Uczciwy starający się człowiek jest niemile widziany przez pracodawcę, bo będzie "mniej wydajny" od olewającego wszystkich kombinatora.
Odpowiedzoj, nie uogólniłaś. teraz, gdy fachowiec przyjdzie punktualnie i wykona solidnie, ja sama jestem zdziwiona :) zbieram więc wszystkie wizytówki skrzętnie i mam bazę sprawdzonych ludzi. jeden z nich wyjechał kiedyś, to nie wiedziałam, co zrobić :)
OdpowiedzCo to ma niby wspólnego z tym że ludzie wyjezdżają za granicę bo na prawde nie mogą znaleść pracy? Jasne, olali was i to mega i sama bym była wkurzona jak cholera no bo sory ile można się prosić, ale to nie ma żadnego związku z ludzmi wyjeżdżającymi za granicę. Moim zdaniem, ale jak tak uważasz..
OdpowiedzTak, masz rację, już to przyznałam. Powinnam była napisać konkretniej o fachowcach,którzy wyjeżdżają za granicę bo nie mogą znaleźć klientów w Polsce.
OdpowiedzSeanka, prawdziwi fachowcy już wiele lat temu za granicę wyjechali, ci co zostali w Polsce to dokładnie te osoby na które narzekasz...
OdpowiedzSerio uważasz, że tak jest tylko w Polsce? :D Też zdarzają się ludzie, którzy umawiają się i nie przychodzą, albo przychodzą spóźnieni kilka godzin i marudzą, że nikogo nie ma. Moim zdaniem to raczej znak naszych czasów. A co do wyjeżdżania za granicę, bo jest się zbyt leniwym, żeby w Polsce pracę znaleźć - to dopiero bzdura. Uogólniasz i to bardzo niesprawiedliwie.
OdpowiedzToteż w poprzednim komentarzu przyznałam, że nie powinnam była pisać tego zdania w ten sposób. Chodziło mi o pracę w formie zamówionej usługi, którą mam do zaoferowania, ale nikt nie chce jej przyjąć. Nie o pracę ogólnie.
Odpowiedzemmm, a jakie miasto jeśli można wiedzieć? :P
OdpowiedzSzczecin :)
OdpowiedzOpisałas ludzi ktorzy najwyraźniej mają juz tyle kasy, ze te kilka tysiaków w te czy wewte to mała różnica. Takich kryzys nie dotyczy.
OdpowiedzHej, masz już tą kuchnię? Znajomy ma zakład, tylko meble kuchenne na zamówienie robi, solidna firma,lipy nie ma :)
OdpowiedzA wiesz co- z tymi salonami kuchni to coś jest faktycznie nie tak. I to nie tylko w twoim przypadku, i jakoś nie wierzę w to, że to przypadek. 8 lat temu moim rodzicom się zamarzyła kuchnia na wymiar. Przedtem wyposażeniem były szafki z płyty paździerzowej, zakupione jeszcze za głębokiej komuny, a że się właśnie przeprowadziliśmy do uznaliśmy, że wartałoby zrobić coś porządnie, na lata. No i poszliśmy do lokalnego salonu, że to niby dobry sklep, dobrze i solidnie i tak dalej. No i faktycznie- na początku tak, jak piszesz, umówili się, przyszli, pomierzyli, pokazali kilka naprawdę świetnych projektów, rodzice się zdecydowali... i się zaczęło. Nie- telefony odbierali, przed niczym się nie wzbraniali, tylko, że jak przyjechały już wszystkie części, to jedne drzwiczki miały ewidentny defekt- ot po prostu na środku był sęk, który postanowił wyleźć. I szpetnie to wyglądało. Drzwiczki zanieśliśmy do salonu pooglądali, przyznali rację, że tak nie może być, odesłali jeszcze w tym samym dniu. W tym momencie przyszedł majster, o drzwiczkach wie, "spokojnie, poskręcamy wszystko inne, jak drzwiczki przydją, to się dokręci wtedy". Do cholernie dużej kuchni jeden facet, było widać, że choćby się zesrał, to nie podniesie sam tych wiszących szafek, piekarnika, czy 4-metrowego blatu. Nic to- na początku robił bardzo dobrze, mówił, że większość zrobi sam, a potem przyprowadzi jakiegoś kolegę z firmy do pomocy. Facet zrobił, co mógł zrobić sam... i przestał przyjeżdżać, kontakt się urwał. Nie odpowiadał, dzwonili rodzice, dzwoniła firma- nic. Facet po prostu zapadł się pod ziemię. Przyszły drzwiczki... te same, z chamską notatką, że oni nie widzą problemu, że się czepiamy, przecież wszystko jest cacy. Widać dali je do ekspertyzy Steviemu Wonderowi. Majstra dalej nie ma, kuchnia dalej w częściach, choć już miała być złożona. Drzwiczki znów wysłane, tym razem salon zrobił zdjęcia, nawet zakreślił gdzie jest defekt, wysłali z jakąś służbową notatką, żeby sobie jaj nie robić. Majstra dalej niet. Przyszły drzwiczki... znów. Znów te same, znów tak samo chamska notatka, że "hamy prubujo krajść" (nie- to nie dysorto, tylko cytat ich jakże oryginalnej wypowiedzi). Przyszedł jakiś wolny majster- jak zobaczył naszą kuchnię, to powiedział tylko, że on się tego nawet nie podejmie, bo podejrzewa, jak to się skończy. I tyle go widzieli, noszku&wwwwww, musimy czekać. Aż normalnie z tatą zabrałem się za skręcanie co prostszych rzeczy, w końcu ile można- coś prosto to idzie, dziwne- ponoć miało być taaak trudno. W końcu w firmie zwalnia się jeden majster z innego zlecenia i przyjeżdża dokończyć naszą kuchnię- powiedział tylko "panie, a co by się tu miało źle skończyć? Daj dziecku śrubokręt, to to złoży!". Czyli poprzednik był zwyczajnym nierobem. Facet uwinął się z tym w dwa dni, choć przy cięższych rzeczach trzeba mu było pomóc, trudno. Kuchnia miała być kompletna w tydzień. Miała. Bo robiona była ponad 2 miesiące. I żeby nie było- kuchnia faktycznie wykonana solidnie, że słowa nie powiesz. Ale sposób wykonania... :/
OdpowiedzJa pracuję w takim salonie:) I nie uważam, że coś z nami jest nie tak :P Klienci często wręcz zaskoczeni są szybkością reakcji, bo i projekt i wycenę robimy z reguły w ciągu jednego dnia. Ile to razy podpisywało się umowy na pierwszym spotkaniu, jeśli zdarzało mi się klientów nie odebrać, to tylko dlatego, że miałam innych na spotkaniu, a i tak oddzwaniałam. Poza jednym przypadkiem: pan był wyjątkowo upierdliwy i chamski, więc go nie odbierałam. Pewnie mają więcej pracy niż przewidzieli:) Moi klienci też powiedzieli, że przyszli, bo w poprzedniej firmie się na nich wypięli :>
OdpowiedzJotka - zatem jesteś jedną z niewielu osób, traktujących swoją pracę poważnie. To dobrze, że tacy się jeszcze gdzieś ostali :)
OdpowiedzZmieniłam "ludzie" na "fachowcy". Mam nadzieję, że teraz bardziej widać o co mi chodziło.
OdpowiedzKiedy nasi pracodawcy zrozumieją,że źle opłacany pracownik nie zarobi dla nich pieniędzy..Sama napisałaś, że pani już tam nie pracuje, a od dobrego pracodawcy nie odchodzi się w tak ekspresowym tempie. Zadziwia tylko postawa stolarza, który faktycznie nie chciał zarobić.
OdpowiedzZaskoczę Cię. Pani zrezygnowała z pracy, ponieważ akurat kończyła studia i potrzebowała czas na przygotowanie się do obrony dyplomu. Wiem, bo z ciekawości zdążyłam zapytać, zanim kontakt mailowy zdążył się definitywnie urwać.
OdpowiedzA ja się nie zgodzę. To znaczy nie można wszystkich w ten sposób oceniać. Mój ojciec jest budowlańcem (abstynentem, gdyby komuś się zebrało na głupie komentarze) i to bardzo dobrym. Doświadczonym, sprawdzonym profesjonalistą. Pracował przy budowaniu całych osiedli i przy malutkich remontach. Jest punktualny, dokładny. I nie miał pracy od listopada 2012 do czerwca 2013. Zima zawsze była cięższym okresem dla budowlanki, ale zwykle 'coś' jednak wpadało. A w tym roku ojciec siedział w domu i dostawał cholery.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 sierpnia 2013 o 13:48
I takiej sytuacji też nie potrafię ogarnąć. Dlaczego człowiek znający się na swoim fachu jest bez roboty, a leniwy partacz ją ma. Dziwny ten nasz kraj, w którym wszystko jest na odwrót :(
OdpowiedzBo leniwe partacze nie mają za dużych wymagań finansowych, więc są "konkurencyjni". Prawdziwy fachowiec kosztuje, bo robotę wykonuje dokładnie i rzetelnie, więc zamówień nie ma... Pół winy za stan tego rynku leży w rękach konsumentów.
Odpowiedzzgadzam się z ZdZ - partacze są tańsi. :) Sama widzę to po tym co robię - masa osób twierdzi, że moja praca jest za droga, że znajdą kogoś tańszego. I jak znajdują to mam ochotę płakać..
OdpowiedzNajwiększym błędem jest dawanie nawet zaliczki, a co dopiero płacenie przed wykonaną pracą. Jedynie można płacić za materiały na bieżąco, a po wykonanej pracy całość i co najważniejsze ZAWSZE na umowę pisemną inaczej was wyrolują. Zawsze należy sprawdzić opinie (online czy inaczej) o danej firmie/osobie zanim się ją zatrudni do jakiejś pracy, niewolno robić na zasadzie "znajomy mi polecał to czemu nie?" lub "to znana firma. Na pewno rzetelna i uczciwa" szybciej zbankrutujecie.
OdpowiedzZgadzam się z tym, że w Polsce jest totalne olewactwo i brak profesjonalizmu. Wstyd się przyznać ale sama pracuję w podobnie działającej firmie - choć inna branża. Klienci, którzy się z nami umawiają na usługi nigdy nie są obsłużeni w uzgodnionym terminie. Najgorsze jest to, że nasi "fachowcy" nie dzwonią do klientów z informacją że się spóźnią albo że nie przyjadą w danym dniu. Rezultat jest taki, że wkurzony klient dzwoni po jakimś czasie oczekiwania do biura i wyżywa się na mnie. Już tysiące razy wstydziłam za swoją firmę przed klientami i przepraszałam chociaż nie było w tym mojej winy. Jestem pracownikiem biurowym i zajmuje się różnymi dokumentami w firmie ale niestety mam to szczeście, że odbieram telefony i to ja dostaję opitol. Najlepsze jest to, że szef nie robi nic aby poprawić sytuację. Tłumaczy tylko, że jak zwolni obecnych pracowników to przyjdą jeszcze gorsi więc on nic nie może zrobić. Pracownicy robią fuchy w godzinach pracy, o których też szef wie ale nic z tym nie robi. Naprawdę mielibyśmy dużo klientów bo zainteresowanie naszymi usługami jest spore ale przez takie podejście szefa i pracowników firma jest na skraju bankructwa. Szef toleruje takie traktowanie klientów a później pożycza pieniądze na wypłaty. Wiele razy poruszałam ten temat i kłóciłam sie z szefem, że tak być nie może, ale bez rezultatu, także dałam sobie spokój. Nie ogarniam - chyba ze mną jest coś nie tak :( Szukam jakiejś normalnej pracy ale chyba prędzej trafię 6-tkę w totolotka.
OdpowiedzTrafiłaś w sedno - problemem nie są olewający obowiązki piekielni pracownicy, problemem są olewający klientów i swoje obowiązki szefowie. Dobry szef gdyby dowiedział się o takim traktowaniu klientów, to wywaliłby leniwych pracowników na zbity pysk. Nie można znaleźć lepszych, bo same kaleki życiowe przychodzą na rozmowy kwalifikacyjne? To znaczy że za mało się płaci, albo źle się pracowników szuka. Jest w Polsce MNÓSTWO solidnych ludzi mających problemy ze znalezieniem sensownej pracy, trzeba tylko do takich dotrzeć. I im dobrze zapłacić. Jeżeli się uczciwie zapłaci, to nie będzie się zniechęcało klientów i można będzie uczciwie zarobić. Niestety przeważnie szefowie w Polsce to kombinatorzy którzy nie patrzą na swój biznes perspektywicznie, tylko chcą się nachapać najniższym kosztem. Mam doskonałe porównanie, pracowałem w kilku krajach zachodnich i traktowanie pracownika jest w nich zupełnie inne. Cóż się dziwić że fachowcy powyjeżdżali i wybrali pracę dla normalnych ludzkich szefów za granicą...
OdpowiedzJak komuniści/socjaliści hołubili/hołubią pracowników, to się wzięła postawa olewacka, bo "czy się stoi, czy się leży, 2 tysiące się należy", i niestety po przeszło 20 latach dalej z niektórych to nie wyszło... (chociaż może się to wiązać z tym, że komuchy też "nie wyszły")
OdpowiedzMoże dlatego, że wszyscy najlepsi fachowcy już powyjeżdżali?
OdpowiedzA myślałam że tylko ja mam takiego pecha. Coś dziwnego działo się z elektrycznościa w naszym mieszkaniu. Co jakiś czas światło migało a przy korkach coś jakby trzaskało, tak jak na filmach jak przewody sa nadcięte. Wezwani fachowcy. Popatrzyli, zajrzeli do gniazdek, wszystko ok, pojechali. Okazało się że źle złożyli gniazdka i nie ma pradu w nich. Wrócili za tydzień, naprawili i wszystko w porzadku. Dwa dni później światło znowu zamigotało i zniknęło na kilka godzin. Nikt nadal nie wie co się dzieje -.-
OdpowiedzA co ma się dziać. Iskrzy przy bezpiecznikach. To „trzaskanie” to nie nadcięte przewody, tylko pewnie zaśniedziałe albo źle dokręcone styki. I problem jest tam, gdzie go słychać, a nie gdzieś w gniazdkach na mieszkaniu.
OdpowiedzJa też nienawidzę, kiedy ktoś robi mi łaskę, zwłaszcza kiedy chcę wydać swoje ciężko zarobione pieniądze. Ciężko zarobione, bo staram się jak mogę, na maile odpisuję regularnie, oddzwaniam, odbieram telefony nawet po pracy. Czasem przygotuję oferty i robię rezerwacje późnymi wieczorami, bo klient tak chce. A w dużej ilości przypadków i tak nikt tego nie doceni :(
OdpowiedzGorzej jest chyba, jak taki fachowiec zapomina wypłacić zapłaty za 2 miesiące.
Odpowiedz