Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W czasach, kiedy pracowałam w średnio miłej korporacji, miałam w zespole jednego…

W czasach, kiedy pracowałam w średnio miłej korporacji, miałam w zespole jednego Brytyjczyka. Było mu Kevin, do polskiego oddziału naszej korpo trafił ewidentnie za karę, Polski i Polaków serdecznie nie cierpiał, podobnie jak samej korpo, dla której pracował, a największą wzgardę miał dla naszej znajomości języków obcych i akcentów. Na nieszczęście był jedynym obcokrajowcem w naszym pięcioosobowym zespole i z jakiegoś tajemniczego powodu zawsze czuł się przez to lepszy od Polaczków.

Kevin był diabelsko-piekielnym, wrednym dziadem, dla którego dzień bez dokuczania innym był dniem straconym. Sypał chamskimi komentarzami jak z rękawa i uprzykrzał innym życie na różne szczeniackie sposoby - a to schował zszywacz, zawieruszył jakiś dokument, nie wysłał maila na czas, przystawił pieczątkę ale się nie podpisał i weź tu, człowieku, za nim lataj... Och, a bardzo lubił, jak się za nim latało i prosiło.

Jednak jego ulubionym zajęciem było coś nazywane przez nas gulgotaniem - nasilanie brytyjskiego akcentu do granic niezrozumiałości, tak, że równie dobrze mógł płukać gardło, a nie mówić. Udowadniał nam tym samym - głównie sekretarce piętra i asystentkom - jak bardzo wszyscy są głupi i niedokształceni językowo. Większość jego zarzutów była wyssanych z palca, bo chociaż faktycznie mało kto w korpo mówił z brytyjskim akcentem, to pracowało u nas sporo obcokrajowców, całą dokumentację prowadziliśmy po angielsku, klientów również mieliśmy głównie zagranicznych i bardzo dobra, i bardzo komunikatywna znajomość języka była podstawą zatrudnienia.

To trwało miesiącami, bo w sumie Kevin pracował z nami ponad rok. Oczywiście, jak pewnie się domyślacie, przez cały ten czas nie liznął ani pół słowa po polsku - a jeśli liznął, w firmie nigdy się z tym nie zdradził. Był ciężkim i irytującym współpracownikiem.

Jednego razu, chyba z nudów, upolował właśnie sekretarkę piętra, przemiłą i bardzo kompetentną dziewczynę. Rozmawiała przez telefon, umawiając dla nas klienta z któregoś z krajów europejskich - rozmawiali po angielsku - a Kevin zasiadł na rogu jej biurka i na głos komentował, jakie błędy w wymowie popełnia sekretarka, jak bardzo jest głupia, niewykształcona i nie nadaje się do tej pracy. Dziewczynie wystarczyło nerwów, żeby dokończyć umawianie klienta, ale kiedy odłożyła słuchawkę, rozbeczała się i uciekła. Kevin, oczywiście, był bardzo z siebie zadowolony, w końcu nauczył kolejnego niedouka, gdzie jego miejsce.

Pech Kevina polegał na tym, że całej sytuacji przysłuchiwał się szef zespołów, człowiek nieskończenie cierpliwy i święcie spokojny. Kiedy sekretarka wybiegła, szefo siadł sobie obok Kevina na jej biurku i zagaił oksfordzką angielszczyzną:
- Ty, Kevin. A w ilu ty językach mówisz?
- No jak w ilu? PO BRYTYJSKU!
- A, bo widzisz, ta dziewuszka, którą właśnie opierdo&#*eś, mówi komunikatywnie w czterech...
Kevinowi trochę zrzedła mina, a szef beztrosko kontynuował:
- Mamy klientów z całej Europy, rozmawia ze wszystkimi i żaden nigdy nie narzekał na jej akcent. A trafiają się naprawdę różni. Tylko ty masz problem. Gdybyś po polsku mówił w połowie tak dobrze, jak nasi po angielsku... Jak jeszcze raz na kogoś naskoczysz, dopilnuję, żebyś skończył w oddziale gdzieś w głębokim Kazachstanie. Chociażbym sam miał nadać cię tam FedExem.
Po tym Kevin jakby spotulniał, chociaż sekretarki nigdy nie przeprosił.

I to mógłby być happy end, gdyby nie to, że Kevin był wrednym gnojkiem i chociaż nie mógł zemścić się na szefie za ten ochrzan, szukał możliwości odgryzienia się na zespole.

Niedługo później do centrali wpłynęła skarga na nas, że w obecności obcojęzycznego pracownika rozmawiamy tylko po polsku. Niestety była w tym nasza, pracowników, wina. Wewnętrzne zasady korpo zabraniały używać polskiego, kiedy w zespole był ktoś obcojęzyczny - wtedy obowiązywał nas angielski. Wiedzieliśmy o tym, ale nikt nie lubił Kevina, więc nikt za bardzo się nie przejmował, czy facet rozumie, o czym rozmawiamy na papierosie. Nawet lepiej, kiedy nie rozumiał.

Centrala rozpatrzyła skargę na korzyść Kevina. Uznali, że łamiemy regulamin firmy, a rozmyślne używanie polskiego w mulitjęzycznym zespole jest dyskryminacją na tle narodowościowym. Straciliśmy dodatki, a Kevin puszył się bardziej niż zazwyczaj i znów utwierdził się w swojej wyższości nad resztą Europy. I chyba to ostatecznie przekonało mnie do pożegnania się z korporacją.

korpo

by malko
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Hebi
23 25

Przykre, że poczułaś się zmuszona do odejścia z najwyraźniej samej w sobie miłej pracy z fajnym szefem przez jakiegoś dupka... Chociaż nie dziwię się w najmniejszym stopniu :-/

Odpowiedz
avatar Shemhazai
20 32

Eh, te kuporacyjne zasady... Dyskryminacja, bo między sobą rozmawiacie po polsku? I to dyskryminuje? Chore.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
26 30

Sama zasada akurat nie jest głupia. Bo jest sposobem na wykluczenie kogoś z grupy, a nawet mobbing. Że w tej sytuacji było jak było to inna bajka.

Odpowiedz
avatar pawel78
16 22

Niestety, ale malo angoli zna jakikolwiek jezyk obcy. Osobiscie spotkalem kilku znajacych j.niemiecki.

Odpowiedz
avatar WrednyPrawicowiec
13 23

Kiedyś byłam w Pradze i pewien Brytyjczyk mnie zapytał, czy Polska jest gdzieś w Związku Radzieckim i czy słowo "da"(tak) jest po polsku:)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 19

Z mojego doświadczenia powiem, że to prawda ;) W ciągu roku akademickiego prowadziłam zajęcia ze studentami na moim oddziale i w mojej grupie był Brytyjczyk. Traktował mnie i resztę kolegów jak... nie wiem jakiego określenia tutaj użyć, ale myślę, że niedouczone polaczki będzie dobre ;) Przyjechał z wymiany studenckiej, musiał zaliczyć praktyki, przedmioty na studiach, ale po polsku ani słowa nie powiedział.

Odpowiedz
avatar Devotchka
0 2

Właśnie chciałam to powiedzieć. Amerykanie, Brytyjczycy, ale co ciekawe Australijczycy już nie - mają wielką niechęć do nauki języków. To oczywiście jest spowodowane tym, że nie mają przymusu nauki. Łatwo jest im krytykować, bo "ty musisz znać ich język", a oni nie muszą nic. Oczywiście są wyjątki, do tego w szkołach uczą języków obcych (najczęściej hiszpańskiego albo niemieckiego). Z tym, że u nich lekcje języka są zupełnie inne. Skupiają się na historii danego państwa z którego pochodzi język, jego tradycjach i choć jest to ciekawe, to i tak mało przydatne.

Odpowiedz
avatar Kropucha
54 56

To może trzeba mu było odpowiedzieć tym samym? Skargi za notoryczne niedopełnianie obowiązków - gubi dokumenty, nie wysyła maili, trzeba za nim latać bo ciągle o czymś zapomina - za chamskie komentarze w waszym kierunku, również za nieużywanie w waszej obecności "oficjalnego" angielskiego, tylko bardzo niezrozumiałych akcentów, itd.

Odpowiedz
avatar Bryanka
25 27

Haha, fragment o bulgotaniu opisuje mojego byłego szefa. Bulgotał tylko do swoich pracowników. Do tego bardzo lubił naśmiewać się z mojego amerykańskiego akcentu i sypać tekstami jakie to kobiety są durne. Hitem sezonu było opieprzenie mnie, że mówię po polsku w jego obecności...tyle, że właśnie tłumaczyłam nie anglojęzycznym pracownikom jego polecenia, notabene na jego wyraźne polecenie służbowe.

Odpowiedz
avatar Jorn
4 4

Miałem kiedyś szefa (nadal z nim pracuję, ale już nie jest moim szefem), który na początku współpracy stwierdził, że nie będzie do mnie mówił po niderlandzku, bo jego zachodnioflamandzka wymowa jest całkowicie niezrozumiała dla cudzoziemców. Problem tkwi w tym, że gdy mówi po francusku lub angielsku, też go trudno zrozumieć, bo choć oba te języki zna doskonale, mówi strasznie niewyraźnie.

Odpowiedz
avatar Bendi
24 28

Znałem kiedyś Rosjanina, który mówił i pisał w sześciu językach a i tak w angielskiej korporacji o międzynarodowym zasięgu stał niżej niż autochtoni, osobniki będące efektem wielopokoleniowego chowu wsobnego. Oczywiście dopuszczam możliwość, że mógł przesadzać w opisach, tylko faktycznie dziwnym trafem zawsze pomijano go przy awansach. I premiach. I imprezach. Za to zakres obowiązków mu się ciągle zwiększał. Ale to i tak u nas szaleje rasizm i ksenofobia.

Odpowiedz
avatar plytkozerca
0 12

Jaki jest najprostszy sposób na podniesienie sobie wypłaty? Mocno się opalić.

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
4 34

Eeetam.. w tych korporacjach to jakieś cioty same. Czy nie było tam choć jednego kolesia który za pomocą kilku zdrowych lutnięć w durną angolską gębę wytłumaczyłby durniowi co i jak? Takie tłumaczenie działa cuda.

Odpowiedz
avatar Vivian
15 19

A potem straciłby pracę :)

Odpowiedz
avatar Grevil
5 19

@Vivian Ale jako bohater, który poświęcił się dla dobra ogółu.

Odpowiedz
avatar tatapsychopata
18 24

Oj co wy tam wiecie.. Robimy tak: - zapewniamy sobie współpracę kumpla nienawidzącego idioty równie mocno, - lejemy debila po ryju - razem z kumplem świadczymy twardo i równo że cały czas siedzieliśmy w domu i haratali w magicznych wojowników. Bo to się po pracy robi, bez świadków...

Odpowiedz
avatar MyCha
26 28

Narzucanie języka w którym omawia się sprawy związane z pracą rozumiem. Ale od tego po jakiemu rozmawiam sobie na prywatne tematy w czasie przerwy na kawę to wara. Niektórym zarządom korpo to się w głowach przewraca. Jeśli chcą stosować takie zasady to niech zamiast ludzi roboty zatrudnią. Wasz szef który sprawiał wrażenie porządnego człowieka nie mógł wyrzucić z zespołu tego kolesia? Albo naprawdę załatwić mu to przeniesienie do Kazachstanu?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 lipca 2013 o 12:53

avatar plytkozerca
13 13

Nie chcę się czepiać, ale czy przypadkiem mandaryński i kantoński to nie są dialekty chińskiego, a nie języki?

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
4 6

I tak i nie, to zależy od definicji dialektu. Zapis w mandaryńskim i kantońskim jest taki sam, więc biorąc pod uwagę to kryterium są to dialekty tego samego języka. Z drugiej strony ludzie posługujący się różnymi dialektami w jakimś tam stopniu są się w stanie ze sobą dogadać. W przypadku mandaryńskiego i kantońskiego jest to niemożliwe, więc byłyby to dwa różne języki. Niech się specjaliści wypowiadają.

Odpowiedz
avatar kuli
3 3

Jasne, ze sa to dwa totalnie rozne jezyki. Czlowiek poslugujacy sie kantonskim nie zrozumie czlowieka gadajacego po mandarynsku i na odwrot. Uzywaja niby tych samych liter, ale gramatyka i slowa w wielu przypadkach sie roznia. To tak jakby mowic, ze Polski to dialekt czeskiego, bo wiekszosc liter mamy takie same i rozumiemy niektore slowka ;o

Odpowiedz
avatar butelka
1 1

zwlascza ze jesli zastosujemy kryterium pisma to mozna by powiedziec ze japonski tez jest dialektem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
18 18

Jest tu coś, czego nie rozumiem. Gość złożył skargę- ok. Jeśli została uznana, musiało się to stać na jakiejś podstawie. Macie monitoring(z audio)? Ktoś poświadczył jego wersję? Czy może nagrywał Was? Inna rzecz, dlaczego nie odwdzięczyliście mu się? Niektóre jego zachowania podpadają pod mobbing. Nie mówiąc o tym, że kiedy objeżdżał sekretarkę, klient mógł to słyszeć- a to robi bardzo niedobre wrażenie. Skoro szefostwo przejęło się wykluczaniem go z rozmów, to czymś takim powinno się przejąć tym bardziej. Nie próbowaliście jakoś uprzykrzyć mu życia?

Odpowiedz
avatar kotokwik
8 12

Polacy pracujący poza granicami kraju, w większości przypadków muszą rozmawiać w języku, jaki obowiązuje w danym kraju. A w Polsce muszą rozmawiać po angielsku?? Dobra, rozumiem, że międzynarodowa korporacja, ale co to za narzucanie komuś, w jakim języku ma rozmawiać podczas przerwy?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 8

Są korporacje, w których szefostwo stara się stworzyć miłą atmosferę, bez obgadywania siebie nawzajem. Dlatego mówi się w języku, który znają wszyscy nawet w czasie przerw ;)

Odpowiedz
avatar Papio
11 15

Co do rozmów prywatnych, polecam trzymać w takich wypadkach telefon. Jakby co: dzwonisz do matki nieznającej angielskiego, a rozmawiasz z osobą naprzeciwko

Odpowiedz
avatar kochanicadziedzica
-3 11

I zbierasz burę za wykonywanie długich prywatnych telefonów w czasie pracy. :)

Odpowiedz
avatar Notorious_Cat
7 7

Ale burak. Poza tym uważam, że jeżeli się mieszka i pracuje w jakimś kraju, to choćby ze względu na przyzwoitość powinno się uczyć języka urzędowego. Choćby najprostsze zwroty komunikatywne. Moja znajoma miała podobnie, ale z Francuzką. Nie dość, że sama nie znała żadnego obcego języka, to jeszcze poprawiała francuski tych, którzy próbowali z nią nawiązać kontakt. BURACTWO. Mam kilku znajomych Amerykanów i oni bardzo podziwiają osoby, które potrafią mówić po angielsku (jako języku obcym), a co dopiero w kilku językach.

Odpowiedz
avatar obserwator
0 0

Można było go zapytać wprost czy jest członkiem BNP (British National Party - w praktyce Brytyjska Partia Szowinistyczna). Nagrać wszystko dyktafonem.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 lipca 2013 o 21:42

avatar Canaris
3 3

I jak tu nie kochać tych pasywno-agresywnych politycznie poprawnych zasad w korporacjach ...

Odpowiedz
avatar ranunculus
1 1

Po prostu "Kevin sam w Polsce" :D

Odpowiedz
avatar korinogaro
3 3

No nie chce mi się wierzyć, że nikt go nie kablował. Też mieliśmy takiego gościa w firmie, doszło do tego że wymusiłem na szefie wprowadzenie kart zadań zleconych gdzie było co, kto, do kiedy ma zrobić i podpis po zaznajomieniu się i po wykonaniu zadania. No w ten sposób pozbyliśmy się gnoja z firmy (a też był *ebany światowiec z doświadczeniem)

Odpowiedz
avatar bazienka
0 2

moja poprzednia szefowa twierdzila, ze nawet poza praca jestesmy reprezentantami firmy.. taaaak, bo osoba bedaca 'glosem w sluchawce' na infolinii ma wypisane na czole miejsce pracy oraz nr i nie tylko przeklinac, ale i poslugiwac sie jezykiem potocznym po pracy zdecydowanie nie powinna!

Odpowiedz
avatar karrola
0 0

Przez połowę historii zastanawiałam się ileż to języków zna Kevin, dobrze, że się wyjaśniło. Myślę, że jest trochę waszej winy w skardze - trzeba było gadać po angielsku, a po polsku tylko wtedy, gdy nie było go w pobliżu. A przede wszystkim trzeba było złożyć skargę, że nie dopełnia swoich obowiązków czy zachowuje się niestosownie dużo, dużo wcześniej nim on złożył swoją, a jeśli centrala potraktowałaby to tak poważnie jak skargę Kevina to wtedy uwolnilibyście się od dupka i po kłopocie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

Nie rozumiem z jakiej paki, gdy w zespole jest jeden gość z obcego kraju, macie mówić w jego języku. To niedorzeczne i to jest właśnie dyskryminacja.

Odpowiedz
Udostępnij