Mądrzejsza o cudze doświadczenia postanowiłam szerokim łukiem omijać wypadki drogowe, leżących nieprzytomnych, ludzi pokrzykujących "pomocy" i tym podobne sytuacje, gdzie moja pomoc mogłaby się przydać.
Skąd takie postanowienie?
Jeden z moich ratowników trafił kiedyś na wypadek drogowy. Ktoś komuś zajechał drogę, przez co ten drugi wylądował w rowie. Jako przyzwoity człowiek kumpel zadzwonił po pogotowie, udzielił pierwszej pomocy, poczekał do przyjazdu karetki i pojechał dalej. Normalne, prawda? Też tak myślał.
Do momentu, kiedy nie zadzwoniła do niego matka, że jest u niej policja i szukają go za jakiś udział w wypadku i uchylanie się od przesłuchań.
Okazało się, że poszkodowani złożyli pozew o spowodowanie wypadku. Sprawca się nie przyznaje, fizycznych dowodów nie ma, szukają świadków. Świadkowie oczywiście nic nie wiedzą, nikt nic nie widział, wszystkim paproch wpadł do oka i wcale ich tam nie było. W tej sytuacji znajomy stał się świadkiem nr jeden. Wygrzebali nr telefonu, operatora, po czym zaczęli słać oficjalne pisma na stary adres. Koniec końców trafili do miejsca pierwotnego zamieszkania. Dlaczego nikt nie zadzwonił pod numer telefonu? Nie wiadomo.
Tak więc nasz ratownik zaczął być ciągany, najpierw po prokuraturach, potem po sądach, bo jako jedyny nie mógł się wyprzeć, że był na miejscu. W dodatku na nagranym zgłoszeniu niefortunnie podał hasło-klucz "kolizja". No a skąd wiedział, co się stało, czy widział kolizję, jakie samochody stały, jakie przejeżdżały, czy możliwe, że nie było kolizji i w takim razie dlaczego tak powiedział. I czy mercedes tej pani jest raczej czerwony, czy wiśniowy? Polka galopka, dwie strony szarpiące biednego faceta, żeby tylko powiedział coś, co nada się do potwierdzenia/obalenia tezy o zajechaniu drogi. Robienie z niego idioty, wyciąganie jakiś prywatnych spraw, sugerowanie niedorozwoju umysłowego, zaników pamięci, miliard podchwytliwych pytań. Kilka spraw odwołanych (dobrze, że chociaż sąd niedaleko).
W końcu coraz bardziej napięta sytuacja w pracy i życiu prywatnym, bo ile można brać dyżurów za kolegę, szukać zamiany i tracić pieniądze na dojazdy. Nie wspominając o nerwówce, bo przecież każde takie przesłuchanie to stres.
Koniec końców, udało się! Po kilku latach przepychanek jest wyrok sądowy! Uniewinnienie z braku jednoznacznych dowodów. Tyle tylko, że wcale nie ma pewności, czy poszkodowani nie będą chcieli się odwołać.
A to wszystko przez jeden głupi telefon na pogotowie, bo ktoś potrzebował pomocy.
wymiary sprawiedliwości
Nieudzielenie pomocy potrzebującemu jest karalne.
OdpowiedzW naszym absurdalnym sądownictwie, udzielenie również... Co nie zmienia faktu, że nie zamierzam się przed tym wzdragać, w najgorszym wypadku dorobię się mnóstwo doświadczenie na temat naszych absurdów.
OdpowiedzPewien ratownik podpowiedział mi, że samo zadzwonienie na pogotowie już kwalifikuje się pod "pierwszą pomoc" wg tejże ustawy. Można zadzwonić anonimowo z budki telefonicznej :) Osobiście nie umiałbym nie pomóc, skoro umiem.
OdpowiedzA to kolega był jeszcze o coś oskarżony? Czy to uniewinnienie tyczy się domniemanego sprawcy kolizji? W sumie dla kolegi jeden pies, jak się odwołają to dalej będą go po sądach ciągać...
OdpowiedzKolega tylko jako świadek, ale co z tego, skoro bez jego obecności najwyraźniej nie da się rozsądzić o winie.
OdpowiedzI dlatego nie ma świadków, są tylko gapie. A dzwonić na pogotowie trzeba z telefonu na kartę, z nierejestrowanej karty SIM i tyle. A jak się jej nie ma, to pożyczyć telefon od jakiegoś biedaka albo wpaść do pobliskiego sklepu, albo cokolwiek. Albo się zastanowić czy moje życie zniszczone jest warte tego, by obcego uratować. Takie prawo.
OdpowiedzWitam Po co szukać nierejstrowanej karty? Wystarczy kartę wyciągnąć i dzwonić bez niej. A wracając do tematu-wiem,że to niładnie,ale zyczę tym uczestnikowm wypadku czołowki z TIR-em. Gnidy trzeba eliminować
OdpowiedzZnajdą cię po numerze IMEI... (W aparacie o numerze IMEI tym i tym zanim wykonano telefon (z wyjętą kartą) używana była karta SIM o numerze ... należąca do ... - no, chyba że od początku telefon nabyty anonimowo na bazarze, karta też i nigdy nie dzwonisz z niego do nikogo, komu się przedstawiasz z imienia i nazwiska...
OdpowiedzNie wystarczy wyjąć kartę. Potrzeba jeszcze drugiego telefonu (ze szrotu na przykład), inaczej po identyfikatorze sprzętu połączą telefon z kartą. Niestety bez karty często da się tylko na 112, a na pogotowie bardziej bezpośrednio jest 999.
OdpowiedzA potem się strasznie wszyscy bulwersują, że jak się już zdarzy jakiś wypadek, to nikt nie jest skory do tego, żeby zadzwonić, wezwać pomoc, czy potem robić za świadka, tylko stoi ta grupka gapiów i czeka chyba na cud. No wybaczcie- prawda jest brutalna, nie jest tak kolorowo, jak to się w szkołach mówi na tych wszystkich "pogadankach". Racja- nieudzielenie pomocy jest karalne, ale na zdrowy rozum: jedziesz, widzisz jakąś stłuczkę... i tym momencie przypominasz sobie taką historię, zaczynasz myśleć, czy w ogóle warto się zatrzymywać, bo potem będą cię ciągać po sądach nie wiadomo ile, traktować, jak rasowego bandziora, nieustannie robić z ciebie jakiegoś upośledzonego umysłowo, obrażać, w dodatku jak jeszcze nie znajdzie się nikt innych skłonny zeznawać... warto? Z drugiej strony odjeżdżasz i nawet, jeśli się ktoś zatrzyma, to raczej nikła szansa na to, że cię rozpozna i zapamięta... Nie zatrzymasz się- źle, i dla ciebie, i dla poszkodowanego. Zatrzymasz się- też źle, tyle, że tym razem tylko dla ciebie...
OdpowiedzDo autorki: czyli jak zobaczysz na poboczu samochód wbity w drzewo, to też pojedziesz dalej? Ja rozumiem, że kolizja mało kogo obchodzi, ale w wypadku jeden telefon może ocalić czyjeś życie.
OdpowiedzAutorka to wie, zapewniam Cię.
OdpowiedzSłyszałam historię z podobną puentą. Mój chłopak skończył medycynę, teraz dalej pracuje w szpitalu. Razem z innym już w pełni kwalifikowanym lekarzem, byli na kongresie w Stanach. CHwila wolnego idą przez miasto i przechodzą obok takiej jakby restauracji otwartej restauracji, w środku leży człowiek, prawdopodobnie nieprzytomny. No i rodzi się pytanie co zrobić, bo karetki jeszcze nie ma, a oni teoretycznie wiedzą co robić. Ale wiedzą,że nie powinni: Nie mają ubezpieczenia w Stanach, a tam prawo sądowe jest straszne, a pozwy to dzień codzienny. Jeśli udzieliliby pomocy, a człowiek nie daj Boże by umarł, albo byłby z pomocy niezadowolony, to czekałby ich pozew, odszkodowanie liczone w tysiącach dolarów, zakaz wykonywania zawodu, a w przypadku niewypłacalności może nawet więzienie... Jak widać doświadczenie życiowe, skutecznie weryfikują wpajane nam normy zachowania... :(
OdpowiedzDobrze że mam telefon na kartę - w razie czego zadzwonię, nie podam nazwiska i pojadę dalej... Polskie sądownictwo w ogóle jest przerażające.
OdpowiedzCzyli: wzdragasz się przed udzielaniem pomocy w wypadkach, ponieważ Twój kolega pomógł, a potem był ciągany po sądach jako świadek. A że bycie świadkiem łączy się ze składaniem zeznań... Rzeczywiście szokujące. Trochę to dla mnie słabe - bo rozumiem niechęć do wymiaru sprawiedliwości (na co zwróciłaś uwagę, ale w dużym skrócie), ale żeby dla świętego spokoju odwrócić głowę od nieszczęścia innych... a podobno pracujesz w służbie zdrowia.
OdpowiedzTak, Cat, uważam za szokujące, że człowieka, który mógł uratować życie innym nagradza się kilkuletnią batalią w sądach, totalnym brakiem poszanowania jego pracy, czasu wolnego, świętego spokoju wreszcie. Nikt nie patrzy, jak ludzie gadają za plecami - bo grupa tych, którzy wiedzą PO CO on jeździ do sądu nie jest duża. Reszta myśli, że to on jest oskarżony. Plotki w małym mieście to zabójstwo zawodowe. W normalnym kraju idziesz raz, mówisz co widziałeś a potem spokój. PS. Nie wiem jaki rocznik masz w dowodzie, ale chyba w dzisiejszych czasach SMSów i komunikatorów uczą, że nie tylko dosłowność istnieje na świecie. Mam nadzieję.
OdpowiedzTraszka - daruj sobie te próby wywyższenia siebie nade mnie poprzez sugerowanie mi , że jestem młodsza, w domyśle: czyli głupsza. Najbardziej piekielny jest fragment: "Robienie z niego idioty, wyciąganie jakiś prywatnych spraw, sugerowanie niedorozwoju umysłowego, zaników pamięci, miliard podchwytliwych pytań" - w tym momencie zmarszczyłam czoło, bo rzeczywiście chamskim jest wyciąganie prywatnych spraw - cokolwiek to znaczy. W każdym razie nie podoba mi się Twój wniosek: nie warto dzwonić po pogotowie czy inne służby. Skoro sprawa nas osobiście nie dotyczy, to po co? Tylko że jak zacznie nas dotyczyć, to wtedy będzie kolejna historia - o ludzkiej znieczulicy. Kwestia podejścia.
Odpowiedz@ Cat: Nie wywyższam. Sugeruję tylko, że dawno temu, gdy nie były używane (i znane) emotki i hasła "ironia mode", uczniowie w podstawówkach uczyli się interpretować tekst. I wstęp do tej historii nigdy nie zostałby potraktowany dosłownie. Ot, taki środek stylistyczny. Stąd moje przypuszczenie, że po prostu nie zrozumiałaś przesłania. A zarzucanie komukolwiek, że jest taki czy inny na podstawie błędnych wniosków to już temat na inną dyskusję. PS. W żadnej służbie nie pracuję. W opiece, owszem.
Odpowiedz@Traszka wyluzuj, za niepopularne prawdy zawsze bili tego, kto je mówił. Ludziska wolą zaklinać rzeczywistość i tyle.
Odpowiedz@Traszka: albo nie zrozumiałam, albo Ty źle przedstawiłaś swoją historię, nieważne. Zauważ, że nie zarzucam Tobie że jesteś taka czy inna. Po prostu nie podoba mi się wymowa Twojej historia. Wynika z niej, że lepiej nie pomagać w razie wypadku samochodowego, ponieważ będą nas ciągać po komisariatach i sądach, a po co marnować czas. Mam tylko nadzieję, że nie potraktowałaś ambicjonalnie moich uwag. Bądź co bądź jesteś w czołówce autorów na Piekielnych i masz bardzo dobre historie.
OdpowiedzNie kapuje, dlaczego swiadek TRACIL pieniadze na n.p. dojazdy, skoro sad ma obowiazek je zwrocic, a pracodawca dac wolne na czas bycia swiadkiem. Gdzie jest stress, skoro mial tak malo do poswiadczenia, tyle ze trzeba trzymac sie ciagle tej samej wersji zeznan. Ohydnym bydlectwem jest nieudzielanie pomocy w wypadku, mimo mozliwosci do tego, oraz uchylanie sie od swiadczenia prawdy. Czy wam, wszystkim krytykom, byloby fajnie, gdybyscie byli ofiarami, albo poszkodowynymi, a swiadkow NIE BUDIET, mimo ze byli przy wypadku?
OdpowiedzJaki pracodawca??? Zwrot kosztów (dojazdu i płatny urlop) przysługuje tylko osobom na etacie. Ilu jest w PL ratowników na etacie?
OdpowiedzSąd coś tam zwraca... znajomej zwrócili tak marne grosze, że na najtańszy bilet kolejowy, oczywiście po wszystkich możliwych zniżkach, by nie starczyło. Nie mówiąc o innych kosztach wyjazdu na pół dnia do miasta oddalonego ponad sto kilometrów.
OdpowiedzNie wiem jak jest z tym zwracaniem pieniędzy przez sąd za dojazd (czy nie ma z tym 2 razy tyle bieganiny i czy zwracają za np. odwołane rozprawy), a pracodawca owszem, wolne musi dać - ale nie musi przedłużyć ci umowy, poza tym to wolne jest bezpłatne, co w dzisiejszych czasach oznacza, że jednak może nie starczyć do tego 1go. Jako pracodawca zatrudniłbyś raczej osobę, która siedzi w pracy, czy taką która ciągle musi jeździć na jakieś rozprawy, bo tu nieprzyjęła niesłusznego mandatu, tutaj była świadkiem wypadku, tam świadkuje w sprawie awantur u sąsiadów a jeszcze gdzie indziej widziała bójkę w bramie? Zgodzę się, że należy reagować w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, ale nie zgodzę że rozprawa sądowa to brak stresu. Tym bardziej, że świadkowie nie mają zwyczaju chodzić z kamerą "na wszelki wypadek", a po roku niewiele się pamięta.
OdpowiedzTraszka, nie życzę Ci takich sytuacji, ale "ewentualnie na zaś": 1. Prawo do zwrotu kosztów dojazdu (a nawet noclegu, jak udowodnisz, że to konieczne, należy się każdemu świadkowi, nie tylko pracownikowi. 2. To samo z usprawiedliwieniem. Podstawą jest wezwanie, a potem po powrocie pokazujesz zaświadczenie z sądu (dostajesz na miejscu w sekretariacie, a wniosek o zwrot jest wpisany do protokołu). To nie wpływa na obniżenie wysokości honorarium zleceniobiorcy. 3. Jeśli zleceniobiorca pracuje jako firma, a nie osoba fizyczna, lub gdy jako osoba fizyczna jednak poniesie straty (gdy np. pracuje wyłącznie za kwotę obliczaną za przepracowane godziny, liczbę klientów itp.), składa się wniosek o zwrot poniesionych strat. Prawo przewiduje rodzaj rekompensaty za utratę zarobku. Wprawdzie przepisy nieco ograniczają tę kwotę, ale z drugiej strony - rzadko się zdarza, żeby akurat w dniu zeznań ktoś przeprowadzał interes życia i stracił miliony. 4. Z tą kwotą zwrotu za dojazd to nie do końca tak. Dostaje się zwrot wedle najniższej możliwej kwoty wymaganej na dojazd, ale z zastrzeżeniem, że jeśli świadek wymaga pewnych form transportu, to wtedy musi to wykazać.
Odpowiedz@Traszka. Jak mozesz ty, jako lekarka, majaca funkcje przykladowa, bo ludzie nasladuja ciebie, nawolywac do "omijania szerokim lukiem wypadki drogowe, wolajacych pomocy i sytuacje wymagajace twojej pomocy"? Niezaleznie od konsekwencji prawnych, jest to niehumanitarne postepowanie, bazujace na przeslonkach pienieznych i wygodnictwie. Nikomu nie chce sie lazic po sadach, bo nigdy to nie pasuje do zycia prywatnego i zawodowego, to jasne jak slonce,ale to jest psi obowiazek swiadka, tak samo jak pomoc przy wypadku !!! Zwrot pieniedzy za dojazd do sadu nie jest zalezny od jakiegos etatu. Swiadkowie (w Niemczech) dostaja dodatkowo z kasy sadu pieniadze za czas stracony za dojazd, czas w sadzie i powrot, wedlug roznych stawek godzinnych (zaleznych od wykonywanego zawodu z maksymalnym ograniczeniem wysokosci, ale nawet dle rencisty, czy gospodyni domowej to jest).
OdpowiedzTylko jakie znaczenia dla pracownika/zleceniobiorcy w Polsce ma fakt, że gdyby mieszkali w Niemczech, to by im zwrócono pieniądze za dojazd i czas? Gdyby mieszkali w dzikich rejonach Afryki, wogóle nie mieliby możliwości wezwania pomocy. Gdybanie to żaden argument.
Odpowiedz@Soraja. Nie porownuj Polski do krajow afrykanskich, bo ponizasz siebie i rodakow. Polska jest w Europie, z ktora powinna i chce sie porownywac. Jestem przekonany, ze swiadek w Polsce tez ma prawo, co najmniej, do zwrotu kosztow dojazdu do sadu. Ale przeciez nie to jest wazne, tylko nie wolno odmowic ofiarze wypadku pomocy z przeslanek finansowych, oraz wygodnictwa, tudziez lekarka nie powinna do tego nawolywac.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 czerwca 2013 o 18:13
Smutne to, że pazerność człowieka go gubi i nie ceni sobie swojego życia :/ Pomagać dalej, ale jak napisałaś Traszka należy unikać słów określających sytuację do której nie jesteśmy pewni "kolizja" itp. Sądownictwo i prawo w Polsce jest chore to nie znaczy, że mamy przekładać własny interes nad czyjeś życie. Zgłaszać lakonicznie - jakiś wypadek/zderzenie/dwa rozbite auta, podać dane gdzie, ilu rannych, itd :) Osobiście unikam wypadków, kolizji - po uprzednim wzrokowym sprawdzeniu czy nie ma ofiar, czy ktoś się tym zajął - gdyż ciąganie po sądach, policji to nie należy do moich ulubionych zajęć i jest zbędną stratą czasu, jak pomagać to tylko anonimowo. Pozdrawiam
OdpowiedzChyba trochę przesadziłaś ze skrótowością opisu przejść kolegi i nie wiem, czy masz pretensje do wymiaru sprawiedliwości, że próbuje wyjaśnić okoliczności wypadku, czy też kolegę rzeczywiście potraktowano bardziej piekielnie, niż to było konieczne.
OdpowiedzW takich sytuacjach Google Glass będzie nieoceniony.
OdpowiedzTraszko, uważałbym z takimi wpisami na piekielnych. Ludzie i tak boją się udzielać pomocy, a nie zdziwie się jak pewnego dnia ktoś się usprawiedliwi, ze nie udzielił pomocy, pozwolił człowiekowi umrzeć bo Traszka napisała na piekielnych... Ja jestem calym sercem ZA udzielaniem pomocy. Zawsze. Dla niedoświadczonych w granicach rozsądku. Osobiście pomagam nawet jak stwarza to zagrożenie dla mnie - choć świadomy jestem najważniejszej ratowniczej zasady "najpierw bezpieczeństwo ratownika". :)
OdpowiedzZatem... nie udzielić pomocy, żeby nie mieć później problemów z byciem ciąganym po sądach? Czyli, hipotetycznie, na przykład pozwolić komuś umrzeć, bo pomoc może się wiązać z niedogodnościami dla nas. Mam nadzieje, że tak myślących osób nie jest zbyt wiele na tym świecie.
Odpowiedz