Wezwanie do potencjalnej samobójczyni.
Kobieta młoda, mąż bogaty, dom wypasiony. Pod domem dwie bryki z górnej półki.
Wita nas zasępiony mąż, który prosi, żeby "coś zrobić", bo on już nie ma siły. Według jego wersji pokłócił się z żoną, ona zamknęła się w pokoju i zaczęła grozić, że się powiesi.
W międzyczasie widzę wyglądającą z pokoju zapłakaną twarzyczkę małego chłopca...
W sypialni rzeczywiście kobieta, manifestacyjnie obrażona siedzi na parapecie, odwrócona bokiem do drzwi. Koło niej dynda pasek grubości 5 mm, taki ozdobny, przyczepiony do karnisza na firany. W razie próby powieszenia mielibyśmy raczej rozbitą głowę...
J: Dzień dobry.
S: Co?? Co to ma być? Kim pani w ogóle jest? Adam, co to ma znaczyć?!
J: Jestem lekarzem, dostaliśmy wezwanie, że chce pani sobie zrobić krzywdę...
S: Adam, wynoś się! Już!!! WY****!!!
(do mnie) Proszę jechać, ja przecież się nie powieszę. Ja po prostu chcę mu zrobić na złość, bo on się w ogóle ze mną nie liczy... Rozumie pani, wystraszyć go chciałam!
J: Chyba rzeczywiście udało się pani go wystraszyć. Tak czy inaczej, niestety musi pani jechać z nami, porozmawia pani z psychiatrą, z psychologiem.
S: Chyba pani śni! Adam! Ty ch*** j****! Świra ze mnie chcesz zrobić?! Ja ci gnoju nie wybaczę!!!
J: Proszę się uspokoić, jest pani dorosła, porozmawiajmy spokojnie. Po co krzyczeć, tylko pani straszy synka...
S: Ten mały jest dokładnie taki sam jak ojciec! Adam!!! Nienawidzę Cię!
J: Tak czy inaczej, musi pani jechać z nami, niestety w takiej sytuacji nie mogę pani zostawić w domu.
S: Nie dam się dotknąć!
J: Proszę nie utrudniać. Zrobiła pani głupotę, trzeba ponieść konsekwencje. Jest pani rozdrażniona, rozumiem to, ale powtarzam, w takim stanie nie mogę pani zostawić w domu. Albo pojedzie pani z nami spokojnie, albo - niestety - będziemy musieli wezwać policję.
S: S**** j**** k****!
J: Czyli jasne, wzywamy policję.
Niebiescy przyjechali, podebatowali, pogadaliśmy chwilę i uznaliśmy, że albo pani sama pójdzie, albo pacyfikujemy lekami i zabieramy na obserwację. Pieniaczka wybrała gorszą opcję - zamiast spokojnie przejść do karetki wolała machać, kopać i pluć. Pluła całą minutę, tj czas potrzebny na nabranie leku do strzykawki i zrobienie zastrzyku. Następnie już w pozycji leżącej została przewieziona do naszego małego szpitalika.
Miałam okazję porozmawiać z jej mężem kilka dni później. Okazuje się, że kobieta zrobiła kolejną już pokazówkę. Bo to jej stała metoda - nie chcesz mi kupić, nie chcesz czegoś zrobić - powieszę się! I pewnie byłoby mi wszystko jedno, gdyby nie ten mały chłopaczek, który wyglądał przez szparę w drzwiach i który od dawna był straszony tym, że mamusia się powiesi...
O żesz cholera, chyba najpiekielniejsza z historii, jaką ostatnio czytałam... W szpitalu też pieniaczyła?
Odpowiedz@gorzkimem -nie masz racji. O zastosowaniu przymusu bezpośredniego (w postaci podania leków bez zgody pacjenta, zapięcia w pasy itp) zgodnie z ustawą o zdrowiu psychicznym decyduje lekarz (nie ma wymogu że musi to być psychiatra-może to być nawet dermatolog). Co ciekawe może to zlecić również pielęgniarka, informując o tym fakcie lekarza. Sąd się w to nie wtrąca, chyba że pacjent lub rodzina zaskarży postępowanie lekarza/pielęgniarki. Należy to jedynie wpisać w dokumentację medyczną. Czas takiego przymusu nie może przekroczyć 4 godzin lub 24 godzin po badaniu w warunkach poza szpitalnych. A ponieważ grożenie dokonaniem samobójstwa jest traktowane jako podejrzenie zaburzeń psychicznych, mając na świadków resztę zespołu i wezwaną policję Traszka miała nie tylko prawo ale wręcz obowiązek zawieźć pacjentkę na konsultację psychiatryczną. A że pacjentka była- również przy świadkach pobudzona i czynne agresywna- Traszka miała pełne prawo przez wzgląd na pacjentkę, swój zespół oraz osoby postronne do zastosowania przymusu bezpośredniego poprzez podanie leków uspakajających. Wszystko co napisałem powyżej nie wynika z mojej niespełnionej ambicji zostania psychiatrą, tylko z ustawy o zdrowiu psychicznym oraz rozporządzenia min. zdrowia w sprawie sposobu stosowania przymusu bezpośredniego. Bardzo ciekawa lektura :)
Odpowiedz@wolfik - bardzo dobrze, ale pała. Przeczytaj całą ustawę, a nie tylko pasujący ci fragment, który nota bene mówi o stosowaniu przymusu bezpośredniego... w warunkach szpitalnych. Umieszczenie w szpitalu bez zgody pacjenta i bez wyroku sądu nakłada OBOWIĄZEK konsultacji z innym lekarzem - w miarę możliwości z psychiatrą, lub po uzyskaniu pisemnej opinii psychologa i zasadność takiego umieszczenia musi być zatwierdzona post factum przez sąd. Nie to jednak w tej historii jest najważniejsze - @Traszka twierdzi, że kobieta była ZDROWA, w związku z czym albo działanie lekarza było od początku do końca bezprawne, albo z @Traszki lekarz jak z koziej dupy trąba. Decyzję co do tego pozostawiam zainteresowanej.
Odpowiedz@gorzkimem -zarzucasz mi że wybiórczo traktuję ustawę, którą -zapewniam Cię- znam dokładnie, ponieważ średnio 2-3 razy w tygodniu wożę pacjentów różnych oddziałów na takie właśnie wizyty u psychiatry. Natomiast przeczytaj na spokojnie to co napisałeś - co jest zgodne z FRAGMENTEM ustawy, ale dotyczy tylko przymusowego leczenia w szpitalu. I tu jest pies pogrzebany jak to się mówi. W całej historii nie ma ani słowa o przymusowym leczeniu i hospitalizacji na podstawie tylko i wyłącznie oceny lekarza z karetki. Wyraźnie jest zapis, że pacjenta została przewieziona do szpitala na konsultację z psychiatrą cyt. "Tak czy inaczej, niestety musi pani jechać z nami, porozmawia pani z psychiatrą,". I w tej sytuacji nie mają zastosowania przepisy o przymusowej hospitalizacji na które Ty się powołujesz, tylko zapisy o przymusie bezpośrednim na które ja się powoływałem, a które dotyczą przymusu stosowanego w każdym miejscu-co do szpitala jest jedynie zapis, że stosowanie przymusu poowyżej 24h może nastąpić wyłącznie w warunkach szpitalnych.Do 24h może być nawet w karetce (tylko w razie czego trzeba to później uzasadnić:) ). A dalsze postępowanie zależy od wyniku konsultacji. Zgodnie ze swoją specjalizacją psychiatra może bez jej zgody zatrzymać pacjentkę w szpitalu na obserwacji lub w celu leczenia. I to już faktycznie za zgodą sądu post factum.
OdpowiedzPo pierwsze - z historyjki nie wynika, że kobieta BEZPOŚREDNIO zagrażała sobie lub innym: nie miała założonej pętli na szyję, nie przystawiała sobie lub innym niebezpiecznego narzędzia, na niszczyła też w sposób gwałtowny przedmiotów. Dlatego też zasadność zastosowania przymusu bezpośredniego, jego sposób i rodzaj są wątpliwe. Skoro był czas na wezwanie policji, był też czas na konsultacje z psychiatrą lub psychologiem klinicznym. Jednak - podkreślam jeszcze raz - nie to jest głównym problemem. Problemem jest to, że owe procedury zostały wykonane, czyli najwidoczniej została uznana ich zasadność, a autorka (przy aplauzie jej klakierów) uparcie twierdzi, że pacjentka nie była chora, tylko "rozpieszczona". Już wyraźniej tego nie potrafię napisać.
OdpowiedzWybacz, ale opisane przez ciebie zachowania ewidentnie wskazują na to, że pani zdrowa nie była. Nie rozumiem piekielności.
OdpowiedzA ja nie rozumiem, dlaczego ciebie jeszcze nie zbanowali.
OdpowiedzCzy aż tak trudno zrozumieć piekielność- "mamuśka" od 7 boleści nie raczyła pomyśleć jak jej humorki i przedstawienia mogą wpłynąć na jej synka? Biedaczek będzie miał nielichą traumę przez "matkę"-idiotkę.
OdpowiedzRozpieszczona lala, a nie chora... Psychiatra ją rozgrzeszył, ona po prostu jest walnięta. Mam nadzieję, że ojciec przejrzy na oczy
OdpowiedzDziecko, nie pie..ol głupot. Jakby przymusowa hospitalizacja okazała sie bezzasadna, już miałabyś sanki od prokuratora i zakaz wykonywania zawodu. Tak że, we własnym interesie, nie pisz, że babka nie była chora. A sądząc po poziomie wypowiedzi widzę, że tu sami stażyści psychiatrii u dra @fak_dak'a...
Odpowiedz@gorzkimem bezzasadna? Grozba samobojstwem nawet u teoretycznie zdrowego czlowieka JEST podstawa to hospitalizacji i rozpoczecia procesu diagnostyki.
Odpowiedz@zakłamana - witaj w świecie umiejących czytać ze zrozumieniem...
OdpowiedzMem, nie wypowiadaj się na tematy o których nie masz pojęcia. Każda próba samobójcza jest zagrażaniem sobie. I jako lekarz mam prawo spacyfikować pacjenta, żeby sobie nie zrobił krzywdy. Potem muszę go skonsultować psychiatrycznie, żeby wyjaśnić, czy zagrożenie było chwilowe, czy stałe. I tyle w temacie.
Odpowiedz@Traszka - z każdą twoją kolejną, "pogłębiającą" temat wypowiedzią odnoszę wrażenie, że z medycyna to masz kontakt jedynie podczas zabawy w doktora z kolegami z gimnazjum. Umieszczenie na oddziale psychiatrycznym bez zgody pacjenta (a tu jeszcze mamy zastosowanie przymusu bezpośredniego) jest możliwe jedynie za decyzja sadu rodzinnego. Jeśli sytuacja wskazuje, że pacjent może stanowić zagrożenie dla siebie lub otoczenia, lekarz psychiatra może podjąć taką decyzję, ale post factum sąd musi ją zatwierdzić oceniając jej zasadność na podstawie opinii biegłych. Zatem - zakładając, że opisana sytuacja miała w ogóle miejsce, kobieta musiała się kwalifikować do leczenia psychiatrycznego, bo inaczej miałabyś sanki. Zwłaszcza, że z twojej opowiastki wynika, że zrobiłaś to na złość kobiecie, chcąc dać jej nauczkę - kwestię etyki lekarskiej w tym wypadku pominę, bo dotyczy ona tylko lekarzy właśnie...
Odpowiedzwłaściwie Traszka na jakiej podstawie zabrałas tą kobietę na leczenie? tzn grożenia samobójstwem był jej mąż. Co by było gdyby okazało się, ze to mąż jest piekielny, a nie żona? że pokłócili się, a potem mąż powiesił pasek i powiedział że żona próbowała sie powiesić? Pytam się całkiem hipotetycznie, poprostu zastanawiam się czy na podstawie opini jednej osoby i agresywnego zachowania można kogoś wsadzić do szpitala psychiatrycznego.
Odpowiedz@gorzkimem, Traszka napisała musiała ta babkę "skonsultować psychiatrycznie", a to raczej nie jest umieszczenie na oddziale psychiatrycznym.
Odpowiedzświadkiem grożenia samobójstwem *
OdpowiedzKobieta zdecydowanie ma jakieś zaburzenia i powinna trafić pod stałą profesjonalną opiekę psychiatryczną, a nie na jednorazową rozmowę z lekarzem w szpitalu, po której za tydzień zrobi to samo...
OdpowiedzPi..nie chłop. Było powiedzieć - a wieszaj sie, to sobie inną znajdę! Zaraz by ją ogarnęła miłość życia.
OdpowiedzA nie pomyślałeś, że pan Adam może być tzw. porządnym człowiekiem, który nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby rzeczywiście się przez niego powiesiła? Albo że kochał swoje dziecko i nie chciał, by zostało półsierotą? Bo pamiętaj, że jak ktoś grozi samobójstwem, nawet taka manipulująca suka jak ta z historii, zawsze istnieje prawdopodobieństwo śmierci.
Odpowiedz@Kosz, a być może Traszka uważała kopanie jej i ewentualnych kolegów z ekipy, plucie i machanie za pogwałcenie jej praw? Może prawa bohaterki historii zostały pogwałcone, aby sama nie mogła już niczyich praw pogwałcić? No, przynajmniej przez jakiś czas.
OdpowiedzMój komentarz jest skierowany do użytkownika @Kosz, ale widocznie coś źle kliknęłam, a nie mogę go teraz edytować.
OdpowiedzKemiki, ale ona się w ten sposób broniła przed zabieraniem jej siłą. Wyraźnie wcześniej powiedziała, że mają odejść. -- ,,Proszę jechać, ja przecież się nie powieszę. Ja po prostu chcę mu zrobić na złość, bo on się w ogóle ze mną nie liczy... Rozumie pani, wystraszyć go chciałam!'' -- Nie dam się dotknąć! A oni ją siłą chcieli zabrać na leczenie, więc się broniła. A wtedy oni jej zaaplikowali jakieś świństwo. To są bandyckie działania. Nawet jeśli popełniła jakieś przestępstwo (tylko jakie? Bo nie chciała jechać z ratownikami medycznymi, no co za żart!), to policja powinna ją środkami nie ingerującymi w organizm zaprowadzić do aresztu.
OdpowiedzA gdyby odeszli, a ona zrealizowała swój samobójczy zamiar? Różni ludzie po ziemi chodzą. I jak niby mieli uspokoić rzucającą się osobę bez ingerencji w jej organizm? Nie wydaje mi się, żeby rozmowa pomogła, a przywalenie patelnią w głowę do ingerencji się, niestety, kwalifikuje :)
OdpowiedzNo to by zrealizowała, choć sama Traszka przyznała, że to była pokazówka, bo pasek nie uniósłby nawet psa. Traktowanie szkodliwymi, może śmiertelnymi substancjami kogoś bez jego zgody uważam za bandycki napad. Jak mieli uspokoić rzucającą się? Swoim odejściem. Bo rzucała się dlatego, że oni się wtrącili w kłótnię małżeńską tak drastycznie, że postanowili babkę zabrać z domu ograniczając jej prawa obywatelskie. A może za 20 minut miała spotkanie z ważnym kontrahentem? Wcześniej pokłóciła się z mężem i teraz jakiś ratownik medyczny szprycuje ją czymś, co NA PEWNO ma skutki uboczne i NA PEWNO powoduje potencjalne zagrożenie, bo ona nie chce dobrowolnie iść z tym ratownikiem, który wg nazwy ma ratować, a tu ewidentnie szkodzi.
Odpowiedz@Kosz widzisz... uczepiłeś się tego zbójeckiego napadu i trucizn, które biednej niewinnej niewieście zaaplikował zespół pogotowia. Ale karetka nie przyjechała z własnego widzimisię - została wezwana przez najbliższą rodzinę owej kobiety.Widać mąż bał się o jej życie. Zastanów się czy normalny człowiek próbuje wymóc coś na innych wieszając sznurek i grożąc że się powiesi? Nawet jeśli to nie było na poważnie, to i tak mąż miał prawo się bać że coś żonie do pustej pały odbije i faktycznie coś sobie zrobi na oczach dziecka. Przyjeżdża karetka i co widzą? kobieta grozi że popełni samobójstwo - tym razem paskiem na którym by się nie powiesiła, ale jeśli ma nierówno pod sufitem to może się obrazić że ją zignorowali i np. podciąć sobie żyły. I kto byłby winny? kto by tłumaczył później dziecku co się stało? kogo prokurator by ciągał za zignorowanie tak teraz popularnego "wołania o pomoc" (niby wszystkie nieudane samobójstwa)? Więc karetka ma przestraszonego męża który mówi że to nie pierwszy raz, dziecko którego widok kobiecie nie przeszkadza i samą kobietę która raz mówi że to żarty a raz krzyczy żeby s...ali. Z tego nawet laikom wyłania się obraz osoby niestabilnej umysłowo. W tej sytuacji zespół karetki nie ma prawa odwrócić się i odejść. Kaftanów w karetkach się raczej nie wozi, a fakt że sugerujesz spięcie kajdankami osoby która może wpaść w szał (kopała,pluła) wyraźnie wskazuje że nigdy nie widziałeś co taka osoba może zrobić. Od ranienia sobie dłoni do kości żeby wyrwać się z kajdanek po ignorowanie ich i gryzienie wszystkich dookoła czy uderzanie głową w co popadnie. I kto będzie odpowiadał za takie obrażenia ciała u pacjenta? Jeśli wydaje Ci się że pacjent (bo niech robi co chce), to się grubo mylisz. Od chwili przyjazdu karetki do zakończenia działań (np. przekazania pacjenta lekarzowi w szpitalu) tam gdzie istnienie ryzyko że pacjentowi może coś dolegać za jego zdrowie i życie odpowiada zespół z karetki-a w tym wypadku Traszka jako lekarz. Pacjentka skręci kostkę wsiadając do karetki-wina pogotowia, złamie paznokieć-wina pogotowia,dostanie szału-wina pogotowia. Z tego wszystkiego lepiej jest podać środki po których pacjent się uspokoi (nie musi tracić przytomności - nie porównuj tego do swojej operacji). Wiedząc jakie leki przeważnie są w karetce myślę że był to jeden z tych trzech, które w odpowiedniej dawce mogą wyciszyć pacjentkę bez usypiania jej, działają kilkanaście-kilkadziesiąt minut i praktycznie nie mają działań ubocznych które w tej sytuacji mogły by zaszkodzić pacjentce. Nie mówię że wcale nie mają, ale np. zakaz prowadzenia pojazdów i możliwa senność/zawroty głowy nie są specjalnie dużym problemem w przedstawionej sytuacji :)
OdpowiedzKrótka piłka. Skonsultowałam temat z dyspozytorem pogotowia ratunkowego. Do potencjalnego samobójcy karetka zawsze przyjedzie, bez dyskusji. Lekarz ma obowiązek powiadomić policję. I najważniejsze. W takiej sytuacji, jak opisywana - grożący, lub nastający na swoje życie obywatel jest traktowany jak osoba UBEZWŁASNOWOLNIONA. I koniec tematu.
Odpowiedz@Kosz: wariatów nie nie słucha, jeśli kopią, plują i wyzywają pacyfikuje się ich, dla ich dobra zresztą. Innego schematu na tą sytuację nie widzę. Żartowała czy nie, granica żartu została zdecydowanie przekroczona.
OdpowiedzAnalogiczna sytuacja: jedna baba drugiej babie... Grozi nożem i ogólnie zachowuje się jak wariatka. Interweniują odpowiednie służby, a nasza agresywna koleżanka upiera się, że to takie żarty były, tudzież drze się i wierzga, dopraszając się odjazdu ww. służb. Zostawiłby ktoś taką sytuację mówiąc: "Dobrze, dziewczyny, super dowcipy sobie robicie, a teraz bawcie się grzecznie, my uciekamy"?
OdpowiedzGrozi KOMUŚ. A tu nikomu nie groziła.
Odpowiedz@Kosz - sobie groziła :)
Odpowiedzno to jej dokopaliście za te bryki , bogatego męża i wypasiony dom, przecież to była pokazówka a nie próba samobójcza a wy ją potraktowaliście jak chorą psychicznie-WOLNO TAK ?
OdpowiedzNiezależnie od tego czy pokazówka czy nie, konsultacja psychiatry jest konieczna. Nie mi decydować czy ją zaraz wypuszczą, czy zatrzymają. I ja chcąc, nie chcąc muszę ją tam zabrać. Mogę po dobroci, mogę siłą. Jej wybór. A fragment o brykach był raczej dla przedstawienia sytuacji.
OdpowiedzNo ale skoro kobieta nie była ubezwłasnowolniona, a odmawiała pomocy medycznej, to podawanie jej zastrzyków (nawet jej nie znasz i nie wiesz czym jej one mogą grozić) uważam za pogwałcenie jej praw.
OdpowiedzJeśli zachodzi podejrzenie choroby psychicznej (a odgrażanie się samobójstwem do normalnych według mnie nie należy), to lekarz ma pełne prawo spacyfikować delikwenta i zabrać go na obserwację. Tutaj znalazłam więcej o tym, jak to powinno wyglądać (wraz z paragrafami): http://www.zdrowiekwartalnik.pl/?page_id=714
OdpowiedzSine, tu jest mowa o przymusie w postaci kaftana bezpieczeństwa, a nie w postaci szprycowania szkodliwą chemią. Dwa, mowa jest o bardzo złym stanie, a nie o tym, że babka się pokłóciła z mężem i go postraszyła, a z ratownikami medycznymi rozmawia przytomnie i sensownie (choć w zdenerwowaniu i wzburzeniu). Babka w kłótni groziła samobójstwem, więc ją naszprycowali. A jakby w kłótni powiedziała ,,zabiję cię ty gnoju'' to by jeszcze wsadzili do paki na 25 lat. Ale jak ktoś potrzebuje pomocy to pogotowia nie ma, bo takie wyjazdy sobie urządzają.
OdpowiedzKosz, a skąd można było naprawdę wiedzieć, że nie nałgała Traszce, udając opanowaną, żeby jej nikt nie przeszkadzał spokojnie się powiesić? Gdyby jednak do tego doszło, wszyscy obwinialiby - kogo? No, oczywiście lekarkę, która nie będąc psychiatrą, odważyła się oceniać stan psychiczny osoby, która groziła samobójstwem. Z drugiej strony baba dostała nauczkę - może następnym razem gdy będzie miała ochotę popróbować takich zagrań, przypomni sobie, jak to się kończy, i spróbuje zachować się dojrzalej?
OdpowiedzTak, udając zdrową... Jaaasne. Poza tym, najwyżej by się powiesiła. Jej sprawa. A tak została bandycko napadnięta, nafaszerowana chemią i zawieziona na dołek, skąd ją na szczęście wypuścili. Ale co przeszła, to jej. I to w imię Ratownictwa Medycznego. Wspaniały kraj.
OdpowiedzWiesz... Przeczytaj na spokojnie to, co tu napisałeś ;P To, co ja - też, bo użyłam słowa "spokojną", nie "zdrową". Da się, robiłam to parę razy sama, i skutecznie. Co do "bandyckiego napadu" - to, co przechodzą przez nią jej mąż i - przede wszystkim - dziecko, jest nieporównywalnie gorsze. Przemoc psychiczna może boleć znacznie bardziej, niż fizyczna, a dziecko jest wobec takich zachowań matki kompletnie bezbronne. Przynajmniej taka mała odpłata jej się bardzo należała, a jeżeli powstrzyma ją od choćby jednego takiego wybryku w przyszłości, to ratownikom należy się medal!
OdpowiedzBezpośrednio im nie zagrażała. A nawet jeśli, to mogli sami uciec, a potem podjąć działania. Szprycowanie matki chemią zagrażającą zdrowiu i życiu i dokonywanie na nią bandyckiego napadu nic nie daje, zwłaszcza że i tak podstaw do zatrzymania na dołku nie ma i za godzinę wyszła. Więc ochrona dla męża i dziecka na ile? Na godzinę?
OdpowiedzZaczęłam pisać: "Udajesz, że nie rozumiesz, czy nie rozumiesz naprawdę?? Po pierwsze - skąd to przekonanie, że podano jej "zagrażającą zdrowiu i życiu chemię"? O ile wiadomo, w karetkach wozi się leki przetestowane i bezpieczne..." ...i nagle dotarło do mnie, że karmię trolla... Ciągu dalszego nie będzie.
OdpowiedzNie ma leków przetestowanych i bezpiecznych. Jeżeli ją spacyfikowali to na 100% było coś, co nie tylko ma skutki uboczne, ale wręcz je ma silne. To, że takie środki są w użyciu wynika z próby oszacowania mniejszego zła. Mnie ,,spacyfikowano'' 2 tygodnie temu podczas operacji, do dzisiaj mi się odbija to czkawką. No ale nie było innego wyjścia, bo parę milimetrów drgnięcia ciała i może być po mnie. Nie dało się operować na żywo. Tutaj natomiast można było albo zastosować nieszkodliwe środki przymusu (np. kajdanki, kaftan bezpieczeństwa) albo wręcz odstąpić od przymusu, bo wyraźnie widać, że była to kłótnia rodzinna i gra aktorska pani, co zresztą potwierdza sama Traszka wielokrotnie w opisie.
OdpowiedzMam nadzieję, że facet pomyśli o rozwodzie. Dla dobra dziecka. Jej zachowanie nie wygląda na normalne.
OdpowiedzA wiesz, komu sąd w naszym kraju przydzieli prawo opieki nad małym?
OdpowiedzJeżeli babka ma w papierach hospitalizację ze względu na groźbę popełnienia samobójstwa, a facet rzeczywiście jest bogaty - ergo, stać go na dobrego prawnika; to jemu.
OdpowiedzNo i problematyczne jest, czy matka chciałaby walczyć o dziecko? ("Ten mały jest dokładnie taki sam jak ojciec!") Może interesowałby ją wyłącznie korzystny podział majątku?
Odpowiedz"Kobieta młoda, mąż bogaty, dom wypasiony. Pod domem dwie bryki z górnej półki." - To zdanie przypomniało mi miejscową tragedię sprzed 2-3 miesięcy. Znajomy mojej kumpeli podpalił się na własnej posesji, na tyłach swojej super willi. Facet dobrze sytuowany, z żoną i dziećmi. Miał wszystko. Nikt nie wie co go pchnęło do tak desperackiego kroku.
Odpowiedz@Bryanka: No, nie zapytam, czy przeżył? Ale, żeby wybrać taką opcję pożegnania z życiem...? Chyba najgorsza z możliwych!
OdpowiedzNajgorsze, że na to wszystko musi patrzeć dziecko...
OdpowiedzSzkoda małego.Facet też niekoniecznie ogarnięty.Jakby jej z raz sznurek podał to by się opamiętała.A co do Autorki-uwielbiam czytać Twoje historie i nie mogę się doczekać nowych :) pozdrawiam.
OdpowiedzEj no ja rozumiem focha ( i nie mam na myśli fachowego obciągania pewnej męskiej części ciała), ale takie coś? Z resztą gdzieś czytałam, że (w tamtym tekście) facet za każdym razem podczas kłótni krzyczał, że się powiesi, podstawiał krzesło pod żyrandol i tak dalej. I w końcu za którymś razem, żona stwierdziła "a wieszaj się stary"...cóż facetowi wypadł koronny argument..
OdpowiedzNie wiem, czy ta kobieta jest chora, ale na pewno nie zachowuje się tak, jak powinna dorosła osoba, a przy tym żona i matka. Jakaś terapia by jej się przydała, żeby to sobie uświadomiła - chociaż chyba nie psychiatryczna... Bo już mąż jak mąż, ale tego chłopca szkoda strasznie - żadne warunki materialne nie zastąpią normalnego, szczęśliwego dzieciństwa. A w końcu ma do niego prawo dokładnie tak samo, jak każde inne dziecko.
Odpowiedzno ta, meza nie szkoda...
OdpowiedzAno nie szkoda, bo jeśli po pierwszej takiej pokazówie nie kopnął baby w dupę, to kolejne ma tylko na własne życzenie.
Odpowiedza moze on ja po prostu kocha? to nie jest racjonalne uczucie
Odpowiedzpowiesiłaby się wreszcie raz, a porządnie i byłby święty spokój... dziecko by się nie bało, małżonek uwolniłby się od awantur, mógłby sobie spokojnie zarabiać pieniądzory, wszyscy byliby zdrowi i byłoby im zielono...
OdpowiedzA jeśli chodzi o dziecko, to nie ściągałbym mamusi, żeby synek mógł się od czasu do czasu pohuśtać.
Odpowiedz@gorzkimem stary dowcip :) z brodą dłuższą niż moja :D
Odpowiedz@wolfik - staram się dostosować do tutejszego poziomu...
OdpowiedzBoże, przypomina mi to moją matkę. Robi dokładnie takie same zadymy właściwie od kiedy pamiętam, ale do tego jeszcze krzyczy potwornie o błachostki. Gorzej jest od kiedy zmarła babcia (jej mama). Już nie mam sił z tym walczyć, wiecie co to może być, da się coś z tym zrobić?
OdpowiedzJakiś rodzaj nerwicy? Nie znam się, ale jeśli jej zachowanie się pogarsza, może warto spróbować porozmawiać, zaproponować leczenie?
OdpowiedzProblem polega na tym, że ona czuje się atakowana nawet tłumacząc jej to w najłagodniejszy sposób, że coś jest nie tak, ale dziękuję za radę. :)
OdpowiedzNie ma za co, już się martwiłam, ze swoją insynuacją udało mi się niechcący Ciebie obrazić. Odbieranie rady przez Twoją mamę, jako ataku, nawet gdy obiektywnie może świadczyć o uzasadnionej krytyce - za ciężki orzech do zgryzienia, by to przezwyciężyć. Jeśli mogę sobie pozwolić, to zauważę, że dla Twojego zdrowia nie jest to sytuacja korzystna. Ty walczysz, ale nie może starczyć Ci sił za Was obie. Pomóc sobie trzeba pozwolić.
OdpowiedzMi tak kiedyś groził facet, którego zostawiłam (ledwie po kilku miesiącach znajomości okazało się, że jakaś dziewczyna jest z nim w ciąży, bo mu było smutno, jak wyjechałam na dwa tygodnie, ale to już inna historia...), twierdził, że się powiesi, jak do niego nie wrócę. Po tym, jak mu szczegółowo wyjaśniłam, jak zrobić dobrą pętlę, kilkukrotnie przypominając, że zwojów musi być koniecznie trzynaście, przestał mnie nękać. Wspólni znajomi, z którymi raz na jakiś czas się kontaktuję, twierdzą, że żyje do tej pory i ma się całkiem nieźle, a akcja toczyła się kilka lat temu. Uprzedzając komentarze - byłam na 99% pewna, że z jego strony była to tylko zagrywka mająca na celu wzbudzenie we mnie poczucia winy i strachu. Jego znajomi zostali poinformowani, co facet wyczynia, żeby mieli na niego oko. Ja doszłam do wniosku, że nie dam sobą manipulować w ten sposób. Uważam, że jeżeli ktoś posuwa się do samobójstwa z takich przyczyn, to jest to wina jego zdrowia psychicznego (a raczej jego braku), a nie jakiejś innej osoby. Dodam jeszcze, że ja miałam wtedy 19 lat, a mój były... 35. Wydawał się być dojrzałym mężczyzną, no cóż...
OdpowiedzCzemu akurat trzynaście?
OdpowiedzDevil's dozen
Odpowiedz@Poecilotheria znam to, ale się cieszę, że mam to już za sobą :D
Odpowiedzeh te kobiety... :]
OdpowiedzNormalnie, jakbym o mojej mamie czytała:) Ileż to ja takich akcji w swoim dzieciństwie widziałam! Raz nawet pożegnawszy mnie czule i melodramatycznie, wyjąwszy z szafy ojcowski pasek, zbiegła do piwnicy (w szlafroku!), po czym wróciła po kilku minutach wielce na cały świat obrażona.
OdpowiedzChciał księżniczkę to teraz ma. Moim zdaniem dla dobra syna powinien się jak najszybciej rozwieść z tą kobietą i zrobić wszystko (prawdopodobna choroba psychiczna matki powinna to znacznie ułatwić) aby prawa rodzicielskie przypadły jemu. Polecam film "Tato" z Lindą.
OdpowiedzZdarza się, niestety, że "pokazówki" też się kończą tragicznie. Tak było z moim kumplem. Młody, żonaty, dzieciaty, ale lubił "chlapnąć". I z tego powodu gniotło go sumienie. Kiedyś wrócił do domu "nawalony", od progu oświadczył, że jest chu*em, zaraz się powiesi, po czym słowa wprowadził w czyn. Żona niejedną taką szopkę widziała, więc gwałtownej interwencji nie podjęła. A on, tym razem, postanowił powiesić się na cienkim przewodzie elektrycznym. Przywiązał przewód do haka od żyrandola, podstawił niski stołeczek, stanął na nim, zrobił zgrabną pętelkę, założył na łeb i przy słowach żony "tak, tak, powieś się wreszcie, łachudro, będzie święty spokój" - "skoczył". To znaczy, konkretnie, zsunął stopy z niskiego stołeczka. No i tu stało się coś, czego oboje nie przewidzieli. Mianowicie, przewód, zamiast zerwać się, lub pęknąć - naciągnął się i zacisnął wokół szyi tak, że prawie widać go nie było. Cóż z tego, że żona natychmiast ślubnego odcięła, skoro nie dało się przewodu na szyi ani przeciąć, ani rozluźnić. Udusił się na jej oczach w kilka minut. Śledztwo trwało długo, a wdowa miała niezłe kłopoty. Wybroniła się. Ale spać spokojnie już nie może.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 kwietnia 2013 o 18:59
Po prostu zaprowadzić do chłodni i pokazać jak wygląda człowiek po śmierci przez powieszenie.
Odpowiedzjesteście po*ebani, do psychiatry to powinno sie siłą zabierać jedynie ludzi niebezpiecznych dla otoczenia, a że ktoś chce sie zabić, to ch*j was to obchodzi, i nie potrafie tego powiedzieć w cenzuralnych słowach, bo to jak panstwo sie wpieprza w nasze życie to już szczyt jest
OdpowiedzTeż mam takie zdanie. Ale z drugiej strony, czasem terapia pomaga i może kogoś uratować, kogoś, kto później zobaczy, jak się mylił i że warto żyć. Ale ja mam tu na myśli prawdziwych samobójców, a nie udawaczy-szantażystów od siedmiu boleści.
Odpowiedz@barnaba: Jeśli ktoś chce się naprawdę zabić to teoretycznie to jego decyzja (chociaż moim zdaniem, to SĄ problemy natury psychicznej i powinno się je leczyć). Tu mamy zupełnie inny przypadek: kobieta nie chciała się zabić - ona groziła, że się zabije tylko po to, żeby wymusić na mężu to, czego chciała. Nie jestem psychologiem, ale to jest szantaż emocjonalny a nawet powiedziałabym znęcanie się psychiczne, i nie powiesz chyba, że bez żadnego wpływu na otoczenie. Wyobrażasz sobie życie z osobą, o którą ciągle byś się bał, że sobie coś zrobi? Bo ja nie. Dla mnie to by był horror. Mogę sobie tylko wyobrazić, co przeżywał ten mąż i mieć nadzieję, że takie zachowanie "mamusi" nie wpłynie na psychikę dziecka.
Odpowiedzbarnaba90 - Twoje podejście jest stereotypowe do bólu. Innymi słowy stwierdzasz, że konsultacje psychiatryczne są tylko dla prawdziwych czubków i wariatów. Stąd też społeczny ostracyzm wobec osób, które miały do czynienia z psychiatrą lub psychologiem.
OdpowiedzDziwią mnie te leki trochę. Z pomocą policaj można bez problemu większego faceta przypiąc wszystkimi pasami do dechy, a dechę do noszy, dołozyc klocki i wio.
OdpowiedzAle przy takim zapakowaniu zawsze jest ryzyko uszkodzeń, np połamania rąk. Pacjenci dużo potrafią w furii. Wyjść z pasów też, niestety. Za to po lekach masz spokojnego aniołka, który ani sobie, ani obstawie nie zrobi krzywdy. I spokojniej jest w czasie transportu. Żadnego wyrywania,
OdpowiedzRozwydrzona idiotka... Trzeba było ją wypchnąć przez okno - wysoko by nie było (czy to parter czy piętro) a by się może zdziwiła. Współczuję mężowi i synkowi, bo widać ze facet porządny, a synek niewinny...
OdpowiedzMam pytanie takie trochę z innej beczki. Załóżmy, że sąsiad/ktokolwiek chce zrobić nam na złość. Wezwie pogotowie i z gotową historyjką opowie jak to chcieliśmy się zabić, powiesić, udusić, czy cokolwiek co ma związek z samookaleczeniem. No i to by było na tyle wiarygodne, że zdecydowalibyście się interweniować. Załóżmy również, iż jesteśmy osobą nerwową i po krótkim wytłumaczeniu odmówilibyśmy potencjalnej obserwacji. Czy wtedy również wzywa się policję/podaje leki? Powtarzam - chodzi o sytuację kiedy uznacie osobę, która was wezwała za wiarygodną.
OdpowiedzMyślę, że decydujące znaczenie mają tutaj okoliczności, w jakich znajduje się "poszkodowanego". Jak karetka wbiegnie, gdy oglądasz sobie pierdoły na Internecie zareaguje inaczej niż gdy siedzisz na parapecie przy otwartym oknie. Zespół, który brałby Cię na obserwację w pierwszym przypadku powinien pójść na obserwację razem z pacjentem ;)
OdpowiedzPrzepraszam z gory za brak polskich znakow. Czytam tak te wszystkie komentarze i sie zastanawiam, czy to lekarze z tej historii sie na prawie nie znaja, czy ci ratownicy, ktorych ja poznalam jakies inne prawo znali. Rzecz sie dziala cztery lata temu. Siedzialam sobie w swoim studenckim mieszkanku, kiedy zadzwonila do mnie moja mama. Ze ona jest nieszczesliwa, nie chce dluzej zyc i ogolnie wlasnie jest na jakims pustkowiu i wziela od cholery jakichs tabletek. I ze jej jest niedobrze i zaraz umrze, wiec sie dzwoni pozegnac. Ja w panice, matka mi przez telefon odlatuje i zaczyna bredzic, telefon jej upada, trzask slychac i koniec rozmowy. Polaczyc sie z nia nie da, wiec dzwonie do cioci, siostry matki, i jakos wspolnie probujemy ogarnac sytuacje. Ja 40 kilometrow od domu, zadnego dojazdu do domu nie mam. Trzy godziny szukamy matki (ja telefonicznie, ciocia jezdzac po miescie), w koncu mama sama pod dom podjezdza, slania sie i widac, ze te tabletki naprawde polknela. Ciocia oczywiscie na pogotowie dzwoni, karetka przyjezdza, mama na tyle zdazyla oprzytomniec, ze ratownikom tlumaczy, ze ona nie chce nigdzie jechac i na wlasna odpowiedzialnosc zostaje w domu. Ratownicy odjezdzaja, kurtyna. I ja sie teraz pytam - prawo sie zmienilo przez te cztery lata czy ci ratownicy jacys niedouczeni zostawiaja osobe po probie samobojczej, bo im mowi, ze juz wszystko w porzadku?
Odpowiedz