Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przypomniała mi się historia z czasów kiedy szukałam własnego auta. Moim marzeniem…

Przypomniała mi się historia z czasów kiedy szukałam własnego auta. Moim marzeniem była i jest Mazda 323C (http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/3/3a/Mazda_323_front_20071025.jpg). W mojej okolicy, jak i w całym województwie, ciężko jest znaleźć ten samochód na sprzedaż i na dodatek w dość dobrym stanie. Ale znalazłam! Z mojego miasta. Piękna, czerwona, z małym przebiegiem od pierwszego właściciela. Cena trochę wygórowana, ale co mi szkodziło zobaczyć?

Pojechałam z kolegą mechanikiem zobaczyć autko. Przywitał mnie Pan po 30. Miał skwaszoną minę, nie wyglądał na zadowolonego. Był ubrany w garnitur, wyglądał na drogi, ogólnie widać było, że to człowiek zamożny. Towarzyszyła mu żona. Standardowo pogadanka o aucie, co było robione itp. Auto bezwypadkowe, Pan miał kilka stłuczek, ale wszystko naprawiał w serwisie, samochód ma wszystkie oryginalne części, co udowodnił pokazując nam faktury i książkę serwisową. Zero rdzy, w środku auto jak nowe, żadnych rys, zabrudzeń, zniszczeń, silnik pracował elegancko, no po prostu marzenie każdego kupującego używany samochód. Pora na przejażdżkę.

Wsiadamy, Pan chce jechać z nami, żonę odprawia na zakupy, żona kieruję się do sklepu żegnając nas prychnięciem. Jedziemy. Frajda dla mnie niesamowita, wszystko chodziło elegancko. Już uznałam, że samochód wart jest swojej ceny w czym upewnił mnie kolega. Pan jednak poprosił o zatrzymanie się na najbliższym parkingu. I zaczyna opowiadać:

- Wie Pani, cieszę się że autko się podoba, ale widzi Pani ja nie chcę go sprzedać. Żona się uparła, bo to nie może tak być, żeby prezes firmy jeździł 16-letnim autem (trafiłam z tą zamożnością). Mam 2 drogie auta, jednym jeździ żona, a drugie stoi... Widzi Pani, ten samochód dostałem od ojca. Kupił mi go nowego. Pamiętam jak cieszyłem się jak dziecko, płakałem ze szczęścia. Dbałem o ten samochód bardziej niż o siebie i nadal dbam, bo to jedyna pamiątka po ojcu jaka mi została... Chciałem ten samochód podarować synowi na 18 urodziny, ale on też uważa że jeżdżenie takim "gratem" to obciach. Żona mu obiecała nowe auto z salonu. Musiałem dać ogłoszenie o sprzedaży, bo żona robi mi awantury, że chcę opóźnić pozbycie się go. A ja za każdym razem gdy do niego wsiadam czuje obecność ojca...

Żal mi się go zrobiło. Uznałam że nie zrobię mu przykrości i nie odkupię auta. Wróciliśmy na poprzedni parking gdzie czekała na nas żona:
Ż- I jak? Bierze pani tego złoma?
Ja- Niestety nie, cena jest trochę za wysoka, przykro mi.
Ż- No ja wiedziałam, wiedziałam żeś za dużą tą cenę dał! Przecież widać że ten gruchot zaraz się rozleci. Ja nie rozumiem w ogóle, jak można czymś takim jeździć!

Pożegnaliśmy się. Wracając miałam mieszane uczucia. Z jednej strony żal mi było gościa, bo widać było że ten samochód kocha, a z drugiej byłam zła na niego, że pozwala sobie na takie traktowanie. Co do żony - złapała bogatego człowieka, który osiągnął sukces i cóż... sodówa do głowy uderzyła.

by agnieszka00
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar halboot
8 10

Rozumiem człowieka - w życiu miałem sporo samochodów różnych... Ale tak naprawdę zapamiętałem 3 - pierwszy, pierwszy nowy, oraz samochód, który miał osobowość... Reszta była bez uczucia, ot przedmiot. A co do 16 letniej Mazdy - to już Youngtimer, a nie gruchot - zależy od stanu zachowania.

Odpowiedz
avatar agnieszka00
6 8

Dla mnie ten samochód ma klimat. Nie podobają mi się młodsze koleżanki, ani starsze. Zakochałam się tej maździe i za niedługo będę znowu przymierzać do znalezienia jakiejś.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
15 23

O kurcze, takiego rozwinięcia akcji się nie spodziewałem. Panu pozostaje tylko współczuć i życzyć więcej asertywności, tobie więcej tego typu okazji (mam na myśli wyłącznie stan techiczny samochodu).

Odpowiedz
avatar agnieszka00
6 8

Więcej takiej okazji nie miałam, nie ważne czy auta były młodsze, starsze, droższe, tańsze. To była najwspanialsza perełka ze wszystkich perełek. Szkoda że nie udało mi się jej kupić.

Odpowiedz
avatar rafal1901
0 0

@agnieszka zarejestrowałem się żeby udzielić Ci rady. Wejdź na mazdaspeed.pl/forum i tam w dziale kupię/sprzedam poszukaj, albo sama napisz ogłoszenie, że kupisz, jest szansa, że trafisz na zadbaną sztukę:)

Odpowiedz
avatar Korpo
-1 1

Mój ojciec nigdy nie rozwalił samochodu a jeździł nim 16 lat od nowości. Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar archeoziele
11 13

O ile pamiętam, wypadek jest w kodeksie drogowym zdefiniowany, jako zdarzenie w którym ktoś odniósł uszczerbek na zdrowiu.

Odpowiedz
avatar agnieszka00
14 16

Chodziło o drobne stuknięcia, otarcia... W żadnej ze stłuczek nie ucierpiało nic więcej poza blachami. Wypadkiem bym tego nie nazwała.

Odpowiedz
avatar goodfather
8 10

Trzeba zacząć odróżniać wypadek o kolizji. Dziwicie się że handlarze robią was w jajo bo każdą kolizję uważacie za wypadek. Sam jak sprzedawałem stare auto to napisałem w ogłoszeniu bezwypadkowy po czym niżej napisałem że auto miało drobną kolizję (wymieniany był tylni zderzak i lakierowana klapa od bagażnika).

Odpowiedz
avatar Wathgurth
3 3

Kurde, jak można liczyć na to, że samochód, mając szesnaście czy dwadzieścia lat nigdy nie był tak czy siak stuknięty? Albo przebiegi. No owszem, zdarza się, że samochód zrobi przez dwadzieścia lat dwieście tysięcy. Tylko jak często? Z drugiej strony, jak się zaliczy kolizję, w wyniku której pęknie zderzak, pognie się błotnik itp (nic, co by skutkował zmianą geometrii czy wytrzymałości konstrukcji) to napisanie, że samochód jest powypadkowy to samobójstwo. Nikt go nie kupi, bo za tą samą cenę pełno jest bezwypadkowych.

Odpowiedz
avatar 8eska88
7 7

Naprawdę współczuję żony. Mój ojciec też miał taki wypieszczony samochód, tyle że od dziadka. Niestety musiał by sprzedać, ale po 25 latach twierdzi że gdyby mógł go odzyskać zapłaciłby jak za 5 nowych.

Odpowiedz
avatar Karl
7 11

współczuję temu panu żony- jeśli stać ich na nowy samochód, to co jej przeszkadza samochód, do którego małżonek ma sentyment, skoro pieniędzy nie brakuje, niema musu, żeby auto ożenić komuś... Pewnie wolałaby, żeby to był stary Jaguar, bo prestiż... Nie toleruje takich bab... Mój dziadek miał jednego kolegę- pamiętam jak do nas przychodził zawsze w nienagannie wyprasowanej koszuli, krawacie i brązowym garniturze (jeden z ostatnich dżentelmenów, podobnie jak mój dziadek-jak zwykłem mawiać). Pan S. miał Fiata 125p, jednego z pierwszych egzemplarzy jakie wyprodukowano w FSO, nie pamiętam który rocznik, w każdym razie rarytas, jeszcze dźwignia zmiany biegów przy kierownicy, stacyjka z lewej strony, chromowane zderzaki... Fiat więcej stał w garażu niż jeździł, jak widziałem to auto po raz ostatni miało przejechane jakieś 30tys. km (sam rocznie robię około 50). Pewnego dnia Pan S. zmarł, a ja pomyślałem, że można by to auto odkupić od spadkobierców, więc sprzedałem temat mojemu ojcu - NIC Z TEGO, NAWET NIE ZAPROPONUJE, TO NALEŻY DO RODZINY, TO MAJĄ PO DZIADKU, JAK CHCESZ, TO PILNUJ SWOJEGO DZIADKA, ŻEBY CI TRABANTA ZOSTAWIŁ... Dziadka nie dopilnowałem-serdecznie żałuję :(

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

Powinien się rozstać z taką jędzą.

Odpowiedz
avatar Dominik86
3 7

dlatego jak sie trafi na suke to trzeba trzymac krotko...

Odpowiedz
avatar LinaGreen
3 3

Przez 4 lata jeździłam Mazdą 323f z 1995 roku i prawie mi serce pękło jak przyszło mi autko sprzedać. Mam nadzieję że znajdziesz swoje wymarzone cztery kółka, powodzenia!

Odpowiedz
avatar DarkEcho
8 8

Aż muszę to napisać. Mój brat miał Mazdę 323C. Piękny, opalizujący na fioletowoniebiesko samochód, którego kolor i opływowy kształt zdecydowały o nadaniu mu pseudonimu "Śliwka". Dostał ją od dziadka z okazji zdania egzaminu na prawko, a dziadek jako pasjonat motoryzacji i utalentowany mechanik odpicował wcześniej auto tak, że śmigało jak nówka. Powymieniał wszystko, co się dało, rozprawił się z rdzą, krzywymi felgami, rozjechanym układem kierowniczym, wymienił wszystkie płyny itd. Samochód formalnie należał do dziadka i miał coś, czego nie umiem nazwać, ale wiem, że tego nie zapomnę... Tym samochodem pierwszy raz pojechałam w trasę (jeszcze w trakcie kursu - dziadek konspiracyjnie kazał mi w razie kontroli mówić, że on ma zawał, a ja musiałam przesiąść się na miejsce kierowcy i zawieźć go do szpitala), Mazdą jechałam pierwszy raz sama po zdaniu egzaminu (bałam się jak diabli), Śliwka towarzyszyła mi też na konwencie w Poznaniu, na wypadach za miasto, w moich nie całkiem mądrych nocnych rajdach z chłopakiem... Na niej uczyłam się jeździć, z nią przeżywałam całą masę przygód i zwiedziłam najwięcej ciekawych miejsc... I miała mi przypaść w udziale, gdy brat będzie się przesiadał do większego auta, co planował zrobić w najbliższym czasie. Aż tu nagle stała się tragedia. Telefon do rodziców, że brat dachował, auto rozbite w rowie, trzeba sprowadzić lawetę, brat w szoku... Cudem nic mu się nie stało, ale Śliwka niestety nie przeżyła. Po kilku godzinach wróciła do nas. Zbite szyby, powyginane blachy, skrzywione osie, podziurawiona jak sito. Dziadek bezradnie rozłożył ręce. Kilka dni później została oddana do kasacji. W przeddzień tego wydarzenia długo siedziałam w garażu, wodząc dłonią po karoserii i ryczałam jak bóbr. Razem z tym autem zabrano część moich wspomnień. Żaden inny samochód nie wywołał już u mnie takich emocji. Mówcie co chcecie, to nie była tylko maszyna. Pozdrowienia dla tych, którzy rozumieją.

Odpowiedz
avatar Angel
0 0

Twoja Śliwka miała duszę :) Co już nie zdarza się w nowych samochodach. Ja bym nie mogła kupić samochodu prosto z fabryki (po prostu nie podobają mi się), wolę używane i strasze, Golf I lub II, Fiat 126p ;)

Odpowiedz
avatar Angel
0 0

*starsze (nie ma opcji edytuj...)

Odpowiedz
avatar grisznik
1 1

Ja też miałem od owocu nazwę - Pomarańcza. To był pomarańczowy maluch, za 500 złotych, zaraz przed maturalną klasą go kupiłem. Nie wywołał aż takich emocji jak go sprzedałem w końcu, bo już odmówił posłuszeństwa, ale ile frajdy było. Do dziś pamiętam miny kolegów, ze potrafił jechać 140 (z lekkiej górki, ale i tak), pamiętam pożyczane od woźnego w szkole deski - nie pamiętam już jakiej wymówki użyliśmy - żeby przejechać w zimie przez rów na wzgórzu, na które pojechaliśmy na 20-minutowej przerwie w lekcjach :D

Odpowiedz
avatar grisznik
7 7

I widać synowi też już namieszała, skoro samochód w bardzo dobrym stanie (co z tego, że starszy) uważa za obciach. Jakby sam musiał zapieprzać, żeby sobie kupić samochód z własnych oszczędności to i 18-letni samochód za 3 tysiące by go cieszył...

Odpowiedz
avatar iGraGitara
2 2

No to trzeba napisać beznadziejne ogłoszenie, żeby chętnych nie było, albo kazać babie zarobić na nowy samochód... :)

Odpowiedz
avatar afro_rasta
1 1

Niech sprzeda koledze albo uda, że sprzedał, wynajmie gdzieś garaż i niech stoi zakonserwowany. A co do wody sodowej to nie ona pierwsza i ostatnia ale i tak żal.

Odpowiedz
Udostępnij