Krew błękitna mnie zalewa.
Dziś, jak co 6 miesięcy odbyłam "czułe" spotkanie z lekarzem od mojego kumpla ze szczypcami. (Dla niezorientowanych u onkologa).
Lekarz przyjmuje od godziny 14, ja mam numerek 2, więc ląduję w szpitalu dziesięć minut przed czasem, zakładając - chyba słusznie - że lekarz nie pojawi się tak punktualnie.
Pod drzwiami tłum ludzi. Ciężko mi ustalić, kto ma numerek 1, bo wszyscy się kłócą.
Jak się okazało pewna pani usiłowała zburzyć ustalone reguły. Wyzywając wszystkich wkoło przekonana była, że wejdzie pierwsza.
Argument nie do odparcia: bo ja tu czekam już ponad godzinę!
- A który ma pani numerek - spytałam.
- Jaka to różnica, ja tu już czekam ponad godzinę!
- Owszem, różnica, bo my tu wszyscy czekamy i zawsze tak było, że wchodziliśmy do lekarza na podstawie numerków.
Jak się okazało pani miała numerek 18!
Przy bliższym oglądzie sprawy, o godzinie 14 byli już pacjenci z numerkami 16, 14, 11.
Czy tak trudno wyliczyć mniej więcej czas wizyty, wziąwszy pod uwagę, że jedna osoba tkwi w gabinecie 10-15 minut?
A żeby było jeszcze śmieszniej, to wiele osób przyszło z tzw. osobami towarzyszącymi. W efekcie - nie było gdzie usiąść, ani nawet spokojnie "podeprzeć ściany".
W szpitalu na Banacha jest kawiarenka, w której można przecież poczekać spokojnie na bliskich. Ale po co? Lepiej robić sztuczny tłum rozsiadając się na miejscach dla pacjentów. I tak: na jednym krześle siedzi pacjent, na drugim ktoś z rodziny, a na trzecim - palta! Bo kto by tam wydawał 2 złote na szatnię?
Ech, cieszę się, że moje leczenie dobiega końca.
poliklinika szpitala WUM
I jak? W końcu zdecydowały numerki, czy długość czekania? U mnie w przychodni też się działo, mimo że przy rejestracji podawany jest numerek i godzina. Pacjenci czekali już na długo przed przyjściem lekarza i za nic nie chcieli wyjawić jaki mają numerek, więc każdy twierdził że właśnie teraz jest jego kolej. Niektórzy są niereformowalni. Ale kłótnie się skończyły, kiedy lekarz wkurzony bałaganem zaczął wywoływać pacjentów po nazwisku.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 kwietnia 2013 o 23:27
Lekarz jest spokojnym człowiekiem i raczej trudno go wyprowadzić z równowagi, przyszedł parę minut po 14. Delikatnie opieprzył i wchodzili wszyscy zgodnie z numerkami. A jaka cisza nastała! Tylko baba przeklinała z cicha unosząc się prawie w powietrzu ze złości.
OdpowiedzPewnie uważała, że JEJ RAK jest ważniejszy niż TWÓJ ( wybacz, nie mogłem się powstrzymać )
OdpowiedzTrzymam kciuki! :) A na Banacha do furii mnie doprowadzają zmęczone płaszcze i torebki gdy dużo osób stoi. Codziennie zwracam komuś uwagę przechodząc, a ile razy byłam zwyzywana...
OdpowiedzBrutalnie, ale skutecznie: jak ktoś nie reaguje na prośbę o usunięcie płaszcza, to sami go zrzucamy i siadamy na tak zwolnionym krześle, z butami na płaszczu. Z czasem się nauczą, co robią nie tak...
Odpowiedzojj tam brutalnie...;p przecież prośba była:D
Odpowiedzach, 'palta', wieki cale nie slyszalam, zeby ktos uzywal tego slowa :))
OdpowiedzA co w tym dziwnego? Czyżbym używała staropolszczyzny? nie wszyscy chodzą w kurtkach, płaszczach, zwłaszcza starsze osoby. One naprawdę chodzą w paltach na watolinie bo na nowe ich nie stać.
OdpowiedzJeśli krew błękitna cię zalewa to znaczy, że pochodzisz z [polskiej] arystokracji ;)
OdpowiedzDziękujemy Kapitanie Oczywisty.
OdpowiedzU mnie w przychodni (gdzie chodzę do kardiologa) świetnie to załatwili. Jest taki pokoik przerobiony na poczekalnię dla "gości" gdzie można kupić kawę czy coś. Pacjenci są wpuszczani do poczekalni pod gabinetem a reszta (towarzysze) musi iść do tamtego pokoiku. Bo też chorzy na serce stali pod drzwiami kiedy towarzyszący siedzieli sobie na krzesłach...
OdpowiedzJa raczej powiedziałabym "Czy tak trudno zastosować się do ogólnie przyjętych zasad, i przyjść na odpowiednią godzinę wziąwszy pod uwagę, że nikogo nie obchodzi, że przyszło się niepotrzebnie zbyt wcześnie?".
OdpowiedzJa się jednak nie dziwię, że ludzie przychodzą z osobami towarzyszącymi. Tego bym się nie czepiała. Choroba to trudny okres, wielu potrzebuje jak najwięcej wsparcia w zwalczaniu jej.
OdpowiedzTak, masz rację, też przychodziłam z Mamą, ale tylko w czasie chemioterapii. Do lekarza w poliklinice przychodzą pacjenci, który mają zakończoną terapię. Wizyty te są rodzajem sprawdzenia, czy choroba nie nawraca. Tak więc, teoretycznie nie są to osoby, które wymagają szczególnej opieki.
OdpowiedzRacja, wsparcie potrzebne, jednak na Banacha jest naprawdę duża kawiarnia/restauracja, gdzie osoby towarzyszące mogą zadki posadzić i na pacjenta poczekać. Baj de łej - moja teściowa tam pracuje. Ino nie na onkologii. :)
Odpowiedz