Moja klasa kończy w tym roku szkołę, co za tym idzie, przyszli absolwenci zaczynają się rozglądać za liceum.
Nasza miejscowość nie jest duża, więc i liceów nie ma dużo, raptem dwa i jedno niepubliczne. Jeżeli ktoś nie chce uczęszczać do żadnego z nich, ma do wyboru licea w mieście wojewódzkim, do którego rogatek dojazd trwa około godziny.
To niepubliczne liceum ma dość dobrą opinię, ale jeszcze "lepsze" czesne. Wyhacza sobie jednak zdolnych uczniów z miasteczka, rozpisując rokrocznie konkurs multidyscyplinarny, w którym nagrodą jest bezpłatna nauka w tejże szkole. Uczniowie dostają całkiem niezłą edukację, szkoła - najlepszych z miasteczka... Można jednak zgłosić do konkursu maksymalnie dwóch uczniów z każdej absolwenckiej klasy.
Miałem kilku kandydatów na oku. Na pierwszym miejscu niekwestionowanie był chłopak, który jest największym "mózgiem" w klasie, średnia semestralna 5.6 i dość biedna rodzina, więc nie miałby szans zapłacić czesnego z zasobów rodzinnych. Problem był z drugą osobą, tu były trzy dziewczyny, idące z nauką mniej więcej łeb w łeb. Oczywiście mogłem postąpić formalnie i rozpisać im jakiś test eliminacyjny, ale stwierdziłem, że najpierw zapytam, czy w ogóle chcą skorzystać z nagrody. Jedna z dziewczyn od razu zastrzegła, że ona idzie do liceum w mieście wojewódzkim, druga była mocno nakręcona na to prywatne. Trzecia powiedziała, że w zasadzie to ona jeszcze nie wie, raczej nie, raczej jedno z miejscowych liceów, bo ona chce się tam dostać do klasy o dość konkretnym profilu, którego w niepublicznej nie ma.
OK, wybrałem zatem tę nakręconą, niech spełnia swoje marzenie i ma swoją szansę.
Wieczorem telefon od matki dziewczyny niezdecydowanej: dlaczego nie było formalnego testu? Dlaczego nie dano szansy jej córce, która MARZY o tej niepublicznej szkole, która przeżyła STRASZNY zawód? Która podobno przepłakała cały wieczór?
Tłumaczę, że rozmawiałem z wszystkimi kandydatkami, że jej córka nie wyglądała na chętną i nie chciałem jej przymuszać. Zapytałem, co jest powodem nagłej zmiany nastawienia.
- Bo szkoła, do której chcieliśmy wysłać córkę, jest bardzo daleko i nie dam rady jej wozić, a ta niepubliczna jest tuż obok...
Odpadłem: miasto jest małe, do wybranej szkoły publicznej jedzie się 20 minut autobusem, o samochodzie nie wspomnę, dziewczyna ma lat 15 i autobusem przemieścić się potrafi samodzielnie, a ludzie, których dzieci nie podostawały się do przedszkoli w miasteczku, wożą je dzień w dzień do miasta wojewódzkiego... I mogą...
Aha - konkurs nie jest jedyną drogą, żeby uczyć się w tej szkole, a tę rodzinę akurat na czesne stać.
Edukacja - rodzice to ciekawa bajka.
Im bogatszy, tym bardziej skąpy.
OdpowiedzW byciu oszczędnym nie ma nic złego. Po co wydawać pieniądze na coś co można mieć za darmo? A to, że rodzice chcą podejmować decyzje za swoje dzieci, to inna sprawa.
Odpowiedz1234abcde - nie do końca. Jeżeli bez najmniejszych problemów jesteś w stanie za coś zapłacić a mimo to bierzesz to za darmo, odbierając tym samym temu, kto nie jest w stanie za to zapłacić a równie bardzo na to zasługuje/tego potrzebuje, to... cóż, ja bym to nazwała zwykłym chamstwem, ale co ja tam wiem.
Odpowiedz@Mirame A czemu nie jest w stanie zapłacić, skoro ja jestem? Jak sobie pościelesz tak się wyśpisz, prosta zasada obowiązująca w życiu, finito.
OdpowiedzBo jak wszyscy wiemy, piętnastolatkowie są w stu procentach odpowiedzialni za swoją sytuację materialną. Mógł za dzieciaka zamiast do przedszkola z paletami zasuwać, nie?
Odpowiedz@theholyblaze - bo życie nie jest sprawiedliwe i nie każdy dostaje tyle, na ile zasługuje. Niektórzy rodzą się w bogatych rodzinach, inni w odpowiednim miejscu i czasie... nie zawsze mogą sobie posłać tak, jak ty a przynajmniej nie w tym samym momencie życia.
Odpowiedz@Mirame, to, kto bardziej zasłużył w tym wypadku na stypendium rozstrzyga konkurs, a nie sytuacja materialna (chyba, że jest coś o niej w zasadach przyznawania stypendium). Poza tym, takie czesne to spora opłata nawet dla dobrze zarabiających, a pieniądze te można spożytkować w inny sposób.
Odpowiedz1234abcde - Z tego, co ja zrozumiałam w historii, to poziom naukowy osoby z dobrego i biednego domu, w tym przypadku prezentowały podobny poziom.
OdpowiedzMegaolimpiada w gdańskiej Lingwiście? Byłam i to miejsce rzekomo darmowe odnosi się do jednej osoby, która pozajmuje wysokie miejsca w kilku olimpiadach, a stypendia dla osób, które zajmą pierwsze miejsce w danej olimpiadzie, więc szczerze? Nie wiem po co ludzie się tam pchają. Czesne wynosi dość dużo, za dużo, jak na szkołę, w której ławki trzęsą się, gdy obok przejeżdża pociąg, a sama szkoła mieści się na trzecim piętrze kamieniczki i jest wielkości trzech mieszkań. A odnośnie historii: niestety niektóre osoby po prostu nie potrafią postawić się rodzicom, a oni sami chętnie pchają je na wszystkie możliwe konkursy, a potem do najlepszych liceów. Wszystko niby ok, ale nie można wmuszać komuś na siłę, bo z tego i tak nic nie wyjdzie...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 marca 2013 o 22:18
Nie, to nie to i nie ta miejscowość, choć procedury łudząco podobne. Widać ten sam model biznesowy. Ta szkoła, o której piszę, jest ładna i dobrze wyposażona, mają też dobre osiągnięcia (choć nic dziwnego, skoro sobie zgarniają najlepszych), ale nie odstaje mocno od szkół publicznych, tyle, że ma mało liczne klasy, co uczniom daje pewien komfort. Inna rzecz, że słyszy się, że środowisko tam jest mocno snobistyczne, więc ci biedniejsi stypendyści odstają od rozpieszczonej większości - sam nie wiem, czy to dla nich dobre, nie jest im tam łatwo. Tej dziewczyny tam nie widzę, ona mówiła, że woli inną szkołę i wg mnie ona nie chce, ale matka chce. A dziewczyna ma wrażliwą psychikę i nie wrzuciłbym jej w to szpanerskie środowisko. Ta, którą wybraliśmy, ma psychikę lodołamacza...
OdpowiedzZmodyfikowano 4 razy. Ostatnia modyfikacja: 8 marca 2013 o 18:31
Hmm ciekawe jak te ławki mogą się trząść przy przejeżdzającym pociągu, jak do najbliższej trakcji kolejowej trzeba stamtąd dojechać kilka przystanków komunikacją miejską...
Odpowiedz@Maszkaron, podczas pisania olimpiady z jednego z przedmiotów, jak gdyby nigdy nic ławki zaczęły się nie to, że mocno trząść, ale było to bardzo odczuwalne i mi akurat przeszkadzało, a pociągi jeżdżą tuż obok, a ulica jest oddzielona murem od torów, ale jeśli ktoś stanie przy oknie, to jest szansa pociągi poobserwować.
OdpowiedzMyślę, że chodzi Ci o gimnazjum, natomiast konkurs odbywał się w liceum w Gdańsku Głównym, za zieleniakiem tak konkretnie.
OdpowiedzOk, zwracam honor. Na początku liceum było na Malczewskiego, dlatego też się zastanawiałam, gdzie tam widziałaś pociągi ;)
OdpowiedzDokładnie tak jest jak mówisz (co do rodziców podejmujących "na siłę" decyzje za dziecko). Gdy kończyłem gimnazjum postanowiłem iść do Liceum, mój kumpel z ławki również chciał iść do tego samego liceum, nawet na ten sam kierunek. Ale jego mamusia nakazała mu iść do ogólniaka. Złożył tam papiery a że jego mama ma znajomość to go przyjęli (zakładam że dzięki znajomościom bo nie wiem tego na pewno). I jak się to skończyło ? Kolega oblał rok, przeniósł się do mojej szkoły na wcześniej upatrzony profil i miał rok w plecy :)(dla jasności nie oblał roku celowo).
OdpowiedzNo ale przecież mogło być ZA DARMO! Draniu bez wyczucia! A na serio - teraz starzy będą wmawiać biednej dziewczynie, że to, że się nie dostała na wybrany profil i do wybranej szkoły to wyłącznie Twoja wina (i nie pytaj, jak to uargumentują, głupi ludzie mają swoje sposoby). Żal dziewczyny. PS: Kiedy będzie ten konkurs? Zaciekawiło mnie, kto z tej dwójki wygra :D
Odpowiedzto nie tylko ta dwójka startuje. Startują po dwie osoby z każdej klasy absolwenckiej w miasteczku
OdpowiedzJakiego ty przedmiotu uczysz , jeśli można wiedzieć ?
OdpowiedzZ tego co można wywnioskować , to myślę, że to będzie język polski.;)
Odpowiedz