Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia mojego kolegi umieszczona tu za jego zgodą. Tym razem opowieść będzie…

Historia mojego kolegi umieszczona tu za jego zgodą. Tym razem opowieść będzie dotyczyła motywu jakże częstego na piekielnych - "jeśli masz miękkie serce, musisz mieć również twardą dupę". Nie będzie jednak miłosnych rozterek, burzliwych rozstań, zdrad i tym podobnych ciekawostek. Będzie za to o tym, że czasem po prostu trzeba odmówić, bo na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą.

Kolega, nazwijmy go Krzysiek, ma dobrego znajomego - Tomka. Tomek pewnego razu udał się wraz ze swoją narzeczoną na imprezę organizowaną przez firmę, w której pracował. Nie miał zamiaru przesiedzieć tam całej nocy, poprosił więc Krzyśka o przysługę, w postaci odwiezienia ich o umówionej godzinie do domu. Rzecz jasna nie za darmo. Proszący o pomoc wydawał się chłopem do rzeczy, wiedział więc, że impreza na obrzeżach miasta, a na wodę się nie jeździ. Wszystko ustalone, Krzysiek czeka na telefon.
W okolicach godziny na którą mniej więcej się umawiali, udaje się na miejsce odbioru... zwłok.

Tomek bowiem nie jest pijany. On jest napruty jak pospieszny do Kołobrzegu w szczycie sezonu. Dziewczyna w lżejszym stanie, podtrzymuje swego lubego resztką sił. Wspólnie z Krzyśkiem próbują zapakować chłopaka do auta, kiedy okazuje się, że chętnych na transport jest o wiele więcej. Czemu? Ano temu, że Tomek w przypływie poalkoholowej chęci nawiązania więzi z całym kosmosem, obiecał kilku współimprezowiczom darmową odstawkę do domu.

Krzysiek odmówić nie potrafi. W końcu przyjaciele naszych przyjaciół i tak dalej...
Wywiązuje się spór, bo chętnych na obiecany transport jest o wiele więcej niż miejsc. Po ponad półgodzinnych ustaleniach, które słyszało 95% okolicy, do samochodu wsiada chłopak ze swoją dziewczyną. Oboje równo urżnięci, weseli jak skowronki. Następne pół godziny zajmują pożegnania. Bywalcy, a może nawet i bierni obserwatorzy imprez wiedzą, jak coś takiego wygląda - "Zzzięhi że wpadliśśsie, szymajsie sie! No! Mordy moje! Oooo! Aleee! Aleee! Ja się z moim siomusiem jeszcze nie pożegnałem! Szymaj się, no... i jak to mówią... nie daj się!" W sumie para wsiadała i wysiadała z osiem razy. Za każdym razem niemiłosiernie trzaskając drzwiami wehikułu Krzyśka. Wszyscy się pożegnali, ruszamy!

Oj, żeby to było takie proste... W zamkniętym samochodzie z czterech otworów gębowych wydobywa się taki smród gorzały, że zapalenie papierosa skończyłoby się eksplozją. Kierowca chce otworzyć okno. "Ziiimno!". Chce je zamknąć - "Gooorąco!". Dyskusja biesiadników trwa. Głośność powoduje drżenie szyb, a z kilometra na kilometr kierowca powoli głuchnie. Parę zakrętów, zmian prędkości i... ostre hamowanie, bo nieplanowa pasażerka uznała, iż właśnie w tym momencie musi wyprowadzić na spacer zawartość swoich trzewi. Tym razem ponad 40 minut postoju. Najpierw marudzenie: "Ja tam nie wsiądęęę, tam ten zapach taki jest... mnie mdliii, ja nie wsiądęęę ej..." Wysiada (a tam wysiada... wytacza się) chłopak pasażerki. Buja się na flekach, ale przekonuje, wyjaśnia. Nie i już. Ona nie wsiądzie. Co z tego, że środek lasu, do domu kilkanaście kilometrów. Wybucha kłótnia. Panna odchodzi w stronę drzew, chłopak idzie za nią. Krzysiek wkurzony, ale cierpliwy. Czeka. Panna marudzi nadal. Wreszcie wracają. W porządku? Gdzie tam!

Pan nie zauważa w ciemności korzenia, kamyka czy innego tworu natury, potyka się i przyjmuje pozycję horyzontalną. Problem w tym, że podczas lotu ku matce Ziemi, na jego kursie znalazły się otwarte drzwi samochodu. Diabli wiedzą jak upadł, grunt że warga rozwalona, nos krwawi. Pasażerowie wysiadają, bo trza człowieka ratować. Zanim jednak "ratownicy" wynurzyli się z pojazdu, dzielna ofiara (losu) próbuje wstać. Chwyta więc za wewnętrzną klamkę drzwi, a że klamka plastikowa, to zwyczajnie się urywa. Krzysiek wkurzony potwornie. Otwiera bagażnik, szuka apteczki, choć jego wzrok pada również na klucz do kół. Czego użyje? Czego? Ech... wybrał apteczkę. Nie dobije. Pomoże. Problem w tym, że jełopa nie pozwala, aby ktokolwiek go dotknął. Siedzi na śniegu, krwawi z kinola, z wargi i zgrywa twardziela. Dziewczyna w końcu go przekonuje i uszczelniony, wsiada nareszcie do samochodu.

Dalsza podróż odbywa się bez większych problemów. Wszyscy odstawieni na miejsce, Krzysiek gotuje się ze złości, a po powrocie do domu wręcz złością kipi. Z tyłu syf niemożebny. Jasna tapicerka zakrwawiona, klamka urwana, boczek prawych tylnych drzwi ubłocony. Podsufitka również ze śladami krwi. Na podłodze kilka petów, dywanik przypalony tak, jakby ktoś na nim zgasił papierosa. A na koniec perełka: w kieszeni zamontowanej z tyłu siedzenia pasażera Krzychu woził stary, ale sprawny telefon. Ot, rzecz z kategorii "nie używam, ale pozbyć się szkoda". Typowy "przydaś". Jak się domyślacie, komórka wyparowała.

Krzysiek dwa dni po zajściu spotka się z Tomkiem i wszczyna awanturę. Żąda zwrotu pieniędzy za czyszczenie tapicerki, naprawę urwanej klamki. Domaga się również zwrotu telefonu. Natrafia na opór. Bo przecież nie robi łaski (?), bo tak się kolegów nie traktuje (??), bo dymi o jakiś gówniany telefon (??!). Na koniec Tomek niemal w twarz rzuca mu... 30 złotych. 20 zł za transport (tak się umawiali), a dycha chyba za straty. Krzychu obiecuje, że tak tego nie zostawi. Grozi sądem. Czy coś ugra? Okaże się.

Pytanie, kto był tu piekielny? Krzysiek, że nie potrafił odmówić, choć takiego obrotu spraw się nie spodziewał? A może Tomek, bo zachował się jak ostatnia świnia? Może dziewczyna Tomka, która nie odezwała się podczas tej piekielnej podróży nawet słowem (to byli jej znajomi). Bo to, że piekielni byli nieplanowani pasażerowie, to raczej oczywiste.

Byłe miasto wojewódzkie

by LTM87
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar nur4o
14 16

Ostatnia część brzmi jak zakończenie odcinka jakiejś telenoweli :) A co do historii to mnie już życie kilka razy pokazało, że bycie taxi po imprezie to same kłopoty.

Odpowiedz
avatar plokijuty
4 8

W takim układzie gotówka z góry. Inaczej nie jedziemy.

Odpowiedz
avatar mijanou
9 17

Jako osoba totalnie bezalkoholowa ( według słów znajomych: " Nie pije, nie pije a chodzi i zyje") dość często robię na imprezach za kierowcę. Mam jednak jedną zasadę: nie wożę nikogo znajdującego się w stanie totalnej nieważkości kosmicznej. Jestem koleżeńska i uczynna ale szarpać się z kimś kompletnie nawalonym jak Messerschmitt, bełkoczącym czy wymiotującym NIE będę. Nie jestem taksówką, więc oplat za podwiezienie nie pobieram a zatem zasada jasna. Najgorsze są powroty z ogniska w dniu św. Huberta. Po pogoni za lisem ( oczywiście za symbolicznym) zwykle następuje ognisko, bigos, wódeczka i spiew a nikt za kołnierz nie wylewa raczej. Wtedy nawet się nie przyznaję, że mam auto XDDD.

Odpowiedz
avatar Wildhoney
3 3

To ja odmówić, nie odmówię. Sam lubię się czasem napić i rozumiem, że powrót potem boli. Ale robię tylko za kierowcę, środka transportu nie zapewniam. Jak ktoś ma dewastować, to niech dewastuje swoje.

Odpowiedz
avatar pasia251
19 21

osobiście zostawiłabym piekielną parkę tam gdzie zdecydowała się wysiąść... a poza tym zdecydowanie zmieniłabym znajomych...

Odpowiedz
avatar tab_
2 2

Niby racja, ale z drugiej strony potem wyrzuty sumienia, jakby coś im się tam stało, np. auto by potrąciło idących zygzkiem po poboczu... No ja wiem, że piekielni, ale mimo wszystko ludzie, a Krzysiek z opowieści, jak widać "dobra dusza", pewnie by się tym przejął (jak większość ludzi mimo wszystko) i na co się jeszcze wpędzać w zmartwienia...?

Odpowiedz
avatar Wildhoney
-1 1

Ja bym się jednak czuł odpowiedzialny za tych ludzi. Bądź co bądź nie są za bardzo w stanie samemu sobie poradzić. A z tą zmianą znajomych też bez przesady. Nigdy nic głupiego nie zrobiłaś?

Odpowiedz
avatar Naa
9 15

Chyba zrozumiałam, czemu taksówki w nocy są droższe. To nie dlatego, że kierowca jeździ, kiedy większość ludzi śpi, ani że musi prowadzić, gdy jest ciemno. To znacznie większe prawdopodobieństwo spotkania pasażerów w takim stanie... Jednak dziwię się, że (p.) Krzysiek w ogóle zgodził się wziąć dodatkowe osoby, i to w tym stanie. On do niczego się nie zobowiązywał, i nie musiał respektować cudzych obietnic. W każdym razie, jeżeli firma, urządzająca tę imprezę należy do tych z ambicjami, może wystarczyłoby pogrozić, że o wszystkim dowiedzą się przełożeni transportowanych osób. Z komentarzem, że zatrudniają złodzieja, i lepiej niech się zastanowią, czy chcą sprawdzić, ile ukradnie w pracy. Wtedy pewnie zwrot telefonu i kosztów doprowadzenia samochodu do prządku nie będzie wymagał sprawy sądowej. BTW świetnie opisana historia!

Odpowiedz
avatar ampH
7 21

Właśnie dlatego wyznaję zasadę "chcesz się urżnąć jak ostatni idiota? Siedź w domu i nie rób innym problemów". Swoją drogą co w nas, Polakach takiego siedzi, że uwielbiamy się zatruwać alkoholem i doprowadzać do stanu totalnej dewastacji, gdzie na następny dzień mamy powtórkę z rozrywki "na klina". Nie żebym nie pił czy nie lubił alkoholu, owszem lubię i pije, ale nie do do takiego stopnia. Na to pytanie chyba nikt mi nie będzie w stanie odpowiedzieć skąd te masochistyczne zapędy w masie Polaków, także niech może zostanie to pytanie jako pytanie retoryczne...

Odpowiedz
avatar pasia251
0 12

pewnie w tym przypadku chodziło o darmowy alkohol... niestety nasz naród największe bydło i wiochę robi tam, gdzie dają coś za darmo...

Odpowiedz
avatar Jorn
5 5

Nie wiem, co w tobie takiego siedzi. We mnie jakoś nie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 8

pasia251 nie oceniaj na podstawie swoich doświadczeń całego narodu. Proponuję wybrać się na dłużej do naszych zachodnich sąsiadów, zobaczyłabyś jak to jest po zajęciach na uczelni sieknąć sobie dwa winka czy flaszkę, i tak 4-5 razy w tygodniu, i wcale nie w domowym zaciszu.

Odpowiedz
avatar nisza
6 6

Zgadzam sie z Jorn. We mnie tez nic takiego nie siedzi. W sumie tez wsrod moich znajomych nie ma takich ludzi... To ne kwestia narodowosci. Jak kiedys bylam na weselu, gdzie rodzina pana mlodego pochodzila z Chicago, to sie ta rodzina urznela mocna przed 22. A rodzice moi mieli okazje obserwowac Anglika, ktory pijany wypadl z tarasu w krzaki pod lokalem, gdzie odbywala sie impreza, a potem dzownil do organizatorow, ze sie zgubil i zeby wzywac TOPR,GOPR i co sie da, bo nie ma pojecia gdzie jest. Kto kultury nie ma i pic jak czlowiek nie potrafi konczy tak jak ci z historii o Krzysku, albo opisanych przeze mnie. Ale takie akcje dzieja sie zapewne i w Stanach, i w Niemczech i we Francji, czy kazdym innym miejscu, gdzie alkohol jest dostepny.

Odpowiedz
avatar pasia251
5 7

@Jorn ja nie piszę o studentach pijących po zajęciach, tylko o tym, że jak coś dają za darmo to naród nie potrafi się pohamować i musi kieszenie napchać... tak samo jest na imprezach integracyjnych - alkohol za darmo, to trzeba jak najwięcej go w siebie wlać albo najlepiej jeszcze wynieść ile się da... mało na Piekielnych było historii o tym, jak goście z wesela wódkę wynosili? a sławne zdjęcie baby z Radomia? nie twierdzę, że cały naród taki jest, ale niestety te niechlubne wyjątki są nagłaśniane i narobią tyle wiochy, że tak właśnie potem jesteśmy postrzegani... Dają za darmo to trzeba się napchać do wypęku :/

Odpowiedz
avatar Hamon
2 2

Najgorzej wspominam Norwegów. Mieliśmy kiedyś program międzynarodowy polsko-ukraińsko-niemiecko-norweski. Wiadomo, Najgorzej wypadli Norwegowie. Totalny brak umiaru, brak umiejętności picia... Największe trupy, nie tyle zajmujące na długo kibel tylko w ogóle do niego niedocierające. Ja jeszcze rozumiem klinik w postaci jednego piwa, ale od razu po wstaniu skierować swoje kroki po "połówkę"?! Nie wiem czy to przez to, że u nich alkohol jest trudno dostępny i chcieli się wyszaleć czy co, ale takiej hołoty po alkoholu nigdy nie widziałem.

Odpowiedz
avatar Crow
1 7

Super opisane - czytałam 2 razy :)

Odpowiedz
avatar tttt
1 1

Tak, Crow, ja też czytałem z lubością :) Dobry i język, i organizacja tekstu. @LTM87: bez zbędnych szczegółów - rajesz dadę!

Odpowiedz
avatar Leone
-4 8

Jak dla mnie piekielny jest Tomasz. Bo czego innego można się spodziewać od pijanych idiotów? Liczył, że grzecznie będą siedzieć i spokojnie poczekają aż ich odwiezie? Przydałoby się trochę wyobraźni. Asertywność jednak jest przydatna w życiu.

Odpowiedz
avatar Salemone
5 5

Z tym, że kierowcą był Krzysiek, nie Tomasz... Tomasz to był jeden z tych zapijaczonych prosiaków.

Odpowiedz
avatar Grevil
14 14

„Otwiera bagażnik, szuka apteczki, choć jego wzrok pada również na klucz do kół. Czego użyje? Czego? Ech... wybrał apteczkę” - w tym miejscu leci plus, nawet zanim doczytam do końca ;))

Odpowiedz
avatar nisza
7 9

Nie mierz wszystkich swoja miara.

Odpowiedz
avatar Damein
8 8

tutaj błąd kierowcy...wiadomo przysługa dobra rzecz...ale jeśli dobrze zna kolegę(inaczej chyba by go nie odwoził) to pewnie wiedział, że on lubi na imprezach dużo wypić...więc powinien się spodziewać naje.banego kolegi...z drugiej strony kolega też niezły frajer...wiadomo czasem może się zdarzyć, można narobić głupstw itd...ale ja gdybym coś takiego narobił(u mnie z tym ciężko bo zawsze mi się włącza hamulec w piciu i jeszcze nigdy nie doprowadziłem się do takiego stanu kiedy wiedziałem ze muszę wracać do domu)to na drugi dzień leciałbym do kolegi z flaszką, przeprosinami i kasą za naprawę...tego wymaga kultura...ale widać nie każdy ją ma...

Odpowiedz
avatar LTM87
5 5

W mojej opinii tak naprawdę każdy dołożył swoją cegiełkę do tej historii. Kolega zresztą moje słowa potwierdził, a na swoje usprawiedliwienie ma tylko to, że takiego obrotu spraw się nie spodziewał. Kiedy zobaczył dodatkowych pasażerów, próbował odmówić. W końcu miał odstawić tylko Tomka i jego dziewczynę. Ale jak sam stwierdził, "wiesz jaka jest z pijanymi gadka. Ja mu o dupie, on mi o słupie". Asertywność zawiodła, dał się przekonać. Tomek i jego dziewczyna oczywiście byli spokojni, jednak w tym przypadku za spokojni. Bo ta dołączona parka to, jak wspomniałem, byli ich znajomi (bardziej jej jak jego). Tomek szybko się ululał, ale dziewczyna nie była jakoś potwornie pijana. Mogła wspomóc kierowcę w ogarnianiu towarzystwa, tymczasem nie odezwała się nawet słowem. Impreza była organizowana przez lokalny oddział dużej firmy (marka dobrze rozpoznawalna przez specjalistów pewnej branży w Polsce), wiec i fundusze były spore. Nie rozumiem jednak ludzi, którzy na widok darmowej flachy doznają zaćmienia umysłu i próbują, ja wiem... upić się na zapas? Bo za darmo?

Odpowiedz
avatar LTM87
4 4

Nigdy nie spotkałaś się ze zjawiskiem koleżeńskiej przysługi, dzięki której ma wyjść taniej niż normalnie? Owszem, taksówki są. Tyle, że w tych okolicznościach koszt byłby znaczny. Nie dość że kurs za miasto (obrzeża, ale miejsce imprezy dwa, trzy kilometry za granicą administracyjną), to jeszcze po 22:00, a więc obowiązuje wyższa taryfa. Tu po prostu dwóch dobrych znajomych ustaliło, że jeden drugiego odbierze z lokalu. W ten sposób chłopaki pomagali sobie niejednokrotnie. Tyle, że tym razem coś poszło nie tak.

Odpowiedz
avatar BlueBellee
5 5

@sklepowa a Ty z imprez to tylko taksówkami wracasz? A nawet jeśli tak to widzę, że mocno masz okrojoną wiedzę, skoro myślisz, że inni też.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

sklepowa to taki specyficzny przykład człowieka, który ocenia wszystko i wszystkich tylko ze swojej perspektywy i nawet na myśl jej nie przychodzi, że ktokolwiek może myśleć/robić inaczej niż ona.

Odpowiedz
avatar Notorious_Cat
-2 4

Zakończeniem zepsułeś całą historię.

Odpowiedz
avatar cicikowo
6 8

Kolega Krzysiek nauczył się jednej, bardzo przydatnej w życiu rzeczy: asertywności:) Nie sądzę, żeby taki błąd drugi raz w życiu popełnił. A jeśli chodzi o firmowe imprezy, zawsze mnie zastanawiał pęd ludzi do darmowego alko itp. Ale może jestem dziwna, bo dla mnie firmówki to po prostu praca: trochę bardziej na luzie, w innym zazwyczaj miejscu, ale praca. I tak jak nie chcę, żeby mnie np. szef oglądał w stanie nieważkości tak, o dziwo, nie mam ochoty szefa oglądać jak się...słania. Tak jakoś mi to nie pasuje. Ale to może wynika z tego, że ja lubię pewien dystans w pracy i nie lubię się fraternizować. I nie, nie mam kijka w pupce:):):)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Kiedy wiozę znajomych z imprezy, to za fikanie w samochodzie, przeszkadzanie mi, darcie japy, jest wysiadka. A za godzinne pożegnania, nawet nie wsiadają.

Odpowiedz
avatar KrzychoZord
1 1

Szczerze mówiąc to ja po 3 razie "Ja tam nie wsiądę" zamknął bym drzwi i po prostu ruszył mając głęboko w tyle co będzie dalej... Sorry ale robić przysługę i prosić o łaskawe skorzystanie to za wiele...

Odpowiedz
avatar Capitalny
-1 1

Niestety to nie jest kwestia bycia po %. Ja zwykle też byłem kierowcą (teraz rzadziej) i jak się umawialiśmy z kolegami, to podjeżdżałem po nich, potem imprezka, odwózka i dopiero sam jechałem do domu. I nigdy za kasę. Ale raz w słownej spince na temat niekuluralnego zachowania w aucie od jednego z nich usłyszałem, że łaski mu nie robię. W efekcie więcej ze mną nie pojechał, a teraz to już nawet ze sobą nie gadamy. Cóż, życie - ja nie płaczę. O prawdziwym obliczu niektórych "kolegów" lepiej przekonać się wcześniej niż później.

Odpowiedz
avatar soboftoor
0 0

Czekam na książkę z Krzysiem w roli głównej:D

Odpowiedz
Udostępnij