Wszystko zaczęło się jakiś rok temu.
Robiąc zakupy, myślę sobie: "jajko mam, ziemniaki mam, mięsa nie mam", więc śmigam na mięsny. Kupuję co trzeba i wio do domu, żeby się wyrobić, zanim wróci czeladka głodomorów.
Przyszłam do domu i okazuje się, że jajka nie ma. Ale było! A może nie było? Może mąż... dzieci... hm...
Może miesiąc później sytuacja prawie identyczna: "mąka jest, cukier jest, potrzebny tylko proszek do pieczenia".
W domu cukru brak... Ale był... Może jednak pomyliłam go z mąką...
Kilka dni później wydawało mi się, że mam ocet, jeszcze później wyparowała taśma klejąca...
Tarkę do sera znalazłam w przedpokoju... Jak?
Szczerze, zaczęłam się obawiać, że może mam jakieś niedobory magnezu czy innego składnika w organizmie, że nie ogarniam. Albo, że, co gorsza, głupieję.
Mąż mówił, że jestem przewrażliwiona. Że przecież może się zdarzyć, że coś gdzieś się zawieruszy, pomyli, albo położy nie w tym miejscu gdzie trzeba.
W piątek zabrakło mi jajka do biszkopta. No pech wielki. A, że wieczór był dość późny, mąż w delegacji, dzieci w łóżkach, pobiegłam do sąsiadki pożyczyć nieszczęsne.
Sąsiadka, miła osoba, pożyczyła z uśmiechem i odzywa się w te słowa: "to już mi nie oddawaj, ja kiedyś też brałam od ciebie".
No mówię, że głupieję, bo nie pamiętam...
Sąsiadka: "Nie, nie, no nie było cię wtedy w domu."
Dwa lata temu wyjeżdżając na wakacje poprosiłam o podlewanie roślinek...
home sweet home...
Fajna sasiadka... Radze jak najszybciej zmienic zamki.
OdpowiedzMąż w sobotę już powymieniał wszystkie, ale klucz też już zdążyłam odebrać.
Odpowiedzpostraszylabym policja niech sie nadenerwuje i najlepiej obrazi
OdpowiedzNo ale ze jak??? Wciąż przychodzi podlewać i przy okazji się częstuje (dorobiła klucze?), czy dwa lata temu sobie jajko wzięła i teraz oddaje? Stawiam na to pierwsze, ale z tego niedopowiedzenia na końcu to tylko się domyslam.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 lutego 2013 o 20:01
Jak ktoś miał klucz, to dorobienie kopii jest kwestią paru minut.
OdpowiedzNo tak własnie, że jak wyjeżdżaliśmy na urlop, to poprosiłam o podlewanie roslin. Dałam klucze, a ona musiała sobie dorobić komplet. Pewnie ot tak, na wszelki wypadek. Jakby miało jej braknąć jajka czy innej tasmy. W sobote tez puściłam wici i wiem, że sąsiadka z parteru tez wymieniła zamki. Ciekawe kto jeszcze?
OdpowiedzTaka ciekawostka ślusarz zgodnie z prawem nie może dorabiać kluczy jeśli da mu się wcześniej dorobione. Więc na przyszłość dawaj sąsiadce jakieś dorobione.
OdpowiedzTaki ch*j... Do zamka na klatce mój dziadek ma oryginalny klucz, ojciec i babcia mieli dorobione, a ja nie miałem. Poprosiłem ojca i od dorobionego wcześniej klucza dorobił mu jeszcze jeden dla mnie.
OdpowiedzNie jest prawda, że ślusarz nie zrobi kopii dorobionego klucza. Wielokrotnie kopiowałem dorabiane. Teoretycznie ślusarz nie ma prawa kopiować klucza oryginalnego certyfikowanego, ale i to już nie jest prawda. Miałem kiedyś przygodę, że dziadek zgubił jeden z dwóch kluczy do blokady skrzyni biegów w samochodzie. Zamek certyfikowany, więc trochę wysiłku włożyłem i znalazłem serwis producenta blokady (bo nie daj Boże się drugi klucz zgubi) i pojechałem do tegoż serwisu. Na miejscu usłyszałem, że oni mogą wysłać zamówienie do producenta zamka o dodatkowy klucz, ale to będzie dłużej trwało i drożej kosztowało. Niech Pan pojedzie do ślusarza Iksińskiego na ulicy Igrekowskiej i on Panu dorobi. I ślusarz dorobił w kilka sekund. jeśli myślicie, że zapytał choć o certyfikat, który na wszelki wypadek ze sobą miałem, to jesteście w błędzie.
OdpowiedzZmieniaj zamki jak najszybciej, bo nie wiadomo co jeszcze sobie przyjdzie "pożyczyć".
Odpowiedzcreepy as fuck o.o
OdpowiedzMogło być gorzej. Wyobraźcie sobie sytuację, w której Pani domu budzi się w środku nocy i widzi nad sobą stojącą panią sąsiadkę która w tej chwili prosi o pożyczenie jednego jajka. To by było dopiero creepy. Nie życzę takiej sytuacji nikomu ;]
OdpowiedzJajko to mały pikuś. Najgorsze, że mogła grzebać w bardziej osobistych rzeczach.
OdpowiedzTego nie wiem. Nie należę do osób, które mają ręczniki poukładane kolorami, więc w szafkach mam porządek po chińsku, przy czym nic się nie wysypuje ;-)
OdpowiedzPal licho ręczniki. Miałem na myśli bardziej osobiste rzeczy, dokumenty, które każdy z nas gdzieś w domu trzyma, a nie pokazuje ich nawet zaufanym sąsiadom.
Odpowiedz@Fomalhaut, olkiolki chodziło o to, że nawet jakby sąsiadka grzebała, to nie zauważy tego, bo i tak ma bałagan. Nie o ręczniki.
OdpowiedzAz mi sie wierzyc nie chce... Ot dobra kobieta... Dobrze, ze sie przyznala chociaz tyle dobrego.
OdpowiedzGdyby nie przypadek toby nawet nie wyszło.Przynajmniej wiesz że to nie alzheimer....
OdpowiedzPrzecież ta sąsiadka nawet nie widziała w tym nic niewłaściwego. Pewnie na wyrzuty miała tylko jedną odpowiedź: "ale o co chodzi?" Dlatego ja, wyjeżdżając na dłużej kwiatki odpowiednio przygotowuję, wkładam np. do miski z wodą, czy instaluję specjalne "poidełko". Gorzej z tymi balkonowymi, ale trudno, kluczy nikomu obcemu do rąk nie dam.
OdpowiedzJa proszę najbliższą rodzinę: dziadków, rodziców, brata. Kiedy jednak raz nie było kogo poprosić klucze dałam najlepszemu przyjacielowi. Wiem, że z przyjaciółmi różnie bywa, z tymi sprawdzonymi i wieloletnimi również, ale zdecydowanie lepsze to niż sąsiadka, która jest dla mnie kimś kompletnie obcym.
OdpowiedzHyhy... swoją drogą to taka wada miast. Sąsiadka "jest osobą zupełnie obcą" :) Na wsi nie do pomyślenia. Ma to swoje zady i walety :D
Odpowiedzdlaczego? ;p sąsiadka zza ściany może być tak samo bliska jak sąsiadka zza płota. co ma do tego miasto czy wieś. jak ktoś nie chce sie za bardzo z ludźmi kumplować to i na wsi se odizoluje. a tak btw. dobrze jest nie mieć w domu kwiatków :D
OdpowiedzOj jest do pomyślenia. To już nie te czasy kiedy cała wieś się integrowała ze sobą. Przez lata co roku jeździłam na wakacje do rodzinnej wsi Taty - miejsca, gdzie najbliższe duże miasto [wielkości mojej dzielnicy] jest oddalone o jakieś 70 km - więc można powiedzieć, ze jest to swojego rodzaju dziura bez typowych mieszczuchów i miejskich naleciałości. Kiedy byłam mała w ciągu dnia, wieczorem można było przejść przez wieś i widać było, ze ludzie stoją przy płotach, pod sklepem z piwem, rozmawiają, żartują, są ze sobą. Ale przez te wszystkie lata miałam okazję zaobserwować jak się to zmienia. Wraz z bardziej rozpowszechnionym dostępem do telewizji [telewizja satelitarna, cyfrowa], Internetu i komputerów [a co za tym idzie do filmów, gier itd. pirackich i oryginalnych] coraz rzadziej można było spotkać grupkę sąsiadów gawędzących przy płocie. Przez mechanizację rolnictwa nawet podczas żniw i wykopków nie pomagają sobie tak jak kiedyś, bo większą część roboty odwalają im wynajęte maszyny. Ludzie coraz więcej czasu spędzają w domu przed telewizorem. Do tego dochodzi też młode pokolenie, do którego również i ja się zaliczam. Większość z młodych ludzi ucieka stamtąd do miasta na studia, gdzie według nich są lepsze perspektywy i warunki do życia - moja własna kuzynka woli siedzieć w Warszawie, gdzie ma pracę niż w domu, gdzie ledwo wiązałaby koniec z końcem, bo nie ma gdzie dorwać pracy nawet na pół etatu. A nawet jeśli zostają na wsi to znowu: telewizor, komputer, ewentualnie praca - nawet ta w polu, ale do której nie trzeba już pomocy sąsiadów. To nie jest wada czy zaleta jedynie miast. To jest po prostu znamię naszych czasów. I tyle. Swoja drogą: za czasów PRLu mój Chłopak, a konkretniej jego rodzina, mieszkając w bloku dość mocno byli zżyci z sąsiadami. Mama Chłopaka prowadziła tzw. dom otwarty - sąsiedzi przychodzili kiedy chcieli i wchodzili bez pukania. Jej to nie przeszkadzało - jej sprawa, chociaż z tego co pamiętam z opowieści mój Chłopak i jego bracia byli dość tym zirytowani - w końcu dorastający faceci, którzy woleliby mieć własny kąt, własne sprawy. Prawdziwy problem zaczął się, gdy starszy Brat w wieku dwudziestu jeden lat się ożenił i został z żoną w tym mieszkaniu, a reszta rodziny wyprowadziła się do świeżo wybudowanego domu pod miastem. Jedna z sąsiadek nie potrafiła zrozumieć, ze to już nie jest dom Mamy tylko jej syna i dalej przychodziła na plotki niezapowiedziana, wchodząc do mieszkania nieskrępowana. Rozmowy nie przyniosły skutku, więc młode małżeństwo zaczęło zamykać drzwi na zamek. Rezultat? Sąsiadka poleciała na skargę do Mamy i przez długi czas wylewała do niej swoje żale. W końcu się przyzwyczaiła, ale nic nie nauczyła, bo do pokoju mojego Chłopaka, gdy przyjeżdżała w odwiedziny do jego Mamy, nadal właziła kiedy chciała. Przestałą dopiero, gdy Chłopak, będąc już pełnoletni po prostu zrobił awanturę wyprowadzony z równowagi :D
OdpowiedzJezu, do głowy by mi nie przyszło coś takiego. U mnie też sąsiadka ma klucze do domu. A tu się okazuje, że takie rzeczy można robić... Paranoja gwarantowana!
OdpowiedzIstnieją takie zamki, przy których nie można dorobić klucza nie mając karty kodowej ze sobą. Nie są drogie. Polecam - będzie można bezpiecznie powierzać mieszkanie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 lutego 2013 o 23:39
Zasugruję mężowi jak wróci. Dzieki za pomysł :-)
OdpowiedzKiedyś tak było z zamkami Gerda. Albo karta kodowa albo 2 klucze, ale teraz przynajmniej w mojej okolicy dorabiają bez spełnienia tych warunków.
Odpowiedz@qpsztal - po Gerdzie się tego nie spodziewałem. Może w przypadku Nefrytów, lub niemieckiego Abusa (dawny Pfaffenhain) nie robią takich ekscesów?
Odpowiedz@obserwator klucze do zamkow Gerdy mozna bez problemu dorobic juz od wielu lat, wiem bo moja mama strasznie gubila klucze... Czasami taniej wychodzi kupic nowy zamek, koszt ok 120zl, bo dorobienie to ok. 50-60zl za klucz (ceny z Gdyni)
OdpowiedzWe Wrocławiu przynajmniej w 2 punktach dorabiają i cena to 7-10zł.
OdpowiedzTu jest jeszcze inna, być może również piekielna, kwestia: skoro nie pamiętasz, byś cokolwiek sąsiadce pożyczała, to znaczy, że zawsze przychodziła pod Twoją nieobecność. Musiała wiedzieć, kiedy wychodzisz... To też trochę dziwne.
OdpowiedzTo taka sąsiadka, która wie wszystko o wszystkich. Do tego miła i uczynna, no i bawiła się ze mną jak byłam w wieku przedszkolnym. Taka nasza "klatkowa babunia". Wszyscy jej ufaliśmy do tego stopnia, że prosiliśmy ją o przypilnowanie mieszkania czy dzieciaków. Zawsze tez czymś się odwdzięczaliśmy: robiliśmy większe zakupy, myliśmy okna, podwoziliśmy na cmentarz. Takie rzeczy, które ciężko wykonać starszej osobie. I wszystko w granicach rozsądku, żadnych nachalnych próśb i gróźb. Myślę, że właśnie się to urwało. W każdym razie my napewno nie powierzymy juz klucza nikomu. Niech roślinki zdychają ;-)
OdpowiedzOlkiolki: roślinki nie muszą zdychać. Możesz wyjeżdżając zafundować im takie cudeńka dawkujące wodę. Kup aqua globe's albo domowym sposobem: http://www.e-ogrody.pl/Ogrody/51,113393,6724478.html?i=3 :)
OdpowiedzBez przesady z tym urywaniem wszelkich relacji. Babunia po prostu żyje jak za PRLu:-) W niektórych blokach do dzisiaj wszyscy funkcjonują w takim mini-kołchozie, sąsiad trzyma na wszelki wypadek klucze zaprzyjaźnionego sąsiada i tak dalej.. Kiedyś szukałam kontaktu do jednego fachowca i dzwoniłam po znajomych, kto ma jego numer. Od jednej osoby usłyszałam coś w stylu: wiesz, ja nie mam, ale sprawdzę u Kowalskich w kajecie, może będą mieli. Sama nie wyobrażam sobie mieszkania w takich warunkach, ale są ludzie, którzy nie widzą w tym niczego niewłaściwego. Dobrze, że zmieniłaś zamki, ale nie piętnuj tak tej babci, bo tak naprawdę zrobisz jej krzywdę, a ona nie zrozumie dlaczego.
OdpowiedzNie mam zamiaru piętnowac babci. Nawet nie jestem na nią zła, ale kluczy do domu więcej nie oddam. Wczoraj dośc późno odpisywałam na komentarze i ten konkretny rzeczywiscie wygląda, jakbym miała ją zlinczować. A tak nie jest. Chodziło tylko o te nieszczęsne klucze :-)
OdpowiedzDobrze, że nie powiedziała, że wyglądasz tak spokojnie podczas snu ;)
OdpowiedzHahaha,paranoja gwarantowana:)
Odpowiedzalbo, "kochani nie spijcie zimą nago bo się poprzeziębiacie"
OdpowiedzWidzisz, Tobie się sprawa wyjaśniła, a u mnie niestety nie. Zgubiłam mięso... Z rosołu... Postanowiłam poeksperymentować i do mięsa, które zawsze w rosół wrzucam dodałam żeberka. Przyszedł moment opróżniania gara z mięsa i innych "zawadzających" rzeczy no i żeberek nie było (cholera, nawet kości nie było). Nie miał kto wyciągnąć i skonsumować... I tak w Wielkanoc upłyną już dwa lata jak szukam mięsa...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 20 lutego 2013 o 21:53
Może to żebrolajki?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 lutego 2013 o 15:37
Miałam identyczną sytuację,z tym, że na wsi, gdzie mam działkę. Sąsiad (który skądinąd grunt nam sprzedał)miał klucze, żeby poogarniać działkę-wiadomo, śnieg z dachów pozrzucać, takie rzeczy. No i zaczął pożyczać. Klucze od domków zabraliśmy dość szybko (chętnie częstował się alkoholem). Potem pożyczał sprzęty ogrodowe- grill, krzesła, stolik i lampki. I zapominał oddawać. Cóż, przynajmniej było wiadomo gdzie jest jak nie ma:D
OdpowiedzWspółczuje sąsiadki.
Odpowiedz