Perypetii z teściową i rowerem w tle ciąg dalszy.
W ostatni piątek zawitałam w mieście pięknym, choć zbrukanym nieco pomieszkiwaniem w nim mojej teściowej (istny ewenement). Powód wizyty opisany w mojej poprzedniej historii.
Mimo, iż zapowiedziałam mój przyjazd na sobotę, zjawiłam się dzień wcześniej, coby dziwnym trafem teściowa nie zdążyła się ulotnić.
Pukam grzecznie do drzwi, gdzieś z głębi domu słyszę przytłumione "zaraz, już idę!" – zadowolona zyskałam więc pewność, że bazyliszek koczuje w mieszkaniu. Słyszę szmer przy drzwiach i... na szmerze się kończy.
Upierdliwie dzwonię do drzwi – cisza. Dzwonię więc dalej, a w przerwach pomiędzy daję znać o tym, że wiem, że teściowa jest w domu.
Po dobrych 10 minutach batalii pod drzwiami, bramy piekieł zostały otwarte. W nich wkurzona teściowa. Liczyłam się z tym, że będzie – mówiąc delikatnie – niezadowolona ze złożonej przeze mnie wizyty, lecz popis irytacji, jaki dała, przeszedł moje największe oczekiwania.
(J)a, (T)eściowa.
T: A czego ty tu chcesz?!
J: Po rower przyjechałam.
T: Mówiłam, że rower ukradli! Poszła mi stąd, ja wychodzę zaraz!
J: Poproszę rower, lub 3000,-. W przeciwnym razie dzwonię na policję.
W głębi duszy miałam nadzieję, że się przestraszy, wszak moje dzwonienie po służby niewiele mogłyby zdziałać. Szczęśliwie nadzieja nie okazała się czcza. Teściowa zbladła, kazała mi czekać na klatce (zgadza się, do domu mnie nie wpuściła) i że ona zaraz wróci, bylebym tylko na policję nie dzwoniła. Zadziałało.
Czekam kilka minut, za chwilę (S)ąsiad (ten od nastoletniej córki, której to rzekomo ukradziono spod sklepu mój rower) schodzi na dół – widocznie teściowa zadzwoniła do niego - i z pretensją do mnie:
S: Jak nie chciała roweru sprzedawać, to mogła dupy nie zawracać!
Nie powiem, zdziwiła mnie ta informacja, wszak ostatnim, o czym mogłabym pomyśleć była chęć sprzedania wymarzonego sprzętu, na który tak długo czekałam. Myślę sobie – facet boga ducha winien, toteż dowiem się może o co chodzi. Pytam więc:
J: Ale kto panu powiedział, że ten rower jest na sprzedaż?
S: No jak to, Zośka (teściowa)! Powiedziała, że zamówiła rower jaki ponoć synowa chciała, ale jest niewypłacalna to sprzeda za jedną trzecią (ceny), żeby całkiem stratna nie była. A to ty tą synową jesteś?
(Pomijam już fakt zwracania się do kobiety nie wyglądającej na młódkę – niestety ;)- per "Ty")
Tu się we mnie zagotowało.
Stara prukwa nie dość, że sprzedała mój rower, nakłamała (co mnie akurat najmniej ruszyło) sąsiadowi, to jeszcze okłamała własnego syna – co do mnie, mogłam się tego spodziewać zawsze i o każdej porze dnia i nocy.
Panu sąsiadowi wyjaśniłam sytuację, facet nie do końca był skłonny uwierzyć w przedstawioną przeze mnie wersję. W ostateczności jednak postanowił (ze mną w akompaniamencie) wykurzyć teściową choćby na klatkę, coby wyjaśnić sytuację. Robiło się głośno, sąsiedzi z piętra wyjrzeli zaciekawieni zza drzwi. Bazyliszek w końcu skapitulował i wynurzył się ze swojej nory.
Byłam wręcz przekonana, że zaprzeczy wszystkiemu, jednak po raz kolejny teściowa okazała się osobą całkiem nieobliczalną.
Płacząc potwierdziła moją wersję. Dodała również, że nie ma za co żyć, nie starcza jej na leki i opłaty, że własny, jedyny syn zabiera jej połowę emerytury (WTF?!) i ona MUSIAŁA tak postąpić.
Przyznam szczerze, że byłam skłonna ją w tamtym momencie zabić. Odezwały się we mnie demony, o których istnieniu nie miałam bladego pojęcia. Nie bawiłam się w tłumaczenia – po co to komu? Większej szopki, niż ta, która "się" stworzyła nie miałam zamiaru robić.
Zażądałam, by teściowa zwróciła pieniądze panu Sąsiadowi, a następnie, by pan Sąsiad oddał moją własność. Z początku teściowa wykręcała się brakiem tej kwoty ("bo to dawno było, już nie mam tych pieniędzy!"), lecz po kolejnym straszeniu policją, pieniądze dziwnym trafem się znalazły.
Niepocieszony sąsiad przyniósł z piwnicy rower. Mamrotał pod nosem, że mógł sprzedać, problemu by nie miał, jeszcze by zarobił – w ostateczności miał rację. Ja dziękowałam siłom wyższym za to, że nie stało się tak, jak mógł sobie wykombinować.
Mimo obaw, moja holenderka okazała się niezniszczona i nie poobdzierana. Zapodział się gdzieś wiklinowy koszyk, ale odpuściłam. Żal mi było tylko dziewczyny, której rower się podobał.
Tak oto wywalczyłam moją własność. Przyznam szczerze, że byłam wypompowana całą sytuacją.
Mąż nie odzywa się do swojej matki.
Teściowa rozpowiada w rodzinie, że ją okradliśmy.
A ja mam to już głęboko w d...uszy.
teściowa
Cóż, jakby sąsiad sprzedał, mógłby odpowiadać za paserstwo, więc to nie jest tak, że problemu by nie miał. w gruncie rzeczy to go od problemu wybawiłaś.
OdpowiedzTrzeba by mu było udowodnić, że rower kupił w złej wierze, tzn. że nie wierzył w wyjaśnienia teściowej lub mógł łatwo się dowiedzieć, że są one nieprawdziwe.
OdpowiedzAleż mógł - "No jakto, Zośka (teściowa)! Powiedziała, że zamówiła rower jaki ponoć synowa chciała, ale jest niewypłacalna to sprzeda za jedną trzecią (ceny), żeby całkiem stratna nie była." Czyli wiedział, że rower nie jest Zośki i wystarczyło by zadzwonił do synowej by sprawdzić historyjkę. A tak, to generalnie łyknął wyjaśnienie klasy "radio od wujka, dał żeby sprzedać".
OdpowiedzAle taka gadka sugeruje, że to teściowa z własnych pieniędzy zapłaciła za rower, a sprzedała go, bo synowa nie była wypłacalna. Jeśli zamówisz coś na mój adres i ja zapłacę za towar, to w świetle prawa on jest mój. To, że teściowa przedstawiając taką wersję sąsiadowi kłamała świadczy na jej niekorzyść, ale już niekoniecznie na niekorzyść sąsiada. Uważam, że powyższa sytuacja wyczerpuje znamiona "dobrej wiary". Sąsiad mógłby argumentowac, że zna teściową od wielu lat i uważa ją za osobę godną zaufania. W każdym razie plus dla autorki. Na chamstwo tupet potrzeba metod skutecznych, gdy dyplomacja nie przynosi skutku.
Odpowiedz@Fomalhaut - yup, mutacja "na wujka". A żebyś kiedyś słyszał co można usłyszeć na skupie metali kolorowych, jak się obsługa pyta o pochodzenie... Łatwo mógł się dowiedzieć, że autorka nie jest niewypłacalna, więc byłaby realna szansa ukarać go za paserstwo.
OdpowiedzTeściowa nie mogła sprzedać czegoś, co nie było jej i na co autorka ma stosowne papierki potwierdzające.
OdpowiedzCzytałam obie historie i nie mogę uwierzyć jakim trzeba być człowiekiem żeby robić komuś takie numery. Jedna z lepszych opowieści jakie tu czytałam. Współczuję Ci takiej teściowej!
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2013 o 12:36
A mawiają, że dzieci się ma, żeby nie zostać samemu na starość. A tu po latach walki z pieluchami i wrzaskami, rodzice sami starają się o zerwanie kontaktów...
OdpowiedzOoooo Pani Lapidynka :) Teraz ja będę się znęcał nad Panią :) A czy pani rower posiada napewno atest dopuszczający do jazdy po drodze ? Czy może stal nie wydziela toksycznych substancji groźnych dla człowieka ? Czy może opony opony nie przekraczają norm hałasowych? Czy lampka posiada atest czy może oślepić innego uczestnika ruchu ? A CZY TEŚCIOWA ZAPŁACIŁA PODATEK OD SPRZEDAŻY ? Czy może głodzi biedne dzieci sprzedawców rowerów ? Komentarz z przymrużeniem ok. :* na walentynki od Boryska
OdpowiedzCoś to przymrużenie oka Ci nie wyszło.
OdpowiedzOj wyszło wyszło :) My z Borysem już trochę razem powojowaliśmy, więc rozumiem jego (dla mnie uroczy) komentarz. :) @Borys dzięki! Co prawda przeczytałam go po walentynkach, ale jest mi niezmiernie miło czytać to Twoje niby znęcanie się. ;) Buziaki! :)
OdpowiedzCiekawe jakie teściowa ma obecnie relacje z sąsiadami. Inteligencją w końcu nie zgrzeszyła skoro myślała, że cały numer się uda.
OdpowiedzJeśli popsuła sobie u nich opinię, to tylko na własne życzenie. Chociaż ludzie to w różne plotki wierzą... Może sąsiedzi łykną bujdę o tym, że synowa ją okradła. Choć miałabym dziką satysfakcję, gdyby tak się nie stało i babsko dostało to, na co zasłużyło. :>
Odpowiedzgratuluje wygranej ^^ dałas rade Bazyliszkowi! i to bez Policji
OdpowiedzA można prosić link do poprzedniej historii o teściowej? Bo jakoś nie w temacie jestem (:
OdpowiedzWystarczy wejść na profil autorki, tam masz wszystkie jej historie.
OdpowiedzLapidynko, wyrazy podziwu, że Cię nie zatkało i nie zabrakło Ci sił. Szkoda tylko, że teściowa zamiast po prostu i po ludzku przeprosić ( no kto z nas nie zrobił kiedyś czegoś głupiego i wrednego?) dalej brnęła oczerniając własnego syna, że zabiera jej połowę emerytury. Swoją drogą zbadajcie, jak to z nią jest. Oczywiście nie ma usprawiedliwienia na zachowanie i postepek teściowej ale może rzeczywiście u niej krucho?
OdpowiedzFakt, szkoda... cieszę się z tego, że Luby nie musiał tego wysłuchiwać. Jego dotknęłoby to pewnie mocniej, niż mnie. Co do kwestii finansowej: zarówno teściowa jak i moja mama (obie emerytki) miały przez pewien czas krucho z pieniędzmi. W związku z tym, doszliśmy z mężem do wniosku, że będziemy wysyłać im po 150 euro miesięcznie, coby podreperować ich budżet. Wiem, że to nie jest jakaś kosmiczna suma, ale jako pomoc do własnych zasobów finansowych, ok. 600,- prezentuje się (tak myślę) całkiem nieźle - zwłaszcza, gdy obie mają własnościowe mieszkania, interesują je tylko rachunki, jedzenie, ubranie się i leki. Co do mojej teściowej, to ona nawet tego nie docenia. Nie chcę od niej podziękowań, pokłonów, czy czegokolwiek. To kwestia samopoczucia mojego (względem mojej mamy) i Lubego (względej jego mamy), bo chociaż nie możemy być na bierząco i pomagać babkom na codzień, to chociaż takie zabezpieczenie materialne daje nam poczucie względnego spokoju. Swoją drogą... osoba, której nie stać na normalne życie, nie kupuje sobie telewizora wartego ponad 1500zł i to gotówką. :) Pozdrawiam ciepło, Mijanou :)
Odpowiedzgratuluje odzyskania roweru:) jednak miałem rację komentując pod poprzednią historią że rower jest a to tylko tekst byś odpuściła;)
OdpowiedzCieszę się że odzyskałaś swój rower ale mam jedno ale . Obiecałaś w poprzedniej historii zniszczyć "wymarzony" telewizor teściowej cytuję : "A w weekend i tak pofatyguję się do niej, chociażby po to, by "własnoręcznie" pokazać jej, jak boli utrata wymarzonego sprzętu. Wszak ostatnio teściowa kupiła sobie nowy – podobno też wymarzony - telewizor. " Myślałem że będzie o tym :( Ale i tak historia świetna.
OdpowiedzNie wiem, czy popsułabym jej telewizor, wszak od rozmowy telefonicznej przemyślałam wszystko 'na zimno'. Tak czy inaczej, zołza nawet nie dała mi szansy wypróbowania moich reakcji, wszak nawet nie wpuściła mnie do domu. Może na szczęście? ;) Pozdrawiam!
Odpowiedza ja powtórzę to co napisałam w poprzedniej historii: kobieto z jaką łajzą ty żyjesz?? To twój partner powinien iść do matki i wyegzekwować albo rower albo pieniądze. Co to za facet który nie umie obronić żony czy partnerki przed własną rodziną? Gdyby postawił sprawę jasno, że ty teraz jesteś najważniejsza to i teściowa traktowała by cię z szacunkiem. A tak to pomiata tobą jak mopem (elegantsze określenie szmaty). Ja też miałam teściową, ale mój mąż zawsze stał po mojej stronie i w zasadzie nigdy nie wtrącała mi się do gospodarstwa bo jej na to nie pozwoliliśmy.
Odpowiedz@syrenka a ja odpowiedziałam Tobie w komentarzach pod poprzednią historią, że nie wszystko wygląda tak, jak mogłoby się wydawać. Mój mąż stoi za mną murem, nie za swoją mamusią. Gdyby tak było, już dawno nie bylibyśmy razem. Proste. :) W gwoli wyjaśnienia: Mąż pojechałby ze mną, gdybym miała zamiar wyjechać w sobotę, lub choćby w piątek wieczorem. A że uparłam się na wyjazd w piątek rano... Co prawda był gotowy brać dzień urlopu, ale że póki co jest na umowie próbnej, JA NIE ZGODZIŁAM SIĘ NA TO, by łapał (teoretyczne) minusy u pracodawcy. Co innego, by jego obecność była konieczna. W tym przypadku nie była, bo mimo, iż teściowa jest piekielna, ja potrafię sobie z nią bez zbędnych ceregieli czy strachu 'porozmawiać'. P.S. Jestem uczulona na nazywanie mojego Lubego wszelkimi epitetami. Uszanuj to, proszę. :)
OdpowiedzMasz ogromne szczęście, że trafiłaś na normalnego męża. Chciałbym aby moja żona potrafiła zachować się w podobny sposób w stosunku do swojej matki.
OdpowiedzJa bym zerwala totalnie kontakt z ta osoba, to jakas absurdalna relacja a sytuacje jak z filmow Barei olej babe a maz niech sie cieszy ze sie wzenil w lepsza rodzine... swoja droga przy dalszych takich akcjach w stylu odebrac cos/ przechowac itd masz argument aby z pomocy babska nie korzystac, masz argument aby zerwac w ogole z ta osoba kontakty, a w rodzinie naswietlilabym dokladnie jak sprawa wygladala.
OdpowiedzBoże, jak czytam tą historię to mi się gorąco robi. Ja na twoim miejscu zaczęłabym się chyba drzeć jak opętana :) Normalnie udusić babę na miejscu, a ty byłaś w miarę (:D) opanowana :) Gratuluję, naprawdę :)
OdpowiedzNaprawde nie myślisz o tym by ją pozwać o kradzież i sprzedanie nieswojej własności, i o zniesławienie jakim z pewnością jest rozpowiadanie, że ją okradłaś?
OdpowiedzPo tym, co ostatnio odwaliła (względem mojej mamy, historia w zakładce mojego profilu) nie mamy już z tą Panią żadnego kontaktu. Mogłabym ją pozwać. Dowodów jest sporo, świadków nie mniej, więc prawdopodobnie sprawę mogłabym wygrać. Tylko po co..? Mam tej baby po dziurki w nosie, a może nawet wyżej... :) Nie chcę jej nawet oglądać. :)
OdpowiedzAle jakby dostala po dupie od Ciebie, to nastepnym razem by myslala.
OdpowiedzŚmiem twierdzić, że ta kobieta nie myśli... :) Praktycznie każde nasze starcie kończyło się jej porażką. Tyle, że nie musiałam jej tego w żaden sposób udowadniać, czy wskazywać. Ta kobieta odpieprzała cyrki, a następnie sama pakowała się na minę. Tak nie robi człowiek myślący. Czemu piszę w czasie przeszłym? Ano dlatego, że jest bardzo duże prawdopodobieństwo tego, że już się więcej nie zobaczymy/nie usłyszymy. Po tym, jak próbowała naciągnąć moją mamę na kasę, nawet jej własny syn nie znajduje dla niej taryfy ulgowej, czy ewentualnego wytłumaczenia. Ja tym bardziej. :) Pozdrawiam, Sarah!
Odpowiedz