Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Od stycznia mamy dwóch nowych ratowników. Młode chłopięta, ledwo po studiach. Jako…

Od stycznia mamy dwóch nowych ratowników. Młode chłopięta, ledwo po studiach. Jako tacy zostali na razie przydzieleni na karetki S - żeby ktoś ocenił ich pracę, pokierował na samym początku. Wiadomo, każdy z nas był kiedyś głupi :) Doświadczenie niestety w tym zawodzie jest bardzo ważne, a jakoś trzeba je zdobyć. Dlatego na samym początku młodziaki mają ciężko - robią wszystko, są maksymalnie wykorzystywani. Jeśli tylko jest czas, to przy pacjencie robią WSZYSTKO, drugi ratownik siedzi z założonymi rękami :)

O ile jeden z świeżynek jest w miarę rozsądny i powoli zdobywa moje zaufanie, o tyle z drugim mam problem. Duży. Miesiąc to nadal krótko, ale pewne podstawy należałoby już złapać. Niestety, nasz pan R chyba nie jest zainteresowany pracą, bo robi wszystko, żeby ją szybko stracić.

Przykłady?
Po dwóch tygodniach R nadal nie potrafił założyć wenflonu, co chwilę coś motał, a to stazy nie założył, a to gubił koreczki, zalewał wszystko krwią, wrzucał igły do zwykłego kosza.

Nie wie co gdzie leży w karetce, wysłany po szyny do usztywnienia przegrzebał wszystkie szafki, zanim drugi ratownik wkurzył się i wyjął je ze stałego miejsca (BTW to dość duże przedmioty, szukanie ich w szafkach 20x30 cm nie miało sensu...). Znalezioną szynę próbował dogiąć do złamanej nogi (modeluje się zawsze na zdrowej, żeby nie szarpać złamania).

Ostentacyjnie mówi do nas na "ty" przy pacjentach - tu słowo wyjaśnienia: w zespołach od razu przechodzę z ratownikami na imiona, bo łatwiej się dogadać, poza tym pracujemy w małych grupach, w różnych warunkach, w nocy, w święta - to zbliża ludzi. Ale nie pozwalam sobie na mówienie do pacjenta: "Krzychu zmierzy panu ciśnienie". Nawet nie wiedziałam, że tak można...

Kilka razy zdarzyło się, że w karetce były braki - normalnie po każdym większym wyjeździe uzupełnia się leki czy opatrunki, które zeszły - to zadanie ratownika. I przychodzi wyjazd, decyduję o podaniu leku, po czym słyszę zza pleców "o, mamy ostatnią ampułkę" (rzecz niedopuszczalna - bo co zrobić, jakby się np stłukła?) Potem się dowiedziałam, że drugi ratownik zapas miał w kieszeni, co według naszego nabytku całkowicie odpuściło mu grzechy.

Załapałam się na kłótnię pomiędzy nim, a kierowcą i drugim ratownikiem. Powód? On nie będzie sprzątał karetki, bo on jest do wyższych celów. To, że to on musi wiedzieć gdzie co leży, uzupełniać, dezynfekować, bo to JEGO miejsce pracy - nie dociera. W końcu kazałam mu dokładnie przeczytać umowę o pracę - "pracownik zobowiązuje się dbać o porządek w miejscu pracy". (na marginesie - w dyżurce też robił ciężki burdel, ale tu chłopaki go ładnie ukrócili, wywalając jego bałagan na świeży śnieg).

Pod koniec stycznia przyszedł do mnie (swojego kierownika!) z awanturą (!!!), że on wszystko robi! On jest wykorzystywany! Jak on ma dobrze pracować, jak on ma tyle obowiązków! Wszystko na jego głowie, po prostu człowiek urobiony po pachy! To jest fala! On jest dobrym ratownikiem, a my go gnębimy! Na argument, że na jego miejscu raczej zamknęłabym gębę i się uczyła, bo jak na razie nic na jego umiejętności nie wskazuje i dobrym ratownikiem to może będzie za kilka lat, R poleciał na skargę do dyrekcji. Po skonfrontowaniu stanowiska dostał odpowiedź, że w sprawy pomiędzy zespołem dyrekcja się nie miesza i ogólnie oni wolą pracowników, którzy nie piszą donosów na siebie.

Ale szanse na wyrzucenie z pracy raczej marne - protekcja to rzecz nie do przeskoczenia. I daje poczucie, że nie trzeba się starać, bo praca i tak będzie.

erka

by Traszka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ninja
20 24

Pokazałam tą historię mojemu chłopakowi - studentowi ratownictwa medycznego. W momencie czytania o wenflonie złapał się za głowę a każde kolejne zdanie kwitował słowami: "ja je*ie". I generalnie ma proste pytanie: jak ten gościu praktyki zaliczył i skończył studia? Chyba, że liczył że po studiach zostanie ordynatorem szpitala, który nic nie musi umieć tylko mieć papier...

Odpowiedz
avatar bloodcarver
4 24

Jaka protekcja? Swoją drogą, jeśli nie napiszesz wniosku o wywalenie go, a on kogoś zabije, to TY będziesz równie winna śmierci pacjenta, co on. Swego czasu jeden z moich kierowników stwierdził do dyrekcji, że albo w zespole zajdą następujące zmiany, albo on nie widzi możliwości poprawnego realizowania zadań i składa wypowiedzenie. Widać można, a chodziło o rzecz błachszą niż życie pacjentów.

Odpowiedz
avatar Nie_masz_pana_nad_ulana
19 19

Co jak co, ale taką formę "fali" rozumiem i popieram. Kiedyś szacunek do starszych stażem był, w przedwojennej armii oficerowie starszym czasem służby podoficerom "panowali". Pisz kwity na górę, że facet jest niezdatny do niczego. Nawet, jeśli go teraz nie wywalą, to jakby co będzie podkładka, a jak w końcu coś zawali to nie będzie podstaw do opuszczenia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 10

Generalnie to u szwoleżerów za Napoleona, to nawet szeregowemu oficer mówił "panie" ( w końcu zaciąg był szlachecki i ochotniczy), a jak chcieli wprowadzić obowiązujący wtedy w armii zwrot "kolego", to omal do buntu nie doszło.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 lutego 2013 o 14:52

avatar mysio_pysio
16 16

obym nigdy nie spotkała takiego ratownika na swojej drodze...

Odpowiedz
avatar Jorn
5 19

Generalnie historia na plus i tak też ją oceniłem, ale do dwóch spraw mam zastrzeżenia: 1. Mówienie do pacjenta "Krzychu zmierzy panu ciśnienie" jakoś nie wydaje mi się piekielne; 2. Nie podoba mi się, że na skargę na przełożonego wyższe szarże kwitują stwierdzeniem, że nie mieszają się do sporów na dole. A co by było, gdyby skarga była zasadna? Pozdrawiam

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 lutego 2013 o 14:23

avatar Traszka
26 28

Niezależnie od naszych relacji dla pacjenta musimy być profesjonalistami. Oczywiście mówimy do siebie per ty, ale do pacjenta zawsze powiem np. "proszę zdjąć sweter, ratownik zmierzy panu ciśnienie", a nie "zdejmij ciuchy, Krzychu ciśnienie zmierzy". Ot, odrobina kultury. W banku/urzędzie też nikt Cię nie kieruje "proszę iść do Anki, ona pomoże to wypisać". Jakby skarga była zasadna, to pewnie byłoby inaczej. Mi i tak się nie podobało umycie rąk, ale lepsze to, niż przyznanie racji pieniaczowi.

Odpowiedz
avatar Jorn
-5 15

Ale chwileczkę! "zdejmij ciuchy, Krzychu ciśnienie zmierzy" rzeczywiście byłoby piekielne. Ale "Krzychu zmierzy panu ciśnienie" jest czymś pośrednim między "zdejmij ciuchy, Krzychu ciśnienie zmierzy", a "proszę zdjąć sweter, ratownik zmierzy panu ciśnienie". Stosując tę pośrednią formułkę do pacjenta zwracasz się per "Pan", poufała forma odnosi się tylko do kolegi (mimo że mówisz do pacjenta). Oczywiście zgadzam się, że forma "proszę zdjąć sweter, ratownik zmierzy panu ciśnienie" jest lepsza, ale "Krzychu zmierzy panu ciśnienie" tez jest dla mnie dopuszczalna. Choć zamiast "Krzychu" lepiej byłoby powiedzieć "Krzysiek" lub "Krzysztof". Bank to trochę co innego, bo z natury jest to instytucja o bardzo formalnym charakterze.

Odpowiedz
avatar Kamisha
1 11

Ja bym się czuła lepiej, jakby ktoś przy mnie powiedział: "Krzychu zmierzy pani ciśnienie" :) Tym bardziej w momencie, gdy jestem maksymalnie zestresowana obrażeniami i obecnością ratowników.

Odpowiedz
avatar Palring
-1 3

1. Być może nie jest to piekielne, ale niektórzy mogą sobie nie życzyć takiego traktowania. Mają do tego prawo. 2. Przełożeni widocznie mają zaufanie do swoich pracowników. Jeżeli kierownik stwierdzi, że w jego zespole coś nie gra, to sam powinien rozwiązać problem. Dyrektor naprawdę ma inne zajęcia niż zajmowanie się relacjami pomiędzy pracownikami. Rozumiem, gdyby chodziło o jakąś poważną sprawę... Tak przy okazji... W mojej pracy też jest taki idiota wepchnięty na siłę przez ojca. Kiedyś w żartach coś do niego powiedziałem, powtórzył ojcu, przez co tłumaczyć musiał się prezes, dyrektor i kierownik. Wszyscy zignorowali to, bo była to naprawdę bzdura. Uznali, że błędem było wyrażenie zgody na zatrudnienie takiego idioty.

Odpowiedz
avatar Hebi
12 12

Hm... skoro nie można wywalić to nie możecie chociaż odmówić współpracy z tym jegomościem? Protekcja protekcją, ale jeśli nikt nie będzie chciał z nim współpracować to może ktoś przejrzy na oczy?

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-5 15

Sądząc po minusach na moim komentarzu wyżej wymagałoby to więcej odwagi cywilnej, niż wiele osób jest gotowych wykazać...

Odpowiedz
avatar wiewiora
5 5

W sumie ciężko się z Tobą nie zgodzić bloodcarver. Ale gdyby wszystko to było takie proste, to łatwo, lekko i przyjemnie można by było zwalczyc kolesiostwo, wszelkiego rodzaju protekcje i inne tego typu rzeczy.

Odpowiedz
avatar holycrap
5 5

Nie pamiętam czy to był praktykant czy ledwo po studiach, ale pewien chłopak nie wyjął mandrynu z wenflonu i tak pacjent trafił na sor.

Odpowiedz
avatar wolfik
2 2

może po prostu zapomniał co się robi z tym długim prostym, a jak wyciągał to krew leciała... no to lepiej zostawić nie? :) A tak serio to zakładanie wenflonów uczy się i ćwiczy w szkole (często na koleżankach i kolegach) oraz na praktykach... może jakiś praktykant to był, który cichcem ominął w szkole ten temat, ale w takim razie gdzie była ekipa z karetki która powinna patrzeć mu na ręce? Ratownik który nie umie zakładać wenflonów (mówię tu o wiedzy) to jak lekarz który nie wie którym końcem stetoskopu i w którym miejscu osłuchiwać pacjenta.

Odpowiedz
avatar wiewiora
-5 9

A jednak takie rzeczy się zdarzają. Moje kolerzanki, w trakcie trzyletnich studiów, pobierały krew trzy, a niektóre szczęściary, 4 -5 razy. Mnie akurat nie dziwi brak umięjtności praktycznych.

Odpowiedz
avatar cobrad
13 13

wiewióra oczy mnie zabolały...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 7

Niestety, ale na układy nie ma rady. U mnie w pracy jest lekarka, której jakaś ciotka piastuje wysokie stanowisko w szpitalu. Co z tego, że dziewczyna pomimo kilku już lat praktyki nadal nie rozróżnia podstawowych rzeczy, jest kłótliwa i obrażalska - nikt jej nie ruszy, bo ciocia nam wszystkim pensje dzieli, każdy się boi. Miała już kilka dramatycznie rażących wpadek, ale każdej sprawie dyrekcja "łeb ukręca".

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-2 18

Tchurze i durnie, po prostu. Zero odwagi, zero odpowiedzialności z ich strony. Łatwiutko tak, udawać że nic się nie dzieje.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 lutego 2013 o 23:28

avatar elicadiablica
9 11

Uklady, ukladziki, lekarka kretynka a pacjenci cierpia. W Polsce nie ma czegos takiego jak milionowe odszkodowania za bledy w sztuce lekarskiej, a szkoda.

Odpowiedz
avatar JabolowaOfiara
2 2

Ja tylko nie rozumiem po co ludzie wybierają takie zawody kompletnie się do tego nie nadając?

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
3 9

Traszka ja sobie osobiście nie wyobrażam pracować z kimś i rozmawiać jak z kumplem, a po chwili mówić do niego per pan bo pacjent jest obok. Hm "proszę zdjąć sweter, ratownik zmierzy panu ciśnienie" - w moich ustach zabrzmiałoby: "wyskakuje pan z ciuszków, kolega zmierzy ciśnionko bo coś mi się tu nie podoba". Jestem generalnie miły i nie pozwoliłbym sobie być bezczelny, ale nie lubię przesadzać ze sztucznymi uprzejmościami. Raczej wolę pożartować i rozluźnić sytuację to też lepsze dla pacjentów.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2013 o 17:58

avatar konto usunięte
4 4

tak myślę, że 'kolega' to najlepsze stadium pośrednie pomiędzy 'ratownik' a 'Krzychu' :)

Odpowiedz
avatar Traszka
3 5

To zależy do kogo :) Czasem zbędne są formy i ukłony, a czasem nieopatrzny żart może kogoś ciężko obrazić. Oj, czepiacie się jednego zdania, a chodzi o zasadę - gość pozwala sobie na teksty, na jakie nikt wobec niego by sobie nie pozwolił.

Odpowiedz
avatar Naa
2 2

Tak sobie czytałam, i w mojej wyobraźni coraz wyraźniej rysował się obraz ukochanego syneczka mamusi, która robiła za niego wszystko, za to nie wymagała absolutnie niczego, a jeśli choćby kiwnął palcem, wychwalała pod niebiosa, jaki to on mądry i samodzielny... No, i teraz syneczek niby dorosły, ale pomysł, żeby robić coś od początku do końca, i to dobrze, zupełnie nie mieści mu się w głowie. Wszak nigdy nie musiał podejmować aż takiego zabójczego wysiłku, jak coś zaczął, "kończyło się samo", gdy się odwrócił ;] Nie wiem, czy to trafione (lub zbliżone do prawdy) skojarzenie, ale jeżeli tak, współczuję i jego pracodawcom, i współpracownikom, i jemu też... Tyle, że jeśli praca polega na ratowaniu ludzi, niezależnie od współczucia wywaliłabym go na zbity pysk. Tu może chodzić o czyjeś życie, niech się uczy odpowiedzialności na martwych przedmiotach.

Odpowiedz
Udostępnij