Rodzina moja, z racji tego, że zamieszkuje w miejscowość turystycznej, od dawien dawna prowadzi tzw. "agroturystykę".
Jako że domki są drewniane, co kilka lat wymagają odświeżenia, to znaczy: malowania, czyszczenia dachu itd. Dawniej ta niewątpliwa przyjemność przypadała w udziale mi i reszcie braci.
Z racji tego, że owa tania siła robocza podorastała i rozjechała się w świat, zeszłego lata ojciec postanowił dać zarobić miejscowym z gatunku "Wszystko-pijących byle żeby kopało", aczkolwiek robotę wykonujących porządnie.
I tu będzie właśnie o jednym z owych panów.
Byłem wtedy nawet w domu, a nawet spałem, jako że godzina była coś koło 6 rano. Obudził mnie jeden z braci, szturcha, kopie i mówi "chodź bo mi nie uwierzysz" (jego szczęście, że nic ciężkiego pod ręką nie miałem, ale jak się okazało warto było wstać). Zły jak cholera wstaję, idę za nim na balkon i czekam na poznanie powodu, dla którego menda mnie obudziła.
Tutaj muszę opisać jak wyglądają wspomniane wyżej domki dla turystów, a dokładnie chodzi o dachy. Z jednej strony dość strome, z drugiej bardziej łagodne.
Brat pokazuje na jeden z domków, patrzę no i siedzi chłopina na dachu, coś tam dłubie. Dokładnie to widziałem nogi, bo resztę zastawiał komin, ale w dalszym ciągu nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi. Nawet w duszy pochwaliłem chłopa, że gorliwy i do roboty bladym świtem przyszedł. Ale jak się okazało, był on tak gorliwy, że poprzedniego dnia nawet do domu nie poszedł. Zmęczony pracą jak również tym co w niej spożył, usnął biedak na dachu. Reszta ekipy również zmęczona, idąc do domów nie zauważyła braku jednego z towarzyszy.
Co tu piekielnego?
Otóż to, że amator spania na świeżym powietrzu, miał straszny lęk wysokości, po trzeźwemu w życiu na dach by nie wszedł, więc zaraz po przebudzeniu i ocenie sytuacji uczepił się kurczowo komina i tak siedział. Dobrze, że nas coś tknęło z bratem i poszliśmy sprawdzić czy wszystko z nim w porządku.
Akcja ściągnięcia tego pana z dachu trwała dobre 2 godziny, z racji tego, że kategorycznie odmawiał puszczenia komina.
Co pomogło? Ano przyszła reszta brygady, najpierw śmiała się i śmiała, potem ich wódz krzyknął:
- Maniek!! Schodź bo wypijemy bez ciebie!
No i Maniek się przemógł.
Że ja zamiast sterczeć na drabinie i namawiać go do puszczenia tego komina, nie wpadłem na tak genialny pomysł....
To się nazywa dar przekonywania.
Grunt to pokonać strach !
OdpowiedzA nie prościej było mu tam podać flaszeczkę na uspokojenie nerwów? Jeszcze by na kominie kankana zatańczył ;-)
OdpowiedzZnajomy wynajął podobną ekipę do malowania, naprani jak działa malowali tak ,że Michał Anioł to mógł im buty czyścic, ale wystarczy, ze prze trzeźwieli choć trochę, to łapała ich taka delira ,że ustać nie mogli i nawet mówić, nie wspominając o zejściu z drabiny, ale tu kolega miał półkę w lodów cepełną piwa marki Tesco , które wystarczało do utrzymania ekipy w stanie zdolności do pracy.. co ten alkohol robi z ludzi .
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 stycznia 2013 o 13:44
Robotników pierwszej klasy. xD
OdpowiedzBo trzeba wiedzieć jaką marchewkę na jakim kijku dla kogo użyć ;)
OdpowiedzTeż bym się śmiała jakbym to na własne oczy zobaczyła :) Zresztą co ja mówię... już się śmieję chociaż nie widziałam.
OdpowiedzBo system motywacyjny musi być dopasowany do odbiorcy :)
OdpowiedzTwój ojciec wpuścił do pracy na dachu ludzi, którzy najpewniej byli pod wpływem i jeszcze publicznie o tym piszesz. Nice.
OdpowiedzNiezbyt piekielne ale urocze:)
OdpowiedzPiekielne nie jest ryzykowanie tym, że pijany gość zleci z dachu? Urocze jest ryzykowanie, że ten facet się zabije? Taa.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 lutego 2013 o 19:56