nie przeszkadza mi jedzenia jajek kurzych, strusich, czy jakie ktoś woli, ale nie gotuje ich w czajniku, szczególnie, w którym ktoś miałby gotować sobie wodę na kawę czy herbatę.
Właśnie nawiedziła mnie wizja przedsiębiorczego ludu, kupującego najtańsze jajka i najbardziej oczywistym sposobem zapewniającego odpowiedni poziom obesrania. "Prosto spod kury, panie! Gówno jeszcze ciepłe!"
Ble. Dobrze że mnie kury babcine zaopatrują, przynajmniej wiem, że jaja są obesrane przez producentów, a nie pośredników ;)
Odpowiedz
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
8 stycznia 2013 o 12:59
Ja w wojsku ( stan wojenny) gotowałem kiełbasę grzałką do herbaty. To było nawet zbawienne dla grzałki bo tłuszcz spowoidował ze zeszła cała warstwa kamienia i zaczęła błyszczeć jak nowa. Potrzeba matka wynalazków - jak to mówia choć niektórzy twierdzą że lenistwo.
@Kosmos2, przypomniałeś mi czasy różnych wakacyjnych wyjazdów :) w wojsku, na wakacjach, czy na studiach to nawet miało swój urok, ale teraz zachwycona bym nie była, jeśli ktoś gotowałby mi coś w czajniku elektrycznym poza wodą
Kumpel w czasach szkolnych miał fazę na różne eksperymenty i kiedyś gotował parówki przy pomocy kawałków drutu, dwóch gwoździ i kilku baterii. Jeden gwóźdź w jeden koniec, drugi w drugi i zamknąć obwód...
yannika, przypomniałaś mi. Ojciec w czasie pobytu w wojsku w ten sam sposób gotował/smażył (jak zwał tak zwał) kiełbasę, tylko źródłem prądu był akumulator ciężarówki.
No coz - jeszcze w akademiku, kiedy popsula sie kuchenka (jedna na pietro) gotowalismy jajka i parowki wsadzajac po prostu grzalke do garnka...
Ze wspomnien bardziej aktualnych (autentyk, naprawde!). Poprosilam mojego prywatnego Malzonka o herbate do lozka. Zrobil. Przyniosl. Dziekuje i zaczynam pic, ale cos mi nie pasuje dziwny, sztuczny gorzki posmak, ktorego dotychczas nie bylo. Malzon twierdzi, ze marudze, ze mi sie przywidzialo, ze wczoraj mi smakowala przeciez. Prosze o inna herbate, bo tego sie naprawde nie da pic. Przynosi inna - to samo. Zaczynam drazyc. Malzon, przycisniety do muru, przyznal sie w koncu. Otoz poprzedniego dnia - mroz byl minus kilkanascie - uzbroilismy sie wieczorem w termofory. I on te wode z gumowych termoforow w ramach oszczednosci z powrotem wlal do czajnika...
Ja znam inną historię. Kolega poprosił mamę o to, by zrobiła mu herbatę. Dostał, wypił łyk i zaczął kontemplować, czemu jest ona taka kwaśna, jak nie ma w środku cytryny. Co się okazało- w domu kolegi odbył się rytuał odkamieniania czajnika i dostał herbatę zrobioną na tym wywarze z odkamieniacza...
@macieyek - tak to u nas niejednokrotnie się zdarzyło, i pół biedy kiedy to był tylko kwasek cytrynowy, gorzej jak stosowaliśmy odkamieniacz chemiczny. Ale zawsze było to przez zapomnienie i nieuwagę domownika, nigdy nikt nikomu celowo takiej herbaty nie zrobił. Ani ze złośliwości, ani z oszczędności wody ;)
@Vella Ja nie napisałem, że było to zrobione specjalnie- po prostu pewnej kobiecie się zapomniało, zdarza się. I żeby uściślić- był to odkamieniacz chemiczny. Takie wesołe ustrojstwo w pastylkach.
W akademiku, w październiku zarówno ja jak i moje 2 współlokatorki przywiozły czajniki elektryczne. I teraz mamy jeden czajnik, w którym gotujemy wodę, jeden na gotowanie jajek i jeden na parówki.
Nie no ok, ja rozumiem, że gotował jajka, ale jak? skoro czajnik wyłącza się po zagotowaniu wody? Chyba, że przytrzymywał paluchem. Dobrze, że nie spowodował zwarcia. Ale jeśli już mu się udało, to do ciężkiej jaśnistej, dlaczego tego czajnika nie umył!? Ludzie są straszne fleje.
Zagotowujesz wodę. Odczekujesz chwilę, aż usłyszysz charakterystyczny "pstryk/szczęk" bimetalu odginającego się do ustawienia początkowego. Włączasz czajnik ponownie. Czynność powtarzasz do momentu, w którym uznasz, że to, co akurat w środku podgrzewasz osiągnęło odpowiednia temperaturę/konsystencję. Zdarzało mi się odgrzewać w ten sposób bigos w słoiku. Jak napisano już wyżej: potrzeba matką wynalazków ;)
U mnie w pracy nad czajnikiem wisi instrukcja obsługi: "W tym oto czarodziejskim czajniku gotujemy wodę, wodę, wodę i ofkors wodę!" Pod spodem długopisem dopisane, że parówek nie wolno...
Może zmiennik chciał, abyś miał bardziej sycącą kawę? xD
Odpowiedzpo czymś takim chyba unikałabym jedzenia i picia w pracy
OdpowiedzZ opowieści wynika, że to nie były jego osobiste jajka, tylko kurze. To nic obrzydliwego, sama też czasem spożywam kurze jajka.
Odpowiedznie przeszkadza mi jedzenia jajek kurzych, strusich, czy jakie ktoś woli, ale nie gotuje ich w czajniku, szczególnie, w którym ktoś miałby gotować sobie wodę na kawę czy herbatę.
Odpowiedzno na tym polegała ta piekielność w historii
OdpowiedzOdkąd w świat poszła teoria, że jajka utytłane w kurzym gównie są najlepsze, trudno kupić takie nieosrane. Dlatego zgadzam się z Belief.
OdpowiedzWłaśnie nawiedziła mnie wizja przedsiębiorczego ludu, kupującego najtańsze jajka i najbardziej oczywistym sposobem zapewniającego odpowiedni poziom obesrania. "Prosto spod kury, panie! Gówno jeszcze ciepłe!" Ble. Dobrze że mnie kury babcine zaopatrują, przynajmniej wiem, że jaja są obesrane przez producentów, a nie pośredników ;)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2013 o 12:59
Ciesz się, że ich w mikrofalówce nie gotował. :)
OdpowiedzJa w wojsku ( stan wojenny) gotowałem kiełbasę grzałką do herbaty. To było nawet zbawienne dla grzałki bo tłuszcz spowoidował ze zeszła cała warstwa kamienia i zaczęła błyszczeć jak nowa. Potrzeba matka wynalazków - jak to mówia choć niektórzy twierdzą że lenistwo.
Odpowiedz@Kosmos2, przypomniałeś mi czasy różnych wakacyjnych wyjazdów :) w wojsku, na wakacjach, czy na studiach to nawet miało swój urok, ale teraz zachwycona bym nie była, jeśli ktoś gotowałby mi coś w czajniku elektrycznym poza wodą
OdpowiedzRaczej nie tłuszcz a sole (azotany, chlorki).
OdpowiedzKumpel w czasach szkolnych miał fazę na różne eksperymenty i kiedyś gotował parówki przy pomocy kawałków drutu, dwóch gwoździ i kilku baterii. Jeden gwóźdź w jeden koniec, drugi w drugi i zamknąć obwód...
OdpowiedzPotrzeba matką dziwnych towarzyszy w łóżku ;)
Odpowiedzyannika, przypomniałaś mi. Ojciec w czasie pobytu w wojsku w ten sam sposób gotował/smażył (jak zwał tak zwał) kiełbasę, tylko źródłem prądu był akumulator ciężarówki.
OdpowiedzRozumiem, że gotowanie/smażenie było po prostu przez gwoździe, bez udziału wody? :D
OdpowiedzDokładnie tak. Chyba, że akurat była zima, to używało się śniegu.
OdpowiedzNo coz - jeszcze w akademiku, kiedy popsula sie kuchenka (jedna na pietro) gotowalismy jajka i parowki wsadzajac po prostu grzalke do garnka... Ze wspomnien bardziej aktualnych (autentyk, naprawde!). Poprosilam mojego prywatnego Malzonka o herbate do lozka. Zrobil. Przyniosl. Dziekuje i zaczynam pic, ale cos mi nie pasuje dziwny, sztuczny gorzki posmak, ktorego dotychczas nie bylo. Malzon twierdzi, ze marudze, ze mi sie przywidzialo, ze wczoraj mi smakowala przeciez. Prosze o inna herbate, bo tego sie naprawde nie da pic. Przynosi inna - to samo. Zaczynam drazyc. Malzon, przycisniety do muru, przyznal sie w koncu. Otoz poprzedniego dnia - mroz byl minus kilkanascie - uzbroilismy sie wieczorem w termofory. I on te wode z gumowych termoforow w ramach oszczednosci z powrotem wlal do czajnika...
OdpowiedzZaiste piekielne. Opisz i na główną ;)
OdpowiedzJa znam inną historię. Kolega poprosił mamę o to, by zrobiła mu herbatę. Dostał, wypił łyk i zaczął kontemplować, czemu jest ona taka kwaśna, jak nie ma w środku cytryny. Co się okazało- w domu kolegi odbył się rytuał odkamieniania czajnika i dostał herbatę zrobioną na tym wywarze z odkamieniacza...
Odpowiedz@macieyek - tak to u nas niejednokrotnie się zdarzyło, i pół biedy kiedy to był tylko kwasek cytrynowy, gorzej jak stosowaliśmy odkamieniacz chemiczny. Ale zawsze było to przez zapomnienie i nieuwagę domownika, nigdy nikt nikomu celowo takiej herbaty nie zrobił. Ani ze złośliwości, ani z oszczędności wody ;)
Odpowiedz@Vella Ja nie napisałem, że było to zrobione specjalnie- po prostu pewnej kobiecie się zapomniało, zdarza się. I żeby uściślić- był to odkamieniacz chemiczny. Takie wesołe ustrojstwo w pastylkach.
Odpowiedzwszelkie "odkamieniacze chemiczne" to w 99% właśnie kwasek cytrynowy ;)
OdpowiedzW akademiku, w październiku zarówno ja jak i moje 2 współlokatorki przywiozły czajniki elektryczne. I teraz mamy jeden czajnik, w którym gotujemy wodę, jeden na gotowanie jajek i jeden na parówki.
OdpowiedzStudent? ;p
OdpowiedzDobrze, że nie zrobił Ci typowego śniadania zabieganych: kawy i papierosa
OdpowiedzNie tylko zabieganych...
OdpowiedzNie no ok, ja rozumiem, że gotował jajka, ale jak? skoro czajnik wyłącza się po zagotowaniu wody? Chyba, że przytrzymywał paluchem. Dobrze, że nie spowodował zwarcia. Ale jeśli już mu się udało, to do ciężkiej jaśnistej, dlaczego tego czajnika nie umył!? Ludzie są straszne fleje.
Odpowiedznawet nie będę próbowała, bo bym chyba mu dała w łeb
OdpowiedzZagotowujesz wodę. Odczekujesz chwilę, aż usłyszysz charakterystyczny "pstryk/szczęk" bimetalu odginającego się do ustawienia początkowego. Włączasz czajnik ponownie. Czynność powtarzasz do momentu, w którym uznasz, że to, co akurat w środku podgrzewasz osiągnęło odpowiednia temperaturę/konsystencję. Zdarzało mi się odgrzewać w ten sposób bigos w słoiku. Jak napisano już wyżej: potrzeba matką wynalazków ;)
OdpowiedzJa też tak robię. Na pstryczek daje butelkę z wgłębieniem od spodu, które do niego pasuje i opieram ją o szafkę, dzięki czemu nie wyłącza się :)
OdpowiedzI to jest swietny post:-)
OdpowiedzU mnie w pracy nad czajnikiem wisi instrukcja obsługi: "W tym oto czarodziejskim czajniku gotujemy wodę, wodę, wodę i ofkors wodę!" Pod spodem długopisem dopisane, że parówek nie wolno...
OdpowiedzNie wiem czym się dziwisz skoro zalałeś kawę z czajnika do jajek 0.o
Odpowiedzciesz sie że nie parówki
Odpowiedz