Umiejętność czytania ze zrozumieniem zanika, o czym wszyscy wiemy doskonale. Gorzej, kiedy samemu dostaje się niezły opierdziel za to, że inni czytać nie potrafią... Mówiąc wprost: w "moim" markecie od dzisiaj ogłoszono promocję. Zasady są w sumie proste: kup zabawki za 100-149,99 zł, dostaniesz bon na 50 zł na zakupy, ważny od X do Y. Kup za 150-200 zł, dostaniesz 75 zł.. i tak aż do bonu za 200 zł. Proste? Oj, nie dla każdego...
1. Państwo kupują zestawy klocków Lego, pytają o promocję, po potwierdzeniu, że takowa jest finalizują transakcję. Podaję paragon i bony - i nagle państwo w krzyk, że jak to? Miało być 50% zwrotu, a oni dostali za mało! Okazało się, że kupili zabawki za ok. 230 zł - więc otrzymali 100 zł w bonie. A według nich powinni 115, więc oszukałam ich, jestem głupia i naciągam... Na pytanie, kierowniczki, czy a) przeczytali regulamin, b) odróżniają "50%" od "50% dolnego progu kwoty" - nie odpowiedzieli. Oddalili się w milczeniu.
2. Pani przychodzi z zabawkami, wspomina o promocji. Kasuję, podaję kwotę. Jest ogromne zdziwienie - bo czemu tak dużo? Przecież jest promocja, miało być 50% obniżki! Tłumaczę cierpliwie, jak działa cała akcja. Pani się obraża, bo ona jechała specjalnie z drugiego końca miasta, żeby kupić dzieciom prezenty. I ona się nie zgadza, miało być 50% zniżki, ona chce zniżkę. Po chwili dyskusji stwierdzam, że nie mój cyrk, nie moje małpy, dzwonię po kierowniczkę. Pani rzuca zabawkami, wychodzi, kierowniczce zostaje wycofanie mi transakcji z kasy i wspólne ze mną przeproszenie reszty kolejki za oczekiwanie.
3. Sytuacja analogiczna. Państwo podchodzą, zabawki na taśmę, pytanie o promocję. Tłumaczę (po raz n-ty dzisiaj). Państwo przytakują. Kasujemy zabawki, podaję kwotę. Zapada kłopotliwe milczenie.
- Proszę 253,50 zł.
- ....
- Proszę państwa?
- Bo my nie mamy tyle.
- W takim razie muszę wycofać produkty. Do ilu złotych je wykasować?
- Ale proszę nie kasować! Nie możemy zapłacić bonem?
- Proszę o bon.
- Ale najpierw musi nam go pani dać.
- ?
- No za te zabawki, ma być bon.
- Tak, proszę państwa. Bon na 125 zł, do wykorzystania od PRZYSZŁEGO WTORKU do końca miesiąca. Ale żeby go dostać, muszą państwo najpierw zapłacić.
- Ale my chcemy zapłacić tym bonem.
- Ale najpierw muszą państwo kupić zabawki.
I w ten deseń kilka minut. W końcu ingerencja kierowniczki (święta kobieta, naprawdę) zaowocowała oddalenie się państwa w kierunku bliżej mi nie znanym, zabawki wróciły na półkę.
Ukoronowaniem dnia była "drobna nieprzyjemność" spowodowana wizytą bardzo wczorajszego pana, usiłującego zakupić flaszeczkę Żubrówki. Po mojej odmowie sprzedaży ("Nietrzeźwym i młodzieży do lat..."), pan zrobił się agresywny. Zanim ochrona dotarła do mojej kasy, pan zdążył mi kilka razy ubliżyć i raz opluć. Z rąk ochroniarzy odebrała pana policja.
A podobno to dopiero początek najgorszego tygodnia w roku... 0_o
Spokojnie, jeszcze tylko kilka dni do końca świata :P
OdpowiedzWspółczuję wszystkim, którzy w najbliższym tygodniu będą musieli się wybrać do sklepu większego, niż zwykły osiedlowy. W tym sobie. A pracownikom wszelkiego rodzaju marketów współczuję potrójnie. Nie pozabijajcie nikogo ;)
OdpowiedzDebili nie sieją, oni sami się rodzą.
OdpowiedzRozumiem Twój ból, ale prawdą jest też, że promocje często są w taki sposób formułowane, żeby klient dopiero w ostatnim momencie zorientował się, że źle zrozumiał. Np. wieszaki, na których "krzyczy" ogromna plakietka "Wszystkie rzeczy 30 zł", a dopiero gdy się człowiek z bliska przyjrzy, widzi obok "30" malutkie "od". A wtedy często włączają się już emocje, chęć zakupu i tego małego już się nie czyta. Albo zestawy droższe od pojedynczych produktów. Albo inna cena na półce, a inna na regale z "promocją". Spece od marketingu zacierają wtedy ręce. A przecież uczciwie byłoby, gdyby zasady były jasne, czytelne i... szybkie do przestudiowania. Czytanie ze zrozumieniem to cenna cecha, ale w sklepach często sprowadza się do... czytania z lupą. I do robienia zakupów o kilka godzin dłużej.
OdpowiedzJeżeli klient nie doczyta "od" to na własne życzenie płaci więcej. Tak samo w wypadku nie sprawdzenia rachunku czy nie porównania ceny pojedynczych sztuk z ceną zestawu. Niestety, ale na zakupach trzeba używać mózgu do czegoś oprócz obciążenia, by nam głowa nie majtało jak wiatr zawieje.
Odpowiedz@Nidaros- jasne, czasem promocje sa tak ukladane, by ludzie rozumieli je opacznie. Ale ta jest chyba zbyt prosta...
OdpowiedzWięc działanie oszukańcze na granicy prawa jest ok? Równie dobrze można powiedzieć "zgwałcił, bo miała krótką spódniczkę". Proponuję poczytać: http://www.money.pl/gospodarka/raporty/artykul/co;trzecia;promocja;jest;oszustwem,110,0,318574.html
OdpowiedzZ twoich wypowiedzi wynika, że chcesz ustawowo regulować wielkość napisu "od" na plakacie, skoro zbyt mały napis to działanie na granicy prawa. A z UE się śmiejecie, że krzywizny bananów w ustawach zapisują... Taka zagrywka może być wredna, chamska, bezczelna, ale prawo jeszcze chyba nie zabrania bycia bezczelnym? Widocznie gatunek nie dorósł, skoro wszystko musi mieć punkt po punkcie wypisane. "Uwaga! Gorąca kawa może być gorąca!", "Nie wrzucać włączonej suszarki do wanny", "Wyraz `od` na plakacie musi być wielkości co najmniej 80% pozostałych napisów". I w drugą stronę: każdy zakup w osiedlowym spożywczaku musi być spisany w umowę w 3 kopiach (sprzedawca, kupujący i dla Urzędu Skarbowego, Dział Regulowania Uczciwości Konkurencji D.R.U.K.), każdy serek objęty 3-letnią gwarancją i tak sobie możemy wymyślać. Po co używać mózgu, skoro mamy od tego prawo i urzędy!
OdpowiedzNaprawdę nie widzisz różnicy między opisywaniem rzeczy oczywistych, a dopuszczeniem się świadomej manipulacji?
OdpowiedzCo mają gwałty do manipulacji na promocjach?
OdpowiedzTo, że odpowiedzialność zrzuca się na kogoś, kto był ofiarą.
OdpowiedzI sądzisz, że to uprawnione porównanie? Hmmm...
Odpowiedz@znmd, chyba chciałeś napisać "uzasadnione", albo "zasadne". Bo nie bardzo wiem do czego uprawnione mogłoby być porównanie.
OdpowiedzTo, że na wszystko potrzebujemy paragrafu świadczy tylko o zidioceniu społeczeństwa. Jeżeli ludzie nie potrafią od czasu do czasu użyć swojego intelektu i nachalnej reklamie powiedzieć "nie!", to jednak zasługują na to, by ktoś mocno trzymał ich na smyczy. Poza tym Twoje porównanie jest niezasadne. Ofiara gwałtu nie ma wyboru. Konsument, który nie poznał pełnego regulaminu promocji nie musi przystępować do transakcji. Sam się raz tak zaciąłem na jednej "super-ofercie". Zamiast zostawić w kasie kilkadziesiąt złotych, zapłaciłem tylko za zapałki :-)
OdpowiedzZmodyfikowano 8 razy. Ostatnia modyfikacja: 26 grudnia 2012 o 0:28
trzeba bylo wydrukowac regulamin i dawac do czytania kazdemu zainteresowanemu przy kasie? nie podoba sie/ tu jest adres centrali/dyrekcji/kierownictwa tam prosze zglaszac uwagi!
OdpowiedzPrzedostatnia wspomniana akcja najlepsza. :D
OdpowiedzJa musiałam nietrzeźwym menelom sprzedawać alkohol. Szef kazał...a jakie awantury były jak odmawiałam...;)
OdpowiedzPodobnie jest (w małych sklepikach) z kartami płatniczymi: "bo to karta żony i ja zawsze nią tu płacę" - nie sprzedaż awantura u szefa. Sprzedaż, to kto odpowiada: SPRZEDAWCA!
Odpowiedzphi to jeszcze nic, poczekaj na yntelygentów którzy będą się burzyć, że w Wigilię i Święta masz wolne, bo oni może będą chcieli się wybrać na zakupy....
OdpowiedzWszyscy na pewno ateiści, wszak kto to widział tak zachowującego się katolika...
OdpowiedzA nie wpadłaś na to, że klienci źle rozumieją zasady promocji bo sklep celowo ich wprowadza w błąd co do jej istoty?
OdpowiedzTrzeba było nie być nieukiem i pójść do zawodówki zamiast na studia. Teraz nie robiłabyś na kasie.
OdpowiedzNie zawsze spotykam absolwentów wyższych uczelni, ale jak już spotykam, to proszę o duże frytki.
Odpowiedz