Wszystkie te opowieści o pogotowiu przypomniały mi historię mojej ś.p. mamy - raczej śmieszną, choć z nutką piekielności w tle.
Przełom lat 80/90, długo przed wszystkimi reformami, kasami chorych, narodowymi funduszami zadżumionych itp. Moja mama, świeżo upieczona lekarka, robi specjalizację z interny w szpitalu w niedużej miejscowości. Z powodów, których nie jestem w stanie poprawnie przytoczyć, musiała w ramach tejże specjalizacji wyrobić pewną ilość dyżurów w pogotowiu ratunkowym.
Na jednym z tych dyżurów wezwanie w środku nocy do pobliskiej wioski - zawał! Duży fiat kombi zapuszcza silnik i jedzie "na bąkach", mama z duszą na ramieniu - miała styczność z zawałowcami na oddziale, ale pierwszy raz tak poważna sprawa w pogotowiu, kiedy o życiu pacjenta mogą decydować sekundy, więc napięcie ogromne.
Podjeżdżają na miejsce. Chałupa jak chałupa, światła w oknach zapalone, jakiś starszy pan rąbie drewno w obejściu - dziwne o tej porze, ale okej, nie ma czasu się zastanawiać. Pędem do drzwi, otwiera starsza pani:
(M)ama: Dobry wieczór, gdzie pacjent?
(P)ani: Tam, drzewo rąbie!
M: ? (kompletnie zatkało)
P: A bo się akurat skończyło, a chciała wody nagotować żeby się Pani Doktór mogła herbaty napić.
Z mamy całe napięcie zeszło, nie wiedziała czy śmiać się, czy płakać. Zbadała starszego pana, na szczęście zawału nie było - miał owszem problemy z sercem i obudził go w nocy ból w klatce piersiowej, ale sam z siebie przeszedł. Mama obadała go najlepiej jak umiała, sprawdziła leczenie i upewniwszy się, że wszystko jest w porządku wróciła do bazy ze znacznie lepszym humorem.
Piekielne jest rzecz jasna to, że starsza pani wiedzieć tego nie mogła, a męża jeszcze bolało kiedy został wygoniony na zewnątrz z siekierą w dłoni. Z jednej strony bardzo miła taka dbałość o samopoczucie lekarza z perspektywy wszystkich opowieści o piekielnych pasażerach karetek i ich równie piekielnych rodzinach, ale jednak co za dużo, to niezdrowo.
służba_zdrowia
Historyjka w sosie słodko-kwaśnym. Jednym słowem: pychotka.
OdpowiedzDziękować :) Zostało mi po mamie parę iście Pythonowskich historyjek o służbie zdrowia, w wolnym czasie dorzucę więcej.
OdpowiedzZawał? Czemu ludzie kłamią i wyolbrzymiają zajście gdy wzywają karetkę? Ktoś mnie oświeci?
OdpowiedzWiesz, prości, starsi ludzie ze wsi, zero wiedzy medycznej, ból w klatce piersiowej, historia leczenia na serce - a o zawale każdy słyszał... Na obronę tych ludzi dodam, że zawał to rzecz trudna czasem do zdiagnozowania bez specjalistycznej wiedzy i sprzętu, o bardzo skrajnym spektrum objawów (niektórzy ludzie dosłownie przechodzą zawał, czują się trochę słabo i dowiadują się co się stało dopiero po fakcie - mój ś.p. dziadek "rozchodził" tak aż 3 zawały, dowiedzieliśmy się dopiero po jego śmierci wiele lat później - a inni z kolei w parę minut są już o krok od zgonu) które łatwo pomylić z paroma innymi rzeczami, wliczając w to kolkę. Na dodatek to wciąż było pogotowie w/g komunistycznego schematu, więc i tak by przyjechało prawie niezależnie od przedmiotu zgłoszenia, więc trudno mówić o kłamstwie w celu wyłudzenia przyjazdu. Inne czasy... taką historię o prawdziwym nadużyciu cierpliwości pogotowia też mam, z kolegą rodziców w roli głównej.
OdpowiedzZawsze śmieszy mnie fraza "świeżo upieczony/a", bo mi się kojarzy bardzo dosłownie. Prawie jak "świeżo upieczona ofiara kanibala". Za każdym razem.
OdpowiedzSkojarzenia są różne :P
Odpowiedz