Hellraiser wywołał temat dyspozytorów.
Moja ulubiona grupa zawodowa wśród medyków :)
Nasze pogotowie to mała firemka, większość starych pracowników to osoby z poprzedniego systemu, od których nigdy nikt nic nie wymagał, które marzą tylko o dotrwaniu do emerytury. Wprowadzenie jakichkolwiek procedur typu "dokładny wywiad" graniczy z cudem. Najczęściej pada hasło np: "duszność" i adres. Kto, od kiedy? Ile ma lat? Na co jeszcze choruje? Dyspozytor nie wie. Nie obchodzi go, w końcu karetkę już wysłał. A że my nie mamy pojęcia na co się przygotować? Oj tam, oj tam...
I z tego biorą się takie kwiatki:
1. "Dziecko, wstrząs uczuleniowy". Wzywa pediatra, więc wierzymy w prawdziwość wezwania i lecimy pełną parą. Na miejscu okazuje się, że dziecko ma lat 17, siedzi znudzone na kozetce, a na dłoniach ma krostki, pewnie jako reakcję uczuleniową na antybiotyk. Pediatra chciała wezwać karetkę transportową, na obserwację do szpitala, ale dyspozytor usłyszał chyba tylko "dziecko, uczulenie, szpital".
2. "Chyba nie żyje". Znów jedziemy dyskoteką, pewnie ktoś się właśnie zatrzymał. Wypadamy z walizami, defibrylatorem, zestawy do intubacji... Już w połowie schodów czuć, że sprzęt to mogliśmy zostawić. Człowiek "chyba nie żył" od dobrych kilku dni.
3. "Silne bóle głowy". Przynajmniej okolica ciała się zgadza... za to bóle od ponad miesiąca, bez żadnego nasilenia w ostatnim czasie. Ot, córka przyjechała do ojca i uznała, że tak być nie może, trzeba coś zrobić. Zadzwoniła po informację gdzie może iść z ojcem! Ale jechaliśmy jak do udaru.
4. "Hipoglikemia". Pani nigdy nie chorowała na cukrzycę. Poczuła się słabo i wyczytała w internecie, że to może być hipoglikemia... Dyspozytor nie zadał nawet pytania o choroby, nie mówiąc o tym, że nie zdziwiło go, że wzywa go przytomny człowiek, do siebie, do stanu, w którym powoli zaczyna się odpływać. Oczywiście nie zalecił np. szybkiego zjedzenia cukru.
5. Środek nocy. Wezwanie do podejrzenia zawału, ale we... Wrocławiu. Ratownik najpierw zapisał, potem przeczytał, przetarł oczy i zapytał, czy na pewno się zgadza i czy na pewno mamy jechać 150 km. Okazało się, że jakaś babinka podała adres zameldowania, a nie pobytu...
6. Moje ulubione: "ręka w maszynie". Zakłady przemysłowe. Dyskoteka, opatrunki pod ręką, wyciągnięte środki przeciwbólowe, nosze opakowane folią. Jak na wojnę :)
Na miejscu pan ze złamanym (!) paznokciem. Maszyna się od razu zatrzymała, nic się nie stało, ale mają taką procedurę, że musi lekarz kwit napisać. Zamiast do rejonowego, przypisanego do zakładu, ktoś zadzwonił na pogotowie. Dyspozytor znów słyszał tylko "ręka, maszyna".
Wesołe jest życie pogotowiarzy :)
erka
Pracowałem kiedyś z jednym "gigantem" który wezwał karetkę "do zawału": Rka wpada na teren zakładu, kilka minut wszyscy poszukują zawałowca, w końcu wychodzi "łoś bagienny" i mówi: bo wiecie państwo, mi tak nagle serce mocno bić zaczęło, co to może być?
OdpowiedzA czy takiego zwolnić nie można? Etat dożywotnio ma czy co?
OdpowiedzPrzykro czytać. Ludzie, którzy z założenia mają organizować pomoc powinni być bardziej asertywni niż zwykły zjadacz chleba. A jak sie okazuje, ci ludzie, niestety, zabijają tylko czas siedząc przy telefonie. Porażka. Oby jak najmniej takich kwiatków! Najlepiej w ogóle.
OdpowiedzCzytam i czytam i oczy mi sie coraz szerzej otwieraja, a szczeka opada. Czy moge zglosic wezwanie 'rozszerzone zrenice, paraliz miesni twarzoczaszki, ?powod' ? ;)
OdpowiedzMnie interesuje, czy ich nie mozna po prostu zwolnic?! Sa ludzie, ktorym na pracy zalezy, przykladaja sie do niej a jednak znalezc nic na stale nie moga... Nie rozumiem, po co na sile takie bezmyslne istoty trzymac w pracy, ktora ma ogromny wplyw na ratowanie ludzkiego zycia...
Odpowiedztaki dyspozytor jest umiarkowanie piekielny. iście piekielny jest w moim rejonie... jeśli adres wezwania jest na tym samym osiedlu, to zazwyczaj pada 'za blisko, może Pan/i przyjść na stację pogotowia'. tym oto sposobem facet zmarł na zawał w drodze do stacji, ja w mrozie -27 naginałam z ostrym atakiem astmy (mdlejąc po drodze 2 razy), a nieprzytomną babcię z objawami kardiologicznymi cuciłam ja - nieludzki lekarz i transportowałam na SOR taksówką...
Odpowiedz@novacianka: Ale bohaterskie ekipy ratowników pogotowia, jak również bohaterscy lekarze SOR-u najprawdopodobniej sądzą, że tak właśnie być powinno. Dla porządku dodam tylko, że pacjenci z karetki zawsze mają pierwszeństwo przed tymi z poczekalni.
Odpowiedzlekarze z SORu to temat na odrębny, baaardzo obszerny wątek...
OdpowiedzKurcze.. I wszystko fajnie, opowiastki zabawne, ale jak sobie pomyślę, że taki dyspozytor wyśle ekipę do błahego przypadku, a w tym samym czasie może umierać potrzebujący pomocy człowiek, to mnie krew zalewa! Jak można tolerować niekompetencję w tak istotnej kwestii?
Odpowiedz@Traszka: Po pierwsze - nie wiesz co słyszy dyspozytor, bo nie kontrolujesz przebiegu wezwania. Ludzie często panikują. Albo wyolbrzymiają objawy ze strachu. Po drugie - dyspozytor nie jest jasnowidzem. Ani lekarzem, żeby stawiać diagnozę na odległość. Woli wysłać ambulans na wszelki wypadek, niż arbitralnie uznać, że zawał to refluks. Zapominasz, że w razie "wpadki" to on ponosi odpowiedzialność. Po trzecie - dyspozytor ma zawsze przegwizdane, bo jest między młotem (pacjent), a kowadłem (wy). Musi mieć zarąbistą odporność na stres, inaczej by ocipiał w tej pracy. Po czwarte - o wiele bardziej na kopa w dupę z roboty zasługuje dyspozytor opisany powyżej przez "novaciankę", niż ci z twojej historii, bo ich główną winą wydaje się być to, że są "ze starego systemu". Po piąte - mam jakieś dziwne wrażenie, że w tych wszystkich przypadkach głównie wkurza cię to, że "para poszła w gwizdek", czyli adrenalina poszła na marne. Nastawiałaś się na "bóg-wi-co", a tu - bach, złamany paznokieć. Nie było się jak wykazać.
OdpowiedzPo pierwsze, nie wiem, czy uwierzysz, ale WYWIAD może zebrać każdy. Są schematy dla dyspozytorów, szkolenia. Ja też rozmawiam z tymi ludźmi. Jakoś potrafię. Po drugie - nikt nie każe stawiać diagnoz. Tylko ogólnie zorientować się o co chodzi. Po trzecie - to nie tłumaczy niechlujstwa. Po czwarte - każda skrajność jest niefajna. I po piąte wreszcie: tak, wkurza mnie, że para w gwizdek, bo chcę wiedzieć do czego jadę. Bo jadę na sygnałach. Z narażeniem całego zespołu na wypadek samochodowy. Zajmując jedyną karetkę reanimacyjną. Jeśli jest taka potrzeba - OK. Ale nie do pierdoły, wybacz. PS. wykazywać? to jakiś konkurs?
Odpowiedz@Traszka: To Ty jesteś KIEROWCĄ ambulansu?????
Odpowiedz