Mój zakład pracy poszukuje pracownika do jednego ze swoich zamiejscowych departamentów. Kandydatów było niewielu, a w zasadzie to tylko jedna osoba spełniła wskazane w ogłoszeniu wymogi. Osoba ta mieszka w mieście gdzie siedzibę ma centrala.
Piekielność numer 1: Rozmowa ma odbyć się w mieście gdzie znajduje się stanowisko zamiejscowe, mimo że osoby rekrutujące i kandydat mieszkają w mieście centrali (dzieli je ok. 100 km). Powód, "jak chce tam pracować to niech się przejedzie, może zmieni zdanie".
Piekielność numer 2: Godzina rozmowy 8 rano, połączenia kiepskie, żeby być na 8 rano kandydat (osoba bezrobotna) musi jechać dzień wcześniej 100 km i załatwić sobie jakiś nocleg. Państwo Rekruterzy jadą dzień wcześniej służbowym samochodem, będą mieli zapewniony nocleg, wyżywienie do tego dojdzie wypłacona dietka. Powód, "może nie zdąży dojechać".
Piekielność numer 3: Kandydat z góry jest skreślony i wiadomo, że nie przejdzie rekrutacji, bo stanowisko ma dostać ktoś znajomy...
Nóż w kieszeni się otwiera...
praca...
I taki koniec ma lwią część postępów rekrutacyjnych na ciut lepsze stanowiska, niż kasjerka (nic do tego zawodu nie mam oczywiście). A póxniej są głosy, że stanowiska są, ale ludzie nieodpowiedni, to trzeba szukać kogoś sprawdzonego, a na rodzinkę zawsze można liczyć. Nie wspominając już o przypadkach, gdy chcą człowieka po studiach z 10letnim doświadczeniem z biegłym językiem chińskim za psie pieniądze. Nie dziwię się niektórym osobom, że notorycznie szukają pracy - kto z wykształceniem wyższym, ze znajomością języków obcych, nie chciałby np. sprzedawać w sklepie. Niby bezrobotni nie powinni wybrzydzać, ale chyba w takich przypadkach ambicjach trochę męczy.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 października 2012 o 22:25
Ambicjami nie zapłacisz za jedzenie i rachunki. A pensją z Biedronki już tak.
Odpowiedz@smokk Dalej głosujcie na POPISY i im podobne twory.Czy nie zauważacie,że stajemy się niewolnikami systemu pracując w na gorszych warunkach niż czarnoskórzy w XVIII i XIX wieku?Tu nie pomogą demokratyczne metody (tzw,,wybory'').Jednym słowem,Obudźcie się! PS SŁAVA SŁOWIANOM,KOSOVO JE SRBIJA!
OdpowiedzNic nowego :/
OdpowiedzOh , jaki ten kandydat biedny i zalatany. A jak on bedzie dojezdzal do pracy i na ktora godzine ?
OdpowiedzPrzeprowadzi się? Ale póki co pracy nie ma więc po co gonić taką osobę na rozmowę...
OdpowiedzU got point, diablica
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 października 2012 o 3:38
Powinno być z "have" najlepiej, albo przynajmniej z "a", a więc prawidłowo to wyrażenie funkcjonuje w wersji: "you've got a point (there)" - jeżeli już tak chcesz szpanować językiem obcym, to proponuję się go najpierw nauczyć, bo po co się osmieszać?
OdpowiedzNorma, firmy robią szopki z zatrudnianiem a koniec końców ktoś "po znajomości" będzie pracował.
OdpowiedzNie znam nikogo kto by dostał pracę przychodząc z CV "z ulicy". Konkursy są poustawiane zanim się zaczęły, przecież szef też człowiek i ma po rodzinie pełno ludzi kończących studia, a jeśli nie, to mają ich dotychczasowi pracownicy. Rekrutacje robi się owszem dla zachowania pozorów, ale wiadomo że nikt kto ma choć trochę realnego spojrzenia na rzeczywistość nie robi sobie nadziei. Nigdy nie chodzę na rozmowę o pracę tam gdzie nie jestem z nikim przynajmniej na stopie kumpelskiej, bo zawsze rekruterzy patrzą się na takich naiwniaków co najmniej jak na kosmitów.
OdpowiedzJa pracowałam w trzech różnych miejscach bez znajomości (ok, w jednym koleżanka mi powiedziała o ogłoszeniu, które gdzieś znalazła:P)
OdpowiedzTeż pracowałem w kilku miejscach bez znajomości, po prostu z ulicy. Ale pewnie, łatwo powiedzieć że to pracodawca jest zły.
OdpowiedzChyba jestem jakaś wyjątkowo super ;D bo też miałam już kilka prac - wszystkie bez znajomości. Może tak jest w urzędach itp, ale na pewno nie w prywatnych firmach.
OdpowiedzKurczę, też mi się udało znaleźć pracę bez znajomości. Mój chłopak też znalazł pracę bez znajomości. Szok, my to szczęściarze chyba jesteśmy! ;-)
OdpowiedzDziś się dowiedziałam, że za 2 tygodnie ostatecznie zmieniam pracodawcę, nadal bez znajomości. Fatum jakieś, czy co?!
OdpowiedzPiszecie o firmach... A w urzędach sądzicie, że lepiej? Niby od jakiegoś czasu jest wymóg, by ogłaszać konkurs na wolne stanowisko. Więc jest ogłaszany - mnóstwo chętnych, wiadomo, w urzędzie praca bezpieczna i porządna. No i się zaczyna... Kiedyś pracowałam w urzędzie miasta na zastępstwie. Na jakieś tam stanowisko w tym samym wydziale ogłoszono konkurs. Dokumenty złożyłam ja i jeszcze jedna dziewczyna, też z zastępstwa. Ja szans nie miałam, bo i nie posiadałam kierunkowego wykształcenia. Ale ta dziewczyna? Wykształcenie magisterskie kierunkowe, ROK pracy w tym wydziale na zastępstwie. Kandydat idealny. Co z tego, jak wiadomo było, kto konkurs wygra...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 października 2012 o 10:17
Nic nowego. Tu wszak nie chodziło wcale o zatrudnienie kogoś z odpowiednimi kwalifikacjami, bo i tak z góry wiadomo było kogo zatrudnią, ale o to aby państwo rekruterzy mieli dietę i nocleg za friko. Przypomina to czasy komunistyczne w których Polska zakupiła wiele licencji za granicą. Nie dlatego że one były rzeczywiście potrzebne krajowi, ale dlatego że cała ekipa ludzi miała przy tej okazji możliwość jechać za granicę za służbowe pieniądze.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 października 2012 o 12:42
Jesli chodzi o organizowanie spotkania w miejscu gdzie pozniej bedzie dana osoba pracowac to nie widze w tym nic piekielnego. Powinno sie tak robic glownie ze wzgledu na uswiadomienie kandydatowi mozliwosci dojazdu. Swego czasu w pewnej firmie przeprowdzalismy rekrutacje i wlasnie dla ulatwienia zrobilismy ja w miasteczku A a praca docelowo miala byc w miasteczku B(odleglosc ok 25 kilometrow) w ciagu miesiaca zrezygnowalo 5 osob bo im sie wydawalo ze nie bedzie problemow z dojazdem w momencie przyjmowania sie do pracy, jednak jak juz trzeba bylo do tej pracy dojezdzac to nagle klopot sie pojawial i juz nie bylo tak pieknie. Wiec jesli o to chodzi to rozumiem pracodawce.
Odpowiedz@LaTrance: A ja nie do końca. Nie zapominaj, że pracodawca w ogóle nie miał zamiaru zatrudnić człowieka, a rekrutacja była dla picu. Ciąganie go 100 kilometrów w te i z powrotem, narażanie na koszty, uważam za szykanę podłą i bezmyślną.
OdpowiedzDlatego przy takiej rekrutacji zamiejscowej od razu zaznacza się zwrot kosztów przez potencjalnego pracodawcę bez względu na efekt końcowy. Mój mąż tak do Wielkiej Brytanii latał na rekrutacje i za każdym razem ze zwrotem kosztów bez żadnego problemu. :-) Jak się firma nie zgodzi to od razu wiadomo, że nie warto się w ogóle fatygować ;]
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 października 2012 o 20:06
Tylko w Polsce - mobbing i gnębienie już na etapie rekrutacji. ;)
Odpowiedz@delmet: Bo Polska to dziwny kraj. Republika bananowa w środku Europy. Mobbing, nepotyzm, kolesiostwo, korupcja - na każdym szczeblu, lub nawet szczebelku. Ale taki stan rzeczy wynika z ogólnej akceptacji, a punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dziś mnie gnębią, jutro ja będę gnębił.
Odpowiedz