Ludzie są złośliwi i koniec, nikt nie przekona mnie, że jest inaczej.
Pracuję ja w sklepie z kosmetykami - eleganckim, do którego raczej stali, majętni klienci zachodzą. Czasem zaglądają do nas przypadkowi nieszczęśnicy, którzy zagubili się w drodze do sieciowych perfumerii, ale szybko uciekają porażeni cenami. Ze względu na to, jak niesamowicie Ą Ę jest ów sklep to my, szaraczki konsultantki, poza pierdyliardem wymaganych od nas standardów do spełnienia, od wyglądu, poprzez strój i na zachowaniu kończąc, dbać musimy we dnie i w nocy o to, by każdy milimetr sześcienny powierzchni przybytku błyszczał i lśnił bez przerwy. Latamy z mopami, miotłami i ściereczkami w każdej wolnej minucie naszego przebywania w pracy, kiedy tylko nie kłaniamy się pod kątem 90 stopni i nie oślepiamy klientów olśniewającymi uśmiechami numer pięć. Bardzo jest to od nas wymagane. Naprawdę, bardzo bardzo. Jeśli przyjedzie kontrola, a jakaś niepożądana drobinka kurzu objawi się przed jaśnie dyrektorskim nosem to pewne być możemy, że najbliższy miesiąc spędzimy na wysłuchiwaniu jak ciężki nieporządek i chaos panuje w naszym sklepie i jak niesamowicie leniwe i niekompetentne jesteśmy, że z głupiej ścierki pożytku uczynić nie potrafimy. Brzmi absurdalnie, ale jednak. Czystość na glanc być ma i basta.
Doświadczenie uczyniło ze mnie pod względem porządku w sklepie przewrażliwioną pedantkę (na szczęście tylko w pracy, uf!) i nauczyłam się dostrzegać nieporządek nawet tam, gdzie nie dostrzegają go klienci. Tak było i tego dnia, kiedy pani dyrektor regionalna wpadła do nas z wizytą. Akurat sama tego dnia byłam, także na moich wcale nie tak wątłych barkach spoczęła realizacja fanaberii, które wpadły pani R. do głowy i to moje uszy zmuszone były wysłuchiwać czepiania się o każdy, najdrobniejszy, niedociągnięty w jednej milionowej do standardu szczególik.
A przed witryną kręciły się dwie babeczki. Na oko trzydziestoletnie, dojrzałe, eleganckie. Jedna zajadała coś z papierowej torby i co rusz wkładała to do ust, pozostawiając swoje palce lepkie i wilgotne. Obserwowałam to z lekkim niepokojem jako, iż dama żywo i energicznie gestykulowała dłońmi tuż przy szybie, którą to wypucowałam na wysoki połysk nie dalej jak pięć minut wcześniej. No, ale cóż, jaki świat jest, każdy wie - pani paluszek do szybki przytknęła, opisując któryś produkt swojej koleżance i pozostawiła na witrynie bardzo wyraźny odcisk, którego jakością nie pogardziliby kryminalni podczas zbierania odcisków z miejsc zbrodni. Nerwowo przestąpiłam z nogi na nogę czekając, aż obie panie się oddalą i mając nadzieję, że pani R. nie wyskoczy nagle z zaplecza wypadłam ze sklepu i zaraz ten paskudny ślad palucha z szyby starłam, żeby słuchania o "syfie, kile i mogile" uniknąć.
I tu mógłby być koniec mojej opowieści, gdyby nie fakt, iż pani, co to dopiero mi szybę ufajdała lepką mazią, zauważyła moje skrzętne czyszczenie śladów jej zbrodni na czystości. Zaznaczyć chcę, że nie wypadłam z przybytku mojego natychmiast, odpychając panią bioderkiem z miejsca, żeby się usunęła, bo muszę palucha z szyby zetrzeć - zaczekałam, aż obie damy odeszły dobry kawałek od sklepu! A to, że się zatrzymały i to, że postanowiły poplotkować, patrząc akurat w moją stronę - cóż, tego nie przewidziałam.
Chyba się jednak jaśnie pannie od palucha nie spodobało to, że śmiem oznaczony przez nią teren pucować tanim płynem do szyb, bo ledwo się do sklepu schowałam z uczuciem dobrze spełnionego obowiązku i ulgi, kiedy to wróciła się, stanęła w tym samym miejscu, na oczach mych i w oczy me patrząc bezczelnie oblizała nie palce, ale całą łapę szponiastą i przywaliła w szybę, przeciągając ją jeszcze w prawo, lewo, w górę i w dół, po czym odeszła bardzo z siebie zadowolona, pozostawiając na witrynie niezwykle abstrakcyjny, lepko-wilgotny esflores.
No wredne babsko no! Tym razem zaczekałam z pucowaniem szyby aż całkiem z widoku moich czujnych oczu nie znikła, ale i tak się nasłuchałam od pani R., że "co to jest na rany boskie, czemu to nie jest sprzątnięte, ktoś sobie ręce o tę szybę wycierał?!"
No jakby kurde zgadła.
galeria handlowa na śląsku
"Łapa szponiasta" powaliła mnie na kolana! Ja wiem, że dla Ciebie to była piekielna historia, ja też bym się wsciekła ale uwielbiam taki styl opowiadania. Wieeeeelki plus i nie daj się piekielnym i szponiastym!
Odpowiedz"Na oko trzydziestoletnie, dojrzałe, eleganckie." trzydziestolatka to niemal podfruwajka a nie dojrzała baba
OdpowiedzNie żebym się czepiał ale tego "MILIMETRA SZEŚCIENNEGO POWIERZCHNI" to nie za bardzo potrafię sobie wyobrazić ;)
Odpowiedzkwadrat [najłatwiej sobie wyobrazić] o boku długości 1mm. naprawdę tak trudno?
OdpowiedzKwadrat jak sama nazwa wskazuje jest figurą płaską, której powierzchnię liczymy w milimetrach lub centymetrach (itd) kwadratowych! W milimetrach sześciennych określamy objętość (np objętość sześcianu). Gbursson- i o to chodziło LechOwi.
Odpowiedzpowietrze nad powierzchnią też ma być czyste, ot co ;)
Odpowiedza wodę zapewne mierzy w metrach kwadratowych
OdpowiedzMoże chodzi o tą przestrzeń między szybką również, przy takich wymogach to kto wie ;)
OdpowiedzO co by nie chodziło, to jeśli napisane "powierzchnia" to jednostka musi być "kwadratowe" a nie "sześcienne" i tyle.
Odpowiedza może chodzi o wypukły brud ;) a wracając do meritum - pani szponiasta "pokazała klasę", nie ma co..
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 października 2012 o 18:23
Ludzie sa nie tylko zlosliwi ale i oblesni do granic mozliwosci. Pracuje na stacji benzynowej na kasie - kocham kiedy klient lapczywie zre cos i dyktuje mi NIP do faktury jednoczesnie opluwajac mi pol kasy, lady i twarzy. I dziwia sie kiedy mam odruch wymiotny.. Ludz ie jestescie oblesni.
Odpowiedzne bafco rosumem o so si chosi, poszekaj, przechryze i wtety poftusz... :D
Odpowiedzalbo dziadek lubiący zdrowy tryb życia, +3 stopnie, a on w krótkich spodenkach na rowerze przyjeżdża.. i wypełnia cały lokal wonią przetrawionego czosnku i cebuli, fuuuuj.
OdpowiedzMaryAnn - ja tam akurat nic do cebuli i czosnku nie mam - nie zajadam się nią, ale wiem że ludzie sobie je jedzą "dla zdrowia". Zapach ten wbrew pozorom nie jest jednak taki zły...
Odpowiedz"Czasem zaglądają do nas przypadkowi nieszczęśnicy, którzy zagubili się w drodze do sieciowych perfumerii, ale szybko uciekają porażeni cenami" To trochę żałosne w jaki sposób oceniasz swoich klientów (również w poprzednich wpisach), zwłaszcza że ten niby strasznie ekskluzywny sklep to tylko L'Occitane, a w pogardzanych przez ciebie sieciowych perfumeriach można znaleźć droższe kosmetyki.
OdpowiedzNo trochę racja - po opisach w 1szych historiach myślałam że @beoska w GaliLu, w Renomie pracuje... A L'Occitane ma fajne zapachy, tylko większość niestety strasznie nietrwała.
OdpowiedzKhem khem, jak to pogardzanych? Niczym nie pogardzam, gdzie tak napisałam? Piszę, jak jest - po prostu bardzo często słyszę "ło jezu jak drogo" od młodych ludzi, którzy zajrzeli przypadkiem i szybko sobie idą. To absolutnie nie znaczy, że uważam inne sklepy za gorsze - wręcz przeciwnie! U "tańszej" konkurencji mam bardzo dobre koleżanki i sama często zakupy tam robię. :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 października 2012 o 11:02
L'Occitane jest Ą Ę? Pierwsze słyszę :D.
Odpowiedz@heksita ja też pierwsze słyszę. zresztą o reszcie wymienionych sklepów również:)
OdpowiedzCóż, zasady, jakie są w L'Occitane narzucane i typ klientów, który tam w większości przychodzi na pewno czyni go bardziej ĄĘ od osiedlowego sklepiku z mydłami, albo sieciowej perfumerii wypełnionej nadpobudliwymi nastolatkami chcącymi sobie kupić tusz za dwie dychy.
OdpowiedzNie chce być złośliwa ani nic, chętnie bym przeczytała historię, jednak dość trudno jest przełknąć Twoją stylistykę. A szkoda, bo wydaje się dość ciekawy motyw ;)
OdpowiedzTo prawda, ciężko przebrąć.
OdpowiedzAle żmija złośliwa no! Mnie by nie przeszkadzało jakbyś w mojej obecności podeszła i wytarła szybę! Jeszcze bym przeprosiła, że upaćkałam. Cudzą pracę trzeba szanować, a nie niszczyć.
OdpowiedzDzięki za historię. Prawdę mówiąc zawsze czułam się nie swojo, gdy pani ekspedientka namiętnie zacierała ślady mojej obecności... tu poprawiła produkt, bo on stał 5 mm bardziej w na lewo, tam coś starła... czułam się zawsze trochę jak nieproszony gość, który najwyraźniej jedynie sprawia kłopot, ale teraz chyba nie zamierzam się już o to obrażać :) W każdym razie rozumiem i Ciebie, i trochę damulkę ;)
OdpowiedzO, Jabłko, tęskniłam za Tobą:*
OdpowiedzI pracuj tak dalej,będąc na posyłki.Szefową i tego obślinieńca za kudły i pier-dolnąć w tę szybę rzeczoną.
Odpowiedz