Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Od czasu do czasu prowadzę nauczanie pierwszej pomocy. Raczej przy specjalnych okolicznościach…

Od czasu do czasu prowadzę nauczanie pierwszej pomocy. Raczej przy specjalnych okolicznościach (jak np. różne festyny czy coś), ale także zdarza się, że pewna szkoła jazdy prosi mnie o przyjście.

Kiedyś właśnie na takim kursie swoją historię opowiedział mi jeden gość. I jego historii od tamtej pory używam przed każdym rozpoczęciem zajęć tego typu.
Przyznał się, że był kompletnym ignorantem w tej dziedzinie, nie obchodziło go czy będzie mógł komuś pomóc czy nie. W końcu prawdopodobnie zobaczy tę osobę pierwszy i ostatni raz w życiu, więc co on z tego by miał? Myślenie niby dobre... No bo co to, ja się będę uczył, wydam kasę na kursy i co? Nie będę miał za to żadnej nagrody!

Pan jednak nie przewidział jednej rzeczy... Otóż okazało się, że jego znajomości pierwszej pomocy nie potrzebował przypadkowy przechodzień, obcy ludzie przy wypadku samochodowym czy niedoszły samobójca, a jego własna 6-letnia córka. Dzieciaczek jak to dzieciaczek, przy zabawie raczył łyknąć jakieś paskudztwo, które utknęło mu w gardle.

Tatuś zareagował na próby płaczu, warczenie i charczenie... tylko co dalej? Jedyne co przyszło mu do głowy to grzmotnąć w plecy - tylko, że z całej siły prosto... Czyli bardzo częsty błąd, bo jak już naparzamy kogoś w ten sposób powinniśmy zrobić to pod kątem z dołu w górę, a nie prosto bo w ten sposób możemy co najwyżej odbić płuca przez klatkę piersiową. ;) Pan nie znał chwytu Heimlicha ani nie pomyślał żeby córce nogi z głową miejscami zamienić. Jedną ręką więc obijał dzieciakowi plecy, a drugą wybierał numer na pogotowie. Tylko tak... Zanim zadzwonił, zanim wyjaśnił o co chodzi (standardowo krzycząc, wyzywając i takie tam), minęło kilka minut i córeczka straciła przytomność (wiecie, tak już jest, kiedy nie możemy oddychać w końcu padniemy z braku tlenu).
Koniec na szczęście wesoły, młodej nic wielkiego się nie stało oprócz siniaków na plecach i traumy do końca życia. ;)

W każdym razie. Jak wchodzę do sali nauczać przyszłych kierowców pierwszej pomocy i słyszę "ale to będzie nuda, nigdy to się nie przyda, bez sensu stracony czas" to chętnie opowiadam im podobne historie. A najbardziej lubię wyławiać rodziców, którym pierwsza pomoc nie po drodze. A później płacz i nagłówki gazet: GDZIE BYŁO POGOTOWIE? A pogotowie cóż, nie lata, nie teleportuje się, musi dojechać przez miasto, czasem korki, albo co gorsza do sąsiedniej wsi. A nieoddychające dziecię nie będzie czekać wiecznie...

Ale przecież pierwsza pomoc jest tylko po to żeby ratować zagubione, poszkodowane duszyczki gdzieś na ulicy. A przecież jak na ulicy to ktoś inny pewnie będzie umiał...

Pierwsza pomoc

by zaszczurzony
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
10 16

Cóż- niektórzy są ignorantami i nic tego nie zmieni. Co najwyżej zmienią swoje poglądy na dany temat, gdy wydarzy się jakaś osobista tragedia, lecz sami raczej nie powiedzą, że to była ich wina. Już raczej zaczną oskarżać wszystkich, jak leci: ratowników, lekarzy, sąsiadów, Krysię z warzywniaka, burmistrza, prezydenta, UFO i co tam jeszcze. Wiadomo- łatwiej zrzucić winę za swoją nieodpowiedzialność na kogoś innego, niż przyznać się, że dało się dupy...

Odpowiedz
avatar sarthony
18 18

Bardzo dobry tekst. Otwiera oczy.

Odpowiedz
avatar gateway
11 13

"Niech się dzieje, co chce, jeśli mnie to nie dotyczy..." Inny człowiek może sobie umrzeć, a dopiero osobista tragedia otwiera oczy? Przeraża mnie takie zobojętnienie.

Odpowiedz
avatar olkiolki
1 5

Dałeś nam do myslenia. Dzięki!

Odpowiedz
avatar soraja
4 8

Takie kursy przydałyby się wszystkim, dostępne za darmo. Złote myślenie bhpowców - mieliście pierwszą pomoc 30 lat temu w szkole, więc na moim szkoleniu jej nie potrzebujecie. I tym sposobem dla wielu osób jedyna wiedza o pierwszej pomocy jest czystko teoretyczna (z internetu) albo żadna.

Odpowiedz
avatar Vividienne
-1 1

Postaw się w roli behapowca - który na hasło "pierwsza pomoc" słyszy głębokie westchnienie i obserwuje gorączkowe poszukiwania ciekawej lektury. To po co ma się produkować? Wina jest po obu stronach.

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

Miałem takie szkolenia bhp i podobne w liceum, na studiach, podczas kursu na prawo jazdy, w każdej pracy co najmniej raz. Łącznie jakieś 7-8 razy w ciągu 25 lat. JEDEN RAZ znalazłem się w sytuacji, że naprawdę miałem kogoś ratować, a nie wyżywać się na plastikowym człowieku. Mimo, że WSZYSCY szkolący, z którymi miałem do czynienia, traktowali swoją pracę poważnie; mimo, że podczas tych ćwiczeń szło mi z plastikowym gościem bardzo dobrze (przynajmniej bhp-owcy mnie chwalili), to gdy przyszło do prawdziwego udzielania pomocy kilkanaście miesięcy po ostatnim kursie, niby pamiętałem, co trzeba robić, ale skutku to nie przyniosło, bo coś (nawet nie wiem, co) robiłem źle. Na szczęście trafiły się jakieś osoby znające się na rzeczy.

Odpowiedz
avatar plytkozerca
2 2

"A gdzie byli rodzice?" Ostatnio u mnie w mieście w gazecie opieprz dostała... brama. Ponoć przez nią pewien facet zmarł w oczekiwaniu na pogotowie (nie osiedle zamknięte, ale wydzielony parking z wjazdem z uliczki). To ciekawe jak, skoro karetka czekała na dole, a ratownicy wysiedli przed bramą...

Odpowiedz
avatar mala_ruda_wredna
4 4

Zaszczurzony zgadzam się z Tobą. Sama jestem po kursie pierwszej pomocy przedmedycznej (dzięki firmie). Ratownicy, którzy u mnie prowadzili zajęcia też mówili, że prawdopodobnie (jeśli w ogóle) tę wiedzę wykorzystamy w praktyce w gronie bliskich (np. zawał dziadka). Ja się wyłamałam ze statystyk, miałam nieznajomego w autobusie. Prawdopodobnie już nigdy nie będę musiała wykorzystywać nabytej wiedzy. Jednak bardzo się cieszę, że wiedziałam co zrobić i mogłam pomóc. Swoją drogą miałam dobrych instruktorów, zadziałałam automatycznie. Wielki szacunek dla Was! P.S. U mnie w firmie zaczęli robić te szkolenia, gdy w oczekiwaniu na karetkę zmarł jeden z pracowników. Nikt z koleżanek/kolegów nie umiał mu pomóc (a pracuje u mnie kilkaset osób).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Zazdroszczę kursu. Niby w każdej szkole jazdy musi być pierwsza pomoc, ale u mnie i w większości szkół znajomych po prostu puszczali film. Owszem, też były tam ważne rzeczy, w ile czasu obumiera mózg i jak ważna jest szybka reakcja, ale mimo wszystko ani film, ani ćwiczenia na PO z tipsiastą kobietą nie przygotowały mnie do reakcji w razie prawdziwego niebezpieczeństwa. Umiałabym ułożyć w pozycję boczną bezpieczną (pewnie umierając ze strachu, że połamię komuś żebra) i zadzwonić po karetkę. Smutne...

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
6 6

Ułożyć lamiąc żebra? Nie tak prosto jest złamać żebro ;) Prędzej można to zrobić przy pompowaniu, ale lepiej złamać mu żebro niż pozwolić umrzeć. Ratownikom też zdarza się coś złamać przy resuscytacji, każdemu może się zdarzyć.

Odpowiedz
avatar matias_lok
-1 1

zaszczurzony. Niestety nie ma co liczyć na innych. Panuje znieczulica, ludzie się boją albo widząc nieprzytomną osobę na ulicy skwituja "pijany" i nawet nie wezwą karetki. Kilka było takich przypadków, że człowiek zmarł na ulicy z pękniętą czaszką, albo od udaru bo każdy pomyślał "pijany" ja jak widzę, to zawsze wzywam - nawet gdy wygląda jak menel. Może się okazać, że to po prostu biedny człowiek. Należałam kiedyś do ZHP i to było jedyne miejsce, gdzie można się było nauczyć takiej prawdziwej resuscytacji. Do tej pory w głowie - unowocześniając wiedzę po kursie na prawo jazdy. Nie ma co olewać takich spraw, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ta wiedza okaże się bardzo potrzebna...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 października 2012 o 16:00

avatar zaszczurzony
0 0

Jeśli interesujesz się pierwszą pomocą, polecam tak co pół roku sprawdzić czy wiedza jest aktualna. Wiesz... rada res często coś zmienia, czasem na lepsze, czasem... cóż.

Odpowiedz
avatar matias_lok
0 0

No ja staram się zaglądać co jakiś czas odnośnie zmian w udzielaniu pierwszej pomocy. Mam kurs też dotyczący poprawnego bandażowania itp. To jest przydatne dla mnie bo np lubię wspinaczkę i często też łażę po górach - w razie wypadku nie będzie paniki tylko człowiek będzie wiedział, co robić. A wzięło się to stąd, że z czasów liceum w moim mieście jeden chłopak zmarł z upływu krwi wśród znajomych tylko dlatego, że nikt nie potrafił udzielić pierwszej pomocy :/

Odpowiedz
avatar Palring
0 0

Wiedza z zakresu pierwszej pomocy się przydaje. Sam jestem tego przykładem. Roczny bobas już dwa razy się zakrztusił jedzeniem. Najmądrzejsza na świecie małżonka zaczęła walić dzieciaka w plecy zamiast szybkim ruchem "zamienić nogi z głową". Walenie po plecach nic nie daje jeśli jest wykonywane niewłaściwie. Do tego podnoszenie rączek w górę - bzdura! Jeden prosty chwyt i dziecko może oddychać. Myślę, że powinienem ją przeszkolić z zakresu pierwszej pomocy... tylko jak ją do tego namówić, skoro sama wszystko wie najlepiej, ma najmądrzejszą na świecie matkę i przeczytała kilkadziesiąt gazet o tematyce wychowania dziecka :-/

Odpowiedz
avatar zaszczurzony
2 4

Jeśli ktoś nie uczy się takich rzeczy wiedząc, że dziecku coś takiego się zdarza a wszystko przez to, że unosi się szeroko pojętym "honorem" to nie nadaje się na rodzica. Wybacz, ale możesz to przekazać ;)

Odpowiedz
Udostępnij