Sporo już lat temu miałem drobny wypadek. Przebywając w jednym z nadmorskich miast na działce u znajomych, obciąłem sobie kawałek palca. W sposób dość absurdalny - siedziałem na składanym krzesełku, trzymając rękę pod siedzeniem. Krzesełko w pewnym momencie postanowiło wykorzystać fakt bycia składanym ;-))
Mój palec znalazł się pomiędzy krzyżującymi się wspornikami z płaskownika.
Kiedy już uświadomiłem sobie, że opuszek palca utracił kontakt z resztą ciała, a koniec kości radośnie wygląda na świat (na szczęście kość nienaruszona, cięcie ją tylko musnęło, co okazało się później), owinąłem palec jakąś szmatą i (razem ze znajomymi) ruszyłem do szpitala. Po paru kilometrach dotarliśmy do celu. Nie był to spacer, który najlepiej wspominam...
Zabawa dopiero się zaczynała.
Przed pokojem zabiegowym (czy jak to się tam prawidłowo nazywa), do którego mnie skierowano, czekała spora kolejka.
O dziwo, pacjenci czekający na jakieś planowe zabiegi/zastrzyki, itp. widząc przesiąknięta krwią szmatę na ręce, sami zaproponowali żebym wszedł bez kolejki. Spróbowałem...
Sympatyczna Pani Pielęgniarka (SPP), przypominająca nieco mastiff'a, powitała mnie basowym:
(SPP): BYŁ PAN ZAPISANY? NIE, TO PROSZĘ CZEKAĆ!!!.
Rzeczywiście, powinienem przecież zapisać się PRZED wypadkiem. Mój błąd - nie pomyślałem ;-)
Czekam. Przede mną wchodzą ludzie, którzy nie ośmielili się odnieść obrażeń w sposób nieplanowany.
Wreszcie, kiedy kałuża krwi na podłodze korytarza urosła do odpowiednich rozmiarów, SPP łaskawie zaprosiła mnie do gabinetu, pytając "Co się stało?".
Popełniłem kolejny błąd - zamiast zdać szczegółowy raport, ośmieliłem się odwinąć szmatę z palca. SPP wyraziła dezaprobatę głośnym
(SPP): PYTAM co się stało!
Na szczęście raczyła jednak zerknąć na prezentowany okaz. Po dokonaniu oględzin, wyraziła swoją, jakże profesjonalną opinię.
(SPP): Na to to chyba tylko jakaś maść? Panie doktorze!!!
Pan Doktor (PD) podszedł.
(PD): Czy pani żartuje? Do szycia, natychmiast. Proszę się położyć, zaraz znieczulimy i zszyjemy.
To powinien być koniec. Ale niestety...
Znieczulenie podane, PD szyje. Ból coraz większy, zęby zaciśnięte i czekamy na koniec.
PD jest jednak troskliwy.
(PD): Boli?
(Ja): Boli!
(PD): Bardzo boli?
(Ja): Jakoś wytrzymam.
(PD): Na pewno? Bo teraz muszę mocno naciągnąć skórę, żeby zakryć ranę.
(Ja): A mam jakiś wybór?
(PD): Nie, właściwie to nie bardzo.
Kilka niezapomnianych minut, wargi pogryzione do krwi (o mało też nie wymagały szycia), ale upragniony koniec nadszedł.
(PD): Cały czas bolało?
(Ja): Tak, bardzo mocno (może określiłem to nieco bardziej dosadnie).
i tutaj kwiatek:
(PD): Siostro! Coś jest z tym znieczuleniem. Już CZWARTY pacjent dzisiaj narzeka!
Mało piekielnie? Może, ale co gdyby trafił tam pacjent z czymś bardziej bolesnym od mojego paluszka?
służba_zdrowia
No no, profesjonalizm pełną gębą.
OdpowiedzNie tylko profesjonalizm wstrząsający, stawiam na to, ze ktoś z personelu znieczulenie kradł, a pacjenci dostawali rozcieńczone, albo wręcz samą wodę.
Odpowiedzbiednyś :(
OdpowiedzPrzy ostatnim zdaniu doktora nie udało mi się nie roześmiać. :)
Odpowiedz"Krzesło postanowiło wykorzystać fakt bycia składanym" - padłem :D
OdpowiedzNie tylko Ty - krzesło również...
OdpowiedzPadłeś? Powstań! Pałerejd!
OdpowiedzZ jednej strony rozwalił mnie "kwiatek", a z drugiej wnętrzności mi jive'a zatańczyły czytając o rozwalonym paluchu i potwornym bólu... Współczuję przeżyć...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 września 2012 o 18:40
Brr, aż mi się przypomniało jak dawno temu miałam szyte przedramię, dyżurujący konował stwierdził, że 15 szwów to nic takiego i bez sensu dawać dwunastolatce znieczulenie.
OdpowiedzDla mnie tak ponad 20 lat temu zszywali wewnętrzna stronę kolana. Miałam cztery lata, a trzymał mnie ojciec i 2 pielęgniarki, z czego jedna po otrzymaniu kopa się przewróciła, a lekarz szył, ale kopa też zarobił. Miałam tylko cztery lata, a dokładnie pamiętam co się działo. Po całym zabiegu "mądry" ojciec dał lekarzowi "w łapę", chyba za to moje cierpienie.
OdpowiedzEdyciurek z Białegostoku?:)
OdpowiedzDo Białegostoku mam daleko :)
OdpowiedzFakt na dziś: również poza Białostocczyzną używa się "Dla mnie" zamiast "Mi". Zawsze przydatna nowa wiedza:)
OdpowiedzNie jestem lekarzem, ale myślę, że znieczulenie na niektórych po prostu nie działa, albo działa słabiej. Kilka lat temu odrąbałam sobie palec (dokładnie kawałek kciuka lewej ręki). Całkiem przytomnie zabrałam luźny kawałek palca, lód, pieniądze, dokumenty, zamówiłam taryfę (bałam się sama prowadzić). Odczekałam prawie 2 godziny na urazówce w szpitalu, aż mi się cały lód stopił na spodnie i wreszcie zaczęli szyć. Mimo zapewnienia o znieczuleniu w dawce wręcz końskiej, czułam każde szarpnięcie. Ból był tak koszmarny, że nie znam z całego życia większego. Jak w końcu wytoczyłam się na podjazd dla karetek to klęknęłam na betonie i myślałam, że nie wstanę. Do dziś na samo wspomnienie pocą mi się dłonie i mam dreszcze.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 września 2012 o 22:11
Albo nie działa albo przekręty ze znieczuleniem są bardzo powszechne. Szyty byłem w życiu kilka razy i w 2 (słownie dwóch) przypadkach znieczulenie działało super. Czułem tylko dotyk i ucisk, ale bez bólu.
OdpowiedzTak to jest jak się oszczędza na łapówkach
OdpowiedzZ tym znieczuleniem to jest tak, że oni dostają kasę, za każde zużyte znieczulenie, albo raczej za każde które jest wpisane jako takie :P Tak więc dziennie kilku pacjentów dostanie wodę, oni wpiszą jako znieczulenie i dostają kasę, i znieczulenie zostaje w szafeczce, normalnie zjeść ciastko i mieć ciastko. Genialne, gdyby nie to, że tu chodzi o cierpienie ludzi, którym się to znieczulenie zwyczajnie należy.
OdpowiedzAle czy wobec tego jest czarny rynek znieczuleń? Przecież nie biorą tego dla siebie? Choć pewnie mogą zużyć przy zabiegach "prywatnych"...
OdpowiedzA co ich to obchodzi, co to ich cierpienie? Nie bój się, jakby ktoś z rodziny przyszedł to inaczej by to wyglądało. Jak kiedyś miałem czelność zwrócenia uwagi dentyście, że sobie pogaduszki ze znajomymi urządza w godzinach pracy zamiast przyjmować pacjentów to zęba rwał zanim znieczulenie zaczęło działać. Chyba jedyny chirurg dentysta wtedy w mieście, bardzo znany, więc możecie się domyśleć jaki skutek odnosiły skargi na tą kreaturę.
OdpowiedzKiedy bylam dzieckiem, dostalam anginy, wiec rodzice zabrali mnie do szpitala, gdzie bystry jak woda w szambie lekarz, zakomunikowal, ze mam zapalenie opon mozgowych i trzeba robic punkcje... Chwala moim rodzicom, ktorzy oczywiscie sie na to nie zgodzili. Szkoda slow na tych lekarzy od siedmiu bolesci...
OdpowiedzJedna młoda lekarka w moim mieście stwierdziła, że mam zapalenie wyrostka i wysłała mnie prosto do szpitala dziecięcego na wycinanie. Na szczęście moja Mama rozumiała, że po całonocnym wymiotowaniu brzuch ma prawo mnie boleć, gdy ktoś naciska, więc zabrała mnie do innego lekarza. Stwierdził zatrucie pokarmowe i brak potrzeby hospitalizacji. (skierowanie na wycięcie wyrostka mam do dzisiaj ;) Ta sama młoda lekarka powiedziała znajomej mojej mamy, że trzeba poczekać aż choroba jej siedmioletniej córki się rozwinie. Wtedy ona stwierdzi co to jest. Inny lekarz od razu skierował ją do szpitala.
OdpowiedzW te wakacje zaczęły mnie boleć płuca i miałam wysoką gorączke.Mądra lekarka stwierdziła, że to angina(mimo, że gardło mnie nie bolało). Dobrze, że po tygodniu kiedy bezsensownie brany antybiotyk nadal nie działał i postanowiłam iść jeszcze raz, jej nie było. Inny lekarz stwierdził zapalenie płuc i skierował mnie do szpitala. I tak przez lekarkę (do której już nie chodzę) straciłam cały sierpień na chorobę, którą można było szybko wyleczyć kiedy jeszcze się rozwijała, zamiast czekać do ostatniej chwili.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 września 2012 o 19:25
baba za zdiagnozowanie uciętego palca "do maści tylko" powinna wylecieć, bo co jak co, ale na wykładach na tych studiach medycznych to ona nie uważała.
OdpowiedzPielęgniarka - wodzirejka, głupia piz*a.
OdpowiedzMoja bratowa ucięła sobie niedawno dwa palce w podobny sposób. Nie szyli jej, stwierdzając, że nie ma sensu. (Może uszkodzenie było mniejsze niż u Ciebie). Skończyło się na opatrunkach, na zmianę których jeździła co dwa dni do przychodni. I dostała L-4 na ponad miesiąc ;)
OdpowiedzA palec jak? Trzyma się? :D
OdpowiedzTak, dzięki. Muszę tylko uważać, żeby nie stukać jego końcem w twarde przedmioty bo pojawia się krwawa plamka (kość kończy się około milimetra pod skórą).
Odpowiedzmój ojciec w podobnym stopniu stracił kawałek palca tyle że brakowało więcej skóry, więc lekarz spiłował mu część kości i wtedy zaszył. Miał po tym po prostu trochę krótszy palec ;)
OdpowiedzMój tata miał podobnie, tylko lekarz uznał, że na kości "się zarośnie". Jak po miesiącu okazało się, że jednak kość wystaje, rozbabrał, spiłował i dopiero na nowo zaszył.Teraz tata żałuje, że trochę więcej mu nie zgniotło, bo resztka paznokcia mu wiecznie odrasta, i musi sobie "specjalistyczny" manicure robić.
OdpowiedzAż mnie ciarki przeszły jak przeczytałam o tym piłowaniu kości ;)
OdpowiedzPalec uszkodziles, a i tak bez sensu siegasz nim do apostrofu.
OdpowiedzRzeczywiście, racja. Poprawię się na przyszłość!
Odpowiedzzakładam, że podawali placebo... niestety w takich przypadkach to nie wystarczy...
OdpowiedzCzytając już którąś z kolei historię o złej/ nieudolnej/ nieludzkiej służbie zdrowia mam nieodparte wrażenie, że niegdyś jeszcze za czasów kas chorych było lepiej. Zyski przecież szły do określonej "kasy" nie warto do tego wrócić? I nieco podrasować ten system np. aby zyski szły do określonej jednostki POZ, do której należy pacjent? Poziom usług poszedłby w górę bo rozpoczęłaby się walka o pacjenta( no ok. jego pieniądze) ;)
OdpowiedzTylko, że moja historia wydarzyła się w 1995 albo 1996 roku. Takie zdarzenia nie zależą od systemu tylko od ludzi...
OdpowiedzMastiffa, nie "mastiff'a". Naprawdę nie ma powodu, żeby tu był apostrof.
OdpowiedzTak, już wyżej jest na ten temat komentarz Whateva. Jak już pisałem - racja!
Odpowiedz