Będąc w ciąży, co jakiś czas musiałam odbyć kontrolną wizytę w szpitalu. Tym razem o powrocie do domu po takiej wizycie.
Lipiec, gorąco jak diabli, ciąża już mocno zarysowana. Zanim doczekałam się wypisu, zrobiło się wczesne popołudnie czyli najgorszy skwar. Po trzech dniach leżenia ciśnienie mam jak lepszy kurczak, czyli jakieś 90/60 (spadło mi w ciąży, wcześniej miałam wzorcowe). Czuję się średnio ale do domciu dotelepać się muszę - mąż nie wiadomo kiedy skończy pracę, nie ma opcji czekania na niego.
Tarabanię się zatem na przystanek, ciągnąc walizkę za sobą. Jest ok. Jadę autobusem - jest ok. Przesiadam się w tramwaj - udało się usiąść, więc jest ok. Wysiadam u siebie i powolutku turlam się do domu. A mam kawałek. Pot prawie zalewa mi oczy.
Wchodzę na swoje osiedle. I tuż pod swoją klatką wiem, że nie dojdę, choć mam dwa kroki. Siadam na murku, dyszę jak parowóz, raz po raz robi mi się ciemno przed oczami i zaklinam wszystkie świętości, żeby nie zemdleć. Gdybym mogła schowałabym głowę między kolana, ze względu na Młodego nie mogę, odchylam się trochę żeby go nie ściskać.
Mimo to rejestruję, że sąsiedzi zabierają dziecko z piaskownicy za moimi plecami. Że inni przechodząc obok przyglądają się mi, brzuchowi, ćpniętej walizce. I komentują. Że jestem pijana. Albo naćpana. Że patologia. I biedne to moje dziecko. Nikt nie podejdzie i nie spyta co się dzieje, czy mi nie pomóc, czy nie chcę może wody.
Po jakiś 15 minutach na trzęsących się nogach, pokonałam ostatnie metry do mieszkania.
Dziękuję moim sąsiadom. Tym bardziej, że teraz zachwycają się moim synem.
sąsiedzi
Zachwycają się dopóki nie pojawi się na podwórku z zadrapaniami lub siniakiem. Patologia przecież, bo dziecko się nigdy samo nie zrani...
OdpowiedzNo jak na razie czekamy na wizytę opieki społecznej:p Młody ma baaardzo silne płuca i jak nie może zasnąć, pokazuje to bez zahamowań. Mamy wtedy mega histerię, którą słychać przy windach (a mieszkamy na końcu korytarza...). Czekamy zatem kiedy zapukają nam do drzwi odpowiednie służby, bo pewnie go bijemy:p
Odpowiedz@OkruchLodu 90/60? Takie to ja mam w lepsze dni. Zwykle waha się w granicach 80-70/50, a jakoś się dobrze czuję. No, może jestem ciut przymulony, ale nic poważniejszego. Dodam, że codziennie piję mocną kawę ;)
OdpowiedzMąż nie mógł wziąć urlopu na ten dzień? Jeśli nie to może ewentualnie ktoś z rodziny brat/ojciec/kuzyn albo znajomy by Ci pomógł.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 6 sierpnia 2012 o 10:56
Mąż był wtedy w pracy, co najmniej 60 km od szpitala. Nie było opcji, żeby opuścił swój rejon, dowaliliby mu karę pieniężną. Cała moja rodzina mieszka 65 km ode mnie. Poza moim ojcem ale o nim, fakt, nie pomyślałam wtedy.
OdpowiedzPrzeczytaj historię jeszcze raz. Jak nie znajdziesz odpowiedzi na pytanie gdzie był mąż, czytaj do skutku.
OdpowiedzJa z góry przepraszam za ton swojej wypowiedzi, ale pełno jest tu wpisów o tym, jak to ktoś się źle czuł i nikt mu nie udzielił pomocy, nie ustąpił miejsca itp… Wiecie co? Ja rozumiem, ludzie wkoło powinni się zainteresować, a nie od razu twierdzić że pijani/naćpani/bezdomni/hołota. ALE jeśli wiecie, jak to faktycznie wygląda, czemu o tą pomoc nie poprosicie? Duma nie pozwala? Narzucać się nie chcecie? Ja wiem, jak człowiek nieprzytomny, to nie krzyknie, ale w przypadku kiedy głosu użyć jest się w stanie to nie, lepiej siedzieć i się poużalać jaki to świat jest okrutny. Tak to dziś wygląda, ludzie nie chcą pomagać, ale jak się czasem o taką pomoc poprosi, to większości byłoby po prostu głupio odmówić… a że czasem usłyszy się nie to, co by się chciało, trudno. Trzeba sobie jakoś radzić, a nie czekać aż znieczulica sama zniknie. Może trochę dosadnie, ale czasem trzeba wyjść z inicjatywą.
OdpowiedzNie wiem dlaczego nie mogę dać plusa temu komentarzowi, ale bardzo mi się podoba. Dokładnie tak jest. Jak chcecie pomocy czasem wystarczy to powiedzieć. Ludzie czasem wstydzą się spytać czy ktoś nie potrzebuje pomocy, chociażby dlatego że kiedyś spytali i zostali obsztorcowani od czubka głowy aż po koniec małego palca u nogi. Natomiast jak powiecie, że potrzebujecie pomocy mało kto odmówi, a może nawet w przyszłości sam wyjdzie z inicjatywą? ;-) Do autorki: jak się sąsiedzi zachwycali to chociaż przygadałaś porządnie? Ja bym się nie powstrzymała... :P
OdpowiedzMiecia, Fuu macie rację. Ale jakoś wtedy skupiałam się na tym, żeby nie odjechać albo się nie porzygać, a obecność innych tylko słyszałam po komentarzach już oddalonych z resztą. Fuu - gdy się tego najmniej spodziewali wsadzałam im szpilę:D Widok zakłopotanych twarzy odwracanych wówczas do mojego dziecka - bezcenny:D:D:D
OdpowiedzNo i bardzo gadom dobrze. :-) Dobra szpila nie jest zła.
OdpowiedzMiałaś ciśnienie 90/60, było mega gorąco, pełne słońce, bo wczesne popołudnie i wiedziałaś, że będziesz musiała się tłuc autobusem i tramwajem... w zaawansowanej ciąży. Nie rozumiem w takim razie dlaczego po prostu nie wzięłaś taksówki? Rozumiem, że to jednak koszt, ale zdrowie jest chyba ważniejsze...
OdpowiedzTeż mi to przeszło przez myśl...
OdpowiedzZ powodu pustki w portfelu tego dnia, pustego konta oraz braku pieniędzy w domu. Sprawdziłam wszystkie opcje zanim ruszyłam na przystanek.
OdpowiedzPrzepraszam bardzo, ale co to jest "ćpnięta" walizka? Walizka na haju czy jak? Z liściem marychy?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 16 sierpnia 2012 o 16:56
Ćpnięta czyli rzucona. Wypuściłam rączkę i zostawiłam tak jak leżała na chodniku.
OdpowiedzW zaawansowanej ciąży tłuc się komunikacją miejską? Trochę nierozważne .
Odpowiedz