Podczas remontu obecnego miejsca zamieszkania, nawiązaliśmy ze Ślubną współpracę z panią od architektury wnętrz. Nie chodziło nam zbytnio o sam wystrój - Ślubna lubi się bawić w takie rzeczy, to dla niej sama radość. Ale domek miał parę technicznych trudności, a i o wielu nowych rozwiązaniach ułatwiających szaraczek zwykły nie wie. Zdecydowaliśmy się więc na panią, która na stronie internetowej miała realizacje w naszym guście.
Przy omawianiu warunków umowy wyszło, że wynagrodzenie pani jest do akceptacji, a i niebagatelne było to, że ma popodpisywane różne umowy na rabaty w wielu salonach z meblami, materiałami i sprzętem, co dawało możliwość, że ona zarobi, sklepy zarobią, a my zbytnio nie przepłacimy. Wydawała się konkretna, wydawało się, że rozumiemy się wpół słowa. Mówiła, że dopilnuje ekip, będzie latać za materiałami, konsultując je z nami, generalnie weźmie na siebie cały syf związany z remontem, a my odbierzemy dom pod klucz.
Remont trwał 5 miesięcy.
Na początku było fajnie - było tak, jak mówiła. Projekt sympatyczny... I cenowo faktycznie było nieźle, wiem, bo non stop siedziałem w porównywarkach cen - materiałów i sprzętu.
Schody zaczęły się gdzieś na etapie 3/4 realizacji, zaczęła raz po raz wyjeżdżać, ekipa zwracała się do nas z pytaniami o sprawy techniczne, o których nie mieliśmy pojęcia. Wszystko zaczęło się przesuwać, a my mieliśmy datę przeprowadzki wyznaczoną. Wyznaczyliśmy ją sobie na 3 tygodnie po podanym przez nią pierwotnym terminie, wiedząc, że obsunięcia w tego typu sprawach to rzecz zwykła.
Wszystko utknęło na kuchni. Poprzednia ekipa robiła wszystko - malowanie, elektrykę, kafle, montaż "białego"... I robili dobrze. Ale do kuchni byli potrzebni stolarze z prawdziwego zdarzenia. Pani zapewniała, że "ta ekipa nigdy jej jeszcze nie zawiodła".
Cóż, dopiero po fakcie okazało się, że mogła tak z czystym sumieniem powiedzieć, bo wzięła ich na zlecenie pierwszy raz.... Generalnie faceci kręcili jak mogli, pili, nie stawiali się, pomontowali część drzwiczek do góry nogami, pozadzierali fornir na szafkach, źle ciągnęli kable do oświetlenia podszafkowego, wykłócali się, gdy się mówiło, żeby poprawić.
A kobieta?
Wyjeżdżała. Na trzy dni. Na cztery. I znów.
Gdy zadzwoniłem prosząc, by ogarnęła stolarzy, usłyszałem, że "ona za nich nie odpowiada, przecież to dla nas pracują i mam nie odreagowywać na niej frustracji".
W końcu wprowadziliśmy się, mimo że zamiast pokoju dziennego z aneksem był rozpi.ździaj i lej po bombie. Kibel jest, można mieszkać. Panowie, czując nasz oddech na karku, jakoś się spięli. Popoprawiali i poszli.
Pokój dzienny wykończyliśmy sami.
Mieszkamy od półtora miesiąca. Przez ten czas pani ani widu, ani słychu. W sumie nawet byłem skłonny machnąć ręką, bo na tamten moment miała zapłacone mniej więcej tyle, ile zrobiła - 75% wynagrodzenia za ok. 75% realizacji.
Zadzwoniła wczoraj, pytała, czy może się umówić na "robienie fotografii realizacji na stronę". Pewnie podczas fotografowania naszego wykończenia pomieszczeń chciałaby też jeszcze porozmawiać na temat tej nie wypłaconej 1/4.
Ale ja nie mam jej nic do powiedzenia.
usługi
Mogłaś jej powiedzieć że ty chciała byś porozmawiać o zwrocie przez nią pieniędzy ze względu na problemy jakie wynikły z jej podejścia do pracy.
OdpowiedzMogłEM. Może i porozmawiam, jeżeli zadzwoni jeszcze raz. Dla samej obserwacji, jak będzie chciała z tego wybrnąć.
OdpowiedzNie "mogłeś" - raczej powinieneś. Jak zrozumiałem - podpisaliście z tą panią umowę. Czy zostały w niej określone takie parametry jak zakres prac, odpowiedzialności a nade wszystko - tryb postępowania w przypadkach spornych? Pytam bez złośliwości - bardziej z tego powodu, że pracując od paru lat w branży usługowej napatrzyłem się na wiele sytuacji niemających nic wspólnego z ludzko pojmowaną sprawiedliwością
OdpowiedzCoś było, tak bez poczucia zabezpieczenia bym jej nie podpisał. Musiałbym przejrzeć, spisywaliśmy ją 7 miesięcy temu... Ale nie teraz, na bogów, jest wpół do północy :D Przyznaję, żę nie mam duszy pitbulla, dopokąd nie czuję się arcymistrzowsko okpiony, nie ide na noże.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 lipca 2012 o 23:31
Nie chodziło mi o pójście na noże. Bardziej, o znalezienie podstaw do tego, żeby nie zapłacić reszty należności. Może nawet odszkodowania np. za niedokończenie prac dla Was.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 lipca 2012 o 23:49
Wpuścić i psa wypuścić. Najlepiej ze trzy dobermany.
OdpowiedzA mają gdzieś jednorazowe? ;) Póki co na stanie nie mamy :)
OdpowiedzOgłoszenie: Wynajmę głodnego dobermana. Gwarantuję dobrą i świeżą karmę (sama przyjdzie) :P
Odpowiedzwyślij jej fotki swoje to co zastałeś po ekipie niech umieści na stronie gwarantowane bankructwo zaliczy
OdpowiedzCiekawa propozycja, chociaż nie ma się co łudzić, że zamieści :D
OdpowiedzJeśli masz takie fotki to jak najbardziej się przydadzą. Najpewniej jako "siła argumentów" oby nie jako materiał dowodowy dla sądu - bo w Polsce sprawy gospodarcze są bardzo drogie, długie i skomplikowane (niestety)
OdpowiedzMam fotki. Dzięki za motywację - przywracacie mi poczucie sensu funkcjonowania na tym portalu.
Odpowiedzzawsze możesz jej odpisać by się nie fatygowała przyjazdem. Sam specjalnie dla niej zdjęcia porobiłeś. I wyślij jej TE zdjęcia :> Może zrozumie aluzję.
OdpowiedzMoże da się gdzieś na jej stronie wcisnąć zdjęcia które Ty zrobiłeś? W komentarzach, księdze gości. To by pewnie dało do myślenia jej przyszłym klientom.
OdpowiedzJeśli macie spisaną umowę to lepiej załatw sprawę tej 1/4 wynagrodzenia na piśmie. Zostawianie na zasadzie "nie mam nic do powiedzenia" może skończyć się procesem - który pewnie przegrasz. No bo czemu masz nie zapłacić, skoro nie zgłosiłeś pretensji co do wykonania? Poczytaj przepisy o rękojmi.
OdpowiedzSzwas, Bloodcarver, dzięki, ok, przejrzę tę umowę. Pretensje zgłaszałem, mailowo, mam całą korespondencję.
OdpowiedzJak masz jakieś fotki z prac to też się przydają jako ewentualne dowody.
Odpowiedz