Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przeglądając moje historie z zeszłego roku, natrafiłem na cykl anegdotek dotyczących korepetycji…

Przeglądając moje historie z zeszłego roku, natrafiłem na cykl anegdotek dotyczących korepetycji z matematyki. Wspominałem swego czasu o piekielnej mamuśce, która zjechała mnie równo za to, że jej syn zdobył "tylko" osiemdziesiąt sześć procent na maturze. W tym roku również miałem do czynienia z piekielną matką - tylko jedną, ale do tego stopnia niesympatyczną, że wystarczy na kilka kolejnych lat.

Przygotowywałem do matury bardzo miłą, wesołą dziewczynę. Udało nam się znaleźć wspólny język już na pierwszej lekcji, współpraca z uczennicą szła pomyślnie - co innego z jej matką, ale o tym opowiem za moment. Dziewczyna była dość specyficzną osóbką - długie glany, kolczyk w łuku brwiowym, krótka, postrzępiona fryzurka, spodnie bojówki etc. (ta informacja przyda się później). Ze wstępnej rozmowy z matką dziewczyny dowiedziałem się, że jest bardzo słaba z matematyki (i nie tylko z matematyki), że jest leniwa, że trzeba przymuszać ją do nauki, że nie ma w sobie odrobiny ambicji. Nie wiedziałem jeszcze, czy to, co powiedziała mi matka, ma coś wspólnego z rzeczywistością, ale sama rozmowa bardzo mnie zniesmaczyła. Wyglądało to mniej więcej tak:

[M]atka uczennicy: Ta moja M. jest strasznie głupia, ja nie rozumiem, jak można być tak głupim teraz, kiedy nawet po studiach ciężko jest o pracę. Ja jej to codziennie mówię, a ona nic, dalej się nie uczy, ma wszystko w nosie. Niech chociaż tę maturę w miarę dobrze zda.
[Ja]: Dlaczego pani sądzi, że pani córka jest głupia? Jak dla mnie to zbyt mocne słowo...
[M]: Już panu mówiłam, nie uczy się, nie ma ambicji, jedzie na dwójach, trójach, jak czwórkę dostanie, to święto mamy w domu. Z tej matematyki to pożal się Boże, trzecią jedynkę wczoraj dostała.
[Ja]: Próbowała pani zmobilizować córkę do nauki?
[M]: Cały czas to robię. Proszę, błagam, żeby chociaż w szkole mi wstydu nie przynosiła, żeby normalna była. Ale gdzie tam, nic nie dociera.
[Ja]: Pozwoli pani, że zrobię córce test sprawdzający, bo może problem nie polega na tym, że córka się nie uczy...
[M]: Nie uczy się! Udaje, że siedzi w tych książkach, ale kto ją tam wie, o czym wtedy myśli.
[Ja]: Sam to sprawdzę.
[M]: Niech pan robi co chce, ona ma dobrze zdać tę maturę, bo nie wiem, co jej zrobię. Żeby to chociaż ładne było, ale też nie... chodzi w jakichś obdartych, męskich ciuchach, jak szmaciara, w ogóle nie dba o siebie. Kto ją z takim wyglądem do pracy przyjmie? Gdyby pan miał okazję poznać moją drugą córkę... śliczna, mądra, umie się ubrać. Jest na trzecim roku medycyny.
[Ja]: Dobrze, dobrze. Ja tutaj zajmuję się pani młodszą córką. Zrobię co w mojej mocy. Będziemy w kontakcie.

I tak Bogiem a prawdą nie miałem ochoty "być w kontakcie" z tą kobietą, choć niestety było to nieuniknione. Przede wszystkim współczułem tej dziewczynie matki - moja mama przykładowo nigdy nie wyrażała się w ten sposób o swoich dzieciach przy obcych, a przecież nie byliśmy aniołkami.

Jak obiecałem, zrobiłem uczennicy test - nie wypadła w nim najgorzej. Przerabialiśmy materiał powoli, spokojnie, jeśli czegoś nie rozumiała - tłumaczyłem dwa razy, trzy razy, przy trygonometrii dobiliśmy do dziesiątego razu, bo ten dział szczególnie jej się nie podobał. Przeczuwałem, że dziewczyna nie ma oparcia w matce - jeśli rzeczywiście codziennie słyszała od niej, że jest głupia, brzydka i beznadziejna, i w ogóle niepodobna do siostry, nie było dla mnie niczym zaskakującym, że nie potrafiła skupić się na nauce. Chwaliłem ją, kiedy zadania wychodziły jej dobrze, nie złościłem się, gdy robiła je niewłaściwie. Nie chciałem, żeby działała pod presją (wyłączając presję czasu) ani też, żeby na siłę próbowała udowodnić, że nie jest jednak beznadziejna.

Po dwóch miesiącach okazało się, że jest całkiem niezłą matematyczką. Zadzwoniłem do matki. Tym razem wyjątkowo nie usłyszałem tych okropnych komentarzy dotyczących uczennicy. Opowiedziałem o postępach w nauce, podzieliłem się refleksją, że dziewczynę trzeba właściwie zmobilizować, chwalić, być cierpliwym i zapowiedziałem, że zacznę dawać jej zadania do rozwiązania w domu.
Dziwnie czegoś, "prace domowe" wypadały o wiele gorzej na tle zadań wykonywanych pod moim okiem. Zaskoczyło mnie to, ponieważ na korepetycjach rozwiązywała ćwiczenia sama, a ja sprawdzałem je i ewentualnie omawiałem błędy. Musiałem ponownie skontaktować się z piekielną mateczką.

[Ja]: Czegoś tu nie rozumiem. U mnie pani córka rozwiązuje poprawnie 75% zadań, a w pracach domowych ciągle robi jakieś śmieszne błędy...
[M]: A jak ona niby ma to robić dobrze, skoro zabiera się za to o osiemnastej, a nie od razu po szkole? Mówiłam jej to, no ale przecież wyjście z koleżanką jest ważniejsze niż nauka! Dwa dni temu ją za to zrugałam, a wczoraj znowu to samo... I co ja mam zrobić? To stara krowa (tak! tak powiedziała), w domu jej nie zatrzymam.
[Ja]: Proszę tak nie mówić. Spokojnie. Córka potrzebuje kontaktu z ludźmi, nie może żyć samą nauką. Moim zdaniem ona żyje w zbyt wielkim stresie.
[M]: Stresie? Jakim niby stresie? Ma idealne warunki do nauki, nikt jej w tym domu nie krzywdzi.
[Ja]: Może jednak powinna pani podchodzić do spraw córki z większym dystansem?
[M]: Sugeruje pan, że to moja wina? Jej wina, bo jest leniwa i mało inteligentna.

Gdyby nie zależało mi na tej dziewczynie (w sensie czysto naukowym - zależy mi na każdym, kogo przygotowuję do klasówki tudzież egzaminu), w tym momencie odmówiłbym dalszej współpracy. Pracowałem z uczennicą do ostatniego dnia przed egzaminem maturalnym, rozwiązywała przy mnie arkusze (nie jestem egzaminatorem, ale jak na mój gust - szło jej dobrze), wyjaśnialiśmy wątpliwości. Czasami zostawała dłużej po zajęciach - rozmawialiśmy, nagle zaczęła mi opowiadać o swoich kłopotach z matką, o tym, że bardzo się stara, ale w domu i tak nikt tego nie docenia, bo liczy się tylko jej starsza "idealna" siostra, że czuje się jak czarna owca w rodzinie.

Sprawdziły się moje przypuszczenia co do rzeczywistej sytuacji tej dziewczyny - nie skupiała się na tym, co robi, bo bała się, że znowu będzie źle, że znowu zgarnie cięgi od matki...
Napisała maturę. Wszyscy troje, ona, jej matka i ja, czekaliśmy na wyniki. 30 czerwca zadzwoniła piekielna matka.

[M]: Czterdzieści procent, rozumie pan? Czterdzieści. Z innych przedmiotów nie lepiej.
[Ja]: Nie wierzę. Rozwiązywała arkusze. Sama. Czasami dochodziła nawet do siedemdziesięciu...
[Ja]: Mówiłam panu, że ona jest głupia. Przecież jeszcze przed wyjściem ją ostrzegałam, żeby znowu nie zrobiła mi wstydu, żeby raz w życiu zrobiła coś dobrze. I na tyle się moje gadanie zdało. Sama nie wiem, co o tym myśleć. Może zbyt łagodnie się z nią obchodziłam. A może pan nie był do końca obiektywny... W każdym razie dziękuję za dobre chęci.

Dzień później otrzymałem SMS od mojej, byłej już, uczennicy: "Szkoda, że to już koniec korepetycji z matmy. Z panem mogłam tak fajnie, szczerze pogadać."

Nie potrafię nawet odpowiednio podsumować tej historii. Brak mi słów.

by HerrAndreas
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Katsu
45 45

Szkoda dziewczyny. Najgorsze, że matka nie widzi nic złego w takim postępowaniu. To nie jest do cholery mobilizacja, człowiek tylko bardziej się stresuje a ze stresu to człowiekowi się wszystko miesza. Szkoda gadać..

Odpowiedz
avatar Hagen666
20 20

Bo "starsza córka jest przecież na medal"

Odpowiedz
avatar Mirame
12 14

Mnie właśnie to, ze matka nie widzi nic złego dobija najbardziej... Rodzice to skadinąd bardzo ważne osoby w naszym życiu i ich słowa mogą mieć bardzo duży wpływ na dziecko, także w dorosłym życiu, nie każdy jest tak silny psychicznie, by się oprzeć. Obawiam sie, że ta dziewczyna w końcu się moze poddać, w bardzo złe towarzystwo wkręcić, dochodząc do wniosku, że "i tak jest do niczego", bo przecież od lat to słyszy i może naprawdę niefajnie skończyć... Wiesz co, autorze, może wyślij tej mamie linka do historii, zachęcając do przeczyatnia i przemyślenia... a nuż trochę się jej oczy otworzą i zrozumie, jak wielką krzywdę wyrządza młodszej córce...

Odpowiedz
avatar karakar
10 12

Przez zachowanie jej matki jej organizm wydziela kortyzol, a ten znacznie utrudnia dostęp do pamięci długotrwałej.

Odpowiedz
avatar martka89
25 25

A pogadać przecież nadal możecie :P

Odpowiedz
avatar HerrAndreas
26 26

Jeśli tylko zechce - ma przecież mój numer, e-mail. Zawsze może zadzwonić albo napisać, ja jej swojego czasu nie odmówię. Może sam za jakiś czas zadzwonię i zapytam, co u niej słychać. Chciałbym usłyszeć, że matka w końcu zrozumiała swój błąd.

Odpowiedz
avatar CytrynowaTrawa
23 27

Tylko uważaj takie nieszczęśliwe dziewczyny bardzo łatwo się zakochują, zjawia się ktoś kto w końcu rozumie, w kim czuje oparcie i komu ufa. To czasem wystarczy i kiedy zrozumie, że nic z tego... będzie 100 razy gorzej. Nie chcę tu pisać czarnych scenariuszy, tylko ostrzegam, przecież wiem jakie bywają nastolatki ;)

Odpowiedz
avatar maille
16 16

niestety takie mamusie nigdy się nie zmieniają, wiem z doświadczenia :/

Odpowiedz
avatar bazienka
7 11

Ja bym zwróciła matce uwage na to, że jak w ten sposób "motywuje" córkę, to ona i tak nie ma po co sie starać skoro niezależnie od wyniku będzie źle, a na pewno gorzej od siostry, może cos do głowy wejdzie.. dziewczynę zaprosiłabym do psychologa... a maturę można przecież poprawić:)

Odpowiedz
avatar Kyllan
3 5

Też mi to przyszło do głowy - może dobry psycholog rodzinny, który potrafiłby porozmawiać przede wszystkim z matką coś by zmienił. Jeżeli znasz kogoś takiego to może im zasugerujesz? Ciebie matka mogła postrzegać jako specjalistę tylko od matematyki, może psychologa bardziej posłucha.

Odpowiedz
avatar atheo
17 19

Ale to działa i w drugą stronę... Gdy ambicje rodziców co do dziecka są zbyt wysokie. Bo ty jesteś najmądrzejsza, idź na studia i tak dalej... Ale to taka moja dygresja :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
16 22

Ja bym tego babsztyla nie nazwał matką.

Odpowiedz
avatar gecko
28 28

Moja wychowawczyni w liceum miała podobny sposób motywowania nas. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jaki tragiczny skutek miałoby to samo przeniesione na usta własnej matki. Może to zabrzmi płytko i na wyrost dramatycznie, ale im dłużej czytam piekielnych, tym bardziej doceniam własnych, kochanych rodziców.

Odpowiedz
avatar HerrAndreas
18 18

Ja chyba powinienem podziękować mojej mamie i mojemu tacie za to, że dali mi wręcz idealne warunki do rozwoju. Mieli inne dzieci, mogli sobie wybrać ulubieńca, ale tego nie zrobili. Dostawaliśmy czasem klapsy, upomnienia, ale żadne z nas nigdy nie odczuło, że jest jakoby "gorsze" od reszty rodzeństwa. Nie, to nie brzmi płytko - to po prostu prawda. Powinnyśmy się cieszyć, że mamy takich rodziców, nie w typie matki z powyższej opowieści.

Odpowiedz
avatar MojaMalaAmi
9 11

No ja pierdziele, normalne jest to ze jak jest pierwsze dziecko to jest dla rorzicow wszystkim, ale jak juz jest 2 dziecko to milosc powinna byc dzielona po rowno, bez zadnego faforyzowania. pamietam jedno zdanie ktore powiedzial moj ojciec w czasie kiedy jeszcze zyl: " mam 2 synow, oni sa jak dwa palce u dloni, ktoregokolwiek utniesz, bedzie krwawil tak samo" naprawde madrym czlowiekiem byl moj ojciec, zaluje tylko ze przez moja glupote wszystkiego nie widzialem wtedy kiedy zyl :(

Odpowiedz
avatar Cirilla
5 5

Mam trójkę rodzeństwa, nigdy nie czułam się faworyzowana, wręcz przeciwnie - jeśli któreś z nas coś przeskrobało poważniejszego (np. brat rzucał się z kolegami kamieniami, a ja dostałam jednym w głowę) dostawaliśmy lanie wszyscy po równo (taak, jestem jeszcze z pokolenia wychowywanego w pełnym stresie przed ojcowskim pasem), niezależnie od winy. I chociaż każdy popełnia błędy wychowawcze, to takie zachowanie matki to totalne przegięcie.

Odpowiedz
avatar secret
19 21

Matka zupełnie jak moja, tylko o wstydzie mówi... 90 procent a czemu tak mało? (...) Współczuć tylko tej dziewczynie że tak to znosiła.

Odpowiedz
avatar nimikina
23 27

I zupełnie jak moja. Kiedyś kochałam nauki ścisłe i cały czas brałam udział w jakiś konkursach. Komentarze? "Srebrny medal? Dlaczego tylko srebrny?!", "Boże, trzecia w klasie jest. TRZECIA! Jak możesz? Natalia jest druga w szkole!" (I druga w mojej klasie, bo w końcu byliśmy najlepszą klasą i podium nasze było podium szkoły...). "Idziesz na kolejny konkurs matematyczny? Poco ona cię tam wysyła? I tak nie wygrasz i znowu będzie 4 miejsce!" (szyderczo. A 4 miejsce boli wystarczająco, słuchać tego nie trzeba) "Zajęłaś 9 miejsce w tym ostatnim (międzynarodowym) konkursie plastycznym. Dyplom ma plastyczka, bo to wstyd takie dalekie miejsce, więc nam jest niepotrzebny". Konsekwencje? Po co się uczyć, jak i tak jest źle? Pierwszą gimnazjum przejechałam na materiale z podstawówki (a jednak coś umiałam, skoro nie chodząc do szkoły i nie ucząc się ciągle łapałam 4...), drugą podobnież (tu już były 3, ale ciągle). W trzeciej, w drugim semestrze wyciągnęłam wyróżnienie a egzamin napisałam na 74,4punkty (na 100). Nie ucząc się niemal wcale i z frekwencją poniżej 30% (nie zostałam wyrzucona dzięki orzeczeniom z poradni). Paradoksalnie matka się cieszyła i nawet powiedziała mi, że jest dumna z tej 4 z fizyki (przeżyłam szok, kiedy pani oddała mi ostatni test z tą zakreśloną w kółka czwórką i adnotacją, że pół punktu brakło do 4+... Bo fizyki nie lubię) i z tych 6 z biologii i geografii (jedynych przedmiotów, których czasem się pouczyłam, tak żeby mi mózg nie umarł. Bunt buntem, ale jakąś przyszłość trzeba mieć). I nie skomentowała 4 z matematyki (tu bunt bolał, ale nie dam się poniżać). I w sumie myślałam, że się nauczyła, że zdolne dziecko to nie cyborg i ma uczucia. Ale nie. Są wakacje. Krzyczy na mnie, że mam się uczyć żebym jej wstydu w LO nie przyniosła. Nosz do cholery, jak mam jej przemówić do rozsądku?! (Przed buntem były próby samobójcze i okaleczanie, jeszcze przy srebrnych medalach. I próba skoczenia z dachu szkoły przy drugim miejscu w konkursie historycznym. A po otrząśnięciu się z debilizmu próby zaciągnięcia jej na terapie rodzinne do psychologa. Nic nie działało. Potem bunt. I nie zadziałał. A teraz to już bunt odpada, bo uczyć się zamierzam, w końcu marzenia same się nie zrealizują. Ale, do jasnej cholewki, kiedyś jej coś zrobię, jak jeszcze raz mi powie, że przynoszę jej wstyd niosąc dyplom o którym marzyło kilka tysięcy moich rówieśników ==")

Odpowiedz
avatar katem
11 13

Nimkina, nie daj się sprowokować, jesteś mądrą osobą i olej to - spróbuj się uniezależnić od jej ocen (domyślam się, że to trudne, bardzo trudne, ale poćwiczysz i Ci się uda).

Odpowiedz
avatar Czekoczeko
3 3

A nie próbowałaś powiedzieć jej wprost, że to ględzenie odnosi skutek przeciwny do zamierzonego? Może nie tymi słowami, ale często bywa, że szczera rozmowa pomaga.

Odpowiedz
avatar ardilla
2 4

@nimikina - też jakbym o swojej matce czytała. I w historyjce Adreasa, i w twojej. W wieku szkolnym nabawiłam się ciężkiej nerwicy, nie leczonej, bo "sobie wymyślam, co za głupia słonica, nie potrafi wysłuchać krytyki, wynoś się do pokoju, fizykę powtórz!". Porownania też były. Z braku siostry porównywała mnie do kuzynki, która miała ambicje pustaka - chłopaki, ciuchy, dyskoteki, a dramatem był złamany paznokieć. "No popatrz na kuzynkę! Dlaczego się tak nie ubierasz/zachowujesz?" Teraz jestem po studiach, i całkiem dawno je skończyłam, mam własną rodzinę, a matka nadal powoduje u mnie instynkt ślimaka (na jej widok chowam się głęboko w swoją skorupę). Gdyż nadal słyszę wyrzuty pod hasłem "jak beznadziejnie wychowujesz dziecko", "jak beznadziejnie prowadzę dom". Próby rozmowy spełzają na niczym. Ona wie lepiej lub najnormalniej w świecie UDAJE, że nie słyszy co do niej mówię i zmienia temat. Jedyną opcją jest trzymanie jak najdalej od siebie - odwiedza mnie raz na kilka lat. Ja ją również. I wcale nie żałuję.

Odpowiedz
avatar Chrupki
20 22

hehe, znam to, ale w starszym systemie: piątka z matury? A czemu nie celujący? Na matkę brak słów.

Odpowiedz
avatar miss_young
2 4

Moja mama jest normalna, ale moja ciocia to hardcore. Jej syn kończył w tym roku technikum z tytułem laureata olimpiady, maturą z matmy zdaną na 80+% (nie pamiętam dokładnie) i angielskim na 96% i średnią 5,15, a ciocia mu powiedziała, że jak on mógł takie świadectwo do domu przynieść, czwórka z matematyki! Gdyby się postarał bardziej to miałby 5... Aczkolwiek to był jedyny taki przypadek, żeby okazała chore ambicje. Chyba ją dobił stres maturalny(na noc przed maturą kuzyna nie mogła spać). Poza tym incydentem jest świetną kobietą i matką:)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

Moja mama zawsze mi powtarzała i powtarza, że uczę się dla siebie i pracuje na swoją przyszłość. Pamiętam jak dziś jak dostałam najgorszą ocenę w moim życiu 2+ albo 3- . Mama tylko mnie przytuliła i powiedziała że na pewno następnym razem będzie lepiej i że jak chcę to mogę to przecież poprawić. Miałam w tedy 11 lat. Piekielny był ojczym który dobił mnie psychicznie. (Ponieważ mam naprawdę wielkie ambicje i zazwyczaj nie dostaje innych ocen niż 4,5,6) Było to dla mnie przykre, szczególnie kiedy usłyszałam "no wiesz x? X?! Co ty sobie myślałaś! A co inni dostali? M.(zazwyczaj słabsza ode mnie z nauki przyjaciółka) dostała 4-?! A P.(klasowy kujon) 5?! Masz mi to poprawić, zawiodłem się na tobie! Przykre to dla mnie było i jest bo nawet jak jestem w czymś najlepsza ale nie mam max. punktów/ najwyższej oceny to nie ma gratulacje tylko czemu tak słabo, ucz się więcej ect.

Odpowiedz
avatar Bryanka
21 23

"Stresie? Jakim niby stresie? Ma idealne warunki do nauki, nikt jej w tym domu nie krzywdzi." - znam to bardzo dobrze. Wolałam iść się uczyć do babci, albo gdzieś daleko od domu, byleby nie słyszeć, że mam zdać lepiej "od Kasi i Zosi bo inaczej będzie wstyd", a teksty "udaje, że się uczy" też pamiętam. Matka opowiadała tak wszystkim koleżankom o mnie, że "bez ambicji, siedzi nad książkami i udaje, że się uczy, a wasze dzieci to takie fajne i zdolne, moja taka leniwa i kiepska ze wszystkiego". Myślę, że powodem uzyskania tylko 40% były te "ostrzeżenia" przed wyjściem. Stres załatwił wszystko.

Odpowiedz
avatar HerrAndreas
13 15

Też tak uważam. Otrzymałem sygnał na samym początku, próbowałem przemówić matce tej dziewczyny do rozumu, ale oczywiście ona wiedziała najlepiej, jak trzeba mobilizować córkę do nauki. Rezultat widoczny na świadectwie maturalnym. Nas było sześcioro w domu. Mama nigdy (NIGDY!) nas nie porównywała, nigdy nie robiła podziałów na lepsze i gorsze dzieci. Każde z nas było inne - wszyscyśmy wybrali dalszą drogę kształcenia po liceum odpowiednią dla siebie i swoich możliwości, każde inną. Ale... ja mam 38 lat, to już inne pokolenie. Może wtedy były po prostu inne czasy. A może miałem szczęście wychowywać się w normalnej rodzinie?

Odpowiedz
avatar Bryanka
9 11

Dodatkowo jeszcze moja mama bombardowała każdy mój pomysł swoimi uwagami i "ulepszeniami", bo ja przecież spieprzę sprawę jak sama zacznę coś planować. Próba terapii rodzinnej była, dopiero ojczym się wściekł i wywrzeszczał matce, że ma mnie zostawić w spokoju. Jednak powiem szczerze, że lata życia pod presją odbijają się na zdrowiu psychicznym. Nie wiem jaka będę dla swoich przyszłych dzieci, ale będę się starała nie popełniać błędów mojej matki.

Odpowiedz
avatar HerrAndreas
8 10

Brawa dla ojczyma! Nie miałem przyjemności z tatą tej dziewczyny, ale czasem mógłby ruszyć tyłek. Chyba że... jest taki sam, jak jego żonka.

Odpowiedz
avatar anahella
7 11

Niektórzy rodzice mimo że kochają swoje dzieci po prostu ich nie lubią. Pewnie dlatego, że sami siebie nie lubią.

Odpowiedz
avatar katem
9 11

Mam wrażenie, że niektórzy właśnie wcale tych swoich dzieci nie kochają - gdy dzieci są małe służą jako zabawki, a gdy podrosną - mają zaspokajać niezrealizowane przez rodziców marzenia, których tamtym się nie chciało, a po latach tego żałują.

Odpowiedz
avatar NiebieskiSweter
8 14

O tak. Porównuj dziecko, twierdź, że nic mu się nie chce, jest leniem, krzycz na nie. Dziw się, że źle się uczy...

Odpowiedz
avatar Monisia
10 12

szkoda mi tej dziewczyny... ale wiem co czuje, ja mam to samo w domu...

Odpowiedz
avatar nighty
17 19

Czuję się jakbyś o mnie pisał. Ja jestem w rodzinie tą głupszą, brzydszą, bardziej leniwą i mniej rozgarniętą w porównaniu do ślicznej, towarzyskiej, pracowitej i genialnej starszej siostruni. Jestem o nią piekielnie zazdrosna. Niestety, zanim ja się urodziłam, siostra już zdążyła "przyzwyczaić" rodziców do tego że jest śliczna, towarzyska i niesamowicie uzdolniona (w wieku 6 lat poszła do szkoły, niższej oceny niż 4 nie dostawała prawie nigdy, pasek na świadectwie to była norma. W liceum miała pasek na świadectwie i wzorowo zdaną maturę, oprócz tego szkołę muzyczną (flet poprzeczny i gitara), wolontariat i jeszcze miała mnóstwo czasu na imprezy z licznymi znajomymi. Robiła dwa kierunki studiów jednocześnie, miała na obu stypendium, oprócz tego wolontariat i imprezy z licznymi znajomymi). Po mnie oczekiwali tego samego. Niestety, zdolności artystycznych mam zero, uroda nieszczególna, a oceny niby dobre, ale nie w porównaniu z nią. I w dodatku mam spore problemy z nawiązywaniem kontaktów...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 25 lipca 2012 o 16:45

avatar Palring
3 5

U mnie było nieco inaczej. To ja jestem starszy, to ja zawsze uczyłem się lepiej. Dla matki jednak to ja byłem gorszy, głupszy, leniwy itp. Kiedyś mi to strasznie przeszkadzało i prawdopodobnie przez to zamiast 5 dostawałem 3 (brat nawet takich ocen nie miał, a i tak zawsze była gadka, jaki to on mądry). W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że nie ma sensu przejmować się takim gadaniem i nie potrzebuję aby ktokolwiek mnie doceniał, bo wszystko robię dla siebie, a nie dla matki czy znajomych. Ciągle mi wmawiała, że do niczego się nie nadaję, że nigdy nie znajdę pracy, bo jestem leniem. Brat zawsze był ideałem. Pracowity, zdolny. Ja dostałem 4, to stała z pasem i darła mordę "dlaczego nie 5?". Brat dostał 2 - "bo on to taki roztrzepany jest... bo woli w piłeczkę grać zamiast się, uczyć, ale gdyby się przyłożył, to dostałby 6 nawet". Śmiesznie wygląda nasza kariera zawodowa. Na staracie on był na lepszej pozycji, zarabiał więcej, miał lepszą pracę. Trwało to może rok albo dwa. Później radykalnie się odmieniło. Teraz nie zarabia nawet połowy tego, co ja... chyba nie jest jednak taki pracowity jak mamusi się wydawało ;-)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 8

Moja koleżanka ma podobnie w domu. Zabrakło jej jednego punktu do bycia laureatką z konkursu z biologii w gimnazjum. Reakcja ojca - "mówiłem, że się nie uda". I dowiedziałam się od rodziców tej koleżanki, że zajdzie w ciążę na pierwszym roku studiów. Szkoda gadać.

Odpowiedz
avatar Hoszanna
4 6

To jest dopiero zabawne. Ja miałam zajść w ciążę w wieku 16 lat. Jak nie wtedy, to jak poszłam na studia. Ale była panika. Nadal na tę ciążę "czekam", nieprzerwanie od 5 lat. No ale jak moja mama zaszła w wieku lat 18, to co się dziwić (:

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Moja miała 20. A do szkoły chodziła na drugim końcu Polski jak mieszkała. Co przyjechała to była w ciąży. Nie przez rodziców, ale przez sąsiadów. Ostatecznie 'zaciążyła się' jak była już we własnym domu po skończeniu szkoły. :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 lipca 2012 o 22:43

avatar Sniegoslava
9 11

Uwielbiam moich rodziców - wyjdź gdzieś, oderwij się od książek, wymarzone studia nie w tym roku to w następnym, matura to tylko matura... Uczyłam się dla siebie, nie dla nich. I to chyba jest najlepszy możliwy system, dlatego też skończyło się tak, jak się skończyło i wszystko się udało.

Odpowiedz
avatar AleToNic
8 10

Jakbym czytała o moich rodzicach... "Niby skąd te słabe oceny ? Romansować Ci się zachciało ? Przecież miał być pasek na świadectwie !" itd, itd... A w roku szkolnym "Masz mi to zdać na 5, z niższą oceną nie pokazuj się w domu ! Taki prosty temat a ty tylko 3 dostałaś ? Jak tak mogłaś, przecież tylko totalny idiota może z tego dostać 2/3 !". No cóż, z niektórych przedmiotów orłem nie jestem (np. chemia, fizyka) i takie słowa wypowiadane przez rodziców ostrym tonem bolą i nie motywują do niczego :( Również te dotyczące wyglądu "Ty jesteś taka gruba, schudnij, najlepiej żebyś nic nie jadła" (dosłowny cytat mojego ojca), albo dialog między mną a rodzicielem: - Mogłabyś coś zrobić z tymi włosami, wyglądasz jak czarownica ! - To może tato dałbyś mi jakieś pieniądze na fryzjera - Też jej się fryzjerów zachciało, myślisz, że nie mam innych wydatków niż Twój fryzjer !?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 lipca 2012 o 21:47

avatar Maura
2 6

Taki korepetytor to skarb. A matka? Na stos z nią...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

:-)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 września 2012 o 17:23

avatar nighty
5 5

U mnie na odwrót, za szczupła jestem (158 cm i 41 kg) :/ "Mężczyzna to szuka kobiety a nie kościotrupa!"...

Odpowiedz
avatar mrpkrejzolka
2 2

Tak samo jest u mnie z rysowaniem i malowaniem... "Znowu zajmujesz się głupotami, pouczyłabyś się!" (Orłem nie jestem, ale nigdy nie miałam średniej niższej niż 4.0) "Liceum plastyczne, a jaką pracę po tym znajdziesz?" "Przecież ty nawet nie jesteś w tym dobra!"...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

kiedyś próbowałam rysować coś w stylu mangowych obrazków, to słyszałam "znowu te wielkookie lalki rysujesz"...

Odpowiedz
avatar ardilla
3 3

Mam talent do pisarstwa. Od trzymania długopisu zrobił mi się taki garbek na palcu, który przez lata nie chciał zejść :-). Niestety, pisałam zawsze w tajemnicy - nocą pod kołdrą, na przerwach w szkole, wakacje to był raj! Gdyż zawsze jak matka mnie "nakryła", były hasła "znowu się głupotami zajmujesz! Durna jesteś czy co?". Pisałam do szuflady, nigdy z nikim się pomysłami, wątpliwościami itp nie dzieliłam, bo według mnie reakcja była oczywista - wyśmianie przez każdego, kto się dowie o moich "wypocinach". Nawet teraz, gdy mam bardzo wyrozumiałego męża, trudno jest mi "wyspowiadać się" z moich pomysłów na historię. ZAWSZE, ale to ZAWSZE jest dla mnie wielce pozytywnym zaskoczeniem fakt, że on wysłuchuje z zainteresowaniem, dopytuje, daje kilka propozycji i dobrych rad... A czytając komentarze, doszłam do wniosku, że powinniśmy stworzyć jakieś forum, na którym będziemy się codziennie dowartościowywać :-D

Odpowiedz
avatar bromba13
6 8

Tak czytam i czytam i włos mi się na głowie jeży (dobrze, że mam krótkie). Zgadzam się z Wami, że takie "motywowanie" odnosi wręcz odwrotny skutek. Sama zawsze uważałam się za trochę wyrodną (w stosunku do moich koleżanek) matkę. Nigdy nie trzęsłam się nad jej ocenami. Dwójka, czy jedynka to też stopień i mądry uczeń wyciągnie z nich wnioski. Do bólu powtarzałam, że uczy się dla siebie chociaż w podstawówce i gimnazjum te słowa to czysta abstrakcja. A że przy okazji ma zdolności plastyczne to wiadomo jakie liceum wybrała. I tu było odwrotnie - to ja namawiałam ją, żeby stawała do konkursów bo dla niej, jej prace "nie nadawały się". Zdobyła parę nagród i przynajmniej na polu artystycznym uwierzyła w siebie. Co do "konkretnej" nauki to realizowała plan minimum; często na granicy zagrożenia i nieklasyfikowania (frekwencja). Z jakim skutkiem? Maturę zdała w czołówce; na studia, które sobie wybrała dostała się bezproblemowo. A że i wyglądem odbiega od "zwyczajnych" dziewczyn w jej wieku to czasami cytujemy sobie Kabaret "Ani Mru Mru": Mamusiu, czy jaj jestem jakaś dziwna? Nie córeczko, jesteś po prostu oryginalna. Ale w tym wszystkim jedno jest najważniejsze - z dzieckiem trzeba ROZMAWIAĆ - niezależnie w jakim jest wieku. Trzeba poznać jego potrzeby, pasje i takie tam... Może znajdzie się jakiś wspólny mianownik. Naszym jest muzyka i fotografia. I tak naprawdę każde dziecko jest wartościowe i mądre tylko na swój sposób. A mądra matka powinna to uszanować i zachęcać do rozwijania swoich zainteresowań, choćby były nie wiem jak dziwne. A dziewczyna pewnie miała swoje pasje, których mamusia nie rozumiała (a czego nie rozumiemy tego się boimy) i stąd jej zachowanie.

Odpowiedz
avatar FaceOfInsane
1 5

Może jakbyś mnie zmuszała do nauki to właśnie dostawałabym Nobla, a tak skończę gdzieś pod mostem ;) A tak całkiem serio - matek jak Ty wciąż brakuje i dziw mnie bierze, jak cała rzesza znajomych zazdrości mi rodziców, przytaczając coraz drastyczniejsze przykłady ich niezrozumienia i nietolerancji. Szkoda tylko, że większość rodziców zapomina zupełnie o rozmowie z dzieckiem i traktuje je jak bezwolne roboty mające się uczyć i spełniać niespełnione ambicje mamusi i tatusia. PS Mamo ja naprawdę jestem po prostu dziwna ;)

Odpowiedz
avatar MossyOak
1 3

Czytam Wasze komentarze w których utożsamiacie się z bohaterką wpisu... i ja też napiszę, że czuję się jakby to było o mnie. I choć te rzeczy przeżyłam dawno temu to emocje z tym związane są nadal silne. Na tyle silne, że teraz jestem w trakcie terapii u psychologa - tak, właśnie z powodu przeżyć podobnych do tych z tej opowieści. Mam 2 malutkich synków i nigdy nie pozwolę żeby przeżywali coś takiego.

Odpowiedz
avatar voytaz
2 4

Bardzo współczuję tej dziewczynie, również wiem z doświadczenia co ona przeżywa. Mam przez to pewne problemy psychiczne, tzn takie poczucie swojej beznadziejności, tylko dzięki małej grupce znajomych sobie z tym radzę :/ Nigdy nie wybaczę ojcu faworyzowania za wszystko mojego brata. Ja zawsze byłem tym gorszym, wszystko co złe to moja wina. Wiele ludzi bagatelizuje ten problem, uważa, że on nie istnieje, a jednak ciężko jest być wesołym, chętnym do nauki i pracy słuchając codziennie o sobie takich informacji :(

Odpowiedz
avatar piffling
2 4

Oj skąd ja to znam :/ Zawsze byłam ta głupsza, brzydsza, grubsza niż mój starszy brat. To co on robił było idealne, to co ja już niekoniecznie. Jeśli mój brat nie posprzątał, nie zmył naczyń, nie przygotował obiadu nic się nie działo, jeśli ja czegoś nie zrobiłam była awantura. Na pytanie czemu do niego nie ma pretensji, moja mama zawsze mi odpowiadała: "no przecież ty jesteś dziewczynką!" Sytuacja unormowała się po tym jak brat wyjechał i się ożenił chociaż czasem zdarzało mi się słyszeć, że teraz nie będę miała na kogo zwalić jak czegoś nie zrobiłam ( nigdy nie zwalałam nic na niego, po prostu co jakiś czas nie wytrzymywałam i nie robiłam tego co powinien robić on, było to odbierane jako zwalanie winy) Jedyna dobra rzecz to to, że ogólnie moja mama nie robiła mi innych problemów, na pewno była łagodniejsza niż ta z historii, odczuwałam że mnie kocha, problematyczne były tylko sytuacje kiedy porównywała mnie z bratem bo wtedy byłam na straconej pozycji, poza nimi było dobrze :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 lipca 2012 o 22:47

avatar Arbuz
0 2

I jeszcze ta stara rura musiała biedną dziewczynę na samym wyjściu z domu, tuż przed egzaminem zestresować?? Kurde, z jednej strony to dlatego, że starsza córka "podniosła poprzeczkę" i piekielnej matce się chyba wydawało, że młodsza będzie kropka w kropkę... A tak btw. to ta starsza żyła na własną rękę?? W sumie to bym się nie zdziwiła, każdy chciałby uciekać od tejże matrony....

Odpowiedz
avatar kuli
-2 4

Z jednej strony matka nie aniol, ale dziewczyna znacznie przeceniana przez ciebie. Nie jest sztuka robic zadania, tuz po przerobieniu danego dzialu, gdy ma sie wiedze na swiezo i wie, ze zadania dotycza jednego konkretnego dzialu. Zwlaszcza, ze przy boku ktos, kogo mozna w kazdej chwili zapytac. To czy sie umie, zalezy od tego, jak czlowiek sobie radzi w takiej wlasnie stresujacej sytuacji, czy wtedy wiedza tez "przyjdzie". Dziewczyna ewidentnie nie ma glowy do nauki i lepiej dla niej, ze na zadne wybitne studia sie z tym wynikiem nie dostanie, bo tam tym bardziej nikt by za raczke nie prowadzil, a pierwszy egzamin ustny, gdy profesor nie bylby wcielonym aniolem, zakonczylby sie sromotna porazka.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

Znam to z doświadczenia. Bo co mi z tego, że dostanę 5 w szkole, skoro matka pocieszy się tym przez minutę a potem znowu będzie, jaka to ja zła i niedobra, a jaka moja siostra jest cudowna bez względu na wszystko. Ja całe życie będę takim wstrętnym dzieckiem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 6

zdziwiło mnie twoje oburzenie na słowa "stara krowa" - na mnie starzy tak mówili i w sumie jak sie tak nad tym zastanowie to jest to obraźliwe, ale dla mnie było normalką, nieraz mnie tak nazywali. myślałam że na dorastające dzieci tak rodzice mówią, jak chcą coś na nich wymóc "dorosłego" typu wykazanie sie odpowiedzialnością "taka stara krowa z ciebie, a...". dużo gorsze epitety od nich słyszałam, ale zawsze mi si wydawało, że normalne jest że rodzice tak na dzieci mówią typu gnoju, smarkaczu. dorośli chyba lubią tak okazywać swoją wyższość na dziećmi? ja bym tak nigdy nie powiedziała, ale ja tam zawsze byłam w mniejszości. może ty miałeś wyjątkowo miłych rodziców że tak cie to zdziwiło :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 lipca 2012 o 22:49

avatar Mimizu
2 2

Dokładnie, określenie "stara krowa - stary koń" przynajmniej u mnie w rodzinie funkcjonuje jako określenie kogoś kto już jest prawie dorosły i sam może decydować o pewnych sprawach. Jest to zawsze mówione z uśmiechem i sympatią.

Odpowiedz
avatar wesola_nana
0 2

Wiem, co czuła ta dziewczyna, tyle, że u mnie to babcia i tata "motywowali" mnie do nauki w ten sposób. Pamiętam, że kiedy szłam na test 6-klasisty rodziciel zadzwonił do mnie i powiedział: "Miej conajmniej z 35 punktów, bo inaczej to będzie wstyd ludziom powiedzieć". Miałam 28 punktów. Nigdy z nim na ten temat nie rozmawiałam.

Odpowiedz
avatar Biggy14
1 1

Skąd ja to znam... Mój brat mnie praktycznie maltretuje , ale wg. moich rodziców on sie tylko bawi...

Odpowiedz
avatar Jess_Rabbit
0 0

niestety takie sytuacje zdarzaja się bardzo często. W moim przypadku matematyka takze kuleje,kulała i kuleć będzie ale na szczescie moja matula (nauczycielka) gdzies w czasie 2kl gimnazjum zaprzestała "motywowania" córci krzykiem pod grozbą że będę chciała iść do zawodówki ;] Gdybyscie widzieli jej minę jak podrzuciłam na szafke oferty szkol zawodowych (fryzjer,kosmetolog i nawet elektrotechnik oraz spawacz)Odpuściła ruganie mnie za kolejne jedynki, ja wzielam sie za siebie uczyłam się stricte do matury z matematyki olewajac program gimnazjalny i licealny. Z nauczycielami pogadałam przedstawilam swoj plan ktory brzmial "pozwólcie mi robic minimum aby otrzymac promocje skupie sie na programie maturalnym,nie bede opuszczac zajec" Zgodzili sie :)Na swiadectwach 2 i 3 ale maturka na 8x % ;] Po zdanym liceum i maturze stwierdziłam jednak ze zawodówka byłaby lepsza...ot zderzenie z rzeczywistoscia rynku pracy :D

Odpowiedz
Udostępnij