Przy okazji licznych obron wśród znajomych, przypomniało mi się jak dość gwałtownie zakończyłam przygodę z pewnym uniwersytetem w południowej części kraju.
W trakcie II roku studiów, zdopingowana jakimś programem w TV, postanowiłam wziąć się za siebie. Byłam gruba - waga wahała się od 90 do 105kg, przy wzroście nieco ponad 1,7m. Raz w życiu mi to wyszło, i rzeczywiście zgubiłam ponad 30 kilogramów. Do tego zmieniłam fryzurę, sposób ubierania, ogólnie zmiana była tak duża, że rodzony brat nie poznał mnie kiedy wrócił po rocznej nieobecności w kraju. I w życiu by mi do głowy nie przyszło, że przez tę zmianę wyglądu będzie cyrk na uczelni.
W dokumentach - dowodzie, legitymacji, indeksie, prawie jazdy, miałam zdjęcia przedstawiające ′stare ja′. Pucułowata blondyna, w okularach, pozawijana w czarne t-shirty. Tylko w paszporcie była fota względnie aktualna, już z nową fryzurą, zresztą zmienioną właśnie na potrzeby tego zdjęcia, bez okularów. Paszport, dokument rzadko używany, wyrobiony tylko po to, żebym mogła wyjechać na koncert na Ukrainę, leżał sobie później spokojnie w szufladzie, a koniec końców uratował mi tyłek.
Ostatni, VI semestr licencjatu. Praca licencjacka prawie że gotowa, dopieszczana, obrona zaplanowana na połowę czerwca, tuż po sesji. I właśnie przy tej sesji zaczęły się jaja.
Dwa egzaminy, ostatnie na tym etapie studiów. Jeden z egzaminatorów na egzamin wpuszczał na podstawie indeksu, listy, karty osiągnięć, legitymacji i dowodu osobistego - takie dokumenty należało przedstawić. Moja kolej - wyżej wymienione przedstawiam, i słyszę - pani nie wejdzie. Gorąco mi się zrobiło, pytam dlaczego, o co chodzi? Pan egzaminator macha moimi dokumentami, krzycząc, że przecież ja to nie ja, że za koleżankę chcę do egzaminu podejść, że on policję wezwie! Ludzie z roku - mało nas było, każdy z każdym się znał - wstawiają się za mną, gotowi na wszystko przysięgać, że ja to ja, tyle że 30kg wcześniej. Nie i już - nie wpuścił mnie na salę, po egzaminie zawiadomił dziekana... i zostałam skreślona z listy studentów.
Policji uczelnia nie zawiadomiła, w sumie nie wiem czemu. W każdym razie, ja zaraz po tym skreśleniu rozpoczęłam walkę o przywrócenie, bo w końcu nic złego nie zrobiłam. Baby z dziekanatu patrzyły na mnie jak na kryminalistę, na nic zdjęcia, paszport, świadkowie, nawet mój promotor, który potwierdził że ja to ja i chudłam właściwie na jego oczach, nic nie wskórał. Skreślona i cześć.
Złożyłam chyba z 10 odwołań, podań, wniosków o przywrócenie.
W sierpniu, kiedy już w końcu się pogodziłam z tym, że niestety rok mam w plecy i w sumie nie wiem co dalej, poszłam do tego dziekanatu zabrać papiery - wcześniej nie zabrałam, bo liczyłam że jednak coś ugram. W dziekanacie wpadłam na naszego dziekana, dotąd cały czas niedostępnego dla mnie. Dziekanowi sprawa oczywiście znana, w końcu sam mnie skreślił z listy studentów, i - jak sądziłam - odrzucił kolejne podania. Zaczepiony, zaprosił mnie do swojego gabinetu. Rozmowa krótka, podczas której okazałam mu paszport, okazałam różne zdjęcia, powiedziałam, że mój promotor na pewno potwierdzi, że ja to ja, bo w końcu chudłam niemalże na jego oczach.
Dziekan pokiwał głową, podsunął mi kartkę papieru i kazał odręcznie napisać wniosek o przywrócenie na listę studentów - bo poprzednie, jak się okazało, w ogóle do niego nie dotarły.
Baby z dziekanatu uznały, że makulaturą od oszustki nie będą mu głowy zawracać i nie przekazywały tych moich pism. A ja też, głupia, nie wiedziałam, że w takich sprawach decyzje są na piśmie i wierzyłam babom, kiedy mówiły że decyzja negatywna.
W każdym razie wniosek napisałam i wręczyłam dziekanowi.
Ten powiedział, że zobaczy co da się zrobić i na tym rozmowa się skończyła. Nowa nadzieja we mnie wstąpiła, ale dopiero kiedy tydzień później otrzymałam polecony z informacją o ponownym wpisie na listę studentów, uwierzyłam w to co się dzieje.
Ostatecznie egzaminy, oba, ten u doktora, który narobił mi tyle problemów i ten drugi zdałam we wrześniu, w przywróconym I terminie, obronę także miałam we wrześniu. Baby w dziekanacie, kiedy odbierałam dokumenty już po obronie, dalej pluły jadem, ale były jakby cichsze - chyba miały pogadankę z dziekanem.
Wszystko dobrze się skończyło, ale co się nadenerwowałam, to moje. Zapobiegliwie wyrobiłam nowe dokumenty, z aktualnym zdjęciem i zwiałam z miasta do Wrocławia, bo tam jakoś przestało mi się podobać.
Uczelnia Wyższa
Duży plus i gratulacje bo 30 kg zrzucić to nie byle co :)
OdpowiedzDokładnie. W ogóle zmienić wagę to jest coś. Ostatnio przytyłam 5 kilo :). W tragicznej na "zwykła niedowaga".
OdpowiedzCzyli jak się odchudzać to nie we Wrocku :P
OdpowiedzNie. Do Wrocka to ja zwiałam z miasta z Uniwerkiem. Miasta i uczelni celowo nie podaję :)
OdpowiedzA nie pomyślałaś by złożyć skargę na baby z dziekanatu? Pisemną oczywiście.
OdpowiedzMyślała, ale szkoda nerwów. Po obronie marzyłam już tylko o tym, żeby nigdy więcej nie oglądać na oczy tego wydziału. A poza tym, znając życie, ta skarga obeszła by ich tyle co zeszłoroczny śnieg. W końcu to studenci są dla dziekanatu, a nie dziekanat dla studentów :)
OdpowiedzTrzeba było pisać do ministerstwa. Z doświadczenia wiem, że nic nie działa tak zbawiennie na załatwianie spraw na uczelni jak, no cóż, donos.
OdpowiedzBaby z dziekanatu nie miały prawa tak sobie wyrzucić urzędowego bądź co bądź pisma. Powinny za to polecieć z pracy, z naganą wpisaną do akt. Mam nadzieję, że przynajmniej dziekan im to uświadomił. Podejrzewam zresztą, że i wcześniej mogły przedstawić sprawę tak, żeby doszło do skreślenia Ciebie z listy, i pilnowały, żebyś nie spotkała go osobiście - albo i dziekan jest nie w porządku :/ W każdym razie - może jestem zbyt mściwa, ale uważam, że JAKOŚ należałoby im odpłacić. Bardzo gratuluję wytrwałości i zrzucenia tych kilogramów :)
OdpowiedzNiby nie mają prawa ale z doświadczenia wiem, że nigdzie indziej papiery nie giną tak jak w dziekanacie. "Szanowne" panie z dziekanatu "zgubiły" 9 wniosków o zaświadczenie, że jestem studentką; znalazły się przy awanturze podczas składania wniosku nr 10, gdy mój wrzask usłyszał dziekan.
Odpowiedzhmm, u mnie takie zaświadczenia odbiera się od ręki - u Was trzeba składać najpierw wniosek?
OdpowiedzChwilka, chwilka. To jest sprawa nie na postępowanie dyscyplinarne, tylko do WSA a w dalszej kolejności do prokuratury.
OdpowiedzMiałam podobne przygody, ale nie na taką skalę, na moje szczęście. Często zmieniam fryzury, dość radykalnie. Pewnego razu ciemne włosy do ramion zmieniły się w platynową krótką fryzurkę. Twarz jednak mi się za bardzo nie zmieniła, tak sądzę. Pan konduktor uważał inaczej i bardzo długo musiałam tłumaczyć mu, że ta osoba na zdjęciu w legitymacji to jednak ja. Niby odpuścił, ale ze słowami "że to ostatni raz!".
Odpowiedzteż miałam podobnie, z tym że na legitymacji włosy jasne rude, a w rzeczywistości ciemne (długość podobna) i duże okulary (korekcyjne, żeby nie było, że hipster czy coś). Pan konduktor tylko z uśmiechem zapytał, czy to ja i poszedł dalej :) podobne sytuacje miałam też z okazywaniem dowodu podczas zakupu piwa czy czegoś podobnego.
OdpowiedzZa historię duży plus. Ja zwykle mówię że jak chcę coś pozytywnie załatwić to w piekielnej instytucji rozmawiam "z głową a nie z ogonem". Właśnie tak trzeba. W opisanym przypadku skoro była decyzja negatywna to chciałbym ją od razu zobaczyć na piśmie, a reklamację w sprawie złożyć u Dziekana osobiście.
OdpowiedzNie wiem czemu, ale mam wrażenie, że chodzi o Opole... :P
OdpowiedzOpole chyba nie jest w południowej części kraju..:)
OdpowiedzPannaSamoZło, w takim razie w jakiej? :O
Odpowiedza, przepraszam, nie wiem dlaczego miałam jakieś dziwne wyobrażenie, że jest bardziej w centralnej Polsce, mój błąd :)
OdpowiedzNależało wezwać policję w celu ustalenia tożsamości. Postawić egzaminatorowi sprawę na ostrzu noża albo policja zweryfikuje mnie jak mnie albo zatrzyma za oszustwo/podszywanie się pod kogoś.
OdpowiedzTak, możesz policję wezwać samodzielnie.
OdpowiedzA to nie jest tak, że policja może interweniować na uczelni jedynie za zgodą rektora?
OdpowiedzPolicja może interweniować wszędzie.
OdpowiedzCóż, z nieaktualnym zdjęciem można mieć kłopoty w wielu miejscach. Od razu powiem, że na egzamin z prawa jazdy na pewno by Cię z takim nie wpuścili. Na lotnisku też mogłoby być ciężko... Z jednej strony mamy: ale to przecież ja, przed - zrzuceniem 50% wagi - operacją plastyczną - poważnym wypadkiem - ? a z drugiej jasne przepisy: zdjęcie musi być aktualne. Zeznania świadków "to na pewno ona!" nie zawsze mogą być uznane. Co za problem wkręcić kolegów z najbliższego otoczenia, by kryli podobną podmianę na inną osobę? Koniec końców, dobrze że chociaż teraz masz aktualne.
OdpowiedzPrzecież twarz się nie zmienia jakoś radykalnie przez to przykładowe schudnięcie, a na pewno nie przez zmianę fryzury. Bo może i przepisy mówią właśnie tak, ale trochę absurdalne byłoby wymienianie wszystkich dokumentów ze zdjęciem przy każdej zmianie koloru włosów - a jakie kosztowne, jeśli ktoś hołduje przeświadczeniu "kobieta zmienną jest".
Odpowiedzegocentric, tu nie chodzi o to, żeby codziennie wymieniać fotografię. Kolor włosów również twarzy nie zmienia, ale 30kilo mniej + inna fryzura + nowy image (co pewnie łączy się również z makijażem)... to duża zmiana.
OdpowiedzNa zdjęciu w dowodzie mam krótkie włosy, a na egzamin na prawko poszłam z włosami prawie do pasa i dodatkowymi 20 kg i jakoś mnie wpuścili. Większe problemy miałam w zwykłym sklepie.
Odpowiedz@Megera: jak zwykle wszystko zależy od człowieka. Sprawa jest taka, że w razie gdyby okazało się, że weszła osoba podobna do zdającego zamiast samego zdającego, to problemy miałaby osoba sprawdzająca dowody. Gdy ma wątpliwości (np. zdjęcie sprzed 8 lat, bez tatuażu, blizny, itp.), spokojnie może kogoś nie wpuścić.
OdpowiedzBardzo mi przykro że spotkała cię taka historia. U mnie na uczelni wszystkie podania trafiają do dziekana, nawet te idiotyczne. Za nie przekazanie podania pani z dziekanatu by wyleciała.
OdpowiedzAż trudno uwierzyć, że taki absurd jest możliwy...
OdpowiedzBrzmi podobnie do katowickiego AWFu, bo tam takie cyrki są na porządku dziennym, dzięki kochanym paniom z dziekanatu nauczyłem się każdą sprawę załatwiać na piśmie - pieczątki, podpisy, numer sprawy, wszystko musiało być wpisane. Bo na tej podstawie można wtedy walczyć z sukcesami. ;) Nie powiem, taka piekielność dziekanatu przydała się później, bo każdą sprawę urzędową załatwiam w ten sposób i jeszcze źle na tym nie wyszedłem. ;)
Odpowiedzpiekielny pan doktorek i piekielne panie z dziekanatu, ale i po części Twoja głupota. Od takich sytuacji jest prodziekan ds. studenckich, w razie czego również prorektor ds. edukacji. Po drugie, jak sama przyznałaś, decyzja musi być na piśmie, czego nie sprawdziłaś. I myślę, że po zrzuceniu 1/3 swojej wagi (szczere gratulacje za wytrwałość) naprawdę Twój wygląd się zmienił, do tego nowa fryzura. Myślę, że powinnaś wyrobić część dokumentów na nowo (dowód, paszport). Nie to, że po każdym podcięciu końcówek trzeba uaktualniać zdjęcia, ale to była istotna zmiana. A jak już ktoś wyżej zauważył, zdjęcie musi być aktualne, a nie sprzed iluś lat, kilogramów..
OdpowiedzWszystkie dokumenty brand new zaraz po tej historii, szkoda nerwów :) Wiesz, zwykle człowiek jest mądry po szkodzie - teraz już wiem chyba wszystko o załatwianiu spraw urzędowych, wtedy nie wiedziałam nic i dlatego tyle nerwów poszło :)
OdpowiedzWłaśnie. To bardzo duże osiągniecie. Teraz poza konkursem mogłabyś sie podzielić w jaki sposób to osiągnęłaś. Ludzie którzy też chcą zrzucić trochę zapewne będą wdzięczni :-)
OdpowiedzNiech zgadnę... Kraków?
Odpowiedztak coś czułem od początku, że takie jaja to tylko we wrocku... nie zdziwie się, gdyby był to uniwerek i wydział nauk społecznych na koszarowej (chociaż tam kobiety w dziekanacie normalne były)
OdpowiedzCo jest najbardziej oburzające w takich historiach to to, ze sprawców przeważnie nie spotykają żadne konsekwencje. Nie wiem jak było w tym przypadku (...?) ale te "baby z dziekanatu" powinny po prostu z miejsca i bez pytania dyscyplinarnie wylecieć z roboty. W każdej normalnej prywatnej firmie pracownik który by się czegoś takiego dopuścił, w najlepszym wypadku dostał by taki op*erdol od szefa, że do klientów od teraz podchodziłby na kolanach. A we wszystkim co państwowe to przeważnie co najwyżej kierownik palcem pogrozi, a następnego dnia wszyscy zapominają o sprawie. Urzędnicy, lekarze, pielęgniarki, nauczyciele, sekretarki, panie z dziekanatu, wszyscy nietykalni, a klient/pacjent/petent etc. ma ich błagać o łaskę.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 lipca 2012 o 23:59
Czy tylko ja uaktualniam zdjęcia w dokumentach razem z co bardziej spektakularnymi zmianami wyglądu? Te kolorowe oczywiście. Ostatnio przeszłam z włosów ciemnych na częściowo jasne i regularnie chudnę od maja.<br> Zawsze miałam i mam nadal na uwadze, że jak się zostawia pole do czepienia się, to ktoś kiedyś się na pewno czepi.
OdpowiedzPrzypomniał mi się mój pierwszy paszport. Wyrobiłem go sobie jako szybko rosnący nastolatek, więc po kilkunastu miesiącach do wpisanego weń wzrostu 164 cm należało dodać kolejne 19. Dziwnie się na mnie pogranicznicy patrzyli, ale na szczęście żaden nie uznał, że to nie ja.
OdpowiedzWspolczuje, historia serio piekielna. Doliczyc stres ktory na ogol towarzyszy konczeniu studiow, to jeszcze to... No ale koneic koncow- historia z happy endem.
OdpowiedzHej, zdradź pls jak zrzuciłaś tyle kilogramów :) pozwól aby i i ktoś inny był szczęśliwy ;)
OdpowiedzNa twoim miejscu przekonywałbym dziekana o jakąś karę dyscyplinarną dla ty "bab", bo takie ch**stwo przechodzi ludzkie pojęcie.
OdpowiedzPowtarzam - to nie jest temat na karę dyscyplinarną. To jest poważne przestępstwo przeciwko wiarygodności dokumentów. Nie jestem prawnikiem, ale dla mnie to wygląda na 276 KK. No i dodatkowo kłopoty dla uczelni, w związku z naruszeniem procedur dotyczących postępowania administracyjnego. Myślę, że narobienie szkole kłopotów w WSA skłoniło by uczelnię do narobienia paniom z dziekanatu problemów z KK.
OdpowiedzBaby z dziekanatu pewno były zazdrosne,że tak dobrze wyglądasz, albo,że udało ci się tak schudnąć i wypięknieć.
OdpowiedzGratuluję zgubienia 30kg. Ale: całej sytuacji jesteś sama sobie winna: po 1. należy się legitymować dokumentem z aktualnym zdjęciem. po 2. nie sprawdziłaś czy dziekan udzielił pisemnej odpowiedzi (zawsze musi to zrobić).
OdpowiedzNo, a mnie interesuje w tym wszystkim taka rzecz: Skreślili Cię z listy studentów jako kogo? Jako Ciebie, czy koleżankę za którą niby zdawałaś egzamin? I co, obie miałyście to samo nazwisko, tylko inny wygląd? Uczelnia nie wie, ilu i jakich studentów ma w rejestrze? Jeśli pan egzaminator uznał, że przyszłaś zdawać egzamin za KOGOŚ, to chyba jasne jest dla wszystkich (i dla uczelni też), że musiałabyś NAPRAWDĘ nazywać się inaczej, niż w dokumentach, które na egzamin przyniosłaś. Więc, jeśli chcieliby Cię wylać ze studiów jako oszustkę musieliby to zrobić pod INNYM nazwiskiem, a oni raptem wywalają Ciebie pod Twoim WŁASNYM , pod które niby-to się podszyłaś. Kupy się to nie trzyma moim zdaniem. Nikt tego dotąd nie zauważył? Poza tym zawsze w takich razach konsekwencje ponoszą wszystkie osoby uczestniczące w oszustwie, a tu czepili się tylko Ciebie. Nikogo nie interesowało GDZIE jest i co robi w takim razie osoba ze zdjęć w dokumentach?
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 10 lipca 2012 o 19:32
Próbowałam odpowiedzieć na ten post jakoś sensownie, ale wobec jego absurdu jest to po prostu niemożliwe :) Przeczytaj to z 10 razy i sam sobie odpowiedz na pytania.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lipca 2012 o 13:52
Więc spróbuję ująć to inaczej. Idziesz na egzamin, dajesz swoje dokumenty, w których widnieje nazwisko (powiedzmy) Iksińska. Egzaminator zerka i twierdzi, że ta pani z dokumentów to nie Ty.(Czyli, że przed nim stoi inna pani, która nie nazywa się Iksińska.) Powinien ZATRZYMAĆ dokumenty u siebie - dlaczego miałby Ci je zwracać, skoro uważał, że nie są Twoje? No, ale powiedzmy - oddał. Po czym kogo kazał skreślić z listy studentów? Chyba tą grubą panią z dokumentów (o nazwisku Iksińska), która w/g niego nie stawiła się na egzamin, bo nazwiska oszustki ( czyli tej chudej pani) nawet nie znał. A jednak wywalają oszustkę - czyli Ciebie chudą. No i dalej. Panie w dziekanacie wrogo na Ciebie patrzą: "- O, przyszła ta oszustka, co chciała zdać egzamin za Iksińską." Po czym spokojnie wydają Ci papiery na nazwisko Iksińska,(z Twoim starym, grubym wizerunkiem) ponieważ mają pewność, że są Twoje. To tyle. Jaśniej się już nie da.
OdpowiedzZmodyfikowano 7 razy. Ostatnia modyfikacja: 14 lipca 2012 o 11:57