Pojawiła się opowieść o zakupach grupowych. No to i ja wrzucę coś od siebie, w klimacie gastronomicznym. Po pierwsze - nigdy więcej nie skorzystamy z takich "promocji". Nigdy, nigdy, nigdy!!! Wypunktuję piekielność całej akcji:
1. Oferta została wypuszczona dnia powiedzmy pierwszego stycznia. Ważność kuponów zaczynała się od dwudziestego stycznia. Nie przeszkadzało to ludziom dzwonić i koniecznie chcieć wykorzystać kupon przed dwudziestym stycznia. Tłumaczyli się, że przegapili, a mają urodziny, albo wprost krzyczeli do słuchawki, że oni już zapłacili i wymagają realizacji kuponu na TERAZ, bo tak i już. Dodam, że ważność kuponu jest napisana ogromnymi cyframi, czarno na białym i na stronie oferty oraz na kuponie. Jak się ma prośbę, żeby można było zrealizować to szybciej, to przed zakupem wystarczy zadzwonić/wysłać maila i zapytać czy jest taka możliwość.
2. Mimo, że goście byli uprzedzeni, że podczas rezerwacji stolika (w zakupach grupowych- obowiązkowe!!!) MUSZĄ podać numery kuponu, wielu z nich celowo zatajało fakt, że mają kupon.
Absurdalna sytuacja, kiedy rezerwował pan, a w tle było słychać głosy pani "tylko nie mów, że masz kupon, bo nie przyjmie, już ja te kur**wy znam!"...
3. Konieczność rezerwacji stolika... Mit. Mimo, że wielkimi literami, itp., ludzie przychodzili kompletnie bez rezerwacji i krzyczeli, że chcą być obsłużeni, bo mają kupon, ale nie rezerwowali, bo im się nie chciało (taki argument słyszałam z 10 razy) albo wprost - nie będą rezerwować, bo tylko głupi ludzie tak robią... No to ja jestem głupia, bo rezerwuję zawsze.
4. W kuponie były gotowe zestawy dań. Wszystkie informacje również wyszczególnione na kuponie, w ofercie - takie a takie przystawki, zupy, dania główne desery. Wielu gości uważało, że i tak mogą sobie wybrać dania z karty. Na tłumaczenie, że jednak nie mogą - reagowali awanturą, ewentualnie próbowali zamieniać dostępne potrawy na inne. O ile rozumiem, że ktoś może nie lubić dania X, a na składniki dania Y mieć uczulenie, o tyle dziwne dla mnie było mówienie "przystawkę zamienię na taką (droższą), zupę na inną (droższą), danie główne na takie (droższe) oraz na deser to wolałbym taki (najdroższy)... To po co do cholery kupował kupon?!?!
5. A ja tego nie zjadłem, bo mi nie smakowało. Proszę o zwrot pieniędzy. - Standardowa zagrywka. Ktoś nie zjadł 10% dania, resztę wsunął ze smakiem. Ale zostawił na talerzu i ŻĄDA już, natychmiast zwrotu pieniędzy za cały kupon. Co z tego, że płacił nie restauracji, tylko portalowi zakupów. On chce gotówki, JUŻ!!!
6. Imprezy rodzinne. Pomysł dobry dla osób oszczędnych, byle był przeprowadzany za porozumieniem obu stron. Każdy z kuponem robi oddzielną rezerwację. W końcu dzwoni organizator/ka i żąda dekoracji, najlepiej świeże kwiaty takie a takie, po pięć sztuk na trzy osoby, serwetki różowe (w standardzie mamy białe) koniecznie w kształcie łabędzi, kokarda na każdym krześle, bla bla bla... I to wszystko za 1/3 normalnej ceny, ale wymagania kosmiczne. Najczęściej na dzień przed. Oczywiście napiwku 0, mimo, że impreza spora i się kelner nabiega jak szalony.
7. Uff, koniec ważności kuponów. A gdzie tam! Czułam się jak w call center, bo co 2 minuty wydzwaniali właściciele niewykorzystanych kuponów - bo zapomnieli, bo się nie zorientowali, bo mieli jakieś tam wydarzenia, bla bla. Jak ktoś prosił, to dzwoniliśmy do operatora rozliczeń, żeby jego kupon można było jeszcze wykorzystać. Jeśli ktoś żądał i się awanturował - przykro mi, kupon przepada.
Zamieszanie straszne, a reklama żadna, bo i tak większość osób nie wróci do restauracji (mimo ogólnych zachwytów)- bo 99% to zbieracze kuponów, którzy nie kupią już usługi w normalnej cenie...
Przestrzegam przed tym wszystkich restauratorów i współczuję kelnerom, którym przyjdzie obsługiwać ten cały bajzel na kółkach...
gastronomia
ale widzisz, jednak nie wszyscy. Ja dzięki kuponom poznałem już ze dwa porządne serwisy samochodowe i parę fajnych knajpek do których wracam regularnie mimo już płacenia pełnej kwoty. I polecam te miejsca. I myślę, że właśnie o to chodzi :) Chociaż raz zdarzyło mi się przegapić termin kuponu i nawet nie pomyślałem, żeby dzwonić i pytać czy można by jeszcze go wykorzystać... człowiek głupi i uznał że jak przegapił to tylko jego wina ;P
OdpowiedzZawsze trzeba dzwonić i zapytać co mogą dla Ciebie zrobić. Bo ja na prawdę nie miałam kłopotu żeby przyjąć Gości miesiąc po terminie - jeżeli zadzwonili i zapytali czy jest taka możliwość itp. a nie od razu awantura, że płacą i wymagają i już! Zawsze jak kupuję kupon (rzadko mi się to zdarza, bo na ogół nie ma ciekawych ofert dla mnie) to tego samego dnia dzwonię, umawiam się na termin i załatwione. W ten sposób nie tracę pieniędzy, a staram się ich nie marnotrawić :)
OdpowiedzTo działa w obie strony. Też dzięki kuponom poznałem kilka restauracji i innych zakładów usługowych, do których wracam, ale też poznałem kilka takich, do których już nie wrócę.
OdpowiedzA gdyby tak sprzedawać kupony... W normalnej cenie? Nic by się nie traciło, a ludzie i tak by je kupowali :)
Odpowiedzktoś by zauważył. A później zamiast reklamy byłaby antyreklama ;). To samo ma się jeśli podwyższysz ceny zaraz przed publikacją kuponów ;)
OdpowiedzJa też dzięki kuponom znalazłam wspaniałą Panią Fryzjerkę, która zrobiła mi mega włosy, takie, o jakie prosiłam i pierwszy raz nie płakałam po wizycie u fryzjera (faceci tego nie zrozumieją ;). Niemniej obserwowałam restaurację po nawałnicy Gości z kuponami - wróciło kilka osób. Na prawie tysiąc!!! Także 99% to dobry szacunek ;)
OdpowiedzAle bardzo niska skuteczność skuteczność to cecha reklamy w ogóle: ofertę np. w prasie czy telewizji zauważy ją jeden na sto, jeden na sto z tych, co zauważą, zainteresuje się, a jeszcze mniej w końcu kupi produkt. W porównaniu z tym cały jeden procent, to i tak dużo ;] A jeżeli ktoś uważa, że reklamowanie firmy za pomocą kuponów, to nie to - przecież może wykorzystać inne metody.
OdpowiedzTak, ale nie trzeba ich obsługiwać i nie ma ryzyka, że Cię zaszantażują - albo zwrócisz mi pieniądze, albo opiszę was źle w internecie! Niestety takie sytuacje też miały miejsce :P
Odpowiedzo tak...:D Uwielbiam kupony w restauracjach i hotelach również (znajomy pracuje w restauracji - opowiadał) :) Shineoff - do Was tez dzwonili i pytali czy mogą normalnie kupić w restauracji kupon a nie przez portal? :D
OdpowiedzTak, dzwonili. Zawsze się zgadzałam, bo w ten sposób omija się prowizję portalu, czyli 20-40 % ceny kuponu :D A Goście przychodzili, dostawali co chcieli i wszyscy byli zadowoleni :)
Odpowiedztylko uważaj, bo w umowie jest napisane, że nie można, kara 5tys :P ps. dziś (niedziela, dzień wolny) dzwoni do mnie babka, chce się zapisać. niestety nie mam kalendarza. opier... dostałam xD
OdpowiedzNie mają jak tej sprzedaży udowodnić, dlatego, że sprzedaję to jako "promocja". Firma ma pełne prawo wprowadzić promocję jaka jej się podoba i kiedy chce. Także zakupy grupowe mogą Ci naskoczyć. Mnie najbardziej rozwaliło 11 telefonów w niedzielę o 5:45 - 6:30 rano, (restauracja czynna od 13). Później pan przyszedł i nawrzeszczał, że nie da się z nami skontaktować...
OdpowiedzOd tego jest kupon, żeby można było się zapoznać z ofertą restauracji. Widziałem już takie restauracje, gdzie kupon był śmiesznie tani, ale jak wpadłem ze znajomymi, to zobaczywszy ceny wychodziliśmy. Niektóre pizzerie oferują tragiczną pizzę (np. Alibi w Lublinie, najgorsza pizza w regionie), która zawsze do mnie dociera po 2h. Chodzi mi o sam fakt, że nie należy po wypuszczeniu i zakończeniu oferty kuponowej oczekiwać tłumów, jeśli ceny są za wysokie/serwuje się niesmaczne jedzenie itd.
OdpowiedzA mogę zapytać dlaczego są te obowiązkowe rezerwacje? Kiedyś przeglądałem sobie te całe kupony i chciałem sobie kilka kupić, bo lubię czasami w weekend poszlajać się po mieście i wpadać do różnych knajpek, ale te obowiązkowe rezerwacje mnie odstraszyły. Nawet do jakichś kafejek czy barów szybkiej obsługi. Po co to?
OdpowiedzDlatego, że często na zakupach grupowych sprzedaje się zestawy inne niż normalnie w karcie - my tak zrobiliśmy, żeby zobaczyć czy Gościom smakują (bardzo smakowały:). Stąd obsługa musi wiedzieć ile Gości z kuponem przyjdzie, żeby wszystko przygotować. Poza tym chodzi o to, żeby w restauracji nie zrobił się taki tłok, że nikt już nie wejdzie, trzeba wszystko mądrze rozplanować. Na przykład pięć stolików na taką godzinę, za piętnaście minut sześć itp. żeby kuchnia się mogła spokojnie wyrobić :) Zostaje jeszcze kwestia rozliczenia kuponu - jeżeli ktoś dzwoni i podaje numer kuponu, to jestem w stanie sprawdzić czy kupon jest ważny, czy może już ktoś go wykorzystał. Daje to pewne pole manewru, bo w restauracji jak skanujesz kupon przy Gościu i coś idzie nie tak - on ma stres, ty masz stres, sytuacja jest nieprzyjemna. Jak dzwoni i po sprawdzeniu kupon nie działa, to zwyczajnie można oddzwonić, że jest taki problem i można go łatwiej rozwiązać.
OdpowiedzCiekawe, muszę kiedyś spróbować ;-).
OdpowiedzA grupponowiczow traktujecie normalnie jak zwyklych klientow? Pytam zupelnie serio. Bo na TVN Style jest seria programow o roznyh zawodach i byl wlasnie odcinek o zakupach grupowych. Jak to w restauracjach tacy klienci sa traktowani jak II-kategorii. Jedzenie stare, do wyrzucenia. Mniejsze porcje. Byle tylko sie ich pozbyc. Cala robota odwalana byle jak. Czy u Was pelna profeska? :)
OdpowiedzTaka promocja nie miałaby sensu jeśli Goście byliby traktowani gorzej. To by ich tylko odstraszało zamiast przyciągnąć do miejsca :) Dla mnie każdy Gość z kuponem, czy bez zasługuje na najlepszą obsługę i jedzenie. Chyba, że jest chamskim burakiem, wtedy nie zasługuje na nic i niech się w tyłek ugryzie!
Odpowiedzcałe szczęscie z restauracji zawsze trafiałam na naprawdę porządne, gdzie kupon oznaczal po prostu zakup dań do wymienionej wysokości. Nie było oddzielnego menu dla normalnych i "kuponiarzy". Problem w tym, że zawsze wtedy zjadam więcej i dopłacam drugie tyle.
Odpowiedzhe he właśnie poszła oferta na zakupy grupowe :) Zobaczymy jakie kwiatki z tego wyrosną ;p
OdpowiedzNa pewno będziesz mieć dużo do opowiadania :D
Odpowiedz1.Ciekawi mnie czy Polacy są nadal nieokrzesanymi chamami niedającymi napiwków jak to drzewiej bywało. 2.Pisała kiedyś nieszczęśliwa klientka jak została źle potraktowana z kuponem w Salonie Fryzjerskim. Jak intruz... Żałowała zniszczonych włosów, źle obciętych.....
OdpowiedzJa osobiście jako "zbieracz kuponów" czuję się lekko mówiąc dotknięty. Jestem studentem i korzystam z zakupów grupowych. I przyznam Ci rację połowicznie: Nie mam pieniędzy na tyle, żeby wrócić do restauracji, która mi się spodobała, co nie oznacza, że tego nie zrobię. Ostatnio byłem w restauracji, która wpadła mi w oko i mimo, że z braku środków nie zamierzam tam się stołować, to na pewno wiem, gdzie zabiorę swoją kobietę, bo restauracja była genialna (nie tylko jedzenie, ale też obsługa, lokalizacja i wystrój). Co więcej, kiedy pod koniec, czekając na deser zorientowałem się, że ani ja ani moja partnerka nie mamy przy sobie gotówki, pod pretekstem rozmowy telefonicznej wyszedłem z lokalu do najbliższego bankomatu, bo kelnerka zasłużyła sobie na napiwek. To w kwestii "użytkownika"... Za to nie raz zdarzyło mi się, że próbowano mnie odkładać z terminu na termin, bo miałem groupon. Dwa razy zauważyłem w restauracji osobne menu dla grupowiczów (co prawda ceny nie były może dużo wyższe, a po 2-5zł na daniu). Każdy kij ma dwa końce; taki rodzaj współpracy powinien się opierać na obopólnym szacunku, którego niestety najczęściej brakuje po obu stronach.
Odpowiedz