O tym, dlaczego wciąż panicznie boję się wody.
Tak w ramach wprowadzenia - nigdy nie byłam dobrym pływakiem. Mój styl pływania można opisać jako "pomieszanie z poplątaniem, czyli nie do końca wiem, co robię", respekt przed wodą czułam od zawsze, toteż na głęboką wodę nigdy się nie rzucałam. W ogóle jakoś do pływania się nie garnęłam.
Opisywana historia zdarzyła się ponad rok temu. Wioska, dosłownie cztery domy w okolicy, pełniące rolę domków letniskowych. 25 kilometrów od cywilizacji, zasięg jakiejkolwiek telefonii komórkowej nikły, domki jeszcze niezamieszkane (maj). Ale okolica piękna - jezioro i lasy, lasy, lasy.
Drugiego dnia pobytu wybraliśmy się na kładkę, żeby pogrzać się trochę w promieniach późnowiosennego słońca (prawie 30 stopni Celsjusza, szał) i tego też dnia nasz wyjazd się skończył. Dla mnie prawie tragicznie.
Był to dopiero pierwszy dzień upałów, woda w jeziorze wciąż tak zimna, że stopy wykrzywia, za to jak na organizm ludzki po trzech godzinach na słońcu taka temperatura działa - można się domyślić. Nie zdążyłam nawet wykrzyczeć, że nie umiem pływać, kiedy kolega wpadł na genialny pomysł zrzucenia mnie z kładki do wody - i tenże plan wprowadził w życie. Obudziłam się w szpitalu.
Pamiętam tylko ułamek sekundy, w którym to czułam się przerażona tak, jak nigdy w życiu. Szok termiczny też zrobił swoje i poszłam na dno jak kłoda. OGROMNE szczęście w nieszczęściu, że obecny był inny znajomy, posiadający uprawnienia ratownika wodnego - natychmiast mnie wyłowił, zajął się też RKO. Panowie ratownicy (pozdrawiam serdecznie) karetką to chyba przylecieli, bo fizycznie tych 25 kilometrów w tak krótkim czasie to się autem przebyć nie da. Ale dotarli i cudem uratowali.
Kto tu był piekielny? Nie, wcale nie znajomy (przynajmniej nie dla mnie), który wiedział, że nie pływam jakoś wybitnie, ale jego matka.
Kiedy tylko wyszłam ze szpitala, kobieta kilkukrotnie pojawiała się w okolicach mojego domu i za każdym razem, kiedy mnie widziała, wrzeszczała na mnie, że jak ja mogłam coś takiego zrobić, że spaczyłam psychikę jej synowi, że on się strasznie przejął, taką szopkę odwaliłam (no tak, dla żarciku przestałam sobie oddychać i zatrzymałam serce) i że to JA powinnam JEGO przeprosić. Na całe rodzinne miasteczko poszła z kolei plotka, że chciałam odszkodowanie od nich wyłudzić (nie wiem jak, nie wiem po co).
Chłopakowi powiedziałam, że przecież nic się nie stało, żyję, mam się dobrze, bo naprawdę emocjonalnie zareagował. Historia z matką skończyła się, kiedy zgłosiłam policji nękanie. Plotki się nie skończyły. Pozostał niesmak. No i ten strach przed wodą.
wakacje_znajomi
przezycia emocjonalne i związane z tym problemy tego chłopaka to chyba w największej mierze zapewniła mu jego własna mamusia, tę sytuację tez pewnie tak rozdmuchała, ze nie miał łatwo- no cóz współczuję obojgu wam..
Odpowiedzja sie 5 razy topiłam - 2 przy "pomocy" kolegów, do wody to ja do kolan już tylko wchodzę...
OdpowiedzTo ogromnie współczuję, ja po tym jednym razie nad ukochanym morzem to stopy tylko moczę...
OdpowiedzJa się wychowałam na mazurach- zaplątałam się w drut, wodorosty, kolega (jak już byłam pełnoletnia i wracałam w rodzinne strony) wpadł na pomysł wyrzucenia mnie w glanach które kiepsko się sprawdzają jako płetwy na środku jeziora... Jak na razie 100% przeżywalność, samowyławianie i szczęśliwie brak wodowstrętu, który dla mazurzanki byłby nie do zniesienia :)
OdpowiedzHeh, wszędzie i zawsze muszą się trafić takie nadopiekuńcze "mamuśki", które widzą wyłącznie krzywdę swojego dziecka - nawet jeśli "synuś" czy "córusia" podpalą żywcem kota, a zajście będzie nagrane na trzy kamery. Współczuję Ci bardzo, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś popływasz - choćby na basenie :)
OdpowiedzI to jest jeden z tych niewielu typów ludzi, których po prostu nienawidzę -.-
OdpowiedzI nie tylko ty... Każdy uwielbia dumne mamuśki...
OdpowiedzNie miałaś żadnych koszmarów czy innych problemów (poza strachem przed wodą)? Ja się tylko raz topiłem i co jakiś czas mam nieprzyjemne sny z tym związane, co o tyle dziwne że pływam całkiem dobrze. Wracając do tematu to podejrzewam (mam nadzieję) że ten strach przed wodą minie i że ten chłopak dojdzie (czy już doszedł - wszak rok już minął) do siebie.
OdpowiedzChłopak naprawdę przegiął, ale matka chyba o wiele gorsza. Nie lubię osób, które sieją niepotrzebny zamęt.
OdpowiedzPowiem Ci, że i tak masz wielkie serce, bo chłopakowi należało się nakopanie w tyłek! Przynajmniej masz pewność, że skutecznie wybiłaś mu głupie pomysły raz na zawsze!
OdpowiedzZnajomo brzmi(nie zatrzymanie na szczęście,ale strach przed wodą-kiedyś się topiłam). I też mam takich "mądrych" kolegów-kilka wyjazdów nad jezioro już się skończyło awanturą.Co najlepsze nie robią tego złośliwie-po prostu sądzą,że jak mnie wrzucą to się nauczę pływać.
OdpowiedzCóż za inteligencja! Mojego tatę też próbowano tak nauczyć pływać. Bardzo skutecznie, szkoda, że działa nie w tę stronę - od kilkudziesięciu lat (z opowiadań mamy), nie widziano go w morzu/jeziorze.
OdpowiedzNie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale mam dar do przekonywania ludzi którzy boją się wody, do pływania, powiem więcej do nurkowania ( bo jestem instruktorem nurkowania tak btw. ) Podejrzewam, że to nurkowanie jest najbardziej pomocne, bo w końcu to co przerażało - czyli bycie pod wodą bez powietrza, zostaje przełamane. Bo przecież jesteśmy już pod wodą od godziny, a ja nadal żyje :D
OdpowiedzTeż kiedyś byłem podwodą kilka godzin , bezsprzętu do nurkowania:) Wytłumaczenie : Gdy sie obudziłem to sie okazało , że ktoś mnie przykrył kołdrą (zrzuciłem ją bo za gorąco było) i kocem , żebym nie zmarzł . Jak się obudziłem to od razu wypiłem chyba 1l wody , bo wszystką wypociłem :D
Odpowiedzale gdy nurkujesz masz butlę tlenową, więc nawet gdy spadniesz na dno o.O nic ci się nie stanie...
OdpowiedzTak tylko dla ścisłości, butle z powietrzem, nie tlenem, tlen jest toksyczny.
OdpowiedzJa miałam porąbanego nauczyciela wf, który po kilku lekcjach na basenie wściekał się, że nadal nie umiem pływać. A bałam się pływać, bo kiedyś kiedyś na innym basenie poślizgnęłam się i poszłam pod wodę. Ratownicy - zero reakcji. Mama mnie wyciągnęła, inaczej bym się chyba utopiła.
OdpowiedzPiekielna baba. A co do historii: zawsze czytając, lubię sobie wyobrazić taką pędząca karetkę niczym Need For Speed w słusznej sprawie :)
OdpowiedzWiesz co? Ja kiedyś miałem ość w filecie. Od tego czasu nie jem ryb. Raz mi się ołówek złamał i weszła mi drzazga. Od tej pory nie piszę ołówkami i nie wchodzę do lasu, a wszystkie meble mam z plastiku.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 lipca 2012 o 17:25
aha.
OdpowiedzGorn, urzekła mnie Twoja historia.
OdpowiedzCzy to były Dargocice? Opis idealnie pasuje do tego miejsca :-)
Odpowiedzja się kiedyś topiłam i pływam do dzisiaj ;] nurkuje z łatwością, a najbardziej kocham fikołki i inne pozy pod wodą czyli salta, jakieś pozy z nogami nad wodą.. Ogólnie to śmiesznie wygląda, ale i tak nie umiem pojąć jak można bać się wody ;/
OdpowiedzA da sie :D Mam taką osobę w klasie co chyba wody an oczy nie widziała O.o Dodatkowo cały czas jest w stroju od W-F więc śmierdzi strasznie :(
OdpowiedzPanie, jak ja się kiedys topiłam to do dzisiaj pływam jedynie w wannie! Straszne przeżycie, myslalam, że już po mnie... Współczuję Ci.
OdpowiedzCzyli w sumie oitam, ojtam.Jedyna ofiara to debil, który Cię o mało co nie ZABIŁ. W sumie to nawet mi Cię nie żal. Trzeba to było zgłosić na policji.
OdpowiedzMatka tępa,synek też.Trzeba go było przytopić,by się nauczył co to znaczy woda.
Odpowiedz