Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dawno temu pracowałam w Domu Dziecka jako wychowawca. W zasadzie ciężko to…

Dawno temu pracowałam w Domu Dziecka jako wychowawca. W zasadzie ciężko to nazwać domem, bo był to istny moloch z setką wychowanków na pokładzie.

W tak licznej grupie dzieci wiecznie ktoś chorował, bardzo zatem zabiegaliśmy, żeby choć na kilka godzin w tygodniu wpadał do nas lekarz. W końcu odpowiednie władze się zgodziły i pozostało nam tylko z utęsknieniem czekać na pierwszą wizytę.

Kiedy pani doktor po raz pierwszy wkroczyła do placówki odebrało nam mowę: upalna końcówka sierpnia, a kobita odziana w wysokie kozaki, wełniane rajstopy, wełnianą garsonkę i dwa (!) płaszcze. Wymalowana na wzór gejszy, włosy wytapirowane i upięte w kok na tą samą modłę. Ale nie oceniajmy książki po okładce.

Niebawem jedno moje pisklę się rozchorowało - obudziło się rano z gorączką, wymiotami, a z dzióbka zalatywało mu acetonem. No to słaniającego się pisklaczka cap pod pachę i dyrdam po schodach do pani doktor.
Puk-puk!

- Proszszsz...
Wchodzę do gabinetu i proszę o zbadanie dziecka, bo chyba je angina dopadła.

- Zostawi dziecko na korytarzu!
(OK - pewnie chce wywiad zebrać, to nawet miło, że nie chce żeby mu przypominać drastyczne sceny z jego dzieciństwa.)

- Poda kartotekę dziecka!
(Podaję - przecież dłużej tu pracuję i z zamkniętymi oczami potrafię po nią sięgnąć.)

- Tu trzeba antybiotyk, coś osłonowego i witaminy. Za tydzień do kontroli.
- Pani doktor, proszę jednak zerknąć najpierw na dziecko. Chodź Kasieńko, pokaż pani doktor gardełko.

W tym momencie pani doktor jednym susem dopada najodleglejszy kąt gabinetu i histerycznie zaczyna krzyczeć:
- Proszę wyjść! Wyjść natychmiast! Ja sobie nie życzę w gabinecie żadnych bakterii! Chcecie mnie zabić!

Jak się później okazało, pani doktor nie była piekielna - kobiecina była chora psychicznie.
Piekielnym był jej zwierzchnik, który przyznawał jej „godziny”, żeby sobie dorobiła do renty. Wcale jej tym przysługi nie zrobił, bo osaczona przez rozliczne bakterie i wirusy popadła w skrajną paranoję i wylądowała na długo w zakładzie zamkniętym. Szczęście w nieszczęściu, że nie zdążyła nam żadnego dziecka uszkodzić.

już nie istnieje

by kajka666
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Xazerf
10 14

Życzę komuś by tym razem istniejące bakterie i wirusy go dopadły. Mógł spowodować uraz na zdrowiu wielu dzieciaków, ale co tam! Renta się liczy, po trupach do celu...

Odpowiedz
avatar Face15372
3 9

Popraw ten "kont" proszę.

Odpowiedz
avatar Monomotapa
8 8

Lepsze to, niż kond. :)

Odpowiedz
avatar kajka666
10 10

Ale wtopę zaliczyłam...

Odpowiedz
avatar bzowababa
6 6

moja chrzestna ma podobnie, ciuchów nie pierze tylko wyrzuca po kilku dniach, rękawiczki (gumowe) nosi zawsze i wszędzie, sprzety, gary, talerze są na raz bo skażone - no i oczywiście przesył danych z kosmosu, a taka był kiedyś zabawowa i towarzyska - teraz się alienuje miesiącami, starość..

Odpowiedz
avatar CatGirl
7 7

A ja w tej historii zwróciłam uwagę głów.nie na to jak mówisz o tych dzieciach...Są dla Ciebie jak własne, prawda? Sama zastanawiam się nad podjęciem w przyszłości takiej pracy... Ps. nie sądziłam, że słowo głó-wnie jest tu zakazane;o

Odpowiedz
avatar MojaMalaAmi
5 5

głó-wnie jest zakazane bo trolle nie wiedza jak napisac "kupka"

Odpowiedz
avatar Agness92
11 11

mnie najbardziej bawi, że "tap-czan" jest zakazanym słowem :D

Odpowiedz
avatar malan40
0 0

A tak z ciekawości. Czy kolejny lekarz rozpoznał chorobę ? Bo wymioty + gorączka + aceton z ust, to mi na kwasicę ketonową w cukrzycy wygląda.

Odpowiedz
avatar kajka666
0 0

Tak jak myślałam, była to zwykła ropna angina. Z tym, że ja to sobie mogłam myśleć a od postawienia diagnozy i zaordynowania odpowiedniego leczenia powinien być lekarz.

Odpowiedz
avatar malan40
1 1

Zdziwiłabyś się, jakie diagnozy mogą postawić lekarze. Oczywiście, że powinien. A jak nie jest pewny, to niech zleca dodatkowe badania. Nie ma nic gorszego niż błędna diagnoza.

Odpowiedz
avatar szarri
4 6

Też trafiłam kiedyś na taką lekarkę - poszłam z normalnym, ale dość upierdliwym przeziębieniem. Kazała mi usiąść po drugiej stronie biurka, a kiedy dosunęłam krzesło, wrzasnęła: "proszę się natychmiast ode mnie odsunąć", trochę się odsunęłam, a ona: "jeszcze, jeszcze!". Siadłam 1,5 metra od biurka, a lekarka: "proszę wypełnić ankietę dotyczącą zdrowia". Jak mam to zrobić 1,5 metra od najbliższej płaskiej powierzchni? Musiałam jej dyktować. Kiedy w końcu musiała mnie zbadać, wzięła głęboki haust powietrza, włożyła DWIE maseczki chirurgiczne i dopiero do mnie podeszła. Badała mnie na bezdechu. PO CO ktoś taki zostaje lekarzem? Nawet przy niej nie kaszlnęłam.

Odpowiedz
Udostępnij