Jak dyrekcja wspiera kreatywnych uczniów.
W liceum udzielałam się w szkolnej gazecie. Jak wiadomo, napisanie artykułu w domu, to nie wszystko. Najpierw trzeba w grupie omówić, jakie tematy trzeba poruszyć w najbliższym numerze, przydzielić do nich konkretne osoby, podzielić obowiązki, ustalić terminy. Do tego czasem pisało się je w szkole, na okienkach lub przerwach. A i niektóre materiały wygodniej było trzymać razem niż rozsiane po domach "dziennikarzy". Ze względu na to nasi poprzednicy "wywalczyli" sobie własne pomieszczenie, zwane redakcją. Za naszych zaś czasów wicedyrektor przydzielił nam komputer, a koledzy załatwili internet. Czasem, jak zostawało się po lekcjach, by posprzątać lub dokończyć wydanie, coś się zjadło lub wypiło - z tego powodu mieliśmy też czajnik.
Nadarzyła się okazja, by wziąć udział w warsztatach dziennikarskich, z której bez wahania skorzystaliśmy. Wydanie warsztatowe zajęło trzecie miejsce w konkursie tego typu gazet. Dalsze sukcesy nadchodziły jeden za drugim, zanim przestaliśmy się cieszyć z jednego, już odnosiliśmy drugi. W ciągu pół roku wygraliśmy kolejne 60 godzin warsztatów oraz zajęliśmy drugie miejsce w konkursie organizowanym z okazji drugiej rocznicy istnienia fundacji je organizującej.
Akcja właściwa:
W znacznej większości byliśmy uczniami bardzo dobrymi, nie sprawiającymi problemów. Nauczyciele nas lubili. Każde wydanie gazety komentowali, zazwyczaj też chwalili. Większość jednak nie znaczy wszyscy. Pani dyrektor (po opisanej dalej akcji nazwana przeze mnie Stalinem) oraz kilkorgu nauczycieli wyraźnie przeszkadzały nasze pozalekcyjne zajęcia. Kiedy dostaliśmy pozwolenie na wyrobienie sobie legitymacji, które ułatwiłyby nam wstęp np. na imprezy masowe organizowane w mieście lub po prostu dawałyby potwierdzenie, czemu przeprowadzamy w parku sondę na temat obwodnicy, musieliśmy zrobić sobie zdjęcia. W redakcji mieliśmy białą ścianę, wprost idealne tło. Zebraliśmy się więc i po kolei mieliśmy robione zdjęcia. Oczywiście, akurat wtedy musiała wkroczyć pani Stalin. Zrobiła awanturę, że wcale nie musimy przebywać tu w tyle osób, tłumaczenia, że to tylko ze względu na zdjęcia do legitymacji, nic nie dały.
"Przecież nie musicie wszyscy w tym uczestniczyć!"
Odebrano nam redakcję. Nauczycielka - opiekun gazety miała z panią Stalin problemy. Naczelna co i rusz wracała do klasy zapłakana po kolejnej rozmowie.
Okazało się, że:
1. Gazeta tak naprawdę nie istnieje, bo nie jest wydawana. Cóż, pani Stalin przeoczyła fakt, że z wersji papierowej przerzuciliśmy się na elektroniczną, wydawaną w internecie i promowanej na stronie szkoły oraz przez fundację. O sukcesach nawet nie słyszała. Bo co z tego, że uczniowie wygrywają. Przecież to tylko ogólnopolski konkurs gazetek szkolnych.
2. My tylko pijemy kawkę i w ogóle nie piszemy, a na dodatek się nie uczymy. Co z tego, że większość z nas miała później świadectwo z czerwonym paskiem?
3. Redakcja to zamknięta grupa, która zamiast pracą zajmuje się rozrywkami. Bo czasem pracę umilał nam kolega spoza redakcji, "zatrudniony" przez nas do przygrywania cicho na gitarze (nauczycielowi w klasie obok jakoś to nie przeszkadzało).
4. W redakcji urządziliśmy szatnię. Bo raz naczelna weszła w kurtce, kiedy pani woźna nie otworzyła jej drzwi do szatni, gdy przyszła do szkoły po godzinie 8.00 (mieliśmy na 8.45) i koleżanka poczekała tam do dzwonka.
Tak oto przekonaliśmy się, że kreatywność i chęć zrobienia czegoś więcej jest czymś złym. Na dodatek zostanie tak przekręcona, by zrobić z ucznia najgorszego śmiecia i degenerata w szkole oraz zniechęcić go do wszystkiego poza wkuwaniem na pamięć przebiegu mejozy.
Szkoła
Głupi i bezmyślni ludzie często zazdroszczą takim jak wy. Innego wytłumaczenia tej sytuacji nie widzę. To że ktoś jest zaściankowy w swoim myśleniu nie oznacza, iż każdy taki musi być. Szkoda waszej ciężkiej pracy zainwestowanej w tą sprawę. Tym bardziej, że dzięki wam na pewno rozreklamowaliście szkołę. Nie martwcie się. :D Nie pozwólcie by zabiło to waszą kreatywność. :]
OdpowiedzMnie to już zbytnio nie dotyczy, skończyłam tę szkołę, więc nie należę już formalnie do redakcji. Ale wtedy się nie daliśmy, zorganizowaliśmy strajk. Teraz nasi następcy kontynuują nasze dzieło. W sumie, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Cała ta sytuacja, a szczególnie strajk, bardzo nas zjednoczyła.
OdpowiedzTrzeba było opisać to w gazecie. Ot - sprawdzić potęgę prasy.
OdpowiedzStrajk wystarczył. Uczniowie siedzący w kręgu pod pokojem nauczycielskim i jedzący na sucho zupki chińskie, a czasem nawet mruczące "Reaktywacja Solidaryzacja", były naprawdę uciążliwe. Nie ma za co nas wygnać, bo nie robilismy nic złego, ale omijanie nas było irytujące. Krąg składał się ze stałego dziesięcioosobowego składu redakcji + kilkanaśtu osób, które dawniej coś napisały lub po prostu nas w strajku wspierały. W trakcie jedzenia makaronu tworzyliśmy nowe wydanie. Podziemne. Właśnie opisujące zaistniałą sytuację. Po rozejmie stwierdziliśmy, że nie wypada.
OdpowiedzNiczego tak nie współczuję jak bezmyślności w szkołach. Zamiast wspierać, rozwijać i zachęcać, to tłamszą i utrudniają. Zamiast uczyć i pomagać, to przynudzają i odczytują skrypty zrobione na początku kariery. Mam nadzieję, że moje dziecko trafi kiedyś do normalnej szkoły
OdpowiedzAleż oczywiście. Funkcją polskiej szkoły jest przekazanie masy zupełnie zbędnej wiedzy na temat budowy pantofelka, której to budowy pod żadnym pozorem nie możesz rozumieć, musisz cytować podręcznik do przecinka oraz nauczenie, że myślenie jest szkodliwe i bolesne.
OdpowiedzJa w podstawówce byłem rednaczem szkolnej gazety. Z tego powodu też raz chciano mnie z tej szkoły usunąć ponieważ w gazetce ośmieliłem się opublikować artykuł ukazujący bezdenną denność audycji szkolnego radiowęzła. Jako że radiowęzeł był prowadzony przez zaufaną lizodupkę dyrki, a opiekunem gazetki był nielubiany nauczyciel, szybko zawieszono wydawanie gazety. Pamiętam wielkie zebranie oburzonych redaktorek z radiowęzła, ich opiekunów, dyrki i opiekunów gazety. Pośrodku tego wszystkiego - ja. Po dwugodzinnej dyskusji zapadła decyzja - jak się Oliwie tak bardzo nie podoba szkolny radiowęzeł, to niech sam przygotuje audycję. Skutek - po dwóch tygodniach zostałem też naczelnym szkolnego radiowęzła...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 kwietnia 2012 o 14:41
i dobrze :)
OdpowiedzJa tak w sumie nie wiem po co ktoś te gazetki pisze... I tak nikt/mało kto to czyta...
Odpowiedzchoćby dla własnej satysfakcji, poszerzenia zainteresować, szlifowaniu umiejętności, nauki. A po co ludzie kręcą filmy niskobudżetowe, piszą książki, blogi, śpiewają, malują... w końcu i tak większość nie odnosi wielkiego sukcesu
OdpowiedzZależy kto ją pisze, i czy jest oficjalna, czy opisuje rzetelnie jak jest naprawdę, w lekko sarkastyczny sposób...
OdpowiedzSkoro mało kto czyta, to czemu pół szkoły kojarzyło mnie z: a) smrodem z proszkowni mleka, b) zmęczonymi króliczkami, do których zostali porównani uczniowie, c) dzieckiem, pieskiem lub truskawkami? I skąd w rękach uczniów tyle gazet? Wyjaśniam: Po tej akcji czasem wydaliśmy wydanie papierowe, sprzedawane za grosze, żeby pani Stalin widziała, że gazeta jednak istnieje.
OdpowiedzNie zgadzam się. U mnie w szkole gazetka cieszy się uznaniem wśród uczniów, ludzie lubią ją czytać i lubią dokładać swoje pomysły. Po to są media (nawet takie nikłe, szkolne) aby przekazywać informacje. Ludzie więc to kupują i czytają.
OdpowiedzU mnie w podstawówce zaistniała pod koniec mojej kariery w tej szkole oficjalna gazetka. Była jaka była, ani beznadziejna, ani jakaś wybitna i chyba po kilku wydaniach projekt upadł. Dwaj koledzy założyli konkurencyjną gazetkę nieoficjalną. Dyrekcja i większość nauczycieli byli OK, więc nie przeszkadzali im w działalności, ale panowie postanowili przeprowadzić cała sprawę oficjalnie, tzn. przed publikacją uzyskać zgodę Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk zajmującego się cenzurą prasy (były to końcowe lata PRLu). Cenzor zdjął im połowę tekstu i obrazków:)
OdpowiedzMejozy się nie czepiać proszę! :D W każdym razie, swojej dyrektorki nie lubiłem, ale ile razy pisałem (raczej okazjonalnie, bo i gazetka rzadko się u nas pojawia), nie spotkałem się z aż tak negatywnym podejściem. Jasne, czepianie się było i będzie (toż Mazel w swoim felietonie, śmiał zażartować [jakby nie patrzeć za zgodą nauczyciela] z tego czy tamtego nauczyciela/przedmiotu) ale mimo wszystko takich jaj nie robili. Przeciw takim ludziom trzeba robić zmasowane akcje. I chociaż czasem się nie da, trzeba próbować ;)
OdpowiedzJak to śpiewał klasyk: " We don't need no comparation. We don't need no music control. No dark sarcasm in the vudeo's comments. "
OdpowiedzTaa, cenzura przednia ;) http://www.bestrock.pl/2012/03/pink-floyd-another-brick-in-wall-part-2.html
Odpowiedzto juz nawet nie cenzura, to zwykly GWAŁT
OdpowiedzW zasadzie to tak, bo jak patrzę na to i słucham Pink Floyd'a to mi się wierzyć nie chce, że tak można okaleczyć dobrą muzykę.
OdpowiedzLejcie na dyrektorkę, ona nie ma przyszłości, co najwyżej dopierdzi się do emerytury, wy macie jeszcze szansę się rozwinąć...ona nie... mieliśmy podobnie, ale w czasach papieru... teraz jeden kumpel jest redaktorem w radiu, drugi dyrektorem działu w ministerstwie, inny ma zespół muzyczny, czwarty jest chirurgiem, a ja zajmuje się nieruchomościami...
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 26 kwietnia 2012 o 18:50
Cóż, tylko dwie osoby poszły dalej w tym kierunku. Jedna z koleżanek z mojej "tury" poszła na dziennikarstwo. Inna, nasza poprzedniczka, znalazła miejsce w uczelnianych mediach (TVPW, jesli dobrze pamiętam).
OdpowiedzNo coś ty nie lubisz mejozy? :D
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 maja 2012 o 19:52
skąd ja to znam, w liceum też prowadziłam gazetkę (chyba nawet warsztaty były z tej samej fundacji ;) ) dyrektor zgodził się na złożenie wniosku o pierwsze darmowe warsztaty, bo chciał założyc profil dziennikarski (humanistyczny przyciągał za mało ludzi) dziennikarski był tylko z nazwy :) załatwiliśmy mu warsztaty i skończyła się dobroc. nie mieliśmy swojej redakcji, pozwalał nam pracowac 2 godzinny miesięcznie w sali komputerowej, nie chciał promowac ani wydawac gazetki, ogóle sprawiał problemy we wszystkim w czym tylko mógł :) ale daliśmy radę, gazetka działa do dziś :)
OdpowiedzFundacja Nowe Media? :)
OdpowiedzWspółczuję. U nas nauczyciele wspierają gazetkę, uczniowie kupują (nakład 50 egzemplarzy, rozchodzi się jak ciepłe bułeczki) dostajemy nagrody, wyczyny zostają zawsze zapisane. Czas opublikowane w gazetce o gazetce (masło maślane), a i dyrektorka się angażuje. Jest świetnie, ale to jeszcze długa droga przed nami żeby zrobić naprawdę dobrą gazetę. Ale wspiera ją praktycznie cała szkoła.
OdpowiedzU nas teoretycznie dostawaliśmy za to punkty z zachowania, wiadomo, działalność na rzecz szkoły oraz udział i dobre wyniki w konkursach międzyszkolnych. Teoretycznie. Tak naprawdę nie mieliśmy z tego w szkole nic, nagradzała nas tylko fundacja (drobne upowinki w postaci kubka, koszulki czy smyczy z ich logo). Dobrze, że łapaliśmy punkty za inne rzeczy, bo byłoby nieciekawie.
OdpowiedzKiedyś też brałam udział w tworzeniu gazetki szkolnej, zajmowałam się działami: humor i wywiady. Polecono mi przeprowadzić krótki wywiad z nauczycielem WF-u z okazji 20 rocznicy w zawodzie. Zgodził się. Zastrzegł, że potrzebuje miesiąca na przygotowanie odpowiedzi na pytania, które musiałam mu wcześniej przedłożyć. Na koniec dał do zrozumienia, że w ogóle robi mi ogromną przysługę, gdyż on z mediami (sic!) nie lubi rozmawiać. Poczułam się ważna ;).
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 maja 2012 o 20:37
All in all you're just another brick in the wall.
OdpowiedzPrawda jest taka że w liceach liczą się TYLKO ścisłowcy. Czary mary milion bańek wylądujesz na humanie.
Odpowiedz