Jak to zostałem podpalaczem.
Mieszkam na skraju blokowiska, za którym rozciągają się rozległe "pola" czy też raczej nieużytki zarastające wszelkim krzaczorem. Jako dzieciaki uwielbialiśmy się w tych krzakach bawić. Pewnego upalnego i suchego jak pieprz lata mały Tomek i jego kolega bawiąc się spotkali dwoje innych, nieznanych dzieci, robiących coś na ziemi po kryjomu. Zignorowaliśmy ich, schowaliśmy się do naszej kryjówki odległej od "intruzów" o jakieś 20 metrów. W pewnym momencie usłyszeliśmy krzyki, wspomniani chłopcy biegiem uciekli, a my patrząc w ich stronę zobaczyliśmy szybko rosnącą kulę ognia - łobuzy podpaliły wyschnięte zarośla. W te pędy polecieliśmy na pobliską budowę, złapaliśmy jakiegoś stróża i krzyczymy:
- Proszę Pana! Tam się krzaki palą! Niech Pan coś zrobi!
- Jak żeście podpalili to sami teraz gaście, gnojki!
- Nie my! My tylko zobaczyliśmy!
- Ja już znam takich smarkaczy, niech no z waszymi rodzicami pogadam...
Po czym koleś zaczął nas gonić. A ogień - na początku wcale nie ogromny - zaczął się coraz szybciej rozprzestrzeniać. My, zwinne dzieciaki, uciekliśmy do domu, rodzice wezwali straż pożarną. Ogień szybko wymknął się z pod kontroli, wkroczył na teren budowy i zniszczył sporo materiałów. Straż przyjechała, gdy wszystko samoczynnie zaczęło dogasać...
A wystarczyło wziąć gaśnicę i zdławić pożogę w zarodku, zamiast ganiać za dzieciakami, winnymi, czy nie.
No i poniekąd dostali "karę". Swoją drogą jakim cudem nie pomyśleli o sobie, swoich stratach?
OdpowiedzJacy oni? Tu jest tylko stróż, a jemu nic nie zrobią, bo ratowanie budowy przed pożarem raczej wykracza poza jego obowiązki. A ci którzy stracili, właściciele firmy budowlanej czy tam właściciele budowy nawet o tej sytuacji nie słyszeli, więc...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 marca 2012 o 16:09
Zawsze porównuję rozprzestrzenianie się ognia do funkcji f(x)=x^2 w przedziale od <0;+∞), gdzie oś OX opisuje czas pożaru od zapłonu (w miejscu przecięcia się osi), a oś OY wielkość ognia. Na początku mała iskierka potem niewinnie coraz szybciej, aż mamy ogromny pożar, który ciężko opanować
OdpowiedzBrzmisz jak po politechnice :P
Odpowiedz@Fireman: A można prosić po Polsku? :)
OdpowiedzSerio nie rozumiecie? Ludzie, funkcje macie chyba już w 3 gimnazjum, o ile mnie pamięc nie myli
OdpowiedzJa nie miałem jeszcze funkcji ale daje wam na polski: Z małego niewiniątka wyrasta wielki krwiożerca.
OdpowiedzMały czas od zapłonu - mały ogień, z każdą sekundą ogień się rozprzestrzenia.
OdpowiedzTłumaczę na polski: "Szybko gasić, bo ja 3,14ęrdolę"
OdpowiedzObrazowo: http://www.wolframalpha.com/input/?i=plot+x^2+from+x%3D0+to+10
OdpowiedzTeż pamiętam sytuację, jak jakiś facet krzyczał na mnie za coś czego nie zrobiłem. Zimą stałem sobie koło schodów i widzę jak jakieś dzieciaki rzuciły śnieżkami w okno i zaczęły uciekać. Zaraz z okna wychylił się facet i mimo, że było widać tamtych uciekających to krzyczał na mnie spokojnie sobie stojącego.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 4 kwietnia 2012 o 1:15
Chyba każdy ma taką historię z dzieciństwa. Niektórym ludziom wydaje się, że gdyby ktoś zrobi coś złego, to wystarczy nakrzyczeć na pierwszą-lepszą osobę i wszystko się naprawi...
OdpowiedzJa Ci, karakar, powiem czemu :P W drugiej klasie liceum zdjęliśmy z kumplem w kiblu drzwi z zawiasów do kabin (fajnie było jak kumpel z młodszej klasy wchodził, bujał się, pewny siebie, szarpie za drzwi, a te na niego :P). To była ogólnokształcąca szkoła muzyczna, całe 12 lat edukacji w jednym budynku, to i wszyscy się w miarę dobrze znają. Brat kolegi ćwiczył w ubikacji na puzonie, wchodzi sprzątaczka. Przechodzi przez pomieszczenie z umywalkami i idzie w stronę kabin, sięga do klamki ostatniej kabiny przy oknie. Kumpel patrzy za nią: - Niech Pani tego nie otwiera! - Czego? - Łup! (drzwi na nią) Poleciała oczywiście po woźną. A my sobie dalej siedzimy na ławeczce przy samym kiblu - no bo przecież to nie musieliśmy być my, to czemu mamy uciekać i się przesiadać, no skoro to NIE MY! Ale woźna i tak uznała, że to my (co prawda słusznie, ale nie wiem, czy to była intuicja czy szczęśliwy traf). 3 tygodnie po tym, jak już o tym zapomniałem, wezwał mnie do siebie wicedyrektor i jakieś tam wyciągnął konsekwencje. Podsumowując: Nie wiadomo kto jest sprawcą, bo może on uciec, a może stać dla niepoznaki ;)
OdpowiedzTak, oczywiście, dzieciaki coś podpaliły i teraz przybiegły przyznać się do tego... Co za myślenie...
Odpowiedz