Jak wspominałem wcześniej, jestem didżejem ładnych parę lat. Pragnący zaczerpnąć większej wiedzy muzycznej (i nie tylko) zdecydowałem się na studia w naszej pięknej stolicy. Stąd pochodzi piękny okres mojego życia, mianowicie mieszkanie na warszawskiej Pradze. Dla tych, co nie w temacie - Praga to dzielnica delikatnie mówiąc dość "specyficzna", o czym i [J]a przekonałem się dopiero po czasie.
Sobota wieczór. Wbijam do autobusu z walizeczką pełną płytek i jadę do klubu. Na kolejnym przystanku wsiada stereotypowy [P]an, gustujący w ubiorze lekkim i przewiewnym, z obowiązkowymi trzema paskami wzdłuż nogawek spodni. Chyba świeżo od fryzjera, bo i ogolony elegancko, aczkolwiek Pani makijażystka się nie postarała i utworzyła Panu jakieś malowidła w kącikach oczu, coś na wzór łezek. Owy Pan szybko mnie wypatrzył i grzecznym, staropolskim słownictwem, tako do mnie rzecze:
[P]: Dawaj k*rwa walizkę!
Ja nauczony, że to, na co zarobiłem własną pracą, będę bronił do ostatku sił. Dodatkowo, nieznający zasad kultury w dużym mieście grzecznie odmówiłem:
[J]: Spi*rdalaj, tam nie ma nic kosztownego.
Doprawdy, nie wiem kiedy upadłem, ale uwierzcie, że nie potrzeba żadnego lepszego teleskopu, aby ujrzeć gwiazdy. Kątem oka zobaczyłem jedynie Pana [K]ierowcę autobusu (jak się okazało - facet 2m wzrostu i jakieś 150kg wagi), który widząc sytuację, szybko wyskoczył z kabiny i odebrał walizkę miłośnikowi ortalionu. Dodatkowo, podczas wyrzucania go z pojazdu, wymierzył siarczystego kopa.
Wstałem, otrzepałem się i serdecznie podziękowałem Panu Kierowcy, który skwitował:
[K]: Nie ma sprawy, już trzeci raz tego sk*rwiela skopałem.
Niedziela rano. Po imprezie. Wbijam do linii na tej samej trasie i ruszam w drogę powrotną z klubu do domu. Autobus pełny od 12 Pułku Rozwścieczonych Moherów, zapewne udających się na poranną zaprawę. No to stanąłem sobie na końcu i jadę grzecznie. Nie zgadniecie kogo spotkałem dwa przystanki przed moim wyjściem...
W okularach przeciwsłonecznych chodziłem tydzień, walizkę kompletowałem od nowa jeszcze długi czas po zajściu.
Kochana stolica
Tępe, skur... bezkarki -_- Skąd się tacy biorą?
OdpowiedzMutanty z Czarnobyla
OdpowiedzHmm - piszesz że Warszawa - Policja go nie dorwała? Przecież w Wawie wszędzie kamery są.
Odpowiedzśmiem wątpić :)
OdpowiedzHahah powiedz mi gdzie w Warszawie a zwłaszcza na Pradze są kamery. (Poza dużymi skrzyżowaniami/rondami gdzie często dochodzi do wypadków). Choć swoją drogą całe życie mieszkam na Pradze i nie zamierzam się stąd wyprowadzać.
OdpowiedzDopóki będziemy to ścierwo tolerować to tak będzie. No ale po policję to nikt nie zadzwoni bo "jak to tak można donosić?!"
OdpowiedzTeż mnie dziwi, że zamiast unieszkodliwić i zawiadomić policję wykopali go za drzwi. Może kierowcę kręciło tłuczenie dresów i nie chciał mieć świętego spokoju?
OdpowiedzMoże zgłaszali, na początku. Potem kiedy takich coraz więcej, zwyczajnie się odechciało... Coś jak walka z wiatrakami.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 marca 2012 o 12:20
A gdzie ci policja przyjedzie do agresywnego bandyty? Zdrowie ryzykować? Poza tym nie mają czasu, mandaty za przechodzenie na czerwonym same się nie wypiszą!
OdpowiedzStara Warszawska zasada - "Kapować nie wolno - odegrać się wolno"
OdpowiedzDresiarstwo trzeba tępić,a tymczasem dużo ludzi się tego ścierwa po prostu boi.
Odpowiedzwww.youtube.com/watch?v=dVxaDbgH7WQ
OdpowiedzSzczękę jeszcze zbieram z podłogi. A zgłosiłeś to na policję?
Odpowiedzszkoda ze go kierowca nie zastrzelil. tak po prostu. bez sądu. powinien dostać medal jeszcze ;) nie toleruje dresiarstwa, mam na nich stwierdzoną organiczna alergie
OdpowiedzRutyna
Odpowiedz