Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O piekielnych nauczycielach. Czas akcji: wczesne lata ’80, czyli okres Totalnego Braku…

O piekielnych nauczycielach.

Czas akcji: wczesne lata ’80, czyli okres Totalnego Braku Wszystkiego. Młodszym czytelnikom wyjaśniam, że socjalistyczna gospodarka zawsze miała problemy z dostarczeniem do sklepów towarów, które klienci chcieliby lub potrzebowali kupić, ale lata 1980-82 były najgorsze. Kupienie czegokolwiek było ogromnym wyzwaniem.

W roli Piekielnych wystąpili pewna nauczycielka WF i nauczyciel wychowania muzycznego w mojej szkole.

Pierwsza się uparła, żeby każdy uczeń miał strój do ćwiczeń składający się z białej koszulki i granatowych spodenek i na nic nie zdały się argumenty, że o ile białe koszulki dawało się jakoś zdobyć, to granatowe spodenki były towarem absolutnie niedostępnym. W sklepach bywały czerwone i zielone, czasem czarne, ale takie idiotki nie zadowalały: albo granatowe, albo pała i wypad z lekcji. W efekcie spora część uczniów przychodziła na WF w gaciach zafarbowanych na granatowo domowymi sposobami.

O ile nie udało mi się stwierdzić (a może nie pamiętam), co powodowało wuefistką, o tyle piekielność muzyka wynikała z totalnego oderwania od rzeczywistości. Taki artysta niespełniony. Program nauki przewidywał próbę nauczenia uczniów gry na flecie. Pan muzyk się uparł, że flet ma być z prawdziwego zdarzenia, drewniany względnie metalowy. I absolutnie nie było mowy o korzystaniu z fletów plastikowych, jedynych dostępnych na rynku dzięki prywatnej inicjatywie rzemieślników. W innych szkołach popiskiwali na tych plastikowych fletach, nasz pan muzyk absolutnie się na taki nie zgodził. Pamiętam, że ojciec ze mną po ten nieszczęsny flet jechał 50km, bo tam mieszkał znajomy znajomego, który przywiózł za jakieś kosmiczne pieniądze drewniany flet z RFN i był skłonny go odsprzedać. Nic na tym nie zarobił, była to przysługa, ale ze względu na przeliczniki walutowe cena była i tak z kosmosu.

Fletu w szkole użyłem raz, kiedy to pan muzyk nauczył nas grać dźwięk „sol”, a następnie się zniechęcił, a może obraził za to, że jednak niektórzy mieli te flety plastikowe i więcej do gry na flecie nie wrócił.

Niestety dla moich rodziców szkoła była takim autorytetem, że chryi żadnej z tego nie zrobili.

Szkoła w głębokim PRLu

by Jorn
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Jorn
18 18

Powiedział, że poprzeczny też może być. Przy okazji zaznaczył, że ten metalowy też jest drewniany, bo liczy się ta część, która jest odpowiedzialna za wydawanie dźwięku. Podejrzewam też, że flety produkowano wówczas i produkuje się nadal w różnych krajach.

Odpowiedz
avatar jyyli
1 5

O.o Przecież ustniki w prostym i poprzecznym flecie są inne i inaczej wydobywa się dźwięk. No i prosty w tej chwili kosztuje ok. 30zł, a poprzeczny kosztuje od 2 tysięcy w górę (można kupić taniej, ale chyba nikt tego nie robi :P).

Odpowiedz
avatar Jorn
5 5

@jyyli, nie znam się na tym, ale zapewne masz rację i pewnie właśnie dlatego poprzecznego fletu nikt nie przyniósł. Ale nawet weźmy ten najtańszy, dostępny za 30 zł: w dzisiejszych czasach 30 zł, to są małe pieniądze. Wtedy to było ok. 15 DEM. Odejmijmy inflację, powiedzmy nawet, że w RFN takki flet kosztował połowę tej kwoty. Dla zachodniego Niemca to też były wówczas grosze, ale w PRL za takie pieniądze moja rodzina żyła przez ponad tydzień, bo takie były chore przeliczniki (a bardzo wiele rodzin dysponowało jeszcze mniejszymi pieniędzmi). Podejrzewam, że w Polsce też takie instrumenty powstawały i pewnie były tańsze, ale za to całkowicie niedostępne, jak większość produktów w tamtym czasie. I na tym właśnie polegała piekielność, bo flety plastikowe jako tako dostępne były. Ja rozumiem, że do filharmonii czy nawet orkiestry szkolnej taki instrument się nie nadawał, ale na lekcjach muzyki w trzeciej klasie podstawówki? I bynajmniej nie była to szkoła muzyczna.

Odpowiedz
avatar marizel
19 19

Pamiętam takie dziwactwa, u mnie też był obowiązek na wf noszenia granatowych spodenek i białej koszulki. Były jeszcze inne kwiatki - na plastykę trzeba było wkleić do zeszytu 20 kawałków różnych materiałów w tym jedwab, satynę, dżins, atłas, bawełnę itp, na przyrodzie na następną lekcję trzeba było przygotować zielnik, którego botanik by się nie powstydził, po szkole można było chodzić tylko w wywrotkach itd. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że moja mama bez zająknięcia cięła swoje apaszki i spodnie taty, który latał po poligonie i zbierał dla mnie zielsko do zielnika, robili to wszystko bez zająknięcia bo "pani kazała". "Pani" w tym czasie miała status bożka i każdy rodzic bez mrugnięcia okiem stawał na głowie żeby w dobie głębokiego kryzysu wytrzasnąć spod ziemi biały jednoczęściowy stój na basen bo "pani" taki kazała mieć.

Odpowiedz
avatar Jorn
9 9

Właśnie. U mnie w domu obowiązywały dwie żelazne reguły życia szkolnego: 1. Nauczyciel ma zawsze rację. 2. Gdy nauczyciel nie ma racji, patrz pkt 1. Co do zielników, to muszę przyznać, że nauczycieli od biologii miałem różnych (z tego co pamiętam, co rok ktoś inny prowadził ten przedmiot w mojej klasie), ale nikt nam nie kazał zielników robić. Tyle że zielnik uważam za umiarkowanie piekielny, bo zawsze można pójść do lasu czy na łąkę i zielsko pozbierać, No chyba że nauczyciel jest na tyle głupi i wymaga obecności w zielniku roślin niewystępujących w danej okolicy. Podobnie za umiarkowanie piekielne uznałbym wymogi moich nauczycieli w obecnych czasach, kiedy granatowe spodenki i drewniane flety są łatwo dostępne za niewielkie pieniądze. Prawdziwa piekielność polega na tym, że wymagali posiadania przedmiotów ekstremalnie trudno dostępnych i absolutnie nie uznawali dostępniejszych substytutów, choćby ich użyteczność była wystarczająca.

Odpowiedz
avatar InuKimi
3 3

Szkoda że dzisiaj nauczyciel jest w hierarchii zaraz po jamochłonach. To co opisujecie to przesada, ale to co się dzieje obecnie... Ze skrajności w skrajność.

Odpowiedz
avatar wonka0
9 11

Moja siostra miała przynosić do szkoły zwolnienia,usprawiedliwienia itp w kopertach. Koniecznie białych. Więc czarnym flamastrem zawsze mama pisała na kopercie "zwolnienie", "usprawiedliwienie" :) A farbowane koszulki też nosiła :)

Odpowiedz
avatar TaOd_2_Futer
1 1

Z punktu widzenia szkoły Mama zapewne była Piekielną :)

Odpowiedz
avatar wallian
5 5

Chyba w "Wojnie domowej" była podobna scena, tylko, że tam farbowali koszulkę na zielono bo tak w szkole kazali. :]

Odpowiedz
avatar Jorn
0 0

Tego odcinka nie widziałem.

Odpowiedz
avatar zeebee
11 11

W tamtych "starych, dobrych latach" kiedyś na przerwie "wyparowało" mi pióro wieczne Chińskie, jedyne dostępne w papierniczym. Zgłosiłem wychowawczyni - poszukiwania nic nie dały minęło dzięki nim kilkanaście minut lekcji. Po szkole opowiedziałem w domu co się stało - tatko poszedł kupił mi identyczne (jedyny dostępny model w sklepie) Na drugi dzień pani zobaczyła że piszę piórem - dostałem uwagę w dzienniku że oskarżam kolegów, zakłócam porządek, i byłem na rozmowie "ostrzegawczej" u dyrektorki.

Odpowiedz
avatar katarzyna
0 0

W tych latach, jeszcze nie było mnie na Ziemi, więc wyjaśnij, jeśli plotę głupoty- nie można było pójść do dyrektora i opowiedzieć o bezsensownych pomysłach nauczycieli? Czy może sam był takim imbecylem? Albo chociaż reprezentacja rodziców do rzeczonej parki?

Odpowiedz
avatar rimi45
3 3

to nie były bezsensowne pomysły,to przewidywał program nauczania,którego każdy nauczyciel musiał się trzymać,piekielne w tym jest nadgorliwość obu wspomnianych nauczycieli.Ja sama pamiętam, obowiązek granatowych lub czarnych spodenek do WF-u i "naukę gry"na plastikowym flecie,która zakończyła się po pierwszej lekcji :D Żadnemu z rodziców nie przyszłoby do głowy protestować, a tym bardziej chodzić na skargę!"Pani kazała" i rodzice stawali na głowie by dziecko miało,ja miałam szczęście do rozsądnych nauczycieli

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 marca 2012 o 18:36

avatar Jorn
1 1

@Katarzyna, Miałem wtedy dziewięć, czy dziesięć lat, więc śmiałości brakowało. A rodzice nie poszli z powodów przedstawionych przeze mnie wyżej. Gdy kilka lat później wychowawczynią naszej klasy została osoba niezrównoważona psychicznie, do dyrektora jako trzynastolatkowie poszliśmy bez oglądania się na rodziców i po naszej interwencji wychowawstwo zostało jej odebrane.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 marca 2012 o 23:02

avatar Jorn
1 1

@rimi, program nauczania przewidywał, że ma być flet. Że nie może to być tani i dostępny flet plastikowy, to już był wymysł nauczyciela. To samo dotyczyło stroju na WF - miał być strój sportowy, tradycyjnie nosiło się biało - granatowy, ale formalnie takiego wymogu nie było. Wydaje mi się, że dyrektor o tych fanaberiach mógł nie wiedzieć, bo w tamtych czasach, gdy fartuszków szkolnych (takie granatowe szmaty z ortalionu z przypinanym białym kołnierzykiem) też nie dawało się kupić, zarządził, że możemy chodzić do szkoły ubrani "po cywilnemu", tylko wprowadził jakieś ogólne wytyczne co do ubioru.

Odpowiedz
Udostępnij