Wpadłam dziś, służbowo (bo na szczęście moje dziecię już ukończyło) do podstawówki. Nieważne jakiej, niedużej. Robię (tu wtręt) nauczanie, najogólniej, drogowych przepisów.
W międzyczasie próbowałam znaleźć sklepik szkolny, woda się skończyła, a pić mi się chciało okrutnie. Na szczęście (sic!) trafiłam do szatni. Widzę, siedzi dziewczynka. Okazało się druga klasa, w posikanych gaciach. Zdarza się. Pytam czy dzwoniła do mamy. I tu piekielność. I to jaka.
Dzwoniła. A w szkole jest zakaz używania telefonów. Przyszła nauczycielka dyżurująca i zabrała jej telefon. Nie zdążyła się z mamą połączyć żeby po nią przyjechała. To była piekielność pani nauczycielki, która zgotowała mnie na zabój. Bo zabrała telefon i sobie poszła.
I moja piekielność?
Odwiozłam dzieciaka do domu. Zbuntowałam mamusię, dziecko tato utulił, a my na policję, że dziecku skradziono telefon, całkiem świeży Samsung, prezent na Gwiazdkę itd. Na pytanie, kto skradł? Podała (śmy) dane pani nauczycielki.
I naprawdę mam w głębokim poważaniu pretensje pani nauczycielki i pani dyrektor szkoły popierającej ową.
Wyobraźcie sobie swoje dziecko, które posikało spodnie, dzieci się z niej obśmiały, może iść obśmiana przy mrozie -12 około dwóch kilometrów do domu.
Mogłoby też zadzwonić do mamy, która by ją odebrała, ale nie zdążyła, bo zakaz używania telefonu. Nauczycielka, która zabrała telefon i zostawiła spłakaną dziewięciolatkę w szatni.
I nie wiem ile czasu dzieciak by tam siedział.
Byłam koszmarna. Wymogłam na policjantach spisanie protokołów z: primo, niedopatrzenia obowiązków, secundo, kradzieży telefonu.
Kolejne piekielne?
Kradzież telefonu ma większe szanse na ukaranie.
Powstrzymam się na razie od skomentowania, liczę na was, telepie mnie nerw straszny.
szkoła urwał nać
A dlaczegóż to rodzice dają dziecku telefon do szkoły skoro wiadomo, że nie wolno? Poza tym nauczycielka chyba jakaś niedowidząca-niedosłysząca-niedowąchająca skoro nie zauważyła, że z dzieckiem coś nie tak.
OdpowiedzChociażby po to, by móc się z dzieciakiem skontaktować w razie ważnej potrzeby, po to, by samo dziecko mogło zadzwonić na przykład w takiej sprawie, jak w historii. Poza tym, do szkoły trzeba też dojść i wypada z niej wrócić - a wtedy telefonu można używać. Ten zakaz całkowitego używania telefonów w szkole jest idiotyczny. Rozumiem, na lekcjach, lecz dlaczego też na przerwach? Co on komu szkodzi?
OdpowiedzHmm, właśnie dlatego dają, aby dziecko mogło zadzwonić do nich w razie problemów. Do tego wiele nauczycielek ma wbudowany system "wyszukać komórkę. Po wyszukaniu odebrać"
OdpowiedzWidać że w tej szkole nadal komuna, podobnie jak w większości placówek tego kraju. Niektóre zakazy w szkołach są doprawdy absurdalne a najlepsze to, że te najgłupsze są zawsze egzekwowane, natomiast jak 4 cwaniaków znęca się nad dzieckiem z młodszej klasy to nikt nic nie widzi.
OdpowiedzNa szczęście nie jest tak w każdej szkole, u mnie w liceum na przerwie da się komórek używać.
OdpowiedzKiedy byłem w szkole podstawowej, w pilnej sprawie z rodzicami można było się skontaktować (w obie strony) z wykorzystaniem telefonu w sekretariacie. Wystarczało.
OdpowiedzKiedyś posłańcy i gołębie pocztowe także wystarczały, jednak dziś wszyscy wolą jednak te telefony. Skoro już istnieją to czemu zakazywać ich stosowania gdy niczemu to nie szkodzi?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2012 o 13:31
@k4be - to wyobraź sobie teraz wycieczkę do sekretariatu w obsikanych spodniach, być może wiążącą się ze spacerem przez całą szkołę, między ludźmi.
OdpowiedzJeśli chodzi o absurdalne zakazy to u mnie w gimnazjum był zakaz uczenia się na przerwach ;O. Dlaczego? Ano dlatego, żeby przed sprawdzianami nie powtarzać sobie materiału, bo wtedy uczeń, który się nic nie uczył w domu ma szansę nauczyć się na przerwie i jest to niesprawiedliwe wobec uczniów zakuwającym w domu. "Olaboga, uczyć się w szkole! Jeszcze czego..."
OdpowiedzPrzecież może używać telefonu poza szkołą, jak z niej wraca, albo w szkole gdyby coś się poważnego stało. Myślę, że zakaz używania telefonu w całej szkole, także na przerwach, może mieć taki cel, aby dzieci nie kręciły głupich filmików, nieraz sceny poniżania innych dzieci, i nie umieszczały tego później w sieci. Głęboko wierzę, że jest w tym sens. Ale w takim razie każde dziecko MUSI mieć możliwość zwrócenia się do każdego nauczyciela z prośbą o pomoc/telefon do rodziców, jeśli jest ważna potrzeba. Nauczyciel może zadzwonić z własnej komórki lub ze sekretariatu (zakładając, że dzieciom w ogóle nie wolno przynosić telefonów do szkoły). Nie można po prostu skonfiskować telefon i zostawić płaczące dziecko na pastwę losu, no na litość! Z drugiej strony, nie wiem z historii, jak to wyglądało. To różnica, czy nauczycielka odebrała telefon zapłakanej dziewczynce ewidentnie wymagającej pomocy, czy może dziewczynka wyciągnęła telefon, a rozpłakała i posikała dopiero, jak został jej odebrany. W pierwszym wypadku zgubiła ją rutyna, w drugim oblała egzamin ze człowieczeństwa.
Odpowiedz@k4be Kidy ja byłem w podstawówce, to jeszcze nikt nie marzył o tym, żeby telefon nosić w kieszenie, no i co to wnosi do dyskusji? Może kupowanie dzieciom najnowszych telefonów, które oprócz funkcji oglądania filmów, surfowania po necie, pisania maili i wpisów na piekielnych, robienia zdjęć, posiadających funkcję cięcia stali za pomocą wbudowanego lasera i teleportowania drobnych przedmiotów, ma gdzieś tam ukrytą funkcję dzwonienia, to przesada. Ale skoro jest możliwość łatwego kontaktu z dzieckiem, to dlaczego do jasnej cholery z niej rezygnować, tylko dlatego, że jakiś nazwijmy to "nie do końca rozgarnięty osobnik" wymyślił sobie taką zasadę? Oczywiście, jak chcesz to możesz wysyłać listy do szkoły z prośbą, by dostarczyli konkretnemu dzieciakowi. A może zaopatrzyć dziecko w gołębie pocztowe? Pozdrawiam.
Odpowiedz@k4be: no to pani nauczycielka z wykorzystaniem owego słuzbowego telefonu powinna zadzwonic po rodzica, a nie zostawiać dziecko w takim stanie samo. Poza tym, dziecko dnie dzwonilo bo tak, a w konkretnej sprawie . Nauczycielka idiotka. dobrze,że zrobiłas raban.
OdpowiedzI tak trzeba robic! Jakas bzdura z tym zakazem uzywania "TELEFONU". Co innego jak dziecko ma jakiegos Galaxy SII albo Iphone 4 i wchodzi facebooka albo gra, na lekcji. Telefonu komorkowego uzywac nie mozna, ale czesto sa platne telefony w szkole. Co to za roznica ... Ostatnia sprawa jest taka, ze to byla kradziez. Ten telefon nie nalezal to tej dziewczynki tylko do jej rodzicow. Nauczyciel nie ma prawa zabrac go i sobie gdzie pojsc.
OdpowiedzNauczyciel nie miał prawa zabrać telefonu szczególnie w tej sytuacji. Dziecko nie bawiło się nim tylko próbowało zadzwonić do mamy. Nie ma w tym niczego złego. Nauczyciel musi być wyjątkowym idiotą aby nie widzieć tego, co się stało. Kompletny baran, który ma gdzieś dzieci. Najważniejsze są przepisy, regulaminy i zasady.. wprowadzane przez ludzie, którzy wcale nie są mądrzejsi ale wydaje im się, że zawsze wiedzą lepiej.
OdpowiedzGrać na lekcji można było nawet na klasycznej noki 3310, nie trzeba do tego najnowszego iphona. Nawet jeśli ma takiego to co w tym jest złego? Jeśli telefon będzie używany tylko na przerwach to ja problemu nie widzę. Nauczyciele boją się tych zabawek jak wody święconej.
Odpowiedzsla, nie boją ale TAK JEST W REGULAMINIE i już!
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 lutego 2012 o 23:07
O ku*wa, ania, nie wszyscy są je***ymi służbistami. Pozdrawiam.
Odpowiedza czy ja mówię o wszystkich? mówi o tych, którzy zabraniają "bo nie" PS. trochę kultury...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2012 o 12:36
No właśnie, zauważyłem straszne uogólnienie.
OdpowiedzNie, to nie była kradzież. Rodzic dając dziecko do szkoły podpisuje regulamin/statut/cokolwiek placówki, w której wyraża zgodę na traktowanie dziecka zgodne z regulaminem(/statutem/etc). Jeżeli w regulaminie(/etc) jest, że telefonów komórkowych w szkole używać nie wolno, to nauczyciel może komórki zabierać na przechowanie, do zwrotu rodzicom. Wszystko zgodne z literą prawa. Tu pretensje tylko do rodziców za niekłócenie się z dyrekcją o zmianę statutu/regulaminu szkoły lub nieczytanie na co się godzą. Natomiast rzeczywiście nauczycielka zachowała się strasznie i IMO należałoby ją zwolnić za niedopełnienie obowiązków + zakaz pracy z dziećmi. Osobiście uważam też, że jeżeli była świadoma, że dziecku się coś stało, a problem z lenistwa, że się tak wyrażę, olała, to gratis dziesięć batów i przypalanie rozgrzaną patelnią półdupków.
Odpowiedz@ahihoel regulamin szkoły nie jest nad KK.
Odpowiedz@abc, ale KK nie ma tu nic do rzeczy. Rodzic może dziecku zabrać telefon, może też podejść do zupełnie obcego człowieka i go o to poprosić - i na takiej samej zasadzie działa udzielenie zgody (co robią akceptując status/regulamin/etc.) placówki. Takie zabranie telefonu jest za zgodą rodzica.
Odpowiedz@ahihoel - inna sytuacja, ale nadal chodzi o to samo. Jeśli regulamin szkoły pozwalałby na zabicie ucznia to zabójca nie mógłby być ukarany?
Odpowiedz@sla: no jasne, bo jeszcze co poniektore wyczyny co poniekotrych uda się nagrać dziecku. Pamiętacie sprawę nauczyciela, któremu uczniowie wlozyli kosz na głowę? nie bronię uczniów, ale jak NISKIM autorytetem "cieszył" się ten nauczyciel, ktory chyba poomylił zawód?
OdpowiedzNauczyciele boją się tych komórek jak diabeł święconej wody. W sumie po historiach opisywanych na "Piekielnych" nie dziwię się, przecież takie nagranie z telefonu może nie daj Boże obnażyć niekompetencję "pedagoga", udowodnić że jeden z drugim upokarzał dzieciaka, wrzeszczał, a może i uderzył. A tak można się wszystkiego wyprzeć i zrzucić na karb dziecięcej wyobraźni.
OdpowiedzHa u mnie, nawet jak godzine sprawdzałem to mi telefon zabrali, ale nauczycielka się spoko okazała i mi go oddała pod koniec przerwy
OdpowiedzO patrzcie, wielcy wojownicy o wolność i sprawiedliwość. Hipokryzja, FU!
OdpowiedzTo ewidentnie była kradzież telefonu i jak tu powiedziano telefonu rodziców dziewczynki. Ponadto powiem że przecież za dziecko w szkole odpowiada nauczycielka mająca wtedy lekcje, a więc nie dopełniła obowiązków nauczycielki, co powinno skutkować sankcjami dotyczącymi takiej okoliczności.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2012 o 9:01
Jakbym czytała swoją historię z gimnazjum. W czasie kiedy chodziłam do gimnazjum, była ta sprawa z tą dziewczynką co się powiesiła jak ją chłopcy molestowali i nagrali na telefon. Od tamtek sprawy był całkowity zakaz używania, a nawet posiadania przy sobie telefonu komórkowego, a ze szkolnego nie wolno było dzwonić do rodziców. W tym czasie często chorowałam, łapała mnie angina i od razu 40 stopni gorączki. Chodziłam wtedy nieprzytomna, nie mogłam ustać na nogach nawet. I też w końcu wyjęłąm z plecaka telefon, żeby do taty zadzwonić coby mnie ze szkoły zabrał, bo uciec się bałam. A będąc u pielegniarki usłyszałam, że na pewno symuluje (nie zmierzyłą mi nawet temperatury). I tak samo jak w historii telefon został mi zabrany w szkolnej łązience, jednak szkoła sama musiała po rodzica zadzwonić, gdyż zemdlałam na jakimś apelu, chwilę po zabraniu telefonu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2012 o 9:04
Nie rozumiem tego zakazu używania telefonów w szkole. Naturalny i oczywisty jest zakaz używania ich na lekcjach, ale na przerwie i poza nimi to już przegięcie. Co do zachowania nauczycielki - po prostu - szkoda słów, tępa i wredna baba.
Odpowiedzkradzież - jak najbardziej, odebranie własności prywatnej wbrew woli posiadającego to według polskiego prawa - kradzież. a z tego co wiem to Prawo Polskie stoi ponad regulaminami i kodeksami szkół, uczelni itp. Prawda? i babe do piachu. a jak
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2012 o 9:35
Regulamin szkoły jest ustalany przez sama dyrekcję. Nie kuratorium. Więc jako taki może podlegać zmianie. Jako rodzic zapewne pewnymi środkami na dyrekcji bym wymógł zmianę tego zapisu. A nauczycielce w tym przypadku bym nie odpuścił i niech idzie siedzieć, albo niech chociaż zawiasy dostanie.Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Jak tępa, niech ginie!
OdpowiedzNie trzeba zmieniać tego zapisu... bo jest bezprawny i zwyczajnie nieważny. W każdym razie bezprawne bez żadnych wątpliwości jest rekwirowanie telefonów, a prawo do ograniczania kontaktów dziecka z rodzicami nie leży w gestii szkół więc o to można by długie batalie w sądzie toczyć.
OdpowiedzMoże się powtarzam ale ja za takie coś z chęcią dał bym w pape (albo solidnie obsobaczył w ostateczności). Ewidentny zanik zwykłej ludzkiej przyzwoitości
OdpowiedzBloodcarver - nie, nie jest, gdyż rodzic wyraża na niego zgodę, pozwalając w ten sposób pedagogom na konfiskowanie (do oddania rodzicom) telefonów, noży, pistoletów, czy co tam jeszcze umieszczą, za pozwoleniem i zgodą rodziców. To jest tak jakby rodzic sam skonfiskował telefon (nóż, pistolet, linijkę, kredkę, czy co tam jeszcze umieszczą). Na wszelki wypadek dodam, że oczywiście nauczycielkę potępiam, szerzej - w moim poprzednim komentarzu.
OdpowiedzMoja mama uczy w gimnazjum i po prostu wie z doświadczenia, że zabranie telefonu jest często traktowane jak kradzież, niezależnie od regulaminu szkoły więc upomina, a nie zabiera. Bo a nuż dzieciak zapomni odebrać i rodzice potraktują jak kradzież? Zwłaszcza, że to nie jej własność, a regulamin da się obejść na wiele sposobów i wiele osób o tym wie. Do jest w szkołach kwestia delikatna - zabrać, czy nie zabrać, a jeśli nawet, to czy oddać dzieciakowi po lekcji, czy się bawić w czekanie na rodziców. Mój brat miał taką sytuację, że nauczycielka mu zabrała komórkę za to, że używał na lekcji, najpierw on zapomniał odebrać i to zapomniał na amen, stwierdził, że pewnie zgubił, ale nauczycielka nie lepsza. Odniosła do sekretariatu i przypomniała sobie pół roku później, ale wtedy nie było sensu oskarżać, bo źle nie chciała - ot, zapominalstwo i brata, i jej.
Odpowiedz@ahihoel - tylko jeśli mają pisemne oświadczenie, że rodzic się zgadza. Nie spotkałem się z żadną szkołą, która by miała.
Odpowiedz@bloodcarver - niestety nie, zgoda jest domyślna, jak wynika z AFAIR ustawy o systemie oświaty (albo zintegrowana w zapisaniu dziecka do szkoły, no nie pamiętam).
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 lutego 2012 o 23:52
Zgadzam się, że reakcja nauczycielki była idiotyczna, ale nie wiem, czy coś osiągniesz oskarżając ją oficjalnie o kradzież - to ją (może) nauczy nie zabierania telefonów, ale nadal będzie ignorować dziecko, które potrzebuje pomocy. Problem w tym, że w takim towarzystwie wzajemnej adoracji nie udowodnisz jej niedopełnienia obowiązków. Teraz, gdy uczniowie będą kogoś bić i poniżać, ona ma argument, że nie zamierza reagować, bo znowu ją będą po komisariatach ciągać..
OdpowiedzJeśli nie zareagowała w opisanej sytuacji, to tym bardziej nie zareaguje, gdy kogoś będą bić i poniżać, bo ona po prostu ma dzieci w głębokim poważaniu.
OdpowiedzNo niezbyt. O ile wiem, osoba skazana za przestępstwo na dziecku nie może pracować w szkole, więc nawet zawiasy za kradzież = baba znika ze szkoły.
Odpowiedz@bloodcarver: Nauczyciel powinien nie tylko uczyć ale i dbać o dzieci. Jeśli ta pani reaguje w ten sposób, to powinna się trzymać jak najdalej od szkół. Teraz część nauczycieli ma podejście pod tytułem: "mam mgr, odwalę program na lekcjach i pójdę do domu." Nie tędy droga.
OdpowiedzBardzo dobrze zrobiłas:) w pełni popieram. Biedna dziewczynka..
OdpowiedzJeżeli oddała do depozytu to jest zabranie zabronionej w szkole rzeczy i tyle. Jak się regulamin nie podobał, to trzeba było wcześniej z dyrekcją rozmawiać, ale nie, wszyscy po prostu olewają sprawę a dzieciom pozwalają zabierać telefony.
OdpowiedzRegulamin, który jest niezgodny z prawem jest nieważny w punkcie sprzecznym, ustawy wszelakie są nadrzędne.
Odpowiedztaaaa ŚWIETNIE się nauczycielka zachowała zabierając tel. dziecku, które dzwoniło do mamy. Nie dzwoniło na lekcji, nie bawiło się tel. Siedziało w szatni w mokrych portkach, a PANI PEDAGOG miała to w d*pie. Pogratulujmy jej przestrzegania regulaminu. Brawo!
OdpowiedzOwszem, nauczyciel ma prawo zarekwirować telefon. Problem polega na dwóch żeczach: procedurach, oraz co zdefiniujemy pod słowem "telefon". Bo w dzisiejszych czasach telefon nie służy ani do dzwonienia ani do pisania SMS, ale do przesyłania informacji. Za pomocą telefonu można np. zrobić przelew bankowy. Dlatego nauczyciel nie ma prawa podejśc do ucznia, wyrwać mu telefon i powiedzieć "konfiskuję". Jeśli już musi zarekwirować to ma, po pierwsze, oddać uczniowi wszystkie nośniki pamięci telefonu: kartę SIM, karty pamięci, itd. Po drugie, uczeń ma dostać zaświadczenie o konfiskacie.
OdpowiedzTo "rekwirowanie" to wymuszenie, używa do tego przewagi nad uczniem. A jeśli nie chce oddać albo oddaje pod groźbą, szantażem albo innych środkach przymusu (a nie wierzę, że ktokolwiek oddaje sprzęt taki z uśmiechem na twarzy) to nie różni się zbytnio od dresika, który proponuje układ "telefon albo zęby". I zgłaszanie na policje takich zdarzeń uważam za słuszne- nie pasuje co robi uczeń w szkole to niech dzwonią po rodziców jeśli nie jest pełnoletni. RZeczach, nie żeczach, tego uczą w podstawówce.
OdpowiedzNiby na jakiej podstawie ma zarekwirować telefon? Kazać schować, wyłączyć - ok. Jak nie słucha dzieciak - uwaga, telefon do rodziców. Lecz jakim prawem dorosły ma zabierać cokolwiek dzieciakowi, który nawet nie może mu się postawić? Jak także ma oddać wszelkie nośniki? W moim telefonie nie mam karty pamięci - wszystko zapisywane jest na dysku. Mam go wyjąć?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2012 o 15:44
Iiii tam, pewnie się okaże, że rodzice podpisali regulamin wcale go nie czytając - jak większość. I teoretycznie wiedzieli, że telefony są konfiskowane. Ale większości się czytać nie chce.
Odpowiedzswoją drogą to ja nie wiem jak my daliśmy radę bez telefonów w szkole patrząc na współczesną młodzież. A przecież też w razi złego samopoczucia czy z innych powodów rodzic stawiał się w szkole w ciągu godziny. A, już wiem. Nauczyciele byli normalni. Nie ignorowali słów podopiecznych.
OdpowiedzI podejrzewam, że można było zadzwonić z seketariatów. Natomiast teraz bywają z tym problemy.
OdpowiedzU mnie w szkole był automat na półpiętrze, taki zwykły na kartę.
Odpowiedzu mnie w szkole (w liceum) tez byl automat na karte i chlopak ktoremu zabrala nauczycielka telefon zadzwonil i zglosil kradziez ale jak sprawa skonczyla to juz nie wiem.
Odpowiedzwpis otrzymuje nominacje do Wielkiej Kolczatej Opuncji w D....pie Polskiej Oświaty w kategorii Nauczyciel Twoim Wzorem Agaaga, brawo !
OdpowiedzI bardzo dobrze zrobiłaś. Brawo! PS. Ale napiszesz jak się skończyła sprawa prawdaaa?
OdpowiedzW szkole, do której chodzą moi synowie jak młodszemu zdarzyło się zmoczyć w spodnie, to nauczycielka sama do mnie zadzwoniła i poprosiła żebym przyszła do szkoły i przyniosła małemu ubrania na zmianę.Po to się w końcu podaje telefon kontaktowy, żeby szkoła mogła się w sytuacji awaryjnej skontaktować z rodzicem.Co to za nauczyciel, który zostawia małe dziecko w takiej sytuacji samo sobie??? Chociaż 25 lat temu, kiedy z powodu nerwicy moczyłam się nie raz wracałam ze szkoły w kilkunastostopniowym mrozie usikana po pas i nikogo to nie ruszało...I śladów katowania w domu też nikt nie raczył zauważyć.więc może to taka szkoła z przed ćwierćwiecza była???
OdpowiedzMoja ciotka była moja wychowawczynią w zerówce, w klasie miałam taką dziewczynkę, której czasem zdarzało się zsikać z nerwów w majtki. Czasy przedkomórkowe, no to z sekretariatu dzwonić chciała po mamę dziewczynki, no bo przecież zasikana nie będzie siedzieć. W sekretariacie podobno nie spotkał się jej pomysł z aprobatą, musiała wywalczyć zadzwonienie po rodzica bo "dużo nie zostało a telefon kosztuje". Gdyby nie to, że słyszałam to z pierwszej ręki to bym nie uwierzyła w takie podejście.
OdpowiedzGdy ja byłam w podstawówce to telefony komórkowe to były tzw. cegły, Nokia 3510i to był szał pomarańczy! :) niedawno mój kuzyn, obecnie będący w bodajże 4 klasie miał wypadek. Rozbił głowę o kaloryfer. Na przyjazd pogotowia czekał stosunkowo krótko, ale przez pół godziny nikt nie mógł wezwać pogotowia. Dlaczego? dlatego, że szkolny sekretariat był zamknięty, nauczycielka nie używała komórki a uczniowie bali się wyciągnąć telefon, bo za noszenie telefonu do szkoły grozi uwaga i naganne zachowanie na koniec roku.
OdpowiedzAle telefon przecież jest w kadrach, zapewne w świetlicy i gabinecie pielęgniarki, dziwne to ale aczkolwiek pewnie możliwe.
OdpowiedzTakie historie opowiadacie o szkolnym terrorze komórkowym, to aż mi dziwnie że jak byłem w liceum to każdy mógł mieć nawet i dziesięć komórek i go nikt nie ścigał, ba telefon mógł leżeć na stole w czasie lekcji i nawet można było zerknąć która jest godzina. Sam nieraz liczyłem na komórce jak kalkulatora zabrakło na fizyce albo matematyce. Jedynie czego trzeba było przestrzegać to komórki schowane na sprawdzianach i zawsze wyciszone, trzymało się tych zasad i nikt nawet ujemnego punkcika nie dostał. Do szkół to chyba jednak miałem szczęście.
Odpowiedzu na to samo :) tyle że w gimnazjum
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2012 o 1:14
Jak można przyrównywać podstawówkę do liceum?
OdpowiedzJak ktoś jest głupi na tyle, że ma przepisy zamiast mózgu i resztek człowieczeństwa, nie powinien pracować z dziećmi, psim obowiązkiem było zainteresowanie się dlaczego dziciak dzwoni do rodziciela, a nie zabierać telefon, tacy nauczyciele tylko głupoty mogą nauczyć, albo nie przeszkadza w jej uczeniu od innych zmyślnych dzieciaków. Brawo!
Odpowiedzbrak kompetencji ze strony nauczycielki.Z pani strony brawa za uwagę i rozsądne myślenie.A tak poza-tym to w tekście jest błąd nie secundo tylko secondo (in Italiano primo,secondo,terzo), ale to szczegół
OdpowiedzA o innych językach poza Italiano słyszałaś?
OdpowiedzSzczegółem jest to, że nie masz pojęcia nawet o włoskim, i obocznościach występujących w danych rejonach Włoch, i o tym, że dane regiony mają swoje gwary. Włoski jak większość języków tamtego regionu, i w kryterium gramatycznym nasz język, opiera się o łacinę.
Odpowiedzprimo, secundo, tertio - to po łacinie :) ale dzięki za włoską wersję, bo nie znałam :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2012 o 12:38
brawo Agaaga właśnie tak powinni postępować rozumni i empatyczni ludzie. Oby więcej takich:)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2012 o 10:55
Jesteś moją idolką! Zupełnie pozytywnie i beż żadnej ironii :).
OdpowiedzRaz tak miałem w szkole - grałem na komorce w czasie lekcji ale nauczycielka była miłosierna i oddała mi komę :)
OdpowiedzOj, biedaku. :(
OdpowiedzProszę, dopisz, jak się to dalej potoczy! Postąpiłaś wspaniale, mam nadzieję, że "nauczycielka" wyleci...
OdpowiedzLudzie! Ogarnijcie się! Czy ktokolwiek z umieszczających komentarze do tej historii ma jakiekolwiek rozeznanie w specyfice pracy szkoły? Oprócz, rzecz jasna, własnych wspomnień z bycia uczniem? Po pierwsze, nie wiemy, jaki był przebieg samego zdarzenia - co i w jaki sposób mówiła nauczycielka,a co uczennica. Jeżeli ich rozmowa miała taki przebieg, jak sugeruje autorka historyjki, to nie przeczę, w szkołach z takim zapisie w regulaminie (zakaz używania sprzętu elektronicznego), istnieją procedury w razie różnego rodzaju wypadków, wymagających szybkiego kontaktu z rodzicami - np. dzwonienie z sekretariatu lub własnej komórki. Co jednak wydaje mi się istotniejsze, ciężar argumentacji w kolejnych komentarzach przesuwa się nieubłaganie w stronę kwestii, dlaczego w ogóle jest taki zakaz w szkołach i na ile jest on nieracjonalny. Niestety, w tym przypadku jednostkowe wspomnienia konkretnych komentatorów nie są (bo nie mogą być) w pełni przekonywujące. Dlaczego? O tym za moment. Na wstępie wyjaśnię jednak, że w szkołach, gdzie pracuję (SP i Gimnazjum) byłem i jestem zdeklarowanym zwolennikiem tego zakazu.Powody? Oto one. 1. Czy ktokolwiek z Was (zarówno były uczeń, jak i rodzic ucznia) zdaje sobie sprawę, w jak dużym stopniu konkretny rodzaj i marka komórki stają się wśród młodzieży jednym z wyznaczników statusu w grupie? Czy zdajecie sobie sprawę, jak często wychowawca,szkolny pedagog muszą interweniować w sytuacji, gdy jakiś uczeń/uczennica są szykanowani towarzysko (a czasami nie tylko) za to, że w szkole inni zobaczyli, jakiego telefonu używają? 2.Argumenty typu "wprowadzili zakaz, bo boją się, że ktoś nagra jak prowadzą lekcje i to upubliczni" są po prostu śmieszne! Nie przeczę, że są szkoły i nauczyciele, na lekcjach których uczeń wręcz powinien nagrać jej przebieg, aby był to później argument w rozmowie z dyrektorem czy kuratorem. Naprawdę jednak chcielibyście takiej możliwości? To super! Przypominam jednak, że to musi działać w obie strony - dotyczyć wszystkich pracowników szkoły. A więc w praktyce - ja, jako nauczyciel zgadzam się, że będę np. filmowany w czasie lekcji, dyżuru na korytarzu, na wycieczkach szkolnych, itd. Godzę się na ryzyko, że mój sposób bycia, ubierania się, charakterystyczne odzywki mogą stać się powodem, dla którego takie filmiki pojawią się np. na youtubie. Ale powtarzam, to oznacza, że ja również mam prawo nagrać pewne zachowania uczniowskie. Tak więc jako rodzice spodziewajcie się, że pewnego dnia na wywiadówce, w gabinecie dyrektora, na yotubie, itd., itp. spotkacie filmik, który demonstrował będzie zachowanie Waszych dziatek. A więc, proszę bardzo! Córunia z psiapsiółkami roztrząsa technikę robienia lodzika konkretnemu koledze? Bęc, filmik leci! Synek z kolegami (oczywiście dla żartu)odstawiają scenkę pt. "zakochani geje"? Bęc, filmik leci! Grupka wpada na pomysł, że będzie znakomitym żartem jeśli wysmaruje się kałem klamki w toaletach uczniowskich? Dawaj - i już rodzice ryczą ze śmiechu oglądając to na jednym z portali. Spici przemyconym alkoholem na wycieczkę uczniowie wzajemnie wymiotują sobie na buty, albo nauczyciel w czasie obchodu "śpiących" w pokojach uczniów musi przeganiać tulących się do siebie nagich nastolatków różnej, a czasami tej samej płci? A co tam, liczy się przecież FUN! Od razu dodam, że te przykłady nie są wymyślone, czy zasłyszane od kogoś - to zaledwie drobny przykład tego, z czym BEZPOŚREDNIO spotkałem się w mojej pracy. A ponieważ w internecie nic nie ginie, jaki to będzie znakomity żart, gdy za parę lat Ania, Zbyś czy Klaudia już jako stateczni, nobliwi i aspirujący np. na eksponowane stanowiska ludzie zetkną się z takimi świadectwami własnej młodzieńczej natury? No po prostu boki zrywać! Dlatego walczcie z tym durnowatym zakazem w szkołach! Współczesny świat należy do młodych, którzy wiedzą, czego chcą. Nie po to tatuś z mamusią sprezentowali swej pociesze smartfona, odtwarzacz mp3, tablet, cyfrówkę do pstrykania zdjęć, żeby młodzież nie mogła tego używać kiedy, jak i g
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2012 o 14:07
Popieram każdy kij ma dwa końce.
OdpowiedzNo wybacz, dab68, ale Twój argument nr 2 jest poniżej krytyki. Podajesz przykłady naprawdę drastycznych zachowań młodzieży - ale może choć słówko o tym, gdzie byli nauczyciele, zanim uczniowie upili się tak, że zaczęli wymiotować, albo skończyli smarować klamki kałem? Jeśli grupa będzie razem, a nauczyciel w pobliżu, większość wymienionych przez Ciebie sytuacji nie znajdzie racji bytu. Tak naprawdę większość wybryków kompromituje nauczycieli... Co do wygłupów przed kamerą - cóż kiedyś młodzi muszą nauczyć się odpowiedzialności za swoje postępowanie. IMO lepiej wcześniej ;) Co do argumentu nr 1 - to zakaż jeszcze uczniom nosić ubrania i buty (mogą być drogie i markowe - lub nie), wyeliminuj zegarki, długopisy, i spotkania w domach, bo może ktoś ma lepszy komputer, a to wpłynie na jego status w grupie... A komórki, jak widać, bywają niezbędne - zwłaszcza, jeśli szkoła zatrudnia takie nauczycielki, jak ta z opowieści Agaagi.
OdpowiedzZgadzam się w pełni, dab. Dodałabym jeszcze jedno: uczeń kuszony przez drzemiące w komórce rozrywki będzie miał tendencję do niezajmowania się lekcją. A jak mi jeszcze uczennica mówi, że ona się nie musi niczego uczyć, bo wszystko jest w internecie i jak będzie potrzebować, to sobie znajdzie to zastanawiam się czyją głową walić w ścianę - swoją czy jej rodziców. Takie nieustanne bycie na rodzicielskiej smyczy i bycie on-line 24 godziny na dobę powoduje, że dziecko (a później dorosły) nie umie sobie radzić bez tego. Nie wyobraża sobie, że można kogoś odwiedzić bez zapowiedzi, nie wie co począć kiedy coś się potoczy niezgodnie z planem , a w telefonie padła bateria, rzuca gromy jeśli ktoś nie dość szybko odpowie na smsa... krótko mówiąc uzależnia się i 'uniesamodzielnia'. Dziecku naprawdę komórka nie jest potrzebna - to nie strażak na dyżurze domowym ani właściciel firmy czekający jak na szpilkach na telefony od potencjalnych klientów.
OdpowiedzNaa, wycieczka szkolna to żadna wycieczka, kiedy nauczyciel bezustannie zagląda uczniom przez ramię, a jeśli po wybrykach uczniów nie może im zaufać, to nie organizuje wycieczki lub organizuje jednodniowy wyjazd. Popieram Twoją opinię odnośnie pierwszego argumentu, można nosić do szkoły koszulę, marynarkę, krawat i tarczę, i cóż z tego skoro teoretycznie uczniowie mogą szpanować spodniami i markowymi butami. :) @dab68 Myślę, że zakaz używania telefonu na lekcji jest słuszny, ale używanie telefonu na przerwach powinno się ograniczać odpowiednio do zachowania uczniów. Ja rozumiem, że dzieci z podstawówki mogą robić różne rzeczy z telefonami, ale w gimnazjum nie widzę nic złego w tym, że ktoś słucha sobie muzyki na słuchawkach albo zadzwoni do kogoś na chwilę.
Odpowiedz1. To zgólmy wszystkim głowy i załóżmy pasiaki- będą równi! 2. Nie będzie mi przeszkadzac jeśli nauczyciel będzie mnie nagrywał, ja również czasem mam włączony dyktafon. Ktoś, kto nic na sumieniu nie ma nie będzie się buntował przeciwko utrwaleniu rozmowy. 3. Upowszechnianie jest zakazane, więc sobie na yt nie wrzucisz. I nie wiem dlaczego masz nagrywać jak uczennica uprawia seks oralny z kolegom jeśli nie dzieje się to na lekcji? Co kogo obchodzi co robię poza zajęciami i budynkiem szkoły?
OdpowiedzNie zgadzam się z zakazem po to, by dzieci "nie szpanowały". To jest o tyle bez sensu, że nadal będą zwracać uwagę na to, co ktoś ubiera, jakie buty nosi itd. Poza tym szpanować sprzętem mogą i na pewno będą poza lekcjami. Zakaz wnoszenia tych sprzętów do szkoły w celu zmniejszenia "wyznacznika statusu w grupie" to walka z wiatrakami. Nie tędy droga.
OdpowiedzJa dopisałbym narażenie na utratę zdrowia bądź życia...
OdpowiedzW mojej szkole (co prawda UK, ale nie sądzę aby cokolwiek to zmieniało) można używać telefonów na przerwach (oprócz robienia zdjęć/nagrywania wideo- z powodów takich że ktoś może mieć np. ojca pijaka, który dostał zakaz zbliżania się do dziecka, i przez taki film może się dowiedzieć gdzie dziecko jest)i nikt z tego powodu jeszcze nie został skrzywdzony. Ostatnio ktoś nagrał film z przystanku i wrzucił na YouTube, w mundurkach, to szkoła zareagowała, znalazła sprawcę i raczej usunęła film z YouTube. Myślę że reagowanie na rzeczy jak używanie telefonów na lekcji czy coś takiego jak opisałem powyżej jest o wiele mądrzejsze niż zabranianie kontaktu ze światem i rodzicami.
OdpowiedzU mnie w szkole dzieci wiedzą, aby nie używać telefonów komórkowych na lekcjach, w czasie lekcji nieraz dzwonił rodzic do dziecka, dziecko powiedziało kto dzwoni i pozwoliłam odebrać. Rodzice zostali poinformowani również o tym, że nie wolno robić zdjęć i kręcić filmików bo grozi to zabraniem telefonu i przekazaniem go dla rodzica. Często używam swojej komórki aby zadzwonić do rodzica i przekazać wiadomość zarówno z własnej, jak i dziecka inicjatywy. Gorzej jak odbieram telefony od rodziców przed 7 rano z bardzo głupimi sprawami.
OdpowiedzPrzecież dzieci są nieważne, najważniejszy jest dobry wizerunek szkoły z zewnątrz i regularnie płacone komitety, a szkoła jest elitarna, bo ma mundurki i w cholerę zakazów. :P Ja rozumiem, że na lekcji uczniom nie wolno używać telefonów, a szkoły mają różny poziom i młodszym dzieciom wpadają różne pomysły do głowy, ale dla tej nauczycielki nauczanie jest najwyraźniej przykrym obowiązkiem, który trzeba wykonać jak najszybciej się i iść do domu, skoro nie potrafi wysłuchać dziecka, tylko jedyne co widzi, to złamanie szkolnego regulaminu.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2012 o 16:07
hehe służbiści i nauczyciele, których boją się dzieci są najgorsi, no cóż dla tej pani regulamin jest święty a w sumie pokazanie "ja tu rządzę"
OdpowiedzTy oczekujesz od nich *nauczania*?! Szok, skandal! :P
OdpowiedzDo Naa Twierdzisz,że mój argument jest poniżej krytyki, ponieważ podane przeze mnie przykłady są drastyczne, o oprócz tego używasz pytania często zadawanego przez różnych "zatroskanych" stanem młodzieży,a ukochanego przez nauczycieli "gdzie byli nauczyciele..." Droga Naa, wyobraź sobie, że byłem cały czas z grupą gimnazjalistów w kopalni soli i gdy przeganiałem nagą małolatę (3 klasa) z łóżka jej kolegi z klasy, usłyszałem, że mam się nie wtrącać w jej życie intymne i ona tego tak nie zostawi. Faktycznie, niedługo po powrocie miałem "przyjemność" rozmowy z jej matulą, która powtórzyła mi dokładnie argumenty córeczki. Droga Naa, byłem na dyżurze, gdy w jego ramach musiałem spowodować, aby grupa 18 dziewcząt opuściła pomieszczenie damskiej ubikacji. Gdy poleciłem 3 winowajczyniom oczyścić ubrudzone przez nie klamki do kabin, usłyszałem że jeszcze pożałuję. Jak się okazało, miało to oznaczać rozmowę z tatusiem, który cały czas bagatelizował wyskok córki - no bo to przecież taki wiek, ma głupoty w głowie - za to próbował mnie zastraszyć doniesieniem do kuratorium, no bo co ja robię w damskiej ubikacji! Twoje słowa "Tak naprawdę większość wybryków kompromituje nauczycieli...". Nie twierdzę, że nie ma debilnych nauczycieli, których głupie i nieprzemyślane zachowanie wpływa czy prowokuje uczniów do różnego rodzaju wyskoków - piekielni.pl są pełne takich historii. Może wydam Ci się zgredem i porąbanym belfrem, ale uważam, że takie zachowania nastolatków w miejscach publicznych jak bekanie, pierdzenie, żucie gumy w rozmowie z kimkolwiek, nieumiejętność używania słów "proszę, dziękuję, przepraszam", używanie wulgaryzmów nie kompromitują nauczycieli - kompromitują domy, z których nie wynieśli tzw. kindersztuby. Zaznaczam przy tym, że nie pracuję z tzw. trudną, czy patologiczną młodzieżą. Piszesz "Jeśli grupa będzie razem, a nauczyciel w pobliżu, większość wymienionych przez Ciebie sytuacji nie znajdzie racji bytu" - czy masz jakiekolwiek doświadczenie związane z opieką nad grupą kilkunastu osób, którym wydaje się, że poza domem mogą robić, co chcą? To co napisałaś jest tak niedorzeczne, że aż nie chce mi się tego komentować.
OdpowiedzAle jednak skomentowałeś ;) Nie, nie uważam Cię za zgreda i.t.d., szczęśliwie nie jestem też nauczycielką (szczęśliwie, bo czuję kompletny brak powołania), ale sama uczestniczyłam w szkolnych wycieczkach, i wiem, że da się zapanować nad nastolatkami, nawet nie siedząc im cały czas na głowach - nauczyciele w moim liceum to potrafili. Poza tym pomysł owych trzech dziewczynek, smarujących klamki, jak rozumiem, został zrealizowany w szkole. Ogólnie w Twoich przykładach wybryków młodzieży uderza mnie brak zapobiegania - klamki zostały już zabrudzone, nastolatka była w łóżku, chłopcy wymiotowali. Tymczasem gdyby nauczycielki zaglądały do toalety dziewcząt podczas każdej przerwy, obrzydliwy pomysł pewnie nie zostałby nawet głośno opowiedziany, bo szansa przyłapania na gorącym uczynku byłaby zbyt duża. Gdyby ktoś obserwował korytarz, dziewczyna by nie doszła do sypialni chłopca - i.t.d. Nastolatki to dzieciaki w wyjątkowo trudnym okresie - już bystre, a jeszcze kompletnie pozbawione dystansu do siebie i otoczenia. W dodatku wiele z ich wybryków, to sprawdzanie, na ile mogą sobie pozwolić. Głupi wiek, i cóż - może lepiej ich popilnować, nim narozrabiają? Jeżeli gimnazjalista pije tyle, że nie jest w stanie utrzymać alkoholu w żołądku, to chyba jednak miał za dużo swobody? Pewnie, kindersztubę powinno się wynieść z domu. Ale czy szkoła nie może postawić jakichś wymagań? Proponuję: odpuścić z komórkami, przycisnąć z manierami ;)
OdpowiedzCzęsto towarzysze młodszemu rodzeństwu na wycieczkach - gimnazjum, liceum, podstawówka (mam pełen przegląd) i ekscesów tam nie ma bo kadra umie sobie dać radę. Więc się może nie przechwalaj porażkami, bo jako pedagog widać jesteś na tyle cienki że młodzież ma cię w dupie... nie ma się tu czym szczycić, raczej płakać...
OdpowiedzUo matko... czekam na dzień kiedy okaże się kto z piekielnych kogo z piekielnych uczy(ł) w szkole ;) Dab pewnie uczy(ł) Naa ;D
Odpowiedzmusze sie krótko wypowiedzieć o żuciu gumy, ja potrzebuje żuć gume na zajęciach, bo mnie cały czas strasznie suszy :) jak wyżuje gume, to następna i znów jakiś czas mnie nie suszy. nie wiem co to jest, miałam m.in. badania na cukrzyce, nic nie wyszło
OdpowiedzU mnie w gimnazjum do tej pory jest zakaz używania telefonów komórkowych. I również pamiętam jak chodziłam tam do szkoły i jak tylko coś się stało i trzeba było wezwać rodziców to standardowe pytanie zadawane przez nauczyciela: masz swoją komórkę? Musisz zadzwonić do rodziców...i wtedy wyciągało się swoją zakazaną komórkę i się dzwoniło do mamy. Teraz w liceum wolno nosić komórki, są one niemal niezbędne do zakomunikowania czegoś. Poza tym jak jakiś kretyn używa komórki nie wtedy gdy trzeba to nauczyciel wzywa jego rodziców a nie karze całą szkołę zakazem noszenia komórek za czyny jakiegoś debila.
OdpowiedzDyskusja wre, widzę. Przypominam meritum, mówimy odziecku lat 9, o nauczycielce kretynce. Sprawa, niestety, zakończyła się, jak przypuszczałam. Mama doniesienie wycofała po gorącej prośbie pani dyrektor, przeproszono, pani nauczycielka nie poczuwa się do winy, dziecko nie powiedziało, że się zsikało. A płakało pewnie tak dla rozrywki. Szkoda słów. Pretensje mają do mnie wszyscy, z mamusią na czele, ot, życie. Gdy moja córka tam się uczyła, miała zawsze telefon, udałam się w tej sprawie do pani dyrktor oraz wychowawczyni, nie używała, ale czuła się bezpieczniej, ja też. W tej chwili córka uczy się w gimnazjum i tam naprawdę nie ma z tym problemów. Na lekcji komórki chowamy, na przerwach można używać. Problemy rozwiązywane są na bieżąco, ostatnio bo bójce dwóch chłopaków nadzwyczajne zebranie rodziców, pogadanka z policją i psychologiem, grupa wsparcia rodzice-nauczyciele. I żadne renomowane gimnazjum, zwyczajne, państwowe. Tylko kadra świetna, im się chce. Wycieczki się odbywają, dzieciaki dopilnowane, moim zdaniem w dużej mierze problemy wychowawców są wydumane. Jeśli jadą z dzieciakami, żeby odpocząć, to niech się potem nie myślą, że dzieci aniołki i będą książki czytać.
OdpowiedzNo tak... To zwłaszcza mamusia dziecka się popisała. Bo że dziewczynka wstydziła się przyznać do obsikania spodni, trudno się dziwić - i to rodzice powinni o tym wspomnieć dyrektorce, dyskretnie. A Tobie dziękować do końca życia. Liczę, że mimo wszystko wyniknie z Twoich działań coś dobrego: nauczycielka-kretynka choć się nie przyzna do winy, z obawy przed podobną chryją następnym razem użyje mózgu, albo dyrektorka pozbędzie się jej przez wakacje... Bo to Ty bez żadnych wątpliwości postąpiłaś słusznie. I gratuluję trafienia na dobre gimnazjum dla dzieci :)
Odpowiedzjak ja przeżyłem podstawówkę jak nie było jeszcze telefonów komórkowych?
Odpowiedz